Religię Galów znamy z dokumentów trojakiego rodzaju; są nimi wzmianki autorów greckich i rzymskich, inskrypcje i zabytki figuratywne z Galii rzymskiej oraz reminiscencje starej religii pogańskiej zachowane w literaturze celtyckiej chrześcijańskiego średniowiecza. Żadne z tych źródeł nie jest jednak w pełni satysfakcjonujące.
Autorzy starożytni, w przekonaniu, iż bogowie są wszędzie ci sami, a różnią się jedynie imionami, przywiązywali niewielką wagę do tego, co w religii galijskiej było oryginalne, i zniekształcali ją, przystosowując do własnych wyobrażeń. Teksty epigraficzne i ikonografia z epoki rzymskiej również uległy, przynajmniej częściowo, skażeniu wpływami grecko-rzymskimi; dają nam po prostu rodzaj „rzymskiej wykładni" religii galijskiej. Co do wskazówek pochodzących z Walii lub Irlandii, to - jak wiemy - wstępnego rozstrzygnięcia wymaga pytanie, w jakim stopniu religie plemion wyspiarskich i Galów kontynentalnych były zbieżne? Czy nie istnieje ryzyko, że przeniesiemy na teren Galii cechy, które były właściwe nieceltyckim autochtonom Wysp Brytyjskich? Nie można więc ograniczać się do jednego tylko typu tych dokumentów; należy w każdym punkcie konfrontować dane, starając się w miarę możliwości uzupełniać lub korygować je wzajemnie. Jest to zadanie delikatne i nic dziwnego, że towarzyszyć mu będą wątpliwości.
Najstarsze koncepcje religijne na ziemiach galijskich
Najstarsza religijna koncepcja wydaje się o wiele dawniejsza niż sami Galowie i ich osadnictwo w Galii. Wywodzi się z epoki neolitu, należała więc do ludu, który już wcześniej żył na ziemiach dzisiejszej Francji. Świadectwa z tamtej epoki pozwalają nam stwierdzić istnienie kultu Ziemi-Matki, bóstwa życia i zarazem śmierci. Z płodnego łona boskiej Ziemi wywodzi się ród ludzki, zwierzęta i rośliny. Ziemia jest wspólną matką wszystkiego, co żyje, zaś wszystko, co żyje, ostatecznie na powrót się z nią zespala. Najpierw daje ona życie wszelkim stworzeniom, a potem przyjmuje je, by czuwać nad ich wiecznym snem. Rodzicielka jest więc także panią śmierci. Idea ta, o ogromnym ładunku poezji, nie była znamienna akurat dla neolitycznych mieszkańców Galii; spotyka się ją raczej w całym basenie Morza Śródziemnego. Powstała, aby przyciągać, przetrwała w mitach Azji Mniejszej przez całą epokę klasyczną, po czym na nowo opanowała rzymski zachód w postaci kultu Wielkiej Matki bogów.
Wizerunek bóstwa Ziemi - opiekunki zmarłych znajdujemy na ścianach kilku grot grobowych z epoki neolitu, odkrytych w dolinie rzeki Petit-Morin (ryć. 15). Jest on bardzo uproszczony. „Ma - powiada Dechelette - kształt prostokąta, którego zaokrąglony wierzchołek przedstawia ludzką twarz. Rysunek tej twarzy jest jak najbardziej konwencjonalny". Pod łukami brwiowymi wyraźnie wystający nos; oczy to zwyczajne półkule, bardziej lub mniej wypukłe; usta są tylko leciutko zarysowanej albo też w ogóle niezaznaczone. Szyję zdobi naszyjnik, talię otacza pasek z frędzlami. Szczegóły pominięte w rzeźbie były z całą pewnością uzupełnione polichromią czy raczej czymś w rodzaju kolorowego tatuażu. Tak wyobrażona bogini miała sprawować pieczę nad złożonymi w grocie szkieletami zmarłych.
Wyrytą w jeszcze bardziej schematycznej formie, odnajdujemy ją na kamiennych płytach podtrzymujących
allees couvertes w dorzeczach Sekwany i Oise. Bogatsze w szczegóły są natomiast jej wizerunki na grobach megalitycznych w departamentach Tam i Gard oraz na rzeźbionych menhirach znajdujących się w departamentach Aveyron, Tarn i Herault. Podobieństwo tych przedstawień neolitycznych z terenu Francji do ceramicznych figurek znalezionych przez Schliemanna - w drugiej w kolejności starszeństwa osadzie przykrytej homerycką Troją - jest tak uderzające, że nie można wątpić o tożsamości bóstwa, które wyobrażają. Jest to oczywiście ta sama bogini, która później, we wschodniej części basenu śródziemnomorskiego zwana będzie Kybele lub Demeter. U nas ta bogini płodnej ziemi wydaje się odgrywać szczególnie rolę strażniczki i opiekunki zmarłych.
Bogini Matka - Dea Matrona Kult ten, najstarszy wśród spotykanych na naszym obszarze, trwał, jak się zdaje - w rozmaitych formach - nieprzerwanie jako jeden z najbardziej żywych i najpopularniejszych. Znane z południowej i wschodniej Galii rzymskiej niezliczone boginie Matki, matrony, opiekunki, proxumy i wszelkie wróżki jawią się jako spadkobierczynie Ziemi-Matki czczonej w epoce neolitu. Bywa, że przedstawione są pod postacią - dziś wciąż jeszcze rozpowszechnioną w katolicyzmie - matki z niemowlęciem w ramionach. Czasem samotne, ale częściej w grupach po trzy, tulą do łona dzieci lub młode zwierzątka albo też kwiaty i owoce. Prawdopodobnie można je również uważać za boginie żałobne, bowiem ich statuetki odnajdywano niekiedy we wnętrzach grobów.
Epona, bogini Matka przypisana koniom i źrebakom, także ma związki z zaświatami. Nimfa podziemnych źródeł i rzek, pani lasu, władczyni drzew i łownej zwierzyny - Arduina w Ardenach, w Schwarzwaldzie Anoba - łaskawa lub zła wróżka ze świętych samotni to tylko różne wcielenia pierwotnego wielkiego, macierzyńskiego bóstwa, Ziemi.
Towarzyszem Ziemi-Matki był bóg Ojciec, prawdopodobnie bóg niebios. Na ścianach grot z doliny Petit-Morin, niekiedy obok, a raz także w obrębie wizerunku bogini, pojawia się rysunek oprawionego topora. Niektóre menhiry w południowej Francji wyglądają, jakby przedstawiały nie boginię, lecz osobę rodzaju męskiego. W Bretanii znak topora spotykany jest na dolmenach bardzo często. Wciąż we Francji, w epoce neolitu i w początkowym okresie epoki brązu możemy dostrzec, jeśli nie wpływy świata śródziemnomorskiego, to w każdym razie podobieństwa z jego najstarszymi symbolami. Na Krecie Minosa podwójny topór, symbol boga niebios, adorowany był jako znak niezmierzonej boskiej potęgi. Na dolmenach bretońskich, które nierzadko są grobami, topór przedstawia raczej boga świata podziemnego, boga zmarłych.
Często zwracano uwagę na fakt, że w religiach prymitywnych, przeciwnie niż w mitologii greckiej, bogowie nie byli ściśle związani z określonymi funkcjami. Byli bogami do wszelkich poruczeń. Bóg nieba panował także na ziemi i pod ziemią, będąc bogiem zarazem żywych, jak i zmarłych. Wydaje się, że tak samo było na Krecie i prawdopodobnie tak samo w Bretanii megalitycznej.
