DAGOME IUDEX
Pierwsze lata po wybuchu wielkiego powstania Słowian połabskich z 983 roku przebiegały pod znakiem inicjatywy powstańców. Niemcy zostali zmuszeni do defensywy, sprzymierzeni z nimi Polacy nie występowali aktywnie - Mieszko I był coraz bardziej pochłonięty sprawami czeskimi, Czesi wreszcie - jak widzieliśmy w poprzednim rozdziale - pozostawali w sojuszu z Lucicami. Dopiero po pomyślnym zakończeniu kampanii śląskiej 990 roku Mieszko mógł ponownie wystąpić jako sojusznik Ottona III i Teofano na Połabiu.
Mieszko I Dnia 5 kwietnia (Wielkanoc) 991 roku spotykamy go na wielkim zjeździe w Kwedlinburgu. Rocznikarz z Kwedlinburga wymienił w związku z tym zjazdem tylko dwie osoby z imienia: margrabiego Toskanii Hugona oraz „księcia słowiańskiego" Mieszka (dux Sclavonicus Misico), wraz z innymi władcami Europy. Zgodnie z wysoko w średniowieczu cenioną zasadą „odwzajemnionego daru" goście przywieźli dla cesarzowej-regentki i młodego cesarza - oprócz wyrazów oddania i czci - wiele upominków; z kolei Mieszko i inni [zasługuje na uwagę dwukrotne wymienienie imienia władcy polańskiego przez rocznikarza] godnie obdarowani wrócili do swych krajów.
Zapewne postanowiono w Kwedlinburgu przeprowadzenie normalną porą, to znaczy latem (gdy drogi stawały się przejezdne) 991 roku, wyprawy zbrojnej, co prawda nie przeciw głównym siłom zbuntowanych plemion na północnym Połabiu, lecz przeciwko silnej twierdzy słowiańskiej, głównemu ośrodkowi plemienia Stodoran (Hawelan) nad Hawelą - Brandenburgowi (słowiańska Brenna?).
Mało o tej wyprawie wiemy, tyle tylko, że nominalnie na jej czele stał młody cesarz (który dopiero za cztery lata zostanie uznany za pełnoletniego), że siły były znaczne (cum magna exercitu Saxonum), że z pomocą Niemcom przybył Mieszko I i że ekspedycja oblegała i zwyciężyła Brandenburg, czyli chyba go zdobyła, skoro 9 września tego roku cesarz mógł w grodzie tym wystawić dokument jednemu z biskupów.
Jednak gdy tylko cesarz wycofał z Brandenburga swe wojska, niejaki Kizon, Sas, przy pomocy Luciców opanował gród i chociaż Niemiec, w porozumieniu ze Słowianami podejmował szereg wypraw rabunkowych za Łabę, do Saksonii, aż wreszcie został kiedyś zabity w czasie ucieczki. Wynika stąd, że wyprawa 991 roku nie przyniosła trwalszych rezultatów. Młody cesarz zapewne zrozumiał, że warunkiem wykorzystania powodzenia militarnego jest zabezpieczenie zdobyczy własną załogą (tak się stało w 993 roku).
Być może w Kwedlinburgu na wspomnianym zjeździe, którego Mieszko I był tak ważnym uczestnikiem, doszło do spisania przez któregoś z obecnych tam przedstawicieli Stolicy Apostolskiej ważnego dokumentu. Była już o nim mowa w rozdziale VI niniejszej książki. Nadszedł czas, by dokładniej mu się przyjrzeć.
Przypomnijmy: po włączeniu Małopolski i Śląska do swego państwa, a zatem nie wcześniej niż jesienią 990 roku, Mieszko I wraz ze swą drugą żoną Odą oraz dwoma z trzech synów z tego małżeństwa (Mieszkiem i Lambertem) nadają świętemu Piotrowi, to znaczy - następcy św. Piotra, papieżowi, Stolicy Apostolskiej, szczegółowo określony obszar.
Jest to szeroko w średniowieczu rozpowszechniona forma czynności prawnej, zwanej precaria oblata, polegająca na tym, że prekarzysta przenosi na wybraną osobę czy instytucję kościelną własność (najczęściej gruntu), stając się od tej chwili użytkownikiem tejże własności. Strona, na którą przeniesiono tytuł własności, zobowiązana jest do opieki nad prekarzystą, który z kolei na znak podległości i za to, że użytkowuje rzecz, która nie stanowi już jego własności, winien jest właścicielowi zwykle pewne świadczenia.
Dokument, którego wystawcą musiała być polańska para książęca, działająca także w imieniu małoletnich synów, został spisany na papirusie. Teoretycznie do spisania mogło dojść w Polsce (jeżeli tak, to zapewne w Gnieźnie), wtedy wysłannicy Stolicy Apostolskiej musieliby wraz z pisarzem przybyć na dwór Mieszka. Jednak równie dobrze można by przyjąć, że w Polsce spisano tylko koncept (główną treść, dyspozycję) nadania, natomiast sam „uroczysty" dokument mógł zostać spisany w Kurii Rzymskiej, w obecności upoważnionych przez księcia polskiego wysłańców; wreszcie, skoro i wiadomo, że Mieszko był obecny na zjeździe w Kwedlinburgu na Wielkanoc 991 roku, cóż bardziej naturalnego, niż gdyby, przy tej właśnie okazji, doszło do spisania tak ważnego dla obu stron tekstu.
