Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

Postacie historyczne - Savonarola

SAVONAROLA
Herb Herb Medyceuszy Karol VIII odbył swój wjazd do Florencji 17 listopada 1494 roku, ósmego dnia po wygnaniu z miasta Piotra Medyceusza. Czerwone kule na złotem polu, zdobiące pałac, zbudowany przez Michelozza Michelozzi dla Starego Kuźmy, zostały zastąpione przez wielki krzyż herbu gminnego, miasto zaś wpadło we władzę jednej z najdziwniejszych, a zarazem najpotężniejszych osobistości, jakie nam przekazała historia: brata Hieronima Savonaroli. W swoich płomiennych kazaniach Savonarola przepowiedział przyjście króla Francji i jego armii — bicza bożego na pokaranie nieprawości Włochów! Pojawi się „jak nowy (Cyrus, uzbrojony przez Boga w miecz mściciela".

Girolamo Savonarola urodził się w Ferrarze, 21 września 1452 roku, w rodzinie mieszczańskiej, pochodzącej z Padwy. Młodzieniec otrzymał staranne naukowe i literackie wykształcenie, chowano go bowiem z myślą, że stanie się medykiem, jak niektórzy jego, sławni w tej sciencji, krewniacy. Natura młodego Hieronima była refleksyjna, egzaltowana i dzika zarazem. Szukał samotności, aby się oddawać lekturze filozofii Arystotelesa i świętego Tomasza z Aquinu.

Kazanie, które wysłuchał w małym mieście Faenza, zbudziło w Hieronimie Savonaroli głos niezwyciężonego, nieodpartego powołania. 23 kwietnia 1475 roku, w dwudziestym drugim roku życia, ucieka z rodzicielskiego domu, udając się do Bolonii, gdzie przywdziewa biały habit dominikański.

„Musiałem przywdziać habit za wszelką cenę — powie  później. — Myśl o wstąpieniu do zakonu spędzała sen z moich powiek, straciłem zupełnie apetyt. Zaledwie jednak uczyniłem to, co myśl moja mi uczynić nakazywała, gdy żyć począłem w radości i zadowoleniu. Teraz, gdy jestem już mnichem, nie zamieniłbym mego zakonnego stanu na żadną kondycję świata".

Po dwóch dniach pobytu w klasztorze, Hieronim pisze list do swego ojca, wyjaśniając, że, jeżeli wstąpił do klasztoru, stało się to przez wstręt i odrazę do nieprawości i brudów świata, który wpadł w bajoro Sodomy i Gomorry. Natura jego chorobliwie wrażliwa i niezmiernie nerwowa, znalazła w monotonnej ciszy klasztoru atmosferę, której jej było brak. „Kocham dwie rzeczy ponad wszystko — mówi Savonarola — wolność i spokój. One to doprowadziły mnie do portu. Aby zachować wolność, nie chciałem łączyć się z kobietą, aby mieć spokój, uciekłem od świata, znajdując przystań w religii“.

Savonarola Girolamo Savonarola (1452 – 1498) Na jego prośbę, wyznaczono mu w klasztorze funkcje najniższe: ogrodnika i krawca, jednakże po roku ogrodownictwa i krawiectwa, przełożeni zapragnęli, aby poświęcił się nauce, zaczynając od metafizyki. Subtelności, w których gubi się metafizyka, znużyły wkrótce naszego Jakobina, który odtąd poświęcił się wyłącznie studiowaniu ksiąg świętych. Ewangelia pozostanie dlań jedynym źródłem prawdy; doktryna ta pozwala widzieć nam w Savonaroli prekursora Lutra i Kalwina.

„Księga, z której uczymy się wszelkich praw boskich  —  pisze brat Hieronim — jest księgą naszego pana, Jezusa Ukrzyżowanego. Czytaj z tej księgi; w niej zawiera się wszystko! Chcesz miłować — czytaj w księdze Ukrzyżowanego, chcesz miłosierdzia — czytaj w księdze Ukrzyżowanego; w niej znajdziesz wszelkie cnoty“.

W 1482 roku brat Girolamo Savonarola został przeniesiony z klasztoru Santa Maria dei Angeli w Bolonii do sławnego klasztoru Świętego Marka we Florencji, który, według planów Michelozza, rozbudował Kuźma Medyceusz, zaś Fra Angelico i Fra Bartolomeo upiększyli swymi freskami.

Klasztorowi temu dodał blasku Święty Antoni świętobliwymi uczynkami. W domu świętego Marka Savonarola otrzymał stopień lektora, którego funkcja polegała na nauczaniu nowicjuszów. Spełniał swoje obowiązki, w ciągu czterech lat (1482—1486), wygłaszając także w międzyczasie kazania postne u Świętego Wawrzyńca.

Dziwny wyda się fakt, że początki tego kaznodziei — największego mówcy swego czasu, a być może nawet wszystkich czasów — były nad wyraz skromne; oczywiście, gdy mówił, jego wielkie, czarne oczy rzucały błyskawice, cała postać drżała i kipiała zapałem i siłą przekonania, jednakże głos pozostawał głuchy, jakby zachrypnięty; intonacje brzmiały fałszywie, styl wydawał się ciężki, postawa mówcy zaś pełna zakłopotania. Zaledwie ze dwudziestu słuchaczów, zagubionych we wnętrzu ogromnej bazyliki, miało cierpliwość słuchać jego wielkopostnych kazań do końca. (1483).

Z drugiej strony, poczynając od 1484 roku, występuje na jaw jego dążność do ingerencji w sprawy publiczne.  Owłada nim nieprzezwyciężona namiętność: zreformować państwo w sensie demokratycznym, dając mu za fundament cnotę i religię.

