Po chwilowym entuzjazmie lansowana przez rewolucję francuską wiara w Istotę Najwyższą zaczęła wyraźnie zamierać.
Rewolucja francuska 1789 roku nie tylko zaproponowała światu nowe rozumienie państwa, prawa, społeczeństwa, ale próbowała też narzucić nową religię, w której centralnym elementem kultu stał się człowiek. Stara religia, czyli katolicyzm, przeszkadzała w tym procesie, trzeba więc było ją zniszczyć poprzez terror i zręczne manipulacje.
Tuż po zburzeniu Bastylii w skład Zgromadzenia Narodowego wchodziło wielu kapłanów i biskupów. Niektórzy z nich byli nawet entuzjastycznie nastawieni do nowej rzeczywistości. Powszechnie mówiono o reformowaniu Kościoła, co każdy jednak rozumiał inaczej, o likwidacji wielkiej własności kościelnej czy - dosadniej -
jej upaństwowieniu. Coraz głośniej domagano się zlikwidowania zakonów kontemplacyjnych jako nieproduktywnych i społecznie nieużytecznych.
Zdominowany przez umiarkowanych liberałów parlament 2 listopada 1789 roku uchwalił
dekret o zaborze dóbr kościelnych. Państwowi administratorzy przejęli zarząd nad parafialnymi majątkami, a kapłani przeszli na państwowe pensje. Wypracowana w ten sposób "nadwyżka" pozwalała na ratowanie katastrofalnej sytuacji finansowej Francji. Podobny los spotkał klasztory kontemplacyjne - ich majątki na mocy kolejnego dekretu z 13 lutego 1790 roku również upaństwowiono. Zlikwidowano także ich osobowość prawną. Od tej pory wszystkie zgromadzenia, z wyjątkiem nauczających i charytatywnych, oficjalnie przestały istnieć. Jak twierdzą niektórzy badacze, cała rewolucyjna gospodarka opierała się na kapitale uzyskanym z konfiskaty dóbr kościelnych.
Demokracja w świątyni
Dwunastego lipca 1790 roku weszła w życie
ustawa o duchowieństwie (constitution civile du clergé). Szła ona o wiele dalej niż dotychczasowe regulacje. Precedensem była likwidacja fundamentalnej dla Kościoła zasady hierarchiczności w mianowaniach na godności kapłańskie i potraktowanie struktury wyznaniowej jak zwykłej organizacji społecznej. Księża mieli odtąd wybierać i odwoływać proboszczów i biskupów w zwyczajnej procedurze demokratycznej. W głosowaniach mieli brać udział wszyscy kapłani. Również ci, którzy zostali zawieszeni przez zwierzchników kościelnych w swoich funkcjach kapłańskich za różnorakie uchybienia.
Łączność z Watykanem ograniczono do udziału w oficjalnych ceremoniach. Na gruncie organizacyjnym kontakty z kurią rzymską praktycznie zerwano. Papież przestał mieć jakikolwiek wpływ na obieralność biskupów, a jego kompetencje w sprawach teologicznych były sformułowane bardzo enigmatycznie.
Księża konstytucyjni
Nietrudno się domyślić, że wspomniana regulacja wywołała potężny konflikt z katolikami. Księża byli zmuszeni do złożenia przysięgi na wierność ustawie, co dla wielu z nich równało się aktowi apostazji. Rozpoczynały się masowe prześladowania. Za niezłożenie przysięgi groził początkowo zakaz sprawowania kultu, potem zaś aresztowanie i banicja, a nawet egzekucja. Niewielka część zastraszonych księży zaakceptowała nowe prawa. Być może chcieli w ten sposób uniknąć zepchnięcia religii do katakumb. Srodze się pomylili. W myśl zasady "apetyt rośnie w miarę jedzenia" radykalizujący się członkowie kolejnych konwentów, wcielając w życie coraz śmielsze rozwiązania społeczno-polityczne, nie zamierzali na tym poprzestać.
Po chwili wzajemnej kokieterii - chwaleniu przez rewolucyjnych notabli tak zwanych
księży konstytucyjnych, którzy, odwzajemniając się, wynosili pod niebiosa dokonania paryskiego ludu i jego oświeconych przedstawicieli - okazało się, że próba przejęcia przez państwo kontroli nad Kościołem francuskim się nie powiodła. Księży składających przysięgę wierni uważali za rewolucyjnych szpicli. Szybko się marginalizowali, tym bardziej że zarówno dla żyrondystów, jak i jakobinów ciągle byli ideologicznie podejrzani. Kolejne decyzje Legislatywy: rozwiązanie 4 kwietnia 1792 roku resztek zgromadzeń zakonnych, wprowadzenie 15 sierpnia nowej, bardziej prorepublikańskiej formuły przyrzeczenia dla kapłanów ("W imię narodu przysięgam bronić wolności i równości albo umrzeć na swym posterunku") spowodowały zejście do podziemia resztek oficjalnego Kościoła.
Eksterminacja i pogromy
Po detronizacji króla w 1792 roku przejmujący władzę jakobini nie traktowali opozycji katolickiej jako problemu. Co więcej, jej istnienie było dla nich okolicznością wielce korzystną - rozwiązywała im ręce. Skoro katolicyzm schodzi na pozycje wrogie rewolucji, tym gorzej dla niego. Nie chcieli się angażować w reformowanie starej wiary, woleli stworzyć coś nowego. Świadczą o tym teksty przemówień Legislatywy, w których przestano dzielić kler na zły i dobry, oporny i postępowy. Rozpoczął się czarny okres w dziejach francuskiego chrześcijaństwa, kiedy wyjście na ulicę w sutannie groziło doraźnym wyrokiem Trybunału Rewolucyjnego i śmiercią na gilotynie. Kościół skazano na eksterminację. W oficjalnej propagandzie słowo "ksiądz" stawało się synonimem zdrajcy i spiskowca.
Wprawdzie tematem tego tekstu nie jest opisywanie licznych przykładów rewolucyjnego okrucieństwa, jednak przytoczę dosyć symptomatyczne fakty, które miały miejsce od 2 do 5 września 1792 roku w Paryżu. Po klęskach doznanych na froncie pruskim przygotowujący się do wyborów do Konwentu jakobini pod wodzą Jean-Paula Marata pragnęli zapewne doprowadzić ulicę Paryża do stanu wrzenia - co było klasyczną praktyką wyborczą tego okresu. Rozpuszczali więc wieści o rzekomym spisku księży i arystokratów, mającym na celu nie tylko obalenie republikańskiego ustroju, ale wymordowanie wszystkich "dobrych obywateli stolicy". Liczne rozrzucane w tym celu broszury sugerowały, że jeżeli lud nie weźmie spraw we własne ręce, to katolicy zgotują rewolucji nową noc świętego Bartłomieja.
Pogrom, który miał miejsce na początku września (nazwany później "mordem wrześniowym") pochłonął - oprócz licznych arystokratów - 300-400 księży. Kapłani byli wyciągani z mieszkań i bestialsko mordowani przy aktywnym udziale Gwardii Narodowej. Nikt przy tym nie pytał o stosunek zabijanych do republiki francuskiej.
Przedstawiciele rewolucji definitywnie skończyli z koncepcją katolicyzmu państwowego.
Nowa religia, nowe obrzędyKadzidło będzie się paliło w świątyniach w dzień i w nocy, podtrzymywane kolejno podczas całej doby przez starców w wieku sześćdziesięciu lat.
[...]
Hymn na cześć Nieśmiertelnego śpiewany będzie przez lud w świątyniach co dzień rano. Wszystkie święta publiczne rozpoczynają się odśpiewaniem hymnu.
Prawa ogólne będą uroczyście ogłaszane w świątyniach.
W pierwszym dniu germinala Republika obchodzić będzie święto Bóstwa natury i narodu.
[...]
Co rok w dniu pierwszego floreala ludność każdej gminy wybierze w świątyni spośród swoich mieszkańców młodego chłopca, bogatego, cnotliwego, nie mającego ułomności fizycznych, w wieku powyżej lat dwudziestu jeden i poniżej trzydziestu, który na znak równości między ludźmi obierze i poślubi ubogą dziewicę.
[...]
Ten, kto by w świątyni uderzył lub zelżył kogoś, będzie karany śmiercią.
[...]
Nie wolno pisać o tym, co się dzieje w świątyniach.
[...]
Wszystko, co mogłoby prowadzić do zdziczenia obyczajów albo zniewieściałości, winno być omawiane w świątyniach. Ale nie wolno ani wymieniać, ani sądzić osoby nie piastującej funkcji publicznej lub mającej mniej niż 21 lat.
Kobiety nie mogą podlegać kontroli.
[...]
Pogrzeby obywateli odbywają się uroczyście w obecności urzędnika.
[...]
