Ugrofinowie - dawniej liczne narody, dość bitne i przedsiębiorcze, zajmujące ogromne przestrzenie - dziś stanowią niewielki ułamek procentu w skali ludności Ziemi i w dodatku żyją bądź na krańcach Europy (Finowie), bądź w poczuciu odrębności narodowej i kulturowej (Węgrzy). Liczba Ugrofinów wynosi obecnie około 20 milionów ludzi, mówiących 19 językami, w tym 10,5 miliona Węgrów i 4 miliony Finów.
Spośród Ugrofinów największą karierę zrobili Węgrzy, którzy w średniowieczu stworzyli jedno z najbardziej liczących się państw Europy. Żyjąc w sercu Europy, szukają oni jednak nieustannie swych praźródeł na jej obrzeżach, a wytworzywszy jedną z oryginalniejszych kultur europejskich, nostalgicznie obudowują ją w mitologię rodem z szerokich stepów Azji.
Należąc do najbardziej zorganizowanej gałęzi Ugrofinów, Węgrzy wszędzie, gdzie tylko znaleźli się w ciągu wieków, potrafili - w symbiozie z sąsiadami - zachować własny charakter narodowy i w kolejnych nowych miejscach szybko organizować się i zamiast asymilować się, narzucali podbitej ludności własne cechy w zakresie obyczajów i języka. jak piszą ich poeci, pochodzą z bliżej nie oznaczonej na mapie świata krainy Goga i Magoga, o którą spór - głównie wśród archeologów i językoznawców - trwa po dziś dzień.
(...)
Taltos - szaman, blaszka z IX w. Kiedy przybyłe z dalekiej Azji plemiona ugryjskie po wielu peregrynacjach trafiły wreszcie nad Cisę i Dunaj, by tu osiąść na stałe, prócz bitnych wodzów i świetnie zorganizowanej konnicy wiodły jeszcze ze sobą pogańskich kapłanów, zwanych czarownikami, którzy często kierowali zbrojnym ramieniem wodza, a bogu wojny składali w ofierze białego konia.
Słowo
taltos - „czarownik” spokrewnione blisko ze słowem
tudos - „wiedzący, uczony”, żyje do dziś w węgierskim słownictwie i w węgierskiej tradycji. Do niedawna jeszcze określało się nim przede wszystkim ludowych znachorów, widzących przyszłość, umiejących leczyć i rzucać uroki, mówić przez sen i opowiadać mrożące krew w żyłach historie.
Taltos - „czarownik” wśród ludów Syberii, z których wywodzą się przecież Węgrzy, miał wiele nazw i znaczeń. Miał jednak również nazwę nadrzędną, którą rozumiały prawie wszystkie ludy syberyjskie, a mianowicie tunguskie słowo „szaman”, znaczące właśnie
tudos - „mądry, uczony”, a zapożyczone prawdopodobnie z sanskryckiego
śrama, co z kolei znaczy „zmęczenie, wysiłek, ćwiczenie religijne”. Bo rzeczywiście szamanem zostawało się w sposób szczególny. Zostawało nim zwykle dziecko chorowite, mające halucynacje, mówiące przez sen, uciekające od ludzi itp.
Żeby zrozumieć szamanizm trzeba dokładnie przeanalizować tereny, na których on się zrodził: wielkie przestrzenie Syberii, gdzie natura miała na człowieka wpływ decydujący i trzeba było mu ją objaśniać. Robili to szamani, tamtejsi czarownicy.
Szamanizm nie wykształcił osobnej filozofii i etyki, był zlepkiem obyczajów i zwyczajów, które urabiała indywidualna wyobraźnia czarownika wśród niezmierzonych przestrzeni syberyjskiej tundry i tajgi, gdzie przed tysiącami lat zamieszkiwały również plemiona Ugrofinów.
Mieszkały one w jurtach, zajmowały się zbieractwem, łowiectwem i pasterstwem, dzieliły się na rody. Ród zamieszkiwał zwykle 4-5 namiotów. Na jego czele stali: przywódca rodu oraz szaman. Życie tych ludzi zależało głównie od zwierząt: pożywieniem ich było przeważnie mleko, mięso i krew, ubiór mieli z wyprawianych skór. (...)