Przez długi czas nie dopuszczano myśli o możliwości powstania dokumentu, o którym mowa, w Niemczech, na dworze cesarskim, a to dlatego, że sądzono, iż nadanie państwa Mieszkowego „na własność" Stolicy Apostolskiej było czynem naruszającym interesy Niemiec i przeciwko nim skierowanym. Wydaje się, że o antyniemieckim wydźwięku decyzji Mieszka I nie może być mowy, co postaramy się uzasadnić.
Niestety, sam dokument nadawczy nie zachował się do naszych czasów, a przynajmniej nie został dotąd odnaleziony ani w Polsce, ani w archiwach papieskich. Zachowało się natomiast zwięzłe streszczenie tego aktu, sporządzone w drugiej połowie XI wieku (1083-1087) przez wysokiego urzędnika Kurii Rzymskiej, kardynała Deusdedita, i umieszczone w opracowanym przezeń obszernym zbiorze Collectio canonum, mającym służyć obronie niezależności Kościoła od władzy świeckiej i zapewnieniu papieżowi hegemonii w Kościele (były to właśnie czasy papieża Grzegorza VII i jego następców).
Żeby było jeszcze trudniej: dzieło Deusdedita zachowało się nie w oryginale, to znaczy w formie, jaką nadał mu autor, lecz w kilku późniejszych odpisach. Warto to mieć w pamięci, gdy mowa będzie o dziwnie brzmiących, trudnych niekiedy do zidentyfikowania nazwach występujących w tekście nadania Mieszkowego. Przekazane w późniejszych kopiach, różniących się w niektórych szczegółach między sobą, streszczenie (regest) nadania Mieszka i Ody nosi w nauce słynną nazwę Dagome iudex.
Nazwa ta pochodzi od pierwszych dwóch słów regestu, poprzedzonych następującym „przypisem", czyli wskazaniem przez Deusdedita miejsca, w którym znalazł on streszczony przez siebie tekst: Podobnie w innym tomie za Jana XV papieża czytamy, że [...]. Jan XV był papieżem w latach 985-996.
„Tom" (tomus, thomus) oznacza zwój papirusowy, najczęściej wówczas w strefie śródziemnomorskiej używany materiał pisarski. Albo więc oryginał dokumentu Mieszkowego był (w Gnieźnie, Rzymie czy Kwedlinburgu) napisany od razu na papirusie, albo Mieszko i Oda wystosowali jedynie tak zwaną suplikę (mogła ona być pisemna, ale mogła i ustna) i na jej podstawie w Kurii Rzymskiej sporządzono dokument papieski (bullę), biorący pod opiekę Stolicy Apostolskiej („świętego Piotra") kraj jej nadany. Sprawa ta jednak dla nas nie ma zasadniczego znaczenia, gdyż tak czy inaczej obszar nadawany „św. Piotrowi" musiał być szczegółowo opisany, a w tym zakresie liczyła się tylko wola ofiarodawcy.
Problem zaczyna się już przy następnych słowach regestu: Dagome sędzia i Ote senatorka i synowie ich Misica i Lambert nadali świętemu Piotrowi jeden gród w całości, zwany Schinesghe, ze wszystkimi jego przynależnościami, w obrębie tych granic.
Dagome [lub: Dagone - w różnych rękopisach dzieła Deusdedita forma ta zapisana jest różnie] iudex i Ote senatrix, synowie ich Misica (Mieszko) i Lambert, gród (civitas) Schinesghe (inne formy rękopiśmienne: Schignesne, Schinesche itp.), czasy pontyfikatu Jana XV - już wszystko to wskazuje jednoznacznie na osoby wystawców dokumentu i czas nadania. Może chodzić tylko o polską parę książęcą i dwóch spośród trzech znanych nam jej synów.
Ponieważ Mieszko I zmarł 25 maja 992 roku, czas nadania ogranicza się od jesieni 990 roku do 25 maja 992 roku, a biorąc pod uwagę hipotezę, że do sformalizowania aktu mogło dojść w Kwedlinburgu 5 kwietnia 991 roku, akcja podjęta przez dwór polski u schyłku panowania Mieszka I daje się zupełnie dobrze określić w czasie.
Regest nastręcza wiele problemów. Biorąc pod uwagę to, że cały znany nam tekst to dosłownie kilka linijek, można uznać, że mamy do czynienia z jednym z najtrudniejszych źródeł do dziejów polskiego średniowiecza. Chocby te w Polsce zupełnie nie znane i nie używane tytuły donatorów: iudex (sędzia) i senatrix (senatorka).
W części przekazów rękopiśmiennych naszego tekstu po wymienieniu Dagome, Ody i ich synów, następuje taka oto uwaga: nie wiem jakiego rodu ludzie, sądzę jednak, że byli Sardyńczykami, ponieważ władają nimi czterej sędziowie.
