MIT ADONISA
Widowisko dorocznych zmian dokonujących się na powierzchni ziemi zawsze robiło ogromne wrażenie na ludziach i pobudzało ich do rozmyślań nad przyczyną przemian tak olbrzymich i wspaniałych. Ciekawość ich nie była czysto bezinteresowna, albowiem nawet dziki człowiek musi dostrzec, jak ściśle życie jego związane jest z życiem przyrody i jak te same procesy, które powodują zamarzanie potoków i ziemię ogałacają z roślinności, zagrażają jego istnieniu. Na pewnym szczeblu rozwoju ludzie, jak się zdaje, wyobrażali sobie, że posiadają środki mogące zapobiec grożącym katastrofom i że za pomocą magii potrafią przyśpieszyć lub opóźnić przemijanie pór roku. Zgodnie z tym przekonaniem nakazywali obrządkami i zaklęciami, by deszcz padał, słońce świeciło, zwierzęta się rozmnażały, a płody ziemi rosły. Z biegiem czasu powolny postęp wiedzy, który rozwiał już tyle hołubionych złudzeń, przekonał w każdym razie bardziej myślącą część ludzkości, że następstwo zimy i lata, wiosny i jesieni nie jest jedynie wynikiem magicznych zabiegów, lecz że za kulisami przyrody działają jakieś siły potężniejsze, jakieś głębsze przyczyny. We wzroście i więdnięciu roślinności, w narodzinach i śmierci żywych stworzeń zaczęli dopatrywać się rosnących czy zmniejszających się sił istot boskich, bogów i bogiń, którzy rodzili się i umierali, pobierali się i płodzili potomstwo podobnie jak ludzie.
Tak oto magiczna teoria pór roku została zastąpiona, a raczej uzupełniona teorią religijną. Ludzie, co prawda, przypisywali obecnie roczny cykl zmian przede wszystkim odpowiednim zmianom zachodzącym u ich bogów, ale nadal sądzili, że za pomocą pewnych magicznych zabiegów mogą pomóc bogu, będącemu źródłem życia, w jego walce z przeciwstawiającym mu się źródłem śmierci. Wyobrażali sobie, że mogą podtrzymać jego niknące siły, a nawet wskrzesić go po śmierci. Obrządki, które w tym celu urządzali, były w zasadzie dramatycznymi przedstawieniami procesów przyrody, które pragnęli ułatwić, albowiem znana zasada magii opiewa, że można spowodować pożądany skutek przez zwykłe naśladowanie go. A ponieważ tłumaczyli sobie obecnie wzrost i rozkład, rozmnażanie się i śmierć przez małżeństwo, śmierć i zmartwychwstanie bogów, ich religijne, a raczej magiczne dramaty ku tym właśnie tematom się zwracały. Przedstawiały one owocny związek sił płodności, żałosną śmierć jednego przynajmniej z boskich partnerów i jego radosne zmartwychwstanie. W ten sposób teoria religijna splotła się z praktykami magicznymi. Kombinacja ta często powtarza się w historii, w istocie nielicznym religiom
udało się zrzucić stare pęta magii. Brak konsekwencji w działaniu opartym o dwie sprzeczne zasady może nawet bardzo zadręczać duszę filozofa, rzadko jednak niepokoi zwykłego człowieka, który, co więcej, prawie nigdy sobie z tego nie zdaje sprawy. Jego rzeczą jest działać, a nie analizować motywy swego działania. Gdyby ludzkość postępowała zawsze logicznie i mądrze, historia nie byłaby długą kroniką głupoty i zbrodni.
