Hiszpania przestała być krajem katolickim – stwierdził w 1931 roku premier tego kraju Manuel Azana. Wydaje się, że wówczas było to przesadą lub co najwyżej bardzo ambitnym politycznym planem. Dziś jednak wielu mogłoby się pod takim zdaniem podpisać – tak jakby nagle, po 70 latach, w zupełnie innej rzeczywistości, te słowa nabrały aktualności.
Co jednak znaczy to stwierdzenie? Czy Hiszpania przestaje być katolicka na naszych oczach, czy też jest to proces dawno zakończony? Jeżeli zaś rzeczywiście kraj ten przeżywa aktualnie odejście od katolicyzmu – dlaczego tak się dzieje?
Hiszpania jest krajem, w którym religię widać na co dzień. Wspaniałe kościoły i klasztory ze wszystkich epok świadczą o bardzo długiej katolickiej tradycji. Na ulicy nietrudno spotkać księdza czy grupki dzieci ze szkół prowadzonych przez duchowieństwo (katolickie szkolnictwo obejmuje około 20% szkół na wszystkich poziomach nauczania). Wszystkie święta lokalne i niemal wszystkie narodowe to wspomnienie patronów lub inne święta religijne. Ulice hiszpańskich miast regularnie przemierzają procesje, szczególnie liczne w trakcie wspaniałych obchodów Wielkiego Tygodnia. Wciąż większość Hiszpanów decyduje się na ślub kościelny i chrzest dzieci.
Gdzieś za tą fasadą kryją się jednak niepokojące znaki. Na niedzielnej mszy brakuje ludzi młodych, nierzadko przychodzą sami emeryci. Nad Burgos – miastem, w którym mieszkałam, uważanym skądinąd za bastion katolicyzmu – smętnie góruje wielki i w połowie pusty budynek seminarium duchownego; w połowie – gdyż drugą jego część przeznaczono na luksusowy hotel o nazwie "Abba”. Obraz katolicyzmu hiszpańskiego uzupełnia tocząca się polityczna walka o odebranie Kościołowi przywilejów i odsunięcie religii na margines życia publicznego. Nierzadko zresztą kolejne "laickie ustawy” socjalistycznego rządu cieszą się poparciem większości Hiszpanów.
Chcąc poddać analizie ten obraz i rozwikłać jego sprzeczności, trzeba spytać o kryteria, za których pomocą stawiamy diagnozę stanu religijnego danego społeczeństwa. Czy pytamy o żywotność tradycji wywodzących się z katolicyzmu, czy też chcemy wiedzieć, jaka jest frekwencja na niedzielnej liturgii? Sprawdzamy statystyki dotyczące deklarowanego wyznania czy stopień poparcia dla ustaw sprzecznych z nauką Kościoła? A może myślimy o zaangażowaniu instytucji kościelnych w życie społeczne, o stanie duchowieństwa czy liczbie powołań? Odpowiadając sobie na te wątpliwości, pośrednio przybliżamy się też do definicji laicyzacji. Chcąc się dowiedzieć, w jaki sposób Hiszpania "przestaje być katolicka”, musimy wiedzieć, jak wygląda punkt wyjścia, a więc przyjrzeć się katolickiemu społeczeństwu.
Puste kościoły w świetle statystyk
Nie miejsce tu na spory metodologiczno-definicyjne. Próbując zmierzyć się z fenomenem laicyzacji w Hiszpanii, za katolickie uznaję społeczeństwo, w którym większość ludzi to osoby wyznające katolicyzm i uczestniczące w życiu Kościoła. Laicyzacja byłaby zatem wyraźnym i znacznym liczebnie odchodzeniem od wiary. Reszta czynników wydaje się konsekwencją tej podstawowej zmiany. Jedną z takich konsekwencji jest próba wyrugowania religii z szeroko pojętej przestrzeni życia publicznego lub też brak reakcji na takie próby. Stawiając w ten sposób problem i rozwiązując pierwszą wątpliwość, musimy zmierzyć się z czymś jeszcze bardziej skomplikowanym. Odejście od wiary to proces trudny to uchwycenia, należy być też ostrożnym, wnioskując na temat jego przyczyn. Musimy pamiętać, że utrata wiary pozostaje pewną tajemnicą, dlatego próbując zrozumieć stosunek Hiszpanów do religii katolickiej i Kościoła, powstrzymam się od udzielania niektórych, chyba zbyt łatwych niekiedy, odpowiedzi.
