Od pielgrzyma do turysty, czyli jak podróżowano w dawnej Europie
"Podróż dla przyjemności" - takie zdanie usłyszeć można było dopiero w XVIII wieku. Wcześniej wprawa musiała, przynajmniej teoretycznie, czemuś służyć, nawet jeśli podróżni wyprawiali się daleko za granicę, rozglądali na boki, podziwiali krajobrazy, zatrzymywali w okolicach historycznych obiektów. Podróż po prostu nie mogła być zabawą, chociaż często nią była.
Czas rewolucji pod względem sposobu i celów podróżowania to dla Europejczyków XVIII i XIX wiek. Od powstania pierwszej w Europie linii kolei żelaznej i masowego podróżowania był już tylko krok do pojawienia się nowego zjawiska "współczesnego turysty".
"Do XVIII wieku nie podróżowano turystycznie, a jeśli nawet ktoś się na to zdecydował, to nigdy oficjalnie, lecz pod jakimś płaszczykiem, na przykład pielgrzymki" - mówi historyk z Działu Oświatowego Zamku Królewskiego w Warszawie, mgr Przemysław Deles. Podróżowano w konkretnym celu, na przykład by odwiedzić miejsca święte: Jerozolimę, Rzym, Santiago de Compostella... Ten typ podróżowania znany jest np. z "Opowieści Kanterberyjskich" Chaucera (1387-1392), poematu scalającego opowieści podróżnych różnych stanów, pielgrzymujących razem do grobu kanonizowanego w XII wieku arcybiskupa Tomasza Becketa w Canterbury.
Na dalsze odległości przemieszczali się raczej ludzie zamożni, wyżej sytuowani w hierarchii społecznej. Podróżującą bez konkretnego celu biedotę traktowano jak włóczęgów dopuszczających się wykroczenia.
GRAND TOUR, CZYLI WIELKIE PODRÓŻOWANIE
W kręgach arystokratycznych, szlacheckich i częściowo mieszczańskich znacznej części Europy podróż stała się w pewnym momencie "obowiązkowa." Począwszy od drugiej połowy XVI wieku wypadało, by młody człowiek wyruszył w tzw. "Grand Tour", czyli edukacyjną podróż po kontynencie w celu nabycia niezbędnej dorosłym wiedzy o świecie.
Zazwyczaj w taką podróż wyprawiano młodego człowieka w wieku od kilkunastu do dwudziestu kilku lat. Nie ruszał w podróż sam, lecz w towarzystwie opiekuna, wyposażony w specjalną instrukcję spisaną surową ręką rodzica. Zawierała ona ścisłe wytyczne - co podróżującemu wolno, czego nie, na jakich uczelniach powinien podejmować naukę (kilkumiesięczna nauka na zagranicznych uniwersytetach była częstym elementem Grand Tour), jakich rozrywek winien się wystrzegać. "Oczywiście młodzi ludzie nie zawsze ściśle przestrzegali tych zaleceń" - podkreśla Deles.
Trasy Grand Tour były różne, ale prawie zawsze znajdowały się na nich: Paryż, Genewa, Turyn, Mediolan, Wenecja, Genua, Florencja, Rzym i Neapol. Zazwyczaj odbywano je na terenie Włoch, Niemiec, Niderlandów Południowych i Północnych, częściowo Francji, czasem odwiedzano Londyn.
Na Grand Tour wyruszało się w małych grupach, najwyżej kilkuosobowych, zazwyczaj konno, a w przypadku osób mniej zamożnych - pieszo. Do XVI wieku powozy, jako pojazdy mało wygodne, nie były zbyt popularne. Dopiero późniejsze udoskonalenia techniczne powozów uczyniły taką formę podróży znośniejszą.
"Pierwsze karety, w których pudło było umieszczone na pasach rzemiennych amortyzujących wstrząsy, zaczęto produkować w XVI wieku. Resory wynaleziono jednak dopiero w połowie XVIII wieku" - informuje Deles.