We Florencji powstała rada, której prace miały wyposażyć republikę w nową konstytucję. Savonarola zażądał, aby go powołano do łona rady, chciał bowiem wyłożyć swój punkt widzenia i swoje koncepcje. Charakter ich był bardzo demokratyczny. Brat Girolamo kochał namiętnie Florencję i Italię, kochał nędzarzy i pokornych duchem, il popolo minutissimo. Kochał także wolność, która wydawała mu się pierwszym warunkiem cnoty, w przeciwieństwie do tyranji Medyceuszów.

Florencja Konwent San Marco we Florencji Brat Hieronim Savonarola, przez czystość swego życia, swoją skromność, pracowitość i głęboką litość, był prawdziwie wyjątkowym mnichem. Całe noce spędzał na modlitwach, lub żarliwych rozmyślaniach. Myśli jego gorączkowały wówczas. W zapale ekstazy czuł, że pozostaje w kontakcie z boskością. Wydawało mu się, że boskość ta przemawia doń bezpośrednio naukami Jezusa Chrystusa, prawdami, które biedny mnich starał się przeniknąć.

Powoli Savonarola zaczął wierzyć, że myśl jego jednoczy się z myślą boskiego Mistrza. Stojąc na nizinach, w jej cieniu, był przekonany, że jego moralne i polityczne zasady, kiełkujące, fermentujące i rozwijające się w nim, zostały przez Boga samego w jego serce wpojone. Bóg przemawia jego ustami! Jest prorokiem, na wzór i modłę Izajasza, Jeremiasza, Ezechiela i Daniela! Przekonanie to nie od razu owładnie jego myślą, będzie sugestjonowało ją powoli, zjednoczywszy się wreszcie z nią jednak, zapuści swoje korzenie tak głęboko, jak na to pozwoli spełnienie się jego pierwszych przepowiedni: śmierć Innocentego VIII, śmierć Wawrzyńca Medyceusza, klęska i upadek Medyceuszów, inwazja francuska! Stąd bieg, jaki przyjmie jego życie, jego sposób postępowania i mówienia, stąd także błędy, które go zgubią.

Savonarola był z natury człowiekiem skromnym, jednakże idea, że Bóg myślał w nim, że przemawiał jego ustami, uczyniła go dumnym; był z natury człowiekiem dobrym i dobroczynnym, lecz świadomość, że ten, kto mu się sprzeciwia, powstaje przeciwko samemu Bogu, zrobiła z niego nieugiętego despotę. Miał zmienny i slaby charakter, mimo to świadomość proroczych własności, dała mu siłę i energię, w której jego własna natura, bojaźliwa, pełna wahań i skrupułów, wydrążyła zdradliwe jamy. Dzięki temu upadnie: stąd sprzeczności w jego egzystencji.

Perrens w swoim „życiu Savonaroli“ odkrywa ciekawy szczegół: jest nim obecność przy naszym Dominikaninie, brata Sylwestra Maruffi, który był somnambulikiem, i który, w okresach somnambulicznych przesileń miewał wizje. Z wizji tych miał zwyczaj spowiadać się głośno. W owym czasie — mówi Perrens — wierzono, że lunatycy stoją blisko boskości". Jest rzeczą prawdopodobną, że Maruffi, pozostający w ścisłych związkach z Savonarolą, wywarł na niego pewien wpływ.

Poza tym trwały nadal zwątpienia, skrupuły i wątpliwości.

Bóg mi świadkiem, że w nocy z soboty na niedzielę, aż do jutrzni, nie mogłem zmrużyć oka, że nie widziałem żadnego wyjścia. Straciłem całą swoją wiedzę; nie wiedziałem dokąd się udać. Gdy dzień nastał, zmęczony tak długiem czuwaniem, usłyszałem głos, który mówił: — Szaleńcze! Zali nie widzisz, że Bóg pragnie, abyś wieścił przyszłość, tak jak to już czyniłeś? Oto dlaczego tegoż rana wygłosiłem piorunujące kazanie“.

Mamy przed sobą człowieka nerwowego, egzaltowanego entuzjastę, którego ponoszą namiętności. Namiętności te były zawsze najpotężniejszymi sprężynami jego duszy. Obok niego stoi inny Savonarola, tworzący z pierwszym jedną osobę: — istotę ludzką, z jej człowieczymi pragnieniami, z osobistymi ambicjami, człowieka refleksji, kalkulacji, rozsądku, ostrożności, z oczyma, które patrzą z niezwykłą ostrością, z myślą, którą cechuje dar zdumiewającej przenikliwości! Prorok bada ludzi, waży zdarzenia, aby narzucić im swój kierunek. Zdaje sobie doskonale sprawę z tendencyj, aspiracyj i skłonności, wśród których żyje. Dlatego też widzimy go, jak idzie naprzód rozważnym krokiem, wśród głazów swej drogi, i jak jednocześnie wyrzuca z siebie potoki wzburzonych słów, jak się gniewem zapala...

Savonarola był człowiekiem niskiego wzrostu, „małym, jak trzy grosze“ — według wyrażenia Filipa Monniera; ciało jego było wątłe, schorowane, pierś zapadnięta. Ramiona garbiły się, głowa pochylała się na piersi, jakby pod ciężarem tłoczących ją myśli. Czarne oczy, osadzone głęboko w orbitach, nad którymi górują krzaczaste, czerwone brwi, wielki orli, garbaty nos, szerokie usta o grubych, mięsistych wargach, po obu stronach twarzy kości tak wystające, jakby skórę przedrzeć chciały — oto podobizna brata Hieronima!

Muzeum Ufficich we Florencji posiada jego doskonały portret, malowany z profilu przez Fra Bartolomeo. Twarz blada, wychudzona przez nieustanne posty i trawiący go ogień wewnętrzny. Bruzdy zmarszczek przecinają czoło; kaptur habitu przykrywa gęste włosy.

