Buddyzm w trzy minuty
Według doktryny buddyjskiej wszelkie cierpienia i nieszczęścia w życiu człowieka, w życiu społeczeństw i narodów oraz w świecie innych istot mają swe źródło w podstawowej niewiedzy dotyczącej tego, czym w istocie jesteśmy.
Świadomość naszej prawdziwej istoty, która jest zarazem istotą wszechrzeczy, przesłonięta jest jednostronnym przeświadczeniem, że istniejemy tylko jako odrębne jednostki, różne od wszystkiego co je otacza. Ten egocentryczny punkt widzenia stwarza w nas poczucie osamotnienia i zagrożenia, powoduje nieustannie wewnętrzny konflikt, a także konflikty z innymi ludźmi, konflikty społeczne i narodowe oraz konflikt człowieka z jego naturalnym środowiskiem. Konflikty te owocują cierpieniem w postaci chorób, wojen i katastrof ekologicznych. Złudzenie zasadniczej odrębności rodzi ideologię walki i egocentryczną filozofię przetrwania kosztem wszystkiego i wszystkich.
Celem praktyki medytacyjnej jest przekraczanie egocentrycznego doświadczania siebie i wszechświata jako dwóch odrębnych bytów. Nazywa się to urzeczywistnianiem własnej Prawdziwej Natury, osiąganiem stanu Umysłu Buddy, a także przebudzeniem lub oświeceniem.
Buddyzm naucza, że wszyscy ci, którzy posiadają wewnętrzne, głębokie przekonanie o jedności swojej natury z Naturą Buddy, znajdują się na najkrótszej drodze prowadzącej do Przebudzenia. Ponieważ jednak natura każdej istoty jest już Naturą Buddy, nie trzeba nic robić, aby ją uzyskać. Jedyną rzeczą jaką trzeba zrobić, to urzeczywistnić, uświadomić sobie swoją oświeconą naturę. Wbrew pozornej prostocie, nie jest to jednak łatwe zadanie. Potrzebne są tu pewne metody i tych metod dostarczają różne szkoły, tradycje i kierunki buddyjskie. Wszystkie one starają się doprowadzić praktykującego do urzeczywistnienia - własnego przeżycia do Przebudzenia. Szkoły buddyjskie mimo swojej różnorodnosci mają prowadzić ludzi do tego właśnie celu. Metody zaś są zależne od psychiki i charakteru poszukującego.
Bez dogmatów
Kiedy będziecie chcieli się nauczyć czegoś o buddyzmie, będziecie musieli pozbyć się większości swoich dotychczasowych poglądów na religię. Ludzie mówią: "Religia - OK., to jest wszystko to samo". Chodzi tu o jakiegoś boga, który ma bardzo wyraźny pogląd na temat tego, co ludzie powinni robić, a czego nie i w ramach takiej religii próbujemy się po prostu utrzymać. Głównie na tym polega religia. Kto stosuje się do tych przepisów jest "dobrym" człowiekiem, a kto nie - ten nim nie jest.
W religiach tych istnieje zewnętrzna prawda, w którą należy wierzyć, ponieważ prawdopodobnie nie można jej doświadczyć. Ta zewnętrzna moc będzie decydowała o tym, co się dzieje z nami po śmierci - czy mamy udać się ku górze czy raczej ku dołowi. Tak przeważnie rozumie się religie i o to w nich chodzi. W kontekście tego buddyzm jest czymś zdecydowanie innym. Celem buddyzmu nie jest uszczęśliwienie jakiegoś boga, nawet nie chodzi tutaj o uczynienie szczęśliwym Buddy. Chodzi o rozwinięcie potencjału naszego umysłu. Nie chodzi o wiarę w coś, tylko o to, żeby widzieć w jaki sposób rzeczy funkcjonują. Buddzie nie są potrzebni ślepi naśladowcy, lecz partnerzy. Budda nie daje również żadnych rozkazów ani dogmatów, daje raczej sugestie i wskazówki. Mówi, że jeżeli zrobisz to - otrzymasz takie rezultaty, a jeżeli coś innego, to i rezultat będzie inny. Ty sam decydujesz za siebie.
Dwie ostatnie rzeczy jakie Budda powiedział tuż przed śmiercią, w wieku osiemdziesięciu lat, są bardzo precyzyjną wykładnią jego całej nauki.
Najpierw powiedział:
"Oto mogę umrzeć szczęśliwy, nie zatrzymałem ani jednej nauki w zamkniętej dłoni. Cokolwiek może wam przynieść pożytek już wam dałem".
Drugie jego stwierdzenie brzmiało:
"Nie wierzcie w ani jedno słowo tylko dlatego, że wypowiedział je Budda, lecz sprawdzajcie rzeczy sami; bądźcie swoimi własnymi nauczycielami - przewodnikami".
Te dwie rzeczy są bardzo ważne i potrzebne. Budda widział swoje zadanie w pokazywaniu nam, w jaki sposób stać się wolnymi. Nie dawał ludziom dogmatów, niczego w co powinni wierzyć. Wszystko co mówił, mówił po to, by ludzie mogli lepiej żyć, lepiej umrzeć i lepiej się odrodzić
Dlaczego właśnie buddyzm?
Ludzie mają wolność wyboru przekonań religijnych, a jeśli przeciwstawiają się jakimś, także mają do tego prawo. Wybierają określoną religię zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i skłonnościami duchowymi. Nie można zmuszać nikogo, aby praktykował buddyzm czy jakąkolwiek inną religię. Nawet Budda nie był w stanie uczynić wszystkich Hindusów buddystami. W świecie tak różnych upodobań i skłonności nie każdy może być buddystą. Ludzie mają prawo do wiary lub jej braku zgodnie ze swoimi pragnieniami. (...)
Ponieważ ludzie posiadają różne duchowe skłonności, Budda nauczał różnych filozoficznych perspektyw. Najgłębszym celem przekazywania nauk było przynoszenie pożytku czującym istotom, a w ostateczności doprowadzenie ich do oświecenia. Nauki Buddy to nie sztywna doktryna czy filozoficzna teoria, według której należy postępować. Wręcz przeciwnie, Budda przekazał różne rodzaje wyjaśnień, w zależności od inteligencji i duchowych skłonności swoich uczniów. W konsekwencji w Indiach powstały cztery główne szkoły myśli buddyjskiej, a w obrębie tych czterech szkół wiele podszkół. (...)
Nie musimy traktować słów Buddy jako świętości, której nie można poddawać analizie. Wręcz przeciwnie - mamy prawo wnikliwie badać i weryfikować ich prawdziwość, sprawdzając je w praktyce. W rezultacie własnego doświadczenia zyskuje się przekonanie i wiarę w skuteczność nauk. To, jak sądzę, wyróżnia buddyzm spośród innych religii, gdzie słowo Stworzyciela czy Boga nie podlega weryfikacji. (...)
Z należnym dla innych religii szacunkiem twierdzę, że jedynie w buddyzmie rozwija się w praktykujących wiarę i przekonanie na podstawie logicznego rozumowania. Zamiast ślepej wiary bardzo ceni się racjonalne rozumowanie. Sam Budda powiedział, że otrzymać lepsze odrodzenie może jedynie ten, kto wykonuje pozytywne działania, a unika negatywnych, takich jak zabijanie czy kradzież, nie zaś ten, kto ofiaruje mu tysiąc maślanych lampek. Tak więc to nie sama wiara przynosi dobre rezultaty, lecz właśnie działanie.
Fragment "Przebudzanie umysłu, rozświetlanie serca"
[przełożyła Joanna Grabiak, Dom Wydawniczy "REBIS", Poznań 1998].
Na czym polega praktyka Dharmy?
Celem wszystkich religii jest pomóc ludziom w staniu się lepszymi, doskonalszymi, bardziej twórczymi istotami. Podczas gdy w niektórych religiach najważniejszą praktyką jest recytowanie modlitw lub czynienie fizycznej pokuty, w buddyzmie istotniejsze jest przekształcanie i doskonalenie umysłu. Można na to spojrzeć w inny sposób. W porównaniu z fizyczną czy werbalną czynnością, aktywność umysłowa jest bardziej nieuchwytna i trudniejsza do kontrolowania. Działania ciała i mowy są bardziej oczywiste, łatwiejsze do nauczenia i praktykowania. W tym kontekście duchowe dążenia związane z umysłem są subtelniejsze i dużo trudniejsze do osiągnięcia.
Najważniejsze jest jednak zrozumienie prawdziwego znaczenia buddyzmu. Bardzo dobrze, że na świecie ciągle wzrasta zainteresowanie buddyzmem, ale ważniejsza jest wiedza o tym, czym buddyzm jest naprawdę. Dopóki nie zrozumiemy istoty i prawdziwego znaczenia nauk Buddy, każdy wysiłek zmierzający do ich zachowania, odnowy i propagowania będzie daremny. Doktryna i zrozumienie Dharmy nie jest zjawiskiem fizycznym, dlatego budowanie klasztorów lub recytowanie pism bez właściwego zrozumienia nie jest praktykowaniem Dharmy. Chodzi o to, iż praktyka Dharmy odbywa się w umyśle.
Myślenie, że zmiana ubrania, mówienie modlitw czy wykonywanie pokłonów to cała praktyka Dharmy, jest błędne.
Śniąc we śnie i na jawie
Mistrz Szeng-jen
Świadomość jaką zachowujemy na jawie, Budda nazwał snem. Akceptacja, że życie to sen, może okazać się trudna, szczególnie jeśli zdaje się ono oferować zadowolenie i szczęście. Nikt nie lubi być budzony z przyjemnego snu, a co dopiero, gdy mówi mu się, iż jego życie to tylko złudzenie.
Jak jednak można odróżnić sen od jawy? Według Buddy, gdy śpimy, mamy różne krótkie sny, natomiast życie to długi sen. Można przebudzić się ku prawdzie, iż żyje się we śnie, a następnie z powrotem w ten sen zapaść. W buddyzmie przebudzenie z długiego snu życia oznacza urzeczywistnienie swej własnej natury. Odczuwająca istota, która nie doświadczy tego urzeczywistnienia, na zawsze pozostaje uwikłana w sen.
Wszystko jest ulotne, wszystko jest nierzeczywiste. Uważamy za nierealne swoje sny i sądzimy, że rzeczywistość stanowią chwile przeżyte na jawie. Kiedy jednak uświadomimy sobie iluzoryczną naturę ciała, świata, życia i śmierci, zrozumiemy, że bez względu na to, czy śpimy, czy czuwamy, pozostajemy w tym samym, podobnym do snu, stanie. (...)
Niewielu ludzi wie, że śni. Nawet jeśli wiedzą, rzadko kiedy chcą się obudzić. Ktoś, kto nie widzi swej własnej natury, uważa, że jest jak najbardziej rozbudzony, że życie jest rzeczywiste i że nie cierpi. Gdy rozpoznaje iluzoryczną naturę jaźni, zdaje sobie sprawę, że śnił tylko bardzo długi sen i że w gruncie rzeczy sen ten naznaczony jest cierpieniem. Stosunkowo niewielu ludzi zdaje sobie jednak sprawę, iż do rozpoznania nietrwałej i iluzorycznej natury codziennego życia potrzebna jest poważna codzienna praktyka. Nie wystarczy tylko posłuchać moich słów, przeczytać książkę lub dojść do intelektualnego zrozumienia tej prawdy. O buddyjskiej praktyce słyszało wielu, ale niewielu chce się jej naprawdę poświęcić. Jeszcze trudniej spotkać kogoś, kto praktykuje, budzi się ze snu i zamiast zapaść weń z powrotem, w końcu urzeczywistnia swą własną naturę. (...)
Nawet jeśli rozumiemy, iż nasze życie jest pozbawione substancji, nierzeczywiste i podobne do sennego marzenia, nadal ponosimy odpowiedzialność za ten sen, bez względu na to, czy doświadczany jest na jawie, czy nie.
Z książki "Bęben Dharmy" [przełożył Jacek Majewski, Pracownia Autorska "Domy Polskie", Warszawa 1997].
Dharma
XIV Dalajlama
Naszym obowiązkiem jako ludzi jest poszukiwanie sposobów i metod, dzięki którym wszystkie istoty mogłyby zostać uwolnione od cierpień i nieszczęśliwych doświadczeń. Wszelkie istoty żyjące pragną pociechy i szczęścia, a unikają cierpień. Co więcej, to pragnienie szczęścia odnaleźć można nie tylko u ludzi wykształconych i inteligentnych lecz u wszystkich, nawet najmniej znaczących stworzeń.
Wszyscy - wy, ja czy istoty w świecie zwierzęcym, pragniemy w podobny sposób zwiększenia przyjemności i pomniejszenia bólu. Cierpienia usunąć możemy tylko wtedy, gdy jesteśmy w stanie sami uczynić wysiłek. Bezsensem jest posiadanie wysublimowanych aspiracji, z późniejszym siedzeniem tylko i czekaniem, aż same się spełnią, ponieważ taka postawa, która w istocie jest lenistwem, nie doprowadzi ani do zniszczenia cierpienia ani do większego szczęścia.
Należy podkreślić, iż wszystkie, przeróżne rodzaje cierpienia spowodowane są w istocie pewnymi przyczynami, co umożliwia zbadanie owych cierpień i położenie im kresu.
Jeżeli znajdziemy i zniszczymy korzenie cierpienia, możemy uczynić ludzkie życie szczęśliwym i dostatnim.
Aby to osiągnąć, najważniejsze jest kultywowanie w życiu przyczyn, które stwarzają szczęście przy jednoczesnym zaprzestaniu tworzenia przyczyn, wywołujących cierpienie.
Dharma Buddy ukazuje drogę do realizacji tego stanu (...)
Wszelkie odczucia, czy to przyjemne, bolesne czy neutralne, zawsze posiadają przyczyny, nigdy nie powstają bez przyczyny. Jak to zostało powiedziane w rozprawach, przyjemność i ból powstają dzięki działaniu zasady przyczyny i skutku. Osoba, która nie ma pojęcia o Dharmie, nie pojmuje prawa przyczyny i skutku. Wydaje jej się więc, że przyjemność i ból pochodzą z czystego przypadku.
