Posłannictwo Abrahama
Lat temu mniej więcej cztery tysiące w krainie Szinear, w miejscowości Ur, lokalnej stolicy dolnego Eufratu, pewien człowiek imieniem Abram został nawiedzony przez Boga i bez wahania uwierzył słowu: "Uczynię (...) z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem" (Rdz 12, 2).
Taki punkt wyjścia daje Biblia całemu temu procesowi historycznemu, którego sprawcą i świadkiem był Izrael. Jest to zdarzenie w swej istocie mistyczne, a zarazem tajemnicze, w swych następstwach jednak tak namacalne, jak może dla Francji posłannictwo Joanny d'Arc.
Dalecy spadkobiercy Patriarchy, wspominając, że małe plemię beduińskie, koczujące jak tyle innych na równinach i stepach, tkwi u źródeł dziejów brzemiennych tak wielkim znaczeniem, zrozumieją, że fakt ten wymyka się logicznym prawom historii: tu miała się ujawnić wyraźna wola Boga.
Nigdy w ciągu dwóch tysiącleci ten mistyczny fakt nie zostanie podany w wątpliwość. W chwilach najgłębszej rozpaczy jak i w momentach zbłąkania dalecy potomkowie natchnionego męża będą pamiętać o Obietnicy, będą ją wspominać, by się pocieszać lub by żałować za winy. "Abraham, ojciec wasz - powie Chrystus - rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień - ujrzał [go] i ucieszył się" (J 8, 56).
Na tym akcie wiary Patriarchy oprą swe fundamenty trzy wielkie religie: judaizm, chrześcijaństwo, islam. Ten jakżeż drobny epizod: wyruszenie małego koczowniczego plemienia z Ur ku wzgórzom Charanu, jest wielką chwilą dziejową, a chociaż nie wierzymy już, tak jak Renan, że Abram jest legendarnym "ojcem Orcham", o którym mówi Owidiusz w swych Metamorfozach, niemniej zgodnie z świętym imieniem, które będzie nosił później, pozostanie on dla nas zawsze Abrahamem, "ojcem wielkiej liczby ludzi".
Jakkolwiek opowieść księgi Rodzaju o tym wydarzeniu jest zwięzła, wystarczy jednak, abyśmy mogli odgadnąć, że postanowienie Abrama to następstwo dramatu religijnego. Jego ojciec, Terach, był bałwochwalcą. "Służył bogom cudzym" - powie później Jozue (Joz 24, 2): zapewne bogu-księżycowi imieniem Nannar-Sin; dziś odkopane jego posągi przedstawiają go pod postacią jednego z owych brodatych książąt, których zarost i włosy wykute z kamienia o barwie ciemno-błękitnej mienią się dziwnie metalicznymi odblaskami. To bóg przezroczystych nocy azjatyckich, a znajdujący się obok niego sierp księżyca był jedną z owych barek o wysokich dziobach pływających po Eufracie i służył mu jako łódź, w której żeglował ku niebu. Przed tym to właśnie kultem księżyca, przed mezopotamskim politeizmem postanowił uciec Abram, gdy usłuchał głosu Boga nie nazwanego, mówiącego do niego: "Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca" (Rdz 12, I). Za czasów Judyty, gdy Asyryjczyk Holofernes będzie zasięgał wiadomości o Izraelu, dowie się, że "nie chcieli iść za bogami swoich przodków, którzy mieszkali w ziemi chaldejskiej. Oni odstąpili od drogi swoich przodków i oddawali cześć Bogu nieba, Bogu, którego uznali (...) A ich Bóg polecił im wyjść z tego miejsca zamieszkania" (Jdt 5, 7-9). Całe przeznaczenie metafizyczne tego ludu, za którego pośrednictwem zapanuje na ziemi monoteizm, jest już zawarte w czynie owego człowieka, wyruszającego na północ.
