Mojżesz - Michał Anioł
Historia ucieczki z niewoli i wędrówki do Ziemi Obiecanej jest równocześnie historią religii żydowskiej. Izraelici wierzyli, że Jahwe upodobał ich sobie w sposób szczególny, że stał się ich wyzwolicielem, nadał im prawa, normy moralne i ustrój społeczny, ustanowił instytucje religijne, kapłaństwo i ceremoniał liturgiczny, a w końcu zawiódł ich do Kanaanu jako naród zjednoczony i zorganizowany. Z głębokiej wiary w opiekę Jahwe Izraelici czerpali siły moralne i otuchę w godzinach klęski i niedoli. Byli przecież ludem wybranym, mieli spełnić ważną misję dziejową, przeto nie mogli zginąć, chociaż niekiedy spadały na nich ciężkie kary za łamanie synajskiego przymierza.
Dzieje tej dramatycznej ucieczki Izraelitów z niewoli zatracały stopniowo cechy realne. W miarę jak przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie tradycję o niej, nadawano jej w coraz większym stopniu nadprzyrodzony charakter z zaniedbaniem faktów historycznych, które poczytywano za tak mało ważne, że między innymi nie uważano za potrzebne wymienić imienia faraona prześladowcy.
W natchnionych widzeniach proroków Ozeasza, Micheasza i Jeremiasza wyjście Izraelitów z Egiptu nabrało znaczenia mistycznego jako przejaw woli Jahwe i wydarzenie czysto religijne. Gdy chłop izraelski składał na ołtarzu ofiary z pierwocin swoich plonów, modlił się w ten sposób: " I trapili nas Egipcjanie i prześladowali, nakładając brzemiona bardzo ciężkie. I wołaliśmy do Pana, Boga ojców naszych, a on nas wysłuchał i wejrzał na poniżenie nasze i na trud, i na ucisk. I wywiódł nas z Egiptu ręką mocną i ramieniem wyciągniętym, wśród postrachu wielkiego, wśród znaków i cudów, i wprowadził na to miejsce, i dał nam ziemię mlekiem i miodem płynącą" (Powt. Prawa 26, 6-9).
W świetle tego psychologicznego procesu łatwiej zrozumieć kapłanów, którzy spisali dzieje ucieczki z Egiptu i wcielili je do swoich ksiąg świętych. Nie byli oni historykami we współczesnym tego słowa znaczeniu, lecz teologami ujmującymi dzieje Izraela z właściwego im religijnego punktu widzenia. Gdyby ktoś próbował im wyłożyć zasady krytycyzmu historycznego, spotkałby się z ich strony z kompletnym niezrozumieniem. Cokolwiek działał Mojżesz, jego rozmowy z Jahwe, jego cuda i nakazy były dla nich prawdą historyczną najzupełniej oczywistą. Zresztą w chwili gdy zabrali się do redagowania spuścizny historycznej, upłynęło już kilkaset lat od czasów Mojżesza i dlatego rzeczywisty przebieg wydarzeń uległ procesowi, który nazywamy mitologizacją przeszłości.
Z tego powodu uczeni borykają się dziś z ogromnymi trudnościami, by wyłuskać z legendy jądro prawdy i mimo wysiłków w tej mierze nie ma między nimi zgody, co w istocie rzeczy się stało i kim właściwie był Mojżesz. Zazwyczaj w miarę oddalania się od dawniejszych epok zdobywa przewagę element prawdy historycznej i zmniejsza się rola legendy. U Mojżesza zachodzi raczej odwrotny proces. Abraham, Lot, Ezaw, Izaak i Jakub są postaciami względnie realistycznymi, bliskimi i zrozumiałymi przez swoje ludzkie cechy. Natomiast Mojżesz zdaniem niektórych uczonych jest najbardziej zmitologizowaną i tajemniczą postacią w historii biblijnej. Wielki wódz, prawodawca i prorok jest sugestywny, dramatyczny i wstrząsający w swoich tragicznych zmaganiach z własnymi słabościami i ze słabościami swego ludu. Ale jakże mało wiemy o nim jako o człowieku ! Chyba to tylko, że łatwo unosił się gniewem, że miewał chwile zwątpienia, że dwa razy się ożenił i że miał kłopoty z własnym rodzeństwem. Widzimy go zawsze ubrązowionego, w całej chwale pomazańca, wśród chmur i błyskawic, nieprzejednanego wykonawcę woli Jahwe.
Co roku w święto Paschy lud izraelski sławił w hymnach i psalmach Jahwe i jego mandatariusza Mojżesza, a doświadczenia wędrówki na pustyni nabierały w ich obrzędach charakteru liturgicznego misterium, dramatu jakby z innych wymiarów świata.
Czyżby wynikało z tego, że Mojżesz nie był postacią historyczną? Bynajmniej! Nauka dzisiejsza jest ostrożniejsza w ferowaniu wyroków w tych sprawach, odkąd na dnie wielu legend i mitów wykryła złoża prawdziwych wydarzeń. Tak na przykład nie uważa się już Solona, Likurga czy Numy Pompiliusza za postacie mityczne. Byli to przywódcy, którzy działali w zwrotnych chwilach historii i z tej racji awansowali w tradycji pokoleń do rangi wielkich symboli.
Jest rzeczą więcej niż prawdopodobną, iż ze środowiska Izraelitów wyłonił się wódz, prawodawca i reformator religijny wielkiej miary, który wyzwolił swój lud z niewoli egipskiej i poprowadził do Kanaanu. Dzięki jego geniuszowi chodzące luzem i skłócone ze sobą plemiona izraelskie zespoliły się w jedną organizację i ostały się zwycięsko w Egipcie, na pustyni i w Kanaanie.
Dlatego nie sposób się dziwić, że Mojżesz stał się w tradycji ludowej uwielbianym bohaterem narodowym i prorokiem, że wyniesiono go na piedestał świętości. Głosił on przecież słowa Jahwe, przeto wszystko, co powiedział i czego dokonał, stało się prawem i nieomylnym dogmatem.
Legenda o narodzinach i śmierci Mojżesza wykazuje uderzające zbieżności z legendami innych starożytnych ludów. W Azji, Grecji, a nawet w Japonii narodzinom bohaterów narodowych towarzyszą zwykle okoliczności dramatyczne. W niemowlęctwie zostają oni puszczeni na wodę w koszach lub skrzyniach. Podania ludowe zazwyczaj przemilczają lata ich młodości, wiadomo tylko, że wychowywali się na dworach obcych królów. Z tekstów klinowych wiemy na przykład, że wielki król Sargon, który w roku 2350 p.n.e. założył w Mezopotamii mocarstwo akadyjskie, doświadczył podobnego losu, co Mojżesz. Matka jego, kapłanka, powiła go potajemnie i porzuciła na rzece w koszu uszczelnionym smołą. Niemowlę wyłowił z rzeki robotnik imieniem Akka, który był zatrudniony przy nawadnianiu pól uprawnych. Opowieść ma wyraźne znamiona legendy ludowej, ale Sargon mimo to istniał naprawdę. Mamy na to niezbite dowody w dokumentach odkopanych z ruin miast mezopotamskich.
A więc legendy, cuda oraz inne zjawiska nadprzyrodzone nie przekreślają możliwości, że również Mojżesz był postacią rzeczywistą. W konsekwencji musimy uznać także za fakt dziejowy ucieczkę Izraelitów z Egiptu oraz ich perypetie na pustyni. Niestety nie możemy wykazać tego z całą pewnością, gdyż kroniki egipskie oraz inne źródła pomijają te wydarzenia kompletnym milczeniem. Jeżeli przeto chcemy dociec choćby częściowej prawdy, musimy uciec się do metod pośrednich, posługując się dedukcyjnym rozumowaniem na podstawie skąpych, trudnych do odczytania śladów w dokumentach historycznych.
Uczeni dokonali pod tym względem bardzo interesującej rekonstrukcji. Postaramy się zestawić główne jej elementy.
Oto one.
Po śmierci Józefa następuje w Biblii zastanawiająca przerwa, obejmująca czterysta lat historii izraelskiej. Potem mamy od razu opowiadanie o wydarzeniach związanych z osobą Mojżesza. Dlaczego redaktorzy tekstu biblijnego przeskakują tak długotrwały okres życia narodu izraelskiego? Wysunięto tezę, że uczynili to umyślnie z uwagi na to, że nie był to okres zbyt chlubny dla Izraelitów. Po wypędzeniu Hyksosów faraonowie XVIII dynastii przenieśli stolicę z Awaris do rodzinnych Teb. Izraelici pozostali nadal w krainie Goszen, gdzie wiedli odosobniony żywot pasterzy. Nikt nie zwracał uwagi na prostych hodowców bydła, mieszkających z dala od głównego ośrodka politycznego, na dalekich kresach państwa. Były to czasy dla Egipcjan bardzo burzliwe i nikomu nie przyszło do głowy gnębić Izraelitów, zwłaszcza że ulegali oni coraz bardziej wpływom kultury egipskiej i, jak wskazują pewne dane, uprawiali nawet kult bogów egipskich. Przecież Jozue w następujących słowach upomina Izraelitów : "...usuńcie bogów, którym służyli ojcowie wasi w Mezopotamii i Egipcie..." (Jozue 24, 1 4). Od ostatecznego wynarodowienia uchronił ich przypuszczalnie mur niechęci we wrogim otoczeniu i silne przywiązanie do języka, obyczajów i tradycji ojców. W każdym razie można przyjąć za pewnik, że czterysta lat pobytu w Goszen - to dla Izraelitów epoka marazmu duchowego, wygodnictwa i bezmyślnego życia z dnia na dzień.
Z tej niebezpiecznej euforii wytrąciła Izraelitów nagła odmiana w stosunkach politycznych Egiptu. Do władzy doszli faraonowie XIX dynastii. Trzeci faraon tej dynastii Ramzes II panował w latach 1290-1234 p.n.e. Był to wielki wojownik, który pragnął odbudować mocarstwo egipskie przez podbój Azji. Jako baza militarna do tych wypadów na wschód nadawała się najlepiej delta Nilu wraz z krainą Goszen. W dodatku Ramzes uważał Deltę za swoją bez pośrednią ojcowiznę, gdyż jego rodzina pochodziła z okolic Awaris. Imię jego ojca Seti I wywodziło się etymologicznie od imienia czczonego w tym kraju boga Seta.
Ramzes nie czuł się pewny w obcych mu Tebach, w ośrodku kultu boga Amona, ponadto chciał być jak najdalej od tamtejszej potężnej kasty kapłańskiej, która jak poprzednim faraonom usiłowała mu narzucić swoją wolę. Postanowił więc przenieść się do Delty i tam zbudować sobie na miejscu pod upadłego Awaris nową stolicę, Ramzes (znaną później jako Tanis). Przygotowując się do wyprawy zaborczej, zbudował ponadto drugie miasto, Pitom, stanowiące właściwie zespół spichrzy i magazynów wojskowych.
Dzięki poszukiwaniom archeologicznym znamy dokładnie położenie obu miast, gdyż udało się odkopać i zidentyfikować ich ruiny.
Z pojawieniem się Ramzesa skończyło się idylliczne odosobnienie kraju Goszen. Pewnego dnia pasterze izraelscy przetarli oczy ze zdumienia. Przez ich pastwiska ciągnęły kolumny wojska, galopowali w rydwanach dygnitarze, spieszyły chmary urzędników, poborców podatkowych, gońców i dozorców popędzających kijami niewolników. Gapili się na to widowisko pełne gwaru i krzątaniny, ale nie zdawali sobie sprawy, co ich czeka. Rychło jednak odczuli na własnej skórze bliskość faraona. Do ich zagród wpadali z krzykiem żołnierze i poborcy, zabierali zboże i bydło, a protestujących i stawiających opór katowali brutalnie kijami. W domach i namiotach izraelskich rozległy się płacze, lamenty i jęki.
Był to jednak dopiero początek, Ramzes potrzebował robotników do wykonania swoich planów budowlanych, zakrojonych na wielką skalę. Zmusił więc Izraelitów do pracy niewolniczo-pańszczyźnianej. W jego pojęciu byli oni ze swoimi brodami i szerokimi płaszczami ludźmi Wschodu, którzy zbyt szybko się rozmnażali i w razie wojny z Azją mogli stać się niebezpieczni. Egipcjanie odnosili się w dodatku z pogardą do wszystkich prymitywnych ludów pasterskich ; w Księdze Rodzaju (46, 34) czytamy, że "obrzydzenie wzbudza w Egipcjanach każdy pasterz trzody". Nie jest wreszcie wykluczone, że przypomnieli sobie, iż Izraelici za czasów ciężkiej okupacji Egiptu przez Hyksosów byli ich faworytami i wiernymi poddanymi.
