Początki chrześcijaństwa w Afryce Północnej (nie mam na myśli Egiptu) są znane niezbyt dobrze, a jeżeli pominiemy późniejsze kombinacje, próbujące wiązać je ze św. Piotrem i jego uczniami, najstarsze autentyczne wiadomości o nim mamy z roku 180. Nie ulega wszakże wątpliwości, że przenikanie chrześcijaństwa do prowincji afrykańskich musiało rozpocząć się wcześniej, skoro około 180 roku doszło do pierwszej fali prześladowań. Na znacznie szerszą skalę prześladowania dotknęły młody Kościół afrykański w połowie III wieku (za panowania cesarzy Decjusza i Waleriana) oraz na przełomie III i IV wieku (ostatnia faza prześladowań za panowanie Dioklecjana).
Ani prześladowania, ani towarzyszące im niekorzystne zjawiska w obrębie samego chrześcijaństwa nie były w stanie zahamować postępów nowej wiary. Chrześcijaństwo afrykańskie nabrało pewnych cech specyficznych, których przyczyn nie udało się jeszcze wystarczająco wyjaśnić w nauce. Podkreśla się wyraźną skłonność do rygoryzmu i niewielką gotowość do kompromisu. Cechy te, tak wyraźnie widoczne w działalności i doktrynie dwóch najwybitniejszych przedstawicieli chrześcijaństwa afrykańskiego doby prześladowań — Tertuliana (ok. 155-ok. 220) i Św. Cypriana z Kartaginy (który padł ofiarą prześladowań w roku 258), z jeszcze większą siłą ujawniły się w nowych warunkach, nieomal natychmiast po wydaniu edyktu tolerancyjnego przez Konstantyna Wielkiego, prowadząc do pojawienia się schizmy donatystycznej.
Imperium Rzymskie około 271 roku
Ruch monastyczny na większą skalę i w bardziej zorganizowanych formach pojawił się w prowincjach afrykańskich dopiero pod koniec IV wieku i nie odgrywał zbyt doniosłej roli ani w sensie czysto religijnym, ani społecznym.
Kościół afrykański był typowym kościołem episkopalnym. Powstała sieć biskupstw tak gęsta, jak niemal nigdzie indziej w cesarstwie, z wyjątkiem może samej Italii, co stanowi swego rodzaju potwierdzenie wybitnej roli miast w tej części imperium. Już na początku III wieku było podobno w Afryce około 100 biskupstw; zważywszy na nielegalny jeszcze status Kościoła oraz na to, że organizacja kościelna rozwijała się przede wszystkim w Afryce Prokonsularnej i wschodnich prowincjach, a w kierunku zachodnim przenikała dopiero stopniowo i na znacznie początkowo skromniejszą skalę, liczba ta napawa szacunkiem. Nie uprawnia to zresztą do przyjęcia za dobrą monetę oświadczenia Tertuliana, znanego zresztą z nieokiełznanej retoryki, który pod koniec II wieku twierdził, że gdyby prześladowani chrześcijanie porzucili miasta rzymskie, zamarłoby w nich życie z powodu wyludnienia. W rzeczywistości imponująca liczba biskupstw i biskupów chrześcijańskich jak najlepiej świadczy o prężności organizacyjnej nowej religii oraz o poparciu, z jakim się ona spotykała w różnych miejscach rzymskiej Afryki, niewiele jednak może powiedzieć o rzeczywistej liczebności chrześcijan oraz o liczbowym ich stosunku do pogan.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa aż do edyktu tolerancyjnego chrześcijanie nie stanowili więcej niż 20-30% ogółu mieszkańców rzymskiej Afryki, a zdecydowaną przewagę liczebną osiągnęli dopiero na początku V wieku, w warunkach pełnej jedności i współpracy z władzą cesarską, która coraz bardziej bezwzględnie zwalczała teraz pogaństwo i jego przeżytki.