Sława pokornego mnicha rosła z dnia na dzień. Nauki, jakich udzielał odbywającym nowicjat, w charakterze lektora, wkrótce zainteresowały całe zgromadzenie, sprowadzając zarazem z zewnątrz coraz więcej słuchaczy. „Lektor" musiał przenieść swoją katedrę do obszerniejszej sali domu; wkrótce i ta okazała się zbyt ciasna, tak, że nasz Jakobin widział się był zmuszony „czytać" na otwartej przestrzeni, w ogrodzie klasztornym.

Nauczał wówczas pod krzewem różanym, który rozwijał swoje białe kwiaty u wejścia do kaplicy. Powołano go wreszcie, aby wygłaszał kazania w katedrze, w kościele Santa Maria dei Fiori. W ciągu ośmiu lat (1490—1498) Savonarola wygłosił we Florencji niezliczoną ilość kazań. Z tych, które się zachowały, utworzono dziesięć grubych tomów. Jest to zaledwie mniejsza ich część.

Florencja Katedra Santa Maria del Fiore
Florencja, Włochy
W krótkim przeciągu czasu, mówca poczynił zdumiewające postępy. „Głos jego — mówi Villari — był więcej, niż ludzki. W jego głuchym, jakby podziemnym głosie i w jego słowach wybuchała siła przekonań, oświetlając je płomieniem, który podbijał serca i myśli. W największych kościołach słuchacze żądni usłyszenia go, tłoczyli się jak śledzie w beczce. Czepiali się krat chóru; ci zaś, którzy do świątyni dostać się nie mogli, stali nieruchomo na zewnątrz, patrząc w milczeniu na mury, za którym i przewalały się fale gorączkowej elokwencji".

Z dalekich okolic przybywali chłopi. Szli oni nocą, w ciągu długich godzin, aby znaleźć się w mieście, w chwili otwarcia kościoła.

„Ach, te zdumiewające słowa, które podbijają serca! — pisze jeden z uczniów, Fra Domenico Buonvincini — które przyspieszają oddech we wszystkich piersiach, trzymają oblicza wzniesione ku górze, wzrok kierują ku mówcy. Widziałem nieraz jak tłum zawisał na jego wargach, jakby go wciągał w siebie jego oddech potężny, ten tłum, drżący z gorączki i trwogi, wylewający strumienie łez, lub też wydający okrzyki przerażenia na dźwięk straszliwych słów wieszczących mu gniew boży“.

Gdy kaznodzieja karcił stroje niewieście, kobiety, które go słuchały, tłoczyły się przy wyjściu z kościoła, aby co prędzej pobiec do domu, zdjąć z siebie suknie kosztowne, i klejnoty swe oddać ubogim. Gdy mówił o nieprawnie nabytych bogactw ach, spekulanci, kupcy i weksiarze, po opuszczeniu świątyni, pozbywali się części swego mienia.

Jeden z nich pewnego dnia oddał  3.000 złotych dukatów, odpowiadających wartości 780.000 dzisiejszych franków!  Stenograf — że użyjemy tu współczesnego wyrażenia, który miał obowiązek uwieczniać na piśmie słowa oratora, w pewnym miejscu przerywa tekst, notując na marginesie: „Wzruszenie i łzy nie pozwalają nu pisać dalej...”

Mówca grzmiał przeciwko występkom wieku, przeciwko zepsuciu, które przerażało cały świat: „Przyjdą barbarzyńcy, — bicz boży! Przekroczą najwyższe góry, mordując, grabiąc, paląc i niszcząc. Zabiorą z sobą naszych tyranów jako niewolników, założywszy im na nosy obręcze żelazne, niby zwierzętom z cyrku“.

„Na próżno — wołał mówca — zechcesz uciekać, na prawo lub na lewo — chłosta przejdzie po wszędy, wszędzie też zapanują ciemności: nie będziesz miał gdzie głowy skłonić! Ciemności tutaj i ciemności tam; wszystko jest zburzone; cała ziemia zburzona, niebo zburzone, słońce i księżyc zburzone...“

Złorzeczenia padały za złorzeczeniami, aby w pewnej chwili przejść w wyraz rozdzierającej męki:
— Litości, litości, mój Boże! W imię krwi Jezusa Chrystusa!

Tłum dyszał ciężko, wybuchał spazmatycznym łkaniem, rzucał się na kolana, krzycząc:
— Litości, litości! W imię krwi Jezusa Chrystusa!

„Ogień wewnętrzny przepala moje kości — mówił Savonarola — zmusza mnie, abym mówił”. W momentach tych wydawał się wywyższony w jakieś ekstazie nadludzkiej. Niebo i przyszłość stały otworem dla jego ócz.

Sława kazań Savonaroli rozszerzyła się tak daleko po świecie, że sułtan Bajazet poprosił kaznodzieję florenckiego, aby mu je przysłał do Konstantynopola, chciał je bowiem kazać przełożyć na język turecki.

Mimo tych wspaniałych sukcesów, Savonarola pozostał pokorny i skromny, dobroczynny i przystępny dla wszystkich. Jakże go musieli kochać bracia w klasztorze Świętego Marka! W 1491 roku postawili go na czele zakonu, wybierając go przeorem. Reformy, jakie brat Girolamo przeprowadził w klasztorze, były wyrazem jego wiary i pragnienia powrotu do prostych obyczajów, zgodnych z Ewangelią pierwszych chrześcijan.

„Nie mamy innego sposobu żyć, jak zgodnie z naszą regułą, skreślając z niej to, co zbyteczne, co przeciwne obyczajom ojców naszych. Postanowiliśmy wznosić ubogie klasztory, ubierać się tylko w grube sukna, pić i jeść skromnie, na wzór świętych, mieszkać w celach, pozbawionych wszelkiej wygody, zachowywać milczenie i żyć w kontemplacji".

Przeor świętego Marka stworzył w swoim klasztorze szkołę języków wschodnich, gdzie uczniowie mogli zdobywać potrzebne wiadomości do lektury ksiąg świętych, w ich tekście oryginalnym. Do szkoły tej uczęszczali nie tylko mnisi z zakonu, lecz także, w wielkiej liczbie, Florentczycy.