Ramzes II szybko podporządkował sobie Palestynę i Syrię, jednakże w Azji stanął oko w oko ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. Byli to Hetyci, którzy założyli w Azji Mniejszej wielkie mocarstwo militarne. Do niedawna wiedzieliśmy o nich bardzo niewiele. Dopiero w pierwszych latach naszego stulecia niemieccy archeolodzy Winckler i Puchstein odkryli ruiny stolicy hetyckiej w Turcji nad rzeką Halis, która zakreśla tam łuk i spływa do Morza Czarnego. Stolica nazywała się Hattuszasz i zajmowała obszar 170 hektarów. Spod piasków wykopano olbrzymich rozmiarów pałac królewski, świątynię, mury obronne oraz posągi z czarnego bazaltu. Posągi przedstawiają mężczyzn z długimi włosami spływającymi na plecy, z wysokimi czapami na głowach, z szerokimi pasami, krótkimi spódniczkami i spiczastymi butami.
Znaleziono również archiwum z mnóstwem tabliczek zapisanych pismem klinowym w języku dotychczas nie znanym. Wielkie zasługi dla jego rozszyfrowania położył czeski uczony Bedrzych Hrozny. Wykazał on, że język hetycki jest blisko spokrewniony z językiem hinduskim, greckim i łacińskim, z czego by wynikało, że Hetyci, a przynajmniej ich warstwa rządząca, byli pochodzenia indoeuropejskiego. Dzięki pracom Hroznego i angielskiego archeologa Woolleja udało się odtworzyć dość pełny obraz historii, kultury, religii i obyczajów tego narodu.
Ramzes II prowadził z Hetytami wojnę, która z przerwami trwała piętnaście lat i w roku 1286 p.n.e. zakończyła się walną bitwą w dolinie rzeki Orontes, w okolicy miasta Kadesz. Była ona niezwykle krwawa, ale nie przyniosła rozstrzygnięcia, chociaż Ramzes w licznych inskrypcjach przedstawił siebie jako zwycięzcę. Długotrwałe zmagania zbrojne osłabiły obu przeciwników, w dodatku w Mezopotamii zagrażała Hetytom rosnąca potęga Asyryjczyków. Z tych powodów doszło w roku 1278 p.n.e. do zawarcia "wieczystego przymierza", przypieczętowanego małżeństwem córki króla hetyckiego Chattuszilisza z Ramzesem II.
Pokój nie przyniósł jednak ulgi Izraelitom. Ucisk i pańszczyzna trwały nadal, gdyż Ramzes okazał się maniakiem budownictwa i potrzebował coraz więcej sił roboczych. Nie tylko budował nowe gmachy, pałace i świątynie, lecz także kazał z dawnych budowli wymazywać imiona faraonów-fundatorów i umieszczać na to miejsce swoje własne.
Rozkaz zabijania noworodków izraelskich świadczy, że prześladowania przybrały z czasem formy krwawe i okrutne. Zdawałoby się, że mamy tu do czynienia ze sprzecznością, bo z jednej strony faraon potrzebował coraz więcej robotników, z drugiej zaś strony pozbywał się ich przez ów drakoński rozkaz. Przypuszcza się, że powodem była silna rozrodczość Izraelitów i rosnące przeludnienie Delty po umieszczeniu tam administracji centralnej z niezliczonymi rzeszami urzędników, dworaków i wojska. Z Biblii wynika również, że wielu Izraelitów nie znalazło w tym czasie chleba w hodowli bydła i musiało przenieść się do miast i miasteczek, gdzie zajęło się drobnym handlem i rzemiosłem. Wywołało to niewątpliwie nienawiść Egipcjan, którzy odczuli skutki konkurencji zapobiegliwych Izraelitów.
Ucisk i prześladowania, jak to zwykle bywa, odniosły wręcz przeciwny skutek. Przyczyniły się do obudzenia wśród pokrzywdzonych poczucia wspólnoty rasowej, do oporu biernego, a w końcu nawet do oporu czynnego. Proces ten jest uwidoczniony na przykładzie Mojżesza. Nosił on imię typowo egipskie, otrzymał wykształcenie na dworze faraona, gdzie żył jak wielki dostojnik, a jednak pod wrażeniem prześladowania rodaków zrzucił obcą maskę i poczuł się znowu Izraelitą. Zabójstwo i ucieczka na wschód - to nie tylko odruch jego osobistego buntu, to również pierwszy sygnał buntu ludu izraelskiego.
W Biblii znajdujemy dwa zagadkowe wiersze, które dają dużo do myślenia. W Księdze Wyjścia (3,21) Jahwe powiada: "I dam łaskę ludowi temu u Egipcjan, i gdy wychodzić będziecie, nie wynijdziecie próżni; ale wyprosi sobie niewiasta u sąsiadki swej i u gospodyni swej przedmiotów srebrnych i złotych, i szat, i włożycie je na synów i córki wasze, i złupicie Egipt". A w rozdziale dwunastym (w. 36) tejże samej księgi czytamy: "A Pan dał łaskę ludowi u Egipcjan, że im pożyczali; i złupili Egipcjan".
W obu tych tekstach zastanawia brak konsekwencji, gdyż jednym tchem mówi się o pożyczce i złupieniu Egipcjan. Co właściwie się za tym kryje? Przyjmijmy, że Izraelici podstępnie wypożyczyli złote i srebrne naczynia pod pozorem, że pozostaną na pustyni - jak zapewniali faraona - tylko trzy dni i oddadzą je, skoro tylko wrócą. Nie chce się jednak w głowie pomieścić, by Egipcjanie byli tak lekkomyślni i zawierzyli skarby swoje wrogim i pogardzanym Hebrajczykom.
Niektórzy uczeni wysuwają stąd wniosek, że Izraelici zerwali się do po wstania, złupili domy egipskie i uciekli za granicę. Na korzyść tej tezy przemawia fakt, że podczas pustynnej wędrówki staczali oni zwycięskie bitwy. Z Egiptu musieli więc wyjść uzbrojeni po zęby. Skąd mieli broń? Nie mogli zdobyć jej w ciągu jednego dnia, lecz chyba gromadzili ją potajemnie w ostatnich latach niewoli. Nie jest zatem wykluczone, że istotnie wywalczyli sobie wolność orężem. W tym wypadku stałoby się również bardziej zrozumiałe, dlaczego faraon ścigał ich tak zaciekle aż do Morza Czerwonego. W świetle tej hipotezy Mojżesz, przynajmniej w pierwszym okresie swojej działalności, był by prawdopodobnie przede wszystkim naczelnikiem powstania izraelskiego. Uczeni do dziś dnia mają wielkie kłopoty z ustaleniem daty Wyjścia. Nie mamy potrzeby zajmować się różnicą zdań, jaka pod tym względem wciąż jeszcze jest w kołach naukowych przedmiotem polemik.
Obecnie znamienita większość badaczy przychyla się do zdania, że Wyjście z Egiptu nastąpiło w drugiej połowie XIII w. p.n.e.
Przypomnijmy sobie, że Ramzes II panował w latach 1290-1234 p.n.e. Nie ulega wątpliwości, że on zbudował miasto Ramzes i Pitom, on też narzucił Izraelitom pańszczyznę. Potwierdziły to w całej pełni poszukiwania archeologiczne. Zdołano bowiem ustalić, że ruiny obu wymienionych miast pochodzą z XIII wieku p.n.e.
Ramzes był wybitnym faraonem, a Egipt znajdował się za jego rządów na szczycie mocarstwowej potęgi. Dlatego należy wątpić, czy Izraelici zdołaliby wyzwolić się za jego życia. W słowach: "A po niemałym czasie umarł król egipski" (Wyjścia 2, 23) ukryta jest sugestia, że Mojżesz wrócił z wygnania do Egiptu po wstąpieniu na tron faraona Merneptaha, następcy Ramzesa II. Egipt za jego panowania musiał bronić zachodniej granicy przed groźnymi najazdami Libijczyków, od wschodu zaś uderzyły na państwo ludy indoeuropejskie, które opuściły swoje siedziby bałkańskie, wtargnęły do Azji Mniejszej, zdruzgotały mocarstwo Hetytów i zajęły pobrzeże Morza Śródziemnego. Merneptah wyszedł wprawdzie z tych zmagań z najeźdźcami zwycięsko, ale Egipt był tak wyczerpany, że przez długi okres nie zdołał odbudować swojej potęgi. Prawdopodobnie Izraelici skorzystali z jego chwilowej słabości i zamętu, by wyzwolić się z niewoli.
Mamy inne jeszcze powody, by Wyjście umieścić w drugiej połowie XIII wieku. Archeolodzy zdołali odkopać ruiny miast kananejskich zdobytych we dług Biblii przez lud izraelski pod wodzą Jozuego. W warstwach pochodzących niewątpliwie z drugiej połowy XIII wieku znaleziono przeważnie ślady pożaru i umyślnych spustoszeń, wyraźny dowód gwałtownego podboju.
Mojżesz, jak wiemy z Biblii, prosił króla Edomu o wolny przemarsz przez jego terytorium i spotkał się z odmową. Nie odważył się jednak użyć przemocy, gdyż Edom był militarnie silnym państwem, wobec tego postanowił ominąć jego granice. Dzięki odkryciom archeologicznym wiemy, że Edom nie istniał jeszcze w XIV wieku i wystąpił na widownię historii dopiero w wieku XIII jako dobrze zorganizowane i potężne państwo. A więc Izraelici musieli pojawić się na jego granicy nie wcześniej niż w tym właśnie stuleciu.
Jest jednak poważny szkopuł w tym obliczeniu. Wątpliwości powstały w związku z odnalezieniem Jerycha, warowni rzekomo zdobytej przez Jozuego. Najnowsze prace wykopaliskowe, prowadzone pod kierunkiem archeologa angielskiego dr Katarzyny Kenyon, rzuciły wiele światła na historię tego starożytnego miasta. Od 1952 roku ekspedycja brytyjska przeprowadza tam nie przerwane prace wykopaliskowe. Gruzy miasta tworzą olbrzymie wzgórze, wznoszące się na zachodnim brzegu jordanu. Wyniki dotychczasowych poszukiwań są wręcz rewelacyjne. Wykopano grube mury obronne, domy, studnie i groby nawarstwione na siebie w kilku kondygnacjach. Do tej chwili nie zdołano jeszcze dotrzeć do samego dna, na którym stało chronologicznie najstarsze osiedle, ale już obecnie ustalono niezbicie, że Jerycho istniało siedem tysięcy lat przed naszą erą. jest to więc bodajże najstarsze miasto w dziejach ludzkości. Fakt ten spowodował przewrót w poglądach na rozwój kultury materialnej. Sądzono bowiem, że ludzie epoki neolitu nie budowali miast, lecz żyli w małych, rozproszonych osiedlach rolniczych. Przypuszczano ponadto, że najdawniejsze miasta powstały w Egipcie i Mezopotamii, tymczasem odkrycia w Jerychu wykazały, iż palma pierwszeństwa należy się pod tym względem Palestynie.
W naszym wypadku nie jest to jednak najważniejsze. Ekspedycja brytyjska stwierdziła, że Jerycho istotnie zostało zburzone przez najeźdźców, ale zgliszcza i pogruchotane elementy budowli znajdowały się w warstwie, która pochodzi z XIV, a nie XIII wieku przed naszą erą. Datę jej ustalono na pod stawie znalezionych skarabeuszy i charakterystycznych deseni na skorupach ceramicznych.
Wśród uczonych powstało niemałe zamieszanie : z jednej strony wykopaliska w dawnym państwie edomskim oraz historyczne okoliczności w Egipcie przemawiają za tym, że Wyjście nastąpiło w XIII wieku, a z drugiej strony odkrycie, że Jerycho padło okrągły wiek wcześniej. Czyżby więc Izraelici nie byli zdobywcami tej potężnej warowni? Czy odnośny fragment opowieści biblijnej miałby okazać się legendą, wymysłem kompilatorów biblijnych dla podniesienia sławy wojennej Jozuego?
Szukano rozmaitych dróg wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji. Niektórzy badacze utrzymują, iż istnieją pewne poszlaki, że Izraelici wyszli z Egiptu w XIV wieku, ale ich hipoteza wykazuje tyle stron słabych, że przez większość uczonych nie została przyjęta.
Dlatego poważniejsze są zastrzeżenia wysunięte przez wybitnego francuskiego orientalistę Pierre'a Monteta. Podaje on mianowicie w wątpliwość, czy data podana przez archeologów jest słuszna. Ustalono ją głównie na podstawie odnalezionych w zgliszczach skarabeuszy, tymczasem według jego opinii nie są one świadectwem pewnym. Skarabeusze były cennymi klejnotami rodzinnymi; przechodziły one w spadku z ojca na synów, wędrowały wraz z nimi z miejsca na miejsce. Wiadomo ponadto, że wyryte na nich imiona królów bynajmniej nie dowodzą, że powstały właśnie za ich panowania. Rzemieślnicy egipscy rzeźbili na przykład skarabeusze z imieniem faraona Tutmozisa III również w epoce Ptolemeuszów. Jakże łatwo o pomyłkę przy ustalaniu daty warstw kulturowych na podstawie tak zwodniczych świadectw ! Dotyczy to w nie mniejszym stopniu skorup ceramicznych, których zresztą wykopano w Jerychu niewiele. Jednym słowem, Pierre Montet sądzi, że warstwa kulturowa Jerycha, w której znaleziono ślady pożaru i gwałtownych zniszczeń, może równie dobrze pochodzić z XIII wieku, a co za tym idzie, że opowieść biblijna o zburzeniu tego miasta nie została bezapelacyjnie podważona.
