Szczurzy raj
(świątynia Karni Mata w Radżastanie)
W świątyni Karni Mata w Radżastanie żyją tysiące szczurów. Można do nich podejść bez obawy, a nawet karmić z ręki. W kulturze euro- pejskiej gryzonie te uznaje się za przenoszące zarazę szkodniki. Natomiast Hindusi widzą w nich stworzenia godne najwyższej czci.
W XIV w. w Radżastanie mieszkała mistyczka Karni Mata wiodąca pobożne i ascetyczne życie. Współplemieńcy uznali ją za posiadającą nieludzką moc inkarnację (wcielenie) bogini zwycięstwa i mocy Durgii. Pewnego razu jeden z członków plemienia, z którego pochodziła Karni Mata, stracił dziecko. Zrozpaczony ojciec błagał mistyczkę o pomoc w przywróceniu życia potomka. Kobieta zwróciła się do boga śmierci Yamy. Było jednak za późno, uwolniona dusza zdążyła się już odrodzić w kolejnym ciele. W gniewie Karni Mata rzuciła urok. Postanowiła, że nigdy więcej Yama nie będzie miał wpływu na los zmarłych członków jej plemienia. Dusze będą się odradzać w szczurach aż do czasu, gdy ponownie przejdą w ciała ludzi. W hinduizmie bowiem wszystkie żywe istoty, włącznie z boskimi, podlegają reinkarnacji, nieustannej wędrówce przypominającej kołowrót narodzin i śmierci.
|
Radżastan |
Karni Mata, chcąc zapewnić dobrą przyszłość swym współplemieńcom, odwiedziła w snach maharadżę Ganga Singh, prosząc go o wybudowanie świątyni. I tak oto na początku XX w. w sercu pustyni Thar stanęła okazała marmurowa świątynia poświęcona bogini szczurów Karni Macie. Władca otoczył ją wysokim murem, barierą nie do przebycia dla drapieżników. Pod marmurowymi płytkami powstały labirynty korytarzy i nor.
POD OKIEM BOGINI
Gryzonie szybko poczuły się tu jak w raju. Świątynni kapłani zaspokajają ich wszystkie potrzeby. Nigdy nie wiadomo, w którym gryzoniu żyje dusza ojca lub stryja. Bez strachu jedzą posiłek napoczęty przez zwierzęta. Mimo to podobno od początku istnienia świątyni nie wybuchła tu żadna epidemia ani zaraza. Na zapleczu działa kuchnia, w której kucharki przygotowują posiłki dla pracowników i wotywne jedzenie.
Kobiety ubrane w barwne sari pieką ciapati (indyjskie chlebki), przyrządzają dal (gęstą zupę z soczewicą) i słodkie kulki landu. W kuchni zawsze można spotkać jakiegoś wygłodniałego szczura. Kucharki, mimo że cieszą się z ich obecności, zachowują ostrożność. Nie mogą dopuścić, aby któryś z mieszkańców świątyni wpadł do gotującej się zupy. Byłaby to wielka tragedia. Dobrze wiedzą o tym pielgrzymi tłumnie odwiedzający świątynię. Przybywają tu z najdalszych zakątków kraju, by oddać cześć przodkom uwięzionym w szczurzych ciałach, prosić boginię Karni Matę lub za coś podziękować. Kobiety zabiegają o wsparcie dla dzieci, żołnierze pragną wrócić cało ze służby. Każdy patrzy pod stopy.
Wokół biega mnóstwo czworonogów, o wypadek więc nietrudno. Morderstwo, nawet nieświadome, ściągnie na sprawcę szereg nieszczęść. Można jednak odkupić swoją winę, ofiarowując świątyni złotą statuetkę wielkości zadeptanego zwierzęcia. Kiedy z jakiegoś mrocznego zakątka świątyni rozlega się entuzjastyczny okrzyk, to znak, że jeden z pielgrzymów wypatrzył szczura-albinosa. Szybko zbiegają się inni ludzie. Chcą zobaczyć na własne oczy białego osobnika (ponoć jest ich zaledwie pięć). Taką postać przybiera sama Karni Mata i jej krewni. Biały szczur przynosi szczęście niczym czterolistna koniczyna. Jeśli przebiega przez stopę człowieka, to oznaka największej łaski.