Spośród zmian, jakie przynoszą pory roku, najbardziej uderzającymi w strefie umiarkowanej są zmiany dotyczące roślinności. Pory roku mają wielki wpływ na świat zwierzęcy, ale nie jest on tak widoczny. Nic więc dziwnego, że w magicznych dramatach, mających na celu przepędzenie zimy i sprowadzenie lata, nacisk położony jest na świat roślinny i że drzewa i rośliny zajmują w nich wybitniejsze miejsce aniżeli zwierzęta czworonożne i ptaki. Ale obie strony życia, roślinna i zwierzęca, nie były rozdzielone w umysłach tych, którzy przestrzegali obrządków. W istocie wierzyli oni, że związek między światem roślinnym i zwierzęcym jest nawet bliższy aniżeli w rzeczywistości, często więc łączyli dramatyczne przedstawienie powracających do życia roślin z prawdziwym lub udawanym związkiem płci w celu równoczesnego przyśpieszenia rozmnażania się owoców, zwierząt i ludzi za pomocą tych samych środków. Zasada życia i płodności, zarówno roślinnej, jak i zwierzęcej, była jedna i nierozdzielna. Żyć i dawać życie, spożywać pokarm i płodzić dzieci było główną potrzebą człowieka w przeszłości i pozostanie nią w przyszłości, jak długo istnieć będzie świat. Mogą dojść inne sprawy wzbogacające i upiększające życie ludzkie, jeśli jednak przedtem nie zostaną zaspokojone te elementarne potrzeby, ludzkość musi przestać istnieć. Tak więc przede wszystkim pożywienie i dzieci starali się zdobyć ludzie za pomocą magicznych zabiegów mających regulować pory roku.
Obrządki te były najbardziej rozpowszechnione i uroczyste w krajach graniczących z wschodnim wybrzeżem Morza Śródziemnego. Ludy Egiptu i Azji Zachodniej pod imionami Ozyrysa, Tammuza, Adonisa i Attisa przedstawiały doroczny schyłek i powrót życia, szczególnie życia roślinnego, uosobionego w postaci boga co roku umierającego i powstającego ze zmarłych. Różniły się nazwy i szczegóły tych obrządków w zależności od kraju, ale istota pozostawała nie zmieniona. Zajmiemy się obecnie zbadaniem rzekomej śmierci i zmartwychwstania tego wschodniego bóstwa, boga o wielu imionach, ale o jednej naturze. Zaczniemy od Tammuza, czyli Adonisa.
Kult Adonisa istniał u ludów semickich Babilonii i Syrii, a Grecy zapożyczyli go od nich już w siódmym wieku przed narodzeniem Chrystusa. Prawdziwe imię bóstwa było Tammuz, nazwa Adonis jest jedynie semickim adon, “pan", zaszczytnym tytułem, którym posługiwali się wierni zwracając się do niego. Przez nieporozumienie Grecy honorowy tytuł przekształcili w imię własne. W religijnej literaturze babilońskiej Tammuz pojawia się jako młody narzeczony czy też kochanek Isztar, wielkiej bogini matki, uosobienia rozrodczych sił przyrody. Wzmianki o ich związku są zarówno w mitach, jak i rytuale fragmentaryczne i niejasne, możemy jednak dowiedzieć się z nich, że Tammuz miał umierać co roku, opuszczając wesołą ziemię dla mrocznego świata podziemnego, i że co roku jego boska kochanka wyruszała na poszukiwania “do kraju, skąd nie ma powrotu, do domu ciemności, gdzie kurz leży na drzwiach i ryglach". Podczas jej nieobecności przestawała działać miłość: zwierzęta i ludzie zapominali o rozmnażaniu się, groziło niebezpieczeństwo wygaśnięcia wszelkiego życia. Funkcje seksualne całego świata zwierzęcego były tak ściśle związane z boginią, że pod jej nieobecność nie mogły być wykonywane. Wysyłano wobec tego posłańca wielkiego boga Ea, by uratował boginię, od której tak wiele zależało. Surowa władczyni piekielnych regionów, Allatu lub Eresz-Kigal, niechętnie zezwalała na pokropienie Isztar wodą życia, na powrót bogini, prawdopodobnie w towarzystwie jej kochanka Tammuza, do górnego świata i na to, by przyroda po ich powrocie mogła powrócić do życia.