Odkrywcy Jerycha odrzucają jednak tezę Monteta. Twierdzą oni, że argumenty jego, chociaż w wielu wypadkach nie pozbawione podstawy, nie mogą mieć zastosowania w wykopaliskach Jerycha, gdyż znaleziska, na których oparli swój wniosek, były poddane bardzo ścisłej ocenie krytycznej.
W rezultacie przeważa obecnie w kołach naukowych mniemanie, że Jerycho zostało całkowicie zburzone w XIV wieku przed naszą erą.
Bibliści stanęli przeto wobec dylematu : albo Izraelici wywędrowali z Egiptu w wieku XIV i rzeczywiście zdobyli Jerycho, albo w XIII wieku przed naszą erą, a wtedy Jozue żadną miarą nie mógł być jego zdobywcą. Zobaczymy później, w jaki sposób naukowcy usiłują ten węzeł gordyjski rozwiązać.
Wraz z historykami doszliśmy do przekonania, że Wyjście musiało nastą pić niezawodnie za panowania faraona Merneptaha, który ponoć utonął w Morzu Czerwonym. Dziesiątki pokoleń wierzyło głęboko, że taki właśnie był los tego władcy, że Bóg ukarał go w ten sposób za ucisk i prześladowanie Izraelitów.
Na przykładzie owej dramatycznej opowieści można wykazać, jak w Biblii pomieszały się fakty historyczne z legendami. Pod koniec ubiegłego wie ku dwóch Arabów odkryło podziemne katakumby, wykute w skale, do których kapłani egipscy złożyli w drewnianych trumnach trzydzieści siedem mumii królewskich, by ukryć je przed rabusiami grobowymi*. Spoczywały tam zwłoki Setiego I, Ramzesa II oraz wielu innych faraonów z małżonkami i córkami, brak natomiast było Merneptaha, co miało rzekomo stanowić potwierdzenie opowieści biblijnej.
Ale w r. 1898, a więc w trzynaście lat później, opowieść biblijna została ponownie podważona. W Dolinie Królów znaleziono mianowicie drugi zbiorowy grobowiec z czternastoma innymi mumiami królewskimi, a wśród nich znajdował się, o dziwo, sam Merneptah. W ten sposób wyszło na jaw, że nie utonął on w morzu, lecz umarł śmiercią naturalną w swoim pałacu. Należało się jeszcze liczyć z możliwością, że zwłoki jego wyrzuciło morze na brzeg i że następnie zabalsamowano je, jak tego wymagał obrzęd pogrzebowy. jednakże badania lekarskie, przeprowadzone skrupulatnie przez specjalistów, nie stwierdziły najmniejszych śladów działania wody morskiej na ciele zmarłego faraona. Opowieść biblijna nie ostała się przed nieubłaganą dociekliwością nauki.
jeśli wiadomość o utonięciu faraona ma właściwie charakter raczej marginesowy, to nie można tego powiedzieć o innej, poważniejszej w skutkach legendzie. Ortodoksyjna tradycja utrzymywała, że autorem pierwszych pięciu ksiąg Starego Testamentu, czyli tzw. Pięcioksięgu, był sam Mojżesz, a gdy filozof Benedykt Spinoza (1632-1677), idąc zresztą za Filonem, Józefem Flawiuszem, Ibn Ezrą i Urielem da Costa, ośmielił się podać w wątpliwość jego autorstwo, został ekskomunikowany przez synagogę amsterdamską za głoszenie herezji.
Tymczasem nawet powierzchowna lektura Pięcioksięgu wykazuje bezpodstawność tezy tradycyjnej i aż dziw bierze, że tak długo mogła być ona traktowana poważnie. jak mógł Mojżesz opisać własną śmierć, jakim cudem wiedział, że mogiła jego zaginie i nie zostanie nigdy odnaleziona. W zakończeniu
Księgi Powtórzonego Prawa (34, 11) czytamy: "I nie powstał więcej prorok w Izraelu jak Mojżesz".
Wiemy już dzisiaj, że określenie "prorok" weszło do języka hebrajskiego dopiero znacznie później. Zacytujmy jeszcze jeden przykład wyraźnego anachronizmu w Pięcioksięgu : ,,...królowie, którzy panowali w kraju Edom, zanim Izraelici mieli króla" ( Rodz. 36, 31). Skąd Mojżesz mógł wiedzieć, iż Izraelici będą mieli króla? To tak, jakby nasz historyk Adam Naruszewicz (1733- 1796) napisał : "Zanim Polacy mieli przewodniczącego Rady Państwa". Pierwszym królem żydowskim był Saul, który panował w ostatniej ćwierci XI wieku przed naszą erą, a więc na długo po śmierci Mojżesza.
Z Pięcioksięgu dowiadujemy się ponadto, że Abraham ścigał nieprzyjaciół aż do miasta Dan. Obecnie wiadomo, że za czasów Abrahama wymienione miasto nazywało się Lais, a dopiero znacznie później zostało przemianowane na Dan. Podobnego rodzaju anachronizmy można by wyliczać bez końca, ale już te, które przytoczyliśmy, wystarczą na dowód, że główne zręby Pięcioksięgu nie mogły powstać wcześniej niż pod koniec XI wieku przed naszą erą. Pięcioksiąg tworzy pewną zamkniętą całość narracyjną. Obejmuje ona najstarsze tradycje izraelskie, odnoszące się do życia protoplastów hebrajskich, ucieczki z niewoli egipskiej i wędrówki na pustyni, oraz kodeks praw i przepisów liturgicznych.
W III wieku przed naszą erą Pięcioksiąg wraz z innymi hebrajskimi księgami Starego Testamentu został przełożony na język grecki dla gminy Żydów aleksandryjskich, którzy zapomnieli swego języka ojczystego. Według legendy przekładu dokonało w ciągu siedemdziesięciu dwóch dni siedemdziesięciu dwóch uczonych przysłanych z Jerozolimy. Stąd przekład ten nazwano Septuagintą, czyli (w zaokrągleniu) przekładem siedemdziesięciu. Krytyczna analiza tekstu wykazała, że Pięcioksiąg jest zlepkiem najrozmaitszych przekazów pochodzących z okresu od IX do IV wieku przed naszą erą. Świadomie użyliśmy określenia "zlepek", gdyż kompilacja jest tak grubymi nićmi szyta, że nietrudno rozpoznać jej części składowe. W opowiadaniu roi się od sprzeczności i niekonsekwencji. Gdybyśmy chcieli je wszystkie wykazać, musielibyśmy poświęcić na to sporo miejsca. Ograniczymy się przeto do niektórych, szczególnie jaskrawych przykładów. Kto przeczyta uważnie pierwszy i drugi rozdział Księgi Rodzaju, zauważy natychmiast, że na trzecim wierszu drugiego rozdziału kończy się jedna opowieść o stworzeniu człowieka i zaczyna się zgoła inna na ten sam temat, różniąca się od pierwszej w zasadniczych szczegółach. W pierwszej opowieści Bóg stwarza szóstego dnia mężczyznę i kobietę równocześnie. W drugiej opowieści Bóg lepi z mułu mężczyznę, wprowadza go do ogrodu rajskiego, daje mu do towarzystwa zwierzęta, a w końcu dopiero lepi z jego żebra niewiastę. Jest rzeczą widoczną, że mamy tu do czynienia z dwoma, zupełnie niezależny mi źródłami, złączonymi mechanicznie, bez próby skoordynowania ich fabuły. Poprzez krytyczną analizę tekstu ustalono, że w całym Pięcioksięgu mamy do czynienia z czterema odrębnymi źródłami, pochodzącymi z różnych epok. Przypisywanie więc jego autorstwa jednemu człowiekowi, to znaczy Mojżeszowi, nie jest uzasadnione.
Naukowcy wzięli pod lupę również rzekome cuda Mojżesza i ustalili nie zbicie, że w wielu wypadkach były to zjawiska najnaturalniejsze w świecie. Jak w takim razie mogły one awansować do rangi cudów ? Odpowiedź jest prosta. Mojżesz mieszkał na Półwyspie Synajskim czterdzieści lat podczas swego wygnania i nauczył się od Madianitów, jak utrzymać się przy życiu w surowym otoczeniu pustyni, stepów i okolic górskich. Wiedzę swoją, zdobytą doświadczeniem, wyzyskał następnie podczas Wyjścia. Już jego towarzysze wędrówki, którzy od pokoleń przywykli do osiadłego życia w Egipcie i byli nowicjuszami na Półwyspie Synajskim, musieli zapewne niektóre poczynania Mojżesza uważać za cuda. Cóż dopiero Izraelici, którzy od wieków mieszkali potem w Kanaanie i z przyrodą Półwyspu Synajskiego w ogóle się nie zetknęli. Wśród późniejszych pokoleń panowała ogólna tendencja uczynienia z Mojżesza postaci obdarzonej przez Jahwe mocą nadprzyrodzoną. W chwili spisywania jego działalności ów proces mitologizacji był już całkowicie zakończony, a ponieważ odpowiadał on interesom kapłanów i kompilatorów Pięcioksięgu, cuda Mojżesza stały się artykułem wiary jahwizmu. Nie jest zresztą wykluczone, że sam Mojżesz przedstawił niektóre swoje posunięcia jako cuda, aby uzyskać tym większy posłuch wśród przesądnych Izraelitów. Opowiedział im na przykład w Egipcie, jak Jahwe przemówił do niego poprzez krzak gorejący, który się nie spalał. Dziś wiemy już, że ów krzew nie był jego wymysłem, gdyż spotyka się go jeszcze obecnie na Półwyspie Synajskim. Nazywa się on "dyptam " lub "krzak Mojżesza". Ta osobliwa roślina wydziela lotny, eteryczny olejek, który ławo zapala się w słońcu. Okaz jej przeniesiono nawet do Polski i zasadzono w rezerwacie skalno-stepowym w Skorocicach.
W roku 1960 prasa doniosła, że ku zdumieniu tamtejszych mieszkańców "krzak Mojżesza" zapłonął w dzień upalny niebiesko-czerwonym ogniem. Rewelacyjne okazały się wyniki dochodzeń dotyczących sławetnej manny biblijnej. W roku 1927 zoolog Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie Bodenheimer, odwiedzając Półwysep Synajski, natknął się na pewien gatunek tamaryszku, który w porze wiosennej na skutek ukłucia owadów wydziela słodkawą ciecz, szybko tężejącą na powietrzu w postaci białych kuleczek podobnych do gradu. Miejscowi Beduini są wielkimi amatorami tego przysmaku i z nadejściem wiosny wylegają tłumnie w stepy, by zbierać białe, lepkie kulki, tak jak my zbieramy jagody. Jedna osoba potrafi zebrać półtora kilograma dziennie, a więc ilość dostateczną, by zaspokoić głód. Co ciekawsze - prze kupnie uliczni Bagdadu do dziś dnia oferują na sprzedaż słodką żywicę tamaryszku pod nazwą "man". W świetle tych odkryć manna biblijna przestaje być cudem. Mojżesz znał jej wartość odżywczą z okresu wygnania i dzięki temu mógł nakarmić Izraelitów. Nie inaczej przedstawia się epizod z przepiórkami. Dzisiejsi mieszkańcy Półwyspu Synajskiego zdziwiliby się niepomiernie, gdyby im powiedziano, że nalot tych ptaków jest cudem.
W porze wiosennej ciągną z głębi Afryki do Europy ogromne klucze przepiórek. Wyczerpane daleką podróżą, przypadają one z reguły do ziemi wzdłuż brzegu morskiego i są do tego stopnia osłabione,
że tamtejsi mieszkańcy łapią je gołymi rękami. Izraelici z pewnością natknęli się na taki właśnie nalot przepiórek i oczywiście skorzystali z radosnej okazji, by urządzić na nie polowanie.