Prawie każde miasto w rzymskiej Afryce miało własnego biskupa, którego sytuacja i znaczenie w małych miejscowościach przypominały raczej wiejskiego proboszcza. To nasycenie biskupstwami, powodujące stosunkową bliskość wiernych ze swoim pasterzem, pociągnęło za sobą być może pewien niedorozwój organizacji kościelnej niższego, parafialnego szczebla, choć z drugiej strony wiadomo, że poniżej godności biskupiej rychło wykształciła się cała hierarchia niższych godności duchownych. Można by chyba także zaryzykować twierdzenie, że wspomniany niezbyt początkowo bujny rozwój życia zakonnego także w jakiejś mierze tłumaczy się istnieniem rozbudowanej struktury kościoła episkopalnego. Pod koniec IV wieku sam Kościół wystąpił nawet przeciw zakładaniu dalszych biskupstw w zupełnie małych miejscowościach. Na początku V wieku rzymska Afryka liczyła 300-350 biskupstw, a źródło z czasów wandalskich (
Notitia provinciarum et civitatum Africae z 484 roku) wymienia łącznie 466 biskupstw zorganizowanych w 7 prowincjach kościelnych. W VI wieku liczba ich wzrosła nawet do około 700.
Biskupstwa były połączone w kilka prowincji (metropolii) kościelnych. W połowie III wieku było ich trzy, a pod koniec okresu panowania rzymskiego liczba prowincji wyniosła 7 — analogicznie do liczby prowincji państwowych, z tym że granice prowincji kościelnych nie zawsze pokrywały się z administracyjnymi. Na czele każdej prowincji stał prymas — przewodniczący synodom prowincjonalnym. Prymas Afryki Prokonsularnej, którym był zawsze biskup Kartaginy (podczas gdy prymasem w pozostałych prowincjach bywał z reguły biskup najstarszy rangą; godność ta zatem jedynie w przypadku Kartaginy związana była z konkretną siedzibą biskupią), cieszył się szczególnym prestiżem w całej rzymskiej Afryce i niejednokrotnie występował z tytułem „prymasa Afryki”. Bujnie rozwinęła się w Afryce późnego cesarstwa instytucja synodów prowincjonalnych; uczeni obliczyli, że w latach 312-427 odbyło się tam 56 synodów, z czego 19 było synodami generalnymi dla całej Afryki, 20 miało charakter synodów prowincjonalnych, a reszta przypada na synody diecezjalne.
Cyprian - biskup Kartaginy
Stanowisko prymasa Afryki, duża rola synodów generalnych, a także wyraźne wyodrębnienie rzymskiej Afryki Północnej (w jakimś sensie określone samym już geograficznym położeniem) w składzie imperium jako niewątpliwej całości, wpłynęły na wykształcenie się w Kościele afrykańskim znacznego poczucia łączności i tożsamości. Nie zapobiegło to co prawda herezjom i schizmom, ale doprowadziło, nawet w obozie ortodoksyjno-chrześcijańskim, do konsekwentnej obrony samodzielności Kościoła afrykańskiego i jego praw, także wobec biskupów rzymskich. Nieugiętym bojownikiem tego poglądu był na przykład wspomniany św. Cyprian, „wyjaśniając, że jeden Kościół Chrystusowy, zbudowany na Piotrze, dzieli się na wiele Kościołów lokalnych (nie zaś, że wiele Kościołów lokalnych tworzy Kościół powszechny)” (W. Myszor). Mocno też podkreślał równość wszystkich biskupów, którzy jedynie przed Bogiem odpowiadają za swe rządy Kościołem, oraz to, że biskupi rzymscy są „pierwszymi wśród równych”, a nie zwierzchnikami innych biskupów. Na tym tle doszło nawet do sporu pomiędzy Cyprianem a papieżem Stefanem I na synodzie kartagińskim w roku 256. Nie inaczej w gruncie rzeczy sądził sam wielki Augustyn, wobec czego należy przyjąć, że stanowisku temu Kościół afrykański pozostał wierny w całym okresie panowania rzymskiego.
Realna potęga oraz jej świadomość nie uchroniły Kościoła afrykańskiego przed rozłamami. Zresztą, jak wykazuje doświadczenie historyczne, intensywność pojawiania się różnych, niekiedy nawet skrajnych tendencji i nurtów w takim obozie jak chrześcijaństwo jest w jakiejś mierze wyznacznikiem właśnie wysokiego tętna życia religijnego i wysokiego miejsca religii w świadomości wiernych. Pomijając rozłamy wcześniejsze, które choć dokuczliwe, nie były w stanie poważniej zagrozić jedności, a poza tym ich skuteczność była, jak się wydaje, hamowana faktem nielegalności kultu chrześcijańskiego, skłaniającym raczej do zwartości i solidarności, ogniową próbą chrześcijaństwa afrykańskiego stał się donatyzm.
