Religijne wędrówki ludów
Trzeba zabić tego ducha, który nie pochodzi od Boga
Podczas gdy Samuel Huntigton narzeka na postępującą hispanizację i katolicyzację Stanów Zjednoczonych, dokładnie odwrotny proces można dostrzec w krajach latynoskich. Tu tysiące katolików zmienia wyznanie na protestanckie, formując przy okazji nowy latynoski styl chrześcijaństwa ewangelikalnego.
Dane nie pozostawiają złudzeń - w ostatnich dziesięcioleciach tysiące Latynosów odeszło od Kościoła rzymskokatolickiego, który od dawna formował tożsamość duchową Ameryki Łacińskiej, i przyłączyło się do jednej z wielu niewielkich, ale zwykle bardzo dynamicznych wspólnot ewangeli-kalnych, jak można je najogólniej nazwać: zielonoświątkowców lub baptystów. W Panamie, do niedawna niemal monolitycznie katolickiej, protestantem jest dziś co piąty mieszkaniec (w ciągu pięciu lat ich liczba wzrosła dwukrotnie), w Ekwadorze - prawie co czwarty, a w Peru jest ich już ponad 13 procent. Obecnie środowiska protestanckie zaczęły także walczyć o Latynosów zamieszkujących Stany Zjednoczone. Również oni chętnie - choć brakuje tu dokładnych danych - przyłączają się do niewielkich wspólnot zielonoświątkowych.
Spontaniczna inkulturacja
A to nie koniec marszu ewangelikałów przez katolicką Amerykę Łacińską. Kolejne organizacje protestanckie przeznaczają ogromne środki na propagowanie wśród Latynosów swoich wyznań. W maju tego roku w Limie odbyło się spotkanie niemal wszystkich przywódców ruchów ewangelikalnych działających w Peru. Jego celem było ustalenie strategii uczynienia z tego państwa kraju protestanckich uczniów Chrystusa. Praktycznym owocem kongresu jest powołanie międzywyznaniowych ekip misyjnych, wspomagających pracę ewangelizacyjną lokalnych zborów. Grupy te mają dotrzeć z Ewangelią, ale i środkami finansowymi, tam, gdzie nie ma jeszcze żadnej protestanckiej społeczności.
Wkroczenie protestantyzmu do Ameryki Łacińskiej nie oznacza jednak wcale, że zmienia się styl wiary i pobożności Latynosów. Zmianie ulega raczej typ pobożności ewangelikalnej, przyjmującej parapogańskie formy (o co zresztą protestanci oskarżają katolików). Przykładem może być nabożeństwo wygnania z Brazylii złego "ducha Rzymu", które odprawiła zieloświątkowa pastorka Miriam Silva z Sao Paulo, żywcem zaczerpnięte z tradycji pogańskich. W wyznaczonym dniu cały jej zbór oraz liczne grono ciekawskich zebrali się przed drzwiami kaplicy, śpiewając kościelne pieśni wzywające do walki. Nagle zza drzwi wyskoczyła odziana w wojskowy mundur duchowna z bagnetem w dłoni. Krótko potem na placu pojawiło się sześciu mężczyzn z trumną. Złożyli ją w specjalnie przygotowanym miejscu. Pastora Miriam zbliżyła się do niej, uniosła nad nią bagnet i wygłosiła płomienne kazanie, w którym oskarżyła "ducha Rzymu" o odpowiedzialność za biedę, złodziejstwo i gwałt w kraju. - To "duch Rzymu" - grzmiała kaznodziejka - nauczył Brazylijczyków zachowywać niedzielę i chrzcić małe dzieci. Trzeba zabić tego ducha, który nie pochodzi od Boga.
Na zakończenie kazała wszystkim obecnym sprawdzić, czy przypadkiem sami nie zostali nim zarażeni. Zebrani mieli na kartkach spisać swoje przewinienia, a potem złożyć je do trumny. Nachylając się nad nią, każdy widział własne odbicie w lustrze umieszczonym w miejscu, gdzie zazwyczaj znajduje się głowa nieboszczyka. Kiedy "obrzęd" się dokonał, trumna została zamknięta. Pastorka zaczęła dźgać ją bagnetem. Na zakończenie stwierdziła, że w ten "profetyczny" sposób odmieniła na lepsze losy Brazylijczyków i samej Brazylii.
