Św. Hieronim
„Chciałbym — pisał św. Hieronim w IV wieku — aby każdy mąż brał sobie za żonę taką, co nie potrafi sypiać sama, bo się boi". Św. Hieronim, jeden z najsurowszych, a i najbardziej inspirujących (jeśli oceniać go z bezpiecznej, historycznej perspektywy) Ojców Kościoła, miał instytucję małżeństwa w głębokiej pogardzie. Nie był w tym odosobniony. Nie była to sprawa wyłącznie osobistych preferencji. Misjonarze potrafią bowiem dostrzec i docenić zjawiska sprzyjające powiększaniu szeregów wyznawców, a seksualna wstrzemięźliwość stanowiła istotny składnik ascezy. Okazała się ona magnesem, przyciągającym materialistycznych Rzymian do religii chrześcijańskiej. Nie tylko zresztą do niej, bo i do innych systemów religijnych zrodzonych na Bliskim Wschodzie. Różnica wszakże polegała na tym, że gdy inne religie wymagały od wyznawców tylko pewnych okresów wstrzemięźliwości, chrześcijaństwo uczyniło z tego najwyższą cnotę i permanentny obowiązek.
Już na początku pierwszego stulecia naszej ery św. Paweł wyłożył pogląd, że celibat stanowi wartość cenniejszą niźli małżeństwo.
Zmuszony do udzielenia nagany małemu skupisku chrześcijan w Koryncie — jednym z najmniej ludnych miast starożytnego świata — za nazbyt świeckie podejście do spraw seksu, wołał: „Czyż nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusa? Czyż wziąwszy członki Chrystusa będę je czynił członkami nierządnicy? Przenigdy! Albo czyż nie wiecie, że ten, kto się łączy z nierządnicą, stanowi z nią jedno ciało? Będą bowiem — jak jest powiedziane — dwoje jednym ciałem" (1 Kor 6, 15—16).
Był św. Paweł pierwszym myślicielem w historii Zachodu, który postawił znak równania między życiem duchowym a seksem, ale też zapędził się w kozi róg. Skoro seks z nierządnicami pozostaje w sprzeczności z zasadami wiary, to per implicite seks małżeński należałoby postrzegać jako czynność błogosławioną. Ale św. Paweł znalazł wyjście, deklarując, że jeszcze większą wartość stanowi celibat, uwalnia bowiem wierzącego od wszelkich obowiązków, które mogłyby zakłócić obcowanie z Panem. Dodał jednak, że celibat wymaga wielkiej samokontroli, na którą nie każdy może się zdobyć. Bardziej temperamentnym osobom radził nawet, że jeśli już nie potrafią zapanować nad sobą, „niech wstępują w związki małżeńskie... Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi... Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na jakiś czas, za obopólną zgodą, aby oddać się modlitwie, potem znów wróćcie do siebie, aby — wskutek waszej niewstrzemięźliwości — nie kusił was szatan" (l Kor, 7, 9 oraz 3—5).
W rzeczy samej św. Paweł nie był takim reakcjonistą, jak przedstawia się go w późniejszych interpretacjach jego prac. Jako człowiek swojej epoki uważał, że małżeństwo jest dobre, ale życie w celibacie — lepsze, jeśli kogoś na to stać. Z czasem jednak przywódcy Kościoła odarli jego tezę ze wszystkiego, co nie zgadzało się z ostatecznym wnioskiem, że wartością najwyższą jest abstynencja seksualna, i dokonywali niebywałych manipulacji myślowych, aby to wykazać, bo przecież małżeństwu błogosławił Bóg, a Chrystus uczynił je sakramentem. No cóż, gdyby nie było intelektualnych wyzwań, nie byłoby teologii, a Ojcowie Kościoła okazali się godni zadania. W sukurs pospieszyli im filozofowie spod znaku gnozy i manicheizmu, głoszący, że każda cielesność jest z gruntu zła, nie mówiąc o tym, że kobieta w całości, a mężczyzna od pasa w dół są tworami szatana.
Podobne treści przepełniają apokryfy Nowego Testamentu — umoralniające opowieści o życiu pierwszych chrześcijan i przypadkach apostołów, przedstawianych nie jako ezoteryczne postaci, ale ludzie śmiali, odważni i do głębi przekonani, że „seks to wynalazek szatana", a małżeństwo to „życie ze zmazą i skazą".
Tertulian
Augustyn z Hippony
Św. Ambroży
Wielkie znaczenie miały także osobiste postawy czołowych apologetów chrześcijaństwa, zwłaszcza Tertuliana, Hieronima i Augustyna — myślicieli, którzy obok św. Pawła wywarli najgłębszy wpływ na chrześcijańskie koncepcje seksualizmu. Żaden z nich nie był ascetą z urodzenia, przeciwnie, wiedli zrazu normalne życie (także płciowe), a Hieronim uchodził nawet za hulakę. Później zaczęli żyć w celibacie, a do dawnych grzechów odnosili się z obrzydzeniem, tępiąc je z zapałem. Hieronim po okresie hulaszczym poświęcił się ascezie, żył jako pustelnik na pustyni Chalcis — nawiasem mówiąc, dość popularnej wśród eremitów w IV stuleciu naszej ery. Ale — jak wspominał — cierpiał straszne katusze, gdy grzeszna wyobraźnia podsuwała mu obrazy tańczących dziewcząt. Augustyn przyznawał, że stale zanosił modły do Boga o łaskę życia w czystości, ale nie natychmiast.