Nazwą tą określa się schizmę (z punktu widzenia dziejów Kościoła), a zarazem ruch społecznopolityczny, pojawiający się w Kościele afrykańskim na początku IV wieku i od tej chwili przez całe stulecie w sposób otwarty, a znacznie dłużej w sposób ukryty, przeciwstawiający się Kościołowi oficjalnemu, przy czym trzeba zaznaczyć, że w pewnych okresach donatyzm co najmniej dorównywał pod względem znaczenia i liczby zwolenników temu ostatniemu, tak że dziś z perspektywy dziejowej można zaryzykować przypuszczenie, że szala zwycięstwa w IV wieku długo wahała się pomiędzy donatystami a katolikami.
Nazwa ruchu pochodzi od imienia biskupa kartagińskiego Donata (313-355). „U podstaw donatyzmu leżą racje zarówno doktrynalne (wpływ spirytualistyczno-subiektywnej koncepcji Kościoła i sakramentów w poglądach Tertuliana i Cypriana), jak też etniczno-polityczne (niechęć ludności afrykańskiej do rzymskiej) i ekonomiczno-socjalne (niechęć warstw pracujących do właścicieli latyfundiów), przede wszystkim jednak religijne, związane z sytuacją powstałą podczas prześladowania chrześcijan przez cesarza Dioklecjana” — rozpoczął Franciszek Drączkowski swój poświęcony donatystom artykuł w Encyklopedii katolickiej. Zatrzymajmy się na ostatniej części tego stwierdzenia, ujmującej bezpośrednią przyczynę powstania nowego ruchu: W latach prześladowań za Dioklecjana wielu chrześcijan ugięło się przed nimi i wyparło, przynajmniej pozornie, wiary. Wśród tych zdrajców wiary (
traditores) znalazła się nawet część duchowieństwa z biskupami na czele. Niektórzy usiłowali oszukać przeciwnika, jak na przykład biskup Mensuriusz, który wydał władzom na ich żądanie nie „prawdziwe” księgi sakralne, lecz pisma heretyckie. Do takich samych „umiarkowanych” należał diakon, a później następca Mensuriusza na stolicy biskupiej w Kartaginie, Cecylian, przeciwko któremu uformowała się opozycja nieprzejednanych; doprowadziła ona do unieważnienia sakry biskupiej Cecyliana (synod kartagiński 312 r.) i wyboru na tę godność Majoryna. Niebawem (313) na miejsce tego ostatniego wstąpił Donat, dotąd biskup numidyjskiego miasta Casae Nigrae, który stał się główną postacią ruchu, od jego imienia nazwanego donatyzmem.
Ruch ten nie wykroczył swym zasięgiem poza rzymską Afrykę i jedynie na tle sytuacji religijno-społecznej prowincji afrykańskich daje się wytłumaczyć. Silne oparcie w poważnych kręgach społeczeństwa rzymskiej Afryki, w tym także warstw zamożnych, dla których donatyzm stał się swego rodzaju wyrazem opozycji wobec centralizmu metropolii, zapewniło mu sto lat istnienia i walki z Kościołem rzymskim. Ten ostatni stawał się w tych warunkach nieuchronnie orężem ideowym rzeczników władzy centralnej, przeciwnych afrykańskiemu separatyzmowi.