Wszystkie poważne analizy religijności społeczeństwa hiszpańskiego od kilkunastu lat odnotowują istotne zmiany zarówno w liczbie osób deklarujących wyznanie katolickie, jak i praktykujących. Mimo to, wciąż przeważająca liczba Hiszpanów uznaje się za katolików; w zależności od badań współczynnik ten wynosi od 80 do 90%[1]. Trzeba zachować dużą rezerwę wobec tych statystyk, gdyż z pewnością wiele osób uważa się za katolików tylko dlatego, że nie utożsamia się z żadnym innym wyznaniem czy religią. Liczba tzw. praktykujących katolików mówi nam znacznie więcej: w 1970 roku stanowili oni 87%, zaś w 1993 roku to już tylko 52% dorosłych Hiszpanów. Według szczegółowej ankiety na temat religijności przeprowadzonej przez CIS (Centro de Investigaciones Sociológicas), w 2002 roku jedynie 25% Hiszpanów brało udział w praktykach religijnych co najmniej raz w tygodniu. Potwierdza to zresztą zwykła obserwacja – kościoły są puste! Jedynie 19% badanych modli się codziennie, religia nie ma też większego wpływu na podejmowanie istotnych życiowych decyzji. Kościół nie cieszy się też zaufaniem jako instytucja – znacznie większy prestiż ma wśród Hiszpanów monarchia czy system edukacji. Jednocześnie chętnie przynoszą oni swoje dzieci do chrztu i prowadzą do pierwszej Komunii. W świetle tych danych trzeba zgodzić się z często powtarzanym określeniem hiszpańskiego katolicyzmu jako jedynie "kulturowego”, ograniczonego do pewnych przyzwyczajeń wynikających z tradycji.
Co może szczególnie istotne, w ostatnich latach gwałtownie spada liczba wierzących i zaangażowanych katolików wśród hiszpańskiej młodzieży. Z badań sprzed roku ("Młodzi Hiszpanie 2005”) wynika, że jedynie 29% respondentów zaliczyło się do grona wierzących wyznania katolickiego, podczas gdy w analogicznym badaniu z 1995 roku odsetek ten wynosił 77%. Przeprowadzone przez tę samą organizacje (Fundación Santa María) badania z 2000 roku wykazały, że jedynie 10% młodych ludzi uczestniczy w coniedzielnej liturgii. Jeszcze mniej jest tych, którzy uważają proponowane przez Kościół wartości za pomocne w kształtowaniu własnego życia. Te same badania wykazały również, że także wśród młodych Kościół jako instytucja nie cieszy się zaufaniem i przegrywa pod tym względem między innymi z Unią Europejską. Młodzi, choć w zdecydowanej większości ochrzczeni i mający za sobą szkolną katechezę, z Kościołem nie chcą mieć nic wspólnego.
Statystyki potwierdzają to, co właściwie widać gołym okiem. Wyjaśniają one również kolejny objaw laicyzacji, mianowicie kryzys powołań. Ich liczba wciąż spada, co wpływa na podnoszenie się średniej wieku kapłanów. Seminaria świecą pustkami. Kościół zaczyna się "starzeć” – starzy są wierni i ich pasterze, a przynajmniej wszystko do tego zmierza.
