Jonestown: Życie i śmierć w Świątyni Ludu
Sekta Świątynia Ludu stworzona przez Jima Jonesa przestała istnieć w wyniku samobójstwa. 18 listopada 1978 roku w Jonestown (miasteczku zbudowanym w obrębie Gujany) podczas ceremonii tzw. „białej nocy” większość spośród 909 członków posłusznie wypiło napój zawierający cyjanek potasu. Niektórzy spośród tych, który się wahali, zostali zastrzeleni. Innym zaś wstrzyknięto truciznę. Wydarzenie to, nazwane największym samobójstwem we współczesnej historii wciąż rodzi wiele pytań i domysłów.
Dowodem wciąż niesłabnącego zainteresowania tematem jest powstanie, w prawie trzydzieści lat po tragedii, filmu dokumentalnego pt.: Jonestown: The Life and Death of Peoples Temple reżyserii Stanleya Nelsona. To zbiór relacji ocalałych członków Świątyni Ludu uzupełnionych fotografiami, materiałami audio i audio-video, na których uwieczniono fragmenty z życia Jonesa i stworzonej przez niego wspólnoty. Autor filmu zachował chronologię jednocześnie wyodrębniając cztery przedziały czasowe. Oto one:
Indiana 1931-1965 – to okres pierwszych trzydziestu czterech lat z życia Jima Jonesa. Reżyser skoncentrował się jednak przede wszystkim na opisie wczesnych lat dziecięcych. Jim Jones wychowywał się w Indianapolis w biednej rodzinie, w której ojciec był alkoholikiem, a matka ciężko pracowała. Jego przyjaciele z dzieciństwa wspominają, że Jones był dziwnym dzieckiem, przesadnie skoncentrowanym na wierze, niezwykle poważnym i stanowczym. Długo też poszukiwał idealnej dla siebie grupy religijnej. Na omawiany okres przypada również tworzenie przez Jonesa pierwszych struktur kościoła, w tym Świątyni Ludu.
Pierwszy kościół Jima Jones'a w Indianie
Ukiah 1965-1974 – to czas, w którym wspólnota opuszcza nietolerancyjną społeczność Indianapolis i przenosi się do Kalifornii. Ukazane tu zostały sceny z życia grupy, zbierającej własnoręcznie wyhodowane owoce i warzywa. Mamy szansę zobaczyć również archiwalne nagranie, na którym Jones w słoneczny dzień siedząc w ogrodzie wyjaśnia, że jego wspólnota stanowi ucieleśnienie nauk Chrystusa.
San Francisco 1974-1977- ten okres rozpoczyna kolejna przeprowadzka. Twórca filmu zaakcentował tu coraz silniejsze zaangażowanie się Jima Jonesa w politykę. Guru nawiązał znajomość z ważnymi osobistościami takimi jak: wiceprezydent Walter Mondale, czy Rosalyn Carte
Jim Jones w 1077 roku
Etap ten kończy decyzja o przeniesieniu grupy do Gujany. Została ona podjęta w dniu, w którym Jones dowiedział się, że niebawem ma się ukazać artykuł kompromitujący jego działalność. Samolot do Gujany odleciał na sześć godzin przed ukazaniem się felietonu Marshalla Kilduffa i Phila Tracy pt.: Inside Peoples Temple.
1977-1978 Jonestown – etap ostatni – oczywiście najbardziej przerażający. Zadziwiające jest to, że już w San Francisco postępowanie Jima Jonesa uległo radykalnym zmianom. Dał się poznać od złej strony, a jednak na wyjazd do Gujany zdecydowało się około tysiąc osób. W tej części filmu pokazano wiele fragmentów zachowanych wywiadów, w których rozentuzjazmowani podopieczni Jonesa dzielili się swymi pozytywnymi doświadczeniami z Jonestown.
Brama wjazdowa do Jonestown
Jednym z nich był Tim Carter, który mówił: „Nigdy w życiu nie byłem tak szczęśliwy i spełniony. Trudno mi to opisać. Mógłbym siedzieć tu cały dzień i żadne słowa nie opisałyby spokoju, piękna, poczucia spełnienia, odpowiedzialności, braterstwa jakie są tutaj”. Jedna z byłych adeptek wspomina również, że w Jonestown znajdował się system głośników, z których przez całą dobę dobywał się głos przywódcy słyszalny niemal w każdym punkcie Jonestown.