Abram nie wyrusza sam. Ten reformator religijny przekonał swoich bliskich. Towarzyszy mu żona Saraj; nakłonił także starego ojca, Teracha, by na rozkaz nieznanego Boga poszedł z nim ku nieznanej ziemi, a Terach, jakby chcąc przeciąć wszystkie więzy łączące go z przeszłością, bierze ze sobą swego wnuka Lota, dziecko niedawno zmarłego syna. Jak dokonało się to nawrócenie? Nie wiemy. Wschód chętnie daje wiarę tym, którzy mienią się wysłannikami Bożymi. Izrael uwierzy wielu prorokom, a prorok innego ludu semickiego, Mahomet, otrzymawszy od anioła rozkaz: "Nauczaj twoich bliźnich! Głoś Boga jedynego!", po wielu wysiłkach zdobędzie także posłuch. Nasuwa się pytanie, czy w tym odjeździe całego plemienia nie można by się dopatrywać innych także przyczyn: może była to purytańska reakcja koczowników, tych nie zadomowionych na dobre w Ur Terachidów, na bogactwo i zepsucie miast; może tęsknota za wolnym życiem pod namiotami, za życiem, które mieli jeszcze świeżo w pamięci; a może także było to następstwo jednego z gwałtownych trzęsień ziemi, jakich wiele zaznała Mezopotamia.
Bo ta natchniona wędrówka, która dawniej, niemalże na zamglonym horyzoncie historii, uchodziła za zjawisko dziwne i mało zrozumiałe - dziś ukazuje się nam na tle ściśle określonym, włączona w całokształt wydarzeń jaśniejszych z odległości lat tysiąca pięciuset; jest jednym spośród wielu epizodów owych wędrówek ludów, jakżeż częstych w ziemi dwóch rzek. W miarę jak pod glinianymi "tell" 2 uważna łopata archeologów odkrywa warstwa za warstwą wzruszające ślady cywilizacji, coraz lepiej umiejscawiamy owo wydarzenie w historii wieków i społeczeństw. Powołanie Abrama to fakt mistyczny zapewne, ale i fakt historyczny, a więc zrozumieć go można jedynie jako "funkcję" tej Mezopotamii, której kilkakroć tysiącletnie tradycje przeszły poprzez Biblię do skarbca pamięci całej ludzkości.
MEZOPOTAMIA - TYGIEL NARODÓW
Gdy około roku 2000 przed Chrystusem Abram opuszcza Ur, Mezopotamia już od piętnastu co najmniej wieków znajduje się w orbicie historii. Jest ona jedną z dwóch potężnych latarń, które w początkach świata zachodniego zdają się samotnie przebijać mroki bezkształtnego barbarzyństwa. Drugą latarnią był Egipt, podobnie jak Mezopotamia - równina o żyznych ziemiach, gdzie woda daje życie roślinności, a cierpliwy wysiłek pokoleń buduje podwaliny społeczeństwa. Jak się zdaje, poza tymi dwiema uprzywilejowanymi krainami istnieją jedynie jakieś niewyraźne ruchy i anarchia. Wyjątek jest tylko jeden: Kreta, gdzie na małej wyspie powstaje najwykwintniejsza z cywilizacji.
Łatwo pojąć, jakie przyczyny skupiały ludzi w dolinach wielkich rzek, w epoce gdy rolnictwo stało się pracą podstawową - zresztą to to samo zjawisko obserwujemy w Chinach nad rzeką Jangcy i w Indiach nad Gangesem - a jednak bardzo odmienny los kształtował historię krainy nad Nilem i historię Mezopotamii. Egipt jest długim korytarzem, obrzeżonym skałami; korytarz ten każdej wiosny napełnia się wodami rzeki przybierającej z niezwykłą regularnością, czego następstwem jest na tej ziemi ciągle użyźnianej i odnawianej pewna stałość, a historia zdaje się być jej odbiciem. Poza tym Egipt położony na skraju Afryki, w pobliżu Azji, jest krajem przejściowym tylko w takiej mierze, w jakiej sobie tego życzy; nie był nigdy szlakiem inwazji. Z krajem Tygrysu i Eufratu rzecz miała się zgoła inaczej.
Pomiędzy Zatoką Perską a Morzem Śródziemnym rysuje się na mapie obszar równin ujętych w trapezoid wzniesień. Od wschodu góruje nad równinami stromy brzeg płaskowzgórza irańskiego i gór Zagros; od północy Antytaurus i łańcuchy górskie Armenii tworzą imponującą barierę; aby dotrzeć do Morza Śródziemnego, trzeba przebyć Liban lub góry Palestyny.
