Można by pomyśleć: na początku było państwo.
Z jednej strony jest to prawda, z drugiej jednak wcale
nie. Pod względem powierzchni państwo to nie uzyskało
przecież nigdy ściśle określonej wielkości. A poza
tym — o jakim państwie właściwie mówimy? Na początku
nie było to w każdym razie państwo niemieckie,
lecz państwo Franków,
regnum Francorum. Tworzyły je niewielkie frankijskie grupy, które osiedliły się nad dolnym i środkowym Renem, a w IV i V w. n.e. osiadły między Akwizgranem a Paryżem, a więc na obszarze
późnego Cesarstwa Rzymskiego. Nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób przebiegał ten proces. Był to czas rozpadu Cesarstwa.
Nieprawdą jest, jakoby Frankowie podbili te części
cesarstwa. Okazali się oni natomiast lojalnymi wojownikami
i jako szczególnie zdolni żołnierze byli wcielani
do rzymskich legionów. Sprawdzali się w nich tak dobrze,
że z czasem przejmowali nawet dowodzenie. Na
jednym z frankijskich kamieni nagrobnych dumny napis
głosi: „Jako obywatel jestem Frankiem, w wojsku
jestem żołnierzem rzymskim” (
Francus ego civis, miles
Romanus in armis). Istotnym elementem procesu integracji
było więc świadczenie służby wojskowej. U początków
państwa stały zatem wojowniczość i dokonania
militarne.
Takie zasługi były nagradzane. Frankijscy osadnicy
stopniowo przenosili się z zajmowanych dotychczas regionów
do Toksandrii, na tereny pomiędzy Renem a ujściem
Skaldy, na zromanizowane terytoria na zachodzie
— a więc mniej więcej na obszar dzisiejszej Belgii,
północnej Francji i Dolnej Nadrenii. Wydaje się, że
wkrótce na czoło wysunęło się szczególnie jedno plemię
frankijskie, mianowicie Salijczycy, którymi dowodził
Chlodion. Być może cechą charakterystyczną rodzinnego
klanu Chlodiona, później nazwanego zbiorowo
Merowingami, była długowłosa fryzura. W każdym
razie królowie z tej rodziny już w VII w. określani byli
jako „długowłosi” (
crinitus).
Plemiona Franków około roku 400
Frankowie nie byli liczni. Szacuje się, że było ich
jakieś dziesięć lub dwadzieścia tysięcy zdolnych do
walki mężczyzn, ale jest to czysta spekulacja. Ich liczba
była w każdym razie tak nieznaczna, że w regionach
galloromańskich nie zdołali nawet wywrzeć wpływu na
język tamtejszych mieszkańców. Przejęli jednak przywództwo
polityczne, przy czym pod koniec V w. na
szczycie znalazła się rodzina Merowingów. Jeden
przedstawiciel rodu Chlodiona, Childeryk, przywódca
małego państewka frankijskiego z Tournai, miał początkowo
zostać wygnany przez Franków, ponieważ
„począł nawet ich córki bezwstydnie hańbić”. Jako
germański mieszkaniec Cesarstwa podporządkował się
w każdym razie rozkazom galijskiego dowódcy Aegidiusa
i odnosił wspaniałe sukcesy, równocześnie
wspomagając tego władcę w uzyskaniu silnej władzy
w północnej Galii wokół Soissons. Gdy w 464 r. władzę
w Północnej Galii przejął syn Aegidiusa, Sjagriusz,
Childeryk również stał u jego boku. Jego frankijskobarbarzyńska
armia stanowiła główną podporę chylącej
się ku upadkowi władzy Cesarstwa Rzymskiego. Po
śmierci (482) Childeryk został pochowany wraz ze
swoim skarbem, złożonym z broni, kosztowności i monet,
pochodzących z pracowni bizantyńskich, huńskich,
germańskich i galloromańskich. Jego grób, odkryty
w 1653 r. w pobliżu Tournai, skrywał złoty sygnet
z imieniem i popiersiem tego Merowinga:
Childirici
regis. On sam więc określał już siebie mianem króla.
Sygnet Childeryka I
Służba Rzymowi wyniosła go na szczyt społeczeństwa,
a jego świat przeniknięty był rzymskim sposobem życia.