Aleksander VI Papież  Aleksander VI
Rodrigo Borgia (1431 - 1503)
W kazaniach swoich, krytykując po dawnemu tyranię medycejską, zaczynał jednocześnie atakować za deprawację kurię rzymską, gdzie panował Aleksander VI. Wawrzyniec Medyceusz chciał stłumić tę opozycję, której wpływ na tłumy wzrastał nieustannie. Savonarola pozostał głuchy na najbardziej nęcące propozycje.
—- „Idźcie i powiedźcie Medyceuszowi, aby czynił pokutę. Bóg bowiem gotuje się ukarać go i jego ród zarazem”.

Gdy w 1492, znakomity tyran poczuwszy się ciężko chory, rzekł:
— Nie znam świętobliwszego zakonnika jak ten oto — i z tymi słowy, kazał prosić brata Girolama, aby czuwał nad nim, w godzinę śmierci.

W następnym roku wezwano przeora Świętego Marka, aby głosił słowo boże do Bolonji, skąd pozostawał w ożywionej korespondencji ze swymi braćmi zakonnymi. Widzimy go w tych listach jako człowieka, pełnego uczucia dla tych, którym kierunek nadaje. Wnika w najmniejsze szczegóły, z głębokim pragnieniem dobra i szczęścia każdego z braci.

Po powrocie, mianowano go generalnym wikariuszem Toskanii, czyli tym, który miał skupiać pod swoją władzę Jakobinów z całej prowincji. Savonarola stał się pierwszą osobistością państwa. Wawrzyniec Medyceusz umarł, jego syn, Piotr, poszedł na wygnanie; na brata Hieronima nałożono obowiązek negocjacyj florenckich z Karolem VIII.

Savonarola mówił otwarcie z ambony o zadaniach rządu. Obalenie dynastii Medyceuszów i zamieszki, wynikłe z inwazji francuskiej, wtrąciły Florencję w stan anarchii. „Gwałty, które przewidział — pisze Guicciardini — pociągnęłyby za sobą rozprzężenie rządu, rewolucję, wygnania i, być może, nawet w ostatniej konsekwencji, powrót Piotra Medyceusza: nowe zbrodnie, aż wreszcie ruinę miasta. Savonarola, dzięki mądrym miarom, jakie przyjął, zażegnał niebezpieczeństwo".

Bez tytułu oficjalnego, jak niegdyś Kuźma Medyceusz, przeor klasztoru świętego Marka sprawuje nad miastem udzielną władzę. „Dzięki swoim zdolnościom — pisze Varillas w swych „Anegdotach florenckich" — rządzi z większym autorytetem, niż gdyby był księciem panującym"

Na zebraniach publicznych głosowano zgodnie z jego wolą, on był rozjemcą w sprawach domowych, on likwidował spory między małżeństwami, czynił to zaś zawsze w taki sposób, że rozkaz jego spełniano bez skargi i bez szemrania.

Savonarola proklamuje Chrystusa panem Florencji i żąda od każdego obywatela, aby szukał wzoru w Jego cnotach. „Miłujcie się między sobą, pracujcie, aby się rozumieć i pomagać nawzajem".

Dla rządzenia państwem tworzy radę, złożoną z obywateli, liczących więcej, niż dwadzieścia dziewięć lat życia, obywateli, należących do rodzin, członkowie których w ubiegłych trzech pokoleniach sprawowali urzędy republikańskie, zwane „urzędami wyższymi". Rada ta mianowała urzędników i stanowiła prawa.

Brat Savonarola całą duszą oddaje się sprawie ludu. Pełen miłości do ubogich, idzie niewątpliwie zbyt daleko w walce z możnymi i potężnymi tej ziemi. Dłużnikom przekreślono ich długi, powołano do życia bank, udzielający potrzebującym bezpłatnych zapomóg; bankierz  i wekslarze żydowscy zostali wypędzeni z Florencji — stąd posiew nienawiści, który stanie się groźny z czasem.

Brat Savonarola wie, że jego owieczki idą drogą Pana. Czyż Chrystus nie jest odtąd ich „tyranem“? „Rządził Florentczykami, zgodnie z kadencją swoich słów“ — pisze jeden z najstarszych historyków (Gabriel Naude).

I oto nagle Florencja, to wspaniałe miasto, duma Renesansu, przybytek zbytku, sztuki i rozkoszy, staje się czymś w rodzaju klasztoru, lub wielkiego zakonu. Oberże sto ją pustkami, dni postu i umartwień następują tak często po sobie, że rzeźnicy bankrutują. Na ulicach, na placu Signorii, na Ponte Vecchio rozlegają się tylko śpiewy religijne, psalmy, kantyczki i hymny. Ludzie, idąc ulicą, zderzają się z sobą czołami, ponieważ mają wzrok, utkwiony w Ewangelię lub w modlitewniki. Można powiedzieć, że cały lud został zniewolony do odmawiania brewiarza.

A zabawy i przyjemności? Florencja renesansowa była przecież miastem radości i używania życia. „Zbierają się — pisze Burlamachi — grupami po trzydzieści osób, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, po czym udają się w jakieś ustronne miejsce, na wsi lub w mieście. Tam, wysłuchawszy mszy i przystąpiwszy do Komunii Świętej, spędzają dzień na śpiewaniu psalmów i laudes. Zgrupowani obok podobizny Dzieciątka Jezus, zwracają się doń modlitwą i zawodzą płaczliwym głosem. Słuchają budujących kazań, lub ciągną procesją z obrazem Madonny."