Inny pastor, Roberto Pires, postanowił uwolnić swoje miasto od działalności przestępców przez namaszczenie go. W tym celu wynajął helikopter, na którego pokładzie umieścił beczkę oleju, po czym wzbiwszy się w przestworza, wylał jej zawartość na rozpościerającą się w dole metropolię. Natomiast wielebny Carlos Feijo zdecydował się wypędzić szatana i jego sługi ze swojego zboru w jeszcze bardziej ekstrawagancki sposób. Jak sam wspomniał, podczas modlitwy doznał objawienia, że lwy zaznaczają swój teren moczem. Stąd wysunął prosty wniosek, że każdy prawowity przedstawiciel Jezusa - Lwa Plemienia Judzkiego - właśnie tak powinien uczynić. Długo nie zwlekając, zwołał swoich współpracowników, każdemu wręczył butelkę wody, by nie zabrakło mu moczu, i wysłał na znaczenie Bożych terenów.
Podobne procesy inkulturacji religii można zaobserwować także w innych wspólnotach wyznaniowych przeszczepionych na obcy sobie grunt kulturowy. Widać to choćby w buddyzmie Diamentowej Drogi, zorganizowanym na Zachodzie przez Olego Nydhala. Początkowo miał on być zwykłym buddyzmem tybetańskim. Jednak lama szybko doszedł do wniosku, że w Europie ten typ pobożności się nie sprawdza. Zaczął więc tworzyć buddyzm "zachodni". Proces jego powstawania dopiero się rozpoczął, trudno więc przewidzieć, jakie formy rytualne i dogmatyczne przyjmie on w przyszłości. Jedno nie ulega wątpliwości, Nydahl wyeliminował z buddyzmu całą dogmatykę oraz ostatnie ślady życia mniszego.
Między konserwatyzmem a liberalizmem
Spory ruch międzywyznaniowy można zaobserwować także w Stanach Zjednoczonych. Tu liberalni katolicy, zwłaszcza zaangażowani w działalność polityczną, przechodzą, jak senator Bernard Kenny, do Kościoła episkopalnego, konserwatywni anglikanie zaś decydują się na konwersję na katolicyzm bądź prawosławie. W pierwszym wypadku proces ten nasilił się po ostrej reprymendzie udzielonej przez biskupów liberalnym katolickim politykom opowiadającym się za aborcją, eutanazją i małżeństwami homoseksualnymi, w drugim zaś - w związku z wyświęceniem na biskupa anglikańskiego aktywnego homoseksualisty.
Dla wielu urodzonych episkopalian decyzja o ordynacji homoseksualisty była ostatecznym dowodem, że ich wspólnota odeszła od ortodoksji. Niektórzy z nich już dokonali konwersji i zostali katolikami. Tak jak Shari de Silva, neurolog w Fort Wayne. - Myślę, że Kościół episkopalny upada i staje się tylko świeckim humanizmem. Zaakceptowanie homoseksualizmu jest dla mnie niewiernością wobec Boga - powiedziała w rozmowie z dziennikarzem New York Timesa. - Nie mogłam się pogodzić z tym, że moje dzieci w szkółce niedzielnej były uczone o prawach homoseksualistów. Jej zdaniem, przewagą Kościołów katolickiego i prawosławnego nad ewangelikalnymi jest to, że mają one centralny autorytet, który utrzymuje je w doktrynalnej jedności. - Eksperyment anglikański, wspaniały, trwający 500 lat, dobiega końca z braku takiego autorytetu - uznała de Silva.
Do podobnych wniosków doszedł co czwarty wierny anglokatolickiej parafii św. Franciszka w Dallas. - Nasza parafia znana była z katolicyzowania, pobożności względem Maryi, odmawiania różańca itp. Długo sprzeciwiała się ordynowaniu kobiet. Wyświęcenie homoseksualisty stało się dla wielu parafian końcem możliwości wspólnoty z Kościołem episkopalnym - opowiada ksiądz David M. Allen, proboszcz.
Parafie anglikańskie, szczególnie te nastawione liberalnie, zanotowały także spory przypływ nowych członków. Przychodzą do nich katoliccy liberałowie czy homoseksualiści żyjący w stałych związkach, których nie uznają ich Kościoły. - Nie mogę zrozumieć, jak Bóg mógł chcieć Kościoła, w którym wszyscy będą identyczni - wyjaśniał motywy swojej konwersji z katolicyzmu Youssef El-Naggar. Po wspomnianej już decyzji o wyświęceniu biskupa homoseksualisty do liczącej 300 osób episkopalnej parafii św. Pawła w Chatham przybyło 15 nowych członków, jeden zaś odszedł do Kościoła rzymskokatolickiego.
El-Naggar nie jest homoseksualistą. Do anglikanizmu przyciągnęło go jego doktrynalne rozmycie i chęć prowadzenia debaty, nawet nad kwestią istnienia Boga (zwolennikiem chrześcijańskiego ateizmu jest w Kościele episkopalnym biskup John Spong). - Próbowałem być dobrym chrześcijaninem, ale nigdy nie czułem duchowej wolności. Poczułem ją dopiero tutaj - zachwala swoją nową wspólnotę.