Kwintesencją Dharmy jest odnalezienie przyczyny własnego cierpienia, w samym sobie, co sprawia, że stajemy się zdolni wyjaśnić te przyczyny innym.
Prawdziwie religijny człowiek akceptuje prawdę mówiącą, że sam jest odpowiedzialny za własne przyjemne i nieprzyjemne doświadczenia, które są owocami jego karmy. Zna owoce zła, niezręcznej i szkodliwej karmy i wie, iż są one bolesne. Wie też, że dobra, pożyteczna karma rodzi szczęście. Podczas gdy prawdziwie religijny człowiek jest w stanie patrzeć na życie z takiej perspektywy, człowiek pozbawiony Dharmy, jak powiedzieliśmy wcześniej, nie posiadający wiedzy na temat przyczyny i skutku, boleje i lamentuje, gdy doświadcza nieprzyjemnych uczuć. Podwaja tym samym swe cierpienie i nie może doświadczyć prawdziwego szczęścia Dharmy
Fragment książki "Otwieranie Oka Mądrości" [przełożył Maciej Góralski, Wydawnictwo EJB, Kraków 1998
Czym jest medytacja?
Nie jestem jaźnią ani rozumem. Nie jestem umysłem ani myślą. Nie mogę być słyszane ani oddane w słowach, ujęte w zapachach ani schwytane wzrokiem. Nie znajduję się w świetle, wietrze, na ziemi ani w niebie. Jestem przytomnością i wcieloną radością - błogością pełną błogości. (Siankara)
Słowo "medytacja" używane do określenia buddyjskiej praktyki nie jest najtrafniejsze. Pochodzi ono z łaciny (meditatio) i oznacza zagłębianie się myślach, rozmyślanie. Być może bardziej odpowiednim słowem byłaby "kontemplacja" (łac. contemplatio = przypatrywanie się), która odnosi się raczej do intuicyjnego, bezpośredniego postrzegania niż koceptualnej analizy. Bardziej upowszechniło się jednak określenie "medytacja", które tym samym nabrało nowego znaczenia, ponieważ istotą buddyjskiej praktyki nie są intelektualne rozważania.
W buddyzmie medytacja oznacza "bezwysiłkowe pozostawanie w tym co jest". Można wywołać to przez uspokojenie umysłu i utrzymywanie tego stanu, w którym naturalnie manifestuje się współczucie i mądrość. Inna technika polega na pracy z kanałami energetycznymi naszego ciała i wizualizowaniem form buddów. Najbardziej efektywną metodą jest stałe utożsamianie się z własną naturą buddy i postrzeganie wszystkiego co się wydarza jako czystego.
Warto w tym miejscu przytoczyć słowa Szamara Rinpocze, cenionego mistrza ze szkoły Karma Kagyu: "Medytacja może oznaczać wiele różnych rzeczy - niektórym kojarzy się ona bardzo z wizjami, sensacyjnymi doznaniami i tajemnicami. Naprawdę nie jest niczym takim; jest to systematyczny trening, całkowicie logiczny i konkretny. Niektórzy lubią, kiedy w medytacji pojawiają im się najróżniejsze odczucia, wibracje, energie i inne sensacje. To jest zwyczajne fantazjowanie. Nie chodzi nam o żadne egzotyczne doznania."
grafiki pochodzą z książki Philipe'a Kapleau "Trzy Filary Zen"
Poniżej przedstawiony jest krótki opis jednej z podstawowych technik medytacyjnych stosowanych w buddyzmie, którą można praktykować samodzielnie. Po przyjęciu wygodnej i odpowiedniej pozycji medytacyjnej (patrz zestaw grafik poniżej) i uspokojeniu umysłu poprzez koncentrację na procesie oddychania następuje prosta wizualizacja, która wzbudza dystans do własnych problemów i przeszkadzających emocji oraz rozwija wgląd w pierwotnie doskonałą naturę umysłu.
Chociaż ten rodzaj pracy przynosi pozytywne rezultaty to bardziej efektywna praktyka możliwa jest jednak dopiero pod kierunkiem wykwalifikowanego nauczyciela. Należy również pamiętać, że medytacja nie kończy się wraz z zakończeniem formalnej praktyki. W codziennym życiu powinno się jak najczęściej przywoływać to doświadczenie otwartości, współczucia i szczęścia jakie pojawiło się podczas praktyki i integrować je z każdym działaniem.
Postawa - opis prawidłowej pozycji medytacyjnej
Usiądź na przedniej części twardej poduszki.
Ułóż nogi tak, abyś mógł je utrzymać przez dłuższy czas nieruchomo. Ciężar ciała rozłóż równomiernie pomiędzy trzy punkty: dwa kolana dotykające podłogi i siedzenie oparte na poduszce. Jest kilka sposobów ułożenia nóg, np. siad klęczny oraz postawy skrzyżne, z których najszlachetniejsza to pełny lotos, gdy układamy prawą stopę na lewym udzie, a lewą na prawym. Zbyt trudne? A więc usiądź w półlotosie - lewa stopa na prawym udzie, a druga na podłodze, podsunięta blisko krocza. Możesz również siedzieć z obiema stopami w tej pozycji. Jeśli i to jest zbyt trudne, usiądź na krześle - byleś siedział z wyprostowanym kręgosłupem (brzuch lekko wypchnięty do przodu).
Rozprostuj i wyciągnij do góry kręgosłup, w naturalnej wyprostowanej pozycji. Wypchnij dół pleców nieco do przodu, "otwórz" klatkę piersiową, głowę trzymaj prosto.
Rozpoczynając medytację pokołysz chwilę tułowiem, niech ruchy stają się coraz mniejsze, aż w naturalny sposób zatrzymasz się w bezruchu.
Wzrok utrzymuj w odległości około metra przed sobą, nie skupiając go na żadnym szczególnym punkcie. Oczy niech będą półprzymknięte.
Ułóż lewą dłoń grzbietem w dół we wnętrzu prawej dłoni i łącząc lekko czubki kciuków uformuj owal w płaszczyźnie pionowej. Przysuń dłonie do brzucha, kilka centymetrów poniżej pępka.
Na początku zrób kilka głębokich oddechów, później oddychaj naturalnie. Środek ciężkości i oddech przesuną się same do podbrzusza.
Medytacja tęczowego światła - opis wizualizacji
Najpierw uspokój umysł koncentrując się na własnym naturalnym oddechu. Bezkształtny strumień powietrza wchodzi i wychodzi przez nos. Myśli i dźwięki po prostu swobodnie przepływają, tak jak chmury na bezkresnym niebie. Nie chwytaj ich, ani nie usiłuj porzucić. Koncentruj się tylko na oddechu.
Uświadom sobie dlaczego medytujesz. Celem medytacji jest uzyskanie dystansu wobec przeszkadzających uczuć i bezpośrednie doświadczenie pełnej przytomności i nieograniczonej otwartości. Tylko wówczas będzie się w stanie rzeczywiście przynosić pożytek innym.
Wyobraź sobie jak w centrum klatki piersiowej, na wysokości serca pojawia się małe tęczowe światło. Stopniowo rozprzestrzenia się ono coraz bardziej wewnątrz ciała. Kiedy już całkowicie je wypełnia, rozpuszczają się wszystkie osobiste cierpienia, trudności i przeszkody.
Następnie światło wypływa z ciała we wszystkich kierunkach i wypełnia całą przestrzeń. Dzięki temu rozpuszczają się cierpienia wszystkich istot, a świat zaczyna promieniować nieograniczonym szczęściem zmieniając się w Czystą Krainę pełną nieograniczonych możliwości. Wszystko jest przeniknięte wyzwalającym znaczeniem i pierwotną doskonałością.
Wizualizację tęczowego światła, które wypływa z ciała utrzymuj tak długo jak chcesz. Kończąc medytację spróbuj pozostać w tym stanie najwyższej błogości i zarazem pełnej przytomności tak długo, jak potrafisz.
Świat pojawia się znowu - czysty i doskonały. Każdy atom wibruje radością i jest utrzymywany w całości przez miłość. Wszystko jest świeże i nowe, pełne nieograniczonych możliwości. Wszystkie istoty pojawiają się jako buddowie, niezależnie od tego czy o tym wiedzą, czy też nie. Wreszcie z przestrzeni wyłania się się również nasze ciało, lecz teraz już wolne od słabości i chorób. Dawniej byliśmy naszymi ciałami, teraz je posiadamy - są dla nas narzędziem przynoszenia pożytku innym.
Na koniec wyobraź sobie, że wszystkie dobre wrażenia, jakie się pojawiły podczas medytacji, stają się nieograniczone i docierają do wszystkich istot rozpuszczając ich cierpienie i dając im w zamian jedyne trwałe szczęście - rozpoznanie natury własnego umysłu. Szczerze zadedykuj wszystkim swoją praktykę, możesz zrobić to używając poniższej, tradycyjnej formułki:
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczynę szczęścia.
Oby były wolne od cierpienia i przyczyny cierpienia.
Oby nie były oddzielone od prawdziwego szczęścia - wolności od cierpienia.
Oby spoczywały w wielkiej równości wolnej od przywiązania i niechęci.
Naturalny stan umysłu Tarthang Tulku
Dogen (1200-1253) przyszedł na świat w rodzinie stojącej u szczytów władzy. Jako trzynastolatek wstąpił do klasztoru na górze Hiei, następnie w Kioto kształcił się u Eisaia. W 1223 r. wyjechał na studia do Chin, tam też doznał satori. Po powrocie do kraju szerzył wiedzę przekazaną mu przez jego chińskiego mistrza Ju-chinga. W 1243 r. założył świątynię w Echizen - ośrodek szkoły soto. Sposobu na osiągnięcie oświecenia upatrywał w zazen.
Ponieważ w swym naturalnym stanie umysł
pozbawiony jest dualizmu,
połączony jest ze wszystkim, co istnieje,
nasze życie stanie się medytacją.
Ci, którzy nie są przyzwyczajeni do medytacji, uważają, iż jest to coś obcego, niezwykłego, nienaturalnego - egzotyczne doświadczenie, lub że medytacja to coś innego niż sama osoba medytująca. Czasami mówią, że jest to po prostu kolejny aspekt wschodniej psychologii czy filozofii, który trzeba zgłębiać, studiować i badać. Jednak medytacja wcale nie jest czymś obcym, wydzielonym i zewnętrznym. Medytacja jest naturalnym stanem umysłu i cały umysł może być medytacją.
Medytacja zaczyna się w momencie, w którym pozwolimy, by ciało i umysł całkowicie się odprężyły. Można to osiągnąć poprzez doświadczanie uczucia, które przychodzi samo z siebie, my go nie przywołujemy. Gdy pozwolimy, by wszystko było takie, jakie jest, i wsłuchamy się w ciszę własnego umysłu - to będzie nasza medytacja. Brak jakiegokolwiek dźwięku nie jest taką ciszą, nie jest nią również brak czynników rozpraszających. Taką ciszą jest natomiast pełna otwartość, przytomność umysłu. Gdy w danej chwili zachowamy ciszę - bez gorączkowej pogoni za schronieniem, bez próby rozwiązania problemów - jedyne, co pozostanie, to świadomość.
Medytacja jest procesem odkrycia samego siebie. Na jednym poziomie medytacja pokazuje nam, do czego byliśmy przywiązani, jak rozwijały się nasze emocjonalne przywiązania od dzieciństwa. Na następnym poziomie pomaga się nam uwolnić od tych przywiązań, ułatwia nam dostrzeżenie własnego potencjału. Gdy spojrzymy wstecz, na sposób, w jaki myśleliśmy, dostrzeżemy, że sami zastawialiśmy na siebie pułapki. Nauczymy się przenikać pozy i pretensje zgłaszane przez umysł oraz przez wszelkie wyjaśnienia i wymówki Zdamy sobie sprawę, że wciąż gramy i że dalecy jesteśmy od prawdziwej samowiedzy.
Patrząc sztywno na świat, arbitralnie wyznaczamy granice, także dla samych siebie. Wydaje się nam, że doświadczenie, które nie jest związane ze zmysłami i wyobrażeniami, pozbawiona jest jakiejkolwiek wartości. Lecz wychodząc poza realizację pomysłów, poza dualizm, poza czas i przestrzeń, co mamy do stracenia? Jeśli cokolwiek, to tylko obawy, przyzwyczajenia, kurczowe trzymanie się zmyślonego "ja" i równie zmyślonego bezpieczeństwa tego "ja". Naturalny stan umysłu nie ma nic do stracenia. Wcześniej, z powodu wyobcowania, nie wiedzieliśmy, że świadomość może stać się naszym domem. A bycie świadomym leży u podstaw naszej natury.
Chociaż rozmawiamy o naszej prawdziwej naturze, niekoniecznie znaczy to, że jej doświadczamy. Właściwie większość z nas wpada w pułapkę błędnego koła: tworzymy teorie i wyjaśnienia, które rodzą dalsze teorie i wyjaśnienia; umysł zapętla się w nieskończoność. "Ja" zawsze łączy się z różnymi uczuciami, pojęciami i refleksjami natury psychologicznej. Ego czeka, by nas zapytać, czy cokolwiek osiągnęliśmy, więc musimy sobie odpowiadać przez cały czas - i dlatego wychodzimy poza doświadczenie, przyglądając się mu z zewnątrz.
Chociaż robimy, co w naszej mocy, by być uważnym i świadomym każdej chwili, wewnętrzne dialogi i wyobrażenia tworzą przeszkody, które niszczą spontaniczność naszego doświadczania. Im bardziej chcemy zinterpretować doświadczenie i opisać je słowami, tym bardziej się od niego oddalamy. Zostajemy ze starymi pojęciami i dualistycznym postrzeganiem świata, więc reakcja na codzienne sytuacje nie wypływa z naturalnego stanu. Jakbyśmy mieszkali pośrodku pięknego ogrodu, ale nie byli tego świadomi. Lata mijają na wyjaśnianiu, myśleniu i analizowaniu, lecz nigdy na odkrywaniu naturalnego stanu.