Szereg hymnów babilońskich zawiera lamenty po Tammuzie, w których porównywany jest on do szybko więdnącej rośliny.
Krzew tamaryszku, który w ogrodzie nie pił wody,
Krzew tamaryszku, który nie zakwitł w polu kwiatem,
Wierzbina, której nigdy nie bawił szmer strumyka.
Wierzbina, której życie wyrwano z korzeniami.
I ziele, co w ogrodzie nie piło nigdy wody.
Co roku w środku lata w miesiącu Tammuz, nazwanym od boga, mężczyźni i kobiety opłakiwali śmierć jego przy akompaniamencie piskliwych fletów. Pieśni żałobne śpiewano prawdopodobnie nad figurą zmarłego bóstwa, którą umywano czystą wodą, namaszczano olejkami i strojono w czerwoną szatę, a przez cały ten czas dymy kadzidła unosiły się w powietrzu pobudzając swym silnym zapachem jego drzemiące zmysły i budząc go ze snu śmiertelnego. W jednej z tych pieśni, noszącej tytuł
Lament fletów po Tammuzie, można jakby dosłyszeć głosy śpiewaków zawodzące smutny refren i podchwycić, jak daleką muzykę, żałosne tony fletów.
A widząc, że umiera - matka podnosi lament:
“O moje dziecko!"
A widząc jego śmierć - matka podnosi lament:
“Najdroższy mój, mój czarodzieju!"
A widząc jego śmierć - matka podnosi lament.
Pod lśniącym cedrem wrośniętym mocno w ziemię
W Eanna, w górze i w dole matka podnosi lament.
Jak dom podnosi lament za swoim panem -
[Tak ona lament podnosi.
Jak gród podnosi lament za swoim władcą -
[Tak ona lament podnosi.
Jej lament - to lament o ziele, które nie rośnie na grzędzie.
Jej lament - to lament o ziarno, które nie rośnie w kłosie.
Jej izba - to posiadanie, które nie daje posiadania.
Znużona matka, znużone dziecko, zmęczone.
Jej lament - to lament o rzekę, nad którą wierzby nie rosną.
Jej lament - to lament o pole, gdzie nie masz żyta ni ziela.
Jej lament - to lament o staw, gdzie nie masz ryby pod groblą.
Jej lament - to lament o brzegi, gdzie próżno szukać szuwaru.
Jej lament - to lament o las, gdzie nie masz drzew tamaryszku.
Jej lament - to lament o puszczę, gdzie próżno szukać cyprysów.
Jej lament - to lament o łąkę, na której zioła nie rosną.
Jej lament - to lament o pałac, gdzie wszelkie życie umarło.
Tragiczna historia Adonisa i smutne obrządki ku jego czci lepiej są nam znane z opisów u greckich autorów aniżeli z fragmentów literatury babilońskiej i z krótkiej wzmianki u proroka Ezechiela, który widział, jak kobiety w Jerozolimie opłakiwały Tammuza przy północnej bramie świątyni. W zwierciadle greckiej mitologii wschodniej bóstwo zjawia się jako piękny młodzieniec, ukochany przez Afrodytę. W dzieciństwie bogini ukrywała go w skrzyni, którą oddała na przechowanie Persefonie, bogini zaświatów. Ale gdy Persefona otworzyła skrzynię i zobaczyła, jak piękne jest niemowlę, nie chciała go zwrócić Afrodycie, mimo że bogini miłości sama zeszła do piekła, by wykupić swego ukochanego z grobu. Spór między boginiami rozstrzygnął Zeus orzekając, że Adonis ma jedną część roku spędzać z Persefoną w świecie podziemnym, drugą zaś z Afrodytą w górnym świecie. W końcu piękny młodzian został zabity przez dzika lub też przez zazdrosnego Aresa, który przybrał kształt dzika, by uśmiercić swego rywala. Gorzko opłakiwała Afrodyta swego ukochanego i utraconego Adonisa. W tej wersji mitu spór o Adonisa między Afrodytą a Persefoną jest niewątpliwie odbiciem walki między Isztar a Allatu w krainie zmarłych, natomiast decyzja Zeusa, nakazująca Adonisowi spędzać jedną część roku pod ziemią, drugą zaś na jej powierzchni, jest jedynie grecką wersją dorocznego znikania i ponownego pojawiania się Tammuza.
