Neuroteologia
Skoro wszystko, czego doświadczamy, przechodzi przez mózg, także religijne przeżycia muszą mieć w nim swoją podstawę.
Tygodnik Newsweek zamieścił ostatnio ciekawy materiał o nowej dziedzinie poznania, zwanej neuroteologią. Zaczęło się to od tego, że pewien amerykański neurolog doświadczył w pewnym momencie religijnego uniesienia, w którym wyzwolony od swojej cielesności i partykularności zaznał jedni z wiecznością. Doświadczenie to potraktował - jak na neurologa przystało - jako wyzwanie dla naszej wiedzy o ludzkim mózgu.
Badanie neurologicznych procesów zachodzących w trakcie przeżyć religijnych nazywamy właśnie neuroteologią. Co warta jest owa dziedzina poznania, zobaczymy w przyszłości. Na razie wydaje się, że jej wartość jest znikoma. Cóż bowiem się stanie, że dowiemy się, iż w czasie religijnych uniesień w naszym mózgu dzieją się takie a takie procesy? Może kiedyś, w przyszłości, będzie można wywołać w sobie podobne przeżycia przez stymulację owych procesów, ale i tak niewiele rozwiąże to w kwestiach zasadniczych.
Stały religijny komentator Newsweeka - Kenneth Woodward, człowiek inteligentny i rozumny - neuroteologię spostponował. Neuroteologowie wszak - zauważa Newsweek - nigdy nie będą mogli odpowiedzieć na pytanie, czy idea Boga została wywołana procesami neurologicznymi, czy też to Bóg uczynił nas zdolnymi do doświadczania takich procesów.
W jednym z dialogów Platona Sokrates siedzący w celi śmierci krytykuje odwoływanie się do nauk przyrodniczych w niektórych kontekstach. "Czy jeśli ja nie uciekam z więzienia i czekam spokojnie na śmierć - mówi filozof swoim przyjaciołom - to dzieje się tak dlatego, że mój układ kostny i mięśniowy jest taki, a nie inny, czy też dlatego, iż uważam, że uciekać nie należy i że trzeba ze spokojem rozstać się ze światem, i dlatego mój układ kostny i mięśniowy taką właśnie przyjął formę?".
Podobnie można wnioskować w przypadku neuroteologii. Jeśli ktoś wierzy w Boga i podporządkowuje swoje życie tej wierze, to czy dzieje się tak dlatego, że w jego mózgu zachodzą takie, a nie inne rzeczy, czy też dlatego, że człowiek ma istotnie możność odkrycia jakiejś prawdy o Stwórcy i właśnie dlatego w mózgu dzieją się takie rzeczy?
Problem zresztą nie dotyczy tylko religii. Przecież podstawę neurologiczną mają również nasze intuicje matematyczne. Co wnosi - można zapytać - do naszej wiedzy matematycznej, do oceny jej wartości informacja, że w trakcie jej tworzenia nasz mózg zachowuje się tak, a nie inaczej? Czy to znaczy, że matematyka jest zależna od swojej neurologicznej podstawy? Że gdyby mózg ludzki był skonstruowany inaczej i działał w inny sposób, to dwa plus dwa nie byłoby równe cztery? Czy sens miałyby neuromatematyka, neuroetyka, neurosztuka? Oczywiście, że nie. Jaki zatem sens może mieć neuroteologia?
Problemy neuroteologii są niemal tak stare, jak filozofia. Tak naprawdę wynikają one z jednego podstawowego pytania: czy możliwa jest taka sytuacja, że osiągniemy o człowieku wiedzę pewną i że nie będzie już żadnej tajemnicy; czy możliwa jest sytuacja, kiedy wszystkim naszym decyzjom i opiniom będziemy mogli jednoznacznie przypisać jakiś fizyczny czy fizjologiczny stan organizmu i że - w ten sposób - będziemy mogli sterować naszymi decyzjami i opiniami?
Nic nie wskazuje, by do takiej sytuacji mogło dojść. Nie taki jest zresztą cel nauk przyrodniczych i nie taka ich rola w poznaniu i w życiu. Sokrates pozostający w celi, Chrystus umierający na krzyżu, matka poświęcająca się dla swojego dziecka, najwyższe ofiary złożone z życia, a także największe zbrodnie, to wszystko pozostaje poza zasięgiem nauk przyrodniczych. Żadna wiedza w nich zawarta nigdy nam nie odpowie na pytania: dlaczego Sokrates dobrze zrobił, zostając w celi, jaki jest sens Krzyża czy jaka mądrość tkwi w poświęceniu?
Nawet jeśli bowiem uda się określić warunki neurologiczne przeżycia religijnego, spekulacji filozoficznej, intuicji matematycznej, doświadczenia moralnego czy poczucia piękna, nie uda się nigdy na gruncie nauk przyrodniczych orzec, że warto do tych rzeczy dążyć, że należy dążyć do dobra, że warto obcować z pięknem, że dobrze jest oddawać się rozważaniom matematycznym czy że powinno się zgłębiać tajemnicę tego, co boskie. Im więcej wiemy o nauce, tym bardziej jesteśmy pewni, że najważniejszych odpowiedzi w niej nie znajdziemy.
Nowe Państwo: Ryszard Legutko - 15.06.2001