Nie wiadomo, czy uwaga ta pochodzi od samego kardynała Deusdedita, czy też od któregoś z późniejszych kopistów, świadczy ona jednak niezbicie, że w Rzymie w końcu XI wieku (lub później) absolutnie nie wiedziano, czego dotyczy nadanie ani kim byli donatorzy.
Autor przytoczonej przed chwilą uwagi nie miał o tym pojęcia i tylko tytuł iudex, jaki znalazł w swoim wzorze (albo jaki w nim błędnie wyczytał), naprowadził go na z gruntu błędne przypuszczenie, że musi być mowa o mieszkańcach Sardynii, jako że ci właśnie rządzeni byli nie przez „normalnych" władców, lecz w archaiczny sposób przez „sędziów".
Pamiętając o podniesionej wyżej (w przeglądzie dyskusji na temat imienia Dagome) możliwości, takiej że tytuł iudex może być rezultatem nieporozumienia paleograficznego (EGO MESCO DUX - DAGOME IUDEX), nie będziemy dłużej zastanawiać się nad genezą osobliwej tytulatury polskiej pary książęcej. Zadowolimy się prostym przypuszczeniem, że została ona ozdobiona tytułami nawiązującymi do tradycji biblijnej (sędziowie Izraela) bądź bizantyjskiej, co w otoczeniu cesarzowej Teofano nawet nie mogłoby szczególnie dziwić.
Nieporozumienia tego typu, co Dagome, iudex i senatrix czy „Sardyńczycy" w Dagome iudex są niezaprzeczalne i zważywszy na skomplikowane okoliczności powstania zabytku oraz formy jego przetrwania do naszych czasów (oryginał spisany „pod dyktando" przez nie znającego języka polskiego skrybę - jego zużycie się czy zniszczenie - regest Deusdedita - kopie regestu), trudno nawet sobie wyobrazić, by mogło być inaczej.
Nie można jednak nie dostrzec, że nawet w takich niekorzystnych warunkach większość imion i nazw występujących w regeście przekazana została w sposób na ogół zupełnie poprawny. Dotyczy to imion Ody i jej synów, a także nazw geograficznych, za pomocą których określony został zasięg darowizny.
Niejasne, niestety, jest pojęcie naczelne, pomocą którego obszar nadania został określony: civitas Schinesghe cum omnibus suis pertinentiis (miasto Schinesghe ze wszystkimi jego przynależnościami). Zwróciłem już wyżej uwagę na to, że nazwa owa w poszczególnych przekazach rękopiśmiennych Dagome iudex występuje z drugorzędnymi odmiankami, jako m.in. Schinesgne lub Schinesne. Pamiętając, że civitas oznaczać po łacinie może zarówno „miasto", „gród", jak również „okręg", „kraj", a nawet „państwo" i szukając zarówno w brzmieniu nazwy zagadkowego „miasta", jak również w sytuacji ziem polskich pod koniec X wieku jakiegoś realnego jej odpowiednika, trudno nie zgodzić się, że chodzi najprawdopodobniej o Gniezno - stołeczny gród państwa pierwszych Piastów, dopóki zapewne za Mieszka II nie został on w tej funkcji zastąpiony przez Kraków. Formy Schinesghe, a zwłaszcza SchinesGNE, dadzą się wytłumaczyć włoskim pochodzeniem pisarza dokumentu.
Z tezą „gnieźnieńską" konkurowała w swoim czasie teza „szczecińska", ta jednak za sobą, oprócz wątpliwego zresztą podobieństwa przekazanej formy nazwy do nazwy Szczecina, mogła powołać się jedynie na to, że opis granic owej civitas Schinesghe biegłby „na okrągło": od Szczecina do Szczecina. Prawdą jest, że jeżeli będziemy łączyli sporną nazwę z Gnieznem, to opis stanie się odrobinę mniej jasny, ale nie może to decydować ze względów rzeczowych. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by do oznaczenia państwa Mieszkowego posłużono się nazwą miasta położonego zupełnie na jego skraju, a w dodatku nie pojawiającego się w źródłach przed wiekiem XII.
Dla wygody czytelnika powtórzymy obecnie, już bez przytaczania pełnego łacińskiego tekstu, opis granic civitas Schinesghe:
w obrębie tych granic, tak jak zaczyna się z pierwszego boku długie morze [longum mare], granicą Prus aż do miejsca, które nazywa się Ruś i granicą Rusi ciągnąc aż do Krakowa [Craccoa], i od samego Krakowa aż do rzeki Odry prosto do miejsca, które nazywa się Alemura, i od samej Alemura aż do granicy Milczan [usque in terram Milze], i od granicy Milczan prosto w kierunku Odry i stąd prowadząc wzdłuż rzeki Odry aż do wymienionego miasta Schinesghe.