Florentczycy nie czynili tego wszystkiego z przymusu, lecz z głębokiego przekonania. Wielki Dominikanin umiał tchnąć w nich swój zapał. Tymczasem jego ataki na obyczaje, na doktryny, a wreszcie i na autorytet kurii rzymskiej stawały się coraz gwałtowniejsze.
— „Jeżeli wam ktoś rozkaże popełnić coś przeciwnego waszej czci, nie wolno wam go słuchać, naw et gdyby to był sam papież".
—- O bracie, Papa omnia potest!
— Powiedzcież mi, jeżeli jest tak potężny, tedy mógłby także rozkazać mężowi, aby opuścił żonę swoją, i pojął inną. Papież powinien tylko dobrze czynić.

Savonarola atakuje nieomylność, pragnąc gorąco zwołania generalnego soboru, który by się zajął reformą kleru. Chce, aby Kościół powrócił do pierwotnej prostoty, twierdząc, że papiestw o osiąga częstokroć swoje cele złymi środkami. Savonarola nie myślał jednak nigdy o zerwaniu ze Stolicą Apostolską, nie chciał poddawać także w wątpliwość głównych dogmatów katolicyzmu, do którego, aż do ostatniej chwili swego życia, był głęboko przywiązany.

Papież Aleksander VI, zaniepokojony pierwszymi atakami, skierowanymi przeciwko niemu, starał się, jak ongiś Wawrzyniec Medyceusz, ugłaskać pochlebstwem groźnego kaznodzieję. Ofiarował mu najwyższe godności, jakiem i mógł rozporządzać: arcybiskupstw o Florencji i kapelusz kardynalski. Najbardziej ambitne marzenia Jakobina nie mogły sięgać wyżej, jednakże brat Hieronim odrzucił oferty papieża rzymskiego, tak jak uczynił to z propozycjami Wawrzyńca Wspaniałego.

Ponieważ nagany i krytyk i florenckiego kaznodziei trwały nadal, papież w swym breve z 25 czerwca 1495 roku  kazał mu przybyć do Rzymu, aby się tam usprawiedliwił. Savonanarola za całą odpowiedź, wszedł na ambonę, aby jeszcze gwałtowniej wystąpić. W tej właśnie chwili jego piorunująca wymowa wybuchła z największą siłą.

W gniewnej zapalczywości, jaka nim owładła, Savonarola popełnił jeden z błędów, które miały spowodować jego upadek — jest nim słynne auto-da-fé, czyli „Bruciamento della Vanitá“, naznaczone na ostatni dzień karnawału (7 luty 1497 rok). Z wysokości ambony rzucił wyrok potępienia i zagłady na przyjemności życia świeckiego: tańce, grę w karty, grę w tric-traca, stroje, pełne próżności, maski i kostiumy, instrumenty płochej muzyki światowej, obrazy mitologiczne i literaturę, której genezą jest wyobraźnia.

Wysłał na miasto gromady dzieci i uliczników, z poleceniem spełnienia jego rozkazów. Bandy te zatrzymywały na ulicach spotkane damy, aby je ogołocić z klejnotów, wpadały do mieszkań, by niszczyć obrazy, osądzone za bezwstydne, karty do gry, instrumenty muzyczne, perły, koronki i dzieła poetów. Łup z tego świętobliwego rabunku zgromadzony został na miejscu, które Savonarola nazwał Anatemą.

Dnia 7 lutego 1497 roku ułożono na placu Signorii wielki stos. Rzucono nań wszystkie przedmioty, mające, zgodnie z wolą proroka, podlec karze ognia. Pierwszy rząd, poczynając od dołu, tworzyły maski karnawałowe, fałszywe brody, kostiumy taneczne, jedwabne sznurówki, czapki, dziergane złotem, dzwoneczki i grzechotki; powyżej mieścił się wspaniały zbiór strojów niewieścich: suknie z brokatu, koronki, biżuteria, pachnidła, barwiczki, maści; czwarty rząd zachowany został dla instrumentów muzyki świeckiej: dla piszczałek, bębenków, mandolin i lutni; wśród instrumentów tych leżały karty do gry i szachy; wreszcie szczyt stosu tworzyły dzieła sztuki, uznane za bezwstydne, przede wszystkim obrazy, na których widniały nagie ciała, prawdziwe arcydzieła, malowane przez wielkich artystów. Egzaltacja umysłów, rozpłomienionych przez kaznodzieję, była tak wielka, że znakomici malarze, jak Baccio della Porta i Lorenzo di Credi, przybyli na plac spontanicznie, przynosząc obrazy, wykonane w swych pracowniach, po to, aby je rzucić w płomienie.

Na dany sygnał, podłożono ogień z czterech stron i olbrzymi stos buchnął płomieniem, przy wtórze fanfar, zlewających się z głosem dzwonów wszystkich kościołów miasta.  Tłum, zebrany dokoła świętobliwego stosu, śpiewał kantyczki; gdy jednak pierwsza gorączka minęła, głębsze umysły poczęły sobie zdawać sprawę, że „święty" poszedł, bądź co bądź, nieco za daleko.

Spalić dzieła Pulci’ego, Petrarki i Boccaccia, zniszczyć portrety kobiet, będące prawdziwymi arcydziełami, pod pretekstem, że kobiety te są nieco wydekoltowane — wszystko to wydawało się świętokradztwem i zbrodnią przeciwko pięknu, którego wielbicielami Florentczycy być nie przestali.

W tym czasie Florencja podzieliła się na dwa obozy: Piangioni (Płaczków), przezwanych tak od łez, jakie wylewali, słuchając swego kaznodziei, i Arrabiati (Wściekłych) — zawdzięczających swą nazwę gniewowi, w jaki w trącały ich reformy przeora Świętego Marka. Pierwsi, zwani także Białymi (bianchi), byli przeważnie stronnikami partii ludowej, drudzy „Szarzy“ (bigi), składali się z adherentów arystokracji, pragnącej powrotu Medyceuszów. W powszechnym podnieceniu namiętności, dochodziło do gróźb i do bójek. Stronnicy Savonaroli prosili go, aby nie wychodził na miasto, bez zbrojnej eskorty.

Tymczasem zaszedł fakt, który doprowadził umysły do stanu wrzenia.