Martwa tradycja
Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci zmieniła się też geografia hiszpańskiego katolicyzmu. Niektóre z regionów, tradycyjnie uważanych za bardziej katolickie, dziś przeżywają kryzys wiary. Mowa tu szczególnie o Kraju Basków, a także o Katalonii, czyli o regionach, gdzie najsilniejsze są lokalne nacjonalizmy. Szczególnie ciekawy jest ten pierwszy przypadek, jako że prowincje baskijskie zawsze charakteryzowały konserwatyzm i przywiązanie do Kościoła, silnie zresztą związanego z ruchem narodowym. Tutejsze duchowieństwo przeżyło w czasie wojny domowej wielkie rozdarcie pomiędzy poparciem Republiki, która dała Baskom autonomię, a stanięciem po stronie Franco, który uważał się za wybawiciela Kościoła. Dziś Baskowie zapominają o katolicyzmie jako elemencie swojej tożsamości. Najbardziej katolickie w Hiszpanii są obecnie Stara i Nowa Kastylia, a także Nawarra, co oczywiście nie znaczy, że nie dotarł tam kryzys wiary.
W świetle przytoczonych badań nie bardzo pociesza przywiązanie Hiszpanów do ślubów kościelnych czy świąt katolickich. Dziś mianem "Wielkiego Tygodnia” określa się wakacje, na które Hiszpanie udają się w okolicach świąt, zresztą w rzeczywistości nie w Wielkim Tygodniu, tylko w oktawie Wielkiej Nocy. Hiszpanie nie wyprą się swoich lokalnych patronów ani narodowych sanktuariów, ale już dziś ich wspomnienie to przede wszystkim okazja do siedzenia przez tydzień w barze. Na okolicznościowej mszy pojawiają się miejscowe władze, jest pięknie i uroczyście, ale przypomina to raczej inscenizację historyczną niż wydarzenie religijne. Obecność Kościoła w edukacji jest oczywiście realna i daje duże możliwości ewangelizacji, jednak i to może być kwestią czasu. Premier José Luis Zapatero, choćby bardzo chciał, nie zastąpi szkołami państwowymi placówek związanych z Kościołem, nie znaczy to jednak, że pozycja Kościoła w tej sferze jest zupełnie bezpieczna.
Teologia czy historia?
Laicyzacja Hiszpanii jest zatem faktem. W sposób naturalny pojawia się pytanie o jej przyczyny i początek tego procesu. Episkopat hiszpański, świadom zachodzących zmian, wydał niedawno dokument, w którym próbuje postawić diagnozę procesów laicyzacyjnych ("Teologia i laicyzacja w Hiszpanii. W 40 lat po II Soborze Watykańskim”). Mowa w nim o błędach teologów, które sieją niepokój w sercach wielu wiernych. Teologia jest niezwykle ważnym elementem życia Kościoła, można mieć jednak wątpliwości co do wymowy tego tekstu. Po pierwsze wydaje się, że tłumaczenie odchodzenia od wiary jedynie błędami teologii, o której przeciętny katolik nie ma pojęcia, nie jest przekonujące. Ponadto: czy zrzucanie winy na teologów przez biskupów rozwiązuje problem? Pozostawmy zatem teologię na boku.
Niepokojące statystyki dotyczące religijności społeczeństwa hiszpańskiego pojawiły się stosunkowo niedawno. Chcąc jednak zrozumieć podłoże laicyzacji, musimy sięgnąć do historii. Wydaje się bowiem, że zarówno przyczyny laicyzacji, jak i początek całego procesu leżą w czasach odległych, choć nie zapomnianych. Czy rzeczywiście słowa hiszpańskiego premiera, cytowane na samym początku, były całkowicie sprzeczne z rzeczywistością?