W sercu tego kraju, sześć czy siedem razy większego od Francji, płonie żarem jedna z najgroźniejszych pustyń globu. Niczym nie przerwana, przybierając różne formy, ciągnie się w nieskończoność ku południowi, aż po czerwone piaski Dahny i jeszcze dalej – aż po kamienisko Hadramaut. Ale na użytek człowieka natura rozmieściła dookoła tych rozżarzonych piasków wieniec ziem urodzajnych. Stworzyła wielki pas ziemi żyznej. Składają się nań: namuły rzeczne, stepowe pastwiska północnej Syrii, doliny Orontesu i Jordanu.
Mezopotamia stanowi wschodnią, największą część tych uprzywilejowanych krain. Jak wskazuje jej nazwa (nadana przez Greków), jest to kraina dwu rzek, międzyrzecze. Jeżeli Egipt jest wedle Herodota "darem Nilu", to można powiedzieć, że Mezopotamia jest podarunkiem Tygrysu i Eufratu, ale - dodać należy - podarunkiem niestałym i często odbieranym.
Jakkolwiek obie rzeki wypływają z masywów górskich Armenii, różnią się od siebie bardzo znacznie. Tygrys ma wysokie brzegi, wartki bieg, a rozpoczynający się w marcu przybór kończy się 15 czerwca; tam, gdzie wylewa, daje bardzo często początek bagnom. Eufrat jest uboższy w wodę, a otoczony pustynią, traci ją ustawicznie. Jego przybór jest późniejszy, odbywa się wolniej, a wody rozlewają się poprzez niskie brzegi bardziej równomiernie; te dobroczynne wylewy tłumaczą, dlaczego prawie wszystkie miasta usadowiły się niedaleko jego brzegów. Ale nawet Eufrat nie może się równać z Nilem. Wiele okolic znajduje się poza zasięgiem wylewu i aby stworzyć te "wody wieczyste", o których mówi współczesny Abrahamowi Hammurabi, potrzeba było olbrzymiego wysiłku, potrzeba było kanałów i zapór, potrzeba było całego systemu irygacyjnego; a wiemy, że ludzie sprzed lat czterech tysięcy celowali w sztuce nawadniania i że zaniechanie jej doprowadziło międzyrzecze do nędzy i opuszczenia, w jakich znajdowało się ono kilkadziesiąt lat temu*.
Niemniej jednak - mimo pustyni, owej pustyni, na której, jak mówi księga Rodzaju, jest się w nocy trawionym przez chłód, a we dnie przez upał (por. 31, 40) - Mezopotamia sprawia wrażenie ogrodu. Tu zapewne jest ojczyzna jęczmienia i pszenicy. Tu, jeśli starczy wody, może się człowiek domagać od ziemi trzykrotnych zbiorów. Palma daktylowa wygląda tu po królewsku, dostarcza ciasta, miodu, wina i stu gatunków tkanin; drzewo sezamowe daje oliwę o smaku orzechów; drzewo figowe - owoce tak smaczne, że ofiarowywano je bogom; na winnej latorośli dojrzewają upajające winogrona, a z tamaryszków spływa cukrowa żywica. Łatwo zrozumieć, jak bardzo te szczęsne ziemie nęciły sąsiadów.
Bo taki właśnie jest dramat Mezopotamii, a z nią razem całego urodzajnego pasa ciągnącego się od Eufratu po Morze Śródziemne. Wilgotne te ziemie są ustawiczną pokusą dla pustynnych koczowników, stale zagrożonych brakiem wody. Ale mało jeszcze było tego niebezpieczeństwa wewnętrznego: ziemiom tym zagrażała też pożądliwość górali z Elamu, z Iranu, znad górnego Tygrysu, z Antytaurusu, górali, dla których ten kraj nizinny jest zarazem i dogodną drogą, i spichrzem nadającym się do grabienia. Toteż ruchy ludności wychodzącej z pustyni i kierującej się ku dolinom lub spływającej z okolicznych gór nie przestawały mieszać w tym tyglu przeróżnych ras i cywilizacji.
Egipt, raz czy dwa wstrząśnięty najazdami, szybko wraca w koryto swych niezmiennych przeznaczeń; na Mezopotamii wyciskają swe piętno wszyscy jej zdobywcy.
Pierwsza cywilizacja, jaką poznała Mezopotamia, była dziełem ludu bardzo wybitnego - Sumerów. Przyszli nie wiadomo skąd – może z Afganistanu, może z Beludżystanu - w piątym tysiącleciu; około roku 3500 są już ludem osiadłym i zadomowionym nad dolnym Eufratem, w kraju, który Biblia nazywa Szinear. Na pewno nie byli Semitami. Aby się o tym przekonać, wystarczy wpatrzeć się w okrągłą, pozbawioną zarostu twarz, o silnym, lecz krótkim nosie typowego Sumera z XXV wieku, Gudei, którego jedenaście posągów posiada Luwr, lub też zobaczyć w British Museum niepokojącą twarz królowej Szub-Ad, która umarła w Ur pięć tysięcy pięćset lat temu: jej zmysłowe nozdrza, łakome wargi i szeroko otwarte oczy zdają się chcieć ożyć; strojna w przedziwny wieniec z metalowego listowia, wciela jeszcze ciągle wieczną pokusę i tajemnicę kobiety.
Sumerowie byli dla całej Mezopotamii inicjatorami cywilizacji. Od nich pochodzą metody nawadniania, uprawy i budownictwa, wielkie mity religijne i pojęcia prawne; niektóre zasadnicze wątki naszej myśli tkwią swymi korzeniami w ziemi Sumer. Można powiedzieć, że w krainach nad Eufratem odegrali Sumerowie tę samą rolę, co Latynowie w kształtowaniu się społeczeństw zachodnich. Ale w przeciwieństwie do Rzymian Sumerowie nigdy nie myśleli o zjednoczeniu kraju. Każde miasto, Ur, Lagasz, Uruk, było maleńkim państewkiem, rządzonym przez królika patesi, przedstawiciela miejscowego boga.
Zbyt często wojny wybuchały między poszczególnymi osadami. Skorzystali z tego sąsiedzi - i tak runęła pierwsza fala natarcia pustyni na ziemie uprawne. Ci nowi przybysze są bezsprzecznie Semitami: mają nosy orle i kręcone włosy. Przez całe wieki zajmują krainę Akkad nad średnim Eufratem; okoliczni patesi utrzymują ich w ryzach, a ich cywilizacja naśladuje dość nieudolnie cywilizację Sumerów. Ale około roku 3000 przechodzą do ataku. Przez dwa wieki patrzymy na rozprzestrzenianie się elementu semickiego. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy w Egipcie powstają wielkie piramidy, król Akkadu Sargon Starszy, ogrodnik, który stał się wodzem, zwycięża drobnych książąt sumeryjskich; podejmując szereg wypraw na Elam, zabezpiecza się przed możliwością inwazji z gór, potem, zwracając się na zachód, posuwa się aż do Morza Śródziemnego, w którym obmywa swą broń, i zdobywa "cedry Libanu i górę srebrną", Taurus. Ta ekspansja semicka z XXVIII wieku pozostawi historyczne ślady wszędzie; Fenicjanie są zapewne jedną z jej odrośli, a kolonie semickie z tej epoki znajdujemy nawet w samym sercu Azji Mniejszej, w Kapadocji.
Ale podbój nie miał charakteru trwałego. Siły Sargona nie musiały być duże; zdobywca, który nie pozostawia załóg opuszczając kraj, musi do niego wkrótce wrócić, by tłumić bunty. Na tym schodzi panowanie wnuka Sargona, króla Naram-Sina. A państwo akkadyjskie jest tak słabe, że niedługo potem widzimy pierwszy najazd z gór, najazd tajemniczego ludu Guti. Wstrząśnie on do tego stopnia Mezopotamią, że dzięki powstałemu zamieszaniu Sumerowie odzyskają niepodległość, a Gudea około roku 2500 będzie w swej stolicy Lagasz udawać potężnego władcę.
