I. Od momentu małżeństwa Mieszka I z Dąbrówką, księżniczką czeską, i chrztu księcia polskiego w 966 r., Mieszko stał się przyjacielem cesarskim,
amicus imperatorii, z tytułu trybutu płaconego przezeń z części swego kraju, jako odjętego Cesarstwu obszaru misyjnego. Mieszko otrzymał swego biskupa misyjnego. Dwa lata później biskup ten stał się biskupem polskim,
episcopus poloniensis, podległym bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. Pod koniec panowania, prawdopodobnie w 991 r., za pontyfikatu Jana XV, Mieszko dorzucił do spraw polskich w Rzymie akt szczególny: dokument zwany przez pierwszych wydawców zapisu
Dagome iudex, który nie przestaje wywoływać różnych interpretacji. Jest to oblacja św. Piotrowi - ze strony księcia, jego żony i trzech synów - państwa gnieźnieńskiego; pierwsza znana nam oblacja jakiegokolwiek państwa na rzecz papiestwa. Chodziło najpewniej o potwierdzenie przez Rzym pozycji kościoła polskiego w skali hierarchicznej ówczesnego świata chrześcijańskiego.
Darowizna Mieszka pozostawała bez skutków dynastycznych. Bolesław Chrobry znalazł sobie własne miejsce w planach Ottona III. Zadbał również o przysłanie do Polski misjonarzy. Pierwszym był św. Wojciech, biskup praski, zakonnik z Awentynu, przyjaciel cesarza. Skończyło się to męczeńską śmiercią w Prusach. Bolesław sprowadził ciało do Gniezna i pochował je w katedrze.
Pomysłem Ottona III i Sylwestra II była nowa organizacja świata chrześcijańskiego, szczególnie tych krajów, które uznawały autorytet cesarski w sprawach świeckich i kościelnych.
Silnymi partnerami i sojusznikami w tych planach byli książęta:
polski - Bolesław - i węgierski - Stefan. Zaraz po śmierci św. Wojciecha w kwietniu 999 r. powstało arcybiskupstwo św. Wojciecha. Na jego czele stanął brat zamordowanego, Radzim-Gaudenty. W 1000 r, w Gnieźnie stworzono trzy podległe mu diecezje: kołobrzeską, krakowską i wrocławską. Biskup polski, wówczas z siedzibą w Poznaniu, nadal pozostał niezależny i dopiero po jego śmierci (1012 r.) następca, jako biskup poznański, podporządkował się nowej prowincji kościelnej polskiej.
Przekazanie w Gnieźnie kopii włóczni św. Maurycego księciu polskiemu przez Ottona III symbolicznie wyznaczało rangę polskiego księcia. Bolesław Chrobry ofiarował cesarzowi ramię św. Wojciecha, które posłużyło jako relikwia przy fundowaniu przez Ottona III kościołów dedykowanych nowemu świętemu w Akwizgranie, Leodium, Reichenau, Rzymie i Pereum. Fundacje te stały się więzami duchowymi nowej prowincji kościelnej ze światem chrześcijańskim.
II. Świat chrześcijański na przełomie tysiąclecia posiadał wiele wybitnych postaci. Poza już wymienionym papieżem Sylwestrem II oraz cesarzem Ottonem III, wybitnymi indywidualnościami byli Brunon z Kwerfurtu oraz biskup Notker z Leodium. Wszyscy oni byli przyjaciółmi św. Wojciecha, niedawno zamęczonego przez Prusów. Do tej grupy nieprzeciętnych postaci dołączył Bolesław Chrobry.
Nie wiadomo, za czyją radą, najpewniej cesarza, postanowił sprowadzić do Polski pierwszych zakonników z Italii, w celu założenia klasztoru dla działalności misyjnej w kraju i ewentualnie poza nim.
