|
Tajemnica Krety.
Dokąd Byk porwał Europę, czyli o korzeniach kultury europejskiej
Hans Georg Wunderlich
Autor tej książki, profesor geologii, w 1970 trafił na Kretę, gdzie miał okazję zwiedzić częściowo zrekonstruowany przez sir Arthura Evansa, słynny "pałac Króla Minosa" w Knossos - legendarny labirynt, w którym ongiś Tezeusz pokonał straszliwego Minotaura. W następstwie tej dość przypadkowej wizyty niemiecki uczony znalazł się w samym sercu jednej z największych archeologicznych zagadek wszechczasów, gdy stwierdził, ze w "uznanych" interpretacjach kultury minojskiej tkwi mnóstwo wewnętrznych sprzeczności. Jego oko geologa wytropiło wszakże klucze do tych zagadek, przeoczone przez dawniejszych archeologów; ten człowiek o technicznym wykształceniu postawił pytania, na które, zdawałoby się, nie ma odpowiedzi.
Wkrótce doszedł do wniosku, ze to, co oglądał, wcale nie było pałacem, lecz czymś znacznie bardziej ponurym, a może też bardziej znaczącym. Tajemnica Krety jest próbą rozwiązania paradoksów dręczących świat archeologii od spektakularnych odkryć Evansa na początku XX w. I chociaż Wunderlich może raz na zawsze obraca wniwecz panoramę raju sprzed 3500 lat, zniszczonego przez zagadkowy kataklizm i zapomnianego w późniejszych stuleciach, jego rozwiązanie poraża czytelnika z mocą objawienia. Wunderlich sugeruje, ze wykopaliska w Knossos reprezentują nie jakąś izolowaną, zagubiona cywilizację, lecz jeden z wielkich punktów zwrotnych w dziejach, moment, gdy najwcześniejsi Grecy odwrócili się od dawnej monumentalnej formy kultu zmarłych (jaki trwał nadal w Egipcie), aby kultywować pamięć o nich poprzez dramat i cześć dla bohaterów. W greckim teatrze, swymi korzeniami tkwiącymi w obrzędach upamiętniających śmierć herosa, widzi on potężny kulturowy impuls, który cały naród zwrócił w stronę kultu życia i akceptacji zmiany; ukierunkowało to w sposób rozstrzygający całą późniejszą historię Europy.
Ta książka każdego czytelnika wciąga bez reszty; nie odłoży on jej póki nie prześledzi do końca całego fascynującego wywodu autora - od detektywistycznych wręcz poszukiwań wśród ruin (przewodnikami są tu Homer i Herodot), poprzez zmarłych faraonów i czcicieli Baala wśród Filistynów, aż po zaskakująca konkluzję samego Wunderlicha.
Od tłumacza
Czytelniczo pasjonująca i być może przełomowa w dziedzinie badań nad starożytną cywilizacją minojską książka prof. H.G. Wunderlicha (1928-1974) jest - w oryginale niemieckim - dziełem dość uciążliwym w lekturze: obszernym, miejscami rozwlekłym, rojącym się od powtórzeń i dygresji nie zawsze związanych z głównym tokiem myślowym książki. Angielski jej tłumacz, Richard Winston, znacznie ją literacko ulepszył: dokonał skrótów i uprościł tekst, skutkiem czego stał się on językowo i myślowo bardziej przejrzysty, w czytaniu zaś - atrakcyjniejszy. Jednocześnie wersja Winstona traci charakter przekładu sensu stricto, stając się daleko idącą adaptacją, a nawet parafrazą oryginału.
Dlatego za podstawę niniejszego przekładu wziąłem właśnie wersję angielską. Jednakże podczas pracy nad przekładem przez cały czas miałem pod ręką oryginał niemiecki; opierając się na nim przywracałem niejednokrotnie pierwotne sformułowania Wunderlicha jako merytorycznie ściślejsze niż wersje Winstona; w kilku miejscach przywracałem całe partie tekstu, z niejasnych dla mnie powodów (może wskutek zwykłego przeoczenia) opuszczone przez angielskiego tłumacza.
Mam nadzieję, że dzięki temu przekład polski stał się optymalnym - z punktu widzenia zarówno merytorycznego, jak i stylistycznego - kompromisem między obiema wersjami oryginału, niemiecką i angielską.