Dni 17 i 18 listopada 1978 roku opisano w szczegółach. Zadziwiają i jednocześnie poruszają sceny tańczących, uśmiechniętych i zadowolonych ludzi. Odbiorcy filmu trudno jednak jest poddać się miłej atmosferze ze względu na świadomość tego, co wydarzyło się dzień później. W filmie pokazano również fragment przemówienia Leo Ryana, wygłoszonego na forum społeczności. Mówi m.in.: „Mogę teraz powiedzieć, że z wielu rozmów jakie przeprowadziłem wieczorem wynika, że są tu ludzie, którzy uważają, że ich pobyt tu (w Jonestown) to najlepsza rzecz jaka im się przytrafiła w życiu”. Po tych słowach słyszymy długie, gromkie oklaski nie pozwalające kongresmanowi kontynuować przemówienia.
Jednocześnie ocalali członkowie wspominają, że liczyli na to, że uda im się opuścić Jonestown wraz z przybyłą delegacją. Dwie takie prośby trafiły do Leo Ryana. Jeszcze 18 listopada udało się sfilmować wywiady z kilkoma członkami zapewniającymi, że w Jonestown czują się doskonale i w każdej chwili mają możliwość opuszczenia tego miejsca. Na jednym z nagrań widać jak na informację Leo Ryana o tym, że kilka osób chce wyjechać Jim Jones odpowiada: „Ludzie grają w swe gierki przyjacielu. Kłamią, kłamią. Co mam zrobić z tymi kłamcami? Zostawcie nas, błagam was, proszę zostawcie nas. Nikogo nie kłopoczemy. Kto chce stąd wyjechać, może to zrobić. Nie mamy problemów z wyjazdem, oni przyjeżdżają tu cały czas. Nie wiem co to za gra… Ludzie lubią rozgłos. Niektórzy tak, ja nie”.
Szczegółowo opisany został napad na delegację wsiadającą do samolotu. Następnie widzimy ostatnie chwile z życia sekty. Jim Jones wszelkimi metodami próbuje nakłonić do popełnienia rytualnego samobójstwa. Jednolity przekaz przerwany zostaje jedynie na moment wypowiedzią Christine Miller, która sprzeciwia się słowom guru. Nawiązuje krótką polemikę z Jonesem przekonującym, że samobójstwo jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Przez chwilę oglądającemu film może przyjść do głowy myśl, że ta kobieta mogła rzeczywiście wywołać bunt przeciwko Jonesowi. Jednak już w następnym ujęciu jest informacja o tym, że w trakcie rozmowy Jonesa z Miller strażnicy uzbrojeni w strzelby okrążali Jonestown.
Niezwykle paraliżują opowieści o tym, jak umierały konkretne osoby. Tim Carter opowiada: „Kiedy poszedłem na tyły pawilonu zobaczyłem na ziemi kobietę o imieniu Mosey, płaczącą i trzymającą martwe dziecko”. Za chwile dodaje: „Spojrzałem w prawo i zobaczyłem swoją żonę z naszym synkiem w ramionach. Wstrzyknięto mu truciznę do ust. (…) Moja żona umarła w moich ramionach, a mój synek był w jej ramionach. Trzymałem ją i mówiłem: Kocham cię, kocham cię, bo tylko tyle mogłem powiedzieć…”. Stanley Clayton opowiada o tym, że na jego oczach odchodzili kolejno: matka, babcia, siostra i brat. Słyszymy słowa Jonesa, patrząc na przerażającą fotografię kilkuset martwych osób: „ Nie popełniliśmy samobójstwa. To akt rewolucyjnego samobójstwa w proteście przeciw niehumanitarnemu światu”.
Oprócz porządku chronologicznego widz bez trudu identyfikuje dwa zasadnicze okresy. Pierwszy z nich, przepojony nadzieją członków Świątyni Ludu na zmianę otaczającej rzeczywistości.
Podążali oni za swym ukochanym przywódcą, obiecującym nastanie świata wolnego od nienawiści i tolerancji. Stanley Nelson zaakcentował ten okres wieloma fragmentami wzniosłych i idealistycznych przemówień Jonesa spotykających się z owacjami wpatrzonych w niego zgromadzonych. W jednym z nich guru przekonuje: „Reprezentuję boskie zasady, totalną jakość społeczeństwa, w którym ludzie posiadają wspólną własność. Gdzie nie ma bogatych, czy biednych, gdzie nie ma rasistów, gdzie ludzie walczą o sprawiedliwość i prawość. Tam jestem i jestem tam z Bogiem”.
