Kadmos i Harmonia
Żył niegdyś w dalekiej Fenicji potężny król imieniem Agenor; miał on trzech synów i piękną córkę, Europę. Zdarzyło się pewnego razu, że królewna z towarzyszkami bawiła się na łące nad morzem. Pora była wiosenna, łąka upstrzona najprzeróżniejszymi kwiatami. Nagle dziewczęta widzą, że zbliża się do nich byk - biały, śliczny. Z początku się przestraszyły: a nuż je ubodzie! Lecz ten ani myślał bóść; patrzył na nie łagodnie, wymachiwał ogonem i raz po raz przysiadał. - Patrzcie - powiedziała jedna z dziewcząt - zdawałoby się, że nas zaprasza, żeby usiąść i przejechać się na nim.
- A czemuż by nie usiąść? - odparła Europa.
- Więc siadaj, jeśliś taka śmiała!
Królewnę ogarnął jakiś niepokój, ale wstydziła się już cofnąć; siadła więc chwytając się rogów. Byk jakby tego tylko pragnął; poniósł ją po brzegu tak powoli i ostrożnie, że cały jej strach minął. Niesie ją to tu, to tam, to w tył, to w przód, ale niepostrzeżenie zbliża się coraz bardziej do morza; śmieją się dziewczęta, śmieje się królewna. Nagle, jak się nie rzuci z nią do morza - krzyknęła królewna, krzyknęły dziewczęta, lecz było już za późno; byk płynie, dziewczyna przyciska się doń, żeby nie upaść i ciągle krzyczy. Lecz nikt już nie mógł jej pomóc. Dziewczęta patrzyły z płaczem, aż zniknął wśród fal; potem, zbolałe i przygnębione, wróciły do pałacu. Dokąd ją zaniósł, dowiecie się z innego opowiadania; król zaś dowiedziawszy się o porwaniu córki wezwał do siebie najstarszego syna, Kadmosa, i rzekł doń: - Weź okręt i towarzyszy, jedź za morze szukać siostry; skoro ją znajdziesz, zostaniesz moim następcą; ale bez siostry nie wracaj - nie masz dla ciebie w Fenicji ni tronu, ni życia!
Kadmos zebrał towarzyszy, wsiadł na okręt i puścił się w wędrówkę po szerokim świecie. Płynie wzdłuż Syrii, Azji Mniejszej, wśród wysp Archipelagu, wszędzie pyta o siostrę - lecz wszystko na próżno. Wreszcie wylądował w Grecji. Tu mu powiedziano: - W środku naszego kraju jest wysoka góra, nazywa się Parnas. W górze tej od strony morza jest głęboka rozpadlina; mieszka tam olbrzymi wieszczy smok, Pyton. I rozpadlina, i smok należą do samej wielkiej Matki Ziemi. Zbliż się do rozpadliny nie lękając się smoka; zapytaj głośno, gdzie jest twoja siostra. Jeśli ci jest przeznaczone to wiedzieć, tu tylko się dowiesz. Tak też królewicz zrobił, lecz zamiast odpowiedzi w sprawie siostry usłyszał, co następuje: - Kiedy spotkasz jałówkę, idź za nią; gdzie się ona położy, tam i ty zostań.
Kadmos się obejrzał, a jałówka już stoi, jak gdyby na niego czekała. Poszedł więc za nią, a za nim towarzysze. Szli tak długo; wreszcie jałówka się położyła. No i cóż - myśli Kadmos - do domu i tak wrócić nie mogę; niech przepadnie mój okręt, niech przepadnie mój tron; po prostu zostanę tutaj. Kraina jest ładna, urodzajna; widzę też wzgórze, gdzie się można obwarować. Mówi więc towarzyszom, że wypadnie im tu zostać, i posyła kilku na poszukiwanie wody do picia.
