Kościół a uniwersytet
Dlaczego Kościół rzymski miał ogromny wpływ na powstawanie i funkcjonowanie uniwersytetów w średniowieczu?
Kościół i studium generale
„Uprasza Waszą Świątobliwość oddany syn Wasz, Kazimierz król Polski, o wyświadczenie mu szczególnej łaski (…)” – tak rozpoczął fundator krakowskiego studium generale swą pierwszą suplikę skierowaną do Urbana V w 1363 r. Jego prośba o papieską zgodę na erygowanie uniwersytetu nie była ani pierwsza, ani jedyna w swoim rodzaju. Co więcej, aprobata następcy świętego Piotra i jego poparcie – choćby czysto teoretyczne – okazały się wręcz warunkiem niezbędnym do spełnienia, by nowo powołany uniwersytet miał szansę rozwoju. Dla przykładu wystarczy wspomnieć ufundowane przez Fryderyka II w 1224r. neapolitańskie studium, które po śmierci swego ekskomunikowanego założyciela niemal natychmiast poddało się papiestwu w nadziei na opiekę i wsparcie. Precedens mecenatu Stolicy Apostolskiej nad pojawiającymi się w Europie pierwszymi placówkami szkolnictwa wyższego jest jednak co najmniej zastanawiający, gdy uświadomimy sobie stosunek Kościoła do nauki, który właściwie od początku istnienia tej instytucji oscylował pomiędzy mniej lub bardziej zaciekłą opozycją a otwartą wojną. Jednak wg G. Minois uniwersytety nie są kolejnym punktem zapalnym konfliktu, wręcz przeciwnie – często mają one za zadanie mediować w batalii rozgrywającej się pomiędzy Kościołem a poszczególnymi uczonymi. Co więcej, związek ten okazuje się na tyle istotny, że za badaczami tego zagadnienia można nazwać średniowieczne uniwersytety instytucjami kościelnymi.
Studiowanie – zajęcie godne chrześcijanina
Przyczyn zbieżności obszarów zainteresowań Kościoła i coraz szerzej pojmowanego w XI i XII w. świata nauki należy się doszukiwać w specyfice przemian mentalności i rozwoju intelektualnego, jaki dokonał się na ich przestrzeni. Nie do przecenienia jest tu znaczenie osiągnięć dociekliwości i chęci do nauki Arabów, którzy z prymitywnych Beduinów, jakimi byli w V w., zmienili się w gorliwych uczniów podbijanych ludów w epoce mahometańskiej. Wykazując niespotykaną u zdobywców pokorę wobec wyższego cywilizacyjnie dorobku ujarzmionego politycznie wroga, przyczynili się do ocalenia od zapomnienia i rozpowszechnienia spuścizny naukowej m. in. antycznych literatów, filozofów i badaczy. Arabska znajomość dzieł starożytnych nieporównywalnie przekraczała poziom wiedzy o nich u Europejczyków, którzy poczuwali się przecież do dziedzictwa kultury wyrosłej w przed wiekami w basenie Morza Śródziemnego. Trwająca wtedy w pełni rekonkwista nabrała więc również wymiaru intelektualnego pod hasłem: wydrzyjmy Saracenom nie tylko ziemię, ale i zagarniętą przez nich wiedzę! Choć Kościół generalnie nie uznawał studiowania spraw doczesnych za najważniejszy element życia chrześcijanina, to jednak, zgodnie z głosami wykształconej części duchownych, starał się nie dopuścić do tego, aby stopień jej opanowania przez muzułmanów był wyższy niż u wyznawców Chrystusa. Ta potrzeba bycia w czymś lepszym ze względu na dziecięcą wręcz przekorę została zastąpiona przez głębszą motywację studiowania już wkrótce, bo w okresie najintensywniejszych prac translatorskich (ok. 1120-1150). Wtedy to Platon z Tivoli napisał we wstępie do tłumaczenia traktatu Al.-Bataniego „O powstaniu gwiazd”: „Proszę więc o wsparcie Boga, Stwórcę nauki”. Studiowanie przestało być powszechnie uważane za wykroczenie przeciwko Bożym planom, a zostało uznane za istotną część ich wypełniania.