Kilku szlachciców zostało skazanych na śmierć za przestępstwa natury politycznej; chodziło tu o spisek, mający na celu sprowadzenie Piotra Medyceusza.

„Krewni ich — mówi Guicciardini — odwołali się po wyroku do Wielkiej Rady Ludu, na podstawie prawa, jakie wydane zostało, dzięki wstawiennictwu samego Savonaroli.  Sędziowie, którzy wyrok wydali, obawiając się, aby współczucie dla młodego wieku, krwi szlacheckiej oraz wielkiej liczby krewniaków nie doprowadziło do złagodzenia wyroku i nie nastroiło tłumu przychylniej dla skazanych, wskórali tyle, że zwrócono się do kilku obywateli z zapytaniem, czy apelacji należy nadać bieg, czy też ją zawiesić.  Większość opowiedziała się zatem, aby nie rozpatrywać skargi, jako rzeczy niebezpiecznej, która może dać początek tumultom i buntom. Specjalna ustaw a pozwalała na zawieszanie praw, w obliczu możliwych rozruchów. Ci, którzy stali u steru rządu, zostali zmuszeni groźbą i prawie siłą do zezwolenia na egzekucję, mimo odwołania do Rady. Egzekucja odbyła się jeszcze tej nocy. Najbardziej z niej uradowani byli stronnicy i zwolennicy Savonaroli, nie bez hańby dla tego, który pozwolił zgwałcić prawo, przez niego samego kiedyś ustanowione".

Odtąd przeciwnicy proroka będą powtarzali, że w tej okoliczności okazał się on człowiekiem złej woli oraz okrutnikiem. Wreszcie zapadł wyrok ekskomunikacyjny, wydany przez Aleksandra VI (13 maj 1497 rok).

Prorok przyjął ten wyrok ze wzgardą.

„Ekskomunika jest za naszych dni bardzo tania: kosztuje cztery liwry. Każdy może ją otrzymać na tego, kto mu się podoba".

Słyszymy już głos Lutra.

„Przysłano breve z Rzymu — mówi nasz Jakobin — nazwano mnie filius perditionis — zgubionym synem"... Po czym, zwracając się do papieża, dodaje:

„Ten, którego tak nazywacie, nie ma faworyty, ani nałożnicy; stara się on głosić wiarę Chrystusową. Słuchacze jego nauk nie marnują swego czasu na rzeczy haniebne i bezwstydne; przystępują do spowiedzi, komunikują się, żyją uczciwie. Ja, brat Hieronim, staram się wywyższyć Kościół, wy zaś zniszczyć go. Cierpliwości! Przyjdzie chwila, gdy otworzymy szkatułkę (która zawiera tajemnice deprawacji rzymskiej). Obrócimy klucz w zamku i wówczas buchnie stamtąd taka zaraza, że odór jej zatruje całe chrześcijaństwo."

Savonarola pisał do panujących głów Europy, wyrażając się w ten sposób o Aleksandrze VI: „Przysięgam wam, że ten człowiek nie jest papieżem, utrzymuję, że nie jest on także chrześcijaninem. Nie wierzy w Boga“.

W pewnym momencie namiętności przycichły.  Na Florencję spadła zaraza. Pożegnawszy siedemdziesięciu swych braci zakonnych, przeor świętego Marka zamknął się w klasztorze, z czterdziestoma pozostałymi mnichami. „Jest nas więcej, niż czterdziestu. Obywatele miasta dbają o nas, niedopuszczając, aby nam czegoś zabraknąć mogło, Ponieważ nie opuszczamy klasztoru, przynoszą nam wszystko, czego nam potrzeba". Savonarola utrzymywał, że pozostał w Florencji, aby pocieszać strapionych. Jednakże w tym wypadku — jak mu to słusznie zarzucano — należało przede wszystkim nieść otuchę chorym i rodzinom zmarłych. Dziwny sposób niesienia pociechy, skoro się zamurowało w klasztorze, w miejscu bezpiecznym od zarazy!

Nasz prorok przechodzi przez najkrytyczniejsze momenty swego życia. Dwie sprzeczne istoty walczą w nim: bojaźliwa, lękająca się cierpień, nieco egoistyczna natura oraz myśl, pełna egzaltacji, upojona cnotą i poświęceniem. Gdy epidemia minęła, zachowanie się przeora Świętego Marka dało powód do komentarzy jego wrogom : Arrabiati i Bigi. Jak te komentarze wyglądały — łatwo sobie wyobrazić!

Osoba Savonaroli i jego postępki stały się źródłem wiecznej niezgody nie tylko między przeciwnymi frakcjami, między Białymi i Szarymi, między patrycjuszami a demokratami, lecz także w łonie rodzin, między małżeństwami, lub rodzicami a dziećmi. Jedni opowiadali się za nim, drudzy byli mu przeciwni; pierwsi szli za nim przekonani, że chce narzucić wszystkim prawdziwe życie chrześcijańskie, drudzy oskarżali go o bigoterię, pełną hipokryzji. „Codziennie słyszało się straszliwe groźby — mówi jeden ze świadków; teściowa wyrzuciła synową za drzwi, mąż porzucił żonę, żona potajemnie ostrzegła proroka o nienawiści, żywionej do niego przez jej męża“.

Augustianie i Franciszkanie, zazdrośni o sławę, jaką przeor Świętego Marka opromieniał biały habit Świętego Dominika, pokazali wreszcie swoje pazury. Nerwowy, podlegający łatwo wybuchom gniewu, Savonarola, cierpiał moralnie z powodu opozycji, w zrastającej dokoła niego.

Miewał chwile zupełnego duchowego załamania, po których starał się skupić znów swoje siły.

„Uwielbiłem szczerze mego Pana, szukałem jego boskich śladów, spędzałem całe noce na modlitwach, straciłem spokój, poświęciłem życie moje służbie bliźniego. Nie, nie, to niemożliwe, aby Pan mój mnie zawiódł”.