Cezar twierdzi, że druidzi uważali wszystkich Celtów za potomków wspólnego ojca, którego utożsamia się z rzymskim Dis Pater. Dis Pater był odpowiednikiem Plutona. Bogiem-Ojcem Galów byłby więc bóg piekieł, pan śmierci, ale też życia. Być może ten wspólny przodek, do którego odwoływała się genealogia druidów, przyjął pewne cechy boga od topora z okresu megalitów, ojca rodu ludzkiego i małżonka Ziemi-Matki. Może należałoby kojarzyć prehistoryczny topór z młotem - atrybutem pewnego boga, często spotykanego w epoce rzymskiej. W inskrypcjach nosi on imię Sucellus (to znaczy ten, który uderza mocno) albo Sylwan. Topór, niegdyś najważniejsza broń, symbol olbrzymiej potęgi, stał się w czasach rzymskich niegroźnym narzędziem poczciwego bednarza, był to jednak boski bednarz, mający w swej pieczy mistyczny napój, który posilał i użyczał radości w życiu pozagrobowym. Kimkolwiek byli jego przodkowie, bóg od młota ukazuje się nam jako jedno z wielkich bóstw epoki rzymskiej; spotkamy go jeszcze.
Elementy pochodzenia północnego
Klasyczni autorzy często utożsamiali najstarszych Celtów z tajemniczym ludem Hyperborejów, których siedziby znajdowały się po drugiej stronie gór, tam skąd dmie wiatr północny. Grecy przez długi czas utrzymywali kontakty z mieszkańcami północnego pobrzeża Oceanu, gdzie zaopatrywali się w bursztyn. Na ich temat kilku historyków, poczynając od Herodota, zebrało dość dokładne informacje. Diodor Sycylijczyk podaje za Hekatajosem z Abdery, że najważniejszym z ich bogów był Apollo, czyli Słońce. Istotnie, niemała ilość zabytków z centralnej i północnej Europy przedstawia słońce na wozie zaprzężonym w konia lub, niczym Lohengrina, na barce ciągnionej przez łabędzie. Wodne ptactwo, koła, rozety, krzyże i swastyki przypominające szprychy koła, trykwetry, esownice cenione w galijskiej sztuce - były prawdopodobnie początkowo symbolami boga Słońca, a niesłychanie rozległy obszar, na którym występują, mówi o takimż zasięgu tego kultu.
Cezar utożsamia jednego z wielkich bogów galijskich z Apollinem - bogiem Słońca i uzdrowicielem. W epoce galloromańskiej bóg ten znany był pod wieloma imionami lokalnymi: GrannuswAgue Granni, czyli Akwizgranie, i w Grand w Wogezach, Belenus, bóstwo lśniącej gwiazdy, Borvo, Bormo, Bormanus - wrzący, kojarzony z wodami leczniczymi bóg podziemnego ognia, eponim wszystkich Bourbon, Bourbonne, La Bourboule. Ciepłe źródła, bardziej nawet niż wszystkie inne, i bóg, który ogrzewał je dla ludzkiego zdrowia, od zarania dziejów stanowiły przedmiot adoracji jako bóstwa opiekuńcze. Damona obok Borvo, Dunisia w okolicy Feurs, Niskae w Amelie-les-Bains, Segeta w Saint-Galmier, Ilixo w Luchon i - prawdopodobnie to samo imię - Lugovius w Luxeuil, Ivaos w Evaux (Creuse), Moritasgus w Alezji, jak i Nemausus w Nimes, Arausio w Orange, Yasio w Yaison są uzdrawiającymi bóstwami cieplicowymi. Moritasgus to Apollo, posiadający jednocześnie cechy Dis Pater. Bóg ciepłych źródeł z Bouhy (Nievre) jest kojarzony z Marsem: Mars Bolvinnus. W pobliżu źródeł zacierały się różnice między wielkim słonecznym bóstwem Hyperborejów i starym, miejscowym bogiem od topora, w równej mierze władcą nieba co głębin Ziemi.
Złoty stater galijski Atrybutem galijskiego boga niebios, którego Rzymianie nazywali Jupiterem, było koło, symbol bóstwa solarnego. W Galii Północny Apollo jest nie tylko Belenusem; został również bogiem pioruna, bogiem nieba i ziemi, ojcem ludu Celtów, jak niegdyś małżonek Ziemi-Matki był nim dla ludności miejscowej. Bóg Oceanu okalającego ziemię połączył się z bogiem Morza Śródziemnego.
Mówiąc o kulcie Apolla u Hyperborejów, Diodor Sycylijski dodaje, że naprzeciwko Galii, usadowiona na Oceanie pod Wielką Niedźwiedzicą, znajduje się wyspa tak wielka jak Sycylia, o płodnej ziemi i łagodnym klimacie. Mowa oczywiście o Brytanii. To tam miała się urodzić Latona; tam też miałoby się mieścić najważniejsze centrum sakralne kultu Apolla - cudowny, święty gaj i świątynia, wyróżniająca się swym okrągłym kształtem, oraz gród poświęcony bogu.
Każdego dnia - powiada Diodor - mieszkańcy wyspy wielbią swojego boga, nieustannie śpiewając jego chwałę; wszyscy są w pewnym sensie kapłanami Apolla. Większość z nich gra na cytrze, bo właśnie przy dźwiękach cytry śpiewają hymny na cześć swego boga. Ta okrągła świątynia na wyspie leżącej naprzeciwko Galii to, jak się można domyślać, wielki krąg menhirów w Stonehenge, najbardziej monumentalny z kromlechów. Najnowsze wykopaliska dowodzą, że pochodzi on z epoki neolitu i był miejscem nieprzerwanie uczęszczanym aż do okresu rzymskiego włącznie. Znane nam są także inne kręgi menhirów w Anglii i Bretanii; te kromlechy zawsze pełniły rolę ośrodków kultu. Dzięki tekstowi Diodora wiemy, że były to miejsca poświęcone już prehistorycznemu kultowi solarnemu, wyznawanemu jeszcze przed przybyciem Celtów. Został przez nich przejęty i przetrwał aż do końca ery pogaństwa.
Co 19 lat Apollo ukazywał się swoim wyznawcom w sanktuarium na wyspie Brytanii. Od wiosennej równonocy aż do wschodu Plejad grywał nocą na cytrze, prowadząc niebiańskie chóry. Tam z całą pewnością znajdowało się centrum kultu rozprzestrzenionego na całym wybrzeżu, gdzie od Skandynawii po Portugalię spotyka się budowle megalityczne. Menhiry, tworzące krąg jak w Stonehenge, czy jak w Carnac, ustawione jak okiem sięgnąć w rzędy, a nawet te wolno stojące, były prymitywnymi świątyniami wielkiego boga niebios, przestrzenią lub miejscem poświęconym bóstwu, przeznaczonym na jego stałą bądź chwilową siedzibę.
Kamień zamieszkiwany przez boga przejmował jego naturę i potęgę; stawał się boski, był prawdziwym wcieleniem boga. Wiadomo, że menhiry i kromlechy występują nie tylko na terytorium Bretanii. Od wybrzeża rozprzestrzeniły się na całą Galię. W Alzacji, na szczycie sąsiadującym z górą Donon odkryto ostatnio kromlech o doskonałej konstrukcji. Z tą koncepcją łączył się także kult miejsc wywyższonych. Wierzchołki wzgórz były ulubionym miejscem pobytu boga niebios. W całej Francji prehistorycznej ogrodzona przestrzeń na szczycie wzniesienia była zarazem warownią i miejscem kultu, a niekiedy służyła wyłącznie kultowi.