To już jest koniec regestu, ale nie koniec naszych dociekań. Nazwy Prusy, Ruś, Kraków, Odra, kraj Milczan, czyli Milsko, są znane i nie budzą wątpliwości. Nie można tego powiedzieć jedynie o nazwie Alemura, która nie pojawia się w żadnym innym źródle i pod którą według wszelkiego prawdopodobieństwa ukrywa się jakaś inna nazwa. Ale mimo wszystko nie identyfikacja owej Alemura jest sprawą dla nas najważniejszą. Wygląda bowiem na to, że dzięki Dagome iudex otrzymaliśmy bardzo sumaryczny, ale równocześnie jak na te warunki bardzo ścisły opis granic państwa Mieszka I, gdyż - taka opinia panuje dziś w nauce - przedmiotem nadania na rzecz Papiestwa było właśnie to państwo niemal w przeddzień zgonu pierwszego historycznego jego władcy.
Przy bliższym spojrzeniu na opisane granice civitas Schinesghe jawią się jednak wątpliwości Regest jest tak skonstruowany, że podaje terytoria graniczące z owym państwem, to znaczy iż zasada jest taka, że wymienione nazwy okalają civitas Schinesghe, nie zaliczają się doń. W przypadku Prus, Rusi, kraju Milczan i Odry jest to zrozumiałe, gdyż rzeczywiście są to kraje pozostające poza państwem Mieszka I (jedynie co do kraju Milczan, zdaniem niektórych historyków, mógł Mieszko przez pewien czas czuć się panem, nawet jednak, jeśliby tak było w istocie, kraj ten pozostawał pod zwierzchnictwem niemieckim, był więc i tak poza Polską).
Pomijając jednak na chwilę longum mare na północy (zaraz wrócimy i do tej sprawy), poważna wątpliwość pojawia się w przypadku Krakowa, czyli ziemi krakowskiej, Małopolski.
Wiemy bowiem, że w 991 roku, gdy Mieszko I czynił omawiane nadanie, Kraków z Małopolską już do jego państwa należały, tymczasem dokument zdaje się sugerować (oczywiście, zakładając konsekwencję redaktora tekstu) pozostawanie ich poza granicami państwa polańskiego.
Tu już będzie potrzebne rozumowanie wykraczające poza tekst Dagome iudex, ale niezbędne, jak sądzę, do jego zrozumienia. Powstaje naturalnie pytanie o cel decyzji Mieszka i Ody: dlaczego starzejący i zapewne, mimo dwukrotnego osobistego w 991 roku pobytu w Niemczech, w tym raz na wyprawie wojennej, nie cieszący się już zbyt dobrym zdrowiem (w związku ze zgonem Mieszka I w 992 roku kronikarz Thietmar napisał o nim: sędziwy już wiekiem i gorączką zmożony) książę decydował się na tak bądź co bądź doniosły akt polityczny, który wprawdzie nie zagrażał w niczym panowaniu Piastów, a wobec odległości i ówczesnej słabości Papiestwa nie mógł grozić jakimkolwiek uszczupleniem praw władczych księcia, ale przecież wiązał się z określonymi warunkami, nawet fiskalnej natury, choćby płaceniem przez księcia polskiego na rzecz Kurii Rzymskiej określonej (bliżej nam nie znanej) opłaty. Wiadomo, że płacił ją syn Mieszka, Bolesław Chrobry, musiał więc uznać darowiznę swego ojca, do czego zresztą z punktu widzenia prawa kanonicznego był zobowiązany.
Dodajmy, że o ile wiadomo, darowizna Mieszka I była najwcześniejszym podobnym aktem ze strony świeckich władców, którzy dopiero w późniejszych wiekach częściej będą, idąc nieświadomie śladami Mieszka, poddawać swe kraje Stolicy Apostolskiej i stawać się w ten sposób „wasalami" św. Piotra. Na coś takiego Mieszko wraz z Odą nie mógł wpaść sam, lecz musiał mieć doradców z kręgów zbliżonych do Kurii Rzymskiej, kontakty zaś z nimi najłatwiej było chyba uzyskać na dworze regentki - cesarzowej Teofano.
Chrystus koronuje cesarza Ottona II i księżniczkę bizantyjską Teofano No tak, ale zdaniem wielu uczonych, zwłaszcza nieco dawniejszych, darowizna była skierowana właśnie przeciwko Niemcom i Cesarstwu. Przez oddanie państwa pod protekcję, czyli „na własność" Stolicy Apostolskiej, Mieszko I pragnął jakoby zabezpieczyć się przed nadmiarem wpływów niemieckich, przed możliwymi pretensjami ze strony Cesarstwa do Ziemi Lubuskiej, Pomorza czy nawet Śląska.
Pogląd ten niezupełnie przekonuje. Przeciwko niemu przemawiają przede wszystkim: niezaprzeczalnie konsekwentna i długotrwała współpraca księcia polańskiego z Niemcami (luźniejsza jedynie pod sam koniec panowania Ottona I i w czasach Ottona II), zwłaszcza w okresie małoletności Ottona III i regencji Teofana, oraz faktyczna niemoc Papiestwa w sprawach politycznych i podporządkowanie Papiestwa władzy cesarskiej. Toteż nie jest w stanie przekonać także inny pogląd, w sferze politycznej doszukujący się motywów decyzji Mieszka I: Dagome iudex miałby być skierowany przeciwko Czechom - przez poddanie Stolicy Apostolskiej całego terytorium swego państwa władca polski pragnął zabezpieczyć się przed możliwymi dążeniami książąt czeskich do odwojowania Małopolski i Śląska.