Trudno jest zdać sobie sprawę z takiego stanu umysłu, ponieważ sądzimy, że myśli i uczucia są moje. Oceniamy je w kontekście mojej sytuacji, mojego życia. Ale myśli i uczucia wcale nie są moje. Jedna myśl jest połączona z drugą, potem z trzecią. Idąc tym tropem, znajdziemy następną. Każda myśl wymaga pewnych słów i obrazów. Tak jak klisza filmowa kręcąca się nieustannie, tak wyobrażenia zajmuje świadomość i odbiera energię. Na końcu gubimy świadomość. Stajemy się jak dzieci oglądające kreskówkę - zagubieni, wpatrzeni.
Obserwując umysł, zobaczymy, że świadomość łatwo zatrzymuje się na myślach albo na impulsie zmysłowym. Na przykład gdy słyszymy trzaśnięcie drzwi lub hałas uliczny, umysł natychmiast tworzy obraz lub myśl, z którymi połączone jest doświadczenie - bardzo dokładne i o odpowiednim nasileniu. Ale zatrzymując się w tym momencie, można wniknąć w to doświadczenie. W takiej chwili odkryjemy pewien typ wewnętrznej atmosfery lub środowiska, który nie posiada kształtu, formy, żadnych cech charakterystycznych, żadnej struktury. Nie ma słów, obrazów, pomysłów czy postaw, które można by przyjąć, ponieważ każda postawa - zatrzymania, doświadczania czy nawet postawa "poza tym" - odnosiłaby się do czegoś, co jest całkowicie kojarzone z nami, subiektywne. Dlatego, aby się uwolnić od dualizmu umysłu, trzeba wyjść poza względne zrozumienie i poglądy, zajrzeć wewnątrz i jeśli to możliwe, pozostać w pierwotnym momencie doświadczania.
Ponieważ w swym naturalnym stanie umysł pozbawiony jest dualizmu, połączony jest ze wszystkim, co istnieje, nasze życie stanie się medytacją. Medytacja nie jest ucieczką od tego świata - jest dobrym przyjacielem i nauczycielem, który może udzielić wskazówek, wesprzeć umysł i pomóc mu w bezpośrednim dotarciu do jądra istnienia, pokonaniu ścian, które oddzielają nas od świadomości, natchnienia i intuicji. Dzięki temu doświadczeniu dotrzemy do własnej jedności. W każdej chwili możemy zaprzyjaźnić się z medytacją. Z perspektywy, jaką daje medytacja, doświadczymy każdego istnienia jako pełnego i pięknego - bo każda rzecz jest na swój sposób piękna: nasza praca, myśli, rozmowy; każda sytuacja ma własną wartość i znaczenie Wprowadzając do naszego życia światłość medytacji, staniemy się bogatsi, nasze życie nabierze znaczenia i znajdziemy cel. Będziemy zdolni radzić sobie z każda sytuacją w otwarty i bezpośredni sposób.
Ta naturalna świadomość jest prosta i bezpośrednia, otwarta na wszystko. Jest natychmiastowa i spontaniczna, pozbawiona tajemnic, nie ma strachu czy winy, nie ma problemów, chęci ucieczki lub wybrania innej drogi. "Naturalna" znaczy "swobodna", nie mająca oczekiwań, nie tworząca przymusu, nie interpretująca, nie mająca wcześniejszych planów. Gdy medytacja pogłębia się, nie ma potrzeby jej naprawiać, polepszać, doskonalić. Nie ma potrzeby rozwoju, bo wszystko porusza się naturalnie.
Gdy będziemy potrafili doświadczyć bezpośredniej świadomości, pomiędzy naszym umysłem a medytacją nie będzie niczego. Doświadczenie jest zawsze nowe, świeże, czyste i piękne. Choć istnieje poza zwykłym poczuciem czasu, jest w nim ciągłość Wszystko jest, jakie jest, nic nie jest dodane ani odebrane.
Jeśli, medytując, potrafimy pozostać w chwili obecnej, możemy doświadczyć wyższego stanu świadomości. Jeśli jednak będziemy trzymać się psychicznych wyobrażeń lub starać się przypomnieć sobie odpowiednie polecenia czy ciąg wydarzeń, będziemy podążać za ruchem umysłu na poziomie świadomym. Nawet studiując i ucząc się o takim poziomie przez wiele lat, możemy zrobić wiele pozytywnych rzeczy, zebrać olbrzymią liczbę informacji, jednak wciąż będziemy daleko od prawdziwego zrozumienia. Dlatego koniecznie trzeba rozszerzać świadomość poza wewnętrzny dialog, otworzyć się najmocniej i pogrążyć ciszy. To są wciąż tylko pojęcia, lecz później, praktykując, wyjdziemy poza nie, poza konceptualne myślenie, i dotrzemy do stanu, w którym nie ma żadnego centrum, bowiem wszystkie ograniczenia, które wymagają takiego centrum, znikną - i to jest medytacja.
Gdy rozwiniemy medytację, dłużej już nie będziemy musieli polegać na intelektualnych wyjaśnieniach tego, kim jesteśmy, bowiem potrzeba samookreślenia zniknie, jak rozwiewa się mgła, gdy wschodzi słońce. Gdy to zrozumiemy, nie będziemy już walczyć z ego i negatywnymi emocjami - ani czynić rozróżnienia na dobro i zło, pozytywne i negatywne, drogę duchową i nawykowe działania W czasie doświadczania medytacji spontaniczna świadomość rodzi się sama, a emocjonalne problemy i konflikty tracą na sile i rozmywają się Gdy przestaniemy je karmić, znikną ze świadomości, a wtedy naprawdę zobaczymy, iż naturalnym stanem umysłu jest medytacja. Dzięki niej umysł zostanie oświecony i otrzyma potężną i cenną energię My natomiast doświadczymy nieopisanego, wszechwiedzącego zrozumienia.
"Gest równowagi" Tarthang Tulku. Dom wydawniczy "REBIS", Poznań 1999. Tłumaczenie: Wojciech Herchel
Praktyka dzogczen w życiu codziennym
Dilgo Czientse Rinpocze
Jego Świątobliwość Dilgo Czientse Rinpocze (1910-1991), zwierzchnik buddyjskiej szkoły njingma, był jednym z największych mistrzów buddyjskich naszych czasów, jednym z ostatnich lamów, którzy ukończyli swą edukację w jeszcze wolnym Tybecie.
Więcej informacji na stronie www.shechen.org.
Celem codziennej praktyki dzogczen jest rozwinięcie wolnej od trosk akceptacji, nieograniczonej otwartości na wszystkie wydarzające się sytuacje. Powinniśmy rozpoznać otwartość jako plac zabaw naszych emocji, natomiast w stosunku do innych być wolni od sztuczności czy prób manipulacji. Powinniśmy doświadczać wszystkiego w pełni, zamiast zamykać się w sobie jak świstak kryjący się w swojej norze. Praktyka ta wyzwala ogromne ilości energii, zazwyczaj ograniczone przez proces utrzymywania ustalonego obrazu swojej osoby.
Przywiązanie do opinii jest procesem, podczas którego uciekamy od bezpośredniego doświadczenia codziennego życia. Bycie obecnym tu i teraz może początkowo wywoływać strach - witając jednak to uczucie strachu z całkowitą otwartością, przedzieramy się przez bariery stworzone przez nawykowe wzory emocjonalne. Angażując się w praktykę odkrywania przestrzeni powinniśmy rozwinąć uczucie, że bez reszty otwieramy się na cały wszechświat. Powinniśmy się otworzyć z absolutną prostotą i nagością umysłu. Jest to zwyczajna, jak i pełna mocy praktyka porzucania maski obronnej ego.
W naszej medytacji nie powinniśmy czynić podziału na obszar postrzegany i samo postrzeganie. Nie powinniśmy stać się niczym kot czyhający na mysz. Powinniśmy natomiast uświadomić sobie, że celem medytacji nie jest "wejście w głąb siebie" lub ucieczka od świata. Praktyka powinna być swobodna i niekonceptualna, nie ograniczona introspekcją ani koncentracją. Przeogromna, niepowstała, promieniująca sama z siebie przestrzeń mądrości jest podstawą bytu - początkiem i końcem pomieszania.
Obecna w tym pierwotnym stanie przytomności, nie skłania się ani ku oświeceniu ani ku nieoświeceniu. Ta podstawa bytu, czysty i pierwotny umysł, jest również źródłem wszystkich zjawisk. Jest określana mianem wielkiej matki, łonem potencjalności, w którym wszystko powstaje i rozpuszcza się, całkowicie spontanicznie w naturalnej samodoskonałości. Wszystkie aspekty zjawisk są absolutnie przejrzyste i klarowne. Cały wszechświat jest otwarty i wolny od przeszkód - wszystko przenika się nawzajem.
Kiedy widzimy, że wszystkie rzeczy są nagie, przejrzyste i wolne od przeszkód nie ma już niczego do osiągnięcia ani urzeczywistnienia. Natura zjawisk pojawia się naturalnie i tak samo naturalnie jest obecna w przytomności, przekraczającej uwarunkowania czasu. Wszystko jest naturalnie doskonałe takie, jakim jest. Wszystkie zjawiska przejawiają się w swej unikalności jako część ciągle zmieniającego się wzoru. W każdym momencie wzory te wibrują znaczeniem; mimo tego nie mają sensu poza momentem, w którym się wydarzają. Jest to taniec pięciu elementów, w którym materia jest symbolem energii, a energia symbolizuje pustkę.
My sami jesteśmy symbolami własnego oświecenia. Bez żadnego wysiłku ani praktyki, oświecenie i wyzwolenie już tu są. Codzienna praktyka dzogczen jest codziennym życiem samym w sobie. Dopóki nie rozwinęliśmy doświadczenia tego stanu, nie ma potrzeby zachowywania się w jakiś określony sposób czy podejmowania prób osiągnięcia czegoś ponad to, czym się aktualnie jest. Nie powinno być żadnego usiłowania osiągnięcia jakiegoś "zadziwiającego celu" lub "zaawansowanego stanu". Takie usiłowanie jest jedynie neurozą, która nas tylko uwarunkowuje i zakłóca swobodny przepływ Umysłu.
Nie powinniśmy także uważać się za bezwartościowych - jesteśmy naturalnie wolni i nieuwarunkowani. W istocie jesteśmy oświeceni i niczego nam nie brakuje. Zaangażowanie w praktykę medytacji powinno być tak naturalne jak jedzenie, oddychanie czy wydalanie. Medytacja nie powinna stać się jakimś wyspecjalizowanym czy formalnym wydarzeniem, nadmuchanym powagą i namaszczeniem. Musimy zrozumieć, że medytacja przekracza wysiłek, praktykę, cele i dualizm wyzwolenia i nie-wyzwolenia. Medytacja jest zawsze idealna; nie ma potrzeby niczego poprawiać. Skoro wszystko, co się przejawia, jest jedynie grą umysłu, nie ma niczego takiego jak niesatysfakcjonująca medytacja, nie ma również potrzeby osądzania myśli jako dobrych i złych. Dlatego też powinniśmy po prostu siedzieć. Po prostu pozostawać na swoim miejscu, w takich warunkach jakie są. Zapominając o samoświadomych myślach typu "Ja teraz medytuję".
Nasza praktyka powinna być wolna od wysiłku i napięcia, bez prób kontroli ani wymuszenia czegokolwiek, bez prób stania się "spokojnym". Jeśli spostrzegamy, że właśnie wpadliśmy w którąś z tych dróg, po prostu przerywamy medytację i przez chwilę się relaksujemy. Jeżeli podczas medytacji lub po niej mamy jakieś "interesujące doświadczenia" nie powinniśmy traktować ich jako czegoś szczególnego. Marnowanie czasu na myślenie o doświadczeniach prowadzi do rozproszenia i nienaturalności. Takie doświadczenia są tylko ubocznymi skutkami praktyki i powinny być traktowane jako wydarzenia przejściowe. Nie powinniśmy się starać doświadczyć ich ponownie, ponieważ zakłóca to naturalną spontaniczność umysłu.
Wszystkie zjawiska są całkowicie nowe i świeże, absolutnie unikalne i całkowicie wolne od koncepcji przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Są doświadczane w bezczasowości. Nieprzerwany strumień nowych odkryć, obserwacji i inspiracji powstający w każdym momencie jest przejawem naszej przejrzystości.
Powinniśmy nauczyć się postrzegać nasze codzienne życie jako mandalę - świetliste obrzeża doświadczenia, spontanicznie promieniujące z naszej pustej natury istnienia. Aspektami naszej mandali są przedmioty codziennego użytku, poruszające się w tańcu czy też grze wszechświata. Poprzez tę symbolikę wewnętrzny nauczyciel odkrywa przed nami głębokie i ostateczne znaczenie istnienia. Dlatego też powinniśmy być naturalni i spontaniczni, akceptując wszystko i ucząc się ze wszystkiego. Pozwoli nam to dostrzec ironiczną i zabawną stronę wydarzeń, które zwykle nas irytowały.
W medytacji możemy spojrzeć poprzez iluzję przeszłości, teraźniejszości i przyszłości - nasze doświadczenie staje się permanentnym doświadczeniem "tu-i-teraz-niejszości". Przeszłość jest tylko zawodną pamięcią utrzymywaną w teraźniejszości. Przyszłość jest tylko projekcją naszych aktualnych koncepcji. Teraźniejszość znika, gdy tylko próbujemy ją złapać. Po co więc tracić czas na próby konstruowania iluzji istnienia jakiejkolwiek trwałej podstawy rzeczywistości? Powinniśmy uwolnić się od przeszłych wspomnień i z góry wyrobionych opinii na temat medytacji. Każdy moment medytacji jest unikalny i pełen potencjału. W takich momentach nie potrafimy nawet osądzać naszej medytacji w kategoriach przeszłych doświadczeń, suchej teorii czy pustej retoryki. Po prostu: rzucenie się wprost w wir medytacji, dokładnie w tym momencie, bez znudzenia, ekscytacji czy wahania, JEST oświeceniem
Świadomość każdej chwili
Lama Dzigme Rinpocze
Lama Dzigme Rinpocze urodził się w roku 1949 w rodzinie XVI Karmapy, pod którego opieką otrzymał gruntowne wykształcenie. XVI Karmapa podczas swej pierwszej wizyty na Zachodzie w 1975 roku, pozostawił go tu jako swego reprezentanta. Od tej pory Lama Dzigme Rinpocze prowadzi główną siedzibę Karmapy w Europie, Dhagpo Kagyu Ling we Francji.
