Kiedyś się snobowaliśmy na pochodzenie od Wandalów. Dzisiaj Polacy o nich zapomnieli, choć ten lud przez sześć wieków żył na naszych ziemiach.
Kiedy dwa lata temu pojawiły się pierwsze informacje o Wandalach we wsi Łętowice pod Tarnowem, na okolicę padł strach. „Wandale u nas? – pytano z niedowierzaniem. Później okazało się, że chodziło tylko o znalezisko archeologiczne – urnę z prochami kobiety i grób jamowy wojownika z fragmentami oszczepu i tarczy. Ostatnio pojawił się pomysł stworzenia muzeum – drewnianej chaty, w której pokazane zostałoby życie tego germańskiego plemienia. Nie wiadomo jednak, kiedy uda się tego dokonać, bo Wandalowie mają w Polsce fatalny PR. Niesłusznie.
Słowa „wandalizm” po raz pierwszy użył pewien biskup francuski w 1794 r. dla określenia niszczycielskich rajdów po parafiach dokonanych przez oddziały sił rewolucyjnych i ta łatka przykleiła się na dobre do starożytnych Wandalów. Niesłusznie, bo w kategorii „gwałt i rabunek” Wandalowie wypadają dość przeciętnie na tle swojej epoki. Poza tym byli waleczni i niezwykle zaradni.
Wandalowie, lud o pochodzeniu germańskim, mieszkali na naszych ziemiach przez blisko sześć wieków, ponad dwadzieścia pokoleń. Archeolog prof. Teresa Dąbrowska z Muzeum Archeologicznego w Warszawie w książce „
Początki kultury przeworskiej” (nazwa tej kultury archeologicznej wywodzi się od wykopalisk w miejscowości Gać koło Przeworska, których dokonano w 1905 roku) dowiodła, że plemiona wandalskie przybyły tutaj na przełomie III i II w. p.n.e.
Od dziesięcioleci toczono spór o to, kto tworzył ową kulturę. Celtowie, którzy także żyli na naszych ziemiach, Germanie czy też nasi słowiańscy praojcowie? A może była to mieszanka plemion o różnym pochodzeniu? Jednym z dowodów rozstrzygających tę zagadkę było odkrycie grobu ze spalonymi prochami trzyletniego dziecka, dokonane pod Jarocinem latem zeszłego roku. Dziecko pochodziło prawdopodobnie z arystokratycznej rodziny, bo wyprawiono je na tamten świat z nie lada jak na owe czasy kosztownościami: łyżką i srebrnym pucharkiem. Sensację wzbudził napis runiczny na owej łyżce – dowód, że byli to Germanie, bo to oni posługiwali się takim pismem. Najprawdopodobniej wszystkie plemiona tworzące ową kulturę były spokrewnione i wspólnie później wystąpiły na arenie dziejów jako Wandalowie.
O Wandalach wiemy tylko tyle, ile inni o nich napisali – ich pisma i kroniki, jeśli kiedykolwiek istniały, to przepadły bądź zostały zniszczone. Już dawno przyjęto w historiografii, że Wandalowie przybyli ze Skandynawii, bo tak mniemał Tacyt. Tezę tę obalili jednak polscy archeologowie. – Znaleziska z obszaru północnej Polski są starsze co najmniej o kilka pokoleń od tych z Danii i Szwecji – twierdzi prof. Andrzej Kokowski, archeolog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, współautor albumu „
Wandalowie – strażnicy bursztynowego szlaku”. Polska kolebką ludu germańskiego? Dlaczego nie. Dzisiaj to już nie ma żadnego znaczenia politycznego.
W pierwszym okresie swojego pobytu na naszych ziemiach w czasach przed naszą erą Wandalowie zetknęli się z Celtami, którzy żyli na terenach dzisiejszej Polski i jako bardziej cywilizowani od Wandalów nauczyli ich, jak być dobrymi rolnikami i pasterzami oraz upowszechnili żelazo. Efekty dobrego sąsiedztwa obu plemion archeologowie odnaleźli np. na Kujawach. Germanie okazali się pojętnymi uczniami, bo później, w latach 100-400 n.e., stworzyli największe w świecie barbarzyńskim zagłębia hutnicze.
Jedno znajdowało się na dzisiejszym Mazowszu, między Milanówkiem a Pruszkowem, drugie w Górach Świętokrzyskich, a trzecie na dzisiejszym Śląsku Opolskim. Największy był ośrodek świętokrzyski, gdzie obok siebie stało kilkadziesiąt tysięcy dymarek, z których można było wyprodukować 4000-5000 ton żelaza rocznie. Prof. Andrzej Kokowski szacuje, że owo zagłębie hutnicze mogłoby obsługiwać nawet milionową armię! Nic dziwnego, że w swoich czasach kowale i hutnicy byli szczególnie poważani, co widać we wnętrzach ich grobów.
Ciała zmarłych palono na stosie, bo wierzono, że to jedyny sposób, aby dusza została uwolniona i mogła poszybować w zaświaty. Wszystkie prochy z paleniska składano do grobu w popielnicach wraz z uzbrojeniem i wartościowymi przedmiotami, jakimi się otaczali za życia. Często wśród spalonych szczątków ludzkich natrafia się na kości zwierząt i ptaków. Być może to ślady jakichś wierzeń plemiennych, a może po prostu prowiant na ostatnią drogę. W grobach znaleziono też fragmenty kilkunastu różnych naczyń. Prof. Kokowski podejrzewa, że to pozostałość po pożegnalnej uczcie.
Wandalscy zbrojni wywoływali silne wrażenie. Tacyt, opisując wandalskie plemię Hariów (żyjących najprawdopodobniej na Kujawach), kreśli obraz demonicznych wojowników, którzy malują tarcze na różne kolory i idą do walki nocą. Wrogiem dla Wandali byli przede wszystkim Goci, inne germańskie plemię, z którymi toczyli wojny i którzy wypchnęli ich z północnej Wielkopolski. Wandalowie zamieszkiwali zatem dzisiejszą południową i zachodnią część tego regionu, Kujawy, Dolny Śląsk, Świętokrzyskie i Małopolskę, zaś Goci w różnych okresach zajmowali Pomorze Gdańskie, północne i wschodnie Mazowsze, Lubelszczyznę i dalej zachodnią Ukrainę. Symboliczną granicą między dwoma wrogimi ludami była Wisła.
Między Rzymem a Wandalami przez prawie dwa wieki – od I wieku n.e. do końca II wieku n.e. – panował względny pokój, bo imperium i dzisiejsze ziemie Polski łączył szlak bursztynowy, którego strzegły właśnie wandalskie plemiona. Biznes się skończył, kiedy Imperium Rzymskie zaczęło słabnąć wskutek wewnętrznego rozkładu i naporu plemion germańskich z całej Europy. Pod koniec IV wieku zaczął się okres wędrówek ludów wywołanych najazdem Hunów na Europę. Nad Wisłę zaczęły docierać wieści o wspaniałych miastach w ciepłych krajach południa, które można łatwo posiąść.
Plemiona wandalskie postanowiły ruszyć w długą podróż. Największego wyczynu dokonali Hasdingowie, odłam Wandalów z dzisiejszej centralnej Polski, który sprzymierzył się z sarmackim plemieniem Alanów. Udali się na zachód, zimą 406-407 roku przeszli Ren i najechali Galię (dzisiejszą południową Francję). Następnie po rajdzie przez Półwysep Iberyjski i północną Afrykę w sile 80 tysięcy ludzi dotarli do dzisiejszej Tunezji, gdzie w 429 roku stworzyli kwitnące państwo. Jego królem został wódz Wandalów, Genzeryk, a stolicą Kartagina.
W 455 roku w brawurowym wypadzie Wandalowie zdobyli Rzym. Po opanowaniu miasta podobno zdejmowali metalowe klamry, które były spoiwem rzymskich budowli, by je później przetopić. Państwo Wandalów, kontrolujące część Morza Śródziemnego, najbardziej drażniło władców Bizancjum, ale kiedy panował Genzeryk (lata 429-477), niewiele mogli na to poradzić. Genzeryk był trudnym przeciwnikiem.