Trzykrotne apelacje donatystów skierowane do cesarza Konstantyna Wielkiego nie przyniosły skutku; cesarz, podobnie jak wcześniej powołani przezeń biskupi galijscy i italscy, opowiedział się w 316 roku po stronie Cecyliana, a w roku następnym wydał edykt nakazujący wypędzenie przywódców donatystycznych i zwrot zabranych katolikom kościołów. Zdecydowana akcja rzymskiego prefekta doprowadziła jednak do radykalizacji w obozie przeciwnym, mianowicie pojawienia się uzbrojonych, sfanatyzowanych grup ascetów, którzy nazywali się agonistami („żołnierzami Chrystusa”), a przez przeciwników zostali nazwani cyrkumcelionami (circumcelliones), gdyż „c
ircum cellas rusticorum vagabantur” (krążyli wokół chat chłopskich). Grupy te, o zróżnicowanym składzie społecznym, ale rekrutujące się ze zdecydowanie niższych warstw społeczeństwa (niewolników, kolonów, robotników najemnych, zubożałych chłopów), pozbawione jakiegoś ogólniejszego kierownictwa, przemierzały znaczne przestrzenie, zwłaszcza Afryki Prokonsularnej i Numidii, szerząc terror wśród bogaczy i zwolenników Kościoła rzymskiego. Uniesienie czy zacietrzewienie religijne sięgało wśród cyrkumcelionów stanów ekstatycznych, gromady „świętych” gotowe były, w razie klęski, do grupowych samobójstw, na przykład w formie rzucania się ze skał w przepaść. „Męczennicy” ci z kolei doznawali czci należnej świętym u ich współwierzących, nad czym ubolewali polemiści katoliccy. Cyrkumcelionowie, jak się dowiadujemy, prześladowali bogaczy, stawali w obronie dłużników i niewolników; panom kazali biegać przed ich własnymi powozami zamiast niewolników, którzy zajmowali w powozach ich miejsca, ale też nie wahali się toczyć krwawych i beznadziejnych bojów z wojskami rzymskimi.
Z cyrkumcelionami owymi nauka ma sporo kłopotów, aczkolwiek wzmianek o nich, zawsze z pozycji wrogich, zachowało się w źródłach stosunkowo dużo (zwłaszcza w pismach biskupa Optata z Milev i św. Augustyna). Jak pisze Tadeusz Kotula: „Uczyniono z nich niemalże «frakcję rewolucyjną» w łonie donatyzmu, a taką z pewnością nie były te wędrowne gromady «świętych», choć w swym religijnym fanatyzmie «równały świat», każąc niewolnikom zajmować miejsca panów. Trudno nazwać cyrkumcelionów religijno-społeczną sektą i rodzajem wędrownych mnichów. Nie stanowili oni bowiem odłamu wyznaniowego ani nie mieli świadomego programu społecznego. Byli jedynie najbardziej radykalnym, ale luźnym religijnym ugrupowaniem wśród donatystów, rekrutującym się z wiejskiej biedoty i żywiołowo wyrażającym protest przeciw wszelkiemu uciskowi maluczkich przez możnych tego świata.” Istnieje nawet pogląd, oparty na jednym z dekretów cesarza Honoriusza z 412 roku, że cyrkumcelionowie byli po prostu
Cesarz Honoriusz
określoną, wyodrębnioną grupą społeczną, złożoną prawdopodobnie z bezrolnych i zmieniających miejsce zamieszkania w zależności od możliwości uzyskania pracy robotników rolnych, ale nie jest to pogląd powszechnie przyjęty. Występowanie takich radykalnych grup oraz stosowany przez nie terror stanowiły w oczach władzy państwowej oraz strony katolickiej wystarczający powód do ostrego przeciwdziałania. Także wśród bardziej ugodowo nastawionych donatystów panowały nastroje niechętne wobec cyrkumcelionów, którzy po pierwsze kompromitowali Kościół afrykański na zewnątrz, po drugie zaś nie wahali się w konkretnych przypadkach akcji swych kierować przeciw zamożnym i wpływowym donatystom. Znany jest przypadek (około 340 roku) zawezwania przez donatystycznych biskupów przeciwko cyrkumcelionom wojsk rzymskich. Z drugiej jednak strony Kościół donatystyczny nie mógł i nie chciał zrezygnować z tego „zbrojnego ramienia” ruchu, który przyciągał doń i umacniał w wierze rzesze ludności. Zarówno Kościół donatystyczny, jak i ruch cyrkumcelionów agonistyków przetrwały do piątego wieku, a szczątkowo nawet dłużej.
W 321 roku donatyści doczekali się nawet edyktu tolerancyjnego, który sprawił, że następne dziesięciolecie, a nawet dłużej — do śmierci Konstantyna Wielkiego (337), było dla schizmy okresem burzliwego rozwoju. Około 336 roku Kościół donatystów na synodzie w Kartaginie mógł poszczycić się liczbą 270 biskupów i kto wie, czy nie miał w tej chwili liczebnej przewagi nad rzymskim. Synowie tolerancyjnego Konstantyna nie wykazywali już takiej jak on bezstronności i w roku 348 doszło do krwawych prześladowań donatystów. Niektórzy wybitni biskupi schizmatyccy ponieśli śmierć męczeńską, a biskup Donat został skazany na wygnanie. Przeciwnicy z kolei triumfowali przedwcześnie, gdyż klęski te nie oznaczały załamania się ruchu, a za krótkotrwałych rządów cesarza Juliana Apostaty (361-363), który zapragnął przywrócić pogaństwu dawną pozycję w cesarstwie i mógł jedynie cieszyć się z rozbicia chrześcijaństwa w Afryce na dwa nieprzejednanie wrogie obozy, donatyści byli wręcz przez władze państwowe popierani. Pod koniec IV wieku coraz wyraźniej zaczął się wśród donatystów zaznaczać podział na umiarkowanych i radykalnych i zaczęło dochodzić do wewnętrznych rywalizacji, czemu sprzyjała coraz bardziej wroga donatystom polityka państwa rzymskiego oraz potężniejący (zwłaszcza w wyniku działalności wspomnianego Optata z Milev od 366 i mowy
De fide et symbolo św. Augustyna w 393 roku) odpór ze strony Kościoła katolickiego. Gdy polemika na traktaty i uchwały kilku kolejnych synodów kartagińskich nie zdołała przekonać donatystów, cesarz Honoriusz przystąpił w 405 roku do posunięć o charakterze administracyjno-represyjnym, nakazując zwrot kościołów zabranych przez donatystów katolikom i uznając ruch za heretycki. Niedługo trwała przyznana im nieoczekiwanie na początku 410 roku tolerancja; została ona odwołana już w sierpniu tego samego roku. Punktem szczytowym konfliktu religijnego stała się zarządzona przez cesarza słynna publiczna dysputa w Kartaginie, w której udział wzięło co najmniej 279 biskupów donatystycznych i 286 katolickich. Komisarz Marcellin, prowadzący dysputę z ramienia cesarza, choć — przynajmniej na pozór — starał się o jaką taką bezstronność w sporze, wydał ostatecznie wyrok po myśli katolików. Werdykt ten Honoriusz zatwierdził w roku 412, nakładając zarazem na donatystów rozmaite restrykcje (kary pieniężne, konfiskaty majątków, banicje). Teraz runęła lawina: w 414 roku pozbawiono donatystów wszelkich praw cywilnych (np. przekazywania majątku w testamencie), a w roku 428 — już za panowania następnych cesarzy i rok przed najazdem wandalskim — zabroniono im odbywania — pod karą śmierci — jakichkolwiek zebrań.
Augustyn z Hippony
Mimo tych szykan i otwartego potępienia Kościół donatystyczny, na który w okresie panowania wandalskiego skierowały się — tak jak na katolicki — prześladowania ze strony ariańskich Wandalów, przetrwał, jak się wydaje, stulecie władzy Wandalów, i jak wynika choćby z pism św. Grzegorza Wielkiego, istniał jeszcze (zapewne reliktowo) około 600 roku, doczekawszy najazdu Arabów. (...)
Gdy w Kartaginie obradował wspomniany „okrągły stół” złożony z katolików i donatystów i stopniowo zbierały się nad głowami donatystów coraz cięższe chmury, dojrzewało także nowe przesilenie polityczne. Wspomnijmy, że nieco wcześniej, w sierpniu 410 roku, germańscy Wizygoci zdobyli i splądrowali Rzym. Rozeszły się i rychło dotarły do Afryki wieści, że zwycięski wódz wizygocki Alaryk zamierza przeprawić się do tej prowincji, niezmiennie uważanej za bogatą i mimo wszelkich nieszczęść stosunkowo mało zniszczoną. Wyniesiony przez Alaryka do godności antycesarza Priscus Attalus poczynił nawet jakieś konkretne kroki. Co prawda śmierć Alaryka w Italii oddaliła oczekiwane niebezpieczeństwo, lecz w społeczeństwie rzymskiej Afryki wzmagało się przekonanie, że słabe rządy Honoriusza w Rawennie nie są w stanie zapewnić na dłuższą metę ładu w państwie i bezpieczeństwa Afryki. Na tym tle należy rozpatrywać podjętą w roku 413 próbę zawładnięcia Rzymem i Italią przez komesa Afryki Herakliana. „Naprawienie świata rzymskiego” (
Romani orbis reparatio) — jak wyraziła się w związku z tym wydarzeniem jedna z kronik galijskich, „próba zdobycia tronu cesarskiego dla komesa Afryki była w mniemaniu Afrykanów okazją podniesienia rangi diecezji, która po 410 r. stała się
maxima regni pars o mocnych podstawach ekonomicznych” (T. Kotula).