Spór o dominium mundi a nauki prawnicze
Tak przyjazna nauce atmosfera wraz z rosnącym zapotrzebowaniem na wykształcone kadry urzędnicze (pragnienie wiedzy z pobudek idealistycznych i realistycznych), przyczyniły się do bardzo szybkiego rozwoju szkół biskupich i miejskich, z których już część cieszyła się wcześniej uznaniem z powodu renomy wykładowców i poziomu nauczania, i dała początek studiom generalnym. Mówiąc o pierwszych z nich –bolońskim i paryskim, przeciwstawia się zwykle niemal pełną niezależność tego pierwszego podległości papiestwu tego drugiego. Nie należy jednak zapominać, że u zarania studiów prawniczych w Italii stoją właśnie papieże – Leon X (1048-1054) i jego następcy z Grzegorzem VII (1073-1085) na czele, na których polecenie penetrowano archiwa i biblioteki klasztorne w poszukiwaniu argumentów prawniczych do sporu z Cesarstwem o dominium mundi. Dzięki temu odnaleziono najobszerniejsze pisma ustawodawstwa justyniańskiego, czyli Digesta. Zupełnie inną kwestią jest to, że ze względu na cezaropapizm z nich przebijający papież Honoriusz III (1216-1227) w 1219r. zabronił wykładania prawa rzymskiego w Paryżu; w Bolonii jednak studia te kontynuowano bez większych przeszkód.
„Prosząc o wsparcie i opiekę…”
Już u zarania swego istnienia uniwersytety, czyli wspólnoty nauczających i uczących się, potrzebowały oparcia we władzy uniwersalnej, gdyż nierzadko należeli do nich ludzie pochodzący spoza miasta lub nawet królestwa, w którym znajdowało się dane studium generale. Domagając się pewnych przywilejów duchowieństwa, a zwłaszcza wyłączenia spod lokalnej władzy świeckiej, dostawały się w zasięg jurysdykcji kościelnej. Sam precedens uznawania uniwersytetów za prawowite poprzez zgodę papieża lub cesarza jest pokłosiem licznych dekretałów, wydanych przez Innocentego III, Honoriusza III i Grzegorza IX na rzecz paryskiego studium. To na mocy pełnomocnictwa tego pierwszego legat Robert Courçon ogłosił m. in. prawo pozwalające studentom i profesorom na autonomiczne opracowywanie swych statutów, a także obowiązek obierania sobie mistrza przez każdego studiującego; zdecydowanie zwiększyło to rolę tych ostatnich i stało się jednym z podstawowych elementów tzw. modelu paryskiego, który obok bolońskiego był wzorem dla wszystkich później powstałych średniowiecznych uniwersytetów. Pierwsza interwencja Innocentego III na prośbę scholarów paryskich miała miejsce już w 1209 r., kiedy to tamtejszy kanclerz Jan z Kandeli usiłował uzależnić wydawanie licentia docendi od ilości wpłaconej gotówki i przysięgi wierności, złożonych przez studenta. Dzięki papieskiemu arbitrażowi konieczna była tylko pozytywna opinia nauczycieli. Ostateczne rozwiązanie tej kwestii przyniosła bulla Parens scientiarum, zwana też Magna Charta uniwersytetu, przyznająca profesorom pełną autonomię w nadawaniu licentia docendi. Kropkę nad „i” postawił w 1231 r. Grzegorz IX w bulli Super speculam, zgodnie z którą każdorazowy papież miał być gwarantem praw i wolności uniwersyteckich. Zawierała ona również istotne ustalenia dotyczące sposobu finansowania studentów teologii, zapewniając im znaczne zabezpieczenie materialne. Miał oto związek z realizacją jednego z postanowień soboru laterańskiego IV, na mocy którego każdy „kościół metropolitalny musi utrzymywać jednego teologa”. Ostatecznie u podstaw statutu uniwersytetu paryskiego znalazły się trzy autonomie: w stosunku do sądownictwa kościelnego -prawo do odwoływania się bezpośrednio do papieża, wyjęcie spod władzy królewskiej łącznie ze zwolnieniem z podatków oraz autonomia zarządzania z wyłącznym prawem do przyznawania stopni i obsadzania stanowisk. Jak bardzo atrakcyjny był program zaproponowany przez głowę Kościoła najlepiej zaświadczy fakt, że z 44 uniwersytetów powstałych przed 1400 r. 31 posiada papieskie dekrety erekcyjne.
Fundacja papieska czy cesarska?