Biblia opowiada, że u stóp góry Horeb Mojżesz uderzył laską w skałę i natychmiast wytrysnęła woda źródlana. Także tej sztuki nauczył się niezawodnie u Madianitów. Uprawiają ją do dnia dzisiejszego Beduini. Wiedzą oni, że mimo długotrwałej posuchy u stóp gór pod kruchą powłoką piasku i wapienia gromadzi się zazwyczaj woda deszczowa. Wystarczy rozbić ową skorupę, by dotrzeć do wody i ugasić pragnienie. Po trzydniowej wędrówce przez pustynię Sin Izraelici stanęli w Mara. Byli rozgoryczeni, gdyż brakło im znowu wody. Spotkało ich tam ciężkie rozczarowanie, bo okazało się, że woda źródlana jest gorzka i nie nadaje się do picia. Wtedy Mojżesz wrzucił do źródła jakąś gałązkę i woda - o dziwo - stała się słodka. W związku z tym incydentem stwierdzono, że w okolicy Mara istnieje dotąd gorzkie źródło. Anglicy przeprowadzili analizę chemiczną jego wody i stwierdzili, że zawiera ona pewien procent siarczanu wapnia. Gdy doda się do tej wody kwasu szczawiowego, siarczan wapnia opada na dno jako osad i woda zatraca swą gorycz. Beduini osładzają gorzkie źródło za pomocą krzewu zwanego elwah, zawierającego w swoich sokach sporą domieszkę kwasu szczawiowego. W drodze spod góry Synaj do Kadesz Izraelitom dał się znowu we znaki brak pożywienia. Powstały z tego powodu ponowne utyskiwania i skargi. Wówczas na obóz spadł drugi nalot przepiórek i zgłodniali wędrowcy rzucili się łapczywie do ich wyłapywania. Ale tym razem mięso ptaków okazało się w najwyższym stopniu szkodliwe dla zdrowia, prawie wszyscy ciężko chorowali, a wielu przypłaciło życiem łakomstwo.
W Pięcioksięgu ten dramatyczny epizod stał się przypowieścią z morałem, mającą pouczać, że Bóg nie puszcza płazem wyznawcom, którzy buntują się przeciwko jego woli. Wszystko przemawiało za tym, że istotnie tak należy pojmować ów fragment opowieści. Wykazuje on typowe cechy dydaktycznej klechdy ludowej, przekazywanej z ust do ust przez niezliczone pokolenia izraelskie. Tym większe powstało zdziwienie, gdy okazało się, że incydent bynajmniej nie jest wytworem bujnej wyobraźni. Dyrektor Instytutu Pasteura w Algierze, profesor Sergent, wykrył, że na Półwyspie Synajskim istotnie pojawiają się czasami "trujące przepiórki". Są to ptaki, które przed odlotem do Europy zatrzymują się w Sudanie i karmią się tam ziarnami mającymi właściwości trujące. Ich mięso jest szkodliwe, a nawet niebezpieczne dla życia ludzkiego. Izraelici mieli to nieszczęście, że właśnie takie przepiórki upolowali, a ich niefortunna przygoda znalazła odbicie w opowieści biblijnej. Dokładnie do tej samej kategorii wypada nam zaliczyć ową plagę jadowitych wężów, która dotknęła wędrowców w połowie drogi między Kadesz a zatoką Akaba.
Szwajcarski podróżnik Jakub Ludwik Burckhard przebywał w latach 1809-1816 na Półwyspie Synajskim i na wymienionym w Biblii odcinku izraelskiej marszruty natknął się na dolinę opanowaną przez nieprzeliczone roje jadowitych wężów. jest ona od niepamiętnych czasów siedliskiem tych gadów, toteż Beduini starannie omijają ją w swoich podróżach. A zatem i ten fragment opowieści może być oparty na autentycznych przeżyciach. już od dawna zwrócono uwagę, że plagi egipskie (z wyjątkiem dziesiątej) były w państwie faraonów zjawiskiem raczej normalnym. W okresie przyboru Nilu wody zabarwiały się często na kolor brunatnoczerwony dzięki osadom pochodzącym z jezior etiopskich. Ponadto co kilka lat, w okresie wylewów, rozpleniały się do tego stopnia żaby, komary i inne robactwo, że chłopi egipscy odczuwali to jako plagę. jeśli chodzi o grad, to wprawdzie był on nad Nilem niezmiernie rzadkim wydarzeniem, niemniej jednak raz po raz pojawiał się i wtedy szkody, jakie wyrządzał, były bardzo dotkliwe. O wiele częściej natomiast nawiedzała Egipt klęska szarańczy. Co do ciemności to sprawcą ich był gwałtowny wicher "sirocco". Porywał on z pustyni ogromne tumany piasku i rzucał je na Egipt, zasłaniając słońce tak gęstym welonem, że nastawały głębokie mroki.
Według Biblii wszystkie te plagi spowodował Mojżesz, z zamiarem wywarcia nacisku na opornego faraona. jak tego rodzaju legenda mogła po wstać? jeżeli wymienione klęski nawiedziły Egipt za panowania faraona Merneptaha, a więc w okresie, kiedy działał tam Mojżesz - odpowiedź byłaby łatwa. Izraelici, ludzie prości i skłonni do przesądów, mogli nabrać przeświadczenia, że Mojżesz, wielki czarodziej i mandatariusz Jahwe, karał w ten sposób prześladowców. Co więcej, nawet Egipcjanie mogli w to uwierzyć, skoro w ogóle wierzyli w istnienie magików posiadających moc czynienia cudów. Przecież niektórym ich kapłanom przypisywano, jak to wiemy z dokumentów i z Biblii, dokładnie te same umiejętności nadprzyrodzone, jakie demonstrował Mojżesz przed tronem faraona.
W tym wypadku mielibyśmy do czynienia ze zwykłym następstwem czasowym zjawisk (post hoc), które ludzie skłonni są kojarzyć w stosunek przyczynowy (
propter hoc). Mojżesz był w mniemaniu Izraelitów potężnym cudo twórcą, który nieraz wywoływał podziw i bojaźń swoimi cudami, przeto mógł również sprowadzić na Egipt dziesięć kolejnych plag. Zajmujący przykład takiego właśnie złudzenia znajdujemy w słynnej sztuce Rostanda Chanteclair. Występuje tam kogut, który zaobserwował, że ilekroć zapieje, wschodzi słoń ce ; nabrał więc głębokiego przeświadczenia, że to on je przywołuje na niebo skłon. Przyczynowe kojarzenie niezależnych od siebie zjawisk lub wydarzeń jest więc podłożem wielu legend i mitów religijnych. Niestety nie mamy żadnego dowodu, że plagi biblijne istotnie dotknęły Egipt za panowania faraona Merneptaha. Mogły one wydarzyć się równie dobrze na kilka lub nawet kilkanaście lat przed powrotem Mojżesza do stolicy Ramzes.
Czyżby wobec tego teoria nasza stała się bezprzedmiotowa ? Zasadniczo nie, gdyż w sukurs przychodzi jej inna jeszcze mitotwórcza właściwość. Polega ona na tym, że w wyobraźni ludowej w miarę upływu lat odległość czasowa między dwoma pamiętnymi wydarzeniami kurczy się stopniowo, aż następuje ich zupełna synchronizacja. Izraelici pamiętali z tradycji o klęskach żywiołowych, jakie raz po raz nawiedzały Egipt, i z biegiem czasu, dla uwydatnienia potęgi Mojżesza, stworzyli legendę, iż on był sprawcą tych plag. Dało im to moralną satysfakcję, gdyż w ten sposób butny faraon został upokorzony, a jego okrucieństwa wobec ludu izraelskiego nie uszły kary boskiej. W Biblii spotykamy się z innymi przykładami lekceważenia czasu w tworzeniu legend. Wiemy na przykład, że kananejskie miasto Haj, które wedle Biblii miał zdobyć Jozue, według niektórych archeologów już od pięciuset lat leżało wtedy w gruzach.
Potomkowie izraelskich zdobywców Kanaanu zapewne nieraz dumali nad jego ruinami i powiadali sobie : "Oto miasto zburzone przez Jozuego". Popularna wersja weszła potem do Biblii i dopiero współczesne badania archeologiczne zdołały ją obalić. Analogiczny wypadek zachodzi również w związku z Jerychem, które, jak wykazała angielska ekspedycja archeologiczna, padło na sto lat przed pojawieniem się egipskich Izraelitów w Kanaanie. Nie od rzeczy będzie przytoczyć tu inny, niezmiernie ciekawy przykład z tej dziedziny. Otóż wywiadowcy Mojżesza, wysłani do Kanaanu, wrócili z wiadomością, że w Hebronie mieszkają synowie Enaka z rodu wielkoludów. Przypomnijmy sobie, że również król Baszanu Og był wielkoludem, który spał w żelaznym łożu mającym dziewięć łokci długości i cztery łokcie szerokości. Okazuje się, że legenda o tych olbrzymach zrodziła się pod wrażeniem staro dawnych grobów megalitowych zwanych dolmenami. Takie dolmeny znaleziono również w krajach Europy i z powodu ich dużych rozmiarów nazwano "łożami olbrzymów".
W roku 1928 niemiecki archeolog Gustaw Dalman od krył dolmeny właśnie w okolicy Hebronu i na obszarze dawnego państwa Baszanu. Są to groby megalitowe, pochodzące z młodszej epoki kamiennej, zbudowane z twardego jak żelazo bazaltu i stąd zapewne powstało biblijne określenie "żelazne łoże". Fantazja ludowa, nieświadoma ogromnej przestrzeni czasu, jaka dzieliła te groby od Mojżesza, skojarzyła je z łańcuchem wydarzeń Wyjścia. W rezultacie w opowieści biblijnej czytamy, że w Hebronie mieszkało plemię wielkoludów i że wielkoludem był również król Baszanu. Kilka słów musimy poświęcić dziesiątej pladze egipskiej. Trudno nam oczywiście przyjąć za dobrą monetę twierdzenie Biblii, że śmierć upodobała sobie akurat pierworodne dzieci i pierworodne zwierzęta domowe. Nie można jednak odrzucić przypuszczenia, że legenda jest pogłosem jakiejś epidemii, która zdziesiątkowała dzieci w górnym Nilu, nie dotarła jednak do Goszen, tak że jej ofiarą nie padały dzieci izraelskie. Resztę dorobiła już fantazja ludowa.
Plemiona hebrajskie, jak to wiemy z historii Ezawa i Jakuba oraz innych opowiadań biblijnych, przywiązywały wielką wagę do synów pierworodnych. Byli oni głównymi spadkobiercami i kontynuatorami rodów. Śmierć syna pierworodnego była daleko większym nieszczęściem niż śmierć jego młodszych braci. Izraelici stworzyli więc legendę, że Jahwe ukarał występnych Egipcjan bardzo surowo, uśmiercając ich pierworodnych synów i pierworodne zwierzęta. W ten sposób ku zbudowaniu pokoleń izraelskich powstała opowieść o wydźwięku religijno-moralnym, opowieść o triumfie sprawiedliwości nad ciemnymi siłami zła.
Przedmiotem namiętnych polemik naukowych jest już od dawna cud przejścia przez Morze Czerwone. Zagadnienie o tyle jest złożone, że wiąże się z topograficznym ustaleniem marszruty Mojżesza. W niektórych popularnych monografiach spotykamy się z twierdzeniem, jakoby droga Wyjścia została już ponad wszelką wątpliwość ustalona na podstawie tekstów biblijnych i wykopalisk archeologicznych. W rzeczywistości nauka współczesna bynajmniej tej pewności nie ma. To bałamutne uproszczenie ma na celu udowodnienie, że Mojżesz, przekroczywszy Morze Czerwone, udał się wprost na górę Synaj, utożsamianą z górą na południowym cyplu Półwyspu Synajskiego. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że w opowieści biblijnej istnieją pod tym względem poważne luki, przemilczenia, a nawet tu i ówdzie sprzeczności, tak że trudno wyrobić sobie jasny obraz całej marszruty.
Wykopaliska archeologiczne nie zdołały z całą pewnością zidentyfikować ruin wymienionych w Biblii miejscowości. Tak na przykład ważnym etapem w marszu Izraelitów było miasto Migdol. Ale Migdol znaczy w języku hebrajskim i egipskim "warowna wieża", a miejscowości z taką nazwą odkopano w różnych miejscach. Nie możemy tu wchodzić w bardzo złożone i szczegółowe rozważania na ten temat, dość jednak powiedzieć, że wcale nie jest pewne, czy Mojżesz skierował się wprost do tradycyjnej góry Synaj. Mamy poważne dane, że pierwszym celem jego podróży było miasto Kadesz Barnea w Negebie, a więc leżące na południowym obszarze Palestyny. jeżeli chodzi o górę, gdzie powstało przymierze z Jahwe, to wielu wybitnych badaczy umieszcza ją w dawnym kraju Madianitów na wschód od zatoki Akaba, czyli w Arabii, a nie na cyplu Półwyspu Synajskiego. Wszystkie próby rekonstrukcji marszruty Wyjścia mają przeto siłą rzeczy charakter hipotezy. Obecnie wymienia się trzy możliwe drogi: drogę południo wą, środkową i północną. Byłoby rzeczą zbyt żmudną wyliczać ich odcinki, dlatego załączamy mapkę, na której uwidaczniamy ich domniemany prze bieg.