Innym argumentem, by nie męczyć się podróżą powozem, był do połowy XVIII wieku fatalny stan europejskich dróg - w większości gruntowych, na których, w czasie deszczu koła wozu grzęzły do połowy w błocie.
Zwyczajem było prowadzenie podczas Grand Touru dzienników podróży. Zapiski na temat urody oglądanych miejsc, ich osobliwości, a także obyczajów i ustroju politycznego odwiedzanych państw służyć miały za źródło wiedzy kolejnym podróżnikom w czasach, kiedy nie było jeszcze książkowych przewodników turystycznych. "Takich diariuszy zachowało się mnóstwo, także w Polsce" - mówi Deles.
"KU PRZEDMIEŚCIU PARYSKIEMU"
Teofila Konstancja z Radziwiłłów Morawska tak wspomina swoją podróż do Paryża na kartach "Diariusza podróży 1773-1774":
"O kilkanaście poczt od Paryża drogi murowane i najlepsze. Drzewa po obydwóch stronach gęsto wysadzane. Słowem kraj ten zupełnie piękny, po niektórych miejscach przyjemnie górzysty, po drugich wesoło równy (...) Przyjechawszy ku przedmieściu paryskiemu dnia 21 septembra w nocy, podjeżdżając pod miasto, ile w ciemnym czasie widać było rac kilka wypuszczonych, za zbliżeniem postrzegliśmy ognie na podobieństwo iluminacyi i kiedy bynajmniej o jakim fajerwerku nie wątpili, podjechawszy postrzegli, że to latarnie czteroświeczne z wypolerowanymi dla powiększenia światła blachami umyślnie dla jadących po całym mieście rozwieszone, co niewymowną czyni ozdobę. Latarnie te pod miare dosyć gęsto na srzodku ulic na sznurach z jednej naprzeciw drugiej kamienicy zaczepiane właśnie jakby na powietrzu wisiały wydają się (...) Wjechanie do Paryża przypóźnił przypadek urwanego pasa. Ale czy grzeczności, czy liczbie ludzi, czy podobno chęci zarobku przypisać potrzeba karecie naszej nie dały upaść na ziemię, co mimo szybkości długo zabawiło."
Na Grand Tour zabierano nierzadko mnóstwo bagażu, bywało że po kilkaset skrzyń. Nocowano w gospodach lub w hotelach.
"Paszporty", czyli dokumenty zawierające opis podróżującej osoby, imię, nazwisko czy wzrost, wprowadzono dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku, w niektórych krajach Europy, m.in. w Rosji. Do XVIII wieku podróżowano z papierami polecającymi. Były to glejty wydawane przez władcę odwiedzanych terenów, stanowiące zarazem rodzaj polisy ubezpieczeniowej na czas podróży.
PORZĄDNE DROGI PIERWSI MIELI FRANCUZI
Grand Tour "zamiera" u progu XIX wieku. Pojawiły się okoliczności ułatwiające podróżowanie i czyniące je powszechniejszym - porządne drogi. Zaczynają się one pojawiać w Europie dopiero na początku XVIII wieku, na początku we Francji.
Dbałość o dobre drogi cechowała kraje o władzy absolutnej. We Francji, nawykłej do takiej władzy pod rządami Króla Słońce-Ludwika XIV, a następnie jego rozmiłowanego w wojnach prawnuka Ludwika XV, na jakość dróg kładło się szczególny nacisk.
"Drogi musiały być dobre, aby zapewniały wojskom absolutnego władcy możliwość szybkiego przemieszczania się po kraju w celu sprawnego jego kontrolowania i tłumienia ewentualnych buntów" - zaznacza Deles.
Drogi nowego typu - proste, brukowane, posypane żwirem, umocnione, z odpływami, obsadzone drzewami - pojawiają się we Francji na dobre od lat czterdziestych XVIII wieku. Biegną promieniście z Paryża i rozchodzą się na teren całego kraju. Zarówno wojsko, jak i poczta królewska mogły się po nich szybko przemieszczać, a kraj stał się dobrze zintegrowany.