W chwili więc, gdy Abram przychodzi na świat, Mezopotamia zdaje się być mozaiką małych państewek, z których jedne są sumeryjskie, inne akkadyjskie; są one mniej lub więcej skłócone między sobą, pozbawione jedności politycznej, ale wszystkie osiągnęły pod wpływem sumeryjskim jednolity poziom cywilizacyjny.
Cywilizację tę poznajemy z roku na rok coraz lepiej. Iluż dokonano odkryć, jakże wspaniałe otworzyły się horyzonty od chwili, gdy lat temu mniej więcej sto konsul francuski w Mosulu, Emil Botta, powziął myśl przeszukania pagórków, którymi usiana jest równina! Oczywiście, niezliczone pamiątki śpią jeszcze zagrzebane w piasku i czekają szczęśliwego przypadku, który by wydał je łopacie archeologa; fotografia z zastosowaniem światła ukośnego, wynaleziona przez o. Poidebarda, wykrywa coraz więcej miejscowości czekających na zbadanie. Ostatnio Mari, położone na skrzyżowaniu Eufratu i drogi, którą zwykły ciągnąć karawany osłów, Mari, gdzie Francuzi prowadzą poszukiwania już od roku 1934, ukazało nam swój dwuhektarowy pałac, swe świątynie, swą wielopiętrową wieżę i niezliczone zabytki.
A chociaż nie odnaleziono jeszcze stolicy wielkiego Sargona, Agade, można już w odkopanym Ur oglądać zarys miejsca, w którym urodził się Abram. Od roku 1922 są tam prowadzone bardzo poważne prace wykopaliskowe i dziś piętnaście wieków historii zmartwychwstaje w naszych oczach: wieża świątyni oczyszczona z kryjącego ją piasku ukazuje swe potężne fundamenty; otacza ją cała szachownica domów. W Londynie, Filadelfii i Bagdadzie podziwiamy teraz legendarne skarby miasta Ur: rzeźbione sztylety królów, miedziane hełmy żołnierzy, a także złoty kubek, który trup kobiety, w chwili gdy go odkopano, trzymał przyciśnięty do ust; odkrywamy sztukę zdumiewającej piękności.
Tak więc emigracja Abrama, którą nasi ojcowie umiejscawiać mogli u samych początków historii, ukazuje się nam dzisiaj w uszeregowaniu wydarzeń, których terenem była Mezopotamia, jako fakt stosunkowo świeży. Oczywiste też jest, że wiele tradycji, które wywiozą znad Eufratu Terachidzi, pochodzi z kraju Sumer, a wreszcie, że fakty i obyczaje, na które będzie się powoływał Abram, to fakty i obyczaje, które w młodości oglądał w Ur.
Dla niego miasto to miasto z cegieł, takie, jakie odkrywają dziś nasi archeologowie; jedynym materiałem budowlanym tego kraju jestę glina, którą się wypala lub suszy na słońcu. Importowany kamień zachowuje się na posągi bogów i na spisywanie krajowych praw.
Wzdłuż krętych uliczek ciągną się ślepe mury domów; zgodnie z obyczajem dotąd na Wschodzie przestrzeganym, życie prywatne otwiera okna jedynie na wewnętrzne podwórze domu. Domy współczesnego Iraku tynkowane na biało, ozdobione tarasami, z drzewem figowym w rogu dziedzińca wyglądają tak samo jak cztery tysiące lat temu. Abram zachowa w pamięci ten dom, który opuszcza, by iść za wołaniem Boga; w sieni nie omieszkał nigdy gospodarz witający gościa umyć jego rąk i nóg nad rowkiem w tym celu wyżłobionym i tak, przyjmując trzech nieznajomych pod dębami Mamre, powie im Abraham: "Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć sobie nogi" (Rdz 18, 4).
Opuszczając więc Ur wyrzeka się Abram komfortu i zbytku miasta, wyrzeka się pięknych inkrustowanych mebli, jedwabnych makat, szat bogato haftowanych, klejnotów i pachnideł. Uwalnia się zarazem od drobiazgowej biurokracji narzuconej poddanym od lat przeszło tysiąca przez sumeryjskich patesi, biurokracji, której archiwa zapełniają cegiełkami całe biblioteki, od etatystycznego systemu podatków i danin, do którego rygoryzmu właściwy Hebrajczykom anarchizm ustosunkowywał się zawsze wrogo. Wyrzeka się także religii wyznającej wielu bogów, w której siły natury: Enlil - powietrze, Anu - niebo, Enki - użyźniająca woda, są bóstwami domagającymi się miodu, wina, ciastek z daktylami. Może także chce uciec przed niektórymi zwyczajami narzucanymi, jak się wydaje, przez tę religię.