Cóż, kiedy według wszelkiego prawdopodobieństwa darowizna Mieszka nie obejmowała całego podległego mu państwa i to właśnie na południu, czyli na terenie ewentualnych rewindykacji czeskich. Jak wspomniałem, Dagome iudex wymienił bowiem Kraków jako terytorium sąsiadujące z będącą przedmiotem nadania civitas Schinesghe, a także brak jasności, czy Śląsk wchodził czy nie wchodził w jej skład.
Tutaj dużo by zależało od identyfikacji następnej po Krakowie nazwy wymienionej w Dagome iudex, czyli Alemura. Jeżeli zidentyfikuje się ją z Ołomuńcem na Morawach (Olomuze), to można by regest rozumieć w ten sposób, że od „Krakowa" granica civitas Schinesghe biegła na zachód - tak jak obecna granica Polski - pasmem Sudetów, dotykając okolic Bramy Morawskiej (Ołomuniec) i dochodząc do środkowej Odry (kraj Milczan). Niestety, następujący po „Krakowie" odcinek granicy nadania jest niezbyt jasny i dopuszcza również inne rozwiązania. Nic dziwnego, że pojawiły się inne próby identyfikacji czy rozumienia nazwy Alemura. Nie będziemy ich tutaj referować. Z Krakowem jednak inna sprawa.
Zbliży nas do zrozumienia istoty rzeczy fakt znamienny: w regeście brak najstarszego, pierworodnego syna Mieszka I - Bolesława (Chrobrego) i musiało brakować go w samym dokumencie donacyjnym (a zatem brak jego nie jest wynikiem czyjejś niedbałości), skoro donatorami są, jak wiemy: Dagome= Mieszko I, jego (druga) żona Oda oraz synowie ich (filii eorum), a nie np. synowie jego (Mieszka I). Znaczy to, że pierworodny Bolesław, liczący w 991 roku około 24 lat, trzykrotnie już żonaty i ojciec kilkorga dzieci, został przez ojca i macochę pominięty w akcie donacji.
Może to oznaczać wiele, ale wcale nie musi. Czyżbyśmy byli świadkami dramatycznych napięć w rodzinie Mieszka I? Czyżby syn z pierwszego małżeństwa znalazł się w niełasce i miał zostać odsunięty od władzy, a Polska po śmierci Mieszka I miała zostać podzielona tylko pomiędzy dwóch synów Mieszka i Ody?
Samej Odzie, wobec małoletności młodego Mieszka i Lamberta, musiałaby wówczas przypaść rola regentki, podobnie jak to było udziałem cesarzowej Teofano w Niemczech.
Słowa Thietmara z Merseburga, wypowiedziane w związku ze śmiercią Mieszka I, mogłyby do pewnego stopnia potwierdzać przypuszczenie o wydziedziczeniu Bolesława albo o takim uposażeniu pierworodnego, które nie odpowiadało jego aspiracjom i zdolnościom.
Oto 25 maja 992 roku książę Mieszko, wiemy już, że sędziwy wiekiem i gorączką zmożony, [...] przeniósł się z tego miejsca wygnania do wiekuistej ojczyzny, pozostawiając swoje państwo do podziału między kilku książąt. Z lisią chytrością złączył je potem w jedną całość syn jego Bolesław, wypędziwszy macochę i braci oraz oślepiwszy swoich [raczej: ich] zaufanych Odylena i Przybywoja. Onże Bolesław, aby tylko samemu panować, podeptał wszelkie prawo i sprawiedliwość. Jak gdyby na dowód tych słów, przytacza Thietmar w tym miejscu koleje trzech pierwszych małżeństw Chrobrego, z których dwa pierwsze, jak wiemy, zostały niekanonicznie zerwane przez księcia.
Thietmar potwierdza więc, że wolą Mieszka I było, by kilku książąt, to znaczy kilku jego synów rządziło państwem, które oczywiście musiałoby ulec podziałowi. Z Dagome iudex można odczytać, że synowie z małżeństwa z Odą, Mieszko i Lambert (o trzecim, którego imię Świętopełk znamy z kroniki Thietmara - Thietmar za to nie znał imienia Lamberta, wiedział wszakże, że synów z tego małżeństwa było trzech - oraz o prawdopodobnej przyczynie pominięcia jego, podobnie jak Bolesława, w Dagome iudex, będzie wkrótce mowa) byli - choć nie mówi się o tym wprost w zachowanym regeście - przewidziani na dziedziców w civitas Schinesghe, czyli „państwie gnieźnieńskim".