Sprawa ta - jak to już zaznaczyliśmy - łączy się ściśle z przekroczeniem Morza Czerwonego. Trzy tysiące lat temu zachodnia odnoga tego morza, kończąca się dzisiaj w Suezie, sięgała o wiele dalej na północ, łącząc się z jeziorami Gorzkimi, a może nawet z jeziorem Timsah. Wykazały to ponad wszelką wątpliwość badania geologiczne. Dziś na tym miejscu jest Kanał Sueski, ale za czasów Mojżesza znajdowały się na tym odcinku płytkie rozlewiska poprzecinane moczarami i wąskimi przesmykami suchej ziemi. W języku hebrajskim morze, jakie przekroczyli suchą stopą Izraelici, nazywa się Jam Suf. W prawidłowym przekładzie znaczy to " Morze Sitowia". Dopiero w Nowym Testamencie spotykamy się z twierdzeniem, że było to Morze Czerwone. Tymczasem nad Morzem Czerwonym nie było i nie ma sitowia, natomiast w błotnych okolicach lagun i zalewów rosło ono naprawdę w dużej obfitości. Musimy stąd wyprowadzić wniosek, że biblijne Jam Suf - to właśnie Jeziora Gorzkie. W tych warunkach "cud" Mojżesza da się bez trudu wytłumaczyć. Izraelici szli piechotą i z łatwością mogli przemknąć między błotami i zalewami, posługując się płytkimi brodami i wąskimi przesmykami lądu. Natomiast Egipcjanie na swoich ciężkich wozach bojowych w ferworze pościgu przypuszczalnie zabłąkali się w labirynt moczarów i ugrzęźli w błocie. Może nawet, jak utrzymuje Biblia, utonęli, gdyż zrywały się tam gwałtowne wiatry północno-zachodnie, które pchały przed sobą ogromne fale wody i raptownie zamieniały płycizny w zdradliwe głębiny. Teoria - jak widzimy - wcale przekonywająca.
Niestety ma ona jedną słabą stronę. Egipcjanie na pewno znali dobrze okolice Jezior Gorzkich z ich niebezpiecznymi pułapkami i nie postępowaliby tak lekkomyślnie. Ostatecznie wojsko egipskie prowadził sam faraon i jego doświadczeni w bojach wodzo wie, a trudno posądzić ich o dyletantyzm i brak przezorności. Powstała więc potrzeba rozejrzenia się za jakimś innym sposobem wyjaśnienia "cudu". Wśród rozmaitych hipotez z największym uznaniem spotkała się śmiała hipoteza wspomnianego już kilkakrotnie francuskiego orientalisty Pierre'a Monteta. Wychodzi on z założenia, że Izraelici, opuściwszy stolicę Ramzes, skierowali się wprost na północ, a potem ciągnęli brzegiem Morza Śródziemnego ku granicy Kanaanu. Natknęli się jednak po drodze na fortyfikacje egipskie i opór ludności nadmorskiej, którą Biblia mylnie nazywa Filistynami, ponieważ Filistyni wtargnęli do Palestyny dopiero w kilkadziesiąt lat później. Przeszkody zmusiły wobec tego Izraelitów do raptownego skręcenia na południe.
W Biblii mamy wzmianki potwierdzające ów północny wariant Wyjścia. Tak na przykład Migdol określa się tam jako miasto wysunięte najbardziej na północ w Egipcie.
Archeolodzy odnaleźli jego ruiny w Abu Hasan. W księdze Wyjścia w rozdziale 14, 2 czytamy: "Wróciwszy się niech się obozem położą przed Pihahirot, które jest między Migdolem a morzem, naprzeciw Baal Sefon". Otóż wiadomo dziś, że Baal Sefon był ważnym ośrodkiem kultu kananejskiego bożka Baal Sefona, którego imię oznacza w przekładzie "Pan Północy". Grecy utożsamiali go z Zeusem Kasiosem. Jego świątynia wznosiła się na wzgórku "Mons Casius", leżącym na wąskim pasmie lądu między Morzem Śródziemnym a jeziorem Sirbonis, zwanym później jeziorem Bardawi.
Izraelici prawdopodobnie wybrali starodawny, uczęszczany szlak podróż ny, który snuł się brzegiem Morza Śródziemnego i wąskim lądowym przesmykiem, dzielącym Morze Śródziemne od jeziora Sirbonis. Korzystali z niego niejednokrotnie również Rzymianie, a w roku 68 przed naszą erą Tytus prowadził tą drogą swoje legiony przeciwko zbuntowanym Żydom Jerozolimy. Jezioro Sirbonis leży o kilka metrów poniżej poziomu morza i często wysycha do tego stopnia, że można przejść przez jego dno, a nawet przejechać bezpiecznie wozem. Za panowania Greków w Egipcie wydarzyło się tam kilka katastrof. Nagłe burze na Morzu Śródziemnym przerywały wąski skrawek lądu i zatapiały podróżnych, którzy szli przez dno jeziora z zamiarem skrócenia sobie drogi. Pierre Montet na podstawie tych faktów zrekonstruował przebieg opisanych w Biblii wydarzeń. Izraelici zdążyli przejść przez wąski pas lądu i zbliżali się do wschodniego brzegu wyschniętego jeziora.
Egipcjanie, chcąc okrążyć zbiegów i odciąć im drogę, puścili się galopem przez suche dno jeziora. Gdy znajdowali się w samym środku ogromnej misy, na Morzu Śródziemnym zerwała się niespodziana burza. Huragan wiejący od północy pędził przed sobą olbrzymie bałwany, które przerwały wąską tamę i zwaliły się na Egipcjan. Jezioro miało siedemdziesiąt kilometrów długości i dwadzieścia kilometrów szerokości. Wysoki brzeg, gdzie mogliby się schronić, był zbyt oddalony, zginęli więc w rozszalałych wirach powodzi. Izraelici na własne oczy widzieli nagłą zagładę swoich prześladowców i nie można się dziwić, że niespodziewane ocalenie przypisywali cudotwórczej potędze Mojżesza.
Niewiasty izraelskie z wieszczką Marią na czele śpiewem i pląsami złożyły hołd Jahwe i swemu wodzowi, który w ich przekonaniu skinieniem laski rozkazywał morzu. Przejdźmy teraz do innego zagadnienia Pięcioksięgu. Otóż Mojżesz rzekomo wyprowadził z Egiptu sześćset tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci, czyli w sumie około dwóch milionów ludzi. Już na pierwszy rzut oka liczba ta wydaje się mocno wyolbrzymiona.
Doświadczony znawca życia pustynnego, czeski podróżnik Alois Musil, obliczył, że szczep beduiński liczący pięć tysięcy rodzin tworzy podczas marszu kolumnę szerokości dwudziestu i długości po nad trzech kilometrów. Im szerszy jest front marszu, tym większe są możliwości znalezienia pastwisk i wody, ale równocześnie rośnie niebezpieczeństwo napaści ze strony wrogich Beduinów.
Musil stwierdza, że jest rzeczą całkiem wykluczoną, by oazy Półwyspu Synajskiego mogły wyżywić dwa miliony Izraelitów. A już o tym, by wszyscy pomieścili się w jednym obozie, jak utrzymuje Biblia, w ogóle nie może być mowy. Człowiek współczesny, znający ogrom dwumilionowego miasta, wyobrazi sobie z łatwością, jaki obszar taki obóz musiałby zająć. Zresztą sama Biblia podaje w późniejszych księgach daleko niższe liczby. Tak na przykład Jerycho zdobyło tylko czterdzieści tysięcy wojowników izraelskich, chociaż Mojżesz - jak to wiemy z tekstu - zobowiązał wszystkie plemiona do współudziału w podboju Kanaanu.
W okresie panowania sędziów największe plemię wystawiło czterdzieści tysięcy zbrojnych, a ogólny spis ludności wykazał, że Izraelitów było wtedy nie więcej niż pół miliona. Skąd wzięła się ta fantastyczna liczba? Niektórzy uczeni sądzą, że redaktorzy Biblii popełnili po prostu pomyłkę, że chodzi tu o sześć tysięcy zbrojnych mężów, co przy dodaniu kobiet i dzieci dałoby w rezultacie dwadzieścia pięć tysięcy ludzi. Zwrócono też uwagę na rzeczownik hebrajski "e1ef"; oznacza on nie tylko liczbę "tysiąc", lecz także "oddział, grupę rodzinną, pokolenie". W rezultacie przy takiej interpretacji otrzymalibyśmy jeszcze mniejszą liczbę, bo tylko sześćset rodzin. I zdaje się, że ta ostatnia liczba jest najbardziej zbliżona do prawdy. Przemawia za nią jeszcze ten fakt, że w Egipcie dwie akuszerki były w stanie obsłużyć wszystkie izraelskie położnice. Oczywiście takie słabe siły nie były zdolne do podboju Zajordanii i Kanaanu. Dlatego przypuszcza się, że podczas czterdziestoletniego pobytu na pustyni Izraelici jednoczyli się z innymi plemionami, między innymi z blisko spokrewnionymi Kenitami, którzy tworzyli etniczne odgałęzienie Amalekitów.
Nie zdajemy sobie sprawy, jak trwały żywot mają czasami niektóre legendy. Przekonał się o tym w sposób dość kłopotliwy premier Izraela, Ben Gurion. W roku 1960 wyraził on publicznie pogląd, że według jego kalkulacji Mojżesz miał do wyżywienia sześciuset ludzi, a nie dwa miliony. Wywołało to niebywałe oburzenie wśród ortodoksyjnych przedstawicieli parlamentu izraelskiego i Ben Gurion o mało co nie musiał podać się do dymisji. Zagadnienie podanej przez Biblię liczby emigrantów izraelskich jest jednak w gruncie rzeczy małej wagi. Nie można tego natomiast powiedzieć o zbiorze i genezie praw Pięcioksięgu. Aż po XIX wiek w obiegu było mnie manie, że autorem najdawniejszego zbioru praw żydowskich, tzw.
Księgi Przymierza, był sam Mojżesz.
Tymczasem nowoczesne metody analizy tekstu nie zbicie udowodniły bezpodstawność tego poglądu. Dziś trudno już zaprzeczyć, że postanowienia prawne i religijne, pozbierane zresztą w Pięcioksięgu bez składu i ładu, pochodzą z rozmaitych epok i że stanowią rezultat wielowiekowej ewolucji starożytnej myśli prawniczej. Surowość niektórych ustaw przemawia za wielką ich dawnością. Do nich należy między innymi głoszona w Biblii zasada: "Oko za oko, ząb za ząb, ręka za rękę, noga za nogę". W wielu wypadkach jest przewidziana kara śmierci przez ukamienowanie, uwydatnia się ponadto niemalże niewolnicza pozycja kobiety w owych czasach. Jednym z przykładów tej barbarzyńskiej surowości jest postanowienie, że w wypadku, gdy wół zabije człowieka, a właściciel, wiedząc, że jest to zwierzę niebezpieczne, nie zaradził temu - karze ukamienowania podlega zarówno zwierzę, jak i jego właściciel.
Z drugiej strony spotykamy się w Pięcioksięgu z prawami zadziwiająco humanitarnymi. Dotyczy to przede wszystkim niewolników i niewolnic: odzyskiwali oni natychmiast wolność, jeżeli właściciel wybił im oko lub ząb. Usta wy występowały też w obronie wdów, sierot i ubogich przed krzywdami ze strony bogaczy i lichwiarzy. Oto niektóre inne przykłady w dosłownym brzmieniu biblijnym : " Nie szukaj pomsty ani pamiętać będziesz krzywdy sąsiadów twoich: będziesz miłował przyjaciela twego jak samego siebie. "Wdowie i sierocie szkodzić nie będziecie. Jeżeli pieniędzy pożyczysz ludowi memu ubogiemu, który mieszka z tobą, nie będziesz go przynaglał jako poborca ani lichwami uciśniesz". "Przychodniowi przykrym nie będziesz: znacie bowiem dusze przychodniów, gdyżeście i sami przychodniami byli w ziemi egipskiej".
Prawa Pięcioksięgu są przeważnie odbiciem stosunków społecznych z okresu, kiedy Izraelici przyjęli już w Kanaanie osiadły tryb życia i zajmowali się rolnictwem lub rzemiosłem. Nie mogły więc powstać podczas koczowniczych wędrówek w pustyni, tzn. że Mojżesz nie mógł być ich autorem. Zakładają one istnienie pól uprawnych, winnic, sadów, wsi, studni gminnych i mia steczek. Szereg postanowień dotyczących praktyk religijnych, przepisów rytualnych i obowiązków obywateli wobec kapłanów jest jeszcze świeższej daty, gdyż wiąże się ściśle z ustrojem teokratycznym, który dopiero po powrocie z niewoli babilońskiej został wprowadzony w Jerozolimie. jednym słowem, tak zwana Księga Przymierza daje nam obraz ewolucji prawodawstwa izraelskie go od epoki sędziów do czasów Ezdrasza. Udowodniono ponadto, że najdawniejszy zbiór praw izraelskich z Księgi Przymierza jest adaptacją zapożyczeń z prawodawstwa innych starożytnych ludów. Niemiecki uczony A. Alt w pracy
Die Ursprunge des israeJitischen Rechts odkrył w nim zależności od Kodeksu Hammurabiego oraz od prawo dawstwa hetyckiego, asyryjskiego, egipskiego i kananejskiego. Nawet Dekalog nie jest oryginalnym tworem Izraelitów.