Być może jednym z najważniejszych zjawisk, które miały wpływ na dzieje Kościoła w Hiszpanii w pierwszej połowie XX wieku, był antyklerykalizm. Jego siłą były masy ludowe, chłopi, a także robotnicy wielkich miast. Przyczyny tego zjawiska to temat sam w sobie. Istotny jest jednak fakt, że ostrze owego antyklerykalizmu wymierzone było nie tylko przeciw duchowieństwu, ale także przeciw religii. Apogeum przemocy, biorącej swe źródło w tym zjawisku, przypadło na sam początek wojny domowej, kiedy pośród rewolucyjnej wrzawy niszczono kościoły, mordowano księży i zakonnice, profanowano ołtarze. Okazuje się zatem, że już wówczas istniały rzesze obywateli Hiszpanii nieidentyfikujące się z wiarą katolicką, a nawet otwarcie z nią wojujące. Antyklerykalizmu nie można oczywiście utożsamiać z laicyzacją, gdyż w przeciwieństwie do niej nie oznacza narastania obojętności religijnej. Jednak już w latach trzydziestych sami biskupi pisali do papieża Piusa XI, że w wielkich miastach praktykujący katolicy stanowią jedynie 15-20%, zaś niektóre południowe prowincje kraju uległy faktycznej dechrystianizacji. Warto zatem pamiętać, że erozja hiszpańskiego katolicyzmu zaczęła się, zanim jeszcze ktokolwiek usłyszał imię generała Franco.
Antyklerykalizm czasów II Republiki oraz tragiczne wydarzenia wojny domowej skłoniły Kościół hiszpański do opowiedzenia się po stronie generała Franco i narodowców. Należy być ostrożnym, poddając dziś ten krok ocenie moralnej. Nie tak trudno zrozumieć motywację biskupów hiszpańskich, przerażonych wizją zupełnej zagłady Kościoła w Hiszpanii. Decyzja opowiedzenia się jednoznacznie po stronie Franco musiała jednak pociągnąć za sobą bardzo istotne konsekwencje. Kościół hiszpański wyparł się w ten sposób dużej części – może nawet połowy – dusz, nad którymi był zobowiązany sprawować duchową opiekę, usankcjonował też ich zabijanie i represjonowanie w ramach "wojny religijnej” (termin często stosowany w literaturze poświęconej wojnie domowej). Ponadto, legitymizując "krucjatę” przeciw nim, związał się bardzo ściśle z reżimem, który ją prowadził. Więź ta, mimo późniejszych prób zerwania, pozostała w pamięci Hiszpanów i do dziś stanowi ciężkie oskarżenie.
Dyktator arcykatolicki
Po wojnie domowej Kościół hiszpański triumfował. Hiszpania stała się państwem wyznaniowym. Wedle jednej z Zasad Ideowych Ruchu Narodowego (uchwalonych przez Kortezy w 1958 roku)[2] naród hiszpański podporządkowywał się Prawu Boskiemu, określonemu przez doktrynę Świętego Rzymskiego Kościoła Katolickiego, jedynej prawdziwej wierze[3]. Generał Franco wybierał biskupów, papież zaś przedstawiał tylko kandydatury. Kościół uzyskał bodaj największy w historii Hiszpanii wpływ na wszystkie dziedziny życia publicznego.
Nie istniała wolność religijna. Obowiązkową naukę religii wprowadzono nawet na uniwersytetach. Jeżeli ktoś nie chciał zawrzeć małżeństwa w kościele, musiał wykazać, że nie jest katolikiem. Krucjata trwała nadal, a jej efektem miało być nawrócenie wszystkich "czerwonych”. Niestety, proces "oczyszczania” Hiszpanii z wrogich idei łączył się z ostrymi represjami i tysiącami wyroków śmierci. Często gorliwymi wykonawcami tej politycznej zemsty stawali się katoliccy duchowni. W latach czterdziestych negatywna opinia wystawiona przez księdza mogła oznaczać czyjąś śmierć. W więzieniach kapelani zmuszali więźniów do uczestnictwa w praktykach religijnych. Kościół hiszpański stał się kościołem triumfu i – niejednokrotnie – zemsty.