Zmiany nastąpiły wraz z Chlodwigiem, synem i następcą
Childeryka. Można powiedzieć, że to od Chlodwiga
zaczyna się historia państwa Franków. Wspierany
przez innych drobnych królów frankijskich, zadał on
dotkliwą klęskę Sjagriuszowi pod Soissons (486-487),
co stanowiło zwrot w historii Europy. Zromanizowany
król barbarzyńców pokonał i pozbawił życia ostatniego
galijskiego władcę dawnego Cesarstwa. Bez trudu zajął
jego miejsce, przejął zwierzchnictwo nad armią rzymsko-frankijską, pozostawił rzymską administrację prowincji
i podporządkował sobie kraje płacące podatki
Rzymowi, zapewniając w ten sposób wpływy do skarbca.
Tereny wokół Soissons stały się zalążkiem państwa
Franków. Późniejsze zwycięstwa nad innymi plemionami
umocniły pozycję Chlodwiga. W 496-497 r. pokonał
pod Zülpich Alamanów, którzy stracili wówczas
swoje tereny w Alzacji, nad środkowym Renem oraz
obszary nad Menem i Neckarem. Gdy w 506 r. Alamanowie
znowu wzniecili powstanie, zostało ono krwawo
stłumione, a buntownicy włączeni do państwa Franków.
W 491-492 r. Chlodwig podporządkował sobie
Turyngów znad dolnego Renu, a między rokiem 509
a 511 — nadreńskich Franków z okolic Kolonii. Około
roku 500 wywalczył sobie posłuch u Burgundów, ale
całkowicie włączyć ich do państwa Franków mógł dopiero
w 534 r. Dostęp do Morza Śródziemnego możliwy
był jednak dopiero za następców Chlodwiga (536-537) dzięki podbojowi Prowansji.
Chrzest Chlodwiga
Przewaga militarna oraz przejęcie rzymskogalijskiej
administracji królewskiej nie wystarczyłyby
do stworzenia nowego zachodnioeuropejskiego mocarstwa
o szerokim zasięgu oddziaływania. Rozstrzygającym
posunięciem okazało się przyjęcie przez Chlodwiga
wiary chrześcijańskiej z Rzymu. Wcześniej był on
prawdopodobnie wyznawcą politeizmu rzymskiego
i oddawał cześć tradycyjnym bóstwom: Jowiszowi, Saturnowi,
Marsowi i Merkuremu. Szybko jednak pojął,
że chrześcijański Bóg będzie jego sprzymierzeńcem
w walce i że w krytycznych chwilach będzie mógł zdać
się na niego. Być może udział w przemianie nastawienia
religijnego Chlodwiga miała także jego burgundzka
małżonka Chrodechilda. Była ona chrześcijanką
i zgodnie z przekazem Grzegorza z Tours, „chciała ona
go [syna pierworodnego Chlodwiga — red.] dać
ochrzcić, niestrudzenie przeto przepowiadała mężowi”,
że przejście na wiarę chrześcijańską przyniesie same
korzyści: Jowisz był przecież nikczemnym wiarołomcą,
a Mars i Merkury też niewiele więcej mieli do zaproponowania.
Bóg chrześcijański natomiast stworzył
ziemię i niebo, sprawił, że „słońce świeci i niebo ozdobił
gwiazdami”, „napełnił wody rybami, ziemie zwierzętami,
a powietrze ptactwem”, „jego ręką został stworzony
rodzaj ludzki”. W militarnej potrzebie, gdy Alamanowie
grozili, że pokonają wojska Franków, a rzymscy
bogowie pozostawali niewzruszeni, Chlodwig wezwał
w końcu pomocy Jezusa Chrystusa. W każdym
razie w któreś święto Bożego Narodzenia — sporny
jest rok tego wydarzenia: mógł to być 496, 498, 500,
a nawet 508 — biskup Remigiusz z Reims ochrzcił
Chlodwiga. Wcześniej Chlodwig zapytał o radę swój
„lud”, a więc najważniejszych ludzi ze swego otoczenia.
Konwersja króla pociągnęła za sobą nieuchronnie
zmianę wiary osób z tego grona. „Z jego wojska [...]
zostało ochrzczonych ponad trzy tysiące” — pisał
Grzegorz z Tours.