Godna uwagi wydaje się jeszcze inna kwestia. Korespondencja dyplomatyczna między władcami świeckimi a papieżami w sprawie powstawania studium znakomicie pokazuje, że nie zawsze zgoda następcy św. Piotra była koniecznością, lecz konsekwencją pewnego wyboru politycznego. Karol IV, cesarz rzymski, nie potrzebował jej jako przedstawiciel innej władzy uniwersalnej, ale jednak o nią wystąpił. Można to tłumaczyć zarówno osobistym sentymentem (Karol był w końcu wychowankiem i bliskim współpracownikiem Klemensa VI), ale też i próbą złagodzenia politycznego policzka, jakim były dla papiestwa postanowienia zjazdu w Rense w 1338 r. (na ich mocy większość elektorów mogła wybrać cesarza bez aprobaty i zatwierdzenia Stolicy Apostolskiej). Z kolei w przypadku innych niż praski uniwersytetów w Europie Środkowej, ich fundacja nie tylko uzyskiwała status legalności, ale w ogóle mogła dojść do skutku jedynie dzięki oficjalnej aprobacie papieskiej. Taki wniosek pozwala wysnuć już samo zaobserwowanie prostej zależności; bulla Klemensa VI z 1347 r. wydana dla praskiego studium była wykorzystywana przez kancelarię Urbana V do jako formularz przy redagowaniu dokumentów erekcyjnych dla uczelni w Krakowie, Wiedniu i Pécs.
Papiestwo poprzez znaczący udział w procesie powoływania do życia nowych placówek szkolnictwa wyższego starało się też wpływać na usystematyzowanie i ujednolicenie instytucji i praktyk z nimi związanych. Przez to w całej Europie uczelnie miały takie same wydziały, a ich absolwenci ze stopniami naukowymi mieli prawo podjąć się wykładania na dowolnym uniwersytecie. Czując się upoważnionym do kontrolowania postępów w zabiegach samych monarchów dotyczących planowanego studium, Urban V domagał się na piśmie informacji o prawach i przywilejach, jakie szkole nada król. Dokument to potwierdzający powinien być dostarczony do Rzymu przez arcybiskupa danego kraju. Regulacje papieskie dotyczyły także programów nauczania, a nawet tak prozaicznych kwestii, jak choćby strój scholarów.
Po co Kościołowi uniwersytety?
Zaangażowanie papiestwa w powoływanie nowych ośrodków studiów nie było oczywiście bezinteresowne. Jak zauważa J. Le Goff, uzyskane przez uniwersytet paryski prawa wyzwalające go od zwierzchnictwa lokalnych władz świeckich i duchownych sprowadzały się do tego, że faktyczny wpływ na uczelnię (a potem uczelnie), miała jedynie Stolica Apostolska. Ich zbudowany na kościelnym zrębie autorytet miał być pomocny przy zwalczaniu nauk heretyków, np. z południa Francji. Tę wzmożoną aktywność „nieortodoksyjnych” chrześcijan należy wiązać z przemianami doby XI i XII wieku i coraz większą rolą religii w duchowym życiu silnie już schrystianizowanych społeczeństw; tylko ludzie mocno wierzący mogą bowiem stać się autorami herezji. W tej sytuacji papiestwo dążyło do uruchomienia ośrodków, w których duchowni mogliby pogłębiać swoją wiedze teologiczną, pozwalającą im toczyć wyłącznie zwycięskie dysputy z „odstępcami”. Bardzo jaskrawym przykładem tak utylitarnego wykorzystania instytucji studium generale jest uniwersytet w Tuluzie, który został założony w 1229 r. jako pierwsza i jedyna średniowieczna fundacja przeprowadzona nie tylko za zgodą, ale na wyraźne polecenie papieża. Grzegorz IX wyposażył go nawet w te same uprawnienia, co uniwersytet paryski. Sukces uczelni okazał się jednak możliwy dopiero wtedy, gdy zwalczanie katarów przestało być jego głównym zadaniem. Podobną funkcję papiestwo wyznaczyło uniwersytetowi w Montpellier, któremu poprzez legata narzuciło kontrolę biskupa i kanclerza, a więc zaprowadzając porządek zupełnie przeciwstawny paryskiemu.
Droga do kariery
Nie tylko walka z herezją była powodem, dla którego głowa Kościoła tak chętnie „opiekowała się” instytucją studium generale. W XIII w. wiedza teologiczna i prawnicza,
którą duchowni tam zgłębiali, często prowadziła ich na najbardziej prestiżowe stanowiska. Wyższe wykształcenie otrzymało wielu papieży tej epoki, a już na pewno Innocenty III, Grzegorz IX, Innocenty IV, Klemens IV i Grzegorz X. Trudniej generalizować, gdy chodzi o niższe stopnie hierarchii kościelnej; najwięcej biskupów-scholarów miała Anglia, zaś we Francji wskaźnik ten był niższy, choć wzrósł w czasie panowania Ludwika IX. Jeszcze mniej wykształconego duchowieństwa episkopalnego było w Niemczech, Italii i Płw. Iberyjskim, z kolei sytuacja w państwach słowiańskich i skandynawskich była w tym względzie wręcz fatalna. Te różnice nie zmieniają jednak faktu, że edukacja uniwersytecka stopniowo stała się ważnym elementem przygotowania do kariery duchownej na wyższych szczeblach.