Co stało się z "tradycyjnym” antyklerykalizmem w czasach reżimu? Zaczął on stopniowo zanikać i w momencie śmierci generała Franco w 1975 roku lewica hiszpańska nie była już nim naznaczona. Czy to znaczy jednak, że przez kilkadziesiąt lat reżimu udało się przywrócić Kościołowi wyznawców? Otóż krucjata się nie udała. W niektórych regionach kraju uczestnictwo w niedzielnej liturgii było tak samo niewielkie jak w latach trzydziestych i sięgało 30-40%. Katolicyzm stał się sztafażem reżimu i jego ideologią, zaś księża jego urzędnikami. Fakt ten z pewnością nie ułatwiał Kościołowi ewangelizacji, a z biegiem lat coraz bardziej przeszkadzał. Kościół nie odegrał też roli, która pozostała bardzo długo nieobsadzona – roli rozjemcy. Pogodzenie Hiszpanów z Hiszpanami (a przynajmniej dążenie do wyrzeczenia się nienawiści) nie stało się zasługą Kościoła hiszpańskiego.
Kościół nie pozostał wierny dyktaturze, a nawet po części znalazł się w opozycji do niej. Stopniowo w różnych środowiskach katolickich narastał sprzeciw wobec rządów generała Franco. Jednocześnie Kościół zaczął docierać do tych, o których wcześniej zdarzało mu się zapominać – do robotników; powstawały organizacje takie jak Jóvenes Obreros Católicos (Młodzi Robotnicy Katoliccy). Część hierarchii ostro krytykowała Franco i stworzone przez niego państwo. Niemały wpływ na ten ferment miał II Sobór Watykański i stanowisko papieża Pawła VI.
Niestety, do samego końca dyktatury – pogrzebanej wraz ze swoim twórcą w 1975 roku – Kościół nie zrzekł się swojej uprzywilejowanej pozycji. Obok opozycji wobec reżimu musiało się pojawić pytanie o ocenę własnych decyzji z przeszłości. Przecież u początków frankistowskiej rebelii tkwiło hasło krucjaty. W 1971 roku Zgromadzenie Wspólne biskupów i kapłanów w wydanym przez siebie dokumencie za błąd poparcie, jakiego wcześniej udzieliło generałowi Franco. Padły wówczas bardzo istotne słowa: Z pokorą uznajemy nasz błąd i prosimy o wybaczenie, gdyż w odpowiednim czasie nie umieliśmy być prawdziwymi orędownikami pojednania naszego narodu, podzielonego bratobójczą wojną[4].
Na rozdrożu
Hiszpania weszła na drogę demokracji pokojowo, zapominając na jakiś czas o przeszłości. Zmiana ustrojowa wymagała odłożenia na czas nieokreślony wyrównywania rachunków z czasów wojny i dyktatury. Odradzająca się lewica odrzuciła antyklerykalizm, a Kościół poparł zmiany i przyczyniał się do tworzenia atmosfery wzajemnego poszanowania i solidaryzmu.
Po upadku dyktatury religijność Hiszpanów nie załamała się od razu. Erozja tej części społeczeństwa, które jeszcze było katolickie, następowała powoli. Koniec reżimu frankistowskiego musiał być nie tylko szokiem ustrojowym, ale i religijnym. Katolicki sztafaż reżimu nagle przestał obowiązywać. Wydaje się, że sytuacja zmuszała do refleksji nad postawą wobec religii. Ci, którzy nie wierzyli od dawna, a których Franco bezskutecznie próbował nawrócić, wreszcie mogli swobodnie głosić swoje poglądy. Wbrew pozorom, takich ludzi było niemało. Z drugiej strony, najstarsze pokolenie, którego katolicyzm był starszy niż frankizm, prawdopodobnie nie miało trudności z samookreśleniem. Przed wychowanymi w reżimie i uznającymi się za katolików stanęło pytanie o to, czym miał być od tej chwili ich katolicyzm. Czy można pogodzić lewicowe poglądy z wiernością Kościołowi? Jak odnaleźć się w świecie pluralizmu ideologicznego i światopoglądowego? Szybko okazało się, że wypływających z katolicyzmu wartości trzeba bronić. Z czegoś oczywistego i zewnętrznego katolicyzm musiał stać się wewnętrzny i świadomie wyznawany. Było to zadanie coraz trudniejsze.
