UNIA BRZESKA
W tym samym czasie, gdy nad Sołonicą rozstrzygały się losy największego przed Chmielnicczyzną powstania kozackiego, w Brześciu Litewskim (nad Bugiem) zapadały decyzje, które miały w jeszcze większym stopniu wywrzeć swoje piętno na dalszych losach Ukrainy. Tym razem szło wprawdzie o sprawy wiary, ale u ich podłoża stały interesy gospodarcze, społeczne i polityczne państwa polskiego.
Ekspansja szlachty i magnatów na kresy wschodnie stosunkowo szybko stała się przedmiotem zainteresowania Kościoła rzymskokatolickiego, który wówczas znajdował się w ofensywie przeciw prądom reformacyjnym. Na Ukrainie mogło to oznaczać w zasadzie tylko jedno: ograniczanie i eliminowanie wpływów prawosławia. Nie planowane wcześniej i nie synchronizowane z góry sprzęgły się przecież ze sobą interesy Rzymu, Rzeczypospolitej i szlachty.
Wprawdzie jeszcze przed unią lubelską, w 1548 r., udało się w Kijowie utworzyć metropolię prawosławną niezależną od Moskwy, a podległą wprost Konstantynopolowi i następnie w latach 1563 i 1568 zrównać szlachtę prawosławną ze szlachtą rzymskokatolicką, jednak nie dopuszczono do senatu ani metropolity kijowskiego, ani też podporządkowanych mu biskupów. Nie zezwalano na budowanie nowych cerkwi oraz odnawianie już istniejących (nb. zakaz ten praktycznie nie był przestrzegany). Mimo to jednak stopniowo coraz więcej ruskich rodzin magnackich przechodziło na katolicyzm, widząc w tym zapewne lepsze możliwości dla własnych karier, uzyskania wysokich urzędów państwowych, godności i majątków. Tak uczynili Chodkiewiczowie, Sapiehowie czy Wiśniowieccy.
Grzegorz XIII
(1502 - 1585) W tym właśnie czasie w Rzymie zrodził się pomysł przywrócenia jedności Kościoła i zawarcia unii między prawosławiem a wyznawcami obrządku rzymskokatolickiego. Wobec niedwuznacznie postawionego warunku podporządkowania się zwierzchnictwu papieża nie ulegało wątpliwości, iż zamierzona unia zawiera w sobie żądanie całkowitego zlikwidowania Kościoła greckiego. Czołowym rzecznikiem unii stał się papież Grzegorz XIII. Do życia powołano kolegia w Rzymie i Wilnie, które miały kształcić księży na potrzeby przyszłego kościoła unickiego.
Projekty te znalazły nieco spóźnione poparcie w Rzeczypospolitej, zabiegającej o pełne zespolenie ziem kresowych z Koroną. Dostrzegano jednocześnie niebezpieczeństwo zagrażające w tej mierze ze strony państwa moskiewskiego.
W Moskwie bowiem w 1589 r. utworzony został patriarchat dążący m.in. do podporządkowania sobie hierarchii prawosławnej na ziemiach ukraińskich i białoruskich, a więc mogący osłabić więzy łączące jeż Polską. Nic też dziwnego, że Rzeczpospolita poparła akcję papiestwa. Dodatkowym czynnikiem, który sprzyjał tym wysiłkom, była bliska dewocji religijność monarchy - Zygmunta III Wazy.
Wprawdzie w Rzymie przemyśliwano o zawarciu unii z całym Kościołem prawosławnym, jednak piętrzące się przeszkody były tak poważne, iż początkowo (sądzono bowiem, że będzie to pierwszy etap unii) ograniczono się wyłącznie do terenów Rzeczypospolitej. Tutaj unia znalazła gorących zwolenników, chociaż i wśród nich zarysowały się różnice zdań dotyczące sposobu jej przeprowadzenia. Wśród propagatorów unii znaleźli się m.in.: Stanisław Orzechowski, kardynał Hozjusz i znakomity kaznodzieja, jezuita Piotr Skarga.
