Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

Religie a halucynogeny - Budowniczowie mostu

Budowniczowie mostu

Budowniczowie Mostu wywodzą się z bardzo odmiennych środowisk. Pierwsi trzej mają co najmniej jedną wspólną cechę – zrozumienie, że prawdę można znaleźć zarówno w religii Wschodu, jak i Zachodu.

W przypadku Aldousa Huxley’a wiara w istnienie jakiejś prawdy musiała dłużej dojrzewać. Późniejsze swoje lata Huxley poświęcił poszukiwaniu doświadczenia mistycznego, lecz do końca życia pozostał przede wszystkim intelektualistą z przebłyskami intuicji. Nie był więc prawdziwym mistykiem. Zrozumienie go nie nastręcza większych trudności, gdyż wspaniale władał słowem, a własne doświadczenie opisywał prosto i przejrzyście.

Gdziekolwiek zauważył przejaw prawdy, natychmiast rozpoznawał ją. Jego książka Perennial Philosophy, łącząca duchowe dzieła i prawdy wielu różnych religii, jest nie tylko zbiorem wyśmienitych cytatów; jest to głęboko duchowa książka, która pomogła wielu ludziom wyraźniej zrozumieć to, czego szukają. Jest ona najsolidniejszym mostem, po którym przechodzi się od własnej osobowości do doświadczenia mistycznego.

Alan Watts, także Anglik z pochodzenia, zamieszkały na stałe w Kalifornii, stał się specjalistą w porównywaniu głównych prawd chrześcijańskich (kilka lat był duszpasterzem Kościoła Episkopalnego) z prawdami hinduizmu, buddyzmu i taoizmu – religii, które głęboko kochał. Poruszyło go bardzo doświadczenie braku ego i zbudował na nim swoją filozofię, wiążąc religię Wschodu i Zachodu. Był jednym z najbardziej zapładniających filozofów naszych czasów. Swoje zainteresowania skoncentrował na zasadniczym problemie ludzkiej tożsamości, a najczęściej i najmocniej atakował potoczne wyobrażenie „ja” jako czegoś oddzielonego od całej reszty, a nawet od własnego doświadczenia. „Ja” nie czuje uczuć ani nie myśli myśli – powiedział – tak samo jak nie wącha wąchania. Czytanie go również nie sprawia trudności. Jest zajmujący jako Budowniczy Mostu, kocha język, szczególnie lubi grę słów.

Thomas Merton, amerykański mnich Zakonu Cystersów, przechodził stopniowo od dojrzałego chrześcijaństwa do pełnego zrozumienia religii Wschodu, zwłaszcza buddyzmu zen i taoizmu. Zrozumienie zawdzięcza życiu kontemplacyjnemu i mistycznemu urzeczywistnieniu. Potrafił do pewnego stopnia zdystansować się wobec własnych doświadczeń kontemplacyjnych i pisać o nich jasno i swobodnie. Pochłaniało go wszystko, co wiązało się z kontemplacją, a to z kolei zbliżało go do zen i taoizmu.

Przyjaźń z D.T. Suzuki – wielkim japońskim propagatorem zen – pozwoliła mu wniknąć w praktykę zen tak, że na krótko przed śmiercią sprawiał wrażenie, iż może dotrzeć, omijając zewnętrzne pułapki zarówno chrześcijaństwa, jak i buddyzmu, do podłoża czystego, bezpośredniego doświadczenia, z którego te religie się wywodzą.

Mosty Teilharda de Chardin miały być przerzucone nad inną przepaścią. Był francuskim jezuitą. Inne religie w ogóle nie interesowały go. Pragnął pogłębiać własną. Dla niego wiara w Chrystusa oznaczała, że ludzkość musi i będzie rozwijać się w pewnych kierunkach, a dowód na to można znaleźć w badaniu przeszłości. Był przekonany, że ludzka rasa stanie się bardziej świadoma, wrażliwsza, bardziej dążąca do wspólnoty – bliższa Paruzji, gdzie wszyscy połączą się w Chrystusie. Całe życie poświęcił szukaniu dowodu naukowego na potwierdzenie swojej teorii.