Taka sytuacja mogła powodować stopniowe odchodzenie od Kościoła. Nie działo się to w sposób spektakularny, ale z biegiem lat zaczęło się to przejawiać zarówno w statystykach, jak i w zwykłej codziennej obserwacji. Co jednak mają z tym wspólnego młodzi Hiszpanie? Przecież to właśnie pokolenie urodzone już w demokratycznej Hiszpanii "zaniża” statystyki wierzących i praktykujących oraz zasila szeregi zdeklarowanych ateistów. Dlaczego młodzi Hiszpanie uciekają od Kościoła?
Jak zwykle, w takich kwestiach trudno generalizować. Nie ulega jednak wątpliwości, że wśród młodych ludzi dużą popularnością cieszą się poglądy lewicowe. Oznacza to w ostatnich latach pewnego rodzaju fascynację osobą obecnego premiera José Zapatero i rządami socjalistów. Chociaż zainteresowanie polityką nie jest w zasadzie duże (aż 75% młodych Hiszpanów w ogóle nie ufa politykom), lewica może pociągać tworzoną przez siebie wizją postępu, sprawiedliwości, równości, wreszcie – nowoczesności. Kościół do niej zdecydowanie nie pasuje, a nawet przeszkadza w jej realizacji. Jak wynika z badań, młodzi krytykują Kościół za jego "nadmierne bogactwo”, a także w zdecydowanej większości uważają go za instytucję skrajnie konserwatywną. Nie uważają go też za autorytet, zaś niska kultura historyczna sprawia, że frankizm i Kościół wydają im się jednym. A to już przecież przeszłość.
Ostatnio jednak ta przeszłość znowu ożywa. Wojna domowa i frankizm wracają przede wszystkim w sporze o kształt pamięci historycznej. Pokolenie wnuków odkopuje masowe groby, odnajduje ostatnich świadków krwawych wydarzeń, pyta o miejsca pamięci. Bez atmosfery dialogu i zrozumienia łatwo doprowadzić do powrotu wzajemnych oskarżeń z przeszłości. W tej sytuacji kwestia roli Kościoła w czasach Franco, wciąż nierozwiązana, staje się bardzo niewygodnym bagażem. Kościół bywa więc oskarżany o to, że jako pierwszy przerwał "pakt zapomnienia”, doprowadzając do beatyfikacji męczenników prześladowań religijnych z czasów wojny. Sprawa ta, dla katolików dość oczywista, wzbudziła na nowo nieufność tych, którzy czują się pokrzywdzeni przez reżim frankistowski. Przypominają oni o poparciu Kościoła dla obozu frankistowskiego i domagają się, aby mówiąc o przeszłości, mówić całą prawdę. Rola duchowieństwa katolickiego w czasie dyktatury może być też problemem dla samych wiernych. Oni też jakoś muszą sobie poradzić z przeszłością swojego Kościoła.
Pozostaje jeszcze zadać pytanie o wpływ, jaki na hiszpański katolicyzm mogły mieć szybkie zmiany cywilizacyjne, a w szczególności otwarcie się tego kraju i znaczny wzrost zamożności. Oczywiście, zmiany te, powodujące przecież istotne przeobrażenia struktury społecznej i systemu wartości, mogły zaważyć na stosunku wielu ludzi do religii. Wydaje się przecież, że w radosnym dobrobycie i świecie pluralizmu kulturowego więcej jest możliwości wyboru. Nie ulegajmy jednak pokusie prostych interpretacji. Przecież rozwój Hiszpanii rozpoczął się już pod koniec lat pięćdziesiątych, a w roku upadku dyktatury kraj ten wcale nie należał do najbiedniejszych w Europie. Dzisiejsze młode pokolenie – szczególnie naznaczone laicyzacją – nie jest pierwszym, które korzysta z tego wspaniałego rozwoju. Zmieniły się oczywiście warunki, w jakich działa Kościół i – co za tym idzie – muszą zmieniać się też formy ewangelizacji. Fakt, że duża część społeczeństwa fascynuje się kinem Almodóvara, nie oznacza przecież, że Bóg w tym porządku się nie mieści. Tłumaczenie laicyzacji wzrostem konsumpcjonizmu i demoralizacją jest łatwą, ale powierzchowną interpretacją, zwalniającą często sam Kościół z poczucia odpowiedzialności.
