Ludzie z Sądecczyzny wierzą, że jaka Wigilia Bożego Narodzenia, taki cały kolejny rok. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu - podobnie zresztą jak do dzisiaj w większości rejonów Polski - na Sądecczyźnie nie można się było w Wigilię kłócić, krzyczeć, przeklinać, narzekać, bić - wierzono, że mogłoby to przynieść nieszczęście. Zabiegano o szczęście na przyszły rok.
Gospodarz prosił drzewa owocowe o urodzaj. Gospodynie siadały na przypiecku, aby kury się dobrze niosły. Panny nasłuchiwały, z której strony szczekają psy lub nadlatują ptaki, właśnie z tamtej strony nadjechać przybyć miał przyszły mąż. Przy wigilijnym stole oczekiwano na dusze zmarłych, na wieczerzę zapraszano okoliczne dzikie zwierzęta. Okres świąteczny, trwający od dnia św. Mikołaja do święta Trzech Króli, był czasem niezwykłości i magii.
ŚWIĘTY MIKOŁAJ ROZMAWIA Z WILKAMI
Okres świąteczny na Sądecczyźnie rozpoczynał się już 6 grudnia, w dniu św. Mikołaja. Wierzono, że św. Mikołaj, patron pasterzy i wilków, ukazuje się w tym dniu wilkom i ma z nimi swego rodzaju odprawę - mówi im, co mają w nadchodzącym roku robić, czego zaniechać, co jeść.
13 grudnia obchodzono z kolei dzień św. Łucji, który zgodnie z wierzeniami był czasem wzmożonej działalności czarownic, a zarazem czasem wróżb i najlepszym okresem na zidentyfikowanie osób praktykujących czary. Dzień św. Łucji otwierał okres związanych z Bożym Narodzeniem wróżb i zabaw.
Według hagiografów, chrześcijanka Łucja która postanowiła na zawsze pozostać dziewicą, została wydana przez obrażonego narzeczonego na tortury do cesarza Dioklecjana - prześladowcy chrześcijan. Jak się jednak okazało, chroniona przez Boga Łucja zniosła tortury z uśmiechem, nie zdołały jej wyrządzić krzywdy ani dzikie zwierzęta, ani wrzący olej, którym ją oblano. Według hagiografów, zginęła dopiero z powodu ścięcia mieczem. Po śmierci została uznana za patronkę ludzi niewidomych, chorych dzieci, wieśniaków, pisarzy i skruszonych prostytutek. Na wsiach świętą Łucję przywoływano w modlitwach w wypadku choroby.
Na podstawie pogody w dniu świętej Łucji wróżono także na przyszłość. Znane były na przykład takie wróżby, jak "Łucja głosi, jaką pogodę styczeń przynosi" lub "Od Łucji dni dwanaście policz do Wigilii, patrz na słońce i gwiazdy, a przepowiesz miesiąc każdy".
KOCIE OGONY... NA PLECACH DZIEWCZĄT
W pierwszej połowie grudnia rozpoczynały się na wsiach tzw. weczyrki. Mimo postu, spotkania te były okazją do wspólnych śpiewów, opowieści, zabaw, działalności przebierańców. Najpierw śpiewano nabożne pieśni, potem przystępowano do opowiadania sobie wesołych lub strasznych historyjek, wystawiano humorystyczne przedstawienia. Po wsi przechadzał się "Żyd" i "Cygan", a także "Niemy" z turoniem. W każdej z chałup turoń udawał, że umiera strudzony figlami i gospodarze musieli cucić go wodą.
Młodzi mężczyźni przebierali się na weczyrki za maszkary zwierzęce - na przykład niedźwiedzia, za diabły czy śmierć. Zaczepiali dziewczęta, smarując im na przykład twarze sadzą lub przyklejając do pleców kocie ogony.
NIE PRZEKLINAĆ!
W dzień wigilijny unikano wszelkich kłótni, aby zapewnić sobie spokój i dobry nastrój na cały kolejny rok.