W tym chorobliwym podnieceniu, pod wpływem okoliczności, stracił nie tylko spokój, lecz wszelkie poczucie miary. Pewnego dnia w czasie kazania, wpadłszy w stan egzaltacji, wykrzyknął, iż jest pewien, że idzie drogą właściwą i że gotów jest dać temu dowód, odwołując się do Sądu Bożego, wraz z tymi, którzy przeczą jego słowom (początek 1498 roku).

Chodziło w tym wypadku o próbę ognia.

Pewien Franciszkanin odpowiedział na wezwanie. Fra Buonvincini, najpłomienniejszy wielbiciel i stronnik brata Hieronima, zaofiarował się przejść przez ogień, zastępując swego przeora. Namiętności rozgorzały. W całej Florencji mówiono tylko o próbie ognia. Między obywatelami, należącymi do partyj przeciwnych, dochodziło do coraz gwałtowniejszych sporów. Po prawdzie, gdy minął pierwszy moment podniecenia, jedna i druga strona poczęła żałować, iż na ślepo tak daleko się posunęła. Jedynie bojownik Franciszkanów trwał w dawnym zapale.

„Jestem pewien, że zginę w płomieniach, jednakże Savonarola lub jego przedstawiciel także zginie, dzięki czemu wyjdzie na jaw oszustwo proroka."

Signoria wyznaczyła komisję, złożoną z dziesięciu członków — pięciu, należących do jednej partii i pięciu do drugiej — komisja ta wyznaczyła dzień próby i określiła wszystkie szczegóły. Siódmego kwietnia 1498 roku, w wilję Palmowej Niedzieli, ułożono na placu Palazzo Vecchio stos długości, mniej więcej, sześćdziesięciu metrów, do którego dotykał wąski korytarz o ścianach drewnianych. Korytarzem tym mieli przejść dwaj zapaśnicy, po podłożeniu pod stos ognia.

Nienawiść do brata Hieronima, kiełkująca w duszach Franciszkanów, powiększyła się niepomiernie w chwili, gdy dowiedziano się, że Savonarola nie podda się próbie ognia osobiście, lecz że uczyni to przez swego przedstawiciela.

W sobotę, dnia 7 kwietnia, zgorączkowany tłum zapełnił plac Palazzo Vecchio.  Czarne chmury na horyzoncie groziły, że zatopią całą ceremonię. Przeor świętego Marka zażądał, aby jego przedstawiciel przeszedł przez ogień, uzbrojony w Najświętszy Sakrament. Wywołało to protesty przeciwników. Wystawiać dobrowolnie hostię poświęconą na ogień — to prawdziwe świętokradztwo! Gdyby płomień ją strawił, wiara w ludzie zgasłaby od razu. Savonarola jednakże trwał przy swoim. Spór przeciągał się, aż oto nagle chmury rozwarły się, wypuszczając potoki deszczu. Zmoczonego stosu nie sposób było zapalić. Tłum rozszedł się. Savonarola oznajmił, że Bóg nie zgodził się na dokonanie próby.

Wiara, z jaką Florentczycy odnosili się do swego proroka, otrzymała śmiertelny cios. Jeżeli w ostatniej chwili przeor świętego Marka czynił tak wiele wstrętów, to tylko dlatego, że oczekiwał od nieba (nie od Boga), na którem zebrały się wielkie chmury, zbawczej pomocy.

Następnego dnia, 8 kwietnia, na klasztor Świętego Marka rzuciła, się wyjąca tłuszcza, którą uzbroili i pchnęli do szturmu Arrabiati. Mnisi zabarykadowali się, broniąc się dzielnie przeciwko napastnikom. Nie próżnowały machiny wojenne i arkabuzy w rękach zakonników. Zginęło pięciu z atakujących, oraz trzech spośród obrońców, wśród nich brat Savonaroli.

Aleksander VI nie omieszkał powołać trybunału dla osądzenia przeora Świętego Marka. Trybunał ten składał się z generała Dominikanów i arcybiskupa Sorrento. Wyrok był przesądzony.

Girolamo Savonarola został stracony, dnia 23 maja 1498 roku, na placu Signorii, wraz ze swymi dwoma wiernymi towarzyszami, którzy podzielili jego los: Fra Domenico Buonvineini i somnambulikiem Fra Silvestro Maruffi.

Straceniu towarzyszyły sceny odrażające. Zwierzę ludzkie wystąpiło w całej swej okazałości. Ten sam tłum, który niedawno witał Savonarolę okrzykami podziwu, który klękał na jego widok, szczuł teraz na skazańca, obrzucał go szyderstwem i kałem. Na brata Hieronima posypał się grad kamieni i nieczystości. Jedno ze zwierząt ludzkich kopnęło znakomitego kaznodzieję nogą pod krzyż:
— „Oto, gdzie przebywał twój duch proroczy!“

Trzej dominikanie zostali powieszeni; ciała ich spalono, popioły wrzucono do rzeki. Skazańcy szli na śmierć z godnością, zachowując całkowite milczenie.
 
Savonarola Powieszenie i spalenie Savonaroli we Florencji na Piazza Signoria w 1498

Hieronim Savonarola liczył czterdziesty szósty rok życia.