Czy Wojciech będąc w Polsce zakładał już jakieś klasztory benedyktyńskie - nie wiadomo. Aleksander Gieysztor przypuszcza, że, tak jak w Czechach i na Węgrzech, również u nas, w pobliżu siedzib biskupich znajdowały się pierwsze fundacje benedyktyńskie już w początku XI wieku. Czy jednak Wojciech zdążył w czasie krótkiego pobytu w Polsce coś zdziałać w tej dziedzinie? Brunon z Kwerfurtu, pisząc żywot wojciechowy i
Żywot Pięciu Braci, raczej by o tym wspomniał. Vita pięciu eremitów jest najbardziej wyczerpującym źródłem do poznania życia eremitów w Italii i ich losów po przybyciu do Polski. Napisana jest w dwa lata po ich męczeńskiej śmierci w Polsce.
Dlaczego właśnie z Pereum koło Rawenny sprowadzono mnichów do Polski?
Już około 1001 r. przybył tam z darami dla św. Romualda syn Bolesława Chrobrego i został mnichem. Utożsamia się go z Bezprymem. Otton III był silnie związany z grupą św. Romualda i jego pustelnią w Pereum. Gdzie leżała ta miejscowość, co oznaczała jej grecka nazwa, wielokrotnie później przekręcana w źródłach? Po dziś dzień, ok. 12 km na północny zachód od Rawenny znajduje się osada San Alberto. W księgach kościelnych po wiek
XIX, zapisywana jest jako San Adalberto. W pobliżu, w dawnych zakolach Padu znajduje się pole noszące na mapach
osiemnastowiecznych nazwę Pero. Najprawdopodobniej jest to miejsce dawnego kościoła w pustelni eremitów św. Romualda. Gdzieś w tej okolicy, najpewniej, Otto III ufundował alabastrową rotundę ku czci św. Wojciecha. Nie ma po niej śladu, jak i po romańskim kościele klasztornym. Pozostały jednak z niego fragmenty rzeźb i ornamenty z terakoty, które znajdują się w Muzeum w Rawennie.
Tereny wokoło dzisiejszego San Alberto, gdzie znajduje się obecnie dziewiętnastowieczny kościół parafialny, przed bonifikatą uczynioną przez papieży w XIV i XV w., wyglądały zupełnie inaczej. Rozlewiska wielu ramion Padu czyniły całą deltę bagnistą i trudno dostępną. Cesarz do eremu przyjeżdżał na ogół statkiem. Nazwa klasztoru, spotykana w późniejszych źródłach trzynastowiecznych brzmiała: Abbatia San Adalberto in Pereo. Jest to nazwa topograficzna, gdyż po grecku pereo oznacza „po drugiej stronie rzeki"; po polsku brzmiałoby to „opactwo na Zarzeczu". Liczne meandry ramion Padu w różnych okresach tworzyły niejedno „Zarzecze". Jak niedobre warunki klimatyczne powstawały w bagnistej okolicy, w której rozmieszczone były pustelnie eremickie, opisuje nam Brunon z Kwerfurtu w
Żywocie Pięciu Braci. „Niebezpieczne - mówiłem - jest to miejsce i szkodliwe jest to bagno. Czy jest ktoś, kto by tutaj jeszcze nie chorował? Począwszy od najmniej znaczącego aż do najwybitniejszego? I to tak, że właściwie jest to cud Boży, iż mimo tak wielkiej niemocy nikt nie umiera".
Z konwentu św. Romualda w Pereum cesarz osobiście wybrał Benedykta i Jana, aby ich wysłać za Alpy. „W następstwie tego sławny cesarz umyślił tych braci, którzy byli pełni zapału, wysłać do kraju Słowian, aby tam gdzie piękny las nadawałby się na samotnię, na ziemi chrześcijańskiej, w pobliżu pogan zbudowali klasztor: stąd miały płynąć trojakie korzyści dla szukających drogi pańskiej, a więc dla nowicjuszów przychodzących ze świata miał tam być upragniony klasztor, dla dojrzałych zaś i łaknących żywego Boga - doskonała samotnia, a ci, którzy pragnęli rozstać się z tym życiem i być razem z Chrystusem mieli sposobność głoszenia Ewangelii poganom. [...] [Cesarz] uzyskał zgodę św. Romualda na wysłanie do kraju Słowian dobrego Jana i lepszego - jak się wydawało oczom ludzkim - Benedykta. [...] A więc z biegiem rzeki [Padu] przybył do Rawenny obładowany okręt wiozący przy boku króla gromadę zakonników dobrych i złych. Tam cesarz z wielką gorliwością i miłością do Chrystusa przygotował podróż Benedykta i Jana i wydawszy w sposób należyty wszystkie niezbędne rozporządzenia, wysłał za Alpy, do kraju Słowian, świętą parę braci, do których nikt z pozostałych nie był podobny".