Z wykształcenia był paleontologiem i ta dyscyplina wiedzy zrodziła w nim głęboki szacunek dla świata materialnego, który dla niego jako mistyka był świadomością Chrystusa, wyrażoną w coraz bardziej zróżnicowanych formach. Wierzył, że cały stworzony świat odczuwa obecność Boga, a ewolucja jest nieustannym ruchem w jego kierunku. Językiem poetyckim połączył ducha z materią i dlatego dla wielu ludzi na całym świecie ten szczególny most jest jednym z najcenniejszych.

HUXLEY ALDOUS HUXLEY
1894 - 1963
„Największą jednak tragedią ducha jest to, że prędzej czy później ulega on ciału. Prędzej czy później pierzchają wszystkie myśli, zostaje tylko ból, mdłości i otępienie. Tragedia ducha to tylko wyniosłe pozy na marginesie życia, a sam duch jest jedynie uboczną wybujałością, produktem nadprogramowej energii życiowej, jak kita piór na głowie dudka oraz niezliczone populacje zbędnych i z góry skazanych na zagładę spermatozoidów..."

Przerażenie ostatecznym bezsensem życia to podłoże większości myśli młodego Huxley’a, o czym pisze w jednej ze swoich pierwszych powieści. Ten pozorny konflikt pomiędzy duchem a materią dostarczał stałego bodźca do coraz głębszego poszukiwania wewnętrznych doświadczeń. Rzucająca się w oczy wyjątkowa niesprawiedliwość życia – tortury, jakie przechodzili ludzie w obozach koncentracyjnych (których wrażliwy i zaangażowany społecznie Huxley był boleśnie świadomy), ciężkie położenie biedoty i zbrojenia w latach trzydziestych, później wykorzystane w odrażającej wojnie – spowodowała nie tylko, że stał się pacyfistą z przekonania, lecz zmusiła go do poważnego zastanowienia się, czy ten świat nie jest przypadkiem piekłem jakiejś innej planety.

On sam nie padł ofiarą żadnej ze współczesnych ogólnoludzkich tragedii, gdyż miał dość szczęścia będąc potomkiem dwóch wybitnych i zamożnych rodzin. Jego dziadek, T. H. Huxley, był naukowcem, a pradziad matki, słynny Arnold, zajmował się rugby. Matthew Arnold, poeta, to stryjeczny dziadek, a starsza siostra jego matki, Mary Augusta, została pisarką znaną jako Humphrey Ward. Jeszcze w dzieciństwie Aldous bardzo przywiązał się do swojej ciotki Mary i być może jej wpływowi zawdzięczał oryginalną umiejętność pisania.

Bezpieczeństwo na łonie rodziny nie mogło jednak zapobiec trzem tragicznym wydarzeniom, które spotkały go, gdy był jeszcze nastolatkiem. Gdy miał czternaście lat, zmarła na raka jego matka, co przeżył bardzo boleśnie.

Niedługo potem ojciec ożenił się ponownie, lecz Aldous nigdy nie polubił swojej macochy. W wieku szesnastu lat cierpiał na infekcję jednego oka i z powodu niedopatrzenia wychowawców w Eton przestał na nie widzieć. Na dodatek przez kilka lat był prawie ślepy na drugie. Potrafił odróżnić dzień od nocy, lecz niewiele więcej. Jednak wzrok odzyskał prawie całkowicie, choć tylko w jednym oku. Trzecia tragedia wydarzyła się, gdy miał dziewiętnaście lat – jego ukochany starszy brat, Trevenen, powiesił się.

Młodemu Aldousowi ciało musiało wydawać się czymś bardzo kruchym, przemijającym. Ślepota odciągała go od wielu czynności i rozwinęła poczucie odosobnienia. Był też przewrażliwiony na punkcie swej wyjątkowo wysokiej i szczupłej sylwetki. Miał około dwóch metrów wzrostu i niezwykle długie nogi, z którymi, gdy siedział, nie bardzo wiedział co robić. Ta częściowa izolacja i fizyczna podatność na cierpienie stymulowały rozwój zdolności umysłowych. Nauczył się brajla i dowcipkował, że może po kryjomu, po ciemku czytać w łóżku. Brajlem nauczył się nawet odczytywać nuty. Jego pierwsza (nie wydana) powieść, licząca osiemdziesiąt tysięcy słów, została napisana na specjalnej maszynie. Nigdy jej nie czytał, zaginęła, zanim odzyskał wzrok. Skończył Oxford posługując się brajlem, chociaż już wówczas zaczął odzyskiwać wzrok. W 1919 roku ufał sobie na tyle, że postanowił ożenić się z Marią Nys, młodą Belgijką, protegowaną Filipa i Lady Ottoline Morrel. Maria była kochającą towarzyszką, a ich małżeństwo bardzo udane.