Pierwotna wiara w siły przyrody
Przy aktualnym stanie wiedzy trudno przyporządkować taką czy inną wiarę określonym populacjom, które składały się na społeczność galijską. Takie poszufladkowanie miałoby zresztą wszelkie szansę okazać się nietrafne. Koncepcje religijne przenikają od jednych ludów do innych i bardziej niż z grupą etniczną związane są z pewną formacją cywilizacyjną: wraz z nią rozprzestrzeniają się wśród rozmaitych grup etnicznych. Kult Ziemi-Matki był wspólny wszystkim ludom rozpoczynającym uprawę ziemi, zaś kult bóstwa solarnego dotyczył zarówno rolników, których praca słońcu zawdzięczała rytm i plony, jak i żeglarzy, którym wskazywało ono drogę. Musimy sobie wyobrazić prehistoryczną Europę i Galię pokrytą puszczą, w której żyją zwierzęta stanowiące zagrożenie dla człowieka i jego pracy, musimy uzmysłowić sobie ogrom wysiłków i starań tych, którzy pierwsi oswoili niektóre zwierzęta i starali się żyć z hodowli, a łatwo zrozumiemy, dlaczego najrozmaitsze plemiona miały swoje święte zwierzęta i drzewa. W Galii znajdujemy ślady tych kultów chtonicznych; najprawdopodobniej wywodziły się one z miejscowej tradycji, lecz musiały korespondować z analogicznymi wierzeniami najeźdźców celtyckich.
W okresie galloromańskim bogowie często byli przedstawiani w towarzystwie zwierząt będących ich atrybutami: Merkury ma obok siebie barana; byk, jak się wydaje, poświęcony był Marsowi; jelenia widzimy u boku boga o imieniu Cernunnos (rogaty), który zresztą ukazywany jest z porożem jelenia - mógł być wcześniej bogiem-jeleniem. Głowa byka bywa często przedstawiana w kamieniu lub brązie i przeważnie z trzema rogami zakończonymi kulką. Epona, bogini koni, była pewnie dawniej - o czym świadczyć może jej imię (
epos =
equus, koń) - boginią-klaczą. Imię Artio (niedźwiedź) jest zapisane na pewnej skale w lesie z okolic Trewiru, a pewna statuetka z Berna przedstawia niedźwiedzia zbliżającego się do siedzącej bogini, która nosi imię Artio. Na monetach widnieje czasem obraz wilka, a często dzika. Jego wizerunek znajdujemy w kilku grobach. Dzik - godło wojskowe - stał się w pewnym sensie godłem całego ludu galijskiego.
Również ptaki - żurawie, kruki czy gołębie miały swoje miejsce w mitologii galijskiej. To właśnie boskie kruki wiodły Bellowezusa i Sigowezusa ku krainom, które mieli za zadanie podbić; kruki i gołębie - głównie u Eduów - jakby coś szepczą bogu na ucho. Nad brzegiem Oceanu, jak podaje Strabon, miał istnieć port zwany Portem Dwóch Kruków: białoskrzydłe ptaki rozstrzygały tam spory, odpychając albo zjadając placki ofiarowane przez spierające się strony.
Wszystkie te zwierzęta, zanim zostały posłańcami czy atrybutami boskimi, były prawdopodobnie same uważane za bogów. Istnieje jednak wiele rozmaitych form kultu zwierząt. Wśród ludów pozostających na prymitywnym etapie rozwoju rozpowszechniony jest kult znany jako „totemizm". Zwierzę uznawane jest za przodka plemienia i w związku z tym oddaje mu się boską cześć, a jego wizerunek jest symbolem plemiennym. W Galii dzik, koń czy żuraw służyły jako godła wojenne i jako emblematy na tarczach. Zwierząt-totemów nie wolno było zabijać. Cezar wspomina, że z tego powodu Brytowie powstrzymywali się od spożywania zajęcy i kur. Salomon Reinach natomiast wyjaśnia, że Wercyngetoryks dlatego odprawił swoją jazdę z Alezji, zamiast przeznaczyć zwierzęta do zjedzenia, ponieważ koń był zwierzęciem totemicznym. Można wprawdzie na to odpowiedzieć, że na początku oblężenia, zanim zamknięto okrążenie, wódz Galów nie musiał jeszcze przewidywać późniejszego głodu, a jego equites mieli przecież za zadanie zorganizować nową armię. Jedynie w pewne określone dni zwierzę totemiczne bywało obiektem wielkiego polowania. Spożywając je, lud wierzył, że na nowo jednoczy się z boską istotą i tak odnawia z nią związki krwi. Nie mamy niezbitych dowodów, że Galowie praktykowali rytuał tego typu. Wszystko, co możemy powiedzieć, to że oddawali cześć boską zwierzętom.
Mieli również święte drzewa. W inskrypcjach z obszaru pirenejskiego wzmiankowany jest deus Fagus, czyli boski buk, oraz deus Sex Arbores - sześć boskich drzew. W okolicach Angouleme adorowany był boski dąb - deus Robur. Alisanus był prawdopodobnie bogiem jarzębiny, a Abellio bogiem jabłoni (abella - jabłko). Dorodny czy wyjątkowo wysoki dąb, a nawet sam jego pień pozbawiony gałęzi, uważany był w całej Galii za siedzibę najwyższego boga, zaś jemioła usadowiona na dębie, co jest rzadkością, świadczyła o obecności boga.
Wszystkie te wyobrażenia stanowią podłoże najstarszych wierzeń ludowych zarówno autochtonów, jak i napływających w różnych czasach Celtów. Są po prostu religią ziemi, narzucającą się wszystkim kolejnym mieszkańcom.
W odróżnieniu od autochtonicznej ludności Galii, najeźdźcy celtyccy byli ludem indoeuropejskim. Próbowano przypisać im wierzenia podobne do wierzeń innych ludów o tym samym rodowodzie. Jednakże koncepcje religijne zostały wszędzie wymieszane z tyloma obcymi pierwiastkami, że dość trudno wyłuskać z nich podstawową religię indoeuropejską. W każdym razie wiele wskazuje na to, że u ludów indoeuropejskich bóg lub bogowie nieba dominowali nad bogami Ziemi. Solarny bóg Hyperborejów musiał być indoeuropejski i odpowiadać greckiemu Zeusowi, rzymskiemu Jupiterowi, germańskiemu Ziu-Tyrowi, a jednocześnie Apollinowi. A kim był niebiański bóg Celtów? Ich praojciec utożsamiany był przez Cezara z Dis Pater, z czego wynika, iż uważano go za boga podziemi. Wszelako posiadał również, o czym już była mowa, atrybuty Słońca - koło i esownicę. Galijski Jupiter był zatem równocześnie bogiem niebios i świata pozagrobowego. Jak brzmiało jego imię?
W przeciwieństwie do opinii Salomona Reinacha, naszym zdaniem należy poważnie traktować wskazówkę Lukana.
Immitis placatur sanguine diro Teutates, horrensque feris altaribus Esus
Et Taranis Scythicae non mitior ara Dianae.
Krwią złowieszczą jest zjednywany okrutny Teutates i srogi Esus na dzikich ołtarzach
i Taranis na nie bardziej spokojnym ołtarzu Diany Scytyjskiej.
Dwa scholia dostarczają nam komentarzy do tego ustępu i chociaż nieco się one różnią, nie powinniśmy lekceważyć zawartych w nich wskazówek:
Merkury w języku galijskim nazywa się Teutates [...] i oto co robią Galowie, by go przebłagać: zanurzają głowę ofiary w naczyniu wypełnionym wodą i trzymają tak długo, aż się zadławi. Aby ułagodzić Marsa, który tu jest Esusem, ofiarę wiesza się na drzewie i ćwiartuje. Ku czci Taranisa pali się ludzi w drewnianych kukłach. (Jest to ofiara, o której wspomina też Cezar.)
Drugie scholium daje inne objaśnienie:
Mars jest Teutatesem; sanguine diro jest aluzją bądź do faktu, że Mars rządzi na polu bitwy, bądź do tego, że Galowie mieli kiedyś zwyczaj składać mu, podobnie jak i innym bogom, ofiary z ludzi. Merkury to u nich Esus, a w każdym razie pod tym imieniem jest czczony przez kupców. Bogiem wojny i najwyższym bogiem niebios jest Taranis-Jupiter; w dawnych czasach składano mu ofiary z ludzi, dziś zadowala się zwierzętami.