Lepsze drogi stopniowo, od połowy XVIII, zaczynają pojawiać się w całej Europie. Opracowuje się coraz bardziej wyspecjalizowane technologie budowy dróg i mostów, m.in. w powstałej w 1747 roku w Paryżu Szkole Budowy Mostów i Dróg (Wyższa Szkoła Dróg i Mostów w Warszawie powstała w 1823 roku).
Poprawa stanu technicznego dróg pozwoliła m.in. na wprowadzenie w Europie stałych połączeń dyliżansami. Wcześniej rolę taką pełniła poczta. "Już w XVI wieku cała Europa pokrywa się połączeniami pocztowymi. Wozy pocztowe przewoziły nie tylko listy i paczki, ale także podróżnych" - mówi Deles.
KOLEJ ŻELAZNA I PIERWSZE WYCIECZKI
Wiek po tym, jak Francuzi zaczęli przebudowę swoich dróg, w Anglii rozpoczęła się rewolucja transportowa. Powstała kolej żelazna. Wywarła ona ogromny wpływ na jakość podróżowania w Europie.
Brytyjski inżynier Robert Stephenson, wraz z synem, skonstruuowali w 1829 roku pierwszą w Europie nowoczesną lokomotywę parową, o nazwie "The Rocket" ("Rakieta"). W 1830 roku, jako kolejne dzieło Stephensona, powstała pierwsza w Europie linia kolejowa, obsługiwana przez lokomotywy parowe na trasie Liverpool-Manchester. Linia ta zapoczątkowała dynamiczny rozwój europejskiego kolejnictwa.
Za sprawą kolei żelaznej od lat czterdziestych XVIII wieku można mówić w Anglii o umasowieniu podróżowania. W 1841 roku Anglik Thomas Cook zorganizował pierwszą publiczną wycieczkę pociągiem, a od 1844 roku prowadził pierwsze w Europie biuro podróży. Organizowane przez siebie grupowe podróże określił Cook "turystyką masową" ("associated tourism").
PRZEWODNIKI MURRAY I BEDECKER
Pięć lat przed pierwszą masową wycieczką, w 1836 roku, wydany został w Anglii pierwszy przewodnik turystyczny z prawdziwego zdarzenia. Powstał na zlecenie wydawcy Johna Murraya II, a jego autorem był syn wydawcy, John Murray III. Jak tłumaczy Deles, wydanie tego przewodnika zmieniło na stałe stosunek Europejczyków do podróży.
"Na polecenie ojca, Murray III miał opisać swoją podróż po Holandii, Belgii i północnych Niemczech. Podczas tej podróży Murray III ocenił, że tradycyjne relacje z podróży, spisane w formie diariuszy, nie wystarczą. Za dużo w nich iście poetyckich opisów miejsc, za mało szczegółów praktycznych". - opowiada Deles.
Murray III postanowił stworzyć przewodnik, który w sposób standaryzowany podawałby podróżnikowi informacje praktyczne i bez długich opisów wytyczał trasy zwiedzania. "W odróżnieniu od Cooka, który kierował swoje usługi do klas uboższych, Murray tworzył przewodniki z myślą o podróżnych z wyższych sfer" - zaznacza Deles.
Przewodniki turystyczne powstawały w tamtym czasie także w Niemczech. Działający w Lipsku, a później w Kolonii Karl Bedecker najpierw (w 1827 roku) napisał przewodnik po okolicach Renu, a następnie poświęcił się wydawaniu przewodników tworzonych na wzór publikacji Murraya. Dwa przewodniki, "Murray" i "Bedecker", stały się od tej pory nieodłącznymi towarzyszami europejskiego podróżnika z ambicjami.
"Przewodniki te miały bardzo dużą moc. Negatywna opinia w "Murrayu" lub "Bedeckerze" mogła doprowadzić do bankructwa hotel "- mówi Deles.