Wojsko uzurpatora przeprawiło się wprawdzie do Italii, rychło jednak poniosło druzgocącą klęskę (pod Ocriculum), a on sam został stracony przez Rzymian. Na Afrykę spadły surowe represje. Nie brakowało ich i wcześniej, uprzednio skierowane były one wszakże raczej przeciw poganom i donatystom, obecnie ugodziły także w katolików, nawet wysokich urzędników, słusznie czy niesłusznie podejrzewanych o udział w rewolcie Herakliana. Pamiętajmy, że chodzi o ostatnich kilkanaście lat przed inwazją wandalską! (...)
Wandalowie byli arianami i choć nie wiemy, w jakich okolicznościach nastąpiło przyjęcie przez nich wyznania ariańskiego, nie bez powodu uchodzili już w V-VI wieku, a także w opinii części nowożytnej nauki historycznej, za szczególnie gorliwych, nieprzejednanych, wręcz fanatycznych wyznawców tej odmiany chrześcijaństwa. Powstaje jednak pytanie, czy tak było od samego początku i czy już w czasach instalowania się w Afryce i budowania terytorialnych podstaw państwa był to lud jednolity pod względem wyznaniowym.
Kwestie religijne w społeczeństwie i państwie wandalskim zostaną, dla ich ważności oraz ze względu na potrzebę systematycznego wykładu, przedstawione w osobnym rozdziale, tutaj wszakże należy zaznaczyć, że Gejzeryk od samego początku zajął zdecydowanie antykatolickie stanowisko. Do pierwszych jego posunięć po opanowaniu Kartaginy należało przekazanie arianom większości świątyń katolickich (z katedrą na czele), zesłanie wielu duchownych katolickich na wygnanie za morze, zakaz odprawiania uroczystych pogrzebów katolickich (które zdaniem króla mogłyby się przekształcać w antypaństwowe manifestacje) oraz rozliczne uciążliwości i ograniczenia w sprawowaniu urzędów kościelnych. Jako ciekawostkę odnotujmy wiadomość Wiktora z Wity, że Gejzeryk wydał zakaz wspominania (nawet w trakcie nabożeństw ariańskich) imion „Faraona”, Nabuchodonozora i Holofernesa — a zatem tych postaci Starego Testamentu, które w tradycji chrześcijańskiej mogłyby przywodzić na myśl tyrana i kojarzyć się słuchaczom z osobą panującego monarchy.
Wiadomo, że wśród Wandalów zdarzali się katolicy. Czy konwersje następowały dopiero w Afryce i były rezultatem oddziaływań miejscowych katolików - Rzymian, czy też może od samego początku przybysze byli religijnie podzieleni? Według niepewnej, ale wcale nie nieprawdopodobnej informacji źródłowej, sam Gejzeryk był początkowo katolikiem, dopiero później przeszedł na wiarę ariańską. Tłumaczyłoby to, być może, neoficką gorliwość założyciela afrykańskiego państwa wandalskiego.
Być może więc kryzys wewnętrzny w państwie wandalskim około 442 roku miał również religijne podłoże i w szeregach opozycji znaleźli się katolicy wandalscy (i alańscy?). Zdławienie buntu byłoby równoznaczne nie tylko ze zdławieniem opozycji arystokratycznej, występującej przeciw autokratycznym rządom Gejzeryka, lecz także z praktycznym wyeliminowaniem katolicyzmu, który pozostał odtąd religią pokonanych Rzymian. Rozmaite względy mogły niekiedy skłaniać władców wandalskich do okresowej tolerancji: raz mógł być to wzgląd na stosunki z cesarstwem (jak po 442 roku za Gejzeryka), kiedy indziej — jak za jego następcy — rachuby polityczne wobec własnego społeczeństwa, wreszcie — za panowania Trasamunda, a zwłaszcza Hilderyka — być może torujące sobie drogę przekonanie o konieczności przezwyciężenia dualizmu rzymsko-wandalskiego w państwie; w zasadzie jednak (pomijając rządy Hilderyka) państwo wandalskie pozostało aż do końca przy dość konsekwentnej polityce antykatolickiej. (...)