ADONIS W SYRII
Ośrodkami mitu Adonisa były dwie miejscowości w Azji Zachodniej: Byblus na wybrzeżu syryjskim i Pafos na Cyprze, i tam też uroczyście odprawiano obrządki ku jego czci. Oba miasta były wielkimi stolicami kultu Afrodyty, a raczej jej semickiego odpowiednika, Astarte, i w obu, jeśli damy wiarę legendzie, królował ojciec Adonisa, Kinyras. Byblus było miastem bardziej starożytnym, rościło sobie nawet pretensje do tytułu najstarszego miasta Fenicji, założonego w początkach istnienia świata przez wielkiego boga El, którego Grecy identyfikowali z Kronosem, a Rzymianie z Saturnem. Nie będziemy w tym miejscu roztrząsali tej sprawy, ograniczymy się jedynie do stwierdzenia, że w czasach historycznych Byblus było miejscem świętym, religijną stolicą kraju, Mekką czy też Jerozolimą Fenicjan.
Miasto położone było na wzgórzu nad morzem. Znajdowała się tam wielka świątynia Astarte, gdzie w środku rozległego dziedzińca wznosił się otoczony krużgankiem wysoki stożek względnie obelisk, do którego docierało się z dołu po schodach. Obelisk był świętym wizerunkiem bogini. W świątyni tej odbywały się uroczystości ku czci Adonisa. Całe zresztą miasto było mu poświęcone, a rzeka Nahr Ibrahim, wpadająca do morza na południe od Byblus, nosiła w starożytności imię Adonisa. Było to królestwo Kinyrasa. Od najdawniejszych czasów do samego końca miastem rządzili królowie, być może, z pomocą jakiegoś senatu czy rady starszych.
Ostatni król Byblus nosił starożytne imię Kinyrasa i został ścięty za swe tyrańskie występki przez Pompejusza Wielkiego. O jego mitycznym imienniku legenda głosiła, że założył sanktuarium Afrodyty, czyli Astarte, na górze Liban, oddalonej o dzień drogi od stolicy. Znajdowało się ono prawdopodobnie w Afaka, u źródeł rzeki Adonis, między Byblusem a Balbek, w Afaka bowiem znajdowały się słynne gaje i sanktuarium Astarte, zburzone przez Konstantyna z powodu zbrodniczego charakteru kultu. Współcześni podróżnicy odkryli to miejsce w pobliżu nędznej wioski, nadal jeszcze noszącej nazwę Afaka, na końcu dzikiego, romantycznego, lesistego wąwozu rzeki Adonis. Wioska otoczona gajami szlachetnych drzew orzechowych stoi nad wodospadem. Niedaleko od tego miejsca rzeka wypływa z pieczary u stóp potężnych skał tworzących ogromny amfiteatr i kaskadami spada do straszliwie przepastnej doliny. Im niżej spadają jej wody, tym dziksza i bujniejsza staje się roślinność puszczająca pędy ze szczelin i pęknięć w skałach i zieloną zasłoną przesłaniająca huczący lub mruczący potok płynący w przerażającej rozpadlinie. Jest coś rozkosznego, niemal upajającego w świeżości tych staczających się wód, w słodyczy i czystości powietrza górskiego, w żywej zieleni roślinności.