Historyk włoski Giuseppe Ricciotti, autor Dziejów Izraela, zadał sobie trud szczegółowego porównania kilku starożytnych tekstów i odkrył w Dekalogu uderzające analogie z egipską
Księgą umarłych oraz z babilońskim tekstem liturgicznym Szurpu. Izraelici, jak wynika z tego porównania, korzystali i pod tym względem ze spuścizny Mezopotamii i Egiptu. Przechodzimy teraz do najbardziej fascynującego problemu naszych rozważań, mianowicie do pytania, kim był Mojżesz jako twórca religii żydowskiej? Uczeni, którzy poświęcili się badaniu tej sprawy, doszli do wniosków wręcz rewelacyjnych. Spróbujmy przedstawić ich poglądy możliwie jasno i krótko, ograniczając się do najistotniejszych elementów ich rozumowania.
Wiemy już, że według opowieści biblijnej czterdzieści lat swego wygnania spędził Mojżesz wśród Madianitów. Było to plemię blisko spokrewnione z Izraelitami; Biblia wywodzi ich rodowód od Madiana, jednego z synów Abrahama i jego drugiej żony Ketury. Obszar ich zamieszkania położony był na wschód od zatoki Akaba, w dzisiejszej Arabii. Mojżesz czuł się tam jak u siebie w domu i nawet pojął za żonę jedną z córek ich kapłana imieniem Jetro. W krainie Madianitów, u stóp wulkanicznej góry Horeb, objawił mu się Bóg po raz pierwszy pod imieniem Jahwe. W Księdze Wyjścia (6, 2-3) w prze kładzie z hebrajskiego czytamy: "jestem Jahwe i ukazałem się Abrahamowi, Izaakowi i jakubowi jako El Szaddai, ale nie byłem im znany pod imieniem Jahwe". W Pięcioksięgu spotykamy się wprawdzie z imieniem Jahwe w po przednich rozdziałach, ale obecnie wiemy już, że wprowadzali je tam znacznie później kompilatorzy Pisma Świętego.
Wielu uczonych przypuszcza, że Jahwe był bogiem wojny Madianitów i że Mojżesz stał się jego wyznawcą. Z chwilą powrotu do Egiptu podjął się misji krzewienia jego kultu wśród ludu izraelskiego, przy czym najgorliwszych i najpewniejszych zwolenników swojej nauki znalazł w pokoleniu Lewiego, do którego sam należał. Tym tłumaczy się wyjątkowa rola, jaką przyznał im w życiu ludu izraelskiego. Wprawdzie wyłączył ich z podziału ziemi kananejskiej, ale za to uwolnił ich od troski o byt, upoważniając ich do ściągania na swoje utrzymanie dziesięcin. Pełnili oni w świątyniach obowiązki kapłanów, strażników, urzędników, śpiewaków i pomocników kapłanów. Ta nadrzędna, ponadplemienna rola świadczy, że mieli oni być misjonarzami jahwizmu wśród ludu, który z łatwością skłaniał się do bałwochwalstwa, do kultu bogów egipskich i kananejskich. Albowiem jahwizm, przyjęty świeżo od Madianitów, nie zapuścił jeszcze głębokich korzeni w duszach izraelskich, czego wyrazem były jakże częste wypadki odstępstwa zarówno podczas wędrówki pustynnej, jak i w samym Kanaanie.
Pod górą Synaj lud domagał się przywrócenia dawnych bogów. Wtedy Aaron ustanowił kult złotego cielca. Ten cielec - to pogardliwe określenie byka Apisa, którego kult według Biblii Izraelici uprawiali niegdyś w Egipcie. W rachubę mogły tu wchodzić także wpływy kananejskie. Zagadnienie Lewitów jest dość złożone i pełne zagadek. Niektórzy uczeni wyrazili przypuszczenie, że Lewici nie stanowili odrębnego plemienia, lecz kastę kapłańską w Kadesz. W inskrypcjach znalezionych w miejscowości arabskiej El-Ol, leżącej na wschód od dawnego terytorium Madianitów, kapłanki bożka Wadd nazywały się "Iw", a kapłani "lwt". Z tych słów pochodzi jakoby nazwa "lewita".
Mojżesz ożenił się z córką kapłana madianickiego i przyjął jego religię, a potem sam stał się kapłanem, czyli "lewitą". Potem udał się na czele grupy kapłanów-lewitów do Egiptu, by nawrócić swoich rodaków na jahwizm. Był więc niejako misjonarzem wśród Izraelitów, którzy wyznawali bogów egipskich. Hipoteza frapująca, lecz niestety oparta na zbyt kruchych podstawach, by przyjąć ją bez zastrzeżeń. Tym bardziej, że istnieje na tę sprawę również pogląd odmienny. Są uczeni, którzy zwrócili uwagę na to, że nazwa "Lewi" jest blisko spokrewniona z hebrajskim słowem oznaczającym węża (po arabsku "laha" - wić się, skręcać się).
Pierwiastek "lewi" tkwi między innymi w nazwie mitycznego potwora Lewiatana. Stwierdzono ponadto zastanawiający fakt, że Lewici często nosili imiona zawierające w swoim rdzeniu pojęcie węża. Jaki stąd wniosek? Wedle tej teorii Lewici byli w Egipcie czcicielami boga węża i niechętnie rozstawali się ze swoim kultem. Archeologiczne wykopaliska wykazały, że kult węża przetrwał w Palestynie jeszcze kilka wieków i miał wśród Izraelitów mnóstwo wyznawców. W świetle tych odkryć zrozumiały staje się zagadkowy epizod, kiedy to Mojżesz wznosi w obozie wizerunek węża, by przywrócić zdrowie ludziom ukąszonym przez jadowite żmije. Domagali się tego prawdopodobnie Lewici, ponieważ byli przekonani, że klęskę zesłał bóg wąż za karę, że odstąpili od niego. Mojżesz musiał pod ich naciskiem pójść na kompromis i zgodzić się, by obok kultu Jahwe uprawiano stary kult egipski.
Takie synkretyczne kompromisy nie należały do rzadkości w innych religiach, nie były też rzadkością u Izraelitów. jako przykład może tu służyć król Salomon: oddawał on. wprawdzie cześć boską Jahwe, ale jednocześnie kazał ustawić w Jerozolimie posążki bożków kananejskich. Mimo wielkiego autorytetu moralnego i nimbu świętości Mojżesz nie uniknął ze strony rozgoryczonych jahwistów ciężkiego zarzutu, że zanieczyścił religię żydowską, pozwalając na kult węża. Wynika to jasno z
2 Księgi Królewskiej (18,4).
Czytamy tam, że król judzki Ezechiasz (721-693 p.n.e.) "połamał węża miedzianego, którego był uczynił Mojżesz, bo aż do owego czasu synowie Izraelowi palili mu kadzidło; i nazywali go Nehusztan". Z tego wiersza wolno nam wywnioskować dwie rzeczy: hipoteza, według której Lewici byli czcicielami węża, ma duże pozory prawdopodobieństwa, kult węża utrzymywał się w Kanaanie ponad pięćset lat, powołując się na aprobatę samego Mojżesza. Mojżesz uważał kraj Madianitów za swoją drugą ojczyznę. Spędził tam przecież czterdzieści lat swego życia i związał się z nim przez małżeństwo z wybitną rodziną kapłańską. Byłoby więc raczej z jego strony niedorzecznością, gdyby nie poprowadził Izraelitów egipskich prostą drogą do swoich wy próbowanych przyjaciół i krewnych. Tylko u nich, a nie gdzie indziej, mógł spodziewać się dobrego przyjęcia i pomocy w wykonaniu zakreślonych sobie planów.
I rzeczywiście - jesteśmy w posiadaniu pewnych dowodów, które przemawiają za tym, że istotnie udał się tam, a nie na cypel Półwyspu Synajskiego, że Horeb, a nie Synaj był miejscem zawarcia przymierza z Jahwe. Gdy w latach wygnania Mojżesz znalazł się u stóp góry madianickiej, Jahwe dał mu następujące polecenie: "Gdy wywiedziesz lud mój z Egiptu, ofiarujesz Bogu na tej górze" (Wyjścia 3, 1 2). Z tych niewątpliwie apokryficznych słów wynika zupełnie jednoznacznie, że tradycja żydowska aż po epokę kompilatorów Pisma Świętego poczytywała Horeb za świętą górę przymierza. Inaczej nie sposób sobie tego wiersza wytłumaczyć.
Nie można pominąć jeszcze jednego argumentu w tej sprawie. W Biblii czytamy dosłownie: "A cała góra Synaj dymiła, przeto iż Pan zstąpił na nią w ogniu, i występował z niej dym jak z pieca; a cała góra była straszliwa. A głos trąby z lekka się wzmagał i dłużej się przeciągał. Mojżesz mówił, a Bóg mu odpowiadał". jest to wyraźnie opis góry wulkanicznej, ognia i grzmotów, które Izraelici wzięli za nadprzyrodzone objawienie Jahwe. Otóż wiadomo, że na Półwyspie Synajskim nigdy nie było wulkanów, natomiast po wschodniej stronie zatoki Akaba, a więc na terytorium madianickim, wznosi się łańcuch gór wulkanicznych, które wprawdzie już dawno wygasły, ale za czasów Mojżesza były jeszcze czynne. Zadamy sobie teraz pytanie niesłychanie intrygujące: czy Mojżesz był monoteistą w ścisłym tego słowa znaczeniu? Odpowiedź nie jest łatwa. Przede wszystkim dlatego, że nie jesteśmy w stanie ustalić, w jakim stopniu kapłani, późniejsi kompilatorzy Biblii, dokonali w tekście biblijnym retuszów, by przedstawić go jako monoteistę. Nie można odrzucić możliwości, że w tym niewątpliwie wielkim działaczu i myślicielu kiełkowały idee monoteistyczne. Nie był w tym zresztą osamotniony.
Amerykański orientalista Albright wykazał na podstawie dokumentów klinowych, że w okresie od 1500 do 1200 r. p.n.e. pojawiły się tendencje monoteistyczne w krajach zachodniej Azji. Ta ogólna atmosfera intelektualna mogła udzielić się Mojżeszowi, zwłaszcza że był on człowiekiem wykształconym i z pewnością żywo interesował się wszystkimi nowymi ideami z dziedziny religijnego i filozoficznego myślenia. Przypuszczalnie jednak największy wpływ wywarł na niego faraon egipski Echnaton, prekursor monoteizmu i twórca religii boga Atona czczonego pod symbolem słońca*. Mojżesz nauczył się "mądrości Egiptu" w Heliopolis, nie jest więc wykluczone, że jego doktryna religijna pozostaje w jakimś związku z kultem Atona. Echnaton panował w latach 1377-1358 p.n.e., a więc mniej więcej na sto lat przed Mojżeszem.
Po śmierci faraona kapłani Heliopolis okrutnie prześladowali wyznawców nowego kultu i doprowadzili do jego zaniku. Dziś jednak dzięki odkryciom wykopaliskowym wiemy, że aż do XIII wieku p.n.e. istniały zakonspirowane sekty Atona. Należeli do nich przeważnie ludzie wykształceni, ponieważ im tylko odpowiadała abstrakcyjna koncepcja jedynego Boga, stwórcy świata i dobrotliwego opiekuna ludzkości, jak też prostota kultu i jego szlachetny kodeks moralny. Mojżesz mógł więc zetknąć się w jakiś sposób z sekciarzami, a nawet brać udział w ich tajemniczych obrzędach na cześć boga słońca Atona. Zapewne wiedział jednak, że bóg Echnatona był koncepcją trudną dla prostych ludzi, by mógł się przyjąć w szerokich masach izraelskich. Dlatego zmuszony był pójść na różne kompromisy, byleby zaszczepić w nich choćby pierwociny monoteizmu. W tym celu postanowił przemówić do ich przesądnej wyobraźni występując jako cudotwórca, a w swych magicznych praktykach korzystał zarówno z wtajemniczeń, jakie otrzymał w świątyni egipskiej od kapłanów, jak i też z doświadczeń zdobytych na pustyni u Madianitów. Wiemy już, że usiłował pogodzić kult węża z jahwizmem. Jego Bóg nie jest istotą niewidzialną, lecz przybiera wszystkie atrybuty boga wojny Madianitów. Koncepcja tego Boga jest równie prymitywna, jak i prymitywne były umysły Izraelitów.