Idą towarzysze, rozglądają się dokoła, gdzie by tu znaleźć czystą, bieżącą wodę; bo w upalnej Grecji jest to wielka rzadkość. Nagle widzą głęboką pieczarę; płynie w niej wyborna woda źródlana. Nie wiedzieli jednak, że w pieczarze tej mieszkał potworny smok ziejący ogniem; zaledwie się zbliżyli, gdy ten wypadł, jednego pożarł, drugiego spalił ogniem, innego zabił uderzeniem ogona - żadnego nie pozostawił przy życiu. Kadmos czeka i czeka, wreszcie posyła znowu kilku; lecz i ci nie wrócili. Posyła ostatnich; lecz i ci przepadli bez wieści. Postanowił więc wyruszyć sam, już nie po wodę, tylko po towarzyszy. Idzie w tym samym kierunku; nagle słyszy, że ktoś go woła po imieniu. Cóż to za dziw? Patrzy - pod drzewem stoi piękne dziewczę. Zapewne jest to nimfa tutejsza - myśli. Podnosi więc prawą rękę na powitanie: - Bądź mi miłościwa, potężna władczyni! Czemu mnie wołasz?
Nie była to jednak nimfa, tylko sama Pallas Atena, ukochana córka Zeusa, najwyższego boga, władcy niebios. Przywoławszy królewicza opowiedziała mu o losie towarzyszy oraz nauczyła go, jak sam powinien postąpić; młodzieniec postanowił usłuchać jej we wszystkim.
Smok poczuwszy nową zdobycz natychmiast wypełzł z pieczary. Nie udało mu się jednak zdobyć jej tak łatwo: Kadmos był silny i uzbrojony, a co ważniejsze, uprzedzony. Stoczył więc walkę ze smokiem i zadał mu włócznią śmiertelną ranę; smok wijąc się w kurczach wpełzł znowu do swej pieczary. Kadmos poszedł za nim. Strasznie tam było: zdawało się, że z głębin rozlegają się czyjeś westchnienia, że coś złotego błyska pod paszczą potwora. Lecz Kadmos dokładnie spełnił polecenie bogini: nie zwracając na razie uwagi ani na jedno, ani na drugie wyłamał przede wszystkim smokowi zęby i wrócił na łąkę przed pieczarę.
Wybrawszy odpowiednie miejsce zrobił włócznią parę bruzd w miękkim
gruncie i wrzucił zęby smoka. Wkrótce ziemia zaczęła podnosić się i wzdymać - i powoli, powoli z powstałych w ten sposób wzgórków wyrósł hufiec groźnych rycerzy, zakutych w spiżowe zbroje. Skoro wojownicy dosięgli już nogami powierzchni ziemi, poczęli rozglądać się dookoła ze zdziwieniem, dopóki wzrok ich nie padł na Kadmosa, który śledził wszystko z uwagą. Spostrzegłszy go wojownicy rzucili się na niego wszyscy jak jeden mąż; lecz Kadmos, który czekał na tę chwilę, zręcznie rzucił w środek tłumu ciężki kamień, uprzednio przydźwignięty. Kamień ugodził w głowę jednego z wojowników; ten myśląc, że uderzył go sąsiad, powalił go cięciem miecza. Za zabitym ujął się trzeci i zaczęła się ogólna walka; o Kadmosie zapomniano. Jeden padał z rąk drugiego, aż wreszcie zostało ich tylko pięciu. Kadmos krzyknął wówczas: - Zamiast walczyć ze sobą, bądźmy towarzyszami! Matka Ziemia kazała mi tu się osiedlić; wy, synowie Matki Ziemi, pomóżcie mi!
Rycerze się zgodzili; uścisnęli sobie nawzajem prawice, postanowili zwołać mieszkańców najbliższych okolic i założyć miasto na wzgórzu. Teraz, zapewniwszy sobie pomoc nowych towarzyszy, Kadmos wrócił do pieczary smoka; przeskoczywszy przez martwe jego ciało skierował się do samej głębi. Tam w półmroku siedziała i zalewała się łzami dziewica nieopisanej piękności. Ujrzawszy Kadmosa zerwała się na nogi. - Ktoś ty, rycerzu, coś mię uwolnił spod władzy smoka? Kadmos wymienił swe imię i zapytał: - A kimże ty jesteś, dziewico? - Jestem nieśmiertelną boginią; ojcem moim jest Ares, bóg wojny i sporów, matką zaś Afrodyta, bogini piękna i miłości; zwą mnie Harmonią. - Jam człowiek śmiertelny - rzekł Kadmos - lecz jeśli to prawda, żem cię wyzwolił, bądź moją żoną! - Małżeństwo moje zależy od rodziców - rzekła dziewczyna - pozwól mi wrócić do nich.