Szaman po wtajemniczenie musiał iść do duchów w zaświaty. Wspinał się więc po drzewie sięgającym koroną nieba, a drzewo takie występowało często w ludowych bajkach węgierskich. Szaman albo piął się po gałęziach, albo wycinał w pniu schody. Badacze twierdzą, że motyw drzewa sięgającego nieba jest charakterystyczny wyłącznie dla oryginalnych bajek węgierskich, przy czym bohater po raz pierwszy, tytułem próby, wspinał się po kolejnych gałęziach lub po wyciętych przez siebie siekierą stopniach. Oczywiście bohater musiał być młody i te dwa fakty „pierwszy i jedyny raz” oraz „młodość”, są motywem typowo węgierskim. A drzewem, po którym wspinał się do nieba bohater, była brzoza, najczęściej występująca w syberyjskiej tajdze.
Motyw drzewa świata został wykształcony tylko w kulturze ugrofińskiej. Kolejnym, występującym często w ludowych bajkach węgierskich motywem jest smok, który porwaną dziewczynę uprowadza w zaświaty właśnie po drzewie sięgającym nieba. Występują tu w zasadzie dwa motywy ugrofińskie: obok drzewa sięgającego nieba mamy porwanie dziewczyny, szeroko rozpowszechnione wśród nomadzkich ludów ugrofińskich. Dziecko zrodzone z takiego małżeństwa uczyło się języka matki, dlatego Węgrzy do dziś o swym języku mówią anyanyelv - „język matki”.
Égig érő fa - drzewo świata, zwane też életfa - drzewo życia
Poświęćmy również nieco miejsca totemizmowi w dziejach Prawęgrów i Starobułgarów. Otóż do ważnych form w kontaktach z ościennymi narodami należała przysięga. Ludy syberyjskie, w tym i przodkowie Węgrów, według zapisków kronikarzy z IX-X w., składali przysięgę m.in. na zwłoki rozciętego na dwie połowy psa. Fakt ten potwierdza bizantyjski kontynuator kroniki Theophanos oraz westfalski latopis Widukind.
Przysięgający kładli w pysk zabitego psa perły i agaty na znak, że nic złego ani przeciwnego układom nie będą czynić ani mówić. Podobnie zwłokom ludzi kładziono w usta perły i agaty, zatykano uszy jedwabiem, oczy zasłaniano jedwabną zasłoną. Wówczas następował określony rytuałem wyimaginowany dialog pomiędzy zmarłym a bogiem zwanym Turą:
Tura
Dużo złego mówiłeś o ludziach
i mową tą bardzo im zaszkodziłeś.
Zmarły
Nic złego nie mówiłem, nawet ust nie otworzyłem.
Spójrz, perłę trzymam w ustach.
Nic złego nie mówiłem. Spójrz, agat na moim języku.
Theophanos w swojej kronice odnotowuje, iż kiedy w 815 r. cesarz bizantyjski zawierał układ pokojowy z chanem bułgarskim Omurtagem na 30 lat, wówczas ten złożył przysięgę na zwłoki psa. Przysięgi takie składali również w owym czasie Węgrzy. Salzburski arcybiskup Theotmar w liście do papieża Jana IX pisał, że Węgrzy i Słowianie morawscy przysięgali „na psy, wilki i inne rzeczy pogańskie i bezbożne”.
W wykopaliskach, m.in. w miejscowości Othalom, odległej 3 km od Segedu, znaleziono obok zwłok ludzkich kości konia i psa. Cmentarzysko pochodziło z X w. Na podobne wykopaliska natrafiono w innych miejscowościach.
Kości psa znajdowały się bądź u nóg szkieletów ludzkich, bądź z ich prawej strony, z pyskiem obróconym na zachód. Podobnie układano zwłoki konia. W niektórych grobach znaleziono tylko głowę konia lub psa bądź tylko talizmany zrobione z kości tych zwierząt.
Z pewnością zwierzęta te pełniły rolę totemową. Według starych wierzeń Kazakow i Prawęgrow głowa psa miała chronić jego pana od chorób, a w jej czaszce miała przebywać dusza zmarłego. Podobny zwyczaj zachował się dzisiaj wśród Giliasow, żyjących u ujścia Amuru. Tam zmarły również otrzymywał psa, by mógł jego duszę przeprowadzić na tamten świat. Także podczas świąt na cześć niedźwiedzia zabijano psa, żeby duszę niedźwiedzia przeprowadził na rajskie łąki, do praprzodka, gdzie następować miała wymiana skór, i w następnym sezonie pies wracał na ziemię pod postacią niedźwiedzia.