W tej części zamieszczone zostały też niezwykle przyjemne sceny z życia wspólnoty. Należą do nich m.in.: występy dziecięcego chóru witającego przybyłych na spotkanie z Jimem Jonesem, tańczący i śpiewający członkowie grupy. Usłyszeć także możemy wypowiedzi ocalałych członków dzielących się miłymi doświadczeniami z pobytu w Świątyni Ludu.
Dla przykładu Tim Carter wspomina: „Jak tylko wszedłem do Świątyni Ludu w San Francisco… byłem w domu”.
Drugi okres jest zdecydowanie mroczny. Owe przejście ze stanu wielkiej euforii, do brutalnej rzeczywistości była członkini Świątyni Ludu Joyce Shaw-Houston parafrazuje: „Gdy jest się w małżeństwie, jest idealnie, jesteś zakochany, miesiąc miodowy się kończy i zaczyna się rzeczywistość. Większość ludzi natychmiast i brutalnie spadała na ziemię”. Wyeksponowane tu zostały autorytarne zapędy Jima Jonesa biorącego coraz więcej narkotyków, jego paranoje i lęki przed wyimaginowanymi wrogami. To właśnie one doprowadziły do podjęcia decyzji o przeniesieniu grupy do Gujany i zbudowaniu w głębi dżungli miasteczka Jonesa. Byli członkowie Świątyni Ludu odwołują się do przykrych momentów. Mowa tu m.in. o: stosowaniu przemocy, publicznym upokarzaniu, wszechobecnym donosicielstwie, ciężkim nawet dwudziestogodzinnym dniu pracy.
Jak się okazuje w grupie dochodziło również do gwałtów. Jedną z ofiar była Deborah Dayton, która w filmie wspomina ten fatalny dzień: „Kiedy leżałam tam przerażona, nie bardzo wiedząc co mam zrobić i cała drżałam, (Jim Jones) powiedział do mnie: <>”. Wielu autorów potwierdza, że takie zachowanie przywódcy Świątyni Ludu nie było incydentem.
Sam fakt masakry w Jonestown przyciąga uwagę. Stanley Nelson ograniczył się do przekazania najważniejszych faktów. Po obejrzeniu filmu, który trwa 86 minut, pozostaje uczucie niedosytu. Mamy wrażenie, że pomimo wyboru określonej konwencji reżyser zadbał o to by odbiorca sam spróbował odpowiedzieć na rodzące się pytania. Stanley Nelson z jednej strony chce przybliżyć tę jakże tragiczną historię, z drugiej zaś nie daje sobie prawa do formułowania ostatecznych ocen. Ponieważ trudno ich udzielić w sposób arbitralny i jednoznaczny, takie ujęcie wydaje się być salomonowym rozwiązaniem. Powoduje ono, że jeszcze długo po odejściu od ekranu nasz umysł pochłania myśl o tamtych wydarzeniach.
Na końcu filmu przytoczony został fragment anonimowego listu: „Zbierzcie wszystkie taśmy, wszystkie zapiski, całą historię. Historia tego ruchu, tej akcji musi być analizowana w kółko. Nie chcieliśmy tego końca. Chcieliśmy żyć. Chcieliśmy świecić i nieść światło dla świata, który umierał dla odrobiny miłości (…) W świecie, w którym żyjemy jest cicho, niebo jest szare, ludzie podążają powoli i biorą gorzki napój. Dużo więcej piję. (…) Mały kociak siedział obok mnie i patrzył, pies szczekał … ptaki przysiadły na liniach telefonicznych. Niech ta historia o ludziach Świątyni Ludu zostanie opowiedziana. (…) Jeśli nikt tego nie zrozumie, to nic. Teraz jestem gotowa umrzeć. W Jonestown zapanowała ciemność w ostatni dzień na Ziemi”.
Stanley Nelson ma swój wkład w realizację woli autorki listu. I my także powinniśmy z całych sił zabiegać o to, by wydarzenie mające miejsce 18 listopada 1978 roku nie uległo zapomnieniu. Bo, co niezwykle paradoksalne, jak głosił napis zawieszony z woli Jima Jonesa w obrębie Jonestown: „Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, są skazani na jej powtarzanie”.
* * *
Autor: Joanna Frankowiak
stopmanipulacji.info 3 listopada 2011
żródło: http://www.stopmanipulacji.info/new-age/artykuly-2/jonestown-zycie-i-smierc-w-swiatyni-ludu/