Ireneusz Kania
Słowo wstępne
W roku 1900 brytyjski antropolog i archeolog Arthur Evans rozpoczął odkopywanie stanowiska z epoki brązu niedaleko miasta Iraklion na Krecie i wnet natrafił na budowlę składającą się prawie z tysiąca dwustu pomieszczeń. Nikt nie miał najmniejszego pojęcia, kim był twórca tej ogromnej konstrukcji. Evans skojarzył ją ze starymi greckimi tradycjami o królu Minosie, jakoby władającym stolicą wyspy, Knossos, na dwa pokolenia przed Wojną Trojańską. Zgodnie z podaniami Minos zbudował tajemniczy labirynt. Evans uznał stanowisko za pozostałości pierwotnego pałacu władcy i ukuł pojęcie kultury "minojskiej" na Krecie epoki brązu. Odtąd utarł się wśród uczonych zwyczaj określania wczesnokreteńskich budowniczych pałaców mianem "Minojczyków", jakkolwiek nadal nikt nie wie, jak nazywani oni siebie sami - owi dziwni ludzie, na freskach przedstawiający swych męskich współplemieńców z gęstymi czarnymi włosami i z czerwonawą cerą, kobiety zaś z czarnymi lokami i jasną karnacją.
Niedługo potem ekspedycja niemiecka pod kierownictwem znanego archeologa Eduarda Meyera, odkopująca groby w wielkiej nekropolii w Zachodnich Tebach (Górny Egipt), natknęła się na malowidła zadziwiająco podobne do tych, które odkryto w pałacu w Knossos. Ukazywały one kroczące szeregi postaci o czerwonawej skórze i czarnych włosach, o wyglądzie uderzająco "minojskim"; niosły one utensylia typowe dla wczesnej Krety. Najoczywiściej byli to wysłannicy odległego wyspiarskiego królestwa we wschodniej części Morza Śródziemnego, przedstawiciele tychże samych zagadkowych budowniczych pałaców, których Evans, nieznający wszak ich rzeczywistego imienia, nazwał Minojczykami.
Co prawda liczące sobie trzydzieści pięć stuleci figury z malowideł ściennych w tych starożytnych egipskich grobach były nieme, lecz przecież towarzyszący im hieroglificzny tekst można było odczytać. Ujawnił on nazwę, jaką ówcześni Egipcjanie stosowali do mieszkańców Krety epoki brązu - "Keftiu". Kim byli owi dziwni Keftiu, których kultura nie przypominała nic znanego nam ze starożytnego świata? Dlaczego zbudowali tak wielki pałac? Jakiż to dziwny koniec ich spotkał, skoro pamięć o nich zaginęła niemal całkowicie na ponad trzy tysiące lat?
Powyższe pytania są przedmiotem tej książki. Dotkniemy w niej jednej z najbardziej palących kwestii dziejów starożytnej i prehistorycznej Europy. Kretę uważa się wszak obecnie za ośrodek najdawniejszej kwitnącej kultury na ziemi europejskiej; czy jednak to starodawna kreteńska kultura owych Keftiu, których za Evansem zwiemy zazwyczaj Minojczykami, rzeczywiście zapłodniła późniejsze kultury europejskie? Czy też - jak uważał sam Evans i jak do dziś sądzi wielu innych uczonych - seria katastrof przyrodniczych zniszczyła ją tak gruntownie, że świadectwo o niej zachowało się jedynie w mglistej tradycji antycznej Grecji? Czy nastąpiło to na wiele stuleci przed początkiem greckiego złotego wieku na kontynencie? Czy kultura minojska była zapomnianą poprzedniczką cywilizacji greckiej, a więc także całego współczesnego zachodniego świata?
Obecnie odpowiedzi na te pytania nie można szukać jedynie w archeologii czy historii. Jako geolog próbowałem ożywić dyskusję wprowadzając do niej nowe spostrzeżenia, metody i rozważania. W wyniku tego doszedłem do zaskakującej rewizji wcześniejszych poglądów. Może trzeba będzie spojrzeć na świat starożytny wschodniego basenu Morza Śródziemnego w owym i niecodziennym świetle, które wszakże pozwoli ujawnić związki i zależności przedtem ukryte.