Pogańscy Czuwasze wierzyli, że dusza zmarłego podczas modłów przechodzi w ciało psa. Mansowie uważali, że pies najpierw mieszkał w niebie. Do dziś w niektórych bajkach, pieśniach lub przekleństwach węgierskich występuje porzekadło: wyrwałeś się jak z psiej głowy (psiego mózgu).
Zarówno Bułgarzy znad Wołgi, jak i Czuwasze byli przekonani, że pies odpędza nieczyste duchy i broni przed nimi swego pana. Dlatego w rogu domu zakopywali zwłoki psa. Wśród Czuwaszów istniało przekonanie, że zmarły podczas modłów mógł zjawić się pod postacią psa.
Rodowodu przysięgi na rozcięte na pół zwłoki psa lub wilka trzeba szukać w totemizmie.
Z badań wynika, że zwyczaj przysięgi na zwłoki psa i kult tego zwierzęcia Ugrom obijskim w przeszłości nie był znany. Przejęto go natomiast od plemion bułgarsko-tureckich, z którymi przodkowie Węgrów przez długi okres żyli w koegzystencji.
{Natomiast praprzodkowie Węgrów czcili niedźwiedzia, który był u nich zwierzęciem totemowym. Po zabiciu niedźwiedzia trzeba było go przeprosić, żeby jego duch nie ściągnął na zabójców nieszczęścia. Np. Chantowie po polowaniu na tego zwierza ściągali z niego skórę i wypychali ją tak, by przybrała postać żywego zwierzęcia. Następnie zaczynały się radosne tańce. W śpiewanych piosenkach wyjaśniano niedźwiedziowi, że zabił go kto inny, tak samo kto inny przygotował narzędzia na łowy, np. groty do strzał ktoś z wrogiego Chantom plemienia, piora strzał - orzeł płci męskiej. Tańcząc zbliżano się do wypchanej skory i kolejno całowano ją. Po zabawie sprzedawano skórę temu, komu się podobała.
(W językach ugryjskich nie ma nazwy na określenie niedźwiedzia. Nazwę przyjęto od Słowian, ponieważ zwierzęcia totemowego nie wolno było wymieniać po imieniu).
Chantowie, składając także przysięgę nowemu wodzowi, przysięgali na skórę niedźwiedzia i na chleb wbity na ostrze noża. Słowa jej brzmiały następująco: „Jeśli do końca życia nie dochowam wiary memu cesarzowi (wodzowi), jeśli samowolnie oddalę się od niego i nie będę płacił daniny, jeśli porzucę samowolnie tereny, na których żyję lub popełnię innego rodzaju odstępstwo od wierności, wówczas niech rozerwie mnie niedźwiedź, niech mi w gardle stanie ten chleb, który będę przełykał i noż niech mnie na śmierć przeszyje”.
Po tych słowach klękano przed skórą niedźwiedzia i każdy musiał ją ugryźć. I tu istniały trzy sposoby gryzienia, w zależności od plemienia. Gryziono głowę niedźwiedzia, jego kły lub skórę w ogóle.
Kroniki mówią też o składaniu przysięgi na własną krew lub jej picie. Do dziś zachował się zwyczaj ludowy na Węgrzech, iż zakochani nakłuwają sobie palce i pijąc wzajemnie swą krew wypowiadają te słowa:
Krew twoja z moją niech w jeden strumień się łączy.
Ciała mojego z twoim i grób nie rozłączy.
Joinville w biografii poświęconej świętemu Ludwikowi w 97 rozdziale wspomina o zwyczajach bałkańskich Kumanów, jeśli chodzi o składanie przysięgi. Było to w 1251 r. Panujący wówczas w Konstantynopolu cesarz Baldwin II związał się przymierzem z Kumanami przeciw pewnemu greckiemu wodzowi. Wówczas król Kumanów i król Konstantynopola upuścili z siebie krew do srebrnego pucharu, a następnie zmieszawszy ją z winem i wodą, pili, stając się w ten sposób krewnymi (braćmi jednej krwi).