Wyszli więc razem z pieczary. Przechodząc obok smoka Kadmos znów zauważył coś złotego, lśniącego pod jego paszczą; lecz nie odważył się zapytać o to Harmonii. Nie zdążyli wyjść z pieczary, gdy stał się nowy cud, większy od wszystkich cudów. Rozwarł się firmament niebieski, olbrzymie schody dosięgły ziemi, i zaczęli po nich zstępować niebianie. Na przedzie Zeus z Herą, swą boską małżonką; za nimi brat ich Posejdon, władca morza, z Amfitrytą; Demeter, bogini urodzajów, z córką swą Korą; Hefajstos, zręczny bóg kowal, Pallas Atena i wielu innych; wszyscy otaczali Aresa i Afrodytę, rodziców wyzwolonej Harmonii. - Chwała ci, Kadmosie! - rzekł Zeus - swym dzielnym czynem zdobyłeś sobie najpiękniejszą w świecie narzeczoną; wszyscyśmy przyszli wyprawić ci wesele.
W okamgnieniu zjawiły się stoły z najcudowniejszymi potrawami; zaproszono również pięciu rycerzy, którzy ocaleli w bratobójczej walce. Dziewięć Muz, bogiń pieśni, i trzy Charyty, boginie wdzięku, odśpiewały szczęśliwej parze pieśń weselną; wesoło odbyły się gody, a w końcu wszyscy odprowadzili młodych do komnaty, którą im wzniósł Hefajstos. Kadmos założył na szczycie wzgórza miasto i nazwał je Kadmeją; kraj zaś otrzymał nazwę Beocji od krowy, za którą szedł rycerz. Żyli z Harmonią w miłości i zgodzie i mieli cztery córki: Semele, Agaue, Autonoę i Ino, oraz syna Polidora. Towarzysze jego pożenili się z miejscowymi nimfami i także zostali ojcami rodzin. I wszyscy byliby szczęśliwi do końca, gdyby nie złoto, którego blask ujrzał Kadmos pod paszczą smoka.
DIONIZOS
Minęło około dwudziestu lat i oto pewnego razu Kadmos, rozważając z żoną wspomnienia przeszłości, opowiedział jej o owej dziwnej rzeczy, którą widział niegdyś pod paszczą smoka. Złoto było wówczas jeszcze nie znane ludziom i Harmonia natychmiast zażądała, aby mąż jej to przyniósł.
Po wielu latach Kadmos udał się znowu do zaniedbanej pieczary. Przypomniał mu się żywo ów dzień, gdy po raz pierwszy ją odwiedził - dzień, który położył podwaliny pod jego szczęście. Zbliżył się do drzewa, pod którym wówczas siedziała dobra nimfa. Lecz cóż to? Ona znów tu siedzi i znów go woła, lecz jakimś smutnym, stroskanym głosem: - Wracaj, Kadmosie! - mówi do niego - nie chodź do pieczary smoka, nie żądaj jego złota! Na cóż ci ono? Matka Ziemia jest dla was dobra, rodzi wam wszystkie potrzebne płody i owoce. Lecz złoto ukryła dla siebie i zazdrośnie go strzeże w swej tajemnej głębi. Pozostaw ten skarb smokowi, potomkowi Ziemi; przeklęty jego ostatnim tchnieniem, wniesie on nieszczęście do twego domu.