Można powiedzieć, że chrzest ten był zarazem momentem
narodzin średniowiecznej Europy. Chrystianizacja
Franków usunęła bariery, istniejące w postaci różnych
kultów i umożliwiła ścisłą współpracę, a w końcu
także stopienie się z Galo-Rzymianami — rolnikami,
rzemieślnikami i wyższymi klasami Galii. Proces ten,
obejmujący i przenikający wszystkie warstwy, stanowi
charakterystyczną cechę VI w.
Chrodechilda
Inne plemiona germańskie także przyjęły chrześcijaństwo,
ale nie w jego rzymskiej odmianie, zdecydowały
się bowiem na arianizm. Była to nauka prezbitera
Ariusza z Aleksandrii (zm. 336), który uważał, że Jezus
Chrystus nie był „tożsamy z Bogiem” (
homoousios),
lecz „podobny do Boga” (
homoiousios). Tylko Bóg Ojciec
jest według niego jedynym prawdziwym Bogiem,
natomiast Syn Boży jest bogiem pomniejszym i podporządkowanym.
Duch Święty jest z kolei dziełem Syna
Bożego i jako jego sługa (minister) powinien odbierać
jeszcze bardziej ograniczoną cześć. Ta panująca głównie
na wschodzie Cesarstwa Rzymskiego wykładnia
upowszechniła się wśród Gotów dzięki przekładowi
Biblii, dokonanemu przez wizygockiego biskupa Wulfilę
(311-383), a potem została przejęta przez wszystkie
niemal ludy germańskie. Najwyraźniej odpowiadała ich
wyobrażeniom domowego ładu z wyraźnie zaznaczoną
hierarchią. W Cesarstwie Rzymskim zwyciężyła jednak
teza o równości Ojca i Syna, potwierdzona postanowieniem
synodu w Nicei (Azja Mniejsza) w 325 r. i usankcjonowana
ostatecznie przez synod w Konstantynopolu
w 381 r. Odtąd uznawano ją za kryterium prawowierności.
W obliczu tego podziału staje się całkowicie jasne,
jak doniosłe znaczenie musiało mieć przejście Chlodwiga
i Franków na chrześcijaństwo w jego rzymskiej
wersji. Oznaczało ono, że tylko Frankowie mogli wejść
w relacje wzajemnej wymiany kulturalnej i politycznej
z Rzymianami i wybraną przez nich wiarą — chrześcijaństwem,
którego siła oddziaływania miała w dobie
późnego antyku ogromne znaczenie. Mógł zatem powstać
jeden „lud Franków” (
populus Francorum), składający
się z Galów, Celtów, Rzymian, Gotów, Burgundów
— oraz właśnie Franków.
Grzegorz z Tours pisze, że sam Chlodwig uważał za
nieznośne, iż „ci arianie mają pod swoją władzą część
Galii”. Wydaje się to prawdopodobne, tym bardziej że
stanowiło dodatkową motywację do rozprawienia się
w 507 r. z państwem Wizygotów wokół Tuluzy. By zapewnić
sobie przychylność Boga dla tego planu, Chlodwig
nakazał zapytać wcześniej świętego Marcina u jego
grobu, czy to odpowiednia okoliczność do wyprawy
wojennej. Gdy jego posłańcy weszli do kościoła, usłyszeli
intonowany tam właśnie psalm (Ps 18,40-41):
Mocą mnie przepasujesz do bitwy
sprawiasz, że przeciwnicy gną się pode mną,
zmuszasz wrogów moich do ucieczki,
a wytracasz tych, co mnie nienawidzą.
Brzmiało to niezwykle obiecująco. Posłańcy uznali
te słowa niemal za wyrocznię i obwieścili je swojemu
królowi. Ten natychmiast wydał rozkaz wymarszu
i ataku na zachodnich Gotów pod Poitiers. Po dalszych
walkach i ostatecznym zwycięstwie triumfalnie powrócił
do Tours, gdzie w kościele Św. Marcina przywdział
czerwony płaszcz i ozdobił głowę diademem — w tradycji
rzymskiej był to znak godności imperialnej.
św. Remigiusz i Chlodwig
„A od tego dnia nazywano go tak jak cesarza konsulem”
(
ab ea die tamquam consul aut augustus est vocitatus),
jak pisał Grzegorz z Tours. Kronikarz ten podaje
dalej, że z Tours Chlodwig wyruszył do Paryża, gdzie
ustanowił swoją królewską siedzibę (
ibique cathedram
regni constituit).