Każda rodzina otrzymuje kawałek gruntu dla chowania swych zmarłych. Cmentarze winny mieć wygląd pogodny.
Mogiły będą pokryte kwiatami, sianymi corocznie przez dzieci. Wzorowe dzieci umieszczają ponad drzwiami swego domu wizerunki przedstawiające ojca i matkę.
Szacunek dla zmarłych winien stanowić kult. Trzeba wszczepiać w ludzi wiarę, że męczennicy wolności są duchami opiekuńczymi narodu i że nieśmiertelność będzie udziałem tych, którzy pójdą w ich ślady.
Fragmenty Wyboru pism Louisa de Saint-Justa poświęcone obrzędowości religii Rozumu.
Louis Leon de Saint-Just był jednym z przywódców jakobinów, bliskim współpracownikiem Robespierre'a, teoretykiem i współrealizatorem polityki terroru w latach 1792-93, deputowanym do Konwentu Narodowego, członkiem Komitetu Ocalenia Publicznego.
Religijność dekretowa
Dekretem 20 września 1792 roku - poczynając od wprowadzenia
świeckich ślubów i
rozwodów cywilnych - rozpoczęto szeroko zakrojoną akcję dechrystianizacyjną. Kolejnymi aktami prawnymi wprowadzono obowiązek
świeckich pogrzebów, świąt. Jakobińscy wizjonerzy, jak chociażby Saint-Just, tworzyli nowe katechizmy, w których kreowali nową, "naukową moralność". Religia, która miała obowiązywać w Pierwszej Republice, była zapożyczeniem ze starożytnych mitów. Oficjalne obrzędy przypominały te ze starożytnego Rzymu. Nie był to panteizm, ale deistyczna wiara w "istotę najwyższą" uosabianą przez Boga-Rozum.
Nie było to nic nowego, jeżeli chodzi o oświeceniowe pomysły religijne. Nośnikiem podobnych koncepcji stały się w tym czasie choćby popularne wśród intelektualnych elit loże masońskie. Kult miał być, oczywiście, oficjalną, państwową religią republiki. Głównym świętem były uroczystości ku czci Istoty Najwyższej.
Wielka inauguracja nowej religii odbyła się w listopadzie 1793 roku. Ulicami Paryża przemaszerował wówczas wspaniały pochód, przygotowany przez malarza Louisa Davida z samym Robespierre'em na czele. Miesiąc wcześniej Konwent wprowadził w życie nowy republikański kalendarz, który zmienił nazwy miesięcy, wprowadził dziesięciodniowe tygodnie i - co najistotniejsze - ustalił dziesięć świąt republikańskich. Miały one upamiętniać wielkie wydarzenia republiki oraz chwalić republikańskie cnoty główne. Na centralną świątynię państwowego kultu obrano paryską Notre Dame, gdzie odbyły się pierwsze uroczystości. Za symbol nowego kultu uznano podobiznę jednej z artystek opery francuskiej. 18 września Konwent zdecydował się na formalne zniesienie pensji dla dawnych księży zaprzysiężonych i rozpoczął wypłacanie poborów nowym kapłanom-urzędnikom kultu Istoty Najwyższej.
Mimo poborów żywotność oficjalnej wiary okazała się mniej więcej tak krucha, jak jakobińskie rządy. Nie udało się zaszczepić nowej obrzędowości na prowincji, a i w Paryżu po chwilowym entuzjazmie wiara w Istotę Najwyższą zaczęła wyraźnie zamierać. Po obaleniu Robespierre'a dwaj członkowie Dyrektoriatu: Philippe Merlin de Douai i Nicolas François de Neufchateau próbowali rozpropagować tak zwany
kult dekadowy. Zbliżony w swojej istocie do kultu Rozumu, posiadający swoje święta, nabożeństwa, kazania. Również bez większego powodzenia.
Okres ustawicznego poszukiwania nowych rozwiązań religijnych przez rewolucyjne elity kończy podpisanie konkordatu z papieżem Piusem VII przez Napoleona w 1801 roku.
O większości z dekretowanych świąt czy pieczołowicie opracowanych obrzędów już wkrótce nikt nie będzie pamiętał. Kalendarz republikański - ku uciesze obywateli - zostanie odwołany w 1806 roku. Do naszych czasów wszystkie religijne tradycje rewolucji przetrwały jedynie w postaci pożółkłych dokumentów. Ku przestrodze innych świadczą o szaleństwie zamierzchłej epoki.