Właśnie Augustyn najpełniej wyraził głębokie przekonanie Ojców Kościoła, że akt płciowy jest z samej swojej istoty odrażający.
Arnobiusz miał go za czynność brudną i poniżającą, Metodiusz za nieprzystojną, Hieronim za nieczystą, Tertulian za bezwstydną, a św. Ambroży za plugawą. W rzeczy samej panował pogląd, choć nikt nie śmiał go wyartykułować, że Bóg powinien był wymyślić lepszy sposób prokreacji. Augustyn, chyba na zasadzie reakcji na własne doświadczenia, rozważał tak postawiony problem i rozwiązał go, stwierdzając, że Bóg nie ponosi winy za niedoskonałości procesu prokreacji, a cała odpowiedzialność za to, że jest, jak jest, spada na Adama i Ewę.
Wedle jego teorii mężczyzna i kobieta w zamyśle Stwórcy byli istotami ducha, w pełni panującymi nad ciałami: „I nie ogarniały ich żądze, więc nie musieli z nimi walczyć!" Seks w rajskim wydaniu, jeśli w Raju dochodziło do aktów płciowych, musiał więc być raczej chłodny, wyzuty z wszelkiego erotyzmu, spontaniczności i uniesienia. Sprowadzał się do mechanicznego wykorzystania instrumentów danych przez Stwórcę w celu wypełnienia obowiązków składających się na proces prokreacji.
Gdy jednak Adam z Ewą zgrzeszyli, zaczęli odczuwać nie znane do tej pory i z gruntu egoistyczne emocje (co Augustyn określa mianem „pożądliwości"), nad którymi nie potrafili zapanować. Zdali też sobie sprawę, że są nadzy, i ogarnęło ich uczucie wstydu, co Augustyn objaśnia w kategoriach konsekwencji za akt nieposłuszeństwa wobec Stwórcy. Zawstydzili się, bo ich organa płciowe dały nagle znać o swoim istnieniu. A ponieważ nie mogli nad nimi, czyli nad sobą, zapanować, sięgnęli po liście figowe, aby ukryć
pudenda — tak właśnie zaczęto nazywać męskie i żeńskie zewnętrzne organa płciowe (od łacińskiego
pudere — wstydzić się). Augustyn uważał, że pierworodny grzech nieposłuszeństwa, przekazywany kolejnym generacjom potomków Adama i Ewy za sprawą dziedzicznej „pożądliwości", nadal obciąża ludzką społeczność, i na tym gruncie wyjaśniał perwersyjność i pobudliwość organów płciowych, z którą tak trudno walczyć, a także niezgłębioną naturę bodźców seksualnych oraz wstyd, jaki towarzyszy aktowi płciowemu. Żądza i seks stanowią immanentny składnik grzechu pierworodnego, a każdy akt płciowy ludzi po wygnaniu z Raju jest sam w sobie wyrazem zła, podobnie jak każdy jego owoc — dziecko bowiem rodzi się obciążone grzechem pierworodnym. Bóg natchnął pierwszego mężczyznę i pierwszą kobietę czystym fizycznym instynktem służącym zachowaniu gatunku, ale pożądliwość uczyniła zeń coś plugawego.
Jednym ze skutków takiej racjonalizacji problemu stało się ponowne „odkrycie" czystości Jezusa z Nazaretu, którego poczęcia nie skalał żaden akt natury seksualnej. Ostateczny wniosek brzmiał, że najlepsza i najskuteczniejsza droga do zbawienia wiedzie poprzez odrzucenie seksualizmu, a tym samym bagażu winy dziedziczonej po Adamie i Ewie. Tylko życie w celibacie dawało nadzieję na osiągnięcie stanu łaski, jaki był dany pierwotnym mieszkańcom Raju.
Przed wszystkimi, którzy byli za słabi na życie w celibacie, wytyczono równie trudny do osiągnięcia cel. Skoro nie mogą się obyć bez seksu, to niechże ten seks będzie czysty, jak był w Raju przed grzechem, wolny od grzesznych namiętności, i niech służy wyłącznie płodzeniu kolejnych pokoleń wiernych. Dziś augustiański stosunek — zimny, beznamiętny, uprawiany na zasadzie celu, co uświęca środki — może się jawić jako poniżający, nieprzystojny, bezwstydny, czyli taki, jak chcieli Ojcowie Kościoła. Wtedy jednak takie pojęcie seksu odzwierciedlało dominujący klimat intelektualny.
Augustyn chciał uzasadnić negatywny stosunek Ojców Kościoła do seksu i udało mu się to w całej pełni. Jego wywód zaspokaja i wymogi wiary, i intelektu. Ciało to nic innego jak ułomny wehikuł myśli i duszy, powiadał, i na takim zrębie Kościół stworzył chrześcijańską moralność. Przemyślenia Augustyna wywarły ogromny wpływ na życie późniejszych pokoleń. Jedno wszakże wydaje się jasne: jeśli seks uprawiany dla przyjemności jest grzechem, to znakomitą większość zwykłych ludzi stanowią zatwardziali grzesznicy.
Fragment książki: Reay Tamiahill
Historia Seksu