Dopóki civitas Schinesghe z przyległościami (cum omnibus suis pertinentiis) traktowano jako całokształt ziem podległych Mieszkowi I w roku 991, czyli jako synonim ówczesnego państwa polskiego, dopóty pominięcie pierworodnego Bolesława trzeba było traktować jako wydziedziczenie go z ojcowizny, jako rezultat „knowań" Ody, pragnącej zapewnić następstwo swoim synom, i zgubnego wpływu drugiej, energicznej, niemieckiej żony na starzejącego się księcia, który dla spokoju domowego godził się na tak niesprawiedliwe potraktowanie Bolesława. Nic więc dziwnego, że gdy tylko stary książę zamknął na zawsze oczy, Bolesław natychmiast przeszedł do porządku dziennego nad wolą ojca, wygnał z kraju macochę i przyrodnich braci, zdusił jakiś bunt (o ile do niego doszło), każąc oślepić wymienionych przez Thietmara dostojników Ody i w rezultacie przywrócił jedność ojcowego dziedzictwa.
Niewątpliwie, taka rekonstrukcja wydarzeń rzucałaby cień na mądrość polityczną Mieszka I w ostatnich przynajmniej latach życia. Wydziedziczenie pierworodnego syna, niezgodne notabene z prawem słowiańskim, byłoby politycznie w najwyższym stopniu niebezpieczne dla państwa, trudno byłoby bowiem zakładać, że Bolesław pogodzi się z takim losem, nie mówiąc już o rażącej niesprawiedliwości takiego posunięcia oraz wystawieniu się na zarzut ulegania wpływom kobiecym. Ponieważ w 991 roku Małopolska z Krakowem, wbrew Kosmasowi z Pragi, wchodziła już w skład państwa Mieszka I (co prawda być może od niedawna), powstaje kolejne pytanie: dlaczego Dagome iudex w opisie granic civitas Schinesghe Kraków pomija?
Profesor Henryk Łowmiański, stojący na gruncie wiarygodności wiadomości podanej przez Kosmasa, jakoby Kraków został dla Czech utracony na rzecz Polski dopiero w 999 roku, odpowiadał na to pytanie w sposób prosty: w 991 roku Kraków pozostawał poza granicami państwa polańskiego, zatem nadanie na rzecz Papiestwa nie mogło ujmować Krakowa. Nie godził się jednak z pomysłem o wydziedziczeniu Bolesława: Bolesław był udzielnym władcą w Krakowie jako mąż Emnildy i zięć Dobromira (pamiętamy, że zdaniem Łowmiańskiego Dobromir był księciem wiślańskim), z ramienia księcia praskiego, swojego wuja Bolesława II.
Rozwiązanie takie korzystne było w danej chwili także dla Mieszka I i Ody: skoro Bolesław był w 991 roku udzielnym księciem, w dodatku poza związkiem państwowym z państwem polańskim, spokojnie i bez podejrzenia o chęć skrzywdzenia pierworodnego można było państwo to podzielić pomiędzy synów z drugiego małżeństwa„. Cóż, kiedy po śmierci Mieszka I Bolesław i tak złamał wolę ojca i sam objął panowanie nad „państwem gnieźnieńskim", łącząc je - do 999 roku - ze swego rodzaju czeskim namiestnictwem nad ziemią krakowską. Przyznajmy, że to sztuczna dość konstrukcja i że, jak staraliśmy się wykazać uprzednio (zob. s. 182), wygląda na to, że Kraków z Małopolską nie dopiero w 999 roku, lecz co najmniej 10 lat wcześniej został przyłączony do Polski.
Skoro więc w 991 roku Kraków do państwa polskiego należał, a nie figuruje jako część civitas Schinesghe w tekście dokumentu Dagome iudex, zważywszy następnie, że w dokumencie tym został pominięty Bolesław Chrobry, najbardziej przekonywający wydaje się domysł, że civitas Schinesghe, nawet ze wszystkimi swoimi przynależnościami nie obejmowała wszystkich ziem polskich, to znaczy wszystkich terytoriów podlegających władzy Mieszka I.
Z całą pewnością pozostawała poza nią ziemia krakowska, w której zapewne pierworodny Bolesław, jako na terytorium od niedawna stosunkowo należącym do Polski, sprawował władzę udzielną, tyle że nie z czeskiego, lecz polskiego ramienia. Nie działa mu się zatem żadna specjalna krzywda, przynajmniej jeżeli spojrzymy z ojcowskiego punktu widzenia: w końcu Kraków i Małopolska były dzielnicą ważną i bogatą, już wkrótce zdystansują one Gniezno, Poznań i inne ośrodki wielkopolskie. Poza tym nie wiadomo, czy dzielnica Bolesława nie obejmowała od 990 roku (może zresztą już wcześniej) także części Śląska, zwłaszcza górnego i środkowego; pamiętamy przecież, że granice civitas Schinesghe na śląskim odcinku zarysowane zostały w Dagome iudex mało precyzyjnie.