Świątynia, po której zostały jeszcze nieliczne masywne ciosane głazy i piękna kolumna z sjenitowego granitu, stała na tarasie naprzeciwko źródła rzeki i roztaczał się z niej wspaniały widok. Nad pianą i rykiem wodospadów wzrok wędruje ku pieczarze i dalej ku szczytom skał otaczających wyniosłe przepaści. Skały te są tak wysokie, że kozice śmigające po skalnych występach wydają się mrówkami widzowi patrzącemu z dołu z odległości setek stóp. W kierunku morza widok robi szczególnie silne wrażenie, gdy słońce zalewa głęboki wąwóz swym złotym światłem, uwydatniając fantastyczne skarpy i krągłe wieże górskich szańców, i łagodnie kładzie się na różnych odcieniach zieloności borów odziewających głębie. Tu właśnie według legendy spotkał się Adonis po raz pierwszy lub po raz ostatni z Afrodytą i tu pochowane zostało jego stratowane ciało. Trudno wymarzyć sobie piękniejszą scenerię dla opowieści o tragicznej miłości i śmierci. A jednak ta odosobniona obecnie i zapewne w dawnych czasach dolina nie jest zupełnie niezamieszkana. Tu i ówdzie dostrzec można jakiś klasztor lub wioskę, zarysowujące się na tle nieba na szczycie sterczącej turni lub przylepione do skały zawieszonej niemal prostopadle nad pianą i hukiem rzeki. Wieczorem zaś światełka migocące w mroku zdradzają obecność siedzib ludzkich na stokach, zdawać by się mogło, niedostępnych dla stopy człowieka.
W starożytności cała ta dolina poświęcona była Adonisowi i do dziś przetrwała pamięć o nim, otaczające bowiem szczyty zdobią w rozmaitych miejscach ruiny pomników jego kultu, a niektóre zawisły nad straszliwymi przepaściami. Patrząc w te głębie lub śledząc daleko pod stopami orły krążące nad swymi gniazdami odczuwa się zawrót głowy. Jeden z tych pomników stoi w Ghineh. Powierzchnia wielkiej skały ponad prymitywnie wyrąbaną wnęką pokryta jest rzeźbionymi figurami Adonisa i Afrodyty. On przedstawiony jest z dzidą w pogotowiu, gdy oczekuje napaści dzika, ona zaś siedzi pogrążona w smutku. Być może, ta pogrążona w smutku postać jest figurą libańskiej Afrodyty w żałobie, opisaną przez Makrobiusza
66, a zagłębienie w skale grobowcem jej kochanka. Czciciele Adonisa wierzyli, że co roku otrzymuje on w górach ranę śmiertelną i co roku oblicze całej przyrody zabarwia jego święta krew. Rok po roku niewiasty syryjskie opłakują przedwczesną śmierć boga, gdy czerwone anemony, jego święte kwiaty, kwitną między cedrami Libanu, a czerwona rzeka płynie ku morzu obramiając kręte brzegi niebieskiego Morza Śródziemnego wijącą się wstążką czerwieni, gdy wiatr dmie w kierunku lądu.
ADONIS NA CYPRZE
Wyspa Cypr leży o jeden dzień podróży okrętem od brzegów Syrii. W pogodne letnie wieczory można nawet zobaczyć jej góry rysujące się nisko ciemną plamą w czerwonych ogniach zachodu. Bogate kopalnie miedzi, lasy jodłowe, majestatyczne cedry przyciągały naturalnie Fenicjan, lub kupców i żeglarzy. Obfitujący w zboże, wino i oliwę Cypr był dla nich ziemią obiecaną w porównaniu ze skąpą przyrodą ich ściśniętego między górami i morzem kraju. Toteż osiedlili się na Cyprze już bardzo dawno i byli tam jeszcze długo po osiedleniu się Greków na jego brzegach. Z napisów wiemy, że do czasów Aleksandra Wielkiego fenicki król panował w Kition, Chettim Hebrajczyków. Semiccy osadnicy przywieźli oczywiście swych bogów z ojczyzny. Czcili oni Baala libańskiego, który mógł zresztą być Adonisem, a w Amathus na południowym wybrzeżu ustanowili kult Adonisa i Afrodyty czy raczej Astarte. Tutaj, podobnie jak w Byblus, obrządki tak bardzo przypominały egipski kult Ozyrysa, że niektórzy ludzie identyfikowali nawet Adonisa Amatejskiego z Ozyrysem.