Oazy na pustyni
Podsumujmy: obojętnienie Hiszpanów wobec wiary i Kościoła nie ma jednej przyczyny. Zarówno obwinianie o wszystko Franco czy biskupów, którzy nie wahali się podnosić ramienia w faszystowskim geście, jak i lansujących modę na świeckość socjalistów, wydaje się jednostronne. Nie należy zapominać o hiszpańskim antyklerykalizmie, który spowodował, że część Hiszpanii "przestała być katolicka” już dawno.
Wobec tych wszystkich czynników, wpływających na aktualny obraz laicyzacji w tym kraju, nasuwają się przede wszystkim dwa pytania. Jaki jest katolicyzm tych, którzy stanowią, wciąż jeszcze znaczącą, liczbę wierzących? A także jakie wyzwania stoją dziś przed nimi – duchownymi i świeckimi?
Katolicyzm w Hiszpanii, jak zresztą wszędzie, ma wiele twarzy. Istnieją środowiska postfrankistowskie, które marzą o powrocie do "narodowego katolicyzmu” i nowej krucjacie. Choć są one nieliczne, ich dyskurs bardzo szkodzi wizerunkowi Kościoła. Innym ruchem, nie tak wprawdzie radykalnym, ale wciąż wzbudzającym kontrowersje, jest Opus Dei. Organizacja ta, liczna i dysponująca między innymi własnym uniwersytetem w Pampelunie, z pewnością ma duże zasługi w dziedzinie formacji katolickiej swoich członków. Niestety, jest obarczona dziedzictwem epoki frankistowskiej, kiedy stanowiła jedną z głównych podpór reżimu (od 1957 roku). Przeszłości zmienić nie można, lecz dziś ważny jest przede wszystkim stosunek do niej. Opus Dei lansuje pozytywną wizję epoki Franco, nie chcąc często zrozumieć, że dyktator raczej zaszkodził Kościołowi, niż go umocnił. To polityczne uwikłanie nie budzi zaufania ani sympatii dużej części hiszpańskiego społeczeństwa, również katolików.
Z drugiej strony są katolicy "progresywni”, których poglądy znajdują się często na granicy ortodoksji. Środowiska te między innymi poprały ustawę legalizującą małżeństwa homoseksualistów.
W Hiszpanii zarejestrowanych jest około 12 tys. stowarzyszeń katolickich. Szczególnie godne uwagi wydaje się uwrażliwienie wielu katolickich środowisk na praktykowanie caritatis. Chęć pomocy ubogim, imigrantom, biednym mieszkańcom Ameryki Południowej rodzi wiele wspaniałych inicjatyw. Szczególnie dla młodych chrześcijaństwo oznacza przede wszystkim działanie w świecie i czynienie dobra. Hiszpańscy katolicy coraz częściej wydają się świadomi i zaangażowani w otaczającą ich rzeczywistość. Potrafią zmobilizować się w celu obrony wyznawanych wartości. Świadectwem tego jest chociażby sprzeciw wobec coraz dalej idących ustaw proponowanych przez socjalistów[5]. Ta aktywność jest świadectwem świadomego przeżywania wartości oraz poczucia odpowiedzialności za Kościół i społeczeństwo.
Warto zwrócić uwagę na sukces niektórych ruchów katolickich. Zainicjowany w Madrycie w początku lat sześćdziesiątych przez madryckiego malarza Kiko Argüello ruch neokatechumenalny zrobił międzynarodową karierę. Jednym z celów ruchu jest ewangelizacja i zapraszanie do Kościoła ludzi, których dotyka laicyzacja. Dziś neokatechumenat jest wciąż bardzo silny w Hiszpanii (jest tam około 350 wspólnot), wydaje też bardzo wielu misjonarzy. Misyjność dotyczy nie tylko tego ruchu, ale całego Kościoła hiszpańskiego. Obecnie w różnego rodzaju misje poza Hiszpanią zaangażowanych jest aż 16 700 osób, duchownych i świeckich (dla porównania – polskich misjonarzy jest w sumie ok. 2 tysięcy).