Wielu podróżników podążało niewolniczo za wskazówkami przewodnika. Zwiedzane miejsca wybierało i oceniało w sposób, jaki sugerował autor. Jak mówi Deles, szczególnie dużo wesołości wzbudzali zapatrzeni ślepo w przewodnik turyści z Anglii. "Podróżowali wszyscy - Rosjanie, Polacy, Francuzi, Niemcy, Skandynawowie... Ale najbardziej widoczni byli Anglicy, bo ich wśród turystów było najwięcej" - mówi historyk.
"PUŚCILIŚMY SIĘ W DALSZĄ PODRÓŻ, KU SZKOCJI"
Sama Anglia była też częstym celem podróży Europejczyków, m.in. Polaków, od początku XVIII wieku. Krystyn Lach-Szyrma utrwalił ciekawy obraz tego kraju na kartach diariusza.
"Przypomnienia z podróży roku 1820-1824 odbytej". "W sześć dni - bo tak krótko bawiliśmy w Londynie, co należy uważać bardziej za przejazd niż za pobyt, puściliśmy się w dalszą podróż, ku Szkocji (...) Podróże w Anglii są w ogólności niezmiernie kosztowne, kto w nie się puszcza, nie opatrzywszy się dobrze w zapasy pieniężne, wcale nic albo mało z nich odniesie korzyści, szczególnie jeśli jego tam pobyt jest tylko kilkomiesięczny (...) Dyliżanse (...) nie idą tylko na prowincję, ale i w stolicy. Ostatnie zowią się hackney-coaches i służą do przewożenia ludności londyńskiej na wszystkie strony w mieście i za miastem. Napisy na nich wielkimi literami wyrażone uwiadamiają, skąd i dokąd wiozą. O naznaczonych godzinach zatrzymują się na pewnych stanowiskach, gdzie je zawsze zastać można. Jadąc nawet, zabierają z sobą pasażerów, i na to stoi w tyle człowiek, który patrząc na lewą i prawą, miarkuje po pośpiechu lub zamyślonych twarzach przechodzących, kto ma ochotę jechać; z dala daje znak podniesieniem ręki, że jest miejsce, i nadjeżdżając zatrzymuje woźnicę, wołając stop (stój), pyta się chcącego jechać, czy obiera miejsce wewnątrz lub na wierzchu; jeśli na wierzchu, pokazuje na drabinkę."
PODRÓŻE ROMANTYCZNE
Jeden z istotniejszych przełomów w europejskim podróżowaniu stanowiło nadejście nowego prądu ideowego - romantyzmu. Podróżowali nie tylko wielcy twórcy romantyczni, jak Byron (do Grecji i Włoch) czy Keats (do Włoch), ale także ich wielbiciele.
Romantyczne myślenie, stawiające na piedestale uczucia i naturę, skłaniało do odwiedzania miejsc wzbudzających emocje, na przykład Rzym, działający na wyobraźnię wspaniałymi ruinami lub Wezuwiusz ze swymi malowniczymi i budzącymi grozę erupcjami. Jak mówi Deles, podążano również śladem znanych postaci, co łączyło się z romantycznym kultem herosa.
Zaczęto także zwracać coraz więcej uwagi na krajobraz. Wcześniej oceniano go raczej nie pod kątem estetyki, lecz możliwości zagospodarowania - na przykład góry, postrzegane wcześniej jako obszar niegościnny, nieprzyjazny człowiekowi, gdzie można co najwyżej wpaść z końmi w przepaść, dla zafascynowanych tajemniczością i dzikością natury romantyków stały się bardzo atrakcyjnym celem podróży.
"Literackim dowodem na fascynację górami jest choćby scena z "Kordiana" Słowackiego, rozgrywająca się na szczycie Mont Blanc" - przypomina Deles.
O tym, co skłaniało mieszkańców Europy XVIII i XIX wieku do udawania się w podróż i jak się tę podróż wyprawiano Przemysław Deles opowiadał we wrześniu 2005, podczas Festiwalu Nauki w Warszawie.
PAP - Nauka w Polsce, Joanna Poros - 2005