Poszukująca, dociekliwa, odkrywcza inteligencja Aldousa staje się teraz wyjątkowo twórcza. Leonard Woolf mówi o nim: „...jego umysł był jak najlepiej wyostrzona stal, jego argumenty – zawsze najostrzejsze, a uczciwość intelektualna doskonała, lecz tym, co nie pozwalało mu użyć tej broni przeciwko innym, co czyniło niemożliwym, by poddał się rozdrażnieniu czy irytacji, był jego charakter, temperament, naturalna dobroć i wdzięk”.

A jednak ze wszystkich jego wczesnych powieści przebija pesymizm. Szczególnie zdawał sobie sprawę z uczucia alienacji i z faktu, że jednostka samotna i wyizolowana wyraża specyfikę świadomości człowieka.

W Niewidomym w Ghazie Huxley napisał:
„Rozdział i różnorodność są warunkami naszego istnienia. Są to warunki, na których opiera się nasze życie i nasza świadomość, nasza zdolność rozróżniania dobra i zła oraz możność dokonywania wyboru między nimi. Dzięki tym warunkom rozpoznajemy prawdę, doznajemy wrażenia piękna. Lecz sam fakt rozdziału jest zły. A więc złe są nasze warunki istnienia, nasz stan świadomości, nasze wrażenia dobra i piękna... Sedno rzeczy tkwi w tym, że nawet przy najlepszej w świecie woli, zamknięty, zły świat człowieka czy fizycznego wzoru nie zdoła nigdy zespolić się całkowicie z innymi żywotami i stworzeniem lub z całokształtem życia i stworzenia. Nawet dla najdoskonalszej dobroci walka musi trwać bez końca. Bo w teraźniejszym składzie rzeczy to, co jest zamknięte, nigdy nie otworzy się całkowicie; dobro nie może uwolnić się całkowicie od zła. Jest to trudna próba, nauka mozolna, która ciągnie się przez całe życie, może nawet przez długie szeregi żywotów. Żywotów spędzanych na usiłowaniu, aby rozewrzeć szerzej, coraz to szerzej zamknięty świat, który zatrzaskuje się z chwilą, gdy wysiłki słabną. Żywotów spędzanych na zwalczaniu namiętnych nienawiści, gniewu i pychy, wszystkich uczuć dzielących ludzi. Żywotów spędzanych na tłumieniu pragnień uwydatniających odrębność jednostki; na nieustannych wysiłkach, aby osiągnąć wrażenie zespolenia za pomocą czynnie okazywanej miłości i współczucia; aby doświadczyć tego zespolenia na innej płaszczyźnie, dochodząc przez rozmyślanie do bezpośredniego objawienia za pomocą intuicji. Jedność poza wirem rozdziału i odrębności. Dobro poza możliwością zła. Lecz fakt rozdziału trwa niezmiennie. Zło jest zawsze zasadniczym warunkiem życia i istnienia. Nie należy ustawać w rozwieraniu zamkniętego świata, ale nawet dla najlepszych ludzi doskonałość jest czymś nieskończenie odległym”.

Zmagania Huxley’a, by przezwyciężyć ślepotę, dziwnie odzwierciedlają się w walce z mrokiem jego własnych pesymistycznych wniosków. Było to zmierzenie się z metafizycznie czarnym i wrogim światem (później zauważył, że schizofrenicy żyją w wyolbrzymionej formie tego jałowego świata) i mimo że humor i zadowolenie przenikają całą jego filozofię, to dopiero po zażyciu meskaliny w 1952 roku naprawdę otrząsnął się z przygnębiającego przekonania, że w świecie immanentnie zawarte są podziały i zło.

Meskalina rzeczywiście pozwoliła mu doświadczyć stanu przekroczenia dualizmu („przedmiot nie istnieje, podmiot nie istnieje” – powtarzał uszczęśliwiony). Religie nigdy go tam nie zaprowadziły, pomogły mu jedynie zbliżyć się do tego stanu intelektualnie. Właściwie już we wczesnym okresie swojego życia całkowicie odrzucił religię dogmatyczną i wykształcił w sobie cyniczny agnostycyzm, który szczególnie uwidocznił się w trakcie wizyty w Indiach w 1925 roku: „Opowiadamy się całkowicie za religią – napisał – dopóki nie odwiedzimy naprawdę religijnego kraju; wtedy opowiadamy się całkowicie za systemem drenów, mechanizacją i podstawową pensją”.