Przyprowadzono też psa, którego obydwie strony zakłuły mieczami i następnie złożyły przysięgę na jego zwłoki, że niech ich to samo spotka, jeśli nie dotrzymają słowa.
O podobnym rytuale wspomina w swej kronice Anonim, kiedy wodzowie siedmiu plemion węgierskich złożyły jednemu spośród siebie, Almosowi, przysięgę na krew, mówiąc: „Od dzisiejszego dnia począwszy, ciebie wybieramy na wodza, byś nam rozkazywał, i tam, gdzie cię los będzie wiódł, my z tobą podążymy”. Po słowach tych każdy wysączył do wspólnego naczynia trochę własnej krwi, którą następnie wspólnie wypito. A działo się to w czasie zajmowania „nowej ojczyzny”, dzisiejszych Węgier.
O składaniu przysięgi na krew pisał również w V w. p.n.e. Herodot. Wymienia tam plemiona Scytów, którymi równie dobrze mogli być Węgrzy. „Podczas składania przysięgi Scytowie brali duże naczynie napełnione winem, następnie, nakłuwszy ciało nożem lub sztyletem, upuszczali do naczynia swoją krew, po czym wrzucali do niego miecze, strzały, kopie i topory. Później długo modlili się, wreszcie z namaszczeniem wypijali zawartość naczynia”.
Jeden z badaczy węgierskich, Dezso Pais, słusznie zauważył, że w języku tureckim słowo przysięga znaczy również picie. Świadczy to o tym, że przysięga na krew była u tego ludu prastarym zwyczajem. Podobnie słowo węgierskie aldomas („picie po dokonanej transakcji, uczta”) bierze początek od rdzenia aldoz („ofiarować, poświęcić, darować”).
Przysięga na zwłoki psa praktykowana była jeszcze na dworze węgierskim w XIII w. Kiedy mianowicie posłujące do Tatarów poselstwo węgierskie w latach 1247-1248 doniosło królowi węgierskiemu Beli IV, iż Tatarzy znów gotują się z wyprawą na Węgry, wówczas król zadrżał, słysząc tę wieść, następnie syna swego, Stefana V, ożenił z córką króla Kumanów. Na weselnej uczcie dziesięciu kumańskich wojowników, kładąc miecze na przecięte na pół zwłoki psa, przysięgało bronić ziemi węgierskiej przed Tatarami i innymi ludami barbarzyńskimi.
W okresie pogańskim w świadomości Hunów, a zapewne i Węgrów, żył mit o „pierwszym królu” jako wiecznym władcy na tamtym świecie. Rycerz francuski, Philippe de Toucy, który znalazł się w obozie Hunów, tak opisuje ich zwyczaje pogrzebowe:
„Kiedy zmarł bogaty wojownik, kopano w ziemi głęboki i szeroki dół, w którym umieszczano bogato odziane i ozdobione klejnotami zwłoki na czymś w rodzaju krzesła, a obok nich najlepszego konia i najwierniejszego sługę. Sługa, nim go spuszczono do dołu, żegnał się z królem Hunów i ze znaczniejszymi wojownikami. Zawieszali mu oni wtedy na szyi złote i srebrne ozdoby, mówiąc: ≫Kiedy przyjdzie moja kolej i stanę na tamtym świecie, wówczas zwrócisz mi to, co dziś daję≪. A sługa odpowiadał: ≫Zrobię to z przyjemnością≪. Następnie król Hunów wręczał słudze list do pierwszego władcy w zaświatach, w którym informował, iż zmarły wojownik dzielnie spisywał się za życia i wiernie służył królowi, dlatego król prosi, by władca zaświatów przyjął go na swoją służbę. Następnie wierzch dołu, w którym przy zwłokach zostawał żywy służący oraz koń, przykrywano drewnianymi belkami, a na nie kładziono kamienie i zasypywano to wszystko ziemią”.
Z innych kronik i podań wynika, iż za zmarłym mężem dobrowolnie, podobnie jak służący, szła również na śmierć żona.