Taranis, którego imię występuje zresztą w pewnej inskrypcji jako przydomek Jupitera: Jupiter Taranucnus - syn Taranisa, był więc najwyższym bogiem niebios, choć ten tekst epigraficzny czyni zeń ojca Jupitera. Ale właściwie był jednocześnie i Jupiterem, i kimś innym. Tak jak Jupiter był władcą gromów - galijskie słowo
taran wydaje się oznaczać grzmot - ale był też bóstwem solarnym. Na wizerunkach z epoki galloromańskiej może w ręku trzymać równie dobrze piorun, jak koło - symbol Słońca, a raz nawet miecz - to bóg wojny, jak objaśnia scholium. Nie posiadał dostojnej powagi Zeusa czy Jupitera, był natomiast okrutny jak Saturn i panował nad światem zmarłych jak Pluton albo Dis Pater. W epoce rzymskiej przedstawiano go na zbiorowych rzeźbach, popularnych zwłaszcza na wschodzie Galii, zwanych grupą jeźdźca i giganta o wężonogach. Bóg ukazany był jako wojownik rzymski (kiedyś brano go za cesarza) bądź galijski, na koniu lub czasem na wozie. Jego rumak wspierał się przednimi kopytami na monstrualnym stworze, którego nogi były wężami. Ten wężonogi gigant musiał reprezentować bóstwo Ziemi. Grupa taka umieszczana była zwykle na szczycie kolumny jakby dla podkreślenia, że chodziło o boga niebios. Był to Taranis, wielki bóg Galów.
A Merkury, który według Cezara był najważniejszym z galijskich bogów i który w epoce rzymskiej rzeczywiście był najpopularniejszy, to Teutates czy też Esus? Jak widzieliśmy, scholia wahają się między tymi dwiema interpretacjami. Tymczasem jest on i jednym, i drugim.
Zarówno identyfikacje proponowane przez Rzymian, jak i przyjęte przez nich kryteria rozróżnienia są jednakowo powierzchowne. W Galii z trudem odróżnić można Merkurego od Marsa. Na zachodzie - zwłaszcza w Normandii i w Bretanii - bogiem, do którego najczęściej wznoszono modły, był nie Merkury, lecz Mars. To on właśnie otrzymał w całym kraju najwięcej przydomków; z jego imieniem związanych było ponad 60 nazw miejscowych i imion bóstw lokalnych. Imię Teutates, które oznacza coś takiego jak „narodowy" (
teuto, touto, lud), odpowiadało równie dobrze Marsowi, jak i Merkuremu.
Rzymskie imiona Merkury i Mars były tylko dwoma imionami tego samego boga, opiekuna ludu i wszelkich jego poczynań, zarówno na wojnie, jak i w czasie pokoju. Merkury - pokojowy Teutates, zawdzięczał być może swoją wyższość, stwierdzoną przez Cezara, hegemonii Arwernów w III i II wieku p.n.e. Jedna z inskrypcji nadaje mu przydomek Arvernorix - król Arwernów, a centrum jego kultu pozostało na ziemiach dawnych władców całej Galii. Najważniejsze sanktuarium było rzeczywiście położone na jednym z najwyższych szczytów Masywu Centralnego - Puy de Dóme, gdzie mieściła się świątynia Merkurego Dumiasa. Tam też albo w stolicy Arwernów - Clermont w czasach Nerona wzniesiono kolosalną rzeźbę siedzącego Merkurego, dzieło Greka Zenodora. Teutates miał więcej szczęścia niż dynastia, która przyczyniła się do jego wysokiej godności i jeszcze pod panowaniem rzymskim zachował swoją nadrzędną pozycję na większości ziem galijskich.
Esus, którego dwie galloromańskie płaskorzeźby przedstawiają z bykiem, atrybutem Marsa, był utożsamiany już to z Marsem, już to z Merkurym. W wielkim ośrodku ceramiki w Lezoux (Puy-de-Dóme) znaleziono statuę przedstawiającą Merkurego: brodaty, wtłoczony w ciężki płaszcz, w wełnianej czapce na głowie, przypomina bardziej arwerniackiego chłopa niż boga. Na piersi widnieje dedykacja poświęcona Merkuremu, zaś na plecach tekst galijski:
Apronios ieuru sosi Esu: Apronios ofiarował to Esusowi.
Z jednego scholium dowiedzieliśmy się już, że kupcy czcili Merkurego pod imieniem Esusa. Do niego też odnosi się uwaga Cezara na temat tego galijskiego Merkurego: „Był twórcą wszelkich sztuk, panem dróg i podróżników". Za czasów Tyberiusza żeglarze z Paryża oddawali cześć Esusowi. Jedna z płaskorzeźb znalezionych pod prezbiterium katedry Notre-Dame w Paryżu przedstawia go jako drwala karczującego las i pewnie dobrego cieślę budującego barki.
Teutates, Esus i Taranis tworzyli swego rodzaju trójcę o mało wyrazistych, niewiele różniących się między sobą i łatwo wymienialnych osobowościach. Główne włości Taranisa to niebo, podczas gdy Esus i Teutates władali ziemią. Lecz Taranis, Esus i Teutates, królował także na ziemi, a nawet pod ziemią; był bogiem walki tak jak Mars. Bogowie, których utożsamiano z Merkurym, byli także, jak sam Merkury, bogami podziemi. Przewodnik po drogach ziemskich, Merkury był także przewodnikiem na drodze wiodącej do piekieł. Oto trójca w równym stopniu, lecz na różne sposoby okrutna, trzej bogowie odrębni, lecz tworzący jedno bóstwo. Esus cieszył się przelaną krwią, Teutates nie chciał krwi i wolał, by jego ofiary duszono, a ofiary Taranisa palono. Jednak ich natura była podobna i spełniali wymiennie tę samą rolę. Ich ołtarze mogły znajdować się w obrębie jednego sanktuarium.
W celtyckim panteonie znajdowali się jeszcze inni bogowie. Każdy z nich dominował prawdopodobnie w innej części Galii, gdzie stanowił specyficzną odmianę wielkich bóstw narodowych. Mówiliśmy już o bogu od młota, utożsamianym z Sylwanem na południu Galii, a gdzie indziej znanym pod imieniem Sucellus, czyli ten, który mocno uderza. Odnajdujemy u niego niektóre cechy Taranisa, przede wszystkim tę samą rolę boga życia i śmierci.
Celtycki bóg W środkowej części Galii Celtyckiej aż po terytoria Remów spotykamy boga siedzącego w pozycji takiej samej jak Budda. Nie ma potrzeby doszukiwać się w związku z tym powiązań Galii z Indiami, podobna poza świadczy tylko o tym, że Hindusi tak jak Galowie i wiele innych prymitywnych ludów mieli zwyczaj siadać na ziemi. Głowa tego siedzącego boga jest zwykle ozdobiona porożem jelenia. Czy nie jest to przypadkiem dawny bóg-jeleń? Całkiem możliwe, bowiem w ludowej wyobraźni jeleń był zwierzęciem tajemniczym i baśniowym: zwodzi myśliwych na nieznane ścieżki i prowadzi aż w zaświaty; jest zwierzęciem bogactwa, ale i śmierci. Pod taką postacią ukazuje nam się Cernunnos, bóg o porożu jelenia. Na płaskorzeźbie z Reims siedzi on ze skrzyżowanymi nogami na niskim tronie; z worka, który trzyma na kolanach wysypuje się strumień monet, przy którym wydają się zaspokajać pragnienie jeleń i byk.