Poczynaniom Kościoła rzymskokatolickiego sprzyjała w tym czasie sytuacja, jaka wytworzyła się na kresach, na tle bowiem poczynań patriarchy konstantynopolitańskiego Jeremiasza, który wyraził zgodę na uniezależnienie się patriarchatu moskiewskiego od Konstantynopola jak i na nadanie kościelnemu bractwu lwowskiemu statusu stauropigii (związku z patriarchą niezależnego od miejscowej hierarchii), doszło do różnicy zdań między Konstantynopolem a episkopatem prawosławnym w Polsce.
W 1590 r. władyka łucki Cyryl Terlecki, lwowski Gedeon Bałaban (od 1595 r. zmienił stanowisko i występował stanowczo przeciw unii), a także turowski i piński Pełczyński oraz chełmski Zbirujski zadeklarowali przystąpienie do unii pod warunkiem zachowania dotychczasowej liturgii. Po dwóch latach do akcji włączył się oficjalnie Zygmunt III, obiecując zachować, a nawet rozszerzyć przywileje prawosławia w Rzeczypospolitej.
Od 1594 r. cała sprawa zaczęła się posuwać szybko naprzód. Sprecyzowano warunki, które miały być spełnione przez Rzym i króla, zanim nie zostanie wyrażona ostateczna zgoda hierarchii prawosławnej na unię. Wśród nich znalazły się: zachowanie dotychczasowej liturgii oraz przywilejów, dopuszczenie biskupów obrządku wschodniego do senatu i obrona przed ewentualnymi krokami represyjnymi podjętymi przez patriarchat konstantynopolitański.
W roku następnym, na synodach we Lwowie i Brześciu, podjęto uchwałę o przyłączeniu się do Kościoła katolickiego i dokładniej ustalono warunki przystąpienia do unii.
Pewną niespodzianką komplikującą sytuację stała się energiczna kontrakcja wojewody kijowskiego, księcia Konstantego Ostrogskiego. Ten nie tylko odważnie wystąpił przeciw królowi, lecz również podjął próbę porozumienia się z protestantami, którzy w tym czasie odbywali synod w Toruniu. Ba! Nawoływał nawet do wspólnego wystąpienia zbrojnego. Z punktu widzenia interesów Rzeczypospolitej była to jawna zdrada stanu, lecz ani książę, ani też król nie zdecydowali się na sięgnięcie do środków ostatecznych.
Zygmunt III Waza
(1566 - 1632) Poczynania Ostrogskiego spaliły na panewce i jedynie opóźniły finał o kilka miesięcy. W listopadzie 1595 r. w Rzymie zjawili się władyka włodzimierski Hipacy Pociej wraz ze znanym nam już Cyrylem Terleckim. Papież Klemens VIII wyraził zgodę na przedstawione mu dezyderaty i 23 grudnia przyjął przysięgę od obydwu wysłanników. Prócz zachowania liturgii zgodzono się na małżeństwa księży unickich i stosowanie przez unitów starego kalendarza juliańskiego (w świecie katolickim od 1582 r. obowiązywał już kalendarz gregoriański).
Bardzo szybko jednak okazało się, że opozycja przeciw unii znacznie się rozszerzyła, a zwłaszcza iż związanie się części hierarchii prawosławnej z Rzymem wzburzyło wyznawców „błahoczestija" na Ukrainie i Białorusi. Ostrogski nie był osamotniony. Jednolicie wystąpiły niemal wszystkie bractwa kościelne, pojawiły się liczne pisma polemiczne ostro atakujące unię, nastąpiło poważne poruszenie wśród kleru prawosławnego.
W październiku 1596 r. rozpoczął się w Brześciu Litewskim synod, w którym wzięli udział zarówno gorący orędownicy prawosławia, jak i zaprzysiężeni już w Rzymie biskupi, wreszcie też przedstawiciele Kościoła rzymskokatolickiego.