Bo stajemy zdumieni i przerażeni odkrywając w tej tak głęboko cywilizowanej społeczności fakt okropny - składanie ofiar z ludzi. Aby uczcić bogów i królów, trzeba było czasem ofiar. W dołach śmiertelnych w Ur oczom archeologów ukazał się widok straszliwy: dookoła trupów królewskich, okrytych perłami, złotem, lapis-lazuli i agatami, leży dwudziestu pięciu, pięćdziesięciu, siedemdziesięciu czterech zabitych sług. Są to mężczyźni i kobiety, oficerowie, służba domowa, nawet poganiacz osłów razem ze swymi zwierzętami – uszeregowani porządnie, jak na paradzie. Nie widać żadnych śladów gwałtu: ofiary musiały umrzeć otrute. Według Renana, sława Abrama pochodzi stąd, że w ofiarach sakralnych zastąpił człowieka baranem; odkrycia poczynione w Ur skłaniają nas do przyznania słuszności temu twierdzeniu.
WSPÓŁCZESNY ABRAHAMOWI HAMMURABI
Pewien fakt historyczny mógł wywrzeć wpływ bardziej bezpośredni na postanowienie męża natchnionego. Wiek XXII, to znaczy stulecie poprzedzające narodzenie Abrama, zaznaczył się wydarzeniami bardzo doniosłymi, o których dopiero zaczynamy się dowiadywać; chodzi o pojawienie się w historii Ariów. Masy ludzkie, pochodzące z niezupełnie jeszcze zidentyfikowanych okolic - zapewne z terenów między Morzem Bałtyckim a Kaspijskim, które zresztą były może dla nich jedynie pierwszym etapem olbrzymich wędrówek – powodowane pobudkami jeszcze mniej znanymi (brak żywności, zmiany klimatu lub może spontaniczne dążności imperialistyczne), mówiące tym samym mniej więcej narzeczem, ruszyły nagle w kierunku południowym. Około roku 2150 Ariowie docierają do pogranicznej strefy Mezopotamii, do Azji Mniejszej i Iranu; odnajdziemy ich tu później pod nazwą Chetytów, Kasytów, Mitannów. Drugi strumień płynie ku Europie: w sto lat później na półwyspie greckim osiądą Achajowie. W tym momencie dziejowym owe poruszenia mas ludzkich w dalekich krajach nie zakłócają jeszcze spokoju cywilizacji. W oazie Nilu tebańscy faraonowie zaprowadziwszy porządek po dziwnym kryzysie społecznym, w którym runęło państwo staroegipskie, prowadzą swój kraj do wspaniałego rozkwitu za Senusritów. Bezpieczny na swej wyspie król Krety, Minos, buduje pierwsze pałace w Fajstos i Knossos; jada w prześlicznych naczyniach glinianych, zwanych dla cienkości "skorupkami jajek".
I dopiero w dwa lub trzy wieki później zalew aryjski wstrząśnie poważnie fundamentami tych solidnie ugruntowanych państw. Mezopotamia natomiast, położona bliżej okolic, z których wynurzyli się ci barbarzyńcy, doznaje już pierwszego wstrząsu. Jest to jakby odpływ semicki z zachodu na wschód, w kierunku przeciwnym wielkiej ekspansji sargonickiej, która dosięgła Morza Śródziemnego. Z kraju Amurru, dzisiejszej Syrii, wyruszają nowe plemiona: Amoryci. Może pod naciskiem Ariów ich wodzowie - z których jednemu przynajmniej trzeba przyznać wielkość - spostrzegli nadchodzące niebezpieczeństwo i aby się oprzeć, starali się stworzyć jedność Mezopotamii.
