Zaczęło się od wizyty przewodniczącego Likudu Ariela Szarona na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. Odpowiedzią na ten śmiały gest izraelskiego nacjonalisty, a w przeszłości zdolnego generała, były rozruchy palestyńskie trwające do dziś. Wzgórze to miejsce święte zarówno dla żydów, muzułmanów, jak i chrześcijan. Czy takie miejsce można pominąć podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej?
Obecne zamieszki nie są jednak ani pierwsze, ani największe. Wzgórze Świątynne od zarania dziejów obficie spływało krwią. Ostatnie starcia to ciąg dalszy krwawej tradycji. Nie oznacza to jednak, że odwiedzający je pielgrzym jest narażony na jakieś poważniejsze ryzyko. Nic takiego. Nawet podczas najcięższych walk nie zginął tu żaden cudzoziemiec, dlatego święte miejsce przyciąga corocznie tysiące gości z zagranicy, głównie chrześcijan.
1. Co czuł Abraham, gdy usłyszał Głos każący mu złożyć w ofierze syna Izaaka? Tego nigdy się nie dowiemy. W Księdze Rodzaju możemy jednak przeczytać, jaką decyzję podjął Patriarcha. Nie zawahał się. Posłuszny Głosowi poszedł z synem na górę Moria i wziął do ręki nóż, by podciąć mu gardło. Ofiara zostałaby spełniona, ale anioł powstrzymał dłoń ojca, podsuwając mu w zamian barana. Żydzi, chrześcijanie i muzułmanie wierzą, że stało się to na skale wieńczącej Wzgórze Świątynne.
Moria. Góra ofiary i wierności. Cały problem w tym, że wierność i gotowość do ofiary manifestowali tu wierni trzech wielkich religii monoteistycznych i nijak nie dało się ich pogodzić. Pierwsi byli żydzi.
Kiedy izraelski król Dawid podbił kananejskie Jebus, postanowił przenieść do niego stolicę z nieodległego Hebronu. Tak zaczęła się historia Jerozolimy, ale nie Wzgórza Świątynnego. Dawid bowiem rozbudował swoje miasto pod górą Syjon, pomijając zupełnie Morię. Czyżby w jego czasach nie wiązano jeszcze tego wzgórza z ofiarą Abrahama?
Dopiero Salomon - syn i następca Dawida wzniósł na niej swój pałac, a przede wszystkim połączoną z nim świątynię jedynego Boga Izraelitów. Chodząc po Wzgórzu Świątynnym, mamy pod stopami pozostałości tej konstrukcji.
Według tradycji Święte Świętych, gdzie stał ołtarz Jahwe i gdzie przechowywano Arkę Przymierza, miało znajdować się dokładnie pod złotą kopułą Meczetu Skały. Czy tak było?
Wzgórze Świątynne pozostaje jedną z największych tajemnic światowej archeologii. Niby wiadomo ze źródeł pisanych, co się tam znajdowało i kiedy, jednak ze względów religijnych naukowcy nigdy nie dostali zgody na przekopanie Morii. Są jednak inne metody penetrowania gruntu, na przykład fotografia satelitarna. Według niektórych interpretacji zdjęć robionych z kosmosu, ołtarz świątyni Salomona znajdował się kilkadziesiąt metrów od skały. Do podobnych wniosków doszli archeologowie, którzy otrzymali zgodę na zbadanie wycinka długich na kilkanaście kilometrów korytarzy pod Wzgórzem Świątynnym. Zupełnie poważnie traktowana jest hipoteza, że gdzieś za ścianą jednego z nich ukryto Arkę Przymierza, która - ze względu na korzystny klimat - mogła zachować się do dziś. Próżne są jednak nadzieje, że uda się zorganizować jej poszukiwania. Miejsce to jest zbyt święte, by bezcześcić je łopatą archeologa - jego tajemnice długo więc jeszcze pozostaną nie rozwikłane.
2. Widok rozpadających się murów świątyni i obcych żołdaków profanujących Święte Świętych musiał być dla ówczesnych żydowskich mieszkańców Jerozolimy wstrząsem ponad ludzką miarę. Nie tylko rozpadł się ich świat, lecz także runęło im na głowy niebo, bo świątynia była dla nich niebem. Nie żadnym symbolem czy miejscem sakralnym, lecz domem żywego Boga. Po katastrofie, gdy nie miał już gdzie mieszkać, Bóg odszedł z Jerozolimy i ze wzgórza. Wraz z nim odeszli w niewolę Żydzi uprowadzeni przez babilońskiego króla Nabuchodonozora.
Rok 587 przed naszą erą. Datę tę pamięta każde żydowskie dziecko - to jeden z najtragiczniejszych przełomów w dziejach wzgórza, a jednocześnie precedens pozwalający zrozumieć dzisiejszy status tego miejsca. Dla żydów sprofanowany dom Boga już nim nie jest i nie wolno go czcić, dopóki nie zostanie oczyszczony i odbudowany. Właśnie dlatego naczelny rabinat Izraela zabronił im wchodzenia na wzgórze pod groźbą okrycia się nieczystością, o czym informują stosowne napisy po hebrajsku i angielsku.
Na odbudowę świątyni zgodzili się Persowie - pogromcy Babilończyków, ale nowa budowla była ledwie cieniem starej. Po raz kolejny sprofanował ją władca hellenistycznego wschodu Antioch IV Epifanes, który nakazał wprowadzenie w świątyni kultu Zeusa. Ten światły władca chciał ujednolicić religijnie swoje imperium, jednak Żydzi uznali jego czyn za najgorsze świętoktradztwo i pod wodzą kapłańskiego rodu Hasmoneuszy (Machabeuszy) uwolnili się od greckiego panowania. Świątynia - za cenę morza krwi - została ponownie oczyszczona. Uniwersalizm Greków starł się z żydowskim izolacjonizmem. I przegrał. Znów był to precedens rozświetlający mroki tajemnicy skrywające dla obserwatora z zewnątrz dzisiejsze kontrowersje wokół wzgórza. Można tam bowiem czcić tylko jednego Boga, w jednym rycie - ekumenizm jest niemożliwy. Obecnie rolę fanatycznych Hebrajczyków z epoki Antiocha odgrywają muzułmanie kontrolujący świątynię. Ani im w głowie zezwolenie żydom na modły na tym terenie, choć meczet - grobów patriarchów w Hebronie użytkują i jedni, i drudzy.
Ściana Płaczu
Wreszcie najpotężniejsza z potęg antyku - Rzym. Kult świątynny w niczym mu nie przeszkadzał. Przeciwnie, Rzymianie nie mieli nic przeciwko temu, by ich aliant król Judei Herod I Wielki z dynastii idumejskiej odbudował świątynię. Powstała budowla wspaniała, lecz - zdaniem wielu - nie dorównująca przepychowi przybytku Salomona. Pogląd ten utrzymywał się jeszcze długie wieki po śmierci Heroda. Wszak cesarz Justynian, gdy ujrzał wzniesiony na swój rozkaz w Konstantynopolu Kościół Mądrości Bożej (Hagia Sophia), zakrzyknął: "Salomonie, przewyższyłem cię!", nie zaś: "Herodzie, przewyższyłem cię!".
Kolejny strumień ofiarnej krwi obmył wzgórze podczas buntu zelotów przeciwko rzymskiemu panowaniu. Legiony Tytusa w 70 roku naszej ery pokonały rebeliantów, a świątynię spaliły i złupiły. Grupa najbardziej zatwardziałