Kartagina posiadała liczne i słynne sanktuaria. Wiadomości, które posiadamy o tych świątyniach, wskazują, iż miały one bardzo różnorodną architekturę, a wygląd ich ulegał wielkim zmianom wraz z biegiem czasu.
Bardzo surowy pogląd, jaki Kananejczycy wytworzyli sobie o boskości, odwiódł ich zrazu od sanktuariów budowanych, jak również od rzeźbionych wyobrażeń. Miejsce, gdzie przejawiały się nadprzyrodzone moce, było nagie; zadowalano się wznoszeniem tam niewielkich pomników, zrazu zwykłych kamieni, gdzie moc ta się umiejscowiła. Słupy te pokryte były często prochami ofiary, którym to aktem człowiek odradzał świętą moc.
Fenicjanie z Afryki, aż do zaniknięcia swej cywilizacji, zachowali przywiązanie do tego typu sanktuarium, które oznaczamy mianem tofet, zaczerpniętym z Biblii.
Pod wpływem jednak Egipcjan, a niewątpliwie również innych narodów, zaczęto myśleć, że bogowie potrzebują mieszkalnego domu. W jednym z poematów z Ugaryt znajdujemy już opis budowli świątyni Baala, której ruiny odkrył istotnie C. A. Schaeffer. Nie istnieje właściwie zasadnicza sprzeczność pomiędzy tą koncepcją a koncepcją nie budowanego tofetu, bowiem domostwo boga - świątynia lub kaplica - jest raczej jakby architektonicznym rozwinięciem świętego kamienia czy słupa, w który wcielał się bóg.
Tofet w Kartaginie
Świątynia lub kaplica nie tworzą jeszcze same przez się „sanktuarium”, muszą zawierać koniecznie poświęcone pole lub plac. Na owym polu może być wiele kaplic. Obok, pod gołym niebem, wznoszą się monumentalne ołtarze. Słupy tofetu będą miały - na odwrót - wygląd kaplic w miniaturze lub
naiskoi - wyrażenie greckie, jakiego używają archeolodzy.
Jak wiadomo, tofet w Kartaginie rozciągał się na skraju portu handlowego. Musiały niewątpliwie istnieć przemożne przyczyny, dla których zrezygnowano z wykorzystania dla celów praktycznych tego terenu, gdzie tak wygodnie byłoby pobudować składy i magazyny; Rzymianie nie omieszkali tego uczynić przeznaczywszy dla Saturna, następcy Baala Hammona, jedynie maleńkie sanktuarium, ściśnięte ze wszystkich stron przez olbrzymie mury urządzeń portowych.
Mamy wszelkie dane, aby wraz z P. Cintasem sądzić, że ów brzeg morski był świętym brzegiem, tu bowiem wylądowały galery Dydony; uważano również niewątpliwie, że tam znajdowało się miejsce, gdzie wznosił się stos, dokąd dobrowolnie rzuciła się założycielka miasta, królowa, aby dzięki swojej ofierze zapewnić młodemu miastu opiekę bogów.
Ale P. Cintas wydobył na światło dnia na dziewiczej ziemi przedhistorycznego wybrzeża niewielki zabytek służący niewątpliwie do ceremonii, opisanych przez Justina, które miały upamiętnić poświęcenie się królowej; płaskorzeźba wyryta na słupie wskazuje, że ceremonie te przypominały bardzo obrządki, jakimi Grecy czcili swoich bohaterów, często również założycieli jakiegoś miasta: kobieta wpółleżąca na jakimś pagórku przygotowuje się do wylania libacji, aby zaspokoić nieugaszone pragnienie umarłych.
„Kaplica Cintas” posiada w miniaturze wszystkie elementy prawdziwej wschodniej świątyni: pomieszczenie prawie kwadratowego kształtu, którego długość i szerokość wynosi zaledwie metr, zawiera małą piwniczkę, wykute w skale „święte świętych", gdzie złożone było parę waz z wypalanej glinki, które wyrabiano pod koniec VIII wieku.
Zaledwie trochę rozleglejszy dziedziniec poprzedza to pomieszczenie; wznosi się na nim mały ołtarz; przed dziedzińcem trzy kręte koncentryczne mury tworzą rodzaj labiryntu, który musi przebiec wierny przed złożeniem ofiary na ołtarzu. Wszystko to zbudowane z nie ciosanego kamienia, złączonego gliną; tę prymitywną budowle powlekało wapno, jak bielone groby z Ewangelii, i meczeciki świętych z islamu.
Zdarza się często - co przypomniały wykopaliskowe prace Saint-Pierre'a, który wykrył pod pontyfikalnym ołtarzem prymitywnie wykutą wnękę, gdzie dla chrześcijan z II wieku przetrwało wspomnienie księcia Apostołów - że skromny pomnik przyciąga pobożnych dzięki tajemniczości swojego ubóstwa, co podnosi jeszcze jego starodawne pochodzenie.
Parę murów, które dostrzeżono na innych odcinkach prac wykopaliskowych, pozwala przypuszczać, że podczas pierwszych wieków istnienia Kartaginy wokół grobowca Dydony wzniesiono kilka kaplic, analogicznych do kaplicy, jaką odkrył P. Cintas. Możliwe, iż te wota były świadkami ofiar z ludzi, chociaż w kaplicy nie odkopano żadnych szczątków ofiar.
W każdym razie najpóźniej koło roku 700 na całej przestrzeni placu stanowiącego tofet zaczęto zakopywać wazy zawierające prochy dzieci, które „przeszły przez ogień": były one palone wewnątrz postaci ze spiżu opisanej przez Diodora, na którym wzorował się Flaubert, lub duszone uprzednio, aby umożliwić upływ krwi zawierającej świętą energię. Zrazu ograniczano się do ukrywania tych glinianych naczyń w maleńkich dolmenach z suchego kamienia. Później, aby je osłonić, zbudowano małe murowane ołtarze pokryte stiukiem, z wnęką, w której były umieszczane urny.
W VI wieku pomnik z kamienia jest najczęściej podmurowany, urna zaś zakopana obok, chyba że stoi przed ołtarzem. Zamiast przybrać postać ołtarza półkolumna jest wówczas wykuta w kształcie małej świątyni, zaś symbol na fasadzie wskazuje, że mieszka tu bóg.
Baal Hammon
Muzeum Bardo w Kartaginie Mamy wszelkie dane sądzić, że owe
naiskoi odtwarzają w zmniejszeniu prawdziwe sanktuaria wznoszące się w innych dzielnicach Kartaginy. Ich ornamentacyjny wystrój wskazuje, że puniccy architekci, tak jak architekci feniccy, ulegali wpływom Egiptu, ale że dziwnie upraszczali i ubożyli jego wzory.
Całą prawie fasadę zajmują prostokątne drzwi obramowane ciężkimi filarami. Wyżej biegnie najczęściej wklęśnięty gzyms, nazwany „wycięciem egipskim" (
gorge égyptienne); puniccy architekci będą stosowali ten motyw nawet na budowlach w stylu greckim, tak że stanie się on charakterystyczną cechą ich sztuki; na fryzie nad gzymsem był umieszczany symbol boga: bądź tarcza okrągła zwykła lub ujęta w rozwinięte skrzydła, zapożyczona od Amona-Ra przez Baala Hammona; bądź to wyprężone węże-okularniki, ureusy, których piorunująca moc uchodziła za dar słońca.
Ślepe drzwi miały prowadzić do wnętrza świątyni, gdzie pojawia się inny boski symbol, na ogół zwykły filar lub kamień wykuty w kształt owalu czy rombu, ale czasami również sylwetka ludzka spowita jak mumia.
Niektóre półkolumny, zamiast przedstawiać świątynię, są wykute w kształcie tronu: siedziba boga wystarczała, żeby wywołać wrażenie majestatu, i czczono ją, choć była nieraz pusta; ale najczęściej spoczywa na niej kolumna boga. Ostatni typ odtwarza monumentalny ołtarz w miniaturze; podstawę stanowi rodzaj pylonu w kształcie piramidy zwieńczony egipskim belkowaniem; stopnie wykute po stronie przedniej prowadzą do krypty ołtarzowej, a po obu ich stronach stawiano kadzielnice, ten szczegół przypomina, że według najbardziej prawdopodobnej etymologii Baal Hammon, miano boga, którego imię własne brzmiało „El”, znaczy: „Pan ołtarzy z kadzidłem".
Wszystkie te wota pokryły szybko przestrzeń świętego placu, dość długą, ale bardzo wąską; dlatego też zdecydowano się, dość wcześnie, podwyższyć teren, bez ceremonii zakopując dawne pomniki; tak więc kaplica Cintas znikła w stosunkowo krótkim czasie po wybudowaniu, ponieważ już w ostatnich latach VIII wieku widzimy ją częściowo zniszczona i przesłoniętą innymi wotami, które zostały następnie przykryte nowymi darami.
Chaos tofetu, ubóstwo darów, prostactwo półkolumn świadczą tym bardziej o niewrażliwości estetycznej Kartagińczyków, o ich obojętności dla sztuki, że żywo kontrastują z okrucieństwem samej ofiary: ów lud, przejęty takim poczuciem wielkości boga, że wyrzekał się najbardziej naturalnych odruchów, powszechnych wszystkim ludziom, nie zdobył się nigdy na to, aby dać plastyczny wyraz swej religijności, i sądząc tylko po jego pomnikach, możemy uważać, iż były mu obce wszelkie idee transcendentne.
W istocie - jak u innych ludów semickich - absolutny charakter uczuć religijnych zabijał wszelką inną działalność duchową; tak więc tofet - najstarsze i najbardziej czczone ze świętych miejsc - był również miejscem, gdzie niedopuszczalne prawie były wszelkie odchylenia od prymitywnej surowości. Inne sanktuaria były niewątpliwie bogatsze; już w tych czasach składały się zapewne z prawdziwych budowli, ozdobionych na modlę egipską, jak
naiskoi.
Stela ze świątynią Baala Hammona
Sousse (antyczny Hadrumetum) Wpływy wschodnie przetrwały aż do IV wieku i spotęgowały się jeszcze w okresie odwrotu i izolacji, jaki nastąpił po klęsce pod Himerą w r. 480. Kartagina ujrzała wówczas niewątpliwie napływ nowych, kolonistów fenickich, wiernych tradycjom narodowym, którym zagrażało niebezpieczeństwo w ojczyźnie. Kamienna stela z Sousse z końca V wieku pokazuje nam Baala Hammona zasiadającego na tronie w świątyni, której architektura zachowuje wszystkie elementy pochodzenia egipskiego: masywne drzwi o prostych filarach, fryz ozdobiony skrzydlatą tarczą (słoneczną).
Jednak w V wieku zachodzi w tofecie wielka przemiana, w wyniku której potężne półkolumny z piaskowca zostają zastąpione stelami z wapienia, spiczastymi jak obeliski. Monumenty te są oczywiście dużo mniej zbliżone do świątyń niż poprzednie. Zachowują jednak niektóre elementy ozdób architektonicznych: po każdej stronie fasady są wykute wyobrażenia kolumn; u góry biegnie fryz; szczyt steli obciosany w trójkąt uwydatnia przyczółek ujęty przez akroteria.
Wszystkie te motywy są zapożyczone z architektury greckiej i mamy wszelkie dane sądzić, że główne budynki Kartaginy zaczęły się upodabniać coraz bardziej do budowli, które Kartagińczycy mogli swobodnie zwiedzać na Sycylii, w czasie prawie nieustannych wojen wypełniających IV wiek.
Nie jesteśmy już zmuszeni wywoływać wizji punicko-hellenistycznej architektury opierając się na pomniejszonych i uproszczonych wzorach architektonicznych. Byłoby niewątpliwie przesadą twierdzić, że znamy ją dokładnie i bezpośrednio; posiadamy jednak dość liczne dokumenty, które pouczają nas zarówno o metodach konstrukcyjnych, jak i o kształcie i wyglądzie publicznych i prywatnych gmachów.
Podobnie jak ich mistrzowie egipscy, architekci feniccy mogli budować kosztem wielkich nakładów solidne gmachy, które przetrwałyby wieki; zadowalali się jednak zazwyczaj tanimi i lekkimi materiałami, które dzięki obfitej i taniej sile roboczej można było często odnawiać. Architekci kartagińscy nie wahali się nawet używać do okazałych budowli nietrwałego piaskowca o dużej zawartości piasku, który jednak miał tę zaletę, że dawał się łatwo ciosać. Wzgórza półwyspu dostarczały go zrazu w dostatecznej ilości; kiedy owe pierwsze kamieniołomy zostały wyczerpane, zaczęto eksploatować nowe z drugiej strony zatoki, na cyplu przylądka Bon, w pobliżu dzisiejszej osady El Hauaria.
W tym dzikim miejscu, trudno dostępnym od strony lądu, głębokie, biegnące od wybrzeża galerie zagłębiają się we wnętrze skały z muszlowego wapnia. Groty te, splątane w kapryśną sieć, oświetlane co jakiś czas przez szyby lub też przypadkowo zapadniętą skałę, robią równie silne wrażenie co kamieniołomy w Syrakuzach - są jednak bardziej dzikie. Porównanie między tymi grotami nasuwało się już starożytnym. Można do nich dotrzeć tylko od strony wybrzeża: niewątpliwie służyły także za więzienie dla nieszczęśników skazanych na pracę w tym miejscu, jeńców wojennych, zbrodniarzy czy niewolników.
Czy bryła, wznosząca się samotnie wśród jednej z tych grot, przypominająca niejasno zarys skulonego wielbłąda, zawdzięcza swój szczególny kształt cierpliwej pomysłowości jednego z tych pariasów, czy tylko fantazji przyrody?
Główną jednak przyczyną, dla której jedyne wyjście z tych galerii pozostawiono na morze, była dogodność tego położenia dla transportu bloków wapiennych, które załadowane na barki mogły przepłynąć zatokę bezpośrednio do Kartaginy. W ten sposób bloki objętości kilku metrów sześciennych były sprowadzane do podnóża budowli bez potrzeby uprzedniej obróbki. A przy budowlach, którym chciano zapewnić trwałość, konieczne było użycie olbrzymich głazów z powodu złego gatunku tego kamienia. Powodowało to jeszcze więcej kłopotów w partiach zewnętrznych, które miały otrzymać dekorację.
Wapień był wówczas pokrywany okładziną ze stiuku, która przesłaniała nierówności i w której były modelowane płaskie ozdoby. Żeby silniej zespolić ogromne bloki, spajano je za pomocą klamer z metalu; klamry te, najczęściej ołowiane, były wtopione w nacięcia. brył, łączonych „na jaskółczy ogon". Części muru łączącego z brzegiem wysepkę, na której znajdował się port wojskowy, były tak spojone.
Jedyne zabytki wcześniejsze od epoki hellenistycznej, które przetrwały całe do naszych czasów, zbudowane są właśnie z wapienia z El Hauaria: są to komory grobowe datujące się z VII i VI wieku. Mury są wzniesione bez cementu ze starannie dopasowanych, wielkich, prostokątnych bloków; dwie wnęki w ścianie mieszczą sprzęt umarłego; pod posadzką z płyt znajdują się sarkofagi. Ściany komory są pokryte stiukiem, a sufit z cedrowego drzewa przesłania kamienny strop.
Nad nim wznosi się często bardzo spiczasty dach dwuspadowy, zbudowany ze wspartych o siebie bloków, które dzięki swemu ciężarowi, działającemu na ściany zewnętrzne budowli, utrzymywały w równowadze konstrukcję dachową. P. Cintas odnalazł niedawno w Utyce kryptę o analogicznej konstrukcji, pochodzącą być może z VIII wieku.
Grobowce te mają powiązania z grobami fenickimi z XIII wieku p. n. e. Przetrwanie w Kartaginie aż do stosunkowo późnej daty tego typu budowli świadczy o przywiązaniu osadników tyryjskich do wschodnich tradycji, które zaczynały wychodzić z mody w samej Fenicji.
Już w epoce archaicznej stosowano jednak zapewne mniej kosztowne metody architektoniczne, które później stały się powszechne. Suszona cegła i ubita glina, którą posługiwali się również Egipcjanie i Mezopotamijczycy, służyła zapewne do budowania większości domów. W Utyce już w VII wieku znajdują się grobowce zbudowane z suszonej cegły, przykryte ogromną płytą z piaskowca.
Poczynając niewątpliwie od tej epoki budowano mury, których tylko podstawa zawierała kamienie, pokłady górne tworzyła cegła lub glina ugnieciona między rusztowaniami.
Aby izolować mur od wilgoci, górna partia była pokrywana warstwa smoły: jednak zwyczaj ten, który Wprawiał w zdziwienie Greków, nie jest jeszcze potwierdzony przez archeologów; zabieg ten stosowany był może tylko po to, by zapewnić nieprzemakalność tarasom.
W Kartaginie na Wzgórzu Św. Ludwika kilka ścian domów z III wieku p. n. e. jest zbudowanych według tej metody, stosowanej jeszcze w epoce rzymskiej, która przetrwała aż do naszych czasów w tunezyjskim Sahel.
Aby umocnić te ceglane mury, zaczęto je uzbrajać prostopadłymi blokami kamiennymi, zwanymi przez architektów "arfami". Później materiał wypełniający z cegieł zastąpił kamień łupany, niezależnie od arf. Wszystkie te rodzaje techniki są stosowane w domach na Wzgórzu Św. Ludwika. Ostatnia jest na porządku dziennym w budowlach rzymsko-afrykańskich.
Tę dość mizerna, murarkę przesłaniał często tynk ze stiukiem, który nadawał jej pozór marmuru. Dziki mur z betonu, umożliwiający stosowanie podmurowania i sklepienia, których czas się nie imał, wprowadzili dopiero Rzymianie. Monumentalny ołtarz Kbor Klib, zbudowany w sto lat po zburzeniu Kartaginy, w swym głównym zrębie utworzony jest z Wielkich płyt, połączonych gliną. Kartagińczycy zapożyczyli jednak od Greków, w okresie wojen punickich, zastosowanie cementu do podmurówki i do uzyskania nieprzepuszczalności basenów i pomieszczeń z wodą.
Te techniki budowlane są jednak dość skromne; widać tu troskę o oszczędność, chęć szybkiego budowania, ale budowniczym brak staranności. Trzeba jednak przyznać, iż technika budowlana doskonale harmonizuje z bogactwami naturalnymi Tunezji i ze stanem umysłów jej mieszkańców; ze zdziwieniem stwierdzamy, że analogiczny sposób budowy odnajdujemy w architekturze muzułmańskiej średniowiecza i że używa się go _jeszcze często za naszych czasów.
Począwszy od IV wieku wzmagające się wpływy greckie bardziej jeszcze dają się odczuć W dekoracji budowli. Elementy naśladujące wzory egipskie ustępują lub łączą się z porządkami greckimi - zwłaszcza z jońskim lub jego odmianą eolską _ której charakterystyczną cechą jest wygięte w ,,V” żłobkowanie łączące ślimacznice. Wytworna kolumna pokryta stiukiem, odkryta pośród ruin jednego z domów na Wyspie Św. Ludwika w Kartaginie, świadczy, że w czasie wojen punickich kartagińscy dekoratorzy mogli rywalizować z dekoratorami wielkich miast hellenistycznych, jak Aleksandria lub Delos. Mimo to pozostawali wierni tradycyjnym motywom, jak „wycięcie egipskie" (
gorge égyptienne), co pojawia się jeszcze na mauzoleum z Dugga i w Medracen.
Rozwój architektury sakralnej w tym okresie - IV-II wiek p. n. e. świadczy o tym, że Kartagińczycy byli pod urokiem hellenistycznej mody, dochowując jednak wierności tradycjom narodowym, odstąpienie bowiem od nich uważano za świętokradztwo.
W samej Kartagínie znana mam jest kaplica z ostatnich wieków niepodległości: wznosiła się ona w południowej części miasta, jakieś pięćset metrów na zachód od tofetu, tam gdzie dziś znajduje się stacja Salambo; odkryta w 1916, została natychmiast zniszczona przez prace przy budowie kolei żelaznej i doktor Carton zdążył zaledwie wykonać jej plan i zabrać sprzęt. Carton ujrzał prostą, surową cellę, przedzieloną wzdłuż na dwie części przegrodami z ubitej gliny; pośrodku ściany w głębi znajdowała się ławeczka ujęta po obu bokach przez dwie doryckie kolumienki wpuszczone w podstawy ubitej gliny; na konsolach stały figurki wotywne; gzyms przeładowany jajownikami, sercowatymi listkami, perełkami, palmetami i rozetami o kaboszonach malowanych cynobrem opasywał ścianę. Ziemia wykładana była tłuczoną dachówką, inkrustowaną kawałkami białego marmuru. Uderzający jest kontrast między tą doskonale hellenistyczną dekoracją i architektonicznym układem zapożyczonym od przedgreckiej Egei; układ ten odnajdujemy również u Etrusków; tak jak Kartagińczycy, dochowywali oni długo wierności tradycjom ,,pelazgijskim", które na ogół zanikły w samej Helladzie, ale przetrwały wśród ludów zamieszkujących peryferia greckiego świata.
Bardzo możliwe, że kaplicę Salambo otaczał święty plac zamknięty murem, zwany przez Greków
temenos. Całość przypominała prawdopodobnie w mniejszym lub większym stopniu sanktuaria o tradycji punickiej z okresu, który nastąpił po podboju, odnalezione w Dhiníssut na przylądku Bon czy też w El Kenissia w okolicy Sousse.
Zbijająca z tropu chaotyczność ich rozplanowania świadczy, jak bardzo obca była „eurytmia" grecka afrykańskim wieśniakom wtedy nawet, gdy w szczegółach czerpali natchnienie z dekoracji sztuki klasycznej. Na zamkniętych dziedzińcach rozsiane są kapryśnie maleńkie kapliczki, ołtarze pod gołym niebem; pobożni wierni zakładali coraz więcej tych dziedzińców mających chronić barbarzyńskie posągi uświetniające liczne wcielenia boskiej siły i jej nadprzyrodzonych służebników.
Później, kiedy Rzym ujmie w karby afrykańską religię, będzie się czynić wysiłki, aby ową fantazyjność: podporządkować regułom architektury klasycznej. Tak więc zrodzi się plan rzymsko-afrykańskiej świątyni, której najbardziej typowym przykładem jest sanktuarium Saturna w Dugga.
Świątynia Saturna - Dugga
Odnajdujemy w nim zasadnicze elementy punickiej świątyni: monumentalne wejście, dziedziniec pod gołym niebem, niewielkich rozmiarów kapliczki - przybytki bogów. Ale dziedziniec zamienia się w ozdobione kolumnami propyleje; portyki opasujące czworokątny podwórzec nadają mu wygląd forum; W głębi wznoszą się hierarchicznie, na wzór potrójnej celli kapitolu, kaplice wielkiego boga i jego pomocników. Zresztą do tego schematu wkradają się niezliczone odmiany.
Świątynia Caelestis - Dugga
Świątynia Caelestis w Kartaginie, łacińskiej :następczyni Tanit, była rozległym placem otoczonym kaplicami poświęconymi wszystkim miejscowym bogom. Za panowania Aleksandra Sewera (223-235) ta sama Caelestis otrzymała w Dugga całkowicie klasyczną, koryncką świątynię otoczona półkolistym
temenosem.
Muzeum w Bardo posiada odkryta w Thuburbo Majus uroczą kapliczkę w miniaturze, która przedstawia niewątpliwie najdokładniej hellenizującą świątynię powstałą w Kartaginie Hannibala. Poświęcona ona była Demeter, greckiej bogini, bardzo popularnej wśród Kartagińczyków od początków IV wieku p. n. e.
Kapliczka poświęcona Demeter
Muzeum Bardo w Kartaginie Na wysokiej podmurówce ozdobionej gzymsami wznosi się przedsionek wsparty na dwóch jońskich kolumnach, takich samych jak kolumny odkopane w Kartaginie podczas prac wykopaliskowych przeprowadzanych na Wzgórzu Św. Ludwika. Nad drzwiami celli, ujętymi w dwa pilastry ozdobione rozetami, znajduje się czworokątny tympanon, na którym są wyrzeźbione delfiny rozdzielone kwiatonem. Próg przystraja wizerunek wieprza, ulubionej ofiary bogini.
Ale szczyt tego niewielkiego zabytku urąga swoim układem wszystkim regułom klasycznej architektury, choć zapożycza od niej elementy dekoracyjne. Prostokątne belkowanie - którego nieproporcjonalna wysokość, sięgające wysokości kolumn, przytłacza budynek - tworzą cztery gładkie nałożone na siebie listwy, oddzielone listewkami przeładowanymi ząbkowaniem, promienistymi ornamentami, jajownikami, grotami, perełkami, wolutkami. Prawdopodobnie rzeźbiarz, który wykuł półkolumnę, lub architekt, który naśladował znany sobie wzór świątyni, chciał zachować w swym dziele masywną prostokątną sylwetkę egipskich kaplic zamiast przydać lekkości w górnej partii, wzorując się na dwuspadowym dachu i trójkątnym przyczółku świątyń greckich.
*