Ale wielkim ośrodkiem kultu Afrodyty i Adonisa na Cyprze było Pafos na południowo-zachodnich krańcach wyspy. Z małych królestw, na które podzielony był Cypr od czasów najdawniejszych aż do końca czwartego wieku przed naszą erą, Pafos zapewne należało do najznaczniejszych. Jest to kraj gór i obłych grani, urozmaicony polami i winnicami, przecięty rzekami, które w ciągu stuleci wyżłobiły sobie tak straszliwie głębokie koryta, że podróżowanie stało się nie lada wysiłkiem. Wyniosłe pasmo góry Olimp (współczesny Troodos), przez większą część roku przykryte śniegiem, osłania Pafos od wiatrów północnych i wschodnich i odcina je od reszty wyspy. Na stokach pasma górskiego przetrwały ostatnie lasy sosnowe Cypru ukrywając tu i ówdzie klasztory w pejzażu godnym Apenin. Starożytne Pafos mieściło się na szczycie góry o milę odległej od morza, nowe miasto powstało w pobliżu portu o jakieś dziesięć mil dalej. Sanktuarium Afrodyty w Starym Pafos (współczesne Kuklia) było jednym z najsłynniejszych miejsc pielgrzymki w starożytnym świecie. Według Herodota założone zostało przez fenickich kolonistów z Askalonu, ale jest też rzeczą możliwą, że przed przybyciem Fenicjan była tu już czczona lokalna bogini płodności i że przybysze zidentyfikowali ją z ich własną Balaath względnie Astarte, do której była tak bardzo podobna. Skoro więc dwie boginie mogły się w ten sposób stopić w jedną, to jest rzeczą prawdopodobną, że obie były wersjami wielkiej bogini macierzyństwa i płodności, której kult był, jak się zdaje, od najdawniejszych czasów rozpowszechniony w całej Azji Zachodniej. Przypuszczenie to potwierdza zarówno starożytna forma jej wizerunku, jak też wyuzdany charakter obrządków ku jej czci. Albowiem zarówno formy te, jak i obrządki dzieliła z innymi bóstwami azjatyckimi. Jej wizerunek był jedynie zwykłym białym stożkiem lub piramidą. Stożek był również emblematem Astarte w Byblus, lokalnej bogini w Perga w Pamfilii, którą Grecy nazwali Artemidą, i boga-słońca Heliogabala w Emesie w Syrii. Odnaleziono również stożkowate kamienie, pełniące prawdopodobnie funkcję bożków w Golgi na Cyprze i w fenickich świątyniach na Malcie. Stożki z piaskowca pojawiają się również w świątyni “Pani Turkusa" pośród nagich gór i groźnych przepaści Synaju.