MOŻE ORZESZKA
Do wnętrza świątyni prowadzi ozdobiona płaskorzeźbami brama. Na jej szczycie jest zamocowany trisul, czyli metalowy trójząb. Jak nakazuje hinduska tradycja, przed bramą należy zdjąć buty. Wizja spaceru na bosaka po szczurzych odchodach gasi ciekawość niejednego turysty. Znani z przesadnej higieny Koreańczycy owijają stopy workami foliowymi, a na twarze zakładają maski chirurgiczne.
Hindusi nie obawiają się o swoje zdrowie. Przed wejściem kupują słodycze i orzeszki jako dary dla świętych szczurów. Gryzonie są wszędzie tam, gdzie mogą się wspiąć lub doskoczyć. Jakimś cudem trzymają się z daleka od świata zewnętrznego. Nie wychodzą poza otwartą bramę. Instynkt podpowiada im, że tylko w świątyni mogą czuć się bezpiecznie. Po posiłku, na który zawsze mogą liczyć, śpią wciśnięte pomiędzy kraty ażurowych ogrodzeń lub we wnękach murów.
NICZYM W KINIE
Najedzone i wypoczęte samce zaczynają uganiać się za partnerkami. Na marmurowej posadzce dziedzińca okres godowy nigdy nie ustaje. Trwa nieustanny cykl życia. Jedne osobniki giną w zakamarkach świątyni, podczas gdy obok rodzą się nowe. Goszcząc tu, można się poczuć jak na filmie przyrodniczym w kinie, z tą różnicą, że nikt nie sprawdza biletów. Trudno oszacować, ile świętych szczurów tu mieszka. No bo jak policzyć wciąż przemieszczające się stado częściowo ukryte w norach i za ścianami?
Wysoki kapłan omotany kolorowym turbanem twierdzi jednak, że świątynia jest domem dla 15–20 tysięcy osobników. W drodze do najświętszego miejsca mijam wielkie blaszane miski ze świeżym mlekiem. Szczury jeden obok drugiego siedzą na krawędzi i piją. Muszą rywalizować o dobre miejsce, bo przybywają wciąż nowi spragnieni. Chwila nieuwagi podczas przepychanek może zakończyć się mleczną kąpielą. Dzieci kucharek na widok aparatów łapią gryzonie za ogony i kręcą nimi młynki, licząc na to, że fotograf odwdzięczy się cukierkiem lub egzotyczną monetą.
W SERCU ŚWIĄTYNI
W małym pomieszczeniu, w samym sercu świątyni, stoi niewielka pomarańczowa statuetka Karni Maty. Otaczają ją girlandy kwiatów i kadzidła rozsiewające korzenne aromaty. Pielgrzymi cierpliwie czekają w długiej kolejce. Każdy chce się pomodlić i złożyć ofiarę. Kapłan co chwila porusza dzwonkami podwieszonymi u sufitu, po czym unosi w powietrze ozdobne pochodnie. Wierni zanurzają dłonie w dymie. Modlą się, bijąc pokłony przed statuetką. Podniosła, pobożna atmosfera nie wszystkim się udziela. W tym czasie stadko szczurów beztrosko posila się przyniesionymi słodyczami. Już ponad sto lat Hindusi dzielą z gryzoniami wspólną przestrzeń, co budzi podziw i zdumienie głównie europejskich turystów. Dla współplemieńców Karni Maty, świątynia jest miejscem spotkań z członkami rodziny.
Marcin Osman
źródło:http://new.magazynswiat.pl/pl/miejsce/1103_05.html