Potem nastąpiła reakcja. Pozbierano z pietyzmem wszystkie szczątki ze stosu. Siostrzeniec Pica de la Mirandola chwalił się, że posiada cząsteczkę serca brata Hieronima i że relikwia ta działa cuda. Ku czci skazańca Marek Aureljusz Flaminjusz poświęcił następujące epitafium:
 

Dum Jera flctmma tuos, Hieronyme, pascitur artus,
Religio sacra dilaniata comas.
Flevit eto! dixit, crudeles parcite flammae
Parcite, sunt ista viscera nostra rogo!
*)

Boticelli uwiecznił brata Hieronima i jego dwóch towarzyszów na swym pięknem płótnie „Urodzenie", gdzie dwaj aniołowie unoszą go do raju. Rafael w Watykanie umieścił Savonarolę obok Dantego w „Triumfie Świętego Sakramentu“; Michał Anioł pozostał, przez cale życie, jego wiernym wielbicielem. W Rzymie, w dwa lata po śmierci proroka, z powodu papieskiego jubileuszu (1500), przekupnie będą sprzedawali publicznie na ulicach, medal, wybity ku jego czci. W ciągu długich, długich łat, w każdą rocznicę stracenia, na placu Signorii, na miejscu, gdzie płomienny Dominikanin wydał ostatnie tchnienie, czyjeś pobożne ręce rzucały naręcza świeżych kwiatów.

Luter wyrazi się, że Savonarola zginął jako męczennik...

Przy końcu wypada przytoczyć sąd, jaki wydał o Savonaroli jego rodak, historyk i mąż stanu, Guicciardini: „Nie było nigdy zakonnika o tak wielkich cnotach, duchownego, który by się cieszył równym autorytetem i zaufaniem. Wrogowie jego musieli przyznać, że celował w wielu dziedzinach wiedzy, zwłaszcza zaś w dziedzinie filozofii. W znajomości Pisma Świętego nikt mu sprostać nie mógł. Jego wymowa była niezrównana. Nie było w niej nic sztucznego, nic płynącego z przymusu. Rozwijała się prosto i naturalnie. Autorytetu, który dzięki niej zdobył, nie można z niczym porównać“.

„Lecz jakże osądzić jego życie?“

„Nie znajdziemy w niem śladu chciwości, rozpusty, żadnej słabości, ani namiętności. jest ono po prostu wzorem życia religijnego, miłosiernego, pobożnego życia, poddanego regułom zakonnym. Zawiera się w niem nie pozór, lecz najgłębsza istota miłosierdzia. Wrogowie jego, choć się bardzo wysilali w czasie procesu, nie mogli mu nic zarzucić pod żadnym względem.“

„W dziedzinie reformy obyczajów doprowadził do skutku dzieła, podziwu godne. Florencja nigdy nie była tak cnotliwa i pobożna jak za jego czasów. Jakiż upadek cnoty i miłosierdzia, po jego śmierci! Widać stąd dowodnie, że wszelkie dobro tylko jemu zawdzięczać należało. Nie grywano publicznie w karty, jeżeli zaś oddawano się tej grze w domach prywatnych, czyniono to z umiarem. Oberże i austerje stały pustkami; białogłowy ubierały się skromnie, dzieci wiodły życie świętobliwe. Pod opieką Fra Buonvincini szły one, z krótko przystrzyżonymi włosami, gromadkami do kościołów, narażając się na drwiny graczy, hulaków, rozpustników i kurtyzan.“

„Dzieło brata Hieronima, w skutkach swych, okazało się równie dobroczynne i dla państwa. Po upadku Medyceuszów, miasto było zwaśnione, stronnicy obalonego rządu w wielkim niebezpieczeństwie. Brat Hieronim zapobiegł gwałtom. Powoławszy Wielką Radę, ukrócił ambitnych i pysznych; odwoławszy się do Signorii nie dopuścił do tumultów ludowych. Wreszcie, dzięki swej proklamacji „powszechnego pokoju“ rzucił zasłonę na ubiegłe zdarzenia i tym samem ochronił stronników Medyceuszy od zemsty, jaka im groziła. Te przyjęte przez niego miary okazały się zbawieniem Republiki, wyszły bowiem na dobre zarówno zwycięzcom, jak i zwyciężonym."

„Mówiąc pokrótce, dzieła tego człowieka były znakomite. Niektóre z jego przepowiedni sprawdziły się, tak iż lud uwierzył, że jest on prorokiem, natchnionym przez Boga. Wiara ta nie zachwiała się mimo ekskomuniki, procesu, męczeństwa i śmierci.“

I oto nasz historyk, człowiek stanu, kończy konkluzją, której nie starał się zbić jego rodak i kolega po piórze, Machiavelli:

„Jeżeli brat Hieronim był szczery, to czasy nasze widziały największego proroka, jeżeli był oszustem — to na miarę wielkiego człowieka.“


*


*) Podczas, gdy dziki płomień pożera twoje członki, o Hieronimie, gasnąca religia święta zrasza łzami swoje święte włosy. Okrutne płomienie — mówi — oszczędźcie, oszczędźcie wnętrzności, które są moje! (Przyp. tłum.).
 

* * *
 

Fragment książki: F. Funck-Brentano - Odrodzenie

Całą książkę można przeczytać na stronie biblioteki Polona:
https://polona.pl/item-view/ff35a263-4e44-4dc9-b377-de40759fbe15?page=2


Data utworzenia: 30/09/2024 @ 03:11
Ostatnie zmiany: 30/09/2024 @ 08:40
Kategoria : Postacie historyczne
Strona czytana 5284 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
monastery-picture04.jpgmonastery-picture02.jpgjvari.jpgjericho-st-georges-monastery.jpgmonastery-picture05.jpgOrvieto.jpgmeteora_monastery.jpgjasna-gora.jpgManastirea_Sinaia.jpgmonastery-mont-saint-michel.jpggreek.jpgmonastery-picture06.jpgsantuario-tokio-japon.jpg0-armenia.jpgmonastery-picture03.jpgmonastery-picture01.jpg0-Jvari Monasteri-Georgia.jpg0-bhutan.jpgdracula_mnsnagov.jpgneamt-monastery-moldova.jpgmonastery-picture08.jpgdiveevo.jpgIonaAbbey.jpgCamedolite-Monastery.jpgbahaisquare.jpegmonastery-picture07.jpgthiksey-gompa-in-ladakh.jpgpoblet.jpgbud101.jpgSofia.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 8303758 odwiedzający

 364 odwiedzających online