Jest to więc bóg obfitości; jego worek z pieniędzmi przypomina sakiewkę, zwyczajowy atrybut galloromańskiego Merkurego. Zresztą po obu stronach przycupniętego boga stoją Apollo i Merkury przedstawieni w konwencji klasycznej. Cernunnos utrzymuje więc stosunki nie tylko z Merkurym, ale i z Apollem, bogiem Słońca i uzdrowicielem. Tymczasem jeleń jest chyba aluzją do świata podziemnego. Cernunnos byłby więc tak jak Merkury bogiem zaświatów i urodzaju jednocześnie. Wciąż obracamy się w tym samym kręgu pojęciowym, co w wypadku trójcy Taranis-Teutates-Esus.
Grecki satyryk Lukian pisze, że szczególną czcią otaczali Galowie Herkulesa. Istotnie starożytne legendy przypisują mu ważną rolę w historii początków Galii. Miał jakoby założyć Alezję i poślubiwszy piękną Galateę, zostać ojcem ludu galijskiego. Ale Herkules z opisu Lukiana i z wizerunków, które były podobno liczne, lecz nie zachowały się do naszych czasów, mocno się różnił od greckiego bohatera. Galowie nazywali go Ogmios. Był to starzec prowadzący za sobą ludzi, których uszy połączone były złotymi łańcuchami z jego ustami; zatem bóg złotousty - przymiot, jakiego Grecy nigdy nie przypisywali Herkulesowi. Dość liczne monety galijskie pochodzące z południowo-zachodnich prowincji ukazują na awersie brodatą głowę owiniętą łańcuchami albo sznurami pereł, zakończonymi wieloma małymi głowami. Swego czasu chciano tu rozpoznać właśnie Ogmiosa, lecz hipotezę tę trzeba chyba odrzucić. W eposie irlandzkim występuje bohater imieniem Ogma, boski wojownik znany ze swej siły, mistrz poezji i elokwencji, który jakoby miał być wynalazcą pisma ogamicznego.
Bogowie galijscy mieli czasami rysy Herkulesa. Tak właśnie wygląda jeden z nich, przedstawiony na steli odnalezionej ostatnio w słynnym sanktuarium Merkurego na Donon. Bóg ten z twarzy przypomina Herkulesa, ale obuty jest jak Merkury. W fałdach swego sagum, zarzuconego na lewe ramię jak skóra lwa nemejskiego, niesie owoce i niby Sylwan - szyszkę. W lewej ręce trzyma, również jak Sylwan, rodzaj noża ogrodniczego o rękojeści tak długiej, jak trzonek młota. Nie jest to jednak bóg od młota, ponieważ prawa jego ręka oparta jest na rogach stojącego za nim jelenia. Jest to jeszcze jedna hybrydyczna figura - zarazem Taranis, najwyższy bóg, władca niebios, i Merkury-Cernunnos, bóg obfitości i świata podziemnego, a być może także Herkules, który u Greków i Rzymian mógł mieć niektóre kompetencje najwyższego bóstwa Galów. Z całej tej teologii, prawdopodobnie przez druidów usystematyzowanej, możemy uchwycić jedynie pojedyncze cechy. Dostępne są nam tylko reminiscencje pochodzące z późniejszych epok, zniekształcone przez obce interpretacje, stąd nasza egzegeza pozostaje zasadniczo hipotetyczna.
Bóstwa żeńskie
Wcześniej była już mowa o boginiach Matkach, boginkach źródeł, rzek i lasów, o dobrych wróżkach - patronkach życia codziennego. Nosiły one różne lokalne przydomki, pochodzące najczęściej od nazwy regionu, nad którym sprawowały pieczę: Matres Ubelnae - Matrony znad Huveaune (mała rzeczka w okolicach Marsylii), Matres Treverae (z Trewiru), często Matres domesticae lub nawet Paternae. Były one obiektem żarliwej czci w każdej rodzinie, w każdym okręgu, gdzie znajdowało się ich sanktuarium. Ich wizerunki - czy to płaskorzeźby, czy skromne figurki z gliny - były wszędzie niezmiernie liczne. Opiekunka koni Epona prawdopodobnie również należała do tej grupy. W epoce rzymskiej dołączano do nich i Wenus, uważaną za boginię płodności. Często nadawano im wspólne imię Junones jako żeńskim duchom opiekuńczym rodziny. Wszystkie te bóstwa ściśle związane były z ziemią, roztaczając opiekę nad mężczyzną, nad jego rodziną, dziećmi, nad żywym inwentarzem i rolą. Czuwały także nad grobami - w niektórych odkryto ich wizerunki.
Osobną grupę żeńskich bóstw tworzą postacie przypisywane zwykle bogom jako towarzyszki: Rosmerta albo Maia (w zależności od regionu) przy Merkurym, Nemetona przy Marsie, Nantosuelta przy Sucellusie, Strona będąca towarzyszką Apolla, choć często przedstawiana również samotnie, Damona u boku Borvo i tak dalej. Boginie te nie mają cech indywidualnych, wydają się jedynie żeńską personifikacją bóstwa, z którym są kojarzone. Godne uwagi, że bogowie o charakterze typowo celtyckim - Taranis, Teutates, Ezus, Cernunnos - nie mają partnerki. O skojarzeniu par zdecydowały prawdopodobnie wpływy rzymskie.
Cezar wymienia jedno tylko żeńskie bóstwo Galów, nazywając je Minerwą. Tak jak Minerwa, miała ta bogini nauczać pracy i zawodów. Z wyjątkiem krain nadreńskich - gdzie, jak się wydaje, przypisywano jej inne cechy - Minerwa nie cieszyła się w Gali nadmierną popularnością, o czym świadczyłaby nikła ilość zabytków jej poświęconych. Jej galijskie imię Belisama może stanowić pewną wskazówkę co do pierwotnej jej natury: odnajdujemy w nim ten sam rdzeń co w imieniu samotnego boga Belenusa - Jaśniejący, Płomienisty - z przyrostkiem
-sama, który może być zarówno stopniem najwyższym przymiotnika, jak i odpowiednikiem greckiego
homos,
homoios - podobny.
Belisama znaczyłoby więc albo Najjaśniejsza, albo Belenusowi podobna. Bóstwo ognia, prawdopodobnie swego rodzaju Westa, bogini ogniska domowego, a także, sądząc po uwagach Cezara, bogini wytwórczości związanej z ogniem - kowalstwa, garncarstwa, emalierstwa - rzemiosł, które jak wiadomo, stały w Galii na wysokim poziomie. W krainach położonych nad Renem Minerwa pojawia się przede wszystkim jako bóstwo wojny. W całej prawie Galii czczono boginię zwycięstwa, która była kimś więcej niż rzymska Wiktoria. Bóstwem tym jest Andarta Wokonsów z Sabaudii, tożsama z brytańską Anraste - Niezwyciężoną, którą królowa Brytów Boudicca próbowała sobie zjednać ofiarami z ludzi. Jeszcze w okresie niezależności dość często przedstawiano na rewersie monet galijskich postać kobiecą (ryć. 19), nagą lub ubraną, uskrzydloną lub nie, czasem zbrojną w miecz i tarczę, na koniu lub też lecącą ponad koniem (przedstawianym niekiedy z ludzką głową). Pojawia się ona także jako najprawdziwsza skrzydlata Wiktoria prowadząca konia. Z eposu irlandzkiego znamy okrutne boginie walki i hekatomby, jak ptaki szybujące nad wojownikami i siejące panikę w szeregach wroga. Należy do nich Badb-Catha, Wrona Bitewna, której imię odnajdujemy w imieniu Cathubodua występującej w Górnej Sabaudii, a więc będącej sąsiadką Andarty.