Jahwe z Pięcioksięgu przypomina żywo wodza beduińskiego ze wszystkimi jego przymiotami i wadami. Zawsze szedł na czele kolumny izraelskiej, mieszkał w namiocie w obozie, manewrował wojskiem w bitwach i był tak porywczy w gniewie, że potrafił zabić tysiące ludzi, jeżeli przeciwstawiali się jego woli. Ponadto reprezentował on typowe cnoty nomadów pustynnych. Wałczył bezwzględnie z niemoralnością, dbał o czystość obozu i nakazywał, by lud izraelski był gościnny dla cudzoziemców, litościwy dla ubogich i łagodny dla branek wojennych. Nawet zwierzęta wziął pod swoją opiekę przed okrutnikami. Jeżeli teoria o wpływie Echnatona na poglądy religijne Mojżesza ma wyłącznie charakter czysto spekulatywny, to inne wpływy egipskie można wykazać niezbicie. Tak na przykład u Hebrajczyków nie istniała osobna kasta kapłanów. Nie mieściła się ona po prostu w ustroju patriarchalnym nomadów hebrajskich, a wśród Izraelitów osiadłych w Goszen uprawiano przypuszczalnie kult bogów egipskich.
Dopiero Mojżesz wprowadził osobną kastę kapłanów z arcykapłanem na czele. Jako przybrany syn córki królewskiej zetknął się blisko z instytucją kapłanów egipskich i dowiedział się, do jakiego stopnia jest ona podporą władzy i czynnikiem niwelującym liczne partykularyzmy prowincjonalne nad Nilem.
Z tych obserwacji skorzystał podczas wędrówki do Kanaanu, by przezwyciężyć żywy jeszcze wśród Izraelitów instynkt plemienny i stworzyć z nich jednolitą organizację społeczną. Cementem miała być osobna kasta kapłanów z Aaronem na czele, kasta ponadplemienna, wyposażona we władzę za pomocą przyznania jej różnych przywilejów i legitymująca się autorytetem Jahwe. Jak świadczy między innymi rebelia Korego, Izraelici nie dali sobie narzucić nowej władzy bez oporu i protestu. Wraz bowiem z wprowadzeniem ustroju teokratycznego pogłębiały się różnice klasowe, powstawały warstwy społeczne szczególnie uprzywilejowane. Wpływ egipski w ustanowieniu kasty kapłańskiej uwidacznia się już wy raźnie w opisanym w Biblii stroju liturgicznym, który jest prawie dokładną kopią stroju kapłanów w Heliopolis. Różnica polegała głównie na tym, że kapłani izraelscy nosili zarost w przeciwieństwie do kapłanów egipskich, którzy golili głowy i twarze. W tym jednym wypadku Mojżesz nie śmiał zapewne zerwać ze starodawnym zwyczajem semickim.
Również arka przymierza jest zapożyczeniem egipskim. Kapłani w Heliopolis i w Tebach nosili podczas procesji małe szkatułki zawierające jakiś przedmiot kultowy. A co ciekawsze, szkatułki te osłaniały skrzydłami dwa geniusze czy duchy opiekuńcze. Jak z tego wynika, nawet cherubiny zdobiące arkę przymierza są pochodzenia egipskiego. Warto tu zaznaczyć jako rzecz nader ciekawą, że arkę przymierza i namiot-świątynię zapożyczyły z kolei od Izraelitów plemiona beduińskie.
Płaskorzeźba z epoki rzymskiej, znaleziona w ruinach Palmyry, przedstawia wielbłąda niosącego na grzbiecie mały święty namiot. Ślady tego zwyczaju egipsko-izraelskiego zachowały się nawet do naszych czasów. Mianowicie Beduini plemienia Ruwalla, którzy koczują w pustyni syryjskiej, wożą ze sobą na wielbłądzie dziwną szkatułkę zbudowaną z palików i pokrytą ptasimi piórami. Ta odmiana szkatuły nazywa się marka b albo arką Izmaela i stanowi poniekąd święty sztandar plemienny. W tekście biblijnym można spotkać szereg innych przykładów wpływów egipskich.
Przypomnijmy tu wypadek, kiedy Mojżesz zakrywa sobie oblicze zasłoną, a na znak świętości pojawiają się na jego głowie rogi. Otóż kapłani egipscy w uroczystym momencie obrzędu religijnego w świątyni lub też pod czas ogłaszania wyroczni zasłaniali sobie twarz welonem. Natomiast rogi to szczątkowa reminiscencja egipskiego kultu byka Apisa, który, jak świadczy epizod ze złotym cielcem, pozostawił w duszy Izraelitów głębokie ślady. Miało to ten skutek, że rogi pozostały dla nich symbolem świętości. Rogaty Mojżesz w opowieści biblijnej - to pomazaniec, opromieniony blaskiem tajemnicy boskiej. Takiego właśnie chmurnego i górnego Mojżesza z rogami na głowie przedstawił w swojej genialnej rzeźbie Michał Anioł. W gruncie rzeczy nie sposób się dziwić, że Mojżesz pozostawał pod silnym wpływem Egiptu i był wtajemniczony we wszelkie mądrości egipskie. jego imię (po hebr. Moszeh) nie jest pochodzenia izraelskiego i etymologicznie wywodzi się z ugaryckiego m-w-sz, oznaczającego nowo narodzone dziecko, albo z egipskiego czasownika msj - urodzić. Spotykamy je w greckiej formie w imionach wielu faraonów, jak na przykład w imieniu Tutmozis, co znaczy: Dziecko boga Tot.
Niektórzy uczeni wyrazili z tego względu przypuszczenie, że Mojżesz był Egipcjaninem, który jako ścigany banita przystał do plemion hebrajskich i z czasem objął nad nimi dowództwo. Powiedzieliśmy, że religia Mojżesza była pewnego rodzaju synkretyzmem, w którym stopiły się starodawne wierzenia hebrajskie z okresu patriarchów, kult madianickiego boga wojny oraz obrzędy i wyobrażenia religijne Egipcjan. Nie należy też zapominać o poważnych wpływach mezopotamskich i kananejskich. Mojżesz stworzył w ten sposób syntezę, która stała się twór czym podłożem dla późniejszego etycznego monoteizmu proroków żydowskich. W historii Wyjścia napotykamy co chwila rzeczy niezmiernie zastanawiające. Intrygująca jest zwłaszcza postać jozuego, następcy Mojżesza i zdobywcy Kanaanu, postać pod każdym względem zagadkowa.
Odkrywcy Jerycha, jak to już wiemy, twierdzą stanowczo, że warownia ta padła łupem jakichś najeźdźców w XIV wieku p.n.e., a więc mniej więcej na sto lat przed przybyciem Izraelitów egipskich. Jozue biblijny nie mógł przeto być jej zdobywcą. Niektórzy bibliści, i to bardzo wybitni, próbują ten dylemat rozwiązać w sposób niezwykle fascynujący. Hipoteza ich sprowadza się do następujących argumentów: W ciągu całej swojej historii lud żydowski dzielił się na dwa wyraźnie odrębne ugrupowania: na Izraelitów zajmujących północny obszar Palestyny i na Judejczyków osiadłych w południowej części kraju. Między obu grupami zapanował głęboki antagonizm. jedynie przez stosunkowo krótki czas zjednoczyły się one w jednolite państwo, i to tylko pod przymusem za panowania Saula, Dawida i Salomona. Natychmiast po śmierci tego ostatniego króla rozpadły się na dwa separatystyczne państwa, które zwalczały się z taką zaciętością, że nie miały skrupułów zawierać sojuszów nawet ze swoimi wspólnymi dziedzicznymi wrogami. Północni Izraelici zbudowali sobie nową stolicę Samarię, podczas gdy Jerozolima pozostała stolicą państwa judzkiego.
Przypuszcza się, że ów antagonizm nie był wynikiem jedynie tylko rywalizacji dwóch dynastii królewskich, które rządziły w obu państwach, lecz że przyczyna jego tkwiła znacznie głębiej w jakichś różnicach etnicznych. Jak te odrębności wytłumaczyć? Odpowiedź zawarta jest może w tabliczkach z pismem klinowym, jakie wykopano z ruin stolicy Echnatona w dzisiejszej miejscowości arabskiej Tell el-Amarna. Jest to korespondencja dyplomatyczna pochodząca z XIV wieku p.n.e., w której kananejscy wasale Egiptu donoszą faraonowi, że ich państewka niepokoją napaściami i łupiestwem jakieś plemiona pustynne, zwane Habiru.
Jeżeli pod tą nazwą kryją się Hebrajczycy, jak sądzą niektórzy uczeni, mielibyśmy w tych listach dowód, że plemiona hebrajskie wtargnęły do Kanaanu już na półtora wieku przed Izraelitami egipskimi. Uderzający jest jeszcze ten fakt, że o pomoc w walce z najeźdźcami proszą wasale takich miast, jak Megiddo, Gezer, Aszkelon, Lachisz i Jerozolima (Urusalim). Nie ma w nich natomiast wzmianki o miastach Szechem, Sziloh, Gibeah, Mispah i Jerycho. Dlaczego? Czyżby były one w tym czasie już opanowane przez Hebrajczyków? Co ciekawsze, w jednym z listów wymieniony jest jakiś naczelnik imieniem Jeszua. Zachodzi tu pytanie, czy nie jest to przypadkiem nasz znajomy z Pięcioksięgu?
Amerykański orientalista Powell Davis wraz z niektórymi innymi uczony mi wyprowadza stąd w niosek, że jakiś odłam Hebrajczyków bądź opuścił Egipt już na półtora wieku przed Mojżeszem, bądź też wtargnął do Kanaanu od wschodu pod wodzą jakiegoś nie znanego nam Jozuego i między innymi miastami zburzył w XIV wieku Jerycho. Mojżesz przypuszczalnie wywiódł z Egiptu tylko plemię Lewitów.
Na rzecz owej tezy przemawia między innymi ta okoliczność, że wyłącznie Lewici, tak zresztą jak Mojżesz, mieli imiona typowo egipskie, jak na przykład: Pinchas, Chur, Hofni, Pasur, Putiel, Merari i Kaszir. W pustyni dołączyły się do nich jeszcze inne plemiona, co pozwoliło im stworzyć siłę orężną zdolną do podbojów. Lewici jednak, z racji swego pochodzenia z Egiptu i związków krwi z Mojżeszem, zachowali w tym zbiorowisku plemiennym stanowisko rządzącej i uprzywilejowanej kasty. W świetle tych faktów sytuacja w Kanaanie staje się zrozumiała. Północną część kraju zamieszkiwali potomkowie tych Hebrajczyków, którzy nigdy nie byli w Egipcie lub opuścili go tak dawno temu, że o tym już nie pamiętali. Wchłonęli oni kulturę Kananejczyków i stali się wyznawcami ich bogów.
Natomiast południową część kraju, czyli Judę, zajęli Izraelici egipscy. Oba ugrupowania dzieliły tak głębokie różnice w tradycjach, obyczajach i wierzeniach religijnych, że setki lat sąsiedztwa i wspólnoty politycznej nie zdołały ich zniwelować. Stąd antagonizmy i bratobójcze walki, które w końcu sprowadziły na Izraelitów nieszczęścia i zgubę. Izraelici północnej części Kanaanu mieli swego bohatera narodowego imieniem Jozue. Był on kiedyś ich zwycięskim wodzem i zdobywcą Jerycha. Natomiast mieszkańcy południa czcili Mojżesza, wielkiego swego wodza, prawodawcę i proroka. Później w epoce państwowego zjednoczenia za panowania królów Saula, Dawida i Salomona kapłani Jerozolimy, korzystając z hegemonii Judy, wypowiedzieli walkę bogom kananejskim i usiłowali narzucić północnej ludności kult Jahwe jako jedyną religię państwową.
Ta walka jahwizmu z Baalem i Asztarte wypełnia dużą część opowieści biblijnych i była istotną przyczyną wielu tragicznych wydarzeń. W dążeniu do umocnienia państwa i monarchii oraz do utrzymania hegemonii judzkiej nad resztą kraju kapłani zlikwidowali wszystkie świątynie w Kanaanie i uczynili ze świątyni jerozolimskiej jedyny ośrodek kultu Jahwe. Dążyli oni ponadto do wyeliminowania różnic w tradycji i kulturze obu ugrupowań ludnościowych, by doprowadzić również do ich zjednoczenia duchowe go. W tym celu zespolili jednym wątkiem fabularnym dwa odrębne cykle podań ludowych: północny cykl o Jozuem oraz południowy cykl o Mojżeszu.