Kadmos się zastanowił; był już gotów wrócić do domu. Lecz przypomniała mu się prośba Harmonii, wyobraził sobie jej niezadowolenie, gdyby powrócił bez złota. Nie zwracając więc uwagi na głos nimfy - a była to znów Pallas Atena - skierował się stanowczym krokiem do pieczary. Tam na wilgotnym dnie bielały na wpół spróchniałe kości zabitego smoka; zdawało się, że śmieje się swymi bezzębnymi szczękami, przyciskając do ziemi złoto. Kadmos z wielkim wysiłkiem zdołał uwolnić je spod olbrzymiej paszczy; wydało mu się, że przy wyrywaniu smok jeszcze raz zasyczał przekleństwo na wydzierany mu skarb. Złoto - był to wspaniały naszyjnik - dostało się więc w ręce Kadmosa ; lecz nie był on zadowolony z tego bogactwa. Serce jego miało złe przeczucia. I rzeczywiście w domu zastał płacz i rozpacz: przed samym jego przyjściem przyniesiono ciało jedynego syna Polidora, zabitego na polowaniu przez dzika.
Dopiero po pewnym czasie odważył się Kadmos pokazać żonie swój skarb. Lecz i ona się nie ucieszyła: - Już mi nie pora na ozdoby - powiedziała. I zbliżywszy się do najstarszej córki, Semele, owinęła naszyjnikiem jej piękną, pełną szyję. Semele się uśmiechnęła: Jakże Zeus będzie się mną zachwycał - pomyślała sobie - ujrzawszy na swej wybrance tak cudowną ozdobę!
Każda z czterech królewien miała własną komnatę; komnata Semele zajmowała skrajne skrzydło pałacu i miała oddzielne wejście. Nagle królewna słyszy, że ktoś puka do jej drzwi. Otwiera i widzi - w drzwiach stoi stara piastunka, już dawno mieszkająca na odległym folwarku. Semele się ucieszyła, wprowadziła ją do siebie, pokazuje swą nową ozdobę. Staruszka dziwnie się uśmiecha: - Pięknaś, bo piękna, dziecinko; szkoda tylko, żeś dotąd za mąż nie wyszła.
Królewna poczerwieniała: - Nie potrzebuję żadnego męża! - I opowiada piastunce, że co dzień zstępuje ku niej z wyżyn niebiańskich sam Zeus w postaci pięknego młodzieńca, żyje z nią jak z żoną i kocha ją daleko bardziej niż swą boską małżonkę, władczynię Olimpu, Herę. Jeszcze dziwniej uśmiechnęła się staruszka: - Dobrze, jeśli to prawda - mówi - ale może ten młodzieniec jest zwykłym człowiekiem i może cię oszukuje, podając się za Zeusa? - To niemożliwe! - Ja też nie mówię, że tak jest; lecz czemuż byś nie miała go wypróbować? - Jakim sposobem? - Zrób tak: kiedy znów przyjdzie do ciebie, weź od niego przysięgę, że spełni twe życzenie, a potem zażądaj, żeby zjawił się u ciebie w całym swym boskim majestacie, tak jak się ukazuje swej boskiej małżonce Herze.
Semele zamyśliła się; istotnie, czemuż by nie miała go wypróbować? Jej samej wydało się rzeczą obraźliwą, że Zeus nigdy nie ukazuje się jej w swej prawdziwej postaci. Nie wiedziała ona, że rzekoma staruszka była to sama Hera, która przybyła, by zgubić ziemską wybrankę swego niebiańskiego małżonka. Nieuprzejmie powitała Semele wysokiego gościa. - Czemuś taka zachmurzona? Czyś z czego niezadowolona? - Tak, niezadowolona. - Powiedz, z czego! - A ty spełnisz to, czego zapragnę? - Spełnię! - Przysięgnij! - Przysięgam! - Stań przede mną tak, jak się ukazujesz Herze! Zeus zadrżał: - Nieszczęsna! Cofnij swe szalone życzenie!