Walka Kościoła z pogańską przeszłością w całej Europie na długo skutecznie wypleniła bogate i wiarygodne źródła o tejże przeszłości. Dopiero na dobrą sprawę romantyzm zwrócił uwagę inteligencji europejskiej, w tym również węgierskiej, na pogańską mitologię. Na Węgrzech, będących od XVI w. pod kolejnymi zaborami (tureckim i austriackim), próby rekonstrukcji zamierzchłej przeszłości, wskrzeszenie w świadomości narodu dawnej wielkiej i wolnej ojczyzny, leżącej gdzieś na stepach Eurazji, odgrywało swoistą rolę krzepienia serc, chęć ponownego odnalezienia tożsamości narodowej po nieudanych walkach zbrojnych. Ponadto duchowieństwo, chcąc walczyć z zabobonami, zachęcało do objaśniania ich genezy.
Pierwszym, który zainteresował się wierzeniami przedchrześcijańskimi, był orientalista Ferenc Foris Otrokocsi (1648-1718). W 1693 r. wydał Origines Hungaricae. W sposób szerszy kontynuował te zainteresowania historyk Daniel Cornides (1732-1787) w dziele De religione veterum Hungarorum, gdzie zajął się wieściami rozrzuconymi po średniowiecznych kronikach i annałach, korzystając także z Gestów Anonima. Interesowały go m.in. takie sprawy, jak rytualne spożywanie mięsa wilka i rytualne picie krwi. On też pierwszy zajął się problemem, czy Węgrzy wierzyli w jednego Boga, czy też w wielu bogów. W badaniach tych konieczna była znajomość religii żydowskiej, mitologii greckiej i rzymskiej. Cornides próbował też wyjaśnić, czy Prawęgrzy mieli coś wspólnego ze Scytami i ludami perskimi. Twierdził, że przodkowie Węgrów nie mieli świątyń i tzw. bałwanów (bóstw), czego do dziś nie udało się definitywnie wyjaśnić. Analizował także tzw. przymierze krwi, jego zdaniem siedmiu wodzów pogańskich podczas „zajmowania nowej ojczyzny” do naczynia upuściło własną krew, na którą następnie złożono przysięgę przymierza.
Żyjący w latach 1862-1910 folklorysta Lajos Katona zwrócił swe zainteresowania w stronę kultury scytyjskiej i perskiej. Z wierzeniami Scytów i Persów próbował powiązać wierzenia pogańskich plemion węgierskich.
Natomiast szamanizmem pierwszy zajął się Janos Horvath (1763-1853), twierdząc jednocześnie, że Węgrzy wierzyli w jednego Boga.
Kompleksowo na szerszą skalę mitologią węgierską zainteresował się Arnold Ipolyi (1823-1886). Jego Mitologia węgierska analizuje takie zagadnienia, jak pojęcie „Boga Węgrów” tkwiące głęboko do dziś w świadomości przeciętnego nawet Węgra, próbuje dać odpowiedź, skąd się ono wywodzi oraz skąd wywodzą się takie słowa, jak ur - „pan”, or -„strażnik”, manó (manes?), Orias -„olbrzym, potwór”, boszorkany - „czarownica”, fene - „licho” i jakie mają one powiązania etymologiczne z istotą najwyższą?
Dociekał, czy przypadkiem słowo eg - „niebo” nie wiąże się ze czcią słońca, czy Węgrzy wierzyli w życie pozagrobowe, jakie mieli święte zwierzęta, czy wiara łączyła się z kultem wodza lub księcia, czy ówcześni kapłani stanowili kasty, czy czcili święte przedmioty, czy mieli święte miejsca i własne pismo (runiczne?). Interesowały go pogańskie obrzędy, np. śluby, pogrzeby, oraz to, czy w dzisiejszych zabobonach można odnaleźć ślady dawnych wierzeń i jak wierzenia te mają się do hellenizmu, manicheizmu, mitologii Hunów i Scytów, Tatarów, Finów, a nawet Słowian i Germanów.
Jako katolik Ipolyi szukał w dawnych pogańskich wierzeniach plemion węgierskich monoteizmu. Błędne były również jego wnioski komparatystyczne wyciągane z innych wierzeń. Do dziś bowiem nie wiadomo, czy podczas „zajmowania ojczyzny” Węgrzy mieli jakąś jednolitą religię, opracowaną w formie systemu. Mimo tych poważnych usterek Mitologia węgierska jest kopalnią źródeł dotyczących wierzeń ludowych. M. in. Ipolyi zauważył, że u Węgrów brak jest larów i penatów oraz brak wiary w wampira.