Dzigme Rinpocze poza swymi zdolnościami organizacyjnymi jest również wielce szanowanym lamą. Wielu ludzi odniosło korzyść z jego głębokiej wiedzy i mądrości, zrozumienia zachodniego stylu, praktyczności, ciepła i poczucia humoru. Polskiemu Czytelnikowi znany jest z książki "Mnich i lama".
Poniższy fragment pochodzi z książki Lamy Dzigme "Świadomość każdej chwili".
Przejrzystość i przytomność
Medytując, umożliwiamy umysłowi stopniowe odnajdywanie stanu całkowitej, pierwotnej przejrzystości. Dzięki temu staje się on naszym nawykiem. Podobnie jak podczas dyskusji nabieramy nawyku wysuwania odpowiednich i niezbitych argumentów, dzięki medytacji wykształcamy nawyk odnajdywania pierwotnej mądrości, przejrzystości umysłu.
Gdybyśmy wrzucili do wody jakieś zwierzę, zaczęłoby ono odruchowo pływać, żeby nie utonąć; my w podobny sposób szukamy najlepszej metody wyjścia z nieprzyjemnej sytuacji. Żeby medytować, umysł musi przede wszystkim odnaleźć swą naturalną przejrzystość i przytomność. Dla osiągnięcia tego celu możemy użyć różnych metod, lecz zawsze chodzi tutaj o ponowne nawiązanie kontaktu z podstawową naturą umysłu. Zwrócenie ku niej umysłu jest dość trudne, ponieważ nie mamy takiego nawyku. Kiedy go wykształcimy, będzie nam znacznie łatwiej.
Zazwyczaj dopuszczamy do tego, by umysł oddalał się od swego naturalnego stanu. Niełatwo jest to zmienić z dnia na dzień, ponieważ od dzieciństwa utrwalaliśmy różne nawyki i koncepcje, najczęściej błędne. Dlatego w podstawowych naukach buddyjskich, tak jak we wszystkich wielkich naukach filozoficznych, podkreśla się wielką rolę medytacji w dążeniu do odnalezienia podstawowej natury umysłu. Jej podstawowy cel to zastąpienie jednej tendencji inną, dzięki czemu umysł będzie mógł trwale pozostawać w stanie przejrzystości.
W miarę medytowania umysł staje się coraz bardziej przytomny. Stan ten utrzymuje się nie tylko w czasie medytacji, ale z czasem wyraźnie się stabilizuje i wykracza poza ramy formalnej praktyki.
Utrzymywanie stabilności
Przytomny umysł jest uważny. Kiedy z kimś rozmawiamy, nasz umysł często nie jest tak naprawdę przytomny, ponieważ myślimy wtedy o wielu sprawach niezwiązanych z przedmiotem rozmowy. Jeżeli temat nie wydaje nam się wart zaangażowania, słuchamy rozmówcy niezbyt uważnie.
Przytomny umysł jest wolny, otwarty na sytuacje. Spoczywa w stanie pierwotnej przejrzystości, dzięki której natychmiast pojmujemy, co się wokół dzieje. Nic wtedy go nie rozprasza choć zazwyczaj rozprasza nas wszystko, co tylko może zakłócić naszą koncentrację. Nawet usilne starania nie zawsze pomagają nam słuchać w skupieniu. Umysł odruchowo kieruje się w stronę każdego źródła dźwięku lub widoku, który niweczy jego skupienie.
Umysł naprawdę przytomny nie rozprasza się pod wpływem takich bodźców. Nie odgradza się od nich - pozwala im się pojawiać, a sytuacja pomimo tego pozostaje przejrzysta. Przytomny umysł potrafi w każdej chwili odbierać różne wrażenia, nie tracąc stabilności. Taki jest podstawowy i jedyny cel medytacji: odnaleźć ów przejrzysty i przytomny umysł.
Nie powinniśmy rezerwować dla praktyki medytacyjnej jakichś szczególnych chwil życia. Jest ona potrzebna w każdym momencie, w każdym codziennym działaniu, ponieważ zachowanie przytomności i przejrzystości jest ważne zawsze.
Gdy umysł pozostaje w tym stanie mądrości, każdy szczegół sytuacji jest dla niego wyraźnie widoczny. Zawsze wypływa z tego pożytek, niezależnie od charakteru działania: artystycznego, zawodowego, czy też związanego z życiem prywatnym.
Umysł opanowany przez emocje łatwo ulega rozproszeniu pod wpływem zewnętrznych okoliczności.. Wszystko mu wówczas przeszkadza. Jeśli natomiast zrozumiemy prawdziwą naturę tych okoliczności, umysł pozostanie przejrzysty, a zjawiska będą nam się wydawać całkowicie normalne. Nie będą dla nas problemem.
Bez przywiązania
Utrzymywanie przejrzystego umysłu jest ważne we wszystkich życiowych sytuacjach. Większość problemów i porażek, czy to zawodowych, czy osobistych, bierze się tak naprawdę z braku takiej przejrzystości. Z powodu przeszkadzających emocji nie potrafimy utrzymać otwartości, która jest niezbędna dla zrozumienia sytuacji. Pomieszanie sprawia, że reagujemy impulsywnie. Natomiast przejrzystość umożliwia nam skuteczne działanie w każdej sytuacji, niezależnie od charakteru napotkanych trudności. Zazwyczaj jednak lgniemy do okoliczności, posiadając ustaloną już wcześniej ich wizję.
Jeśli nasz umysł nie jest otwarty, do każdej sytuacji podchodzimy z uprzedzeniem, nie sprawdzając nawet zasadności własnego sposobu myślenia. Reagujemy zgodnie z opinią stworzoną na podstawie błędnej oceny, o której słuszności jesteśmy święcie przekonani.
Jeśli utrzymujemy otwarty umysł, nie musimy się zmieniać, by dostosować się do coraz to nowych sytuacji. Nie musimy stawać się kimś innym. Potrafimy patrzeć na siebie z dystansu, obserwować własne myśli i działania, i akceptować sytuację taką, jaka jest, nie ulegając dominacji własnych emocji. Dzięki otwartości umysłu potrafimy zmienić swój niewłaściwy sposób działania.
Zamiast wciąż próbować wpływać na zewnętrzne okoliczności i uparcie trwać przy własnej interpretacji faktów, będziemy wówczas raczej przekształcać tę postawę. Kiedy przestaną nas zniewalać idee i koncepcje, spoczniemy bez przywiązania w naturze umysłu, w jego pierwotnej mądrości.
Umysł pomieszany, rozproszony, jest jak ciało opanowane przez ból. Nie może się poruszyć. Chociaż wiemy, że trzeba wykonać jakiś ruch, nie możemy tego uczynić. Nie wiemy też, z jakiego powodu jesteśmy unieruchomieni.
Nauki buddyjskie mówią często o przywiązaniu i o wolności od niego, o oderwaniu się czy też rozluźnieniu uchwytu. Nie chodzi tu jednak o błądzenie bez celu, bez myśli i uczuć. Takie sztuczne otwarcie utrudniałoby tylko zrozumienie, jak bardzo umysł jest zamknięty.
O medytacji
w tradycjach Mahajana i Therawada
Szamar Rinpocze
Szamar Rinpocze jest jednym z najbardziej znanych na Zachodzie nauczycieli tybetańskich, hierarchicznie jest drugim po Karmapie lamą w tradycji kagju, znany jako Lama Czerwonej Korony.
Więcej na temat linii Szamarpy na stronie www.shamarpa.org.
Kiedy zaczniesz dużo praktykować, rozwinie się w tobie prawdziwa żądza medytacji i twoja praktyka zacznie dojrzewać. Nie rozumiesz esencji medytacji, dopóki jej we właściwy sposób nie doświadczyłeś. Medytacja robi się naprawdę interesująca dopiero wtedy, kiedy zaczynasz doświadczać esencji umysłu.
Umysł nie jest przyzwyczajony do spoczywania w równowadze. Jesteśmy raczej przyzwyczajeni do stanu, w którym pojawiają się coraz to nowe myśli i nic nie zakłóca ich nieprzerwanego strumienia. Jesteśmy rozproszeni, pomieszani i niespokojni. I jest nam dobrze z tym nawykiem. Medytacja wydaje się być czymś nienaturalnym, ponieważ uzależniliśmy się od ciągłego ruchu i niepokoju umysłu. Medytacja nie odpowiada znanym nam doświadczeniom. Dlatego nie jesteśmy nią zainteresowani, musimy raczej włożyć w ten proces trochę wysiłku. Potrzebujemy wytrwałości i cierpliwości. Aby nastąpił rozwój, potrzebujemy przede wszystkim wiedzy o tym, jak powinno się medytować, i wytrwałości. Połączenie tych dwóch czynników daje efekty. Jednak łatwo jest źle zrozumieć nauki dotyczące ścieżki. Owocem medytacji jest jednoupunktowienie, stabilny i przejrzysty stan umysłu, wolny od rozproszenia i pomieszania. Nie chodzi tu o doświadczanie szczególnych stanów pełnych fantastycznych wizji i świateł. Niektórzy ludzie tak myślą, dlatego próbują polepszyć medytację LSD lub muzyką, jest to jednak tylko manipulowanie doświadczeniem. Nie ma to nic wspólnego z medytacją, ponieważ umysł w dalszym ciągu pozostaje rozproszony i pomieszany. Wielu ludzi myślało, że o to właśnie chodzi w medytacji na VIII Karmapę, ponieważ pojawia się tam wiele dakiń tańczących w przestrzeni. We wczesnych latach siedemdziesiątych prosili o instrukcje do tej medytacji, następnie brali LSD i medytowali. Nie jest to coś, co bym wam polecał.
Zatem czym jest prawdziwa medytacja? Umożliwia nam doświadczenie umysłu takim, jakim naprawdę jest. W tej chwili myśli bez przerwy pojawiają się w naszych umysłach i przeszkadzają nam w doświadczaniu jego prawdziwej natury. Możemy wyróżnić dwa rodzaje myśli: zewnętrzne i wewnętrzne. Doświadczenia zmysłowe należą do kategorii zewnętrznych myśli. Umysł nieustannie ukierunkowuje się na zewnętrzne doświadczenia, takie jak zapachy, formy, dźwięki i tak dalej. Jest cały czas zajęty doświadczaniem zewnętrznych przedmiotów i w ten sposób stwarza zewnętrzny świat. Wydaje nam się, że utrzymanie umysłu w spokoju jest po prostu niemożliwe. Dlaczego tak jest? Ponieważ umysł jest pochłonięty doświadczeniami wewnętrznymi - to jest drugi poziom. Wewnętrzne doświadczenia nieustannie zabarwiają naszą percepcję. Dzieje się tak dlatego, że - na poziomie wewnętrznym - umysł ciągle podąża za myślami, a na poziomie zewnętrznym nie jesteśmy również w stanie kontrolować naszych doświadczeń pochodzących od zmysłów. Kiedy będziemy potrafili przejąć kontrolę nad naszymi wewnętrznymi myślami, poziom zewnętrzny nie będzie już żadnym problemem. Kiedy znika wewnętrzne rozproszenie, wrażenia zmysłowe w żaden sposób nie mogą zaszkodzić umysłowi. Tak więc w medytacji chodzi o przejęcie kontroli nad bezustannym strumieniem myśli oraz o koncentrację umożliwiającą utrzymanie umysłu w skupieniu. Dzięki temu będziesz w stanie lepiej zagłębić się w stany spokojnej uważności. Wtedy umysł poszerza swoje horyzonty i spoczywa sam w sobie. To tak, jakbyś otworzył bramę, która z kolei otwiera wiele innych bram pozwalających iść jeszcze dalej i głębiej. Wtedy rzeczywiście docenia się prawdziwą wartość umysłu.
Z tego powodu ludzie praktykujący w tradycji Therawada sypiają tylko sześć do siedmiu godzin na dobę, a cały dzień poświęcają na medytację. Praktykują w ten sposób, żeby jak najszybciej uspokoić umysł. Co więcej, po obiedzie nic już nie jedzą. Mogą przyjmować tylko napoje nie posiadające składników odżywczych, jak woda czy herbata. Dzięki temu są mniej senni, a ich medytacja jest bardziej przejrzysta. Każdy, kto intensywnie medytuje, powinien tak robić.
Ludzie ci zwykle chodzą spać bardzo wcześnie, o dziewiątej lub dziesiątej, wstają również bardzo wcześnie, około piątej rano. Dzięki temu ich życie zostaje całkowicie ukierunkowane na medytację. W dzisiejszych czasach taki program dnia nie wydaje się być zbyt praktyczny. W czasach Buddy ludzie żyli zgodnie z takim harmonogramem, ponieważ Budda nauczał, że samsara jest cierpieniem i że nikt nie jest w stanie niczego urzeczywistnić będąc przez nią złapanym. Dlatego całkowite oddzielenie od samsary w celu poświęcenia się wyłącznie medytacji stało się tak ważne w tradycji Therawada. Przynoszenie pożytku innym nie jest jednak głównym celem buddystów Therawada. Oczywiście nie można stawiać ich w opozycji do tych, którzy próbują pracować na rzecz innych, nie jest to jednak główny cel ich praktyki. Ich ideą jest zajmowanie się wyłącznie medytacją, żeby jak najszybciej osiągnąć wyzwolenie. My jednak jesteśmy Bodhisattwami. Jadamy po południu i wieczorem. Ponieważ Bodhisattwowie nie myślą wiele o sobie, nie jest im też tak spieszno do osiągnięcia własnych celów. Bodhisattwowie nie boją się kolejnych narodzin; co więcej sami ich pragną. Dlatego też nie praktykują w sposób, który odcinałby ich od świata tak, jak ma to miejsce w przypadku buddystów praktykujących w tradycji Therawada. Ktoś, kto podąża tamtą ścieżką, nawet jeżeli by tego chciał, nie jest w stanie ponownie się odrodzić.