Istnieje szkoła popularnego pisania o archeologii skupiająca się na przygodach i triumfach autorów wykopalisk, streszczająca i podająca w atrakcyjnej formie teksty specjalistów. Co się mnie tyczy, będę poniżej usiłował napisać oryginalną pracę naukową, językiem dostatecznie jasnym, by mogli ją zrozumieć zwykli czytelnicy. Tą drogą spodziewam się pobudzić możliwie największą liczbę kolegów z innych dyscyplin naukowych do współpracy w rozpoczętych przeze mnie badaniach. Tym moim przedsięwzięciem chcę się również wypłacić z długu wdzięczności wobec szerokich kręgów czytelników za ich żywe i życzliwe zainteresowanie moją działalnością naukową oraz za niezliczone sugestie, napływające do mnie z daleka i z bliska, bez których napisanie tej książki nie byłoby możliwe.
Stosownie do wymogów historycznej ścisłości powinienem w dalszym ciągu używać określeń "Keftiu" i "kultura Keftiu". Wszelako fantazyjne terminy "Minojczycy" i "kultura minojska" są już zbyt solidnie zakorzenione w powszechnym użyciu, by można z nich zrezygnować, chociaż nie wspierają ich żadne historyczne dowody.
H.G. Wunderlich
Wprowadzenie
Mity i antymity
Minotaur, ów potwór z greckiej legendy, był pół-bykiem i pół-człowiekiem. Zgodnie ze starożytnymi podaniami co siedem lub dziewięć lat (bądź też, jak twierdzą niektórzy, co roku) pożerał siedmiu ateńskich młodzieńców i siedem dziewic. W końcu bestię pokonał i zabił Tezeusz, ateński heros krwi królewskiej. Korzystając z pomocy córki króla Krety wydostał się z labiryntowego pałacu Minotaura. Odtąd jego miasto rodzinne było wolne od makabrycznego trybutu dla władcy Krety.
Tak brzmiała opowieść recytowana przez greckich bardów na rynkach wyspiarskiej i kontynentalnej Grecji. Ale czy można im było wierzyć? Przecież bajali tylko i zmyślali... A może jednak w legendzie o Minotaurze kryło się ziarno prawdy?
Uczeni z krajów północnych nie skłaniali się do takiego przypuszczenia. Dla oświeconych umysłów z późniejszych stuleci ofiary z ludzi i groteskowe stwory o dwoistej naturze, jak Minotaur, nie godziły się z ich wykoncypowanym na własny użytek idealnym światem greckim. Toteż wnet zreinterpretowały one prastarą legendę jako symboliczną relację o zwycięstwie wyższej, helleńskiej kultury nad niegreckim kultem byka, uprawianym przez dawnych Kreteńczyków. Ofiary z ludzi w rzeczywistości nie mogły mieć miejsca. Minotaur był tylko symbolem kreteńskiego boga Zeusa Asteriosa, labirynt zaś, w którym mieszkał ten bóg, to z pewnością wyłącznie zmyślenie obdarzonych bujną fantazją greckich poetów. Tym sposobem legendę Minotaura odarto z jej barbarzyńskiej aury. W interpretacji oświeconych humanistów przybrała ona kształt bezbarwnej, acz intrygującej, uroczej metafory.
Tak miały się rzeczy, gdy w poszukiwaniu zabytków pisma przedfenickiego na Kretę przybył Arthur Evans i rozpoczął kopać kilka kilometrów na południe od stolicy wyspy, Iraklionu. Evans, urodzony w 1851 w Nash Mills w Anglii, absolwent uczelni w Harrow, Oksfordzie i Getyndze, węszył jedynie za inskrypcjami, tabliczkami glinianymi i rzeźbami. Ale tym, co naprawdę odkrył w toku trwających kilku dziesięcioleci, pełnych samozaparcia trudów, był ni mniej, ni więcej tylko labirynt ze starożytnego mitu, legendarny pałac Minotaura.