Dzieciom nie pozwalano objadać się smakołykami - zakaz ten miał w magiczny sposób sprawić, by w kolejnym roku wilki nie porywały owiec. Matki przemywały dzieciom buzie wodą po gotowaniu bobu, żeby były ładne i zdrowe. Podczas pieczenia chleba wybierano z pieca węgielki - jeśli węgielek pokrył się warstwą pyły, wróżyło to urodzaj w następnym roku. Kobiety siadały na chwilę na przypiecku, aby kury w następnym roku dobrze się niosły. Do domu przynoszono w ustach wodę, którą następnie wypluwano na piec, co miało w następnym roku zapobiec bólowi zębów.
WIGILIJNE ZAKLĘCIA
W dzień Wigilii takich magicznych zasad przestrzegano szczególnie uważnie.
W kątach izb należało koniecznie rozstawić "dziady", czyli snopy nie młóconego zboża. Dziady miały zapewnić gospodarstwu urodzaj w kolejnym roku. Po wigilijnej wieczerzy zboże rozrzucano po podłodze izby, aby dzieci mogły się w nim pobawić. Takie zboże miało bowiem moc magiczną - mogło zapewnić zdrowie i siłę w przyszłości. U stropu wieszano "podłaźniczki", czyli parasole z gałązek jedliny, przystrojone kolorowymi ozdobami i opłatkiem. W centrum takiego parasola umieszczano kulę z białych opłatków (tzw. świat) lub gwiazdę z kolorowych opłatków. Gałązki jedliny składano także w krzyżyki, które potem wieszano nad drzwiami i oknami dla zapewnienia sobie szczęścia w nadchodzącym roku.
Pod wigilijny stół kładziono kosy, lemiesze i siekiery, które miały zapewnić domostwu bezpieczeństwo, a domownikom siłę. Uczestnicy wieczerzy musieli umieścić swoje nogi na tych przedmiotach. Nogi wszystkich domowników łączono pod stołem łańcuchem, aby w przyszłym roku bydło nie rozchodziło się na pastwiskach.
WIZYTY ZMARŁYCH
Liczba wigilijnych potraw musiała być nieparzysta, oznaczało to bowiem możliwość przybytku i było wróżbą na urodzaj. Uważano, że temu, kto nie pojawi się na wigilijnej wieczerzy, pisana będzie za karę rychła śmierć. Wierzono, że w wieczór wigilijny dusze zmarłych odwiedzają swoich żyjących krewnych. Ze zmarłymi lepiej było mieć dobre układy, gdyż posiadali oni niezwykłe moce - informowania żyjących o ich przyszłości, a także zapobiegania nieszczęściom. Dla gości z zaświatów umieszczano na wigilijnym stole dodatkowe nakrycie.
Podczas wieczerzy żyjący musieli uważać, jak jedzą, aby w kolejnym roku sami nie przenieśli się na tamten świat. Nie wolno było na przykład zbyt nisko opuszczać łyżki, bo mogło to sprowadzić na nieuważnego śmierć w przyszłym roku. W domu nic nie mogło wisieć na sznurach, aby żaden z domowników nie powiesił się czasem w kolejnym roku.
Na wieczerzę przywoływano dzikie zwierzęta, na przykład wilki, które wyrządzały szkody w gospodarstwie. Wierzono, że jeśli zwierzęta przyjmą zaproszenie, zostaną przekupione, udobruchane i nie wyrządzą już więcej szkód gospodarzowi. Uważano też, że zwierzęta rozmawiają w wigilijny wieczór ludzkim głosem, ale nie wolno było ich podsłuchiwać, bo ciekawskiemu groziłaby za to rychła śmierć.
Wierzono też, że w wigilijny wieczór woda na moment zamienia się w wino. Wypić to wino mógł jednak wyłącznie człowiek bez grzechu.
MAGICZNE MOCE PRZYRODY
Po wieczerzy gospodarz wychodził do obory i sadu. W oborze wręczał zwierzętom wigilijne dary - z każdej potrawy odkładano bowiem po jednej łyżce dla zwierząt. W sadzie gospodarz upraszał drzewa o urodzaj. Mówił na przykład do drzewa: "Stoisz, czy śpisz? Chrystus się rodzi, stań i ty, bo musisz rodzić." Jeszcze wcześniej, w trakcie przygotowań do wigilijnej wieczerzy, o obfite owocowanie prosiły drzewa gospodynie - po pieczeniu chleba wycierały umączone ręce o pnie drzew w sadzie, aby zapewnić urodzaj w sadzie.