Lecz Semele upierała się przy swoim - i Zeus ją opuścił. Natychmiast niebo pokryło się strasznymi chmurami; ziemię otuliły ciemności, jak gdyby wśród białego dnia zapadła noc. Rozpętała się szalona burza: głuche wycia rozlegały się nad Kadmeją, łamały się drzewa, spadały z dachów dachówki. Semele stała w otwartym oknie, półżywa ze strachu. Nagle rozległ się ogłuszający grzmot, całe niebo w jednym mgnieniu oka jasno oświetliły płomienie - dziewczyna ujrzała swego ukochanego, lecz w ognistej szacie, trzymającego w dłoni wszystko spalający piorun. Jedna chwila - i Semele padła mu do nóg, cała ogarnięta żarem pioruna; jeszcze chwila - i ciało jej rozsypało się w rozpalony popiół, a na miejscu gdzie padła, leżało dziecię przecudnej urody. Zeus pochwycił je i zniknął, pozostawiając komnatę Semele na pastwę niszczycielskich płomieni. Komnata dopaliła się i zapadła; zrozpaczony Kadmos, oglądając zgliszcza wraz z drugą swą córką, Agaue, nie zdołał odnaleźć ciała Semele. - Ona jest świętą - rzekł do Agaue - uświęciło ją dotknięcie błyskawicy Zeusa. - To wielka grzesznica - odpowiedziała ponuro Agaue - przechwalała się, że Zeus raczył obcować z nią jak z żoną; za te właśnie przechwałki bóg ukarał ją śmiercią.
Taką też pogłoskę rozpuściła Agaue wśród sióstr i ludu. W rzeczy samej była zadowolona z nieszczęścia, które spotkało jej starszą siostrę: liczyła, że teraz tron przejdzie na nią i na jej syna Penteusa. Wprawdzie już po śmierci Polidora wdowa po nim też wydała na świat syna, lecz nieszczęsny ten chłopiec, urodzony i wychowany przez matkę w bólu i żałobie, był kulawy - dlatego nazwano go Labdakos - i nie mógł być królem. Jako dziedziczka po swej siostrze, Agaue wzięła również jej złoty naszyjnik znaleziony wśród zgliszcz, nie podejrzewając, że wraz z nim przenosi na siebie nieszczęście poprzedniej właścicielki.
Mężem Agaue był Echion, jeden z pięciu “spartów”; pozostali, jak powiedziałem wyżej, ożenili się z miejscowymi nimfami. Jednym z nich był Udajos; żonę jego, nimfę Chariklo, szczególnie ukochała patronka Kadmosa, Pallada, i wszędzie brała ją ze sobą. Zdarzyło się tedy pewnego razu, że młody syn Udajosa, Tyrezjasz, w gorący letni dzień polował w lasach góry Kitajronu, niedaleko Kadmei. Ścigając zwierza wszedł na wzgórze, z którego rozciągał się widok na prześliczną zieloną łąkę z przejrzystym stawem w środku; a w stawie właśnie kąpała się matka jego Chariklo, z nią zaś bogini. Śmiertelne oczy nie zniosły widoku nie osłonionej boskiej piękności: Tyrezjasz oślepł. Matka głośno zapłakała, lecz nie można już było zaradzić nieszczęściu. Aby ją pocieszyć, Pallada obdarzyła jej syna długowiecznością i darem jasnowidzenia. Tyrezjasz został pierwszym prorokiem, którego poznała Grecja: odsłoniło mu się znaczenie głosów przyrody i niewypowiedziana wola władcy nieba.
Minęło jeszcze około dwudziestu lat. Zgięty od starości Kadmos istotnie oddał władzę w ręce wnuka, Penteusa; ojciec młodzieńca już nie żył i obok niego stała, jak gdyby na stanowisku królowej, dumna jego matka, Agaue. Lecz zaledwie zdołał on zapewnić sobie władzę, gdy boskie natchnienie owładnęło sercem Tyrezjasza; zaczął głosić o nowym bogu Bakchosie Dionizosie, synu Zeusa i Semele.