Zaatakował go i zniechęcił do dalszej pracy Antal Csengery (1822—1880), który był bliższy ewolucjonizmowi. Wytknął Ipolyiemu, iż źródeł węgierskich wierzeń trzeba szukać wśród ludów uralskich, a nie indoirańskich.
Geza Roheim postawił tezę, że wierzenia ugrofińskie nie występują w obecnych węgierskich wierzeniach ludowych, i że są raczej zapożyczone z wierzeń tureckich.
Jednym z najwybitniejszych badaczy prehistorii Węgrów był zmarły niedawno Vilmos Dioszegi. Do badań przygotował się wszechstronnie: oprócz języków europejskich znał turecki, mongolski, mandżursko-tunguski, chiński i języki ugrofińskie. Najpierw zjeździł całe Węgry, żeby zapoznać się z wierzeniami ludowymi, potem śladami dawnych plemion węgierskich ruszył na Syberię. Badał, na ile ślady po szamanizmie węgierskim są ugrofińskie, na ile zaś ałtajskie. Zebrał bogaty materiał, którego nie zdążył opracować.
Ostatnie badania udowodniły, że język węgierski wywodzi się z rodziny języków uralskich, a najbliższymi krewnymi Węgrów są Ugrowie obijscy: Mansowie i Chantowie. jednakże w czasie licznych wędrówek plemion język węgierski oddalał się od swych źródeł i wchłaniał coraz nowsze zapożyczenia.
Dowiedziono np., że w czasie „zajmowania ojczyzny” w języku ówczesnych plemion węgierskich było dużo słów tureckich, dotyczących zwłaszcza ogrodnictwa, a także zwyczajów wskazujących na kontakty z ludami stepowymi. W tym też okresie wyroby sztuki wskazują na pochodzenie sasanidzkie (nie wiadomo, czy są to oryginalne wyroby węgierskie, czy dzieło artystów sasanidzkich, nabyte przez Ugrów w wyniku kupna lub rabunku).
Cóż z tego, że dzisiaj wiemy, iż język węgierski należy do rodziny języków uralskich, skoro obecnie na Uralu nie ma takiej kultury ani języka, które by w okresie „zajmowania ojczyzny” przez Węgrów mogły być podobne do ich języka i kultury.
W 1235 r. dominikanin Julian na terenach dzisiejszej Baszkirii znalazł plemiona, z którymi umiał rozmówić się po węgiersku, ale w owym czasie zaczęły się najazdy Tatarów, które rozbiły tamtejsze szczepy węgierskie i zatarły po nich ślady, a ci, którzy uszli z życiem, przyłączyli się do ludów mówiących innymi językami i rozpłynęli się w ich masie.
Co dziś można powiedzieć o Węgrach z okresu „zajmowania ojczyzny”? Tekla Domotor twierdzi, że znali już monoteizm i być może część z nich przeszła już na katolicyzm, islam lub judaizm. Jednak główną wiarą w owym czasie mógł być szamanizm.
Nie wiadomo tylko, czy szamani byli kastą żyjącą tylko z zawodu, wśród ludów arktycznych bowiem szamanizm to zajęcie uboczne, z którego nie można wyżyć, poza tym była to przede wszystkim funkcja lekarza - znachora.
Nie można również twierdzić, że funkcja szamanów węgierskich z okresu „zajmowania ojczyzny” była taka sama, jak szamanów u Ugrów obijskich w XIX wieku. Tekla Domotor na podstawie kultu świąt maryjnych twierdzi, że w kulturze Ugrów mogły odgrywać decydującą rolę bóstwa żeńskie i że były to bóstwa dobre, o czym świadczą dzisiejsze nazwy tych świąt. Natomiast słowa na określenie złych mocy są pochodzenia tureckiego, np. boszorkany - „czarownica”, sarkany - „smok".
Ponieważ wczesne źródła chrześcijańskie nie wspominają o podobiznach bogów pogańskich, być może nie odgrywały one ważnej roli, chociaż biskup Gellert wspomina „scytyjskie bałwany”. Cechy prawdopodobieństwa mają podania o składaniu bogom w ofierze białego konia, gdyż zwyczaj ten rozpowszechniony był wśród wielu ludów, m. in. indoeuropejskich.