Jako wódz, a także mecenas sztuk dorównywał zdolnościom rzymskim cezarom. Dopiero po jego śmierci państwo Wandalów zaczęło słabnąć. W 533 roku Bizantyjczycy postanowili się z nimi rozprawić. Dla zmylenia tropu wywołali bunt ludności Sardynii (należącej wówczas do Wandalów). Gdy Wandalowie wysłali zbrojnych do tłumienia buntu, Bizantyjczycy wylądowali pod Kartaginą i rozgromili germańskich wojowników. Tych, którzy zostali przy życiu, wcielono do armii cesarskiej. Reszta ludności rozpłynęła się w morzu innych ludów. Tak Wandalowie zniknęli z areny dziejów.
Podczas przygód w Afryce germańscy wojownicy utrzymywali kontakt< ze swoimi pobratymcami, którzy zostali w starej ojczyźnie nad Wisłą. Świadczą o tym prezenty z Afryki, które wydobyto z ziemi. Na przykład pod Przeworskiem znaleziono dwie późnoantyczne amfory na oliwę pochodzenia północnoafrykańskiego, a pod Skierniewicami wydobyto złotą zawieszkę z IV wieku n.e. ozdobioną wyobrażeniami ryb (Wandalowie w IV wieku przyjęli ariańską wersję chrześcijaństwa).
Zdzisław Skrok w książce „Słowiańska moc, czyli o niezwykłym wkroczeniu naszych przodków na europejską arenę” stawia tezę, że w momencie napływu Słowian do kraju nad Wisłą na przełomie V i VI wieku n.e. mieszkało tam sporo Wandalów i zawiązał się swoisty słowiańsko-wandalski sojusz. Wandalów było mało, ale mieli więcej praktycznych umiejętności: umieli wyrabiać broń, narzędzia, byli dobrymi rolnikami. Słowianie natomiast razili prymitywizmem w każdej dziedzinie życia. Byli jednak znacznie liczniejsi. Dlatego Wandalowie roztopili się w ich masie, a ich język poszedł w zapomnienie.
Prof. Kokowski powątpiewa w taki sojusz, bo exodus Wandalów i przybycie Słowian dzieli około 100 lat. Jest jednak pewien, że nieliczne grupy poprzednich gospodarzy pozostały na naszych ziemiach. Nigdy bowiem żadna grupa etniczna dobrowolnie nie wyjeżdża w całości. Coś jednak jest na rzeczy, bo Polacy kiedyś snobowali się na pochodzenie od Wandalów. Wspomina o tym w XII wieku angielski kardynał Gerwazy z Tilbury oraz polski kronikarz Wincenty Kadłubek, którego zdaniem Wanda, co nie chciała Niemca, była właśnie królową plemienia żyjącego nad Wisłą. I to od niej wszyscy poddani mieli przyjąć nazwę Wandalów.
Żyjący w czasach Łokietka na początku XIV wieku franciszkanin Dzierzwa twierdził z kolei, że wszyscy Polacy pochodzą od Wandala, potomka Jafeta, syna Noego. Dopiero w XVI stuleciu polska szlachta zaczęła szukać innego pochodzenia, bo chciała uzasadnić swoją pozycję w stosunku do kmieci i mieszczan. I wybrała Sarmatów, bo ci znani byli w historiografii jako świetni jeźdźcy. Od końca XVIII wieku wiadomo już było jednak, że wszyscy jesteśmy Słowianami. Czy mamy w sobie jakąś domieszkę krwi dzielnych plemion germańskich znad Wisły? Być może. Ważniejsze jednak jest to, aby Wandalowie znaleźli swoje miejsce w historycznej wyobraźni Polaków, skoro żyli i umierali na naszej ziemi.
Rafał Geremek
Wprost - 08 marca 2009
źródło: http://www.newsweek.pl/polska/nasi-bracia-wandalowie,37217,1,1.html