Na anglikanizm przechodzą też katoliccy duchowni. Niektórzy z nich poczuli się dotknięci sugestiami hierarchów watykańskich, którzy stwierdzili, że skandale pedofilskie w Kościele są związane z obecnością w nim księży homoseksualistów. - Czuliśmy się w Kościele katolickim wyalienowani - twierdzi 56-letni prawnik i były zakonnik Robert J. Martin, który żyje w związku z mężczyzną. Obaj panowie - Martin i jego partner - udali się więc do anglikańskiej parafii św. Pawła w Filadelfii i poprosili jej proboszcza o przyjęcie do wspólnoty. Parafia znajduje się naprzeciwko kościoła, w którym Martin trzydzieści lat temu przyjmował święcenia kapłańskie. - Było dla nas bardzo ważne, że potraktowano nas jako parę ciepło - opowiada.
Wielu obserwatorów podkreśla, że konwersje z Kościoła rzymskokatolickiego do episkopalnego są naturalne, bowiem anglikanizm od zawsze był pomostem między katolicyzmem a protestantyzmem. Wędrówki nasiliły się, kiedy Kościół anglikański zaczął wprowadzać ordynację kobiet. - Wielu konserwatystów anglikańskich przeszło wtedy na katolicyzm. Wielu zaś katolickich liberałów stało się anglikanami - twierdzi profesor Robert Bruce Mullin, historyk z General Theological Seminary Kościoła episkopalnego w Nowym Jorku. Duchowni episkopalni, zwłaszcza kobiety, to na ogół konwertyci z Kościoła katolickiego, którzy nie mogli w nim przyjąć święceń. Z drugiej strony w licznych katolickich parafiach pracują żonaci księża, anglikanie, którzy zdecydowali się na zjednoczenie z Rzymem.
Niestety, i to także jest prawda o konwersjach, wielu nowych członków wspólnot i katolickiej, i episkopalnej kieruje się płytkimi względami politycznymi. Są to tylko kościelni poszukiwacze wrażeń, którzy po dwóch lub trzech miesiącach rezygnują z uczestnictwa w życiu religijnym. Inni od razu zastrzegają, że chcą się tylko rozejrzeć.
Religijne Jasie Wędrowniczki
Ta ostatnia grupa albo w końcu sama tworzy własne systemy wiary, albo na dobre przyłącza się do istniejącej wspólnoty. Taką drogę odbył Austriak Michael Herzog - obecnie biskup Ambroży, a wcześniej biskup Antoni. Urodził się w rodzinie katolickiej, ale w wieku 26 lat konwertował do jednej z niewielkich wspólnot ewangelikalnych w Niemczech. Tam po dwóch latach przyjął ordynację pastorską. W połowie lat 80. pastor Herzog zaczął interesować się prawosławiem, a w 1993 został przyjęty do Greckiej Cerkwi Prawosławnej Starego Kalendarza. Dość szybko starokalendarzowcy wyświęcili go na księdza, a w 2000 roku - biskupa. W 2002 biskup Antoni - bo takie imię przyjął - zdecydował się zostać staroobrzędowcem i konwertował do tej wspólnoty przez chrzest i spowiedź. Po dwóch tygodniach od chrztu biskup Ambroży - nowe imię zakonne - przyjął wszystkie stopnie święceń, aż do biskupich. Obecnie Herzog jest zwierzchnikiem dwóch wspólnot, liczących ogółem około 30 wiernych.
Przyczyny tej konwersji - choć poprzedzała ją długa droga - były ostatecznie czysto duchowe. W wywiadzie udzielonym Niezawisimoj Gazietie Ambroży deklarował, że chodziło o odnalezienie wspólnoty, która zachowałaby tradycję Apostołów w formie możliwie najczystszej. - Jeśli zgadzamy się z tym, że Pismo i Tradycja stanowią fundamenty Kościoła, to trzeba sobie zadać pytanie, kto i dlaczego Tradycję zmienił, a kto zachował ją w całości. Ja doszedłem do wniosku, że w najczystszej i najjaśniejszej formie została ona zachowana w Rosyjskiej Staroobrzędowej Cerkwi Prawosławnej - powiedział.
Inaczej jednak niż większość konwertytów biskup Herzog nie dąży do nawracania na staroobrzędowe prawosławie nowych wiernych. - Chociaż żyjemy na Zachodzie, to działalność misyjną rozumiemy inaczej niż jest to przyjęte w zachodnim chrześcijaństwie. Nasz wspólnota jest otwarta dla wszystkich, którzy potrzebują porady, cierpią, którzy potrzebują pomocy. Każdy, kto do nas przyjdzie, znajdzie miłość i zrozumienie. Ale nie chodzimy z ulotkami czy reklamówkami. Duch Święty sam doprowadza do nas ludzi, których do tego wybrał - podkreśla biskup Ambroży.