Rozpad imperium huńskiego po śmierci Attyli (453) oraz śmierć cesarza Walentyniana III (455), na którym wymarła dynastia panująca w Cesarstwie Zachodnim od prawie 80 lat, stworzyły nowy, pomyślny dla Gejzeryka, układ sił. Zadziwia szybkość działań tego ostatniego. Cesarz został zamordowany 16 marca, a zaledwie dwa miesiące po tym wydarzeniu — w końcu maja tego roku — wojska wandalskie wraz z silnym kontyngentem mauryjskim wylądowały w Italii. Nowy cesarz Zachodu, Petronius Maximus, próbował wzmocnić podstawy swoich rządów poprzez powiązania familijne z wygasłą dynastią, a to w ten sposób, że poślubił (wbrew jej woli) cesarzową-wdowę Eudoksję, a jej córkę Eudocję — obiecaną, jak wiemy, Hunerykowi — wydał za własnego syna Palladiusa. Niewiele mu to pomogło w samej Italii, dawało zaś świetny argument Gejzerykowi. Ten ogłosił, że wraz ze śmiercią Walentyniana III traci moc zawarty w 442 roku układ pokojowy, a poślubienie przez cesarskiego syna narzeczonej Huneryka, Eudocji, uznał za osobistą obrazę i casus belli. Czy to sama cesarzowa Eudoksja — jak przebąkiwano w Rzymie — wzywała Gejzeryka do zbrojnej interwencji, czy też była to tylko plotka — flota wandalska pod koniec maja 455 roku pojawiła się u ujścia Tybru.
W Rzymie doszło do paniki, niedawno wyniesiony do godności cesarskiej Petronius Maximus został ukamienowany przez tłum. Papieżowi Leonowi I, podobnie jak trzy lata wcześniej w obliczu Attyli i Hunów, przypadła w udziale rola rzecznika i obrońcy ludności Wiecznego Miasta przed wkraczającymi Wandalami. Uzyskał od Gejzeryka wprawdzie obietnicę zaniechania prześladowań ludności, rozlewu krwi i podpaleń, ale „zwyczajne” systematyczne plądrowanie Rzymu trwało aż 14 dni. Opuszczając miasto zabrał Gejzeryk ze sobą wielu zakładników wywodzących się z najwyższych sfer rzymskich (także senatorskich), tysiące rzemieślników biegłych w różnych sztukach oraz ogromne skarby. Wśród nich znalazły się nawet pozłacane brązowe cegły z budowli na Wzgórzu Kapitolijskim. Gejzeryk zmierzał nie tylko do pozbawienia Rzymu możliwie wielu skarbów i przedmiotów metalowych, by utrudnić ewentualne przygotowania wojenne w przyszłości, lecz także do uświetnienia zrabowanymi przedmiotami swej stołecznej Kartaginy. Temu celowi miały z pewnością służyć zagrabione posągi rzymskie; pech chciał, że właśnie statek wiozący te posągi do Kartaginy zatonął po drodze. (Odnalezienie wraku byłoby z pewnością dużym sukcesem rozwijającej się w dzisiejszych czasach tak pomyślnie archeologii podwodnej.)
Wśród zakładników znajdowały się również damy cesarskiego pochodzenia: cesarzowa-wdowa Eudoksja i jej dwie córki — Eudocja i Placydia. Eudoksja i Placydia zostały po latach i licznych interwencjach cesarzy wschodniorzymskich zwolnione i mogły udać się do Konstantynopola, natomiast Eudocja została istotnie (nie wiadomo dokładnie kiedy, prawdopodobnie pod koniec 456 roku) poślubiona Hunerykowi. Po 16 latach małżeństwa — a zatem w przybliżeniu około roku 472 — zdecyduje się ona na ucieczkę od swego męża i Wandalów i udać do Jerozolimy.
* * * *
Fragment książki: Strzelczyk Jerzy -
Wandalowie i ich afrykańskie państwo