Na Cyprze zwyczaj nakazywał, by wszystkie kobiety przed małżeństwem prostytuowały się z obcymi w świątyni bogini bez względu na to, pod jakim imieniem ona występowała, Afrodyty, Astarte czy jakimś innym. Podobne obyczaje istniały w wielu częściach Azji Zachodniej. Niezależnie od motywów zwyczaj ten niewątpliwie nie był traktowany jako orgia zmysłów, lecz jako uroczysty religijny obowiązek spełniany w służbie wielkiej bogini, Matki Azji Zachodniej. Imię jej zmieniało się w różnych miejscowościach, ale istota pozostawała wszędzie ta sama. W Babilonie każda kobieta, biedna czy bogata, musiała raz w życiu ulec obcemu w świątyni Mylitty, to znaczy Astarte, czyli Isztar, i oddać bogini pieniądze zarobione w tym uświęconym nierządzie. Święte przybytki zatłoczone były kobietami czekającymi na spełnienie obrządku. Niektóre musiały czekać latami. W Syrii, w Heliopolis, czyli Balbeku, słynącym z imponującego majestatu ruin świątyni, obyczaj miejscowy nakazywał, by każda niewiasta oddała się obcemu w świątyni Astarte, i zarówno matrony, jak i młode panny dawały w ten sposób dowody swej wierności bogini. Cesarz Konstantyn zniósł zwyczaj, zburzył świątynię i na jej miejscu wybudował kościół. W świątyniach fenickich kobiety oddawały się prostytucji w służbie religii wierząc, że swym zachowaniem mogą przebłagać boginię i zyskać jej przychylność. “Prawem było u Araorytów, by niewiasta, która miała wstąpić w związki małżeńskie, siedziała przez siedem dni jako nierządnica przy bramie." W Byblus ludzie golili głowy raz do roku na znak żałoby po Adonisie. Kobiety nie chcące poświęcić swych włosów musiały oddawać się obcym w określonym dniu święta, a pieniądze tym sposobem zarobione poświęcone były bogini.
Grecki napis odnaleziony w Tralles w Lydii dowodzi, że praktyka religijnej prostytucji przetrwała w
tym kraju aż do drugiego wieku naszej ery. Napis ten mówi o pewnej kobiecie, Aurelii Aemilii; nie tylko
ona sama na rozkaz boga służyła mu jako prostytutka, ale także matka jej i inne kobiety jej rodu czyniły
to samo przed nią. Publiczny charakter napisu wyrytego na marmurowej kolumnie, wspierającej ofiarę
wotywną, świadczy o tym, że tego rodzaju tryb życia i takie pochodzenie nie przynosiły hańby. W
Armenii najszlachetniejsze rodziny poświęcały swe córki służbie bogini Anaitis w jej świątyni Acilisena,
gdzie panny pełniły obowiązki prostytutek na długo przed wyjściem za mąż. Nikt nie miał żadnych
skrupułów biorąc taką pannę za żonę, gdy kończył się okres jej służby. W Komana w Poncie bogini Ma
służyły dziesiątki świętych nierządnic, a tłumy mężczyzn i kobiet przybywały z okolicznych miast i
wiosek na odbywające się co dwa lata uroczystości lub też zjawiały się w innych porach, by złożyć śluby
bogini.
Analiza wiadomości odnoszących się do tej sprawy prowadzi do wniosku, że wielka Bogini Matka,
uosobienie wszystkich sił rozpłodowych przyrody, czczona była pod różnymi imionami, ale przy
zachowaniu zasadniczego podobieństwa mitów i rytuału przez wiele ludów Azji Zachodniej. Bogini
występuje z kochankiem, a raczej serią kochanków, boskich, a przy tym śmiertelnych, z którymi
kojarzyła się co roku, a związek ich niezbędny był dla rozmnożenia roślin i zwierząt. Bajeczny ten związek boskiej pary był naśladowany, a nawet uwielokrotniany na ziemi w realnym, chociaż chwilowym
stosunku seksualnym ludzi w świątyni bogini, co zapewniało owocowanie ziemi oraz płodność ludzi i
zwierząt.
(...)
********
66 M a k r o b i u s z ( M a c r o b i u s Theodosius) - pisarz łaciński, przypuszczalnie greckiego pochodzenia, żyjący na przełomie IV i V wieku n. e. Napisał m. in.: Saturnaliorum Conviviorum libri VII - serię rozpraw z dziedziny historii, mitologii, krytyki itp.
Fragment książki: James George Frazer - Złota gałąź