Myśl o wydzieleniu Bolesławowi Chrobremu nie tylko Krakowa, ale całej Polski południowej, od kraju Milczan (Odry) na zachodzie po Ruś na wschodzie, podjął ostatnio i wzbogacił dalszymi propozycjami badawczymi Edward Rymar. Wzbogacenie to sprowadza się przede wszystkim do propozycji, by z terytorium civitas Schinesghe wyłączyć oprócz Polski południowej, przydzielonej przez Mieszka I Bolesławowi, także Pomorze, które, zdaniem Rymara, zostało przydzielone równie jak Bolesław nie wymienionemu w tekście Dagome iudex synowi Mieszka I i Ody - Świętopełkowi.
Pogląd o nieobejmowaniu Pomorza przez civitas Schinesghe nie jest, trzeba przyznać, zupełnie nowy. Granica północna darowizny na rzecz Papiestwa została, jak pamiętamy, określona następująco: sicuti incipit a primo latere longum mare, fine Pruzze, co na język polski przetłumaczyć wcale nie jest łatwo (w cytowanym wyżej przekładzie podaliśmy jedną z możliwości rozumienia tego trudnego miejsca). Wszystko zależy od znaczenia terminu longum mare. Dosłownie wypadłoby go przetłumaczyć jako „długie morze": [w obrębie tych granic] tak jak zaczyna się z pierwszego boku długie morze, granicą Prus [...].
Jeżeli longum mare, tak jak to rzeczywiście czyni większość historyków, rozumieć jako „długie morze", brzeg morza, oczywiście - Bałtyckiego, to znaczyłoby, iż Pomorze, kraina nadmorska, wchodziła w skład civitas Schinesghe i przewidziana była do ewentualnego podziału pomiędzy młodych Mieszka i Lamberta.
Od czasu do czasu pojawiał się jednak pogląd, że longum mare należy tłumaczyć właśnie jako Pomorze, „kraj ciągnący się wzdłuż morza" - do tej opinii przychylił się E. Rymar.
W takim zaś razie obszar „państwa gnieźnieńskiego" ofiarowany Stolicy Apostolskiej nie obejmowałby Pomorza, podobnie jak nie obejmowałby całej - według Rymara - Polski południowej. Inaczej mówiąc: „państwo gnieźnieńskie" wraz z pertyriencjami w rozumieniu tekstu Dagome iudex obejmowało tylko rdzenne obszary państwa Mieszka I, zasadniczo tylko te, które odziedziczył on po Siemomyśle bądź wcześnie włączył do swego państwa (Kujawy, Polska środkowa, Mazowsze, część Śląska do górnej Odry), podczas gdy pozostałe później do Polski przyłączone obszary (Pomorze, Małopolska, pozostała część Śląska), a zatem obszary jeszcze stosunkowo słabo zintegrowane z całością, traktowane były odrębnie, pozostawały pod rządami udzielnych, choć z rodu piastowskiego wywodzących się władców. „Polska" w rozumieniu „terytorium podległego władzy Mieszka I" byłaby zatem pojęciem nadrzędnym, natomiast „państwo gnieźnieńskie z jego pertynencjami" (civitas Schinesghe cum pertinentiis) - podrzędnym, równoznacznym z ustabilizowanym rdzeniem Polski.
Bolesław panował zatem w Polsce południowej z rezydencją w Krakowie, a obszar mu podległy obejmował około 1/4 obszaru ówczesnej Polski, w dodatku były to tereny bogate, rozwinięte i ważne, także w sensie drażliwego sąsiedztwa z Czechami.
Świętopełk na Pomorzu miałby także w przybliżeniu 1/4. Wynika z tego, że pomyślany przez Mieszka i niewątpliwie aprobowany przez Odę podział dziedzictwa Mieszkowego bynajmniej nie był niesprawiedliwy, przeciwnie - zaskakująco wręcz sprawiedliwy, gdyż także na Mieszka i Lamberta, którzy mieli panować (wspólnie czy raczej po dokonaniu podziału) w „państwie gnieźnieńskim", centralnym niejako, obejmującym około połowy ówczesnej Polski, przypadałoby po jednej czwartej całości.
O interesy Bolesława po śmierci ojca - rozumowano - nie ma potrzeby się troszczyć, wszystko wskazywało na to, że dostatecznie sam będzie o nie dbał (co się też, co prawda w nie zamierzony przez rodziców sposób, rychło miało z nawiązką sprawdzić), także rządy Świętopełka na Pomorzu uznano widocznie za niezagrożone (być może z myślą o aspiracjach zwierzchnich ze strony Niemiec do tej dzielnicy), natomiast najwidoczniej uważano, że losy dzielnicy centralnej („państwa gnieźnieńskiego"), a zwłaszcza respektowanie przez pierworodnego Bolesława decyzji ojca w sprawie pozostawienia tej dzielnicy pod panowaniem dwóch braci przyrodnich i regencji sprawowanej przez macochę, wymagają zabezpieczenia ze strony najwyższego autorytetu duchowego, jakim było papiestwo.
Okazało się rychło, jak płonne były te rachuby„. Na marginesie jedynie dodam, że E. Rymar „reanimował" (to jego własne sformułowanie) dawno już sformułowaną teorię o pochodzeniu dynastii książąt zachodniopomorskich od Piastów, konkretnie - od owego Świętopełka, syna Mieszka I i Ody.