Przed hiszpańskim Kościołem stoi wiele wyzwań. Musi on ponownie podjąć dzieło ewangelizacji i to w zupełnie nowych warunkach. Nie z pozycji religii panującej, Kościoła triumfującego, licznego i obdarzonego przywilejami. Nowym elementem w tej sytuacji jest też rozbrat katolicyzmu z pojęciem hiszpańskiej tożsamości narodowej. Dziś nie każdy Hiszpan jest katolikiem, ale też nie każdy katolik w Hiszpanii uważa się za Hiszpana (chodzi nie tylko o imigrantów, ale też o coraz mocniej podkreślających narodową odrębność Basków i Katalończyków). Trzeba budować Kościół otwarty, ponad podziałami.
Co temu dziełu może dopomóc? Na pewno uporanie się z przeszłością. Dlaczego wciąż na zewnętrznych murach świątyń tkwią falangistowskie symbole (jarzmo i strzały) oraz nazwiska bohaterów strony narodowej w wojnie, umieszczone tam w latach powojennych dla upamiętnienia triumfu krucjaty? Wyraźne przyznanie się do błędów i prośba o przebaczenie mogą tylko wzmocnić autorytet Kościoła, bardzo osłabiony. Owo budowanie autorytetu może też opierać się na przypominaniu wielkich postaci historii Kościoła w Hiszpanii. Nie wszyscy biskupi podpisali akt lojalności wobec Franco, nie wszyscy duchowni zgadzali się milcząco na represje, których dokonywano przez lata; kto dziś o nich pamięta?
Wciąż jeszcze Kościół posiada środki oddziaływania na społeczeństwo. Szkoły katolickie, lekcje religii (choć ostatnio utraciły swój dotychczasowy status)[6], katolickie uniwersytety, środki przekazu stanowią o realnej obecności Kościoła w życiu społeczeństwa, którą trzeba umieć wykorzystać. Hiszpania może jeszcze być katolicka.
Natalia Łuczyńska – ur. 1981. Absolwentka Instytutu Historii Uniwersytetu Warszawskiego, studentka filologii hiszpańskiej w Instytucie Filologii Romańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmuje się historią Hiszpanii. Publikowała w “Przeglądzie Powszechnym” i "Więzi”. Mieszka w Warszawie.
[1] Korzystałam z następujących badań: Religión, Estado y Sociedad en Espana, 1997; Actitudes y creencias religiosas, 2002 (Centro de Investigaciones Sociológicas); Badania CIRES (Centro de Investigaciones de la Realidad Social) z lat 1990-1996.
[2] Ustrój Hiszpanii nie opierał się na konstytucji, kształtował go szereg ustaw, uchwalanych stopniowo.
[3] Cyt. za: Tadeusz Miłkowski, Paweł Machcewicz, "Historia Hiszpanii”, Wrocław 1997, s. 404.
[4] Cyt. za: Tadeusz Miłkowski, "Kościół w społeczeństwie hiszpańskim XIX i XX wieku”, Łask 2005, s. 177.
[5] Pisałam o tym, a zwłaszcza o kwestii legalizacji małżeństw homoseksualnych, w artykule "Dwie Hiszpanie?”, "Więź” 2006 nr 9.
[6] Według nowej ustawy o szkolnictwie (Ley Orgánica de Educación, w skrócie LOE), ocena z religii przestała mieć wpływ na promocję do następnej klasy i uzyskiwanie stypendiów.
08.12.2006 - Więź, Natalia Łuczyńska
Data utworzenia: 17/04/2010 @ 02:23
Ostatnie zmiany: 12/04/2012 @ 04:50
Kategoria : => Rzymskokatolicki Strona czytana 18616 razy