Relikwiarz Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna - kościół w Kazimierzu Biskupim
„Odbywszy więc drogę przez Alpy długą i krętą, ukończyli tą mozolną przeprawę. Weszli do kraju Polan, gdzie mówiono nieznanym językiem - a takich obcych krain wiele już przewędrowali - i zastali księcia, imieniem Bolesław, które przetłumaczone znaczy (górujący sławą). Ponieważ on jedyny spośród wszystkich naszego wieku zasłużył na to, bo męczennika Wojciecha, tego rzadkiego ptaka, wysłał na misje i zamordowanego pochował w swoim państwie. Więc zgodnie ze swym zwyczajem przyjął sługi Boże z niezwykłą uprzejmością i z wielkim upragnieniem. I we wszystkim okazując im łaskawość, w zacisznej pustelni z wielką gotowością zbudował miejsce, które sami upatrzyli jako odpowiednie dla ich życia i dostarczał im
środków niezbędnych do istnienia bez trudu. [...] Byli zaś pod ich duchowym kierunkiem dwaj inni, rodzeni bracia, mieszkający na pustelni. Jeden imieniem Izaak, drugi Mateusz: i jak z ziemi latyńskiej wyszło wspaniałe pokolenie szlachetnych ojców, tak w pięknym podobieństwie do ziemi słowiańskiej powstała ich dwójka. Siostry tych dwóch braci służyły Bogu w klasztorze w gronie dziewic. Oni zaś chociaż byli braćmi według ciała, poczęli stawać się lepszymi braćmi według ducha".
Gdy doszło do potwornej zbrodni, dokonanej w nocy z 10 na 11 listopada 1003 r., przez miejscowych zbirów, prócz Jana i Benedykta oraz Izaaka i Mateusza, zginął również ich kucharz, Krystyn, którego brat poszedł tego wieczora do wsi. O ile Jan i Benedykt zginęli z modlitwą na ustach, o Izaaku Brunon pisze, że powiedział przed śmiercią: „Niech Pan wam błogosławi, ponieważ dobrze nam czynicie". „Z kolei Mateusz przerażony niezwykłością wydarzeń, daremnie rzucił się do ucieczki na zewnątrz: przebity oszczepami doszedł w pobliże kościoła, gdzie legł na ziemi rozciągnięty całym ciałem, jakby do modlitwy. Krystyn zaś [...] bronił się kawałkiem drewna, a nie wiedząc o zabiciu braci, na próżno wzywał ich pomocy. [...] Wyżej wspomniany Krystyn, ponieważ był przywiązany do zabitych - jako miłości godna i miła ich służbie osoba - przyłączony został do czterech bezbożnie pomordowanych świętych, jako piąty zabity...".
Śmierć Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna - obraz w kościele opactwa kamedułów w Bieniszewie
III. Tragedia ta miała miejsce w eremie św. Wojciecha w Międzyrzeczu. Sądzę, że - podobnie jak w Italii - takie właśnie wezwanie nosił i w Polsce kościół klasztorny, a relikwie, które bandyci ściągnęli z ołtarza i podpalili, to były fragmenty szczątków Wojciecha, które najpewniej Bolesław Chrobry przeznaczył dla eremu międzyrzeckiego. Nazwa topograficzna dla siedziby pierwszych eremitów była charakterystyczna. W Italii był to erem św. Wojciecha na Zarzeczu (in Pereo), a na ziemiach polskich klasztor nosił nazwę: abbatia Sancti Adalberti in Międzyrzecz. W tym wypadku położona była nie w meandrach Padu, a pomiędzy Obrą i Paklicą.