W Irlandii boginie roztaczające swą władzę nad polem walki usianym trupami tworzą często triadę. Są to trzy Morrigan, najprawdopodobniej Lamiae Tres - Trzy Wampirzyce, do których jest skierowana pewna rzymska inskrypcja znajdująca się w Wielkiej Brytanii. Jest to także Brigit, czy też raczej są to trzy Brigit irlandzkie, których imię bardzo przypomina imię Brigantia, znane nam z wielu inskrypcji łacińskich, oraz nazwę ludu Brigantes. W Galii, w czasach rzymskich, przeistoczyły się one w liczne Bellony i Wiktorie. Groźna postać z monet galijskich, odpowiadająca wzmiankom, jakie o tych boginiach zachowały się w eposie celtyckim z czasów irlandzkiego średniowiecza, jest z pewnością dużo bliższa wyobrażeniom galijskim niż ich chłodne i opanowane rzymskie odpowiedniczki.
Cechą wspólną wszystkich tych bóstw galijskich, zarówno męskich jak i żeńskich, jest łatwość, z jaką pozwoliły się utożsamić z bogami panteonu Greków i Rzymian. Z pewnością pierwotnie były im pokrewne: Zeus-Jupiter wywodzi się wszak z tej samej koncepcji co Taranis. Ewolucja wierzeń greckich i rzymskich była jednak głęboko odmienna od ewolucji religii celtyckich, które zatrzymały się na etapie zbliżonym do tego, jaki odnajdujemy w najstarszym Lacjum: animizm obejmujący całą przyrodę; bogowie pozbawieni szczególnych cech indywidualnych i spełniający wielorakie funkcje; abstrakcyjne - by tak rzec - siły, objawiające się w zjawiskach naturalnych, oraz bóstwa opiekuńcze poszczególnych grup społecznych, bez wyraźnie określonej osobowości. W starożytnej Italii cechy te ułatwiły połączenie miejscowych bogów z bogami Olimpu. I tak samo bogowie Galii dali się bez większych oporów przekształcić w bogów rzymskich, a przyjmując postać ludzką, powielali konwencję klasyczną.
Mitologia Galów
Nie ma wątpliwości, że Galowie mieli bogatą mitologię, w pewnej mierze podobną do mitologii germańskiej opisanej w
Eddach skandynawskich, czy też tej, która pojawia się w eposie irlandzkim. Druidzi nadali zapewne jedynie formę poematu od dawna znanym opowieściom o herosach i bogach oraz stworzyli swego rodzaju teologię. Brak zainteresowania ze strony świata antycznego sprawił, że jedyne ślady tych mitów znaleźć dziś można w niektórych dziełach sztuki pochodzących z epoki galloromańskiej.
Jest rzeczą oczywistą, że to właśnie echa wcześniejszej mitologii zainspirowały postaci tak bardzo odległe od wzoru klasycznego, jak brodaty Merkury z Lezoux czy takie przedstawienia jak trzygłowy bóg o trzech obliczach - jednym en face, dwu pozostałych z profilu, czy jeszcze byk o trzech rogach zakończonych kulkami. Cóż właściwie oznacza wizerunek o trzech twarzach? Dopuszczamy hipotezę, że była to celtycka trójca. Przy braku wskazówek z czasów starożytnych skazani jesteśmy na komentarze, jakie podsuwa nam wyobraźnia.
Mity te są z pewnością bardzo stare. Ich początki muszą datować się na III-I wiek p.n.e., kiedy to Celtowie zapożyczyli od Macedonii monetę, a śródziemnomorski antropomorfizm wpłynął na celtycką koncepcję boskości. Od tego momentu również i Celtowie podejmowali próby przedstawienia wizerunku swych bogów, którzy wcześniej umykali sztuce. Z początku kopiowali wzory obcych bóstw, później podjęli wysiłek komponowania scen odpowiadających ich własnym mitom. Dowodów na to dostarcza nam zdobnictwo kotła z Gundestrup (patrz s. 196). Znajdujemy na nim węża z głową barana, którego nie mogła inspirować sztuka śródziemnomorska. Jego charakter hybrydalny odpowiada za to zwyczajowym wyobrażeniom Celtów. Wąż przedstawia z pewnością powszechnie znany mit, jego podobizna pojawia się bowiem bardzo często w sztuce galloromańskiej. To samo odnosi się do boga z kołem, przede wszystkim zaś do Cernunnosa o jelenim porożu, mającego u swego boku jelenia i byka. Podobieństwo sceny ze świętego kotła i płaskorzeźby z Reims jest uderzające. Motyw ten był więc popularny w czasach rzymskich i oznaczał coś powszechnie znanego. Ale co? Tego jedynie się domyślamy.
Podobnie, jeśli chodzi o poszukiwanie znaczenia kilku innych scen przedstawionych na płaskorzeźbach galloromańskich, niewątpliwie inspirowanych mitologią Celtów, możemy jedynie wysuwać hipotezy.
W XVIII wieku pod prezbiterium katedry Notre Damę w Paryżu odkryto ołtarz poświęcony Tyberiuszowi. Na jednym z jego boków widoczny jest bóg Esus ścinający gałęzie drzewa, na sąsiednim zaś - wśród listowia gałęzi stanowiących przedłużenie tych ścinanych przez Esusa - widzimy byka, na którego głowie i zadzie przysiadły trzy ptaki. Tarvos trigamnos, byk z trzema żurawiami - wyjaśnia inskrypcja.
Na znajdującym się w Trewirze bloku, którego ściana przednia poświęcona jest Merkuremu i jego towarzyszce Rosmercie, boczna rzeźba przedstawia drwala zamierzającego się na pień drzewa, w którego koronie siedzą trzy żurawie, w listowiu zaś zauważyć można głowę byka. Jest to oczywiście przedstawienie tej samej co na ołtarzu paryskim legendy: bóg Esus ścina las, gdzie znalazły schronienie byk i trzy ptaki, jego sojusznicy. Również jeden z epizodów eposu irlandzkiego, którego bohaterem jest Cuchulainn, opowiada o herosie ścigającym świętego byka i ścinającym las, w którym zwierzę się ukryło. Mamy tu więc do czynienia z ludowym mitem, mającym długą tradycję wśród Celtów wyspiarskich. Lecz w Galii, co dokładnie łączy Esusa z bykiem i jaką rolę odgrywają tu trzy żurawie?
Epitet Trigamnos określający byka może sugerować, że obecność ptaków jest wyłącznie wynikiem etymologicznej gry słów. W języku galijskim łatwo było pomylić litery c i g. Być może rozumieć należałoby: Tricaranos, byk o trzech rogach, którego wizerunki są rzeczywiście często spotykane. Słowo Tricaranos może również oznaczać: trzygłowy. Czy nie zaszło tu czasem przemieszanie pojęć i stopniowe przejście od trójcy wyobrażonej przez trzygłowego boga do boga-byka z trzema rogami, a następnie z trzema żurawiami? Treść tej sceny pozostaje zagadką. Niemniej jednak znaczenie jej polega na jednoczesnym przedstawieniu boga o ludzkiej postaci, zwierzęcia i świętych ptaków, jak również drzew, którym, jak wiadomo, Galowie oddawali niekiedy cześć boską.
Tak u nich, jak wszędzie indziej mit ten musiał często służyć objaśnianiu rytuałów, których pochodzenie i prawdziwe znaczenie zostały już zapomniane. Nie wydaje nam się, co prawda, by mit o byku ścinającym las, zwanym Tarvos Trigaranos, miał coś wspólnego ze zrywaniem jemioły - jednym z najbardziej znanych obrzędów galijskich. Zauważmy jednak, że w opisie tej ceremonii przez Pliniusza również odnajdujemy występujące razem: najwyższe bóstwo, drzewo i byka.