Odsłonił on ludziom znaczenie tajemnego związku rodziców boga: Zeus żył w niezgodzie z Matką Ziemią, wyrwawszy ludzkość spod władzy jej praw, pod którymi żyła przedtem na równi z innymi stworzeniami, i wprowadziwszy ją na drogę rozwoju umysłowego. Lecz na tej drodze nie ma spokoju duchowego i dlatego Zeus zrodził rozjemcę - Dionizosa. Został on wychowany daleko, wśród nimf góry Zeusowej; teraz wraca do rodzinnego miasta swej matki i niesie mu cenny dar, swe misteria, z nimi zaś pojednanie z Matką Ziemią. On rzuci hasło - i zbiegną się jego czciciele, bachanci i bachantki, na święte polanki ojczystych gór, aby choć w ciągu kilku dni żyć tam wedle praw Matki Ziemi; będą nocowali na zielonej murawie, będą spędzali dni w wesołych korowodach, przy dźwiękach szalonej muzyki - tympanów, cymbałów i fletów. Ogarnie ich nieokiełznany zachwyt, wyda im się, że dusza oddziela się od ciała i żyje własnym, niewymownie szczęśliwym życiem, że ta ich dusza ma swój własny byt, jest niezniszczalna, że nie zginie, gdy ciało w proch się rozsypie. Bóg ześle na swych bachantów i bachantki cudowne błogosławieństwo: odziani w skóry jelenie, z tyrsem zamiast broni, staną się nietykalni dla przyrody i dla ludzi. Sama Matka Ziemia będzie ich karmiła i poiła, dając im mleko, miód, wino, gdzie i ile tylko zapragną...
Tak głosił Tyrezjasz; lecz wieszcze jego słowa nie wzruszyły serca dumnej Agaue i nie mniej dumnego jej syna. Twierdziła ona w dalszym ciągu, że nie ma żadnego boga Dionizosa, że Semele wymyśliła historię o swym związku z Zeusem, za co właśnie zabił ją jego piorun. Wówczas Dionizos postanowił wystąpić sam w obronie matki i siebie. Przybrawszy postać młodego czarodzieja, dotknięciem swym doprowadził do szału Agaue, jej siostry i wszystkie niewiasty w Kadmei; z dzikimi okrzykami popędziły one na święte polanki Kitajronu i tam zaczęły służyć nowemu bogu jako bachantki mimo woli. Penteus wpadł w gniew i rozkazał schwytać rzekomego czarodzieja; Dionizos chętnie pozwolił się ująć i przyprowadzić doń, aby podziałać na jego hardą duszę łagodną namową. - Przyjacielu - rzekł - można jeszcze wszystko złe naprawić. - Obiecał mu sam zwrócić bachantki, lecz Penteus był nieubłagany. Nie chciał uwierzyć w Dionizosa i postanowił wydać rzekomego czarodzieja na srogie męki, a bachantki sprowadzić z Kitajronu siłą. Wówczas Dionizos i jemu odebrał rozum: myśląc, że idzie na zwiady, pozwolił przebrać się za kobietę i w tej postaci zaprowadzić na świętą polankę. Tam ciągle jeszcze bachantki w groźnym szale odprawiały święte obrzędy. Nie poznały Penteusa, nie poznały w ogóle w nim człowieka; ktoś krzyknął, że jest to dzikie zwierzę - i one, biorąc go za lwa, rzuciły się nań całym tłumem. Próżne były jego błagania; w jednej chwili został rozszarpany, a Agaue, zatknąwszy głowę syna na swój tyrs, wróciła tak do miasta, chwaląc się wobec wszystkich, że zabiła srogiego lwa i niesie jego głowę.
W mieście zastała Kadmosa; pod wpływem łagodnych pieszczot ojca odzyskała przytomność i zrozumiała, w jaki sposób zniszczyła sobie życie. Po takiej zbrodni córki Kadmosa nie mogły już pozostawać w założonym przez niego mieście: Agaue i Autonoe umarły na obczyźnie, Ino udała się do sąsiedniego miasta Orchomenos i poślubiła tamtejszego króla, Atamasa. Kadmos i Harmonia również opuścili miasto; lecz później bogowie przenieśli ich na Wyspy Szczęśliwych, gdzie żyli dalej w wiecznej młodości, nie znając trosk ni smutku.
* * *
fragment książki: Tadeusz Zieliński -
Starożytność bajeczna