Żydzi z wyboru
Duchowe migracje spowodowały także, że wiele religii, które w zasadzie - czy to z konieczności historycznej, jak judaizm, czy z przyczyn doktrynalnych, jak zaratustrianizm - nie przewidywały konwersji i uznawały za członków swoich wspólnot tylko osoby w nich urodzone, zaczęło prowadzić aktywną działalność prozelicką. Tak jest w wypadku rozmaitych gałęzi judaizmu, który w Stanach Zjednoczonych powołał nawet specjalne Komisje do spraw Konwertytów.
Jeśli chodzi o judaizm, jest to zresztą powrót do starej tradycji. "Prozelityzm żydowski towarzyszył judaizmowi przez całą jego historię. Ukierunkowany na nawracanie pogan, raz energicznie, kiedy indziej bardziej powściągliwie, przybrał znaczne rozmiary w czasach Drugiej Świątyni i istniał w pierwszych wiekach ery chrześcijańskiej. W średniowieczu miały miejsce bez porównania rzadsze, a sporadycznie również grupowe, nawrócenia, a w społeczeństwach chrześcijańskich raz po raz pojawiali się pojedynczy konwertyci" - opisuje historię konwersji na judaizm Stanisław Krajewski w książce Żydzi, judaizm, Polska. Najbardziej znani konwertyci to choćby XI-wieczny biskup Bari Andreas, który zbiegł do Egiptu i tam przyjął judaizm, czy XVII-wieczny angielski działacz antykatolicki lord George Gordon, który w wieku trzydziestu lat obrzezał się i zaczął żyć ściśle według reguł ortodoksyjnych. Nawrócenia na judaizm, jak zauważa Krajewski, również obecnie stanowią "zauważalną kategorię".
Podobnie jak w przeszłości, sporą grupę Żydów "z wyboru" stanowią chrześcijanie, którzy pod wpływem studiów nad Starym Testamentem uznali, że Jezus Chrystus nie był obiecanym Mesjaszem. Taką drogę odbył katolicki teolog i doradca Konferencji Episkopatu Holandii, a obecnie ortodoksyjny Żyd i wykładowca filozofii na Uniwersytecie Bar Ilan w Izraelu, profesor Efraim Meir.
Meir jako drugi świecki w historii Uniwersytetu w Louvain otrzymał tytuł doktora teologii. Krótko potem ożenił się. Razem z żoną odkrył, że chrześcijaństwo jest dla nich zbyt uduchowione i zaczął szukać lepszego wyrazu swojej pobożności. Pierwszym krokiem ku konwersji były wizyty w synagodze w Antwerpii. To tam zaczął zaopatrywać się w koszerne produkty i podpatrywać sposób urządzania wieczerzy szabatowych. Mimo fascynacji judaizmem, zdecydował się na przyjęcie posady doradcy Konferencji Episkopatu Holandii. Dopiero po trzech latach piastowania tego urzędu i jednoczesnego zachowywania wszystkich zwyczajów żydowskich zdecydował się wraz z żoną na konwersję na judaizm i emigrację do Izraela. - To nie była prosta decyzja. Nie wiedziałem, jak wyjaśnić ją dzieciom i rodzicom. Nie wiedzieliśmy z żoną, co nas czeka po porzuceniu ciepłej posadki i starej religii. Ale czułem wewnętrzny ogień, który palił moją duszę. Czułem, że rodzi się we mnie nowa żydowska dusza. I nie miałem wyboru, pojechałem do Izraela i powiedziałem rabinom, że chcę konwertować. Zgodzili się - wspomina profesor Meir. Zdaniem filozofa, judaizm jest dziś częścią jądra jego duszy. - To jest jak bycie ojcem czy mężem, tego nie można od siebie oddzielić. Wybrałem judaizm, ale czuję też, że sam zostałem wybrany. I to czyni mnie szczęśliwym - wyjaśnia.
Podobną drogę odbyło tysiące chrześcijan i niewierzących. Często zmieniają oni oblicze judaizmu, sprawiając - jak to pokazała Natalie Kukoff w książce Choosing Judaism - że z rodzinnej i narodowej tradycji staje się on żywą i dynamiczną wiarą, która chce zdobywać nowych wyznawców. Takie zresztą było zawsze zadanie prawdziwych konwertytów - świadczyć o prawdzie, pełni i wyzwalającej mocy religii. Obecnie widać to lepiej, bo nawet ludzie pozostający przy religii swoich ojców, wybierają ją dla siebie w wieku dorosłym, stając się niejako "konwertytami" w ramach własnej tradycji.
Tomasz P. Terlikowski
12.07.2004 - Nowe Państwo