Dzięki głębokim poziomom koncentracji, jakie Therawadinowie osiągają w swojej medytacji, mogą oni analizować stany swojego umysłu. Jeżeli pojawia się jakaś przeszkadzająca emocja, jak gniew, przywiązanie, zazdrość czy zawiść, dzięki swej zdolności koncentracji są w stanie zanalizować tę emocję w najdrobniejszych szczegółach. Przypomina to sytuację, gdy po przebudzeniu orientujesz się, że sen nie był niczym rzeczywistym; nic takiego naprawdę się nie wydarzyło. Podobnie buddyści, którzy urzeczywistnili owoc ścieżki Therawada, są w stanie zobaczyć, że ich przeszkadzające emocje tak naprawdę nie istnieją. Rozumieją prawdziwą naturę emocji i dzięki temu zrozumieniu usuwają przyczyny, które w przeciwnym przypadku automatycznie doprowadziłyby do odrodzenia w samsarze. Kiedy to się stanie, nie będą mogli się już w niej odrodzić. To jest logiczna konsekwencja tego typu medytacji.
Po tybetańsku medytację określa słowo gom. Istnieją również inne precyzyjne słowa określające ten stan, jak tingdzin, które jest tybetańskim odpowiednikiem sanskryckiego słowa samadhi. Ting oznacza głębokość i odnosi się do doświadczenia spokojnej głębi umysłu. Dzin znaczy utrzymywać, tak jak ma to miejsce, gdy utrzymujemy nieporuszony stan umysłu. Tingdzin posiada również inne znaczenia. Kolejnym tybetańskim terminem jest samten. Oznacza to stabilność, doświadczenie stabilnego stanu umysłu. Istnieją różne poziomy samten. W tradycji Therawada podąża się najpierw poprzez kolejne poziomy samten, medytacji polegającej na koncentracji, a następnie poprzez poziomy tingdzin. Również Bodhisattwowie podążają poprzez kolejne poziomy swego urzeczywistnienia. Kiedy Bodhisattwa osiąga poziom samadhi, głębokiego wglądu, jest wtedy w stanie wykorzystać tę zdolność dla pożytku istot. Tutaj owe poziomy, czy też bhumi, bazują na rosnącej zdolności przynoszenia pożytku innym, podczas gdy w tradycji Therawada są całkowicie skoncentrowane wokół idei szybkiego osiągnięcia wyzwolenia.
Analizowanie naszych doświadczeń jest bardzo skuteczną metodą. Chodzi tu o dokładną analizę każdego ruchu umysłu. Dzięki rozpoznaniu natury myśli, zrozumiesz naturę umysłu. Nie będziesz rozproszony myśleniem, zobaczysz myśli takimi, jakimi są i doświadczysz naturalnej stabilności umysłu. Analizowanie myśli odsłania naturę umysłu. Stopniowo rozwijasz pewność w stosunku do tego, co jest normalnie ukryte pod nieustannym strumieniem myśli. Analizowanie myśli daje możliwość doświadczenia ich natury, która jest oczywiście również naturą samego umysłu. Buddyzm dokładnie opisuje negatywne emocje, takie jak gniew czy zazdrość. Jeżeli analizujemy je jako produkty umysłu, wtedy nie są niczym innym, jak kolejną rzeczą, którą można w nim znaleźć; są zwyczajnie myślami i uczuciami. Są negatywne w tym sensie, że powodują negatywne konsekwencje. Różne myśli pozostawiają różne wrażenia. Jeżeli na przykład zauważysz dywan i pomyślisz "ten dywan jest niebieski" to będzie to myśl neutralna. Nie przyniesie pozytywnych ani negatywnych skutków. Myśli wywołane gniewem czy zazdrością powstają w umyśle w ten sam sposób, różnią się jednak tym, że dają bardzo negatywne efekty. Poprzez analityczną medytację rozpoznajemy naturę wszelkiej aktywności mentalnej, a następnie uczymy się, jak uniknąć jej negatywnych skutków. Taka medytacja przynosi dwojaki pożytek. Najpierw dzięki rozpoznaniu natury mentalnych procesów uzyskujemy kontrolę nad umysłem, żeby potem móc wykorzenić negatywne emocje przesłaniające nam naturę umysłu. Ta praktyka owocuje mniejszą ilością przywiązań i lgnięcia do doświadczeń zmysłowych. W celu polepszenia koncentracji dobrze jest ograniczyć dostęp bodźców zmysłowych. Jeżeli jesteś osobą, którą pociągają zewnętrzne zjawiska i na dodatek masz wiele oczekiwań, trudno będzie ci skoncentrować umysł na nim samym. Lgnięcie do doświadczeń zmysłowych wytworzy bezużyteczne rozproszenie. Kiedy umysł obserwuje sam siebie, staje się spokojny i wyciszony. Wtedy w medytację nie trzeba wkładać żadnego wysiłku. Dzieje się tak, ponieważ wszystkie neurotyczne ruchy umysłu, które były przedmiotem naszej analitycznej medytacji, zostały w sporej części uspokojone.
Jest zupełnie prawdopodobne, że człowiek, który wiele medytował, może przywiązać się do tego stanu całkowitego wewnętrznego spokoju i zacząć do niego lgnąć. To przywiązanie jest przeszkodą na drodze do jeszcze głębszych doświadczeń. W tym punkcie znowu potrzebny jest głębszy wgląd. Tak jak poprzednio, i tu antidotum jest analityczna medytacja nad tym przywiązaniem do spokoju. Jest ona kluczem do dalszego rozwoju.
Tak wyglądają kolejne fazy koncentracji. Z powodu niedoskonałości ludzkiej mowy trudno jest jednak opisać doświadczenia medytacyjne. Wielcy mistrzowie przeszłości stworzyli odpowiednią terminologię opisującą ich doświadczenia. Prawdopodobnie dzięki temu byli w stanie dobrze się komunikować. W naszym przypadku jest to trudne, ponieważ nie doświadczamy tego, co próbowali oni przekazać w swoich wypowiedziach. Aby zrozumieć urzeczywistnione stany umysłu, trzeba samemu doświadczyć znaczenia ukrytego pod słowami. W sutrze Samadhiraja Budda opisał poszczególne poziomy medytacji. Kto jednak w dzisiejszych czasach rozumie, co on wtedy miał na myśli? Dlaczego więc Budda w ogóle podał te opisy? Możemy być pewni, że w ówczesnych czasach żyło wielu ludzi, którzy mieli wszystkie te doświadczenia, dlatego też rozumieli, co Budda do nich mówił. Sutra ta istnieje po dzień dzisiejszy, więc kiedy osiągniemy te poziomy, będziemy w stanie zrozumieć jej sens. Zatem co powinniśmy robić? Powinniśmy pracować z tym, co jako ludzie posiadamy i w końcu zrozumieć znaczenie tych cennych nauk. Bodhisattwowie podążają przez kolejne fazy rozwoju, utrzymując jednak przywiązanie do ludzkiej, fizycznej formy, żeby móc znowu odrodzić się w samsarze. Czyli z jednej strony podążamy jak Therawadinowie poprzez kolejne fazy koncentracji, z drugiej używamy wewnętrznego spokoju w celu stworzenia przyczyn dla kolejnych odrodzeń w samsarze dla pożytku istot. Te dwie właściwości definiują Bodhisattwę: odwaga pozwalająca na odrodzenie w samsarze oraz zdolność do kontrolowania iluzji samsary. Te dwa czynniki powinny zawsze iść w parze.
Filozofia Madhjamiki wyjaśnia, dlaczego cały świat i wszystkie istoty są iluzją. Wszystko pojawia się w kontekście przyczyny i skutku i jest ze sobą powiązane. Ponieważ wszystkie zjawiska są współzależne, nic nie istnieje rzeczywiście. Rzeczy, ani wewnątrz ani na zewnątrz, nie istnieją naprawdę, ponieważ zależą od siebie nawzajem. Bodhisattwowie są tego doskonale świadomi. Widzą iluzoryczną naturę świata, więc potrafią właściwie pracować z iluzjami. W ten sposób Bodhisattwowie skutecznie pracują dla pożytku istot uwikłanych w samsarę.
Porady do medytacji Duddziom Rinpocze
Jego Świątobliwość Duddziom Rinpocze, był wybitnym współczesnym joginem. Był zwierzchnikiem szkoły Ningma buddyzmu tybetańskiego, tradycji, którą w ósmym wieku wprowadził do Tybetu Padmasambhawa. Duddziom Rinpocze był osiemnastą inkarnacją tej Linii, w której pojawiło się paru największych buddyjskich Mistrzów Indii i Tybetu. Po najeżdzie komunistycznych Chin osiadł w Indiach, a później w Nepalu. W ostatnich latach swego życia założył wielkie centra w USA. W końcu zamieszkał ze swoją rodziną we Francji. Zmarł w styczniu 1987 r. w wieku 82 lat.
Ponieważ wszystko powstaje z umysłu, co stanowi podstawową przyczynę całego doświadczenia, czy to "dobrego" czy "złego", najbardziej niezbędną ze wszystkich rzeczy jest pracowanie ze swoim własnym umysłem, tak aby nie pozwolić mu na błądzenie i aby nie zagubić się w jego wędrówkach. Odetnij jego niepotrzebne powikłane konstrukcje i wytwory, które wprowadzają pomieszanie. Stłum problem w zarodku, że tak powiem.
Pozwól sobie na rozluźnienie i poczuj pewną przestronność, pozwalając umysłowi aby osadził się naturalnie. Ciało powinno być nieruchome, zachowaj milczenie a oddech niech będzie taki jaki jest, płynący swobodnie. Jest w tym uczucie puszczenia, odsłonięcia, pozostawienia.
Jak czujesz się w tym rozluźnieniu? Powinieneś być jak ktoś po dniu naprawdę ciężkiej pracy, wyczerpany i spokojnie zadowolony, a twój umysł znajduje satysfakcję w odpoczynku. Coś osadza się na poziomie jelit i gdy czujesz jak to spoczywa w twoich jelitach, zaczynasz doświadczać lekkości. Jest tak jakbyś się rozpuszczał.
Umysł jest tak nieobliczalny - nic nie ogranicza fantastycznych i subtelnych wytworów, które powstają w nim, jego nastrojów; on może poprowadzić cię poza wszelkie granice. Lecz nawet pośród natłoku myśli, jeśli będziesz po prostu świadomy umysłu, utrzymując ciało nieruchomo i stopniowo uspokoi się sam z siebie i jego pobudzenie ustanie.
Nawet gdy twój umysł szumi i chytrze tobą manewruje, jest skrajnie szalony i rozdyskutowany, jeśli utrzymując świadomość pozwolisz temu dziać się, on sam się uspokoi i stopniowo wejdzie w rozbrzmiewającą ciszę - czysty, pusty i spokojny.
To jest świetlisty, czysty aspekt umysłu, twoja podstawowa natura; więc pozostaw to tak i po prostu trwaj w tym spokojnym stanie. Dopóki świadomość nie zostanie rozwinięta i wzmocniona, nasza podstawowa natura jest jak dziecko na polu walki powstających myśli; spokój nie trwa długo; wciąż powstają myśli lub zmiany, jak fale na oceanie. Gdy to się dzieje, bądź po prostu świadomy tego, rozpoznaj to. Nie utrzymuj uczucia, że tej myśli nie powinno być - niech ona wprawia cię w zakłopotanie lub niech sprawia, że będziesz czuł się niepewnie w swojej medytacji; ale jakakolwiek zmiana wydarza się, spokojnie trwaj i pozostaw ją w swoim własnym powstawaniu. W obliczu tego rozpoznania, pozwól temu być a to rozpuści się, wyzwoli się bez wysiłku.
Jeśli, na przykład, próbujesz zatrzymać lub wymanipulować tą zmianę, z tego powodu powstanie więcej myśli - wywoła to większe zakłócenie i samo stanie się podmiotem złudzenia: zanim się zorientujesz, jesteś rozproszony. Wystarczy zwykłe rozpoznanie zmiany. Bądź po prostu świadomy powstających myśli, nie podążaj za nimi ani nie przeciwdziałaj im.
Pozostawaj spokojny w ten sposób. Niepokój i pobudzenie są uspokajane tym sposobem i głębokie uczucie wytchnienia (grace) pojawia się gdy umysł łagodnie spoczywa w swojej naturze.
Gdy wciąż medytujesz w ten sposób i przyswajasz sobie, wzmacniasz tą praktykę, możesz doświadczyć pewnej fizycznej lub mentalnej ekstazy, klarowności lub jasności pomiędzy wieloma doświadczeniami, które powstają i jest to oznaka, że medytacja była praktykowana właściwie. I znowu, nie chwytaj się tego doświadczenia ani nie trzymaj się go, lecz pozwól mu być a ono cię zainspiruje i pomoże ci.
Możesz także doświadczyć mętnego, półświadomego dryfującego stanu, tak jakbyś miał kaptur na głowie - pewnego rodzaju sennego otępienia. Jest to coś takiego jak bezruch, mianowicie stagnacja, zamazana obojętna ślepota. Jak wydostajesz się z tego stanu? Pobudź się wyprostuj plecy, wypchnij nieświeże powietrze z płuc i skieruj swoją świadomość w czystą przestrzeń po to by sprowadzić świeżość. Jeśli pozostaniesz w tym ospałym stanie nie będziesz się rozwijać, tak więc gdy pojawia się to zahamowanie, usuwaj je raz za razem. Ważne jest rozwijanie czujności, pozostawanie wrażliwie przytomnym.
Tak więc, jasna świadomość medytacyjna jest rozpoznawaniem zarówno bezruchu jak i zmiany a niezmącona czystość spokojnego trwania jest naszą podstawową inteligencją. Praktykuj to, gdyż jedynie poprzez rzeczywiste robienie tego, doświadczysz urzeczywistnienia lub zaczniesz zmieniać się.