Szamanizm natomiast wiąże się z animizmem i z przekonaniem, że człowiek ma kilka dusz, co do dziś zachowało się w wierzeniach ludów uralskich, natomiast zanikło u Węgrów. Zdaniem Dezso Pais nazwa owych duchów służebnych mogła brzmieć junh lub jonh.
O wielości dusz mogą świadczyć ludowe wierzenia, które mówią, że z ust lub nosa śpiącego ulatnia się małe zwierzątko lub robak, powracające znów przed przebudzeniem się. Jeśli go się zabije, wówczas człowiek umiera.
Jeszcze w okresie „zajmowania ojczyzny” zmarłego chowano nogami na wschód, a obok, po lewej stronie składano zwłoki konia lub psa bądź wypchaną skórę tych zwierząt. Twarz zmarłego przykrywano kawałkiem skóry, w otwory na oczy i usta wstawiano srebrne płytki.
Z odkryć dawnych cmentarzysk wynika, że świat zmarłych był odwrotnością świata żywych: to, co za życia było po prawej stronie, po śmierci kładziono po lewej, np. żonę kładziono po lewej stronie męża.
Prawęgrzy wierzyli także, że świat składa się z kilku warstw położonych jedna nad drugą, które łączy drzewo świata. Jego symbolem jest drzewo szamana, po którym szaman wspina się w transie, by nawiązać kontakt z duchami przebywającymi w najwyższym ze światów.
Poza tym wiarygodne źródła mówią, że Prawęgrzy wierzyli w totemy pochodzenia zwierzęcego, co potwierdzają średniowieczne kroniki. Natomiast trudno jednoznacznie stwierdzić, czy na przedmiotach Prawęgrów wizerunki zwierząt mają coś wspólnego z totemizmem. Również żadne źródła nie mówią o czci ognia wśród Ugrów.
Niektórzy badacze, np. Gyorgy Gyorffy, uważają, iż w okresie „zajmowania ojczyzny” była instytucja podwójnego urzędu księcia - sakralna i świecka - oraz istniało rytualne królobójstwo, co może uchodzić prawdopodobne, bo kroniki mówią, że na nową ziemię nie mógł wprowadzić Węgrów stary wódz Almos, tylko jego syn, młody Arpad.
Do dziś trwa też nie rozstrzygnięty spor, czy wierzenia pogańskich Węgrów są z kręgu kultury uralskiej, czy ałtajskiej.
Podobno przed przyjęciem chrześcijaństwa Węgrzy byli religijnie tolerancyjni; do wiary nie przywiązywali zbyt dużej wagi. Jeden z pierwszych chrześcijańskich władców, książę Geza, miał powiedzieć, iż jest na tyle bogaty, że może składać ofiary wielu bogom.
Również chrześcijaństwo zaprowadzono szybko i w stosunkowo krótkim czasie rod Arpadów wydał nawet kilku świętych. I chociaż liturgia i terminologia na określenie dogmatów przyszły z zewnątrz, to zasadnicze określenia Boga, diabła, postu pozostały węgierskie.
W pierwszych latach chrześcijaństwa musiały być trudności z łacińskimi śpiewami, których rytm i melodia była obca tradycji węgierskiej.
Dlatego aż do XVIII w. utrzymały się w ludowej tradycji śpiewy „bezbożne”. Najtrudniejszą jednak sprawą okazała się rezygnacja z obyczaju dawnego grzebania, dlatego potajemnie przez długi czas grzebano po staremu. W pierwszym okresie chrześcijaństwa natomiast nie wydawano tak jak w innych państwach europejskich, zakazów urządzania rożnego rodzaju maskarad, co świadczyłoby o tym, iż w tradycji ugryjskiej nie były one zbyt silnie zakorzenione. Podobnie bardzo szybko przyjął się kult dwóch pierwszych świętych rodzimego pochodzenia: Istvana i Laszlo (Stefana i Władysława), co świadczy o tym, że uprzednio kult ten nie występował wśród Ugrów. Za to bardzo długo pozostały wierzenia związane z lecznictwem i wróżeniem, być może dlatego, że Kościół uznał je za nieszkodliwe i nie wypowiedział im wojny.
Także pojęcie diabła jest mało ważne dla Węgrów, a nawet sam katolicyzm mógł być długo czymś zewnętrznym, skoro Węgrzy tak łatwo przeszli w XVI w. na kalwinizm.
*