Znów tedy potwora z legendy można było oglądać na niezliczonych wizerunkach byków - na płaskorzeźbach, w drobnych figurkach, w naczyniach uformowanych w kształt byczego łba, na pieczęciach i ich odciskach, w stylizowanych byczych rogach. I znowu przepędzone zostały z labiryntu złowrogie legendarne cienie, tym razem za sprawą wyszkolonych naukowo archeologów. Z resztek niemal tysiąca dwustu przemyślnie połączonych między sobą pomieszczeń, klatek schodowych, korytarzy, magazynów, sal kolumnowych i piwnic, zgrupowanych wokół wielkiego wewnętrznego dziedzińca, a także z pozostałości zachowanych fragmentów naściennych malowideł ukazujących igrzyska z bykami, sceny ze zwierzętami, procesje i portrety, wreszcie ze sprzętów glinianych i brązowych o najprzeróżniejszych formach - Evans zrekonstruował kulturę minojską. Zarysował przy tym takie mnóstwo jej paralel z cywilizacją europejskiego fin de sičcle'u, że wszelkie wątpliwości rozpłynęły się w pełnym niedowierzania zdumieniu wobec kulturalnych i technicznych osiągnięć tej wczesnej epoki ludzkich dziejów.
Teraz wyraźniej niż kiedykolwiek greccy bardowie jawili się jako okropni szalbierze kolportujący najprzeróżniejsze idiotyzmy o wesołym i uroczym wyspiarskim królestwie starożytnych Minojczyków. Niezliczone wyobrażenia walki Tezeusza z Minotaurem na klasycznych wazach, freskach, mozaikach, reliefach, klejnotach i monetach, a nawet rzeźby w rodzaju tych z Villa Albani koło Rzymu - były ewidentnie wytworami czystej imaginacji. Nawet Homerowi nie można było ufać. Czyż nie kazał on Achillesowi, swemu jasnowłosemu bohaterowi, ulubieńcowi bogów i ludzi, złożyć dwanaście ludzkich ofiar podczas obrzędów pogrzebowych ku czci jego druha i towarzysza Patroklesa, poległego w walkach pod Troją? By nie wspomnieć już o fantasmagoriach, od jakich wprost roi się Odyseja. Dlaczego mielibyśmy dawać wiarę baśniom i podaniom, gdy pod ręką mamy coraz liczniejsze dowody z wykopalisk?
Takie stanowisko przyjęło większość specjalistów, a także laików. Skądinąd wysunięto pewne zastrzeżenia wobec stosowanych przez Evansa metod rekonstrukcji, dotyczyły one jednak formy, stylu i motywów ikonograficznych. Niemal nikt nie wątpił, że odkopany labirynt to rzeczywiście pałac w Knossos, słynna siedziba starożytnych kreteńskich królów. I niemal wszyscy byli pod wrażeniem wysokiego poziomu kultury i cywilizacji epoki minojskiej. Systemy kanalizacyjne, łazienki, freski w stylu przełomu XIX-XX wieku, kobiety w olśniewających toaletach, prezentujące makijaż i pozy wytwornych Paryżanek z belle époque, niebronione murami posiadłości ziemskie zamiast srogich cytadel - bez dwóch zdań, epoka minojska w dziejach dawnej Krety, od 4000 do 3500 przed naszą erą, musiała być istotnie "złotym wiekiem". Jakże szczęśliwi, beztroscy, oddani wyłącznie sztuce, sportem i miłości byli ówcześni ludzie... I jak korzystnie to słoneczne państwo króla Minosa kontrastowało z mroczną rzeczywistością dwudziestowiecznej Europy, rozkawałkowanej na państwa narodowe, której mieszkańcy wyrzynali się nawzajem milionami...
Tylko jeden człowiek ośmielił się wysunąć zastrzeżenia wobec tej sielskiej wizji przeszłości. Oswald Spengler, być może najwybitniejszy w pierwszej połowie XX wieku niemiecki filozof kultury, odniósł się zwięźle do problemu kreteńskiego w swej wydanej w 1935 r. książce o historii świata w II tysiącleciu p.n.e. Wychodząc od analizy koncepcji życia pozagrobowego w schyłkowej epoce brązu, z właściwym sobie przenikliwym zmysłem krytycznym odniósł się do znalezisk archeologicznych. Brak murów obronnych wokół starożytnych kreteńskich pałaców i posiadłości wiejskich, malowidła z bykami tak sugestywnie przypominające o dawnej legendzie Minotaura, wreszcie ów osobliwy tron królewski w pałacu w Knossos, zdaniem Spenglera lepiej pasujący do "jakiegoś wizerunku wotywnego czy mumii kapłana" - wszystko to skłoniło go do postawienia pytania: "Czy pałace w Knossos i w Fajstos nie były aby świątyniami dla umarłych, sanktuariami rozbudowanego kultu zaświatów? Nie chciałbym twierdzić tego w sposób stanowczy, gdyż nie dysponuję dowodami, ale kwestia ta wydaje mi się godna poważnego rozważenia".