Od czasu tych zwycięstw Chlodwig czcił św. Marcina,
stawiając go przed wszystkimi pozostałymi chrześcijańskimi
świętymi. Wszędzie, gdzie Frankowie zwycięsko
wbijali w ziemię swoje lance, św. Marcin stawał
się patronem najważniejszych kościołów. Przykładem
może być katedra w Moguncji, w której na kalenicy
dziś jeszcze widnieje wizerunek św. Marcina na koniu.
Chlodwig i jego następcy nakazali przenieść połowę
płaszcza świętego do siedziby królewskiej — drugą, jak
wiadomo z legendy, Marcin oddał żebrakowi, by go
ogrzać. Po łacinie płaszcz nazywa się
cappa, stąd duchowni
strzegący płaszcza nazwani zostali kapłanami.
W swoim nowym państwie Chlodwig w dalszym
ciągu nie mógł jednak czuć się pewnie, gdyż żyło jeszcze
wielu męskich członków jego rodu, którzy również
rościli sobie prawo do tronu. Przebiegle i bezwzględnie
mordował ich jednego po drugim, nierzadko własnymi
rękami, aby „poza jego własnymi dziećmi nie pozostał
nikt z krewnych”. Zamordowana została cała rodzina
Sigiberta, władająca zasiedloną przez Franków krainą
nad Renem, w okolicach Kolonii. Na końcu Chlodwig
miał się uskarżać, że nie ma już żadnych krewnych,
którzy mogliby mu w trudnych chwilach nieść pomoc.
„Lecz — pisze kronikarz — mówił to podstępnie, a nie
jakoby żałował ich śmierci, patrząc, czy przypadkiem
jeszcze kogoś nie znajdzie, kogo by mógł zabić”.
św. Marcin z Tours
Wiara chrześcijańska, rzymska organizacja i wojownicza
brutalność oraz brak skrupułów nie tylko nie
wykluczały się wzajemnie, ale stanowiły wręcz podstawę
państwa Franków. Od tego czasu świadomie i celowo
używano liturgii kościelnej do stabilizacji królestwa
Merowingów. A oto jak brzmiało jedno z błogosławieństw
dla każdego merowińskiego władcy: „Wejrzyj,
wszechmogący Boże, z upodobaniem na swego
pełnego chwały sługę [tu następowało imię odpowiedniego
króla]. Jak pobłogosławiłeś Abrahama, Izaaka
i Jakuba, tak i jemu ofiaruj błogosławieństwo Twojej
łaski i uznaj, że jest godny, aby roztoczyć nad nim pełnię
Twej władzy, która go przeniknie. Z rosy niebios
i żyznej ziemi daj mu obfitość ziarna, wina i oliwy,
i bogactwo wszelkich owoców”. Magiczne wyobrażenia
o uzdrowicielskiej mocy króla splotły się z tradycją
chrześcijańską.
W stosunkowo krótkim czasie z późnorzymskiego
dziedzictwa wyrosło duże i dość silne państwo. Przejęło
ono rzymską sieć dróg, miasta i kontakty handlowe.
Zycie nadal toczyło się zgodnie z prawem rzymskim,
kultywowano też dotychczasową kulturę i język łaciński.
Na królewskim dworze zatrzymywali się romańscy
oficerowie, wciąż do dyspozycji byli galloromańscy
sekretarze (
scriniarii) oraz kanclerze (
referendarii)
z administracji późnego Rzymu. Do czasów frankijskich
przetrwała prężna rzymska organizacja wojskowa,
a jeśli chodzi o dyscyplinę, można wręcz mówić
o zromanizowaniu armii Franków. W większych miastach
zostały utworzone garnizony, którymi dowodzili
komesi (
comes). Do ich obowiązków należały kwestie
wojskowe i jurysdykcja. Formowali więc na swoim terenie
wojsko i jeśli byli w stanie, zaprowadzali królewskie
prawo. Potrzebowali do tego zazwyczaj współdziałania
biskupa swego miasta.
Po śmierci Chlodwiga w 511 r. ogromnego znaczenia
nabrał sposób, w jaki uregulował on kwestię swego
następcy. Podzielił mianowicie państwo między czterech
synów. (...)
* * * * *
Fragment książki: Weinfurter Stefan -
Niemcy w średniowieczu 500-1500