Jego podejście do religii zaczęło ulegać przemianie, aż w końcu po 1937 roku zmieniło się ostatecznie, gdy z powodu zarówno złego stanu zdrowia, jak i przekonań pacyfistycznych przeniósł się do Kalifornii. Towarzyszył mu jeden z najbliższych przyjaciół, reporter radiowy Gerald Heard, zwolennik wedantyzmu, który z dużą jasnością wykładał swoją filozofię. Gdy Heard założył Trabusco College w Kalifornii, szkołę poświęconą studiom religii mistycznej i wedantyzmu, Huxley przyłączył się do tego przedsięwzięcia. Stał się gorliwym rzecznikiem hinduizmu, mimo iż później zorientował się, że na jego pytania bardziej całościową odpowiedź daje buddyzm, a szczególnie podkreślający znaczenie współczucia buddyzm mahajany z Tybetu.

Wtedy właśnie, będąc związanym z Trabusco College, napisał The Perennial Philosophy, własną „filozofię wieczności” – książkę, która inspirowała wielu ludzi. Jest to książka o doświadczeniu mistycznym, opierająca się – jak powiedział Huxley – „na bezpośrednim doświadczeniu tak, jak dowody fizyków opierają się na bezpośrednich wrażeniach zmysłów”. Wykorzystując fragmenty pism wschodnich i zachodnich mistyków, pisze o zasadniczych problemach egzystencji: cierpieniu, kontemplacji, dobroczynności, samowiedzy, łasce i innych. Jest to zręcznie skompilowana książka. Jednakże sam Huxley pozostaje nadal w pułapce własnego intelektu, słowa mistyków jaśnieją mądrością i to oni sprawiają, że książka zostaje w pamięci. Huxley jak sprytny pająk tka ze słów misterną pajęczynę, która więzi schwytane klejnoty, lecz on sam do nich nie należy.

Intelektualnie był przekonany, że „ostateczna podstawa po prostu jest”, że wszystkie problemy można rozpatrywać w świetle „fundamentalnego ładu świata”. Istnieje w tym jednak pewna niezręczność dotycząca wniosków, która uwidacznia się w ostrym podziale na zwykłych ludzi i tych, którzy mogą dostrzec ostateczną Rzeczywistość:

„...Jest faktem potwierdzonym i stale dokumentowanym w ciągu dwóch lub trzech tysięcy lat historii religii, że ostateczna Rzeczywistość nie jest dostatecznie i wprost rozumiana – wyjątek stanowią ci, którzy stali się kochający, ubodzy duchem i czystego serca. Tak jest i nie dziwi nas to, że teologia oparta na doświadczeniu dobrze wychowanych grzeszników jest tak mało przekonująca... Absolutnej pewności, że istnieje bezpośrednia świadomość Rzeczywistości, nie można odnaleźć w samej naturze rzeczy, chyba że jesteśmy wyposażeni w moralne astrolabium tajemnic Boga”.

Huxley poznał część prawdy, lecz wiedział, że jej nie poczuł. Brakowało mu osobistego doświadczenia, a odgradzał go od tego niezwykle żywy intelekt, który potrafił przedstawić wszystkie punkty widzenia, lecz nie poddawał się żadnemu, a także ekscytująca panorama świata, nieustannie karmiąca jego myśli. „Błyski, fragmenty ... zmęczony, czy w pełni sil twórczych, Aldous zawsze chwytał błyski – mówi jego żona Laura – ta zdolność do chwytania błysków i wyrażanie w części tego, co widzi, sprawiało, że życie stawało się fascynujące. Aldous, chwila po chwili, mógł doświadczać bezpośrednich faktów”.