Nie była mu dana sposobność dalszego zgłębiania tego problemu, jako że w następnym roku umarł. "Czyż to nie zadziwiające, że sugestii Spenglera nie zauważyło całe pokolenie archeologów?" - pisze Z. Silberstein z Hajfy, któremu - obok dr. B. Aschera z Kolegium Uniwersyteckiego w Hajfie - zawdzięczam zwrócenie mi uwagi na ten ustęp w dziele Spenglera. W rzeczy samej jego przenikliwa wzmianka nie miała, jak się zdaje, żadnego wpływu na archeologię minojską.
Spengler poniekąd przywoływał jedynie na powrót widmo Minotaura-ludożercy. Ale bestia zamajaczyła tylko na krótką chwilę; wnet wyparta została do podświadomości i skazana na zapomnienie. Nie było miejsca na takie obrazy w czasach, gdy świat zmagał się z codziennym problemami unurzanej we krwi, wojowniczej epoki nowoczesnej. Kiedy zakończyła się wreszcie druga wojna światowa i europejska masowa turystyka jęła opanowywać śródziemnomorskie wybrzeża, zatoczka po zatoczce i wyspa po wyspie, ludzie z większą niż kiedykolwiek niechęcią dopuszczali do siebie wspomnienia o dawnych okropnościach, czy to z czasów najświeższych, czy też z najodleglejszych okresów historii. Życie powinno być spokojne, wygodne, pełne przyjemności. Urlopowicze domagali się niezakłóconych niczym wakacji. Potrzebowali tych tygodni relaksu, aby zregenerować siły nadwątlone codzienną udręką życia w nowoczesnej epoce industrialnej. Czyż właśnie starożytni Kreteńczycy nie dostarczyli przykładu beztroskiego sposobu życia, które można było sensownie naśladować? Wyglądało na to, że przed czterema tysiącami lat ci ludzie odkryli sekret bezpiecznego pokoju i wysokiego poziomu ogólnego dobrobytu. To, czego udało się dokonać w pewnym królestwie z epoki brązu, z pewnością było również w zasięgu możliwości nowoczesnej demokracji.
Tak więc mit Minotaura z jego wątkiem ofiar ludzkich bytował sobie zepchnięty w rejony podświadomości, gdzie duchy przeszłości czekają, aby wychynąć na światło dnia. Wówczas wyrywają się stamtąd, zawładają tymi, którzy zakorkowali je w butelce i przymuszają ich do krwawych czynów w imię ideologii, rasy czy religii, popychają ich do auto-da-fé, demonstrują procesy i obozy koncentracyjne. Nie oszukujmy się. Nawet w stuleciu najbardziej oświeconym w ludziach nadal drzemie dziedzictwo epoki kamiennej. I na nic się nie zda wyganianie tej złowrogiej spuścizny w otchłanie ludzkiej psyche.
Nawet cień takiej myśli nie nękał mnie, gdy wyruszałem na Kretę. Nie interesowała mnie archeologia czy filozofia kultury, lecz tylko względnie świeże procesy formowania się gór (orogeneza). Już przed paroma laty na podstawie pewnych wskazówek geologicznych i geofizycznych doszedłem do wniosku, że te górotwórcze procesy nadal, aż do dziś, trwają w pewnych rejonach świata śródziemnomorskiego. Obejmują one zjawiska takie jak trzęsienia ziemi, erupcje wulkaniczne, obserwowane niedawno podnoszenie się linii brzegowej, obniżanie się dna morskiego w określonych basenach Morza Śródziemnego. Ludzie zajmujący się archeologią minojską, jak Evans, Marinatos czy Nikolaos Platon ustawicznie odwoływali się do zjawisk geologicznych, ilekroć próbowali wyjaśniać upadek cywilizacji minojskiej.
Data utworzenia: 17/08/2011 @ 23:59
Ostatnie zmiany: 14/03/2013 @ 18:15
Kategoria : Grecja
Strona czytana 20587 razy
Wersja do druku
|
|