Jozue zajął oczywiście w tak spreparowanej opowieści drugie po Mojżeszu miejsce jako jego pomocnik i następca. Wraz z Jozuem potomkowie Izraelitów egipskich z natury rzeczy przypisali sobie także zasługę zdobycia Jerycha. Nowa wersja zdołała się ustalić dzięki temu, że północne królestwo Izraela zostało podbite i spustoszone przez Asyryjczyków. Państwo judzkie stało się wtedy jedynym spadkobiercą i kontynuatorem tradycji narodowej, podczas gdy ludność północna, zdziesiątkowana i uprowadzona do niewoli, właściwie przestała istnieć. Skoro według tej hipotezy (trzeba zawsze pamiętać, że cały ten zespół argumentów oparty jest na domniemaniach) tak przedstawia się sprawa Jozuego, nie będziemy już zaskoczeni, gdy dowiemy się, że również z Aaronem jest coś nie w porządku.
W najstarszych partiach Pięcioksięgu nie występuje on w ogóle, a w tekstach późniejszego pochodzenia odgrywa rolę raczej drugorzędną. W tym braku konsekwencji kryje się następująca alternatywa: albo Aaron jest postacią historycznie rzeczywistą, a w tym wypadku nie mógł być bratem Mojżesza i mianowanym przezeń arcykapłanem, albo też jest całkowi tym wymysłem narratorów biblijnych. Wspomniany już orientalista amerykański Powell Davis we frapujący sposób szuka wyjścia z tego dylematu. Twierdzi on, że ustanowiony przez Aarona kult byka opiera się na prawdziwych wydarzeniach. Mianowicie północne plemiona hebrajskie uprawiały kult byka przez setki lat, najpierw jako boga płodności, a później, w okresie ekspansji wpływów judzkich, jako symbolu Jahwe. Po oderwaniu się od Judy król Izraela Jeroboam podniósł znaczenie tego kultu, wznosząc posągi byka w Betel i Dan. Davis przypuszcza, że Aaron był ongiś wybitnym arcykapłanem tego kultu i że tamtejsza kasta kapłanów czciła go jako swego protoplastę.
Powstaje teraz pytanie, dlaczego autorzy kompilacji biblijnej wprowadzili Aarona do swojej opowieści jako brata Mojżesza i pierwszego arcykapłana Jahwe. Przecież kapłan północnego kultu byka powinien był raczej spotkać się z ich potępieniem. Istotnie, w przedstawieniu Aarona jako człowieka słabego, który pod naciskiem pospólstwa dał się w nieobecności Mojżesza popchnąć do bałwochwalstwa, niewątpliwie błąkała się nuta wrogości. Już sam fakt zanotowania tego dramatycznego incydentu .w księgach świętych jest pełen wymowy, świadczy bowiem, że wśród Izraelitów nie zatarła się pamięć o pochodzeniu Aarona i jego roli w północnym kulcie byka.
Opis tańca wokół złotego cielca był ostatnim refleksem tej pamięci. Owe zastanawiające szczegóły biblijne posłużyły Powellowi Davisowi za podstawę do skonstruowania ciekawego wywodu. Kapłanami Jahwe - powiada on - mogli być pierwotnie wyłącznie potomkowie Lewiego. Działali oni nie tylko na obszarze Judy, lecz również w północnej części Kanaanu, gdzie wśród tamtejszych plemion hebrajskich spełniali zadanie misjonarzy Mojżeszowej religii. Ale obok Lewitów działa tam inna kasta kapłanów, która uprawiała kult Jahwe pod postacią byka i swoje uprawnienia uzasadniała pochodzeniem od wielkiego arcykapłana Aarona. W ten sposób ukształtowały się dwie odrębne rywalizujące ze sobą korporacje kapłańskie, mające swe własne tradycje i własny rodowód. Z chwilą upadku północnego państwa Izraela kapłani dążyli do zmonopolizowania kultu w świątyni jerozolimskiej. W rezultacie likwidowano wszystkie o$rodki kultowe w Kanaanie, a wywłaszczonym kapłanom przyznawano prawo wykonywania funkcji kapłańskich w Jerozolimie. Oczywiście było ich za wielu, wobec czego jedynie najwybitniejszym i najmożniejszym przy znano ten przywilej, a pospólstwo kapłańskie zepchnięto do rol i służby świątynnej. W ten sposób większość Lewitów utraciła godność kapłańską i zajęła niższy szczebel w hierarchii, obejmując, stanowiska pomocnicze.
To radykalne przegrupowanie nie odbyło się bez walki. Pogłosy tych konfliktów z czasów o kilka wieków wcześniejszych są widoczne w opowieści o rebelii Lewitów, Marii i Aarona. W
Księdze Liczb (12,2) czytamy: "Czyż tylko przez Mojżesza samego mówił Pan? Czy i nam także nie mówił?" Redaktorzy Pięcioksięgu oczywiście usiłowali wykazać, że nowa korporacja kapłańska pochodzi z wyboru samego Jahwe. Na dowód przytaczali cuda, które miały ten wybór potwierdzić. Laska Aarona zakwitła i zaowocowała migdałami, Lewitów pochłonęła ziemia, a Marię dotknęła choroba trądu. Jedynie tylko Aarona nie spotkała kara. Łatwo zrozumieć dlaczego. Nie leżało przecież w interesie niektórych kapłanów, by autorytet ich protoplasty i pierwszego arcykapłana, z którego wywodzili swoje uprawnienia, doznał w ten sposób uszczerbku w oczach ludu. Jahwe przebaczył Aaronowi popełniony błąd, ponieważ z góry wyznaczył mu doniosłą rolę wśród swoich wyznawców.
Nowa kasta kapłańska ukształtowała się ostatecznie na skutek kompromisu między elitą południowych Lewitów i północnych Aaronidów. Wobec niezadowolonego pospólstwa niższych kapłanów trzeba było usprawiedliwić uprzywilejowaną pozycję. Nie można było powoływać się na tradycyjne uprawnienia lewickie, skoro większość Lewitów tych uprawnień pozbawiono. W dodatku do nowo utworzonej kasty przyjęto arystokrację kapłańską pół nocnych obszarów Kanaanu, nie mogącą legitymować się jakimkolwiek pokrewieństwem z Lewitami. Z tych trudności znaleziono bardzo pomysłowe wyjście.
W Pięcioksięgu lansowano wersję, że Aaron był bratem Mojżesza i mianowanym przezeń pierwszym arcykapłanem Jahwe. Nadawszy mu tak wysoki autorytet, kapłani uzasadniali swoje przywileje tym, że są w prostej linii jego spadkobiercami. W ten sposób starali się usankcjonować w oczach upośledzonych Lewitów swoją odrębną pozycję w życiu religijnym narodu. W rezultacie arcykapłan kultu byka został wprowadzony do dziejów Wyjścia, chociaż nigdy nie miał nic wspólnego z Mojżeszem i żył w innej części Kanaanu i w innej epoce. Jak widzimy, w Pięcioksięgu spotykamy się z mnóstwem zagadkowych wydarzeń i problemów. Nawet śmierć Mojżesza ma w sobie coś, co skłania do różnorodnych domysłów.
Biblia powiada, że umarł na górze moabickiej i nie wiadomo, gdzie go pochowano. A więc wielki wódz narodu, prawodawca i prorok ginie bez śladu; nie istniał i nie istnieje jego grobowiec, który wdzięcz ny lud mógłby otoczyć kultem! Rzecz ze wszech miar niezwykła i jakże intrygująca! W poszukiwaniu rozwiązania tej niezwykłej zagadki niektórzy uczeni zwrócili uwagę na fakt, że w starożytnych mitologiach narodowi herosi giną bardzo często w okolicznościach tajemniczych. Wystarczy tu wymienić choćby tylko Heraklesa, Tezeusza i syna króla Koryntu, Bellerofonta. Eliasz i Romulus na przykład, znikają w niebie na ognistych rydwanach, a Edyp ginie w świętym gaju eumenid, nieubłaganych bogiń zemsty. Nie wszyscy jednak badacze widzą w wersji biblijnej jeden z typowych przykładów otaczania mitami postaci Mojżesza. W okolicznościach, w jakich zakończył on życie, doszukują się oni raczej poszlak jakichś rzeczywistych, wielce tragicznych wydarzeń. Przedstawimy pokrótce różne hipotezy, jakie dotychczas wysunięto.
W Pięcioksięgu znajdujemy zagadkową wzmiankę o jakiejś winie Mojżesza. Musiała to być wina nie byle jaka, skoro Jahwe za karę odmówił mu szczęścia wstąpienia wraz z ludem izraelskim do Kanaanu, co przecież było celem jego życia. Pewne aluzje w tekście biblijnym wspominają, że winy dopuścił się w Kadesz. Być może polegała ona na tym, że dzięki jego opieszałości Izraelici opuścili się tam w swoich obowiązkach składania ofiar Jahwe, a nawet zaniechali rytuału obrzezania. Oczywiście można podejrzewać, że wersję o winie i karze stworzyli ex post kapłani judzcy, by na przykładzie Mojżesza pokazać, jak ciężkie konsekwencje ponoszą ci, którzy nie stosują się do praw i przepisów Jahwe.
Nie jest jednak również wykluczone, że twórcą tej wersji jest sam lud izraelski i że tradycja przekazywała ją z pokolenia na pokolenie poprzez stulecia. Izraelici wyrazili może w ten sposób jakiś podświadomy żal do Mojżesza, jakąś zadawnioną pretensję, lecz zarazem próbę usprawiedliwienia swojego własnego po stępowania. Jakiż to mógłby być żal i jakie postępowanie?
Stosunki Izraelitów z Mojżeszem, jak sobie przypominamy, wcale nie były sielanką. Nieraz działy się rzeczy straszne. Wymienimy tu dla przykładu choćby częste konflikty i krwa we rzezie, w których traciło życie krocie tysięcy ludzi. Ich sprawcą był sam Mojżesz, który każdy objaw nieposłuszeństwa, każde odstępstwo od Jahwe karał z niezwykłą surowością i fanatyzmem. Musiało to pozostawić w duszy pokoleń izraelskich głęboki, nie zabliźniony uraz. W związku z tymi faktami powstało wśród niektórych biblistów ryzykow ne przypuszczenie, że podczas rozruchów bałwochwalców izraelskich na po stoju moabickim Mojżesz został zabity i pochowany w zbiorowym grobie wraz z innymi poległymi.
Zwolennicy tej osobliwej tezy przytaczają parę okoliczności, które rzeczywiście dają wiele do myślenia. Przede wszystkim więc z tekstu biblijnego wynika niedwuznacznie, że Mojżesz w ostatnim okresie życia cieszył się dobrym zdrowiem. Wprawdzie był już wtedy bardzo stary, ale, jak czytamy w
Księdze Powtórzonego Prawa (34, 7): "...nie przyćmiło się oko jego ani nie poruszyły zęby jego". Zauważono też, że wokół śmierci Mojżesza daje się wyczuć jakąś zmowę milczenia. Jest to chyba jeden z nielicznych wypadków, kiedy to śmierć wielkiego bohatera narodowego opisuje się w tak lakoniczny sposób.
Nie można oprzeć się wrażeniu, że pierwotny i dokładny opis został po prostu usunięty z tekstu, że redaktorzy postanowili ukryć jakieś szczegóły, które stanowiłyby zgrzyt w komponowanym obrazie Mojżesza. Według nie których biblistów mgliste aluzje na temat takiego właśnie losu Mojżesza mo żna znaleźć w pismach proroków Ozeasza i Amosa oraz w Psalmie 106. W oczach swoich współczesnych Mojżesz był despotą, ale następne po kolenia coraz bardziej uświadamiały sobie jego olbrzymie zasługi dla narodu żydowskiego i jego geniusz. Z upływem lat, w ślad za jego rehabilitacją, dokonywał się proces otaczania jego postaci aureolą mitów i cudów. Trudno było z tym obrazem pogodzić jego gwałtowną śmierć; wina i niewdzięczność jego ludu byłaby wtedy zbyt drastyczna, zbyt przygnębiająca dla potomstwa. Dlatego zrodziła się wersja, że Mojżesz umarł śmiercią naturalną, że w ten sposób Jahwe ukarał go za jakieś grzechy, czyli inaczej mówiąc, lud izraelski nie ponosi odpowiedzialności za jego zgon, bo sam Bóg sprawił, że zakończył on życie na samym progu Ziemi Obiecanej.
Oczywiście można tę błyskotliwą teorię przyjąć lub odrzucić, wyprowa dzono ją bowiem ze zbyt niepewnych założeń. Na jej przykładzie widzimy, jak mało właściwie wiemy o Mojżeszu, jak tajemnicza jest jego postać. Z tym wszystkim można jednak przyjąć za rzecz raczej pewną, że istniał naprawdę wielki wódz imieniem Mojżesz, który wyprowadził lud izraelski z niewoli egipskiej. W tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie żyjący w odległych czasach wódz stawał się symbolem walki o niezależność narodową. Stopniowo zacierały się coraz bardziej realne rysy historycznej postaci. O ile nawet można by przyjąć, że Mojżesz istniał naprawdę, to jest także pewne, że w niewielu szczegółach był on podobny do tego Mojżesza, jakiego przekazał nam Stary Testament.