W wigilijny wieczór obserwowano także pogodę, robiąc z tego wróżbę na przyszły rok. Śnieg zapowiadał na przykład urodzaj na grzyby, a rozgwieżdżone niebo - że kury będą się dobrze niosły.
Niezamężne dziewczęta nasłuchiwały, z której strony nadbiega wieczorem szczekanie psa - z tej właśnie strony przybyć miał bowiem ich przyszły mąż. Kandydaci na mężów odwiedzali dziewczęta w dzień Bożego Narodzenia. Młodzi mężczyźni chodzili wówczas jako kolędnicy na tzw. podłaz, odwiedzając wiejskie chałupy. Przebrani i zaopatrzeni w kukły "podłaźnicy" objadali choinki ze słodyczy, zabawiali gospodarzy wymyślnymi dowcipami, a jeśli wypatrzyli sobie wcześniej pannę na żonę - wypijali z jej ojcem kieliszek wódki.
DZIEŃ ŚWIĘTEGO SZCZEPANA
Okołomałżeńskie zabiegi kontynuowano w drugi dzień Świąt - dzień Św. Szczepana. Dopiero wtedy panny wymiatały z izb słomę pozostałą z wigilijnych dziadów. Wynosiły słomę przed dom i obserwowały następnie, jaki ptak pierwszy pojawi się przy niej. Na podstawie tego, wróżyły sobie na temat charakteru i zajęcia przyszłego męża. Jeśli na przykład pierwsza przy słomie pojawiła się kura, dziewczynie wróżono małżeństwo z dobrym gospodarzem. Obserwowano także, z jakiej strony przybył ptak - według wierzeń, z tej samej strony miał nadejść przyszły mąż.
W dzień św. Szczepana, jako że święty ten był patronem koni, gospodarze obsypywali swoje konie święconym rano w kościele owsem. Świętym owsem posypywano też wnętrze domu i jego mieszkańców. Miało to ochraniać przed wpływem złych mocy. Przy rozrzucani owsa gospodarz mówił: "Uciekaj stąd stary diable z ostem, bo tu idzie św. Szczepan z owsem".
Dzień św. Szczepana był także okazją do odwiedzin, wspólnych zabaw i składania sobie świątecznych życzeń.
TUROŃ I GWIAZDA
Ciekawe obyczaje dotyczyły także Sylwestra. Młodzi chłopcy zwani "nowoleciętami", zaopatrzeni w kolorową obracającą się gwiazdę na kiju, odwiedzali domostwa, mówiąc: "Przyszliśmy tu po kolędzie, niech wam za przykro nie będzie. A czy będzie, czy nie będzie sam Pan Jezus chodził po kolędzie - kolędować będziemy!"
Po odśpiewaniu kolęd prosili gospodarzy o smakołyki. Jeśli je dostali, "błogosławili" domostwo wierszem, wróżąc mu szczęście i urodzaj w kolejnym roku. Jeśli natomiast gospodarze poskąpili im podarków, obrażeni chłopcy wygłaszali złowróżbne słowa: "Przyleciała sarna, nasrała w żarna, sama gospodyni kukiełki zeżarła, niech się wam tu rodzi pszenicka jak igły, sazycka jak szpilki, bo tu nie dostanie kukiełki nigdy".
Podobne wędrówki kolędników po wsi miały miejsce po Nowym Roku. Chodzono z turoniem, gwiazdą, szopką. Mężczyźni przebrani za diabły lub postacie związane z życiem Jezusa, jak na przykład Herod, wystawiali w chałupach przedstawienia. Na koniec organizowano zbiorowe tańce.
OCHRONNE KRĘGI
Okres świąteczny kończyło święto Trzech Króli. Oznaczało ono kolejne wizyty kolędników, tym razem przebranych za króli - Kacpra, Melchiora i Baltazara z darami. W kościołach księża święcili "wodę trzechkrólową", którą chłopi zanosili w butelkach do domu. Z kolei święconą kredą zataczali w obrębie domostwa "święte" kręgi, mające uchronić domowników przed dostępem szatana. Na drzwiach wypisywano kredą znak K+M+B, któremu przypisywano funkcję ochronną.
PAP - Nauka w Polsce, Joanna Poros - 2005