Pogląd w działaniu
W czasie medytacji nasz umysł, harmonijnie osadzony w swój własny naturalny sposób, jest jak spokojna woda, niezmącona falami ani wiatrem, a gdy w tym spokoju pojawia się jakaś myśl lub zmiana, ona formuje się, jak fala na oceanie, i z powrotem znika w nim. Pozostawiona naturalnie, rozpuszcza się naturalnie. Jakikolwiek niepokój wybuchnie w umyśle, jeśli pozwolisz mu być on wyczerpie się na swój własny sposób, wyzwoli się sam; i tak dochodzisz poprzez medytację do spostrzeżenia, że cokolwiek pojawia się nie jest czymś innym niż samoukazywaniem się lub projekcją umysłu.
Gdy utrzymujemy perspektywę tego poglądu w aktywnościach i zdarzeniach codziennego życia, wówczas chwyt dualistycznego postrzegania świata jako stałej, trwałej i namacalnej rzeczywistości (co jest główną przyczyną naszych problemów) zaczyna rozluźniać się i rozpuszczać. Umysł jest jak wiatr. Przychodzi i odchodzi; poprzez wzrastającą pewność w tym poglądzie zaczynamy doceniać humor sytuacji. Rzeczy zaczynają wydawać się nieco nierealne; przywiązanie i znaczenie, które przypisujemy zdarzeniom zaczyna wydawać się zabawne, lub przynajmniej podchodzimy do nich z lekkim sercem.
W ten sposób rozwijamy zdolność do rozpuszczania percepcji poprzez utrzymywanie płynącej świadomości medytacji w codziennym życiu, widząc wszystko jako samoukazującą się grę umysłu. A bezpośrednio po siedzącej medytacji ciągłość tej świadomości wspomagamy, robiąc, to co musimy zrobić, spokojnie i cicho, z prostotą i bez niepokoju.
Tak więc w pewnym sensie wszystko jest jak sen, iluzoryczne, ale mimo to, zabawne, idziemy dalej, robiąc różne rzeczy. Jeśli np. spacerujesz, idź bez niepotrzebnej powagi lub samoświadomości lecz z lekkim sercem zmierzaj ku otwartej przestrzeni takości, prawdy. Gdy siedzisz, bądź twierdzą prawdy, tego co jest. Gdy jesz, wprowadzaj negatywności i złudzenia w brzuch pustki, rozpuszczając je w przestrzeń; gdy oddajesz mocz, wyobrażaj sobie, że wszystkie twoje zaciemnienia i zablokowania są oczyszczane i usuwane.
Przekazałem wam esencję praktyki w paru słowach, ale musicie zrozumieć, że dopóki widzimy świat w dualistyczny sposób, dopóki nie będziemy rzeczywiście wolni od przywiązania i negatywności i nie rozpuścimy całego naszego zewnętrznego postrzegania w czystości pustej natury umysłu, wciąż tkwimy we względnym świecie "dobra" i "zła", "pozytywnych" i "negatywnych" działań, i musimy szanować te prawa i być uważni i odpowiedzialni za swoje czyny.
Po medytacji
Po formalnej medytacji, utrzymujcie we wszystkich codziennych aktywnościach tę jasną przestrzenną świadomość, a ona stopniowo wzmocni się i wzrośnie wewnętrzna pewność.
Wstań spokojnie z medytacji: nie zrywaj się natychmiast ani nie biegaj tu i tam, ale cokolwiek robisz, utrzymuj lekkie odczucie godności i równowagi, i rób to co masz do zrobienia ze spokojem i z rozluźnieniem ciała i umysłu. Utrzymuj świadomość lekko skoncentrowaną i nie pozwól rozproszyć się swojej uwadze. Niech ta wspaniała nić uważności i świadomości cały czas po prostu płynie.
Czy idziesz, siedzisz, jesz czy kładziesz się spać, utrzymuj uczucie spokoju i przytomności umysłu. W stosunku do innych ludzi bądź uczciwy, łagodny i bezpośredni; ogólnie, bądź miły na swój sposób i nie dawaj ponosić się rozmowom i plotkowaniu.
W istocie, cokolwiek robisz, rób to w zgodzie z Dharmą, która jest drogą uspokojenia umysłu i opanowania negatywności.
Tekst ukazał się w zbiorze wykładów J.Ś. Duddzioma Rinpocze p.t."Esencja Dzogczen", wydanym w serii "Biblioteka Buddyjska" przez wydawnictwo VERBUM G&G, Katowice 1990, tłumaczenie: Urszula Urbanowicz, Henryk Smagacz.
Siedzenie w medytacji Czogiam Trungpa
Trungpa Rinpocze już w młodości został wyznaczony na religijnego zwierzchnika i najwyższego opata klasztoru Surmang na południu Tybetu. W 1959 roku, po przejęciu władzy w Tybecie przez Chińczyków, uciekł do Indii. Dalaj Lama zlecił Trungpie funkcję kierownika pierwszego klasztoru tybetańskiego w Szkocji. W Anglii Trungpa studiował psychologię zachodnią, religioznawstwo i naukę o sztuce. Rinpocze był założycielem kontrowersyjnej organizacji Vajradhatu. Do kwietnia 1987, roku swojej śmierci, mieszkał i nauczał w USA, gdzie w licznych miastach założył ośrodki medytacyjne, a także pierwszy z świecie zachodnim uniwersytet buddyjski - Instytut Naropy w Boulder, w stanie Colorado.
PROSTOTA
Medytacja opiera się na odrzucaniu dualistycznego związku walki dobra przeciwko złu. Nasze nastawienie względem duchowości powinno być naturalne, codzienne, bez ambicji. Jeśli nawet budujemy dobrą karmę, wciąż zasiewamy nasionka. Decydujące jest przekroczenie karmicznego procesu w ogóle, przezwyciężenie karmy zarówno dobrej, jak i złej.
W tantrycznej literaturze odnaleźć można wiele wzmianek o Mahasukha, wielkiej radości; jednak przyczyną, dla której wskazuje się na tę wielką radość, jest to, że w tym samym stopniu przekracza ona nadzieję i strach, ból i radość. Radość nie oznacza tu zadowolenia w zwykłym znaczeniu, tylko ostateczne i podstawowe uczucie wolności, poczucie humoru, zdolności rozpoznania ironicznego aspektu gier ego, gier przeciwieństw. Jeśli jesteśmy zdolni widzieć JA z lotu ptaka, to jesteśmy wtedy zdolni postrzegać także jego śmieszne cechy. Nastawienie, jakie wnosimy do praktyki medytacyjnej powinno więc być bardzo proste i nie opierać się na założeniu zbierania przyjemności i unikania bólu. Medytacja jest o wiele bardziej naturalnym procesem pracy nad bólem i radością jako drogą.
Nie usiłujemy stosować technik medytacyjnych (modlitwa, mantra, wizualizacja, rytuały, ćwiczenia oddechowe), by sprawić sobie przyjemność, albo potwierdzić swe istnienie. Nie próbujemy oddzielić siebie samych od metody, tylko staramy się stać techniką tak, aby powstało uczucie nie-dwoistości. Technika jest drogą stawania się nie-dwoistością. Techniki używa się z początku jako rodzaju gry, ponieważ wciąż wyobrażamy sobie samego siebie jako właśnie medytującego. Metody - np. czucie ciała, postrzeganie zmysłowe i oddychanie - są jednak bardzo przyziemne i ściągają człowieka na ziemię. Odpowiednie nastawienie względem techniki jest takie, że nie uważamy jej za coś magicznego, cudownego czy jakąś głęboką ceremonię, lecz rozpoznajemy ją tylko jako prosty, całkiem nieskomplikowany proces. Im prostsza metoda, tym mniejsze niebezpieczeństwo zbłądzenia, ponieważ nie zajmujemy się zbytnio wszystkimi możliwymi, fascynującymi i zwodniczymi nadziejami i lękami.
Z początku, praktyka medytacyjna zajmuje się tylko podstawową nerwicą, poplątanym związkiem między nami samymi i naszymi projekcjami, związkiem z naszym myśleniem. Jeśli człowiek zdolny jest postrzec prostotę techniki, bez jakiegoś szczególnego nastawienia, to może także nawiązać kontakt ze swymi myślowymi wzorcami. Zaczyna rozpoznawać myśli jako zwykłe formy zjawiskowe (fenomeny), przy czym nieważne jest, czy są to myśli świątobliwe, czy złe, myśli o gospodarstwie domowym, czy czymkolwiek innym. Nie przyjmujemy wobec nich żadnego nastawienia, w tym sensie, że nie zaliczamy ich do jakiejś konkretnej kategorii, np. złych czy dobrych, przyglądamy się im tylko jako myślom Jeśli pod wpływem wewnętrznego przymusu łączymy się z nimi, karmimy je jeszcze, ponieważ myśli potrzebują do przeżycia naszej uwagi. Jeśli dostarczamy im swej uważności i dzielimy je na kategorie, wtedy stają się silne. Zaopatrujemy je w energię, ponieważ nie postrzegamy ich jako form zjawiskowych. Inna możliwość karmienia ich, to próba zmuszenia ich do milczenia. Dlatego też medytacja nie jest na początku ani usiłowaniem stania się szczęśliwym, ani próbą osiągnięcia ciszy i spokoju ducha, choćby nawet mogły się one stać ubocznym skutkiem medytacji.
W rzeczy samej, jeśli ktoś zacznie praktykę medytacyjną, odkryje, że ujawniają się wszelkie możliwe problemy, wypływają na światło dzienne wszelkie ukryte aspekty naszej osobowości; dzieje się tak z tego prostego powodu, że po raz pierwszy mamy możliwość rzeczywistego ujrzenia stanu naszego ducha. Po raz pierwszy nie wartościujemy swoich myśli.
Stopniowo zaczynamy uczyć się doceniać piękno prostoty. Faktycznie czynimy różne rzeczy w pełni. Tylko oddychamy i idziemy, bez względu na to, jakby ta technika nie wyglądała; zaczynamy pracę z tym i po prostu pracujemy z tym dalej. Trudności staną się bardziej przejrzyste, aniżeli sztywne i trwałe. Zatem pierwszy krok przy pracy z ego, polega na rozpoczęciu zajmowania się myślami w bardzo prosty sposób. Nie staramy się zmusić ich do milczenia, tylko po prostu rozpoznajemy ich przejrzystość.
Siedzenie w medytacji musi być połączone z ćwiczeniem uważności w życiu codziennym. Przy ćwiczeniu uważności odczujemy stopniowo wpływy siedzenia w medytacji. Zwycięży stopniowo nasz prosty związek z oddychaniem i nasz prosty stosunek do myśli Każda sytuacja życiowa staje się po prostu relacją - prostą relacją do zlewozmywaka, prostym stosunkiem do naszego samochodu, prostym związkiem z naszym ojcem, naszą matką, z naszymi dziećmi. Naturalnie, nie o tym tu mowa, że się człowiek nagle zmieni w świętego. Oczywiście, będą jeszcze rodzinne scysje, ale będą to konflikty proste, łatwe do przejrzenia.
Drobne domowe rzeczy mogą wydawać się nieważne i nie znaczące; jednak zajęcie się nimi w bardzo prosty sposób będzie niezwykle cenne i pożyteczne. Jeśli ktoś jest zdolny postrzegać tę prostotę taką, jaką ona jest, wtedy medytacja staje się pracą 24 godziny na dobę. Nasze doświadczenie czucia przestrzeni rozwija się w stopniu niezwykle wysokim, ponieważ nie musimy już obserwować siebie w tak bardzo uciążliwy sposób. Zamiast tego przyjmujemy sytuację. Naturalnie, możemy obserwować ten proces i czynić pewne spostrzeżenia, ale jeśli siedzimy w medytacji, jesteśmy po prostu tu i teraz; nie stosujemy ani oddechu, ani innych technik. Znajdujemy się w sferze wpływów czegoś. W końcu nie potrzebujemy już żadnego tłumacza i żadnego obserwatora. Wtedy język jest rozumiany właściwie.
UWAŻNOŚĆ I ŚWIADOMOŚĆ
Medytacja oznacza pracę z naszym pośpiechem, z naszym niepokojem, z naszą nieustanną krzątaniną. Medytacja oferuje przestrzeń czy grunt, gdzie niepokój mógłby stać się działaniem, gdzie mógłby znaleźć miejsce na niespokojność; gdzie mógłby się nieco w swej niespokojności rozluźnić. Jeśli nie wpływamy na ów niepokój zaburzająco, wtedy staje się on częścią przestrzeni Nie kontrolujemy, ani nie atakujemy ochoty kręcenia się za własnym ogonem.
Praktyka medytacyjna nie oznacza próby wywołania hipnotycznych stanów umysłu, czy też stwarzania uczucia spokoju. Próby osiągania spokojnego stanu umysłu odzwierciedlają poczucie niedostatku. Jeśli poszukujemy spokojnego umysłu, to boimy się niepokoju. Panuje stałe uczucie paranoi i ograniczenia. Odczuwamy konieczność zabezpieczenia się przed nagłymi wybuchami emocji czy agresji, które mogłyby nas opanować i odebrać nam kontrolę nad sobą. Proces ubezpieczania się, ogranicza duchowy horyzont w taki sposób, że nie przyjmuje on już tego wszystkiego, co się wydarza
Zamiast tego medytacja powinna odzwierciedlać pewną cechę umysłu, mianowicie pełnię, w tym sensie, żeby mógł on uchwycić wszystko, co przy naszym stanie umysłu się w nim pojawia. Jeśli zaopatrzymy niepokój w dostateczną ilość przestrzeni tak, by mógł sobie wewnątrz tej przestrzeni działać, wówczas energia przestanie być niespokojna, ponieważ z zasady zdolna jest sama siebie obdarzyć zaufaniem. Medytacja oddaje niespokojnej krowie olbrzymią, pyszną łąkę Krowie wolno jeszcze przez jakiś czas zachowywać się na tej łące niespokojnie, ale na pewnym etapie niepokój staje się czymś mała znaczącym, ponieważ przestrzeni jest tak dużo. Krowa żre, odpręża się i zasypia.