Od samego początku obrad zwolennicy i przeciwnicy unii obradowali oddzielnie: w cerkwi Św. Mikołaja - unici, wysocy urzędnicy Rzeczypospolitej (m.in. kanclerz wielki litewski Lew Sapieha i wojewoda trocki Mikołaj Krzysztof Radziwiłł) oraz duchowni rzymskokatoliccy, w domu zaś jakiegoś Rajskiego, który to dom był miejscem postoju Konstantego Ostrogskiego, cała opozycja, a wśród niej: biskup lwowski Gedeon Bałaban, przemyski - Kopysteński oraz wysłannicy patriarchów konstantynopolitańskiego i aleksandryjskiego.
18 X 1596 r. doszło do ostatecznego rozłamu. W tym dniu bowiem jedni podpisali akt przystąpienia do unii, drudzy zobowiązali się na piśmie do prowadzenia walki o przywrócenie jedności Kościoła prawosławnego. W dniu następnym odbyła się, mimo powstania oficjalnej opozycji, uroczystość „pojednania" prawosławia z Kościołem rzymskokatolickim, celebrowana przez metropolitę kijowskiego Michała Rahozę.
Unia, wbrew zamierzeniom inicjatorów i zwolenników, nie ułatwiła Rzeczypospolitej polityki wobec kresów. Do istniejących już konfliktów i tarć doszły kolejne, wszakże na nowym, religijnym tle. Król zmuszony był nawet patrzeć przez palce na poczynania tych biskupów, niższego duchowieństwa i wiernych, którzy pozostali przy dotychczasowej wierze. Opozycja była zbyt silna, by można było sobie pozwolić na zaprowadzenie unii siłą. Jak słusznie podkreślił w swej książce Dzikie Pola w ogniu Zbigniew Wójcik, „po unii brzeskiej mamy do czynienia z jednej strony z hierarchią bez wiernych, z drugiej - z wiernymi bez hierarchii".
Król popierał unitów, prawosławni więc występując przeciw unii niejako automatycznie kwestionowali politykę monarchy. Dotychczas w zasadzie indyferentni religijnie Kozacy teraz w całości opowiedzieli się po stronie prawosławia. Rzeczpospolita znalazła się w sytuacji, której chciała uniknąć, zwolennicy bowiem dawnej wiary zaczęli szukać poparcia dla swych dążeń w państwie moskiewskim.
Już w 1620 r. doszło do, wówczas jeszcze nielegalnego, wskrzeszenia prawosławnej metropolii kijowskiej i całej, podporządkowanej jej hierarchii. Autorem tego dzieła był patriarcha jerozolimski Teofanes, a nowym metropolitą kijowskim został Hiob Borecki; archimandryta monasteru peczerskiego, niegdyś rektor szkoły bractwa lwowskiego. Jak na ironię Teofanes został wysłany w tej misji przez Turków, traktujących całą akcję jako działanie dywersyjne przeciw Rzeczypospolitej.
W swej działalności misyjnej Teofanes spotkał się z poparciem Kozaczyzny, zwłaszcza jej ówczesnego hetmana Piotra Konaszewicza Sahajdacznego. Rzeczpospolita nie uznała nowych biskupów i nie pozwoliła na objęcie przez nich stanowisk. W ostrej walce, do jakiej coraz częściej zaczęło na tle religijnym dochodzić na kresach, polała się krew. M.in. zamordowany został witebski arcybiskup unicki Jozafat Kuncewicz.
Nuncjusz apostolski de Torres donosił w tym czasie, że trudno jest używać siły przeciw poczynaniom prawosławnych, skoro za nimi stoi 60 000 Kozaków, a cały lud „ruski" nienawidzi „łacinników" do tego stopnia, że kiedy zobaczy księdza, pluje z nienawiścią na ziemię. De Torres dodawał jeszcze, że „schizmatyków trudniej nawracać niż luteran i kalwinów".
Dopiero Władysław IV w 1632 r. uznał hierarchię prawosławną, godząc się w ten sposób na istnienie równolegle dwóch przeciwstawnych i prowadzących ze sobą walkę obrządków. Unici szukali odtąd stale oparcia w rządzie polskim, prawosławni, a więc m.in. niemal cała ludność ziem ukraińskich łącznie z Kozakami, w Rosji.
*
Fragment książki: Władysław Serczyk - Historia Ukrainy