Niezmiernie ciekawe są próby Hammurabiego, najwybitniejszego spośród królów amoryckich. Już od stu lat przodkowie jego stale rozszerzali swe dziedziny ze szkodą książątek Akkadu i Sumeru. Hammurabi wstępuje na tron około roku 2000, prowadzi dalej rozpoczęte dzieło i przekracza jego ramy. Chce zjednoczyć wszystkie pobliskie ludy i sprawić, by były jedną duszą i jednym ciałem.
Dokonuję rewolucji religijnej, detronizuje starych bogów i ustanawia jedno najwyższe bóstwo, Marduka. Jego miasto, Babilon, stanie się stolicą wszystkich krajów położonych w dorzeczu Eufratu. A w czterdziestym roku panowania każe wyryć na kamieniu swoje "wyroki sprawiedliwości". Kodeks ten, przechowany w Luwrze, jest streszczeniem starych tradycji sumeryjskich, które Hammurabi postanowił narzucić swemu ludowi.
Usiłowania te mają w sobie coś napoleońskiego. Ów Hammurabi, zdobywca, a zarazem prawodawca, jest jedną z największych postaci swojej epoki. Czy dokonał tego, co zamierzył? W pewnym sensie nie, skoro ta sztuczna jedność nie miała się oprzeć naciskowi Ariów, którzy w sto lat później złupią Babilon. Ale jednak język babiloński będzie odtąd językiem dyplomatycznym, używanym wszędzie, od Azji Mniejszej po Egipt, a wpływ amorycki zapisze się głęboko w historii cywilizacji. Jednakże te na wielką miarę zakrojone usiłowania natknęły się bez wątpienia na straszliwy opór. Długa jest lista miast ukaranych, a nawet zburzonych przez Hammurabiego. Mari nie dźwignęło się już nigdy. Gdy zaś bezpośrednio po śmierci wielkiego zdobywcy Ur usiłowało się zbuntować, syn despoty zrównał z ziemią jego mury, a mieszkańców wysiedlił.
W jakiej mierze ta polityka autorytatywna, jednocząca, nie do zniesienia dla koczowników pustyni wpłynęła na decyzję powziętą przez Abrama? W polityce króla babilońskiego mógł on znaleźć ważkie argumenty, aby przekonać starego Teracha, że lepiej jest kraj opuścić. I kto wie, czy próba unifikacji religijnej, dążąca do skupienia kultu dokoła bożka Marduka, nie zaważyła ostatecznie na decyzji tego, który nosił w sercu pewność istnienia Boga jedynego.
TERACHIDZI WYRUSZAJĄ W DROGĘ
Jakie miejsce zajmowało małe plemię Terachidów - plemię, którego znaczenie historyczne stanie się tak olbrzymie - w tym społeczeństwie, którego powikłany skład jest nam teraz znany? Było to z całą pewnością plemię amoryckie; Ezechiel złorzecząc Jerozolimie powie jej: "Ojciec twój był Amorytą" (Ez 16, 3). Ale gdy czytamy jedenasty i dwunasty rozdział księgi Rodzaju, odnosimy wrażenie, że ta garstka ludzi musiała się trzymać na uboczu. Czy była to rodzina przybyła niedawno? Może była to wspólnota, która zachowała żywsze niż inne tradycje, z czasów gdy na pustyni Semici koczowali pod namiotami?
W Afryce północnej istnieje lud Mozabitów, rodzaj muzułmańskich protestantów, którzy żyją czasem przez krótki czas w nadbrzeżnych miastach, ale w końcu wyruszają zawsze ku krainie pięciu miast w Gardai. U Hebrajczyków przechowała się pamięć tradycji, wedle której, zanim wyruszyli do ziemi Kanaan, służyli u Babilończyków jako najemnicy i kupcy.
_ _ _ _ _
* Obie rzeki nie łączyły się tak jak dzisiaj, tworząc deltę Szott-el-Arab. Namuły rzeczne zbierając się przez cztery tysiące lat ogromnie przedłużyły ląd i ujście obu rzek stało się wspólne. Za czasów Abrahama Ur leżało w okolicy nadmorskiej; dziś jest oddalone od morza o przeszło 200 kilometrów.
fragment książki: Od Abrahama do Chrystusa - Daniel Rops
czytaj część 2