Odrzucając własną teorię, że dla poznania ostatecznej Rzeczywistości trzeba być „ubogim duchem”, bez koncepcji, Huxley jak konik polny przeskakiwał z jednej mistycznej ścieżki na drugą. Po hipnozie i zjawiskach parapsychicznych przyszła kolej na szczerą medytację, metodę Aleksandra i automatyczne pisanie. Był namiętnym zbieraczem pomysłów, lecz zawsze zachowywał naukowe podejście do tej zbieraniny i nie uznawał pustosłowia. „Serce – zacytował kiedyś Pascala – ma swoje racje. Bardziej jeszcze przekonujące i trudniejsze od odkrycia są racje płuc, krwi, enzymów, neuronów i synaps”.

Mając zapewnioną opiekę, w 1952 roku wziął po raz pierwszy dawkę meskaliny i wszystko stało się dla niego rzeczywiste. W pierwszym doświadczeniu przede wszystkim promieniowało światło, co staje się dla nas zrozumiałe, gdy przypominamy sobie jego desperackie pragnienie światła z okresu ślepoty. Pod wpływem meskaliny pisze:

„Uświadomiłem sobie powolny taniec złotych świateł. Chwilę później pojawiły się wspaniałe czerwone powierzchnie, pęczniejące i rozrastające się z jasnych węzłów energii, które wirowały z nieustannie zmieniającym się wzorem życia... Książki na przykład, ułożone w rzędach na ścianach w moim gabinecie... gdy patrzyłem na nie, świeciły jaskrawymi kolorami o głębszym znaczeniu. Książki jak rubiny, książki szmaragdowe, książki oprawione w biały nefryt, książki z agatu, z akwamarynu, z żółtego topazu, książki z lazurytu, których kolor był tak intensywny, że wydawało się, iż lada moment opuszczą półki, by tym silniej narzucić się mojej uwadze”.

Doświadczenie to oprócz światła i koloru przyniosło mu tchnienie prawdziwej jedności. Jego „bramy percepcji zostały oczyszczone” i odkrył, że „percepcja połknęła koncepcję”: „O jedenastej łyknąłem pigułkę. Półtorej godziny później siedziałem w swoim gabinecie wpatrując się uporczywie w mały, szklany wazon. Były w nim tylko trzy kwiaty: w pełni rozkwitła róża ‘Piękność Portugalii’ różowa jak muszla, a u podstawy każdego płatka delikatnie zaznaczona cieplejszym, płomiennym odcieniem, wielki, karmazynowy i kremowy goździk oraz bladopurpurowy na końcach złamanej łodygi – wspaniały, heraldyczny kwiat irysu... ten mały bukiet burzył wszelkie zasady tradycyjnego doboru i smaku. Rano przy śniadaniu zaszokował mnie żywy dysonans ich kolorów. Ale nie o to już chodzi. Teraz nie patrzyłem na niezwykły układ kwiatów. Widziałem to, co oglądał Adam owego poranka, gdy został stworzony – nieustający cud nagiej egzystencji...

Nadal patrzyłem na kwiaty i wydawało mi się, że w ich żywym świetle dostrzegłem coś w rodzaju oddychania, oddychania bez nawrotów do punktu wyjścia, bez powtarzających się przepływów, tylko powtarzany przepływ od piękna do jeszcze intensywniejszego piękna, do głębszego znaczenia. Byt – Świadomość – Błogostan – po raz pierwszy zrozumiałem nie na poziomie werbalnym, nie przez Symbole, nie na odległość, lecz dokładnie i całościowo, do czego odnoszą się te cudowne słowa...”

Nadal jednak istniało jakieś oddzielenie. W czasie przeżywania błogostanu Huxley zauważył, że celowo unika wzroku dwóch siedzących z nim w pokoju ludzi, że nie chce być świadomy ich obecności, gdyż „oboje należą do świata, od którego meskalina choć na chwilę mnie uwolniła; świata ‘ja’, czasu, moralnego osądu i praktycznych rozważań; świata (i jest to ten aspekt ludzkiego życia, którego najbardziej pragnąłbym nie pamiętać) apodyktyczności, zarozumiałości, nadmiernie cenionych i bałwochwalczo czczonych nazw”.