Jego synem miałby być Dytryk (Teodoryk), który w 1032 roku został, co prawda na krótko, po interwencji ówczesnego cesarza osadzony w dzielnicy pomorskiej.
Tajemniczy dokument, a właściwie regest dokumentu Dagome iudex kryje rzeczywiście niejedną zagadkę. Bez niego jednak nasza wiedza o schyłku panowania Mieszka I, o rezultatach jego rządów czy ogólniej: o najwcześniejszym okresie dziejów państwa polskiego byłaby znacznie uboższa.
Z analizy postanowień donacji Mieszka I i Ody na rzecz Stolicy Apostolskiej, mimo przedstawionych (w wyborze) trudności badawczych, wyłania się obraz osiągnięć terytorialnych pierwszego historycznego władcy Polski, przemyślany plan urządzenia spraw dynastycznych po jego śmierci, wreszcie - nie sposób przemilczeć - zabiegów podjętych w interesie juniorów, które, jak rodzice z pełną słusznością podejrzewali, mogą zostać po śmierci ojca zagrożone przez energicznego Bolesława.
O wydziedziczeniu Bolesława co prawda nie może być mowy i nic nie stoi na przeszkodzie przypuszczeniu, że Bolesław mógł być obecny przy łożu śmierci Mieszka I, nie ulega jednak wątpliwości, że podział Polski na cztery dzielnice, nawet jeżeli Bolesławowi, jako jedynemu dorosłemu spośród następców, miałaby - co wolno zakładać - przypaść rola princepsa, księcia zwierzchniego, nosił w sobie zarodki konfliktu. Historia nie musi być sprawiedliwa: z punktu widzenia interesów Polski dobrze się stało, że Chrobremu tak szybko udało się usunąć konkurentów do panowania i objął w Polsce rządy jednowładcze.
Z lisią chytrością - zaznaczył Thietmar; zapewne Chrobry miał zwolenników także w dzielnicach, które nie jemu miały bezpośrednio podlegać. Nic nie wiadomo, by Niemcy lub Stolica Apostolska w jakikolwiek sposób próbowały protestować czy kwestionować zamach Chrobrego na wolę rodziców. Widocznie nie było powodów: „lis" zapewne przejął wszystkie zobowiązania ojca (trybut do rzeki Warta wobec Niemiec, świadczenia na rzecz papieża wynikające z donacji Dagome iudex). Los wygnanej Ody i jej synów musiał ustąpić wobec realiów: Bolesław Chrobry pozostawał zbyt silnym partnerem i cennym sprzymierzeńcem przeciw choćby Lucicom.
Czy zamach dokonał się rzeczywiście natychmiast po śmierci Mieszka I, to znaczy w 992 roku? Pozory zdają się na to wskazywać. Otóż latem 992 roku cesarz Otton III podjął ponownie szeroko zakrojoną wyprawę zbrojną przeciw Stodoranom i oblegał(zresztą bezskutecznie) Brandenburg. Do udziału w wyprawie, jak to się stało już zwyczajem, wezwano również Bolesława polskiego (tym razem w wyprawie brał udział również Bolesław II czeski).
Książę polski jednak wymówił się od osobistego uczestniczenia w tej wyprawie pod pozorem, że grozi mu wojna z Rusią; przysłał jednak cesarzowi na pomoc oddział zbrojny. Niewykluczone, że wymówka Bolesława miała realną podstawę - istotnie w 992 roku miała miejsce jakaś wojenna inicjatywa ze strony księcia kijowskiego, nie wiadomo tylko na pewno, czy rzeczywiście kierowała się ona przeciwko Polsce. Z punktu widzenia Cesarstwa wygląda w każdym razie na to, że latem 992 roku Bolesław sprawował już w Polsce niepodzielne rządy, to znaczy było już po zamachu na macochę i jej synów.
Chociaż może byłby to wniosek pochopny, gdyż niezależnie od tego, czy było po zamachu czy jeszcze przed nim, wobec nieletności wszystkich przyrodnich braci na barki Bolesława i tak musiałby spaść ciężar wypraw wojennych. Istnieje zresztą, co prawda bardzo późne i dlatego nie wiadomo, w jakim stopniu wiarygodne, źródło czeskie, według którego Bolesław rządził wraz z braćmi przez trzy lata, a następnie sam. Jeśli wiadomość ta byłaby trafna, wygnanie Ody i braci przyrodnich, oraz ewentualne stłumienie niezbyt zresztą, jak się wydaje, silnej opozycji wewnętrznej w Polsce należałoby datować dopiero na rok 995.
Denar z napisem GNEZDVN CIVITAS, którego emisję uczeni na ogół łączyli dopiero ze zjazdem gnieźnieńskim 1000 roku, był - jak głosi nowa, przekonywająca teza (Andrzeja Schmidta) - zapewne wybity zaraz po objęciu przez Bolesława Chrobrego rządów nad „państwem gnieźnieńskim" i stanowił wyraz triumfu ze zwycięstwa nad Odą i opozycją.
*
Fragment książki: Jerzy Strzelczyk - Mieszko Pierwszy - wyd. ABOS 1992