Przyznanie się do niepokoju i utożsamienie się z nim wymaga uważności, podczas gdy świadomość potrzebna jest, gdy chcemy dostarczyć niespokojnej krowie pyszną łąkę, rozległą przestrzeń Ta uważność i świadomość wciąż nawzajem się uzupełniają. Uważność jest procesem bezpośredniego, dokładnego i jednoznacznego łączenia się z każdą sytuacją Komunikujemy się, albo łączymy z sytuacjami problematycznymi czy nieprzyjemnymi, w sposób bardzo prosty. Oto panuje niewiedza, niepokój, oto panują emocje i agresja. Nie powinny być ani sławione, ani przeklinane. Postrzegane są po prostu jako humory. To sytuacje uwarunkowane, można je jednak dzięki nie-uwarunkowanej uważności jasno i wyraźnie przejrzeć. Uważność jest jak mikroskkop: w stosunku do bakterii, które przezeń obserwujemy, nie jest ani bronią agresywną, ani obronną. Działanie mikroskopu to przedstawienie po prostu oczom tego, co i tak jest. Uważność nie musi odnosić się do przeszłości czy przyszłości; jest całkiem w teraz. Jednocześnie umysł, który zajmuje się tymi dualistycznymi postrzeżeniami jest aktywny, gdyż na początku konieczne jest zastosowanie pewnego rodzaju rozróżniającego rozsądku.
Świadomość oznacza rozpoznanie odkryć uważności. Treści myślenia nie musimy usuwać z drogi, ani ich przechowywać. Dokładność uważności może być pozostawiona taką, jaka jest, ponieważ ma ona własne otoczenie, swą własną przestrzeń. Nie musimy podejmować żadnych decyzji co do tego, czy wyrzucimy je, czy też zachowamy niby jakiś skarb. W ten sposób świadomość jest dalszym krokiem ku rezygnacji z dokonywania wyborów. Sanskryckim słowem na świadomość jest Smriti, co oznacza "ponowne rozpoznanie", "przypomnienie sobie". Przypomnienie sobie nie oznacza tutaj przypominania sobie przeszłości, tylko ponowne rozpoznanie skutków uważności. Uważność stwarza pewną podstawę, pewną przestrzeń na rozpoznanie agresji, emocji itd. Uważność dostarcza tematu, pojęć czy słów, a świadomość jest gramatyką zaangażowaną w ich dokładne osadzenie. Po doświadczeniu dokładności sami sobie możemy postawić pytanie: Co mam teraz z tym począć? Co mogę dalej zrobić? Powinniśmy tylko pozostawić wszystko na swym właściwym miejscu. Świadomość upewnia nas, że rzeczywiście nie musimy niczego robić, powinniśmy tylko pozostawić wszystko na swym właściwym miejscu. Przypomina to sytuację, gdy odkrywamy w puszczy przepiękny kwiat: Czy mamy zerwać go i zabrać do domu, czy też mamy go zostawić w gąszczu? Świadomość mówi nam, żeby zostawić kwiat w puszczy, bo tam - jak każda roślina - rośnie on w swym naturalnym otoczeniu. Świadomość jest więc gotowością nieprzywiązywania się do odkryć uważności, a uważność jest po prostu dokładnością; rzeczy są tym, czym są. Uważność jest przednią strażą świadomości. Błyskawicznie rozpoznajemy sytuację i wspomagamy tym orientację świadomości.
W ten sposób uważność współdziała ze świadomością, żeby móc przyjmować sytuacje życiowe takimi, jakie są. Nie musimy życia uważać za cenne, ani go bojkotować, czy też ulegać mu. Sytuacje życiowe to pożywienie dla świadomości i uważności; bez zdarzających się w życiu depresji i stanów pobudzenia nie moglibyśmy medytować. Wykorzystujemy buty samsary dla przebiegnięcia przez praktykę medytacyjną. Połączenie uważności i świadomości utrzymuje podróż; praktyka medytacyjna czy rozwój duchowy zależą więc od samsary. Spojrzawszy z lotu ptaka moglibyśmy rzec, że nie ma potrzeby istnienia samsary czy nirwany, że nic nie da wyruszanie w podróże. Ponieważ jednak stoimy na ziemi, niezwykle pożyteczne jest rozpoczęcie przygotowań do podróży.
"Mit wolności i droga medytacji", przekład Irek Fetings, Szczecin 1988.
Obserwowanie myśli
Tarthang Tulku
Tarthang Tulku jest - obok Dalaj Lamy i Czogiama Trungpy - najbardziej znanym na Zachodzie nauczycielem buddyzmu tybetańskiego. W Tybecie odebrał pełną edukację klasztorną w szkole ningmapy, w Indii wykładał na uniwersytecie w Varanasi, założył tam też ośrodek studiów buddyjskich i wydawnictwo. Podobną działalność prowadzi w USA, gdzie założył Instytut Ningmapy, Tybetański Ośrodek Medytacyjny Ningmapy i wydawnictwo Dharma Publishing. Wydał też pierwszą na Zachodzie pełną edycję tybetańskiego kanonu buddyjskiego. Jest autorem kilkunastu książek i wielu artykułów, które wyróżniają się psychologicznym ujęciem najważniejszych aspektów praktyki buddyjskiej.
Więcej o Tarthangu Tulku na stronie Nyingma Institute.
W bezpośredniej chwili doświadczania
nie ma niczego, co mógłbyś powiedzieć,
pomyśleć i sklasyfikować.
Niektóre sposoby medytacji pociągają za sobą analizowanie, inne skupiają się bezpośrednio na doświadczeniu - każdy typ otwiera inne obszary świadomości. Medytacja analityczna jest szczególnie pożyteczna w nauce koncentracji i rozwoju świadomości. Jednak analityczne rozumienie czy mentalne przygotowanie doprowadzą nas tylko do pewnego punktu, ponieważ dalej, na głębszych poziomach, nie istnieją myśli. Myśli nie istnieją bez słów i dlatego są częścią racjonalnego umysłu. Gdy nie ma myśli, jedyne, co istnieje, to bezpośrednia pewność, która powstaje na bazie doświadczenia. Gdy pokonujemy intelektualne, racjonalne myślenie, dochodzimy do głębszej, bardziej subtelnej energii, której doświadczamy bezpośrednio.
Niektórzy z praktykujących medytację potrafią natychmiast wyjść poza myśli i emocje, bezpośrednio dotrzeć do wyższej świadomości. Dla innych lepiej będzie, jeśli najpierw zrozumieją, jaki jest związek pomiędzy medytującym a medytacją, jak ten związek powstaje, kto patrzy, kto interpretuje doświadczenie. Im głębsza analiza, tym szybciej staniemy się otwarci na doświadczanie medytacji. Każde zadane pytanie poszerza horyzonty i zmniejsza wątpliwości, liczbę pytań i problemów. Gdy skończymy analizować, medytacja w sposób naturalny stanie się spontaniczna, bezpośrednia.
Bardzo dobrym początkiem w nauce medytacji analitycznej jest liczenie ile myśli przewija się przez umysł w ciągu godziny. Zapisz je, uporządkuj na pozytywne, negatywne i obojętne. Po prostu obserwuj wspomniany proces przez całą godzinę. Rób tak codziennie przynajmniej przez tydzień. Później wybierz którąś z myśli i zatrzymaj się na niej tak długo, jak możesz. To może być dowolna myśl - pozytywna lub negatywna. Nie pozwól jej odejść. Innymi słowy, nie dopuszczaj kolejnej myśli - koncentruj się na tej jednej. Nie klasyfikuj jej, nie łącz z żadnym przeżyciem, pozwól, by po prostu była. Gdy nadejdzie następna myśl, zastępując pierwszą, spróbuj zrobić z nią to samo. Powtarzaj to, próbując oszacować, jak długo potrafisz zatrzymać pojedynczą myśl. Postępuj w ten sposób cztery do pięciu razy dziennie. Kiedy to zrobisz, spróbuj zobaczyć, kto obserwuje cię od wewnątrz, kto rozpoznaje twoje myśli, pojęcia i uczucia. Kto się temu przygląda? Może stwierdzisz, że to twoja świadomość albo intuicja, a może subiektywny umysł albo osoba, którą nazywasz "ja" lub ego. W jaki sposób to "ja" jest spokrewnione z myślą, w jaki sposób współpracują? Jakie są różnice i konflikty pomiędzy mną a tym umysłem?
Zamiast badać to analitycznie, spróbuj zbadać różnice doświadczalnie. Im dłużej obserwujesz swoje doświadczenia, tym więcej odnajdziesz bezpośrednich odpowiedzi na pytania. Jeśli nie nauczysz się uważnie obserwować myśli, będziesz próbował tylko sklasyfikować i wartościować doświadczenie. Nie uda ci się osiągnąć głębszych, bardziej subtelnych poziomów doświadczeń, a odpowiedzi zawsze będą powierzchowne.
Ja jestem podmiotem, to znaczy że ja postrzegam i doświadczam obrazów, uczuć, pomysłów, wspomnień. Jaki związek zachodzi między "ja" i doświadczeniem? Jeśli są tym samym, to w jaki sposób "ja" dostrzega je lub przeżywa? Jeśli są czymś innym, to co je różni? Gdy "ja" doświadcza czy interpretuje to bezpośrednio - bez słów i wyobraźni - czy też klasyfikuje i wartościuje?
W bezpośredniej chwili doświadczania nie ma niczego, co mógłbyś powiedzieć, pomyśleć i sklasyfikować. Nie ma niczego namacalnego, co można by określić słowami - nie ma nawet doświadczania! Spostrzeżesz, że doświadczanie odchodzi, a z nim wszystkie problemy - i to jest początek medytacji. Innymi słowy, po tym jak wszystkie wewnętrzne słowa, myśli i powiązania odejdą, pozostanie tylko doświadczanie - bez doświadczającego - tak długo, jak tego zapragniesz.
Nie twórz żadnych koncepcji na temat właściwości doświadczania. Nawet nie myśl o tym, że właśnie medytujesz, doświadczasz. Po prostu pozwól, by doświadczanie istniało, nie martw się tym, co się dzieje i jak się dzieje. Dzięki temu nie trzeba będzie opisywać doświadczania samemu sobie, bo wtedy nie będzie istniało "ja". Jeśli cokolwiek powstaje - słowo, myśl, pojęcie - gdy zaczynasz myśleć: "To to" lub "Wreszcie widzę" czy "Teraz to jasno rozumiem", musisz jeszcze raz skupić się na swojej myśli aż do momentu, gdy nie będziesz miał nic do powiedzenia czy wyjaśnienia.
Nawet ludzie doświadczeni w medytacji spędzają całe lata na uwolnieniu umysłu od nieprzerwanego ciągu myśli. Dzięki precyzyjnym wskazówkom i uczeniu się poprawnej medytacji możemy oszczędzić mnóstwo cennego czasu. Na przykład bez wiedzy o energii atomowej przez setki lat moglibyśmy próbować wywołać eksplozję. Jednak dzięki tej wiedzy bardzo szybko będziemy mogli przeprowadzić reakcję nuklearną.
Nie da się wskazać sekretnej formuły czy też ścieżki, która prowadzi do wyższych stanów medytacji, nie można zająć na niej pozycji. Taka ścieżka nie opiera się na niczym oprócz medytacji. Gdy nauczymy się bezpośrednio osiągać stan medytacji, bardzo łatwo wyjdziemy poza zwykłe, rozpraszające myśli, a z odpowiednim przewodnikiem w bardzo krótkim czasie zmienimy negatywną karmę z wielu wcieleń. Ta "sekretna" wiedza o medytacji stanie się samopodtrzymującym się źródłem inspiracji. My po prostu rozpłyniemy się - nie będzie podmiotu, przedmiotu ani niczego pośrodku - nic nie zakłóci naszej równowagi.
Medytacja wykracza poza czas, zmysły, relację podmiot-przedmiot. Czyniąc to, medytacja przenosi nas poza racjonalne poziomy świadomości. To tak jak patrzenie przez zasłonę - po jednej stronie świadomości jest wszystko, co istnieje: myśli, emocje, złość, wzorce zachowań; po drugiej stronie jest bardzo silne pole energii - stan głębokiej medytacji.
"Gest równowagi" Tarthang Tulku, Dom Wydawniczy "REBIS", Poznań 1999. Tłum. Wojciech Herchel
Obserwowanie umysłu Bodhidharma
Bodhidharma (jap. Daruma) był dwudziestym ósmym patriarchą w kolejności od Buddy Siakjamuniego w Indiach i jednocześnie pierwszym patriarchą zen (czan) w Chinach. Uczeni nie są zgodni co do tego, kiedy przybył do Chin, jak długo tam przebywał i kiedy umarł. Krąży na ten temat wiele niezwykłych legend. Powszechnie przyjmuje się, że Bodhidharma pojawił się w kraju Żółtego Cesarza w roku 520, przepłynąwszy łodzią Ocean Indyjski. Podróż pełna niebezpieczeństw miała trwaćtrzy lata. Po niezbyt udanym spotkaniu z cesarzem Wu-ti w Nankingu Patriarcha udał się na północ do miasta Luoyang i ostatecznie osiedlił się w świątyni Shaolin na górze Sung-shan; tam praktykował medytację(zazen) dziewięć lat twarzą do ściany. Przybycie i nauczanie Pierwszego Patriarchy w Chinach uważa się za moment powstania szkoły zen - "bezpośredniego przekazu poza słowami", nazywanej czasem również doktryną wielkiego mistrza Bodhidharmy.
Zapytano Bodhidharmę:
- Jeśli ktoś jest zdeterminowany by osiągnąć oświecenie, jaki sposób praktyki powinien uznać za najistotniejszy?
- Najistotniejszą metodą, zawierającą wszystkie inne, jest obserwowanie umysłu.
Medytacja i spokój Duddziom Rinpocze
Jego Świątobliwość Duddziom Rinpocze, był wybitnym współczesnym joginem. Był zwierzchnikiem szkoły Ningma buddyzmu tybetańskiego, tradycji, którą w ósmym wieku wprowadził do Tybetu Padmasambhawa. Duddziom Rinpocze był osiemnastą inkarnacją tej Linii, w której pojawiło się paru największych buddyjskich Mistrzów Indii i Tybetu. Po najeżdzie komunistycznych Chin osiadł w Indiach, a później w Nepalu. W ostatnich latach swego życia założył wielkie centra w USA. W końcu zamieszkał ze swoją rodziną we Francji. Zmarł w styczniu 1987 r., w wieku 82 lat.