Dla druidów nie ma nic bardziej świętego niż jemioła i drzewo, na którym ona rośnie, pod warunkiem, że jest to dąb. Sanktuaria mają w dąbrowach i przy spełnianiu wszelkich obrządków rytualnych zawsze posługują się liśćmi dębowymi. Wierzą, że obecność jemioły oznacza obecność boga w drzewie, na którym rośnie. Gdy znajdą jemiołę na dębie, zrywają ją z wielką ceremonią. Robią to najchętniej szóstego dnia miesiąca księżycowego, ponieważ uważają, że tego dnia planeta posiada całą swą moc, gdyż nie minęła jeszcze połowa cyklu. Pod świętym drzewem czynią przygotowania do festynu i złożenia ofiary. Podprowadzają pod nie dwa białe byki. które nigdy jeszcze nie chodziły w jarzmie. Kapłan odziany w białą szatę wspina się na drzewo: złotym sierpem ścina jemiołę, która spada na białą płachtę. Wreszcie druidzi dopełniają ofiary, prosząc bóstwo o pomyślność dla tych, którym dało jemiołę.
Obrzędy i święta. Zabobony i magia
W składaniu ofiar zdaje się tkwić sedno religii Galów. Ofiara bowiem - jak wyjaśnia Cezar - stanowiła w ich mniemaniu rodzaj transakcji z bóstwem. Sądzą oni - pisał Cezar - że ludzkie życie można okupić jedynie życiem ludzkim [...], wobec tego ci, których dotknęła ciężka choroba, którzy ryzykują życie w walce czy narażają się na inne niebezpieczeństwa, składają w ofierze ludzi lub ślubują, że to uczynią. Mistrzami ceremonii są druidzi. Rytuał ten ustanowili z mocy urzędu i dla dobra ogółu.
Następnie Cezar opisuje olbrzymie, wiklinowe kukły, które wypełniano ludźmi i palono. „Za ofiary najmilsze bogom uważa się przestępców, a gdy ich brakuje, wtedy przeznacza się na ofiarę niewinnych". Była już mowa o tym, że ofiara całopalna przeznaczona była specjalnie dla Taranisa. Inni bogowie woleli odmienne formy: duszenie albo wieszanie.
Rytuał składania ofiar z ludzi, przyciągający uwagę autorów starożytnych, był zresztą tylko kontynuacją obrzędów praktykowanych niegdyś zarówno w Italii, jak i w Grecji. Na wzór bogów antycznych bogowie Galów godzili się na ofiary zastępcze: zwierzęce, a nawet symboliczne, czyli na wizerunek złożony w miejsce samej ofiary. Tym tłumaczą się znalezione w sanktuariach galloromańskich liczne wota, przedstawiające nie tylko ludzi i zwierzęta, ale i części ciała: ręce, nogi, genitalia, brzuchy, oczy... Choroba była w istocie wyrazem gniewu boga, znakiem, że bóg zawładnął chorym. Aby skłonić go do odstąpienia od zdobyczy, ofiarowywano mu symbol części ciała dotkniętej schorzeniem: może zechce się nim zadowolić. Obyczaje te nie są właściwe wyłącznie Galom. Byty również szeroko praktykowane w sanktuariach Italii.
Podobnie jak Grecy i Rzymianie, także Galowie oddawali się praktykom religijnym w obrębie własnych rodzin i grup społecznych. Z tej to zapewne przyczyny okres panowania rzymskiego charakteryzuje się tak wielką liczbą bogów występujących pod wieloma imionami i dlatego często imiona tych bóstw celtyckich korespondują z nazwami miejscowości albo okolic, z których pochodzą zabytki. W epoce rzymskiej każda rodzina galijska posiadała w swym domostwie lararium z posążkami własnych bogów - z brązu lub gliny. Stanowiło to przejaw pobożności, wyrażanej na sposób rzymski, choć bez wątpienia wywodzącej się z czasów dawniejszych.
Jednak obrzędy miały w zasadzie charakter publiczny. Stanowiły akt zespołowy, w którym uczestniczy tłum - żarliwość religijna jest wszak zaraźliwa. Obrzęd kultowy był świętem, zaś rytuał składania ofiary jedynie jego zwieńczeniem.
Odnaleziono zabytki wskazujące na to, że organizowane były procesje. Na przykład w kurhanie z Ohnenheim koło Selestat (Alzacja) znajdował się czterokołowy wóz, obficie zdobiony niezwykle starannej roboty odlewami z brązu. Nie był to pojazd codziennego użytku, lecz wóz służący do obwożenia po terytorium plemiennym wizerunku bóstwa lub - jak to widać na monetach macedońskich - wielkiego kotła. Możliwe, że ten obyczaj miał sprowadzać deszcz i zapewniać dobre zbiory. Tacyt opisuje taką procesję u Germanów znad Bałtyku, a analogiczne musiały się odbywać i w Galii:
U poszczególnych szczepów nie można nic osobliwego zobaczyć, prócz wspólnej ich czci dla bogini Nerthus, to jest Ziemi-Matki [...]. Na pierwszej wyspie Oceanu znajduje się nietknięty gaj, a w nim poświęcony bogini rydwan kobiercem nakryty, a dotknąć go wolno jednemu kapłanowi. Ten spostrzega, jeżeli bogini zjawi się w miejscu najświętszym, i z głęboką czcią towarzyszy jadącej na wozie, który ciągną krowy. Wtedy są radosne dni, pełne uroczystości te miejsca, które bogini swoim przybyciem i gościną raczy zaszczycić. Ani wojen nie rozpoczynają, ani za oręż nie chwytają i wszelkie żelazo jest pod zamknięciem [...], aż ten sam kapłan nasyconą obcowaniem z ludźmi boginię do świętego przybytku z powrotem odwiezie. Potem wóz, okrycie i — jeśli się chce w to wierzyć - samo bóstwo w ustronnym jeziorze są obmywane. Usługują niewolnicy, których natychmiast to samo jezioro pochłania. Stąd tajemnicza trwoga i święta nieznajomość tego misterium, które tylko idący na śmierć ogląda.
Święte miejsca to nie budowle, lecz krąg wyznaczony na landach lub polany w głębi lasu. Galijski termin
nemeton oznacza po prostu ograniczoną przestrzeń. Słowo to służyło do formowania nazw miejscowych jeszcze pod panowaniem rzymskim, na przykład Augustonemetum - Clermont-Ferrand. Poza głównym sanktuarium w lasach orleańskich, na ziemi Karnutów, gdzie rokrocznie odbywało się wielkie zgromadzenie druidów, Galowie posiadali niezliczone miejsca poświęcone kultowi. Jeszcze w epoce rzymskiej było ich bardzo wiele i każde z nich miało długą tradycję. Każdy lud, każdy kanton miał własne sanktuarium, a w wielu było ich więcej niż jedno. Galowie nieustanne pielgrzymowali, o czym świadczy obfitość wotów. Te pobożne podróże, skądinąd dogadzające upodobaniu Galów do wędrówek, dowodzą ich ufności w troskliwą pieczę bogów.
Daty owych spotkań religijnych, o większym lub mniejszym znaczeniu, były regularnie wyznaczane. Składano podczas nich ofiary oraz załatwiano interesy tak samo jak na uroczystym zjeździe druidów u Karnutów. Święto religijne było również świętem jarmarcznym, kult i handel szły w parze wraz z wszelakimi uciechami, jakie towarzyszą takim zgromadzeniom. W czasach rzymskich święto boga Luga, zbiegające się ze świętem Ołtarza Rzymu i Augusta, ściągało do Lyonu wielkie tłumy. Odbywały się wówczas wszelkiego rodzaju zabawy, widowiska, zawody, między innymi konkurs krasomówstwa, w którym pokonani musieli wynagrodzić zwycięzcę, wygłaszając mowę na jego cześć i nawet, jeśli zostali bardzo źle ocenieni, zlizać swoje zapiski czy też poddać się kąpieli w Rodanie. Mamy tu niewątpliwie do czynienia z echem współzawodnictwa między bardami.
Nie wiadomo, czy najważniejsze doroczne święto sezonowe Irlandii, jakie celebrowano pierwszego listopada, można odnieść również do Galii. Ludność, na co dzień żyjąca w rozproszeniu, gromadziła się wtedy na kilka dni w tradycyjnym sanktuarium.
Daty 1 listopada i l maja dzieliły rok na dwie pory: zimną (galijskie
giamon) i ciepłą (galijskie
samori). Podział ten obowiązywał na całym obszarze celtyckim i odnajdujemy jego ślady zarówno w galijskim kalendarzu z Coligny, jak i we współczesnych zwyczajach walijskich. Każda z tych pór roku jest z kolei podzielona - w każdym razie w Irlandii - na dwa kwartały: świętem l lutego, będącym dziś dniem świętej Brygidy, i świętem Lugnasa, wypadającym l sierpnia. Widać zatem, że kalendarz celtycki opierał się nie na roku słonecznym, na przesileniach i równonocach, lecz na roku agrarnym i pasterskim, na datach rozpoczęcia i zakończenia prac rolnych i hodowlanych. Tak więc mityczny świat Celtów opanowany był przez boginie ziemi i na próżno tu szukać bóstw solarnych.
Mniej przejrzyście przedstawiają się te sprawy w Galii. Dzięki kalendarzowi z Coligny wiemy, że to cykl księżycowy, a nie słoneczny był podstawą podziału roku na miesiące. Być może dominująca pozycja bogiń związanych z ziemią była zjawiskiem raczej wyspiarskim niż ogólnoceltyckim. Ale w Galii pierwszego sierpnia obchodzono święto Luga, odpowiadające irlandzkiemu Lugnasa. Możemy więc zakładać, iż w początkach listopada miało tu miejsce święto, znane nam i dziś jako Święto Zmarłych.
Święto l listopada nie jest świętem jakiegoś konkretnego bóstwa opiekuńczego, lecz świętem całego świata duchów. Ich wtargniecie w świat ludzi niesie ze sobą poczucie zagrożenia, ma charakter wojowniczy. W czasie Samhain, u progu półrocza jałowego, ofiarowuje się duchom dziesięcinę ze zbiorów zakończonego właśnie półrocza płodnego. Ofiara staje się ciężkim haraczem narzuconym człowiekowi przez moce destrukcyjne [...]. Aż do przybycia świętego Patryka Irlandczycy ofiarowywali l listopada pierworodne z każdego miotu i najstarsze z potomstwa.
Żadnych śladów tego barbarzyństwa nie odnajdujemy w Galii. Do obłaskawienia bogów wystarczały tam widocznie ofiary z ludzi. Według epopei irlandzkiej temu krwawemu obrządkowi opartemu na strachu towarzyszył rodzaj orgiastycznego szaleństwa, w trakcie którego, „ludzie, zaatakowani przez tłum duchów, atakują z kolei ich tajemnicze siedziby, na jedną noc szeroko otwarte i wreszcie dostępne. Łącząc martwych, żywych i bogów, święto odtwarza raz jeszcze sytuacje z czasów mitycznych".
Autorzy starożytni wspominają o pewnych dziwnych obrzędach praktykowanych w Galii przez kobiety, i to jedynie w pasie wybrzeża atlantyckiego. Na leżącej przy ujściu Loary wyspie Namnetów, na którą nie mieli wstępu mężczyźni, kobiety „odprawiały misteria i inne ceremonie religijne, by przebłagać boga, który je dręczy". Zwyczaj nakazywał im zdejmować raz do roku dach świątyni na wyspie i pokryć ją na nowo tego samego dnia, jeszcze przed zachodem słońca. Każda z kobiet musiała przenieść część materiałów budowlanych. Jeśli któraś upuściła swoje brzemię, była natychmiast rozszarpywana przez towarzyszki, a szczątki nieszczęsnej obnoszono wokół świątyni, dopóki atak furii nie ustąpił fizycznemu wyczerpaniu. Nie zdarzało się, by robota została ukończona bez złożenia którejś z kobiet w ofierze.
Szczególne umiejętności przypisywano składającym śluby wieczystego dziewictwa 9 kapłankom z wyspy Seny. Mówiono, że posiadały moc wzburzania lub uspakajania morskich toni swoimi zaklęciami, że mogły przybierać postać zwierząt, leczyć nieuleczalne choroby, że przepowiadały przyszłość, ale tylko tym żeglarzom, którzy przypływali do nich, by poznać swój los. Znamy nakreślony przez Tacyta obraz przybycia armii rzymskiej na wyspę Monę (Anglesey):
Na wybrzeżu stała armia nieprzyjacielska, zwarta, najeżona bronią; wśród szeregów przebiegały kobiety podobne furiom, na czarno ubrane, z włosem rozwianym i pochodniami w rękach; otaczający je druidzi wznosili ku niebu ramiona, zawodząc przeraźliwe modły.
Po zwycięstwie Rzymianie wycięli lasy „poświęcone barbarzyńskim przesądom, wiara nakazywała bowiem kapłanom wyspy, by zraszali ołtarze krwią jeńców i odczytywali wyroki boskie z ludzkich wnętrzności".
O tym sposobie wróżenia u Galów wspominają rzeczywiście różni autorzy. Piszą także, że Galowie mieli zwyczaj zadawać ofierze cios mieczem pod żebra i przepowiadać przyszłość z charakteru konwulsji. Praktykowano zresztą i wszelkie inne sposoby wróżenia - ze snów, z różnych znaków, a zwłaszcza z lotu ptaków. Cicero pisał, że druid Dywicjakus opierał swe przepowiednie na obserwacji lotu ptaków i na dedukcji. Uznaną wyrocznią był król niewielkiego państwa galackiego Dejotar, klient wielkiego mówcy. Wieszczowie cieszyli się wśród Galów wielkim zaufaniem. Lud ten - pisał Cezar - całą duszą oddany jest przesądom.
Wierzono we wszelkiego rodzaju talizmany - rośliny przynoszące szczęście, symbole mające odczyniać zły urok, amulety... Za talizmany uznawano także torquesy, bransolety, bursztyn, gagat, koral, kolor czerwony. Galowie nie różnili się pod tym względem od innych ludów starożytnych. Pliniusz wspomina o pewnym oryginalnym amulecie, jakim było jajo węża: prawdopodobnie chodzi tu o skamienielinę jeżowca. Zapewniało ono powodzenie we wszelkich poczynaniach, wygraną w sporach oraz dostęp przed oblicze książąt. Należało jednak - zanim jajo, wyrzucone przez węże w powietrze dotknie ziemi - złapać je w sagum i umknąć konno, węże bowiem ścigały porywacza aż do najbliższej rzeki. Pewien żołnierz jazdy rzymskiej z kraju Wokonsów (Sabaudia) posiadał ów niezawodny talizman i podczas procesu odbywającego się przed cesarzem Klaudiuszem ukrył go w fałdach togi. Klaudiusz albo się zorientował, albo też mu rzecz doniesiono i, aby udowodnić nieskuteczność zabobonu, wymierzył nieszczęśnikowi karę śmierci.
Magia, w rozkwicie za czasów rzymskich, musiała mieć nie mniejsze znaczenie w czasach niezależności. W sagach germańskich i w epopei irlandzkiej interweniuje ona we wszelkich okolicznościach. Najpotężniejsi bogowie i najświetniejsi spośród herosów byli czarownikami. Począwszy od Pliniusza, dla autorów rzymskich druidzi byli już wyłącznie „magami", czyli czarownikami. Czytamy także o „druidessach", które były po prostu wieszczkami przepowiadającymi przyszłość. Również medycyna galijska była praktycznie magią. Właściwości roślin ustalano wprawdzie empirycznie, ale przypisywano im moc magiczną. Ilekroć mowa o Galach, pamiętać należy, że z każdą dziedziną ich życia związana była głęboka wiara religijna, a nawet i przesądy.
*