Był jednak pewien szkopuł. Meskalina przeniosła go na samotną wyspę kontemplacji, gdzie przedmioty promieniowały swoim znaczeniem i powagą, lecz dla kogoś, kto tak intensywnie jak Huxley przeżywał ziemskie cierpienie, sam narkotyk był poważnym problemem, choć rozwiązywał inne:
„Jak pogodzić tę oczyszczoną percepcję z właściwym podejściem do relacji międzyludzkich, z koniecznością codziennej pracy i obowiązkami, nie wspominając już o dobroczynności i żywym współczuciu? Dyskusja stara jak świat między tymi, którzy działają, a tymi, którzy kontemplują, zaczyna się od nowa z nieprawdopodobną zawziętością i jestem w to uwikłany. Gdyż do tej pory, do tego ranka znałem kontemplację jedynie w jej prostszych, bardziej zwyczajnych formach, takich jak myślenie dyskursywne, namiętny kontakt z poezją, malarstwem czy muzyką... a teraz przeżyłem szczyt kontemplacji, lecz jeszcze nie poznałem jej w pełni. Dla osiągnięcia pełni droga Marii zawierać musi drogę Marty i wznosić ją na wyższy poziom. Meskalina otwiera drogę Marii, lecz zamyka drogę Marty. Ułatwia kontemplację, której nie można jednak pogodzić z działaniem, a nawet z wolą działania, z samą myślą o działaniu...”

Dopiero po trzech latach, gdy zmarła na raka jego pierwsza żona, Maria, i gdy ożenił się ponownie, konflikt ten znalazł swoje rozwiązanie. I znowu stało się to pod wpływem meskaliny:

„Tak naprawdę nie było odwołania. Przeciwnie, istniało coś nieporównanie bardziej doniosłego, gdyż to, co przeszło przez otwarte drzwi, to spełnienie – nie wiedza, gdyż nie było to ani werbalne, ani abstrakcyjne – lecz bezpośrednia, całkowita świadomość wypływająca ze środka, jakby z Miłości będącej pierwotnym, fundamentalnym zjawiskiem kosmicznym. Słowa, oczywiście, posiadają dwuznaczność i muszą brzmieć fałszywie; sprawiają wrażenie paplaniny, przelewania z pustego w próżne. Lecz fakt pozostaje... Ja byłem tym faktem i można by powiedzieć dokładniej, że ten fakt zajmował miejsce, gdzie się znajdowałem. W rezultacie nie czułem się odcięty od ludzkiego świata, jak w pierwszym doświadczeniu. Intensywnie go sobie uświadamiałem, lecz z punktu widzenia pierwotnego, żyjącego, kosmicznego faktu Miłości. Sprawy, które za pierwszym razem całkowicie wypełniały moją uwagę, teraz odbierałem jako pokusy; pokusy, by uciec z prawdziwej rzeczywistości w fałszywą lub chociażby w niedoskonałą i częściową nirwanę piękna i czystej wiedzy”.

Meskalina i LSD odegrały tak doniosłą rolę w „oświeceniu” Huxley’a, iż uznał je za całkowicie dobroczynne i za środek do ratowania ludzkiej duszy. Twierdził, że większość ludzi wierzących uważa Boga za ducha, do którego można dotrzeć drogą doświadczeń duchowych i dlatego nie uwierzy w możliwość uzyskania boskiego doświadczenia za pomocą środków chemicznych. Lecz – mówił – „Tak czy inaczej wszystkie nasze doświadczenia są uwarunkowane chemicznie i jeżeli wyobrażamy sobie, że niektóre z nich są czysto duchowe, czysto intelektualne, czysto estetyczne, to tylko dlatego, że nigdy nie zadaliśmy sobie trudu zbadania towarzyszących im przemian chemicznych”.

Podkreślał, że metody stosowane przez wszystkie religie, od oddechu w jodze do śpiewania hymnów, służą w zasadzie wywołaniu chemicznych zmian w ciele, dostarczeniu dodatkowego dwutlenku węgla do krwiobiegu. Upór, z jakim broni tego punktu widzenia, jest zastanawiający. Pisze przekonywająco o tym, jak LSD zahamowuje dualistyczne działanie mózgu, tak że nie zachodzi już podział na przedmiot i podmiot. Teraz, gdy odkryliśmy już chemiczne warunki samotranscendencji – mówi – nie ma sensu latami zajmować się medytacją czy też duchowymi ćwiczeniami, gdy wszystko można uzyskać w przeciągu pół godziny za pomocą narkotyku.

