Po roku 1945 r. dla Franco katolicki charakter reżimu stał się kluczowym argumentem, który miał zaświadczać, że Hiszpania nie jest i nigdy nie była państwem faszystowskim. Dla Kościoła zaś Franco od samego początku był zbawcą hiszpańskiego katolicyzmu, w czasie wojny domowej wystawionego na śmiertelne ciosy ze strony rewolucyjnej lewicy. Poparcie dla frankistowskiego reżimu w czasach pokoju stanowiło logiczną kontynuację wojennej „krucjaty", kiedy to Kościół stworzył ideologiczne uzasadnienie rebelii skierowanej przeciwko rządom Frontu Ludowego.
Identyfikacja państwa i Kościoła w latach czterdziestych i pięćdziesiątych była tak daleko idąca, że cały ten okres przez większość historyków określany jest mianem „narodowego katolicyzmu" (nacionalcatolicismo). Dostojnicy Kościoła zasiadali w najważniejszych instytucjach państwowych: Kortezach, Radzie Królestwa, Radzie Regencji (miała ona nadzorować po śmierci Franco instaurację jego następcy). Legitymizowali reżim poprzez udział w publicznych uroczystościach, nie szczędząc entuzjastycznych pochwał pod adresem Franco i stworzonego przezeń państwa. W rządzie, po reorganizacji z lipca 1945 r., najważniejsze stanowiska znalazły się w rękach działaczy katolickich (ministrem spraw zagranicznych, na lat kilkanaście, został przewodniczący Akcji Katolickiej, Alberto Martin Artajo).
Wszystkie najważniejsze akty prawne reżimu akcentowały katolicki charakter hiszpańskiego państwa. Ustawa sukcesyjna, deklarując swobodę wyznań, prawo do publicznego odprawiania nabożeństw przyznawała wyłącznie Kościołowi katolickiemu. Druga z Zasad Ideowych Ruchu Narodowego (kolejnej ustawy zasadniczej, przyjętej przez Kortezy w 1958 r.) głosiła, iż „naród hiszpański uważa za swą najwyższą powinność podporządkowanie się Prawu Boskiemu, określonemu przez doktrynę Świętego Rzymskiego Kościoła Katolickiego, jedynej prawdziwej wierze, nieodłącznej od naszej tożsamości narodowej, inspirującej nasze prawodawstwo". Franco w maju 1946 r. deklarował w Kortezach, że „państwo doskonałe, to dla nas państwo katolickie. Oznacza to nie tylko, że ludzie wyznają wiarę chrześcijańską, ale również, że konieczne są także prawa, które będą stały na straży katolickich zasad, eliminowały wszelkie przeciwko nim wykroczenia".
Pełna symbioza państwa i Kościoła znajdowała wyraz w szerokich prerogatywach, jakie przysługiwały Franco w kwestii obsady stanowisk biskupich. Na mocy porozumienia między Hiszpanią a Stolicą Apostolską z 1941 r., a następnie konkordatu, podpisanego we wrześniu 1953 r. (tak późna data jego zawarcia oddaje rezerwę Piusa XI wobec dyktatorskiego reżimu Franco, kontrastującą z entuzjastycznym poparciem ze strony Kościoła hiszpańskiego), szef państwa miał prawo wyboru biskupa spośród trzech kandydatur przedstawionych przez Watykan. Na mocy konkordatu nowo mianowani biskupi mieli wobec szefa państwa składać przysięgę wierności, zobowiązywali się m.in. „nie brać udziału w żadnym związku ani zgromadzeniu, które mogłyby zaszkodzić państwu hiszpańskiemu i porządkowi publicznemu", a także zapewnić przestrzeganie tych zasad przez duchowieństwo diecezjalne.