Idąc za wnioskami Jerzego Nalepy widziałabym w nazwie Mezerici z 1005 r., polski Międzyrzecz lub Międzyrzecze. Jerzy Nalepa zwraca naszą uwagę, że nazwa taka pojawia się na terenie Słowiańszczyzny południowej, jak i zachodniej i poświadczona jest źródłowo od połowy X w. Dwie ewentualności widzę jako miejsce eremu i kościoła; jedno, podobnie jak część dotychczasowych autorów, na Winnicy, po drugiej stronie Obry, przy dawnym kościele N. Marii Panny. Nazwa topograficzna Winnica też mogłaby mieć związek z eremem, a nie grodem. Druga ewentualność, to wieś Święty Wojciech położona 1,5 km na zachód od miasta. Kłopoty, jakie mnisi mieli z powodziami, o czym wspomina Brunon, wskazywałyby na sąsiedztwo zabudowań w pobliżu rzeki.
Lokowanie eremitów w Kazimierzu koło Szamotuł nie wydaje się prawdopodobne. Sama nazwa Kazimierz jest w swej treści pejoratywna i nie nadaje się dla wspólnot św. Romualda w XI wieku. Wolały one używać nazw topograficznych.
Przeniesienie relikwii męczenników do Gniezna uzasadniał ostatnio przekonywająco Roman Michałowski. Gdzie je w Gnieźnie złożono? Gdyby wierzyć Kosmasowi, znajdowały się one w jakimś kościele poza katedrą. Czy przewieziono do Gniezna wszystkie relikwie, czy część? A może zwłoki dwu włoskich braci zostawiono w kościele międzyrzeckim? Do dziś istnieje kościół parafialny w Międzyrzeczu noszący wezwanie św. Jana (obecnie Jana Chrzciciela).
Przyjmuje się na ogół, że relikwie Pięciu Braci Męczenników zabrane zostały przez Czechów w trakcie najazdu Brzetysława z Gniezna. Pozostała po nich prawdopodobnie tylko tablica z inskrypcją, którą znaleziono w trakcie badań w katedrze gnieźnieńskiej. Odczytana została przez Brygidę Kurbis następująco: Ossa triom tvmvlofra [trum clauduntur terreno] Munus militie [m]u[n]du[m] t[er] duforum adauctum] Qvi legis u[iator] mortis direp[tos mucrone] Ac animas horum regi [caelorum devove]
Moglibyśmy przeto oczekiwać tu w ostatnim wierszu: Obit ysac matheus christinus infesto martini, ale sama autorka pisze, że trzeba to odsunąć w sferę marzeń. Sądzi natomiast, że autorem inskrypcji mógł być Brunon z Kwerfurtu, w czasie swego ostatniego pobytu w Polsce w 1008 r. Przypuszczenie to wydaje się bardzo przekonywające. Autor Żywota, związany ściśle z eremitami zarówno włoskimi, jak i polskimi, miał wszelkie motywacje, by ułożyć napis na grobie współbraci. Sam zginął w 1009 r. wraz z osiemnastoma towarzyszami na rubieży prusko-jaćwieskiej.
Odczytanie napisu przez Brygidę Kurbis zdaje się wskazywać, że był to grób tylko trzech eremitów - jak sądzę - Polaków: Izaaka, Mateusza i Krystyna. Imię Izaak nie przyjęło się w chrześcijańskiej Polsce. Mateusz i Krystyn natomiast to imiona używane do dziś. Może przyczyniło się do tego odnowienie kultu Pięciu Braci w Polsce w XVI w., w Kazimierzu Biskupim koło Konina.
Warto więc pamiętać, że oprócz św. Wojciecha, Czecha z możnego rodu Sławnikowiczów, przyjaciela cesarza, papieża oraz innych przedstawicieli elit intelektualnych Europy X wieku, i biskupa Stanisława, kanonizowanego dopiero w XIII wieku, posiadamy własnych, rodzimych świętych: Izaaka i Mateusza, braci pochodzących, jak się przypuszcza, z kręgów możnych krajowych, oraz Krystyna, przedstawiciela miejscowej ludności wiejskiej, który wraz ze swym bratem służył w eremie międzyrzeckim. Święto Pięciu Braci Męczenników zapisane zostało m.in. w jedenastowiecznym kalendarzu księżnej Gertrudy.
Teresa Dunin-Wąsowicz
Fragment książki:
Kościół, kultura, społeczeństwo - studia z dziejów średniowiecza i czasów nowożytnych - pod red. Stanisława Byliny