O tym, co brzmi raczej jak reklama tabletki na oświecenie, mówi: „Dla początkującego mistyka stosowanie – przy obecnym stanie wiedzy – długotrwałych postów i okrutnego samobiczowania się jest tak samo bezsensowne, jak dla początkującego kucharza – zachowanie Chińczyka Charlesa Lamba, który spalił dom, aby upiec świnię. Posiadając wiedzę (albo przynajmniej pragnąc ją posiąść) dotyczącą chemicznych uwarunkowań transcendentnego doświadczenia, początkujący mistyk powinien zwrócić się o techniczną pomoc do specjalistów w dziedzinie farmakologii, biochemii, fizjologii i neurologii, psychologii, psychiatrii i parapsychologii”.

Wymaga to jednak od neofity wysiłku porównywalnego do całych lat medytacji. Lecz kto wie, może miał on rację. LSD nie zawsze sprowadzała działanie łaski bez wysiłku, mimo to pojawiło się nowe pokolenie „niecierpliwych mistyków”, którzy uważają, że przeżyli doświadczenie transcendentne. Jest to sytuacja niespotykana przed rozpowszechnieniem się LSD.

Huxley, podobnie jak jego matka i pierwsza żona, zmarł na raka. Dopiero dziewięć ostatnich lat życia przyniosło mu zadowolenie i szczęście. Wiele osób zauważyło wtedy dojrzałość jego punktu widzenia. Cechowało go raczej intelektualne poczucie humoru. Powodowało ono to, że w czasie konferencji psychiatrów, gdy ktoś tylko wspomniał o Freudzie, Huxley robił znak krzyża; i kazało mu myśleć, iż zabawnie byłoby wziąć ślub z Laurą w kaplicy, do której wjeżdża się samochodem. Jego zadziwiający zasób wiedzy, obserwacji i poczucia humoru zawsze zapewniał mu wielu ciekawych przyjaciół o różnorodnych zainteresowaniach. Kiedyś Huxley’owie urządzili zabawny piknik na pustyni, na który zaproszeni byli: Krishnamurti, Greta Garbo, Anita Loos, Charlie Chaplin, Bertrand Russell, Paulette Goddard, Christopher Isherwood oraz kilku teozofów, którzy mieli ugotować wegetariański posiłek według przepisów Krishnamurtiego. Gdy nadszedł najbardziej podniosły moment pikniku, zjawił się szeryf, by zakomunikować im, iż profanują koryto rzeki Los Angeles i zażądał podania nazwisk. Gdy usłyszał je, nie uwierzył. Nazwał ich bandą włóczęgów i wskazując na tablicę informacyjną zapytał, czy ktoś z nich potrafi czytać!

Huxley, mimo iż był bardzo utalentowany, najbardziej przyciągał ludzi swoją delikatnością, dobrocią i szczerością. Miał w sobie dość pokory, by pod koniec życia powiedzieć, że jedyną rzeczywistą radą, jakiej mógłby udzielić, jest to, żeby ludzie byli dla siebie łagodniejsi. Z natury był delikatny i wrażliwy i gdy nabierał dystansu do siły własnego intelektu, współczujący aspekt jego osobowości mógł ujawnić się w całej pełni.

Umierającą na raka Marię, bardzo cierpiącą, wprowadzono w stan hipnozy. Aldous siedział przy niej, trzymał ją za ręce i przypominał o światłach pustyni, które tak kochała. Ponaglał ją, by poddała się tym światłom, by „otworzyła się na radość, spokój, miłość i istnienie, by poddała się ich promieniowaniu i stała się z nimi jednym. Zachęcałem ją, by stała się tym, czym w rzeczywistości zawsze była, czym byliśmy my wszyscy: częścią boskiej substancji, manifestacją miłości, radości i pokoju, istotą tożsamą z Jedyną Rzeczywistością. I powtarzałem to cały czas; zachęcałem ją, by głębiej wchodziła w to światło, coraz głębiej i głębiej”.

Gdy Aldous umierał, jego żona, Laura, z czułością pomagała mu dojść do spokojnego końca, podając mu LSD, kiedy o to poprosił. Siedziała przy nim przypominając mu o Jasnym Świetle Pustki z Tybetańskiej księgi umarłych.