Londyn 1979
My, ludzie, składamy się z ciała, mowy i umysłu, ale to nasz umysł, jest tym co nazywamy "Królem, który Spełnia Wszystko" - "Kundże Gjalpo", który panuje nad ciałem i mową i kieruje nimi. Twórcą szczęścia jest umysł i twórcą cierpienia jest także umysł.
Jak powstaje szczęście? Gdy będziemy obserwowali swój umysł i uważnie pozostawimy go w stanie spokoju, wówczas pojawi się szczęście.
Jak powstaje cierpienie? Ponieważ pragnienia umysłu są nienasycone, gdy on pożąda przedmiotów pragnienia, powoduje to powstanie wszelkiego rodzaju zakłócających emocji, takich jak gniew i agresja, które z kolei wzbudzają chmurę negatywnych myśli. wpędza nas to we wszelkiego rodzaju nie kończącą się aktywność, która w całości wplątana jest w negatywne działania, w ten sposób stwarzając negatywną karmę Skutkiem tego, umysł i ciało schwytane są w niemożliwe do uniknięcia więzienie nieuśmierzonego cierpienia. Aż do chwili śmierci, nie ma końca tego cierpienia i wyczerpującego, uciążliwego trudu umysłu. Gdyby śmierć była całkowitym końcem tego, to byłoby cudowne; jednak, faktycznie, umiera tylko nasze ciało a nie umysł. I to czym umysł zajmuje się w tym życiu - wszystkimi tymi negatywnymi i niepomyślnymi działaniami - jest tym za czym będziemy musieli podążać w następnym życiu, doświadczając konsekwencji, które odpowiadają temu dokładnie.
Zatem, w tym życiu i w następnym będziemy odkrywali, że działania pozytywne i negatywne, szczęście i cierpienie, wszystkie zależą od umysłu. To co musimy zrobić to zawrócić umysł i zebrać go w sobie. Ponieważ, jeśli spojrzymy na nasz umysł, zobaczymy że jest tak zwariowany i tak powikłany jak szaleniec, rzeczy o których nie sądzimy, że moglibyśmy kiedykolwiek pomyśleć, pomyślimy dziewięć razy! Wtedy zrozumiemy, że umysł jest odpowiedzialny także za to szaleństwo i że musimy go zawrócić i sprowadzić z powrotem do siebie, gdyż to na czym musimy się skupić to aktywność, która uspokaja i stabilizuje umysł.
Bez wprowadzenia do umysłu pewnego rodzaju ciszy, swobody i rozluźnienia, i bez stosowania sposobów sprowadzających spokój i szczęście - lub przynajmniej myślenia o zrobieniu tego - moglibyśmy posiadać bogactwo tak ogromne jak Góra Sumeru, potężne jak ocean, a jednak wciąż nie bylibyśmy zadowoleni. Gdyż jeśli będziemy mieli coś, to będzie istniało cierpienie posiadania a jeśli nie będziemy mieli czegoś, to będzie istniało cierpienie nieposiadania. Jeśli zaczniemy coś, będzie istniało cierpienie niemożności skończenia tego. Chociaż cierpienie może ukazać się nam jako szczęście, samą jego istotą jest zawsze cierpienie. Tak więc zdecyduj się i bądź pewien, że główną przyczyną tego wszystkiego jest umysł.
Moglibyśmy zapytać: zatem, jaki jest ten umysł? Gdybyśmy mieli zbadać go dokładnie, odkrylibyśmy, że nie ma on żadnej formy, na którą możnaby patrzeć, żadnego dźwięku do usłyszenia - on jest jak wiatr. Niespodziewanie myśl powstaje i tak samo niespodziewanie znika. Oprócz tego nie ma niczego innego.
Z tego pustego umysłu powstaje pusta myśl, jednak zamiast zostawić ją tak jak ona jest, próbujemy uchwycić tę myśl, poprzez wzbudzenie następnej. Pierwsza myśl daje pracę drugiej myśli tak aby uchwycić myśl... itd. bez końca. Gdy w ten sposób jedna myśl zatrudnia drugą myśl, stwarza to iluzję i rozproszenie i sprawia, że w naszej głowie wiruje.
Tak więc powinniśmy zrozumieć to: w jaki sposób stwarzamy nieskończony łańcuch myśli i bezustannej aktywności, i że wszystko to jest całkowicie bezcelowe.
Jeśli ścigamy myśl, to nigdy nie będziemy mogli jej uchwycić. Więc zamiast tego, niech sam umysł wgląda w umysł. Gdy umysł rzeczywiście obserwuje umysł, zauważymy, że świadomość która patrzy i obserwowany umysł nie mogą być oddzielone ani odróżnione.
Przyczyną całej iluzji i zwiedzenia są powstające myśli, "namtok", tak więc nie pozwalajmy umysłowi wędrować za przypadkowymi myślami. Zamiast tego, gdy powstaje myśl, spójrzmy prosto na nią i zobaczmy jaka ona jest i jak wygląda. Ponieważ gdybyśmy mieli pójść za nią, nie wystarczyłoby sto lat żeby ją schwytać.
Więc nie ścigając myśli, pozostańmy po prostu w tym naturalnym, uspokojonym stanie medytacji. Gdy pozostawimy umysł sobie samemu, niezakłócony w swojej własnej przestrzeni, wówczas jeśli powstaje myśl, jest wspaniale; gdy nie powstaje, to także jest wspaniale. Obojętni i niewzruszeni powstającymi myślami, możemy doświadczyć stanu, w którym nie ma żadnych wspomnień ani myśli, ale jest czysta, głęboka , rozbrzmiewająca pustka. Nazywa się to "spokojem" medytacji, lub "nepa". Jeśli w ten sposób pozwolimy swojej uważności uwolnić umysł i pozwolimy mu ustalić się na swój własny sposób, wtedy nawet w ciele będziemy doświadczali wibrującej lekkości a w umyśle głęboki spokój i czystą, promieniującą szczęśliwość. Dlaczego? Jest tak ponieważ umysł potrafi odnaleźć swój własny naturalny stan i spocząć w swojej własnej naturze. Gdy potrafimy w ten sposób pozostawać, naturalnie rozluźnieni w naturze umysłu, ten stan medytacji nazywa się "Szi ne" (skt. Śamatha) lub czasami "Ting nge dzin".
To właśnie wtedy, gdy potrafimy rozluźnić swój umysł tak iż pozostaje cichy i trzeźwy, osiągamy prawdziwy spokój i szczęście. Gdy w ten sposób odkrywamy wewnętrzny spokój w umyśle, wówczas nie ma po prostu żadnej przyczyny by wzbudzać agresję wobec zewnętrznych zjawisk lub innych ludzi, ani nie ma najmniejszego powodu dla uczuć zawiści i rywalizacji. Zamiast tego będziemy potrafili naturalnie i automatycznie wprowadzać spokój i szczęście w otaczający nas świat. Jeśli nie potrafimy kultywować tego spokoju i dobrego samopoczucia wewnątrz siebie, wówczas umysł wplącze się we wszelkiego rodzaju myśli i niezwykle trudno będzie osiągnąć spokój i szczęście w świecie.
Gdy raz zrozumieliśmy, że spokój i szczęście zależą wyłącznie od umysłu, z tą pewnością i przekonaniem każdy z nas powinien próbować doskonalić spokój umysłu wewnątrz siebie, co przyniesie szczęście i spokój zarówno w tym jak i w przyszłym życiu. Mamy to w swoich rękach. Jeśli będziemy potrafili rozwijać to sami, nie będziemy musieli szukać spokoju lub szczęścia gdzie indziej, ani też nikt nie będzie mógł ukraść ani żądać tego od nas. Proszę pamiętajcie o tym i praktykujcie to. Gdy siedzimy, pozostawiamy ciało w jego naturalnym stanie, nie zmienione; mowę nie zmienioną, naturalnie dostosowaną do oddechu; i umysł nie zmieniony, w swoim własnym miejscu spoczynku.
Umysł Mądrości Buddów jest tym co nazywamy "Mądrością Pustki"; zatem ta pustka jest tym, z czego jako jej własne samowypromieniowanie, powstaje Pięć Mądrości i wszystkie wspaniałe cechy. Naturą naszego umysłu jest także pustka; z punktu widzenia pustki jest to dokładnie to samo. Ale my, gdy promieniowanie pustki emanuje, nie rozpoznajemy go jako Pięciu Mądrości tak jak jest to w przypadku Buddów, i dlatego zostajemy opanowani iluzją, która manifestuje się jako powstające myśli, zwodząc nas i wciągając głębiej w iluzję. Dlatego jeśli potrafimy rozpoznać naszą własną naturę, prawdziwy stan rzeczy, wówczas nie będziemy musieli szukać Buddy z dala od siebie - w rzeczywistości możemy znaleźć to w sobie samych.
Ponieważ tak jest, pamiętajcie o tym.
Fragment pochodzi z broszurki "Esencja Dzogczen" Biblioteka Buddyjska vol. 2. Przekład: Urszula Urbanowicz, Henryk Smagacz. Wydawca: Verbum G&G, Kraków 1990.
Medytacja Kierowcy Thich Nhat Hanh
W medytacji chodzenia nie chodzi o to, żeby dokądś dojść. Chodzenia używamy po prostu jako obiektu na którym możemy się skoncentrować. Nawet jeżeli musimy się dokądś dostać - musimy tam dojść lub dojechać, mamy wtedy okazję do praktyki. Thich Nhat Hanh, wietnamski mistrz Zen i poeta, napisał wiele gath, czyli zwięzłych wersów, żeby wesprzeć naszą uważność podczas codziennych aktywności, takich jak na przykład prowadzenie samochodu.
Zanim włączę silnik,
Wiem dokąd chcę dojechać.
Samochód i ja jesteśmy jednym.
Jeśli on jedzie szybko, ja jadę szybko.
Jeśli będziemy uważni w momencie odpalania samochodu, będziemy również wiedzieć jak właściwie go użyć. Kiedy jeździmy, zwykle myślimy o chwili przyjazdu, marnujemy całą podróż na rzecz myślenia o tym co będzie, kiedy dojedziemy. Jednak życie możemy znaleźć tylko w obecnej chwili, nigdy w przyszłości. Zupełnie możliwe jest, że po przyjeździe będziemy jeszcze bardziej cierpieć. Skoro mówimy już o celu podróży, dlaczego nie mielibyśmy powiedzieć czegoś o ostatecznym celu naszych podróży, cmentarzu? Nie chcemy jechać w kierunku śmierci, chcemy jechać w kierunku życia. Jednak gdzie ono jest? Życie można znaleźć jedynie w tej chwili. Dlatego też każdy przejechany kilometr, każdy krok, powinien przybliżać nas do teraźniejszego momentu. To jest właśnie praktyka uważności.
Widząc czerwone światło lub znak stopu, możemy się uśmiechnąć i podziękować im - są bodhisattwami pomagającymi nam wrócić od teraźniejszej chwili. Czerwone światło jest dzwonem uważności. Wcześniej uważaliśmy go za wroga uniemożliwiającego nam osiągnięcie celu. Teraz wiemy jednak, że czerwone światło jest naszym przyjacielem pomagającym nam oprzeć się pośpiechowi, wzywającym nas do pozostania w chwili obecnej - tu, gdzie możemy znaleźć życie, radość i spokój. Nawet jeżeli nie jesteś kierowcą, możesz pomóc wszystkim pasażerom poprzez praktykę oddychania i uśmiechania się.
Wiele lat temu pojechałem do Kanady, żeby poprowadzić tam odosobnienie. Przejeżdżaliśmy wtedy z przyjacielem przez Montreal. Pamiętam, że za każdym razem, gdy zatrzymywał się przed nami samochód, na tablicy rejestracyjnej pokazywał się napis "Je me souviens" ("Pamiętam"). Nie wiedziałem o czym chcą oni pamiętać, prawdopodobnie o swoim francuskim pochodzeniu, wpadłem jednak w związku z tym na pomysł: "Mam dla was wszystkich prezent" powiedziałem przyjacielowi "Za każdym razem, gdy zatrzyma się przed wami samochód z napisem 'Je me souviens', możecie traktować to jako dzwon uważności, pomagający wam oddychać i uśmiechać się. A jadąc przez Montreal będziecie mieć mnóstwo takich okazji."
Mój przyjaciel był wniebowzięty! Tak mu się spodobała ta praktyka, że podzielił się nią z 200 osobami podczas odosobnienia. Jakiś czas potem, gdy przyjechał odwiedzić mnie we Francji powiedział, że Paryż nie jest dobrym miejscem na praktykę kierowania samochodem, ponieważ tu ludzie nie mają znaków "Je me souviens". Powiedziałem mu, że może przecież praktykować z czerwonymi światłami i znakami stopu. Kiedy opuścił Plum Village i wrócił do Montrealu napisał do mnie piękny list: "Thay, praktykowanie w Paryżu było bardzo łatwe. Nie tylko praktykowałem z czerwonymi światłami i znakami stopu, ale za każdy razem, gdy zatrzymywał się przede mną samochód, widziałem mrugające do mnie oczy Buddy. Nie mogłem się do nich nie uśmiechnąć."
Nie walcz, gdy następnym razem utkniesz w korku. Walka nie ma sensu. Jeśli usiądziesz wygodnie i uśmiechniesz się do siebie, będziesz cieszył się chwilą obecną i sprawisz, że wszyscy w samochodzie poczują się szczęśliwi. Budda będzie tam, ponieważ Budda jest zawsze w chwili obecnej. Praktyka medytacji jest powrotem do chwili obecnej po to, żeby spotkać tu kwiat, niebieskie niebo, dziecko, olśniewająco czerwone światło.
Fragment z "Present moment, wonderful moment: Mindfulness verses for daily living" (1990). Przełożył Grzegorz Kuśnierz.
Nadesłane:zenobiusz_