Rola wydziału teologicznego
Szczególne miejsce teologii, a wręcz jej prymat wśród wydziałów studium generale, być może leżało u podstaw jej początkowej ekskluzywności, gdyż nie wszystkie ubiegające się o powołanie jej katedr uczelnie uzyskiwały na to zgodę. Przykładem niech będzie Uniwersytet Krakowski, który zgodnie z pierwotnymi planami Kazimierza Wielkiego miał być pełnowydziałowy. Nie uzyskawszy jednak aprobaty papieskiej, król w ostatecznej wersji swej supliki z 12 maja 1364 r. napisał: „postanowiliśmy (…), by studium generalne w każdym dozwolonym wydziale kwitnęło”. Wśród możliwych przyczyn odmowy Urbana V A. Vetulani wymienia m. in. brak kwalifikacji polskiego duchowieństwa, wśród którego nie było w tym czasie nawet bakałarzy teologii. Wiązało się to z niebezpieczeństwem herezji, tymczasem kontrola miejscowych hierarchów Kościoła mogłaby być mocno utrudniona przez ostry konflikt między królem a biskupem krakowskim Bodzantą. Papież mógł również mieć za złe Kazimierzowi jego tolerancję religijną, przejawiającą się w mało intensywnym i takoż efektywnym nawracaniem Litwinów, jak i w wydawaniu licznych przywilejów dla Żydów. Niezależnie od faktycznych powodów tego stanu rzeczy, dopiero z biegiem lat wszystkie uczelnie środkowoeuropejskie uzyskały prawo do utworzenia wydziału teologicznego.
Moim zdaniem zasygnalizowana wyżej tendencja może mieć związek z niezwykłą starannością, a co za tym idzie –także dozą wysiłku, jaką papiestwo musiało włożyć w utrzymanie prawowierności uniwersytetu paryskiego, który szybko stał się nie tylko ośrodkiem przekazywania wiedzy, ale i olbrzymim autorytetem w dziedzinie nadzoru i cenzury doktrynalnej. Toteż Rzym z wielką troską obserwował opinie głoszone przez tamtejszych wykładowców; i tak, powątpiewanie w czystość poglądów Amarylka z Bene w 1204 r. ściągnęło na niego potępienie ze strony Stolicy Apostolskiej, a jego uczniowie zwani „amalrycjanami” byli ścigani niczym heretycy. W gnieździe ortodoksji nie może się zalęgnąć nawet podejrzenie o odstępstwo, łatwiej zaś kontrolować jeden ośrodek niż ich rozproszoną grupę.
Podsumowanie
Wielki wpływ papiestwa na funkcjonowanie i charakter powstających w średniowieczu uniwersytetów wynikał z obustronnej zależności między tymi instytucjami. Po pierwsze –uniwersytety potrzebowały Kościoła. Bez oparcia w jego hierarchii nie miałyby szans przetrwania w ówczesnych warunkach. Nie wolno zapominać, że do końca tej epoki środowisko studium generale było tworzone niemal wyłącznie przez i dla duchownych (choćby tylko z niższymi święceniami); ci zaś, którzy nimi nie byli, na czas studiowania i tak za nich uchodzili, podlegali bowiem wtedy prawu kanonicznemu. Papieskie przywileje dawały uniwersytetom wyzwolenie od wielostopniowej struktury feudalnych zależności i prawo do bezpośredniego odwołania się do Rzymu. Wynikające z tego częściowe przynajmniej podporządkowanie głowie Kościoła było dla nich i tak o wiele korzystniejsze niż uzależnienie od lokalnej władzy duchownej i świeckiej, zainteresowanej przede wszystkim podatkami. Po drugie –Kościół potrzebował uniwersytetów. W nowej rzeczywistości coraz szerzej toczonych dysput teologicznych i rodzących się z nich herezji potrzebował silnego zaplecza merytorycznego. Okazało się więc, że marzenie św. Bernarda z Clairvaux o idealnym chrześcijaninie, który wystrzega się „haniebnej ciekawości”, jest na dłuższą metę nie do zrealizowania, a ruch naukowy ze swej natury dążący do laicyzacji jest istotną częścią Kościoła.
*
Autor:Emilia Osowska - 2010.02.02
źródło:http://historiaswiata.com.pl/wpis/130/