Artykuł „Shakespeare and Religion”, napisany w ostatnich tygodniach jego życia i opublikowany pośmiertnie, zawiera może najprostszą, ale jakże głęboką wypowiedź o życiu:

„Świat jest złudzeniem, lecz jest to złudzenie, które musimy potraktować poważnie, gdyż jest ono rzeczywiste w całej swej rozciągłości i w tych aspektach rzeczywistości, które jesteśmy w stanie spostrzec. Nasze zadanie to obudzić się. Musimy znaleźć sposoby odkrycia całości rzeczywistości w tej iluzorycznej części, którą pozwala nam zobaczyć nasza skoncentrowana na sobie świadomość. Nie wolno nam żyć bezmyślnie z przekonaniem, że nasze złudzenie to cała rzeczywistość, lecz równocześnie nie wolno nam żyć zbyt rozważnie, w tym znaczeniu, że będziemy próbować uciec od iluzji. Cały czas musimy być otwarci na sposoby mogące poszerzyć naszą świadomość. Nie wolno nam próbować żyć w izolacji od świata, który jest nam dany, lecz różnymi sposobami musimy uczyć się, jak go przemieniać i kształtować. Nadmiar mądrości jest tak samo zły, jak jej brak, i nie możemy uciekać się do żadnych wątpliwych rozwiązań. Musimy nauczyć się podchodzić do rzeczywistości bez czarodziejskiej różdżki i księgi czarów. Człowiek musi znaleźć sposób istnienia w świecie, równocześnie nie utożsamiając się z nim. Sposób życia w czasie bez całkowitego pochłonięcia przez czas”.



Niektóre pozycje wydane po polsku

Aldous Huxley: Czas musi stanąć, tł. Wiesław Kotański i Stanisław Helsztyński, Awir, Warszawa 1949.
Aldous Huxley: Drwiący Piłat, tł. Maria Godlewska i Stanisława Kuszelewska, Rój, Warszawa 1935.
Aldous Huxley: Dwie albo trzy Gracje, tł. Kazimierz Bukowski, Globus, Lwów 1933; tł. Tadeusz Polanowski, Czytelnik, Warszawa 1964.
Aldous Huxley: Eseje wybrane, tł. Jan Kempka, Perspectives in Culture, New York 1966.
Aldous Huxley: Geniusz i bogini, tł. Jan Józef Szczepański, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1958.
Aldous Huxley: Kontrapunkt, tł. Maria Godlewska, PIW, Warszawa 1957.
Aldous Huxley: Muzyka nocą, tł. Krystyna Szrerer, Rój, Warszawa 1936.
Aldous Huxley: Wyścig z przeszkodami, tł. Wieniawa Długoszewski, Rój, Warszawa 1936.
Aldous Huxley: Nad Zatoką Meksykańską, tł. Stanisława Kuszelewska, Warszawa 1938.
Aldous Huxley: Nowy wspaniały świat, tł. Stanisława Kuszelewska, Rój, Warszawa 1933.
Aldous Huxley: Ostrze na ostrze, tł. Maria Godlewska, Rój, Warszawa 1932.
Aldous Huxley: Po wielu latach, tł. Barbara Czerwijowska, Warszawa 1938.
Aldous Huxley: Uśmiech Giocondy i inne opowiadania, tł. Jadwiga Olędzka, Czytelnik, Warszawa 1959.
Aldous Huxley: W cudacznym korowodzie, tł. Bronisław Zieliński, Czytelnik, Warszawa 1959.

***


Fragment książki: Anne Bancroft - WSPÓŁCZEŚNI MISTYCY I MĘDRCY


Data utworzenia: 21/06/2024 @ 02:51
Ostatnie zmiany: 21/06/2024 @ 03:41
Kategoria : Religie a halucynogeny
Strona czytana 4713 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
monastery-picture04.jpgneamt-monastery-moldova.jpgbud101.jpgbahaisquare.jpeg0-bhutan.jpgmonastery-picture01.jpgdiveevo.jpgdracula_mnsnagov.jpg0-Jvari Monasteri-Georgia.jpgmonastery-picture07.jpgmonastery-picture08.jpgjasna-gora.jpgSofia.jpgjericho-st-georges-monastery.jpgIonaAbbey.jpggreek.jpgjvari.jpgpoblet.jpg0-armenia.jpgOrvieto.jpgmonastery-picture02.jpgthiksey-gompa-in-ladakh.jpgCamedolite-Monastery.jpgmeteora_monastery.jpgmonastery-picture05.jpgmonastery-picture06.jpgmonastery-mont-saint-michel.jpgmonastery-picture03.jpgManastirea_Sinaia.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 7665592 odwiedzający

 314 odwiedzających online