Gdy skończyła się wojna domowa, o hiszpańskim Kościele można było zasadnie powiedzieć, że był jej główną ofiarą - ze względu na straszliwe prześladowania, jakim był poddany na terenach kontrolowanych przez Front Ludowy, ale zarazem jej największym beneficjentem, biorąc pod uwagę miejsce, jakie zyskał w nowej Hiszpanii. Od zakończenia wojny pełną parą ruszyły, przy znacznym udziale finansowym państwa, prace nad odbudową zniszczonych kościołów. W listopadzie 1939 r. przywrócone zostały, zniesione przez Republikę, państwowe subwencje dla duchowieństwa (nie były zbyt wysokie, ze względu na ubogi stan państwowej kiesy). Frankistowskie ustawodawstwo oddało Kościołowi to wszystko, co odebrała mu II Republika, a częściowo nawet to, czego pozbawili go XIX-wieczni liberałowie. Kościół odzyskał dominującą pozycję w szkolnictwie, zwłaszcza średnim. I tak np. w 1942 r. liczba maturzystów z ośrodków kościelnych była dwukrotnie większa niż tych ze szkół państwowych. Lekcje religii były obowiązkowe na wszystkich szczeblach edukacji. W szkołach musiały się znajdować krucyfiksy i wizerunki Matki Boskiej, uczniowie wchodząc i wychodząc z klasy recytowali - tak jak w czasach monarchii - „Ave Maria". Przedstawiciele Kościoła mieli zagwarantowane miejsce w instytucjach nadzorujących szkolnictwo. Katolicki charakter nauczania zapisano w odpowiednich aktach prawnych, wszystkie podręczniki miały być w pełni zgodne z nauczaniem Kościoła. Cenzura, w pierwszym okresie powojennym w rękach Falangi, od połowy lat czterdziestych znalazła się w gestii Ministerstwa Edukacji Narodowej, w drugiej połowie lat czterdziestych i w latach pięćdziesiątych kontrolowanego przez działaczy katolickich. Zniesione zostały, wprowadzone przez Republikę, śluby cywilne (były one teraz dopuszczalne tylko dla osób, które udowodniły, iż nie są wyznania katolickiego, co wymagało długiej procedury) i rozwody - uprzednio przeprowadzone zostały unieważnione. Kościół stworzył imponujące imperium prasowe. W 1956 r. dysponował jedną trzecią dzienników (19% całości dziennego nakładu), połową czasopism (70% nakładu). Korzystał bez ograniczeń z rządowych rozgłośni radiowych. Gdy w 1956 r. inaugurowano Telewizję Hiszpańską, pierwszym nadanym przez nią programem była msza święta odprawiona przez osobistego kapelana Franco.
Wzmocnieniu instytucjonalnej pozycji Kościoła towarzyszyły wzmożone działania ewangelizacyjne i rzeczywisty (choć stosunkowo krótkotrwały) wzrost praktyk religijnych. Po zakończeniu wojny domowej rozpoczęto akcję „rechrystianizacji Hiszpanii", która objęła przede wszystkim te tereny (jak wielkie miasta ze znacznymi skupiskami robotniczymi oraz południe kraju, zawsze najsłabiej schrystianizowane), gdzie poprzednio najsilniejsze były wpływy antyklerykalnych ruchów rewolucyjnych. Organizowano akcje misyjne, które polegały na wielodniowych publicznych kazaniach, masowych spowiedziach, kończyły się zaś zbiorowymi ceremoniami - w wielkich miastach były to gigantyczne msze na wolnej przestrzeni, które w Barcelonie np. gromadziły po ćwierć miliona ludzi.
Sojusz z frankistowskim państwem stwarzał Kościołowi tak uprzywilejowaną pozycję i tak szerokie możliwości działania, jakich nigdy nie miał w wieku XX, ani XIX, kiedy narażony był na ciosy ze strony liberałów. „Od wieków my, katolicy hiszpańscy, nie mieliśmy tak swobodnych rąk do pracy apostolskiej, dysponując wszystkimi możliwymi ludzkimi gwarancjami sukcesu" - deklarował na początku lat pięćdziesiątych najważniejszy katolicki periodyk „Ecclesia". Kościół postanowił wykorzystać zwycięstwo w wojnie domowej i całkowite unicestwienie wrogich mu sił dla stworzenia społeczeństwa prawdziwie katolickiego. Cel ten wymagał uzyskania przemożnego wpływu nad duchowością, obyczajowością, wieloma aspektami życia codziennego, co starano się osiągnąć za pomocą całej gamy środków, znajdujących się tak w dyspozycji Kościoła, jak i współpracującego z nim państwa. Prawo i władze państwowe miały stać na straży przestrzegania boskich przykazań. Prymas Hiszpanii wzywał wiernych do wskazywania tych, którzy podejmowali pracę w niedziele i święta kościelne. Te „obywatelskie denuncjacje" miały „zapobiec wielkiemu zgorszeniu, jakim jest profanacja dnia świątecznego przez pracę". Gubernatorzy prowincji wydawali rozporządzenia zobowiązujące władze lokalne do kontrolowania, czy w odnośne dni nie są prowadzone prace na polach i w warsztatach rzemieślniczych. Wydano walkę bluźniercom: bluźnienie i używanie obscenicznych wyrażeń w miejscach publicznych karane było grzywną lub aresztem.
Od 1941 r. rozpowszechnianie środków antykoncepcyjnych podlegało karze grzywny lub więzienia. Kościół i państwo zgodnie lansowały model rodziny wielodzietnej, do rzadkości nie należały rodziny z kilkanaściorgiem potomstwa, zdarzały się nawet rodziny z 25 dzieci - przypadki takie przedstawiano jako wzór do naśladowania, rekordziści byli przyjmowani przez samego Franco. W modelu życia rodzinnego, lansowanym przez państwo i Kościół, miejsce kobiety było w domu. Już Karta Pracy (Fuero del Trabajó) zapowiadała, że „kobieta zostanie uwolniona od brzemienia pracy i fabryki". Wprowadzono zasiłki rodzinne, które były wypłacane, o ile zamężna kobieta nie podejmowała pracy. Uboższe Hiszpanki zawierając małżeństwo otrzymywały od państwa bezzwrotne pożyczki, pod warunkiem jednak, że nie rozpoczną pracy zawodowej. Kodeks karny przewidywał karę (do 6 lat więzienia) dla kobiety, której udowodniono cudzołóstwo lub która opuściła męża (analogiczna kara nie groziła mężczyźnie). Zarazem wprowadzono nową kategorię zabójstwa - „z powodów honorowych" (por honor). Dotyczyła przypadków, gdy mąż zabijał żonę-cudzołożnicę zaskoczywszy ją in flagranti - przewidywaną karą było jedynie opuszczenie miejsca zamieszkania.
Cenzura eliminowała filmy, książki, przedstawienia teatralne (w całości lub tylko ich fragmenty), które uznawano za antykatolickie lub niemoralne. Z zagranicznych filmów usuwano sceny erotyczne i nieobyczajne dialogi, ale ofiarą kościelnych cenzorów padły też np. książki Stendhala i Anatola France'a (na osobiste żądanie arcybiskupa Sewilli). Nie wolno było również wydawać dzieł takich autorów, jak Voltaire, Kant, Nietzsche, Freud czy Proust, Gide, Joyce, Huxley, Steinbeck. W szczytowym momencie na indeksie cenzury znajdowało się ok. 3 tys. książek.
W szkołach zniesiono koedukację (zakaz ten formalnie obowiązywał do 1969 r.), zalecano, aby zajęcia z daną grupą uczniów prowadzone były przez nauczycieli tej samej płci. Starano się zaszczepić rygorystyczny model obyczajowości. Kościół wydał walkę „nieprzystojnym strojom" (dekoltom, krótkim sukienkom), „nadmiernemu używaniu kosmetyków" (bardzo źle widziany był silny makijaż), koedukacyjnym plażom i basenom (powszechny stał się zwyczaj przegradzania plaż lub wprowadzania różnych godzin dla obu płci), nowoczesnym tańcom. Kardynał Pla y Daniel, prymas Hiszpanii, w latach czterdziestych żądał, by członkowie młodzieżowej przybudówki Falangi odstąpili od noszenia krótkich spodni, ponieważ miało to budzić niezdrowe uczucia wśród kobiet i dziewcząt. Pildain, biskup Las Palmas (Wyspy Kanaryjskie), wystosował do rządu formalny protest przeciwko umieszczeniu na stadionie sportowym posągów przedstawiających nagich atletów - kopii antycznych rzeźb (m.in. Dyskobola Myrona); prosił, aby przynajmniej przesłonięte najbardziej gorszące miejsca.
Prasa kościelna potępiała kobiety, które chodziły bez pończoch, paliły papierosy, wchodziły do barów, nosiły spodnie.
Przestrzegano płeć piękną przed samotnym chodzeniem do kina, teatru, na przechadzkę. Szczególną uwagę poświęcano młodzieży. „Potępiamy zły zwyczaj, że narzeczeni trzymają się za ręce lub obejmują" - przestrzegał jeden z biskupów. Napominano też rodziców: „Grzeszą rodzice, którzy pozwalają, aby narzeczeni chodzili w miejsca oddalone i opustoszałe, szczególnie po zapadnięciu zmroku". Narzeczeni mieli walczyć ze zmysłowymi pokusami przez noszenie włosiennic, zimne prysznice, ograniczanie jedzenia.
Z kolei do zadań policji należało czuwanie nad tym, żeby na ulicach, w parkach, kinach itd. pary nie dopuszczały się czynów nieobyczajnych. Ci, którzy je popełniali, narażeni byli na karę grzywny, a także ogłoszenie ich nazwisk w lokalnej prasie, co w latach czterdziestych i na początku pięćdziesiątych było całkiem powszechnym zwyczajem.
W latach pięćdziesiątych Generalny Zarząd Bezpieczeństwa (Dirección General de Seguridad) wydał okólnik ustalający, zgodnie ze wskazówkami Kościoła, normy odnoszące się do strojów kąpielowych, których przestrzeganie miało egzekwować Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Dokument ten stwierdzał m.in., że stroje muszą „w należyty sposób zakrywać piersi i plecy", przeznaczone są „wyłącznie do przebywania w wodzie. Zabronione jest noszenie ich na plaży, w klubach, barach itp., uczestniczenie w nich w tańcach czy wycieczkach". Policjanci patrolowali plaże i wyprowadzali osoby niestosownie ubrane.
Pełna symbioza państwa i Kościoła dawała hiszpańskiemu duchowieństwu ogromne, rzadko spotykane w nowoczesnej historii możliwości wpływania na życie społeczne. W latach czterdziestych i pięćdziesiątych wspólne działania władz i hierarchii kościelnej stworzyły katolicko-konserwatywny model oficjalnej kultury, rozciągający się na niemal wszystkie dziedziny życia. Był to, według określenia jednego z historyków, czas „największej tradycjonalistycznej restauracji w dziedzinie religii i kultury, do jakiej doszło w jakimkolwiek kraju XX-wiecznej Europy". (...)
Efektem industrializacji, urbanizacji, wzrostu zamożności były głębokie przemiany socjalne, demograficzne, kulturowe. Między rokiem 1950 a 1975 przeciętna długość życia wzrosła z 62,1 lat do 73,3, co najlepiej oddawało poprawę w dziedzinie warunków materialnych, odżywiania się, higieny, opieki lekarskiej itd. Ludność Hiszpanii powiększyła się z niecałych 28 mln w 1950 r. do prawie 34 mln w 1970. Pod względem struktury przyrostu naturalnego Hiszpania coraz bardziej upodabniała się do krajów rozwiniętych. Zmniejszył się wskaźnik śmiertelności, zwłaszcza niemowląt -uważany za jeden z najważniejszych mierników poziomu cywilizacyjnego. Ten ostatni w 1960 r. był w Hiszpanii o 50% wyższy niż we Francji, w 1980 r. był już niemal taki sam. Najwyższy przyrost naturalny (prawdziwy baby boom) przypadł na lata sześćdziesiąte - okres najszybszego wzrostu gospodarczego i najbardziej odczuwalnej poprawy poziomu życia. Obniżył się na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych (gdy tempo rozwoju uległo osłabieniu), spadając gwałtownie w połowie lat siedemdziesiątych, kiedy to Hiszpania dotkliwie odczuwała skutki kryzysu ekonomicznego. Jednocześnie zmniejszyła się wielkość przeciętnej rodziny: między rokiem 1960 a 1975 z 4 do 3,02 osób, co również zbliżało Hiszpanię do wskaźników demograficznych krajów EWG.
Ekonomicznej prosperity towarzyszył też rozwój szkolnictwa, co zaświadcza wzrost wskaźnika alfabetyzacji i skolaryzacji na wszystkich szczeblach nauczania. Wskaźnik alfabetyzacji wynosił w 1950 r. 82,6%, w 1960-86,3%, w 1970 - 91,2%. Szkolnictwo na szczeblu podstawowym stało się prawdziwie powszechne, na szczeblu średnim, mimo znacznego postępu, ciągle wskaźnik skolaryzacji był niższy niż w innych rozwiniętych krajach: 67% w latach siedemdziesiątych, co sytuowało Hiszpanię w pobliżu Grecji (69%) i Włoch (73%), ale daleko w tyle za Francją (78%), Holandią (82%) czy Belgią (82%). W latach sześćdziesiątych szybko zwiększała się liczba studentów, a w prawdziwie oszałamiającym tempie - w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych (w 1969 r. było ich 150 tys., w 1975 r. ok. 400 tys.). Mimo to, pod względem szkolnictwa wyższego Hiszpania w momencie śmierci Franco sytuowała się na końcu zachodnioeuropejskiej drabiny, podobnie jak w przypadku globalnych nakładów na szkolnictwo. W 1976 r. stanowiły one 1,9% produktu narodowego brutto, podczas gdy w Grecji 2,3%, Portugalii i Francji 3,3%, Wielkiej Brytanii 5,3%, Szwecji 8%.
Hiszpania upodobniała się do Europy Zachodniej i proces ten dotyczył nie tylko poziomu dochodu narodowego, struktury zawodowej, trendów demograficznych, ale także mentalności, stylu życia, mody itd. Wpływ miały na to zarówno wzrastająca liczba zachodnich turystów (w 1959 r. przyjechało ich niewiele ponad 4 mln, w 1965 r. było ich już z górą 14 mln, a w 1972 r. -32,5 mln), jak i masowe wyjazdy zarobkowe Hiszpanów na Zachód. Nie tylko robotników, ale i studentów pracujących w czasie wakacji.
Ten kontakt z Zachodem w dziedzinie obyczajowości przyniósł między innymi upowszechnienie bikini i pigułki antykoncepcyjnej. Nie pomagały stanowcze sprzeciwy ze strony Kościoła - kardynał Segura w swoich kazaniach nazywał zagranicznych turystów „agentami Szatana, którzy przynoszą nam swoje zdeprawowane zwyczaje". Zderzenie konsumpcyjnych, laickich stylów życia z oficjalną, konserwatywno-katolicką kulturą, prowadziło do zadziwiających sytuacji. I tak np. rozpowszechnianie środków antykoncepcyjnych było wciąż zakazane (do 1978 r.), więc ginekolodzy masowo przepisywali pigułki jako środki do wyregulowania cyklu menstruacyjnego, dzięki czemu mogły być sprzedawane w hiszpańskich aptekach. Działała w dalszym ciągu surowa cenzura obyczajowa, Hiszpanie więc masowo wyjeżdżali do nadgranicznych miejscowości francuskich, by tam oglądać erotyczne i pornograficzne filmy. Powstała cała sieć biur podróży specjalizujących się w tego rodzaju turystyce. Tylko między styczniem a czerwcem 1973 r. 110 tys. Hiszpanów obejrzało w Perpignan Ostatnie tango w Paryżu Bertolucciego.
Fragmentem głębokich przeobrażeń społecznych była postępująca laicyzacja, która nieuchronnie podmywała fundamenty „narodowego katolicyzmu". W rzeczywistości nie były one tak mocne, jak mogłaby sugerować zewnętrzna potęga hiszpańskiego Kościoła. Wzrost praktyk religijnych nie wykroczył poza lata czterdzieste. Nawet wtedy rzeczywiste liczby nie zawsze były imponujące - np. w Ciudad Rodrigo, a więc na obszarze religijnej, konserwatywnej Północy, w 1951 r. w każdą niedzielę do kościoła chodziło tylko 42% mężczyzn i 55% kobiet. Od początku lat pięćdziesiątych następował systematyczny spadek praktyk religijnych, w 1972 r. w niedzielnych mszach brało regularnie udział tylko 35% hiszpańskich katolików (w 1983 r. - 28%).
Frankizm nie wpłynął na zmianę geograficznego zróżnicowania hiszpańskiego katolicyzmu. Aktualny pozostał podział na prowincje północne (na północ od Madrytu), gdzie poziom praktyk religijnych był na ogół wysoki (pod koniec lat siedemdziesiątych w mszach niedzielnych uczestniczyło 90% mieszkańców Kraju Basków, 80% Galicjan, 60-80% mieszkańców Kastylii-León) oraz na południe, gdzie wszystkie wskaźniki religijne były znacznie niższe (Kastylia-La Mancha i Estremadura - 20-40% uczestnictwo w niedzielnej mszy, Andaluzja - poniżej 15%).
Zasadniczo niezmienne pozostało również socjalne zróżnicowanie stosunku do Kościoła i religii. Najbardziej od nich odlegli pozostawali, tak samo jak w czasach przedfrankistowskich, robotnicy rolni oraz przemysłowa klasa robotnicza. Według ankiety przeprowadzonej w 1957 r. przez Akcję Katolicką, tylko 2,9% robotników należało do jakichkolwiek stowarzyszeń religijnych, 8% regularnie uczęszczało na mszę, natomiast aż 41% deklarowało swój nieprzychylny stosunek wobec religii, a 90% - wobec Kościoła. (...)
Krytyczne akcenty wobec reżimu pojawiały się już w latach pięćdziesiątych w środowisku robotniczych działaczy katolickich. W skali całego Kościoła odejście od ścisłego współdziałania z państwem nastąpiło w następnej dekadzie. Przyczyny były dwojakie: pojawienie się nowej generacji księży, nie naznaczonych piętnem wojny domowej, traktujących „narodowy katolicyzm" jako model całkowicie już anachroniczny, nieprzystający do zmieniającego się hiszpańskiego społeczeństwa, oraz zmiana w Kościele powszechnym. Sobór Watykański II otworzył nową epokę, w której Kościół wielką wagę przykładał do praw człowieka, tolerancji, demokracji, unikając jednocześnie zbyt bliskiego związku z jakąkolwiek władzą czy jedną orientacją polityczną. Nowy papież, Paweł VI, dal się poznać ze swego krytycznego stosunku do frankizmu jeszcze jako biskup Mediolanu, kiedy wystosował do Caudillo list protestujący przeciwko ferowaniu wyroków śmierci w sprawach politycznych. Po wstąpieniu na Stolicę Piotrową wystąpił do Franco z prośbą o zrzeczenie się przez niego prawa prezentacji (wyboru jednej z trzech kandydatur na stanowisko biskupie), zawartego w konkordacie z 1953 r. Franco odmówił, argumentując, że jest to tradycyjny przywilej hiszpańskich monarchów (z prawa prezentacji zrezygnuje dopiero Juan Carlos w 1976 r.), blokował też starania Watykanu o zawarcie nowego konkordatu. Wobec braku porozumienia, Paweł VI wakujące diecezje powierzał biskupom pomocniczym, którzy, w przeciwieństwie do biskupów tytularnych, nie potrzebowali aprobaty Franco.
Obowiązywanie konkordatu z 1953 r. miało dla Kościoła tę dobrą stronę, że duchowieństwo nadal cieszyło się uprzywilejowaną sytuacją prawną (m.in. podlegało jurysdykcji kościelnej). Nabrało to istotnego znaczenia wraz z włączaniem się, od początku lat sześćdziesiątych, coraz szerszej grupy księży w działania opozycyjne, które w przypadku osób świeckich pociągałyby za sobą surowe represje. W 1960 r. 339 księży baskijskich podpisało list, w którym piętnowano brak swobód obywatelskich i dyskryminację narodowościową. Niektóre baskijskie klasztory stały się oparciem dla konspiracyjnych grup opozycyjnych. Czynnik narodowy radykalizował także nastroje Kościoła katalońskiego. Ośrodkiem dysydenckiego kleru stał się tam klasztor Montserrat, najważniejszy przybytek religijny Katalonii. W maju 1966 r. barcelońscy kapucyni udostępnili swój klasztor działaczom akademickim pragnącym założyć opozycyjny związek studencki. Po tym, jak policja wkroczyła do klasztoru, około stu księży przeszło ulicami miasta, protestując przeciwko stosowaniu przemocy wobec studentów; policja rozproszyła pochód pałkami. Wydarzenie to przeszło do historii jako la capuchinada. Demonstracje uliczne księży stały się hiszpańską specyfiką. W 1967 r. w Bilbao osiemdziesięciu księży przeszło ulicami miasta, powtarzając postulaty listu otwartego z 1960 r. W 1969 r., po tym, jak zapadły wyroki skazujące wobec trzech duchownych oskarżonych o zorganizowanie capuchinady, setka księży zamknęła się w pałacach biskupich w Bilbao i Barcelonie, przeprowadzając protestacyjny strajk głodowy. Pod koniec lat sześćdziesiątych władze zmuszone były utworzyć specjalne więzienie dla księży.
W 1971 r. doszło do wydarzenia o ogromnym znaczeniu symbolicznym. Większość uczestników ogólnokrajowego Zgromadzenia Wspólnego biskupów i kapłanów opowiedziała się za przyjęciem rezolucji, w której dystansowano się od roli odegranej przez Kościół w czasie wojny domowej. „Uznajemy naszą winę i prosimy o wybaczenie za to, że w swoim czasie nie potrafiliśmy być prawdziwymi rzecznikami pojednania w łonie naszego narodu podzielonego wojną między braćmi" - głosili biskupi i księża.
Protesty i opozycyjne manifestacje księży początkowo miały charakter ruchów oddolnych, niejednokrotnie skierowanych przeciwko oficjalnej hierarchii kościelnej. Stopniowa zmiana nastawienia biskupów znalazła wyraz w przejęciu steru hiszpańskiego Kościoła przez Vicente Enrique y Tarancóna, najpierw arcybiskupa Oviedo, od końca lat sześćdziesiątych arcybiskupa Toledo (najważniejszej diecezji hiszpańskiej, z którą wiązał się tytuł prymasa), od 1972 r. przewodniczącego Konferencji Episkopatu. W latach siedemdziesiątych Kościół przy różnych okazjach, czy to ustami Tarancóna, czy poprzez oficjalne dokumenty Episkopatu, otwarcie już krytykował reżim za brak swobód obywatelskich, opowiadał się za pluralizmem i demokracją. Krytycyzm Kościoła wobec frankizmu doprowadził do powstania nie znanego wcześniej zjawiska prawicowego antyklerykalizmu, mającego swoje oparcie wśród najbardziej zachowawczych kręgów reżimu. Zdarzały się przypadki poturbowania opozycyjnych księży (a nawet biskupa) przez bojówki występujące pod nazwą „Żołnierze Chrystusa Króla" (Guerilleros del Cristo Rey); na oficjalnych zgromadzeniach padały okrzyki: „Wymierzyć sprawiedliwość czerwonym biskupom", „Chcemy biskupów katolickich", „Tarancón pod mur".
fragment książki: Tadeusz Miłkowski, Paweł Machcewicz -
Historia Hiszpanii