Powrót rdzennego Amerykanina Gwałtownie rośnie liczba wyznawców szamanizmu.Czarownik Słoneczny Niedźwiedź poszedł drogą komercji i zbudował potężną organizację duchowo-rozrywkową. Jego szczep rezyduje na wspaniałej farmie niedaleko Gór Wizji pośród wiecznie zielonej roślinności, gdzie prowadzi on warsztaty szamanistyczne. Obejmują one modlitwę, głodówkę i rytualne oczyszczenie w wigwamie potu.Na parterze budynku czynszowego przy Canal Street na dolnym Manhattanie odbywa się nietypowe zebranie. Uczestnicy siedzą na podłodze uformowani w "czółno ducha", szamańską figurę umożliwiającą transowe dotarcie do "niższych światów" i uzdrowienie. Ceremonii przewodniczy
Michael Harner, profesor antropologii i szaman. Jego warsztaty cieszą się sporą popularnością w USA i w Europie z powodu nowej fali fascynacji duchowym dorobkiem Indian północnoamerykańskich rozbudzonej przez ruch New Age.
Podbój, a następnie dominacja kulturowa białych Amerykanów nad społecznościami indiańskimi doprowadziły do stłumienia ich życia duchowego. W popularnej, ale i oficjalnej historiografii czerwonoskóry stał się synonimem dzikusa, którego w najlepszym razie trzeba na siłę cywilizować. Być może wyda się to zdumiewające, ale taka polityka zwycięzców przynosiła efekty. Za przykład niech posłuży postać Czarnego Łosia, szamana Siuksów i uczestnika wojen indiańskich - jednego z nielicznych, którzy przeżyli masakrę w Wounded Knee. Po pacyfikacji przyjął katolicyzm i stał się nawet nauczycielem katechizmu w szkółce niedzielnej. Jego szamańską przeszłość i imponujące wizje powtórnie wydobył na światło dzienne i w pewnym sensie zrehabilitował jego biograf i poeta John Neihardt w książce Czarny Łoś mówi. Dzięki talentowi, ale i wyobraźni redaktora stała się ona bestsellerem - także w środowiskach uniwersyteckich.
Zachwianie euroamerykańskich wzorców kulturowych, które miało miejsce w latach 60., zbiegło się w czasie z wydaniem przez antropologa
Carlosa Castenadę książki o Don Juanie, szamanie z plemienia Yaqui, w której autor, opisując wizje i wyczyny swego bohatera, śmiało podważał konwencjonalne wyobrażenia o rzeczywistości i jej granicach. Mimo poważnej krytyki, z jaką się spotkała, publikacja odegrała znaczącą rolę w propagowaniu ekstatycznych technik i - co budzi poważne kontrowersje - substancji mogących wywoływać wizje.
Dla wielu młodych ludzi w Ameryce neoszamanizm, propagowany także przez Castenadę, stał się atrakcyjny ze względu na jego programowy brak dogmatów i instytucjonalizacji wierzeń oraz sprzeciw wobec skompromitowanych struktur politycznych tworzących mało atrakcyjną pod względem duchowym wizję świata. Nie stał się więc neoszamanizm religią, lecz raczej środkiem i metodą rozwiązywania problemów osobistych i społecznych. Przynajmniej tak jest rozumiany obecnie.
Ruch New Age przejawia ogromne zainteresowanie praktykami szamanistycznymi, co wynika z jego skłonności do absorpcji różnych tradycji duchowych i przepuszczenie ich przez filtr nowoczesności i komercji. Księgarnie i ośrodki Nowej Ery rozpropagowały imiona mędrców indiańskich, ich woreczki z "lekami" oraz rytuały. Tak więc adepci starożytnej duchowości odbywają "podróż w poszukiwaniu wizji" polegającą na kilkudniowym poście na odludziu i oczekiwaniu, aby w czasie snu pojawił się duch opiekuńczy, choćby w postaci zwierzęcia, który z czasem stanie się przewodnikiem duchowym udzielającym wsparcia w trudnych chwilach. Do jego pomocy będzie można się odwołać w czasie kursów biznesowych prowadzonych przez poważne instytucje.
Najpopularniejszym jednak indiańskim rytuałem jest "obrzęd łaźni". W pomieszczeniu wybudowanym ze zgiętych pni młodych drzew przykrytych skórami (obecnie raczej brezentem lub kocami) umieszcza się rozgrzane kamienie, które polane wodą silnie parują. Uczestnicy siedzą wewnątrz, pocą się, śpiewają pieśni, modlą się do Wielkiego Ducha i próbują zobaczyć obrazy, które mają pojawiać się na rozgrzanych kamieniach. Pierwotnie w obrzędzie tym mogli brać udział tylko mężczyźni, ale obecnie nie ma już takich ograniczeń i towarzystwo bywa koedukacyjne. Dla wzmocnienia raczy się ono często... kawiorem.
Naturalnie, praktyki takie połączone ze sprzedażą białym świętych indiańskich przedmiotów budzą uzasadniony sprzeciw starszyzny plemiennej. Pojawiają się oskarżenia o zagarnianie przez białych tym razem dziedzictwa duchowego Indian i o świętokradztwo. Ale nie wszyscy mają skrupuły. Czarownik ze szczepu Czippewa Słoneczny Niedźwiedź poszedł drogą komercji i zbudował potężną organizację duchowo-rozrywkową. Jego szczep rezyduje na wspaniałej farmie w stanie Waszyngton niedaleko Gór Wizji pośród wiecznie zielonej roślinności, gdzie prowadzi on warsztaty szamanistyczne. Obejmują one modlitwę, głodówkę i rytualne oczyszczenie w wigwamie potu. W czasie odosobnienia na świętej górze uczestnicy oczekują mistycznych objawień. Istotą tego szlaku jest postawa otwartości duchowej, toteż w drodze na świętą górę należy wykopać dół i wrzucić do niego wszystkie swoje troski i frustracje. Dopiero wtedy energia zaczyna wibrować i można poczuć obecność duchów. Koncepcja Słonecznego Niedźwiedzia stanowi połączenie tradycyjnego szamanizmu z ideami New Age i stąd bierze się jej niebywała popularność. W jego warsztatach corocznie uczestniczy ponad dziesięć tysięcy osób - nie tylko w Ameryce, ale i w Niemczech, Holandii, Anglii, a nawet Australii.
Neoszamanizn w wydaniu nowoczesnym jest zatem zlepkiem wyobrażeń zapożyczonych z różnych tradycyjnych kultur. Według Michaela Harnera, stanowią one pewien rdzeń szamanizmu, jego podstawowe przesłanie godne włączenia we współczesne życie. Ale nie jest to nic więcej jak idealny obraz, który pewnie z czasem za pośrednictwem antropologów zostanie narzucony tradycyjnym kulturom. Wielu ludzi na Zachodzie widzi w tych modnych praktykach lekarstwo na pustkę duchową, której obecnie boleśnie doświadczają. Pozostaje tylko ubolewać, że są ślepi na religijne wartości bliższe ich kulturze i tradycji.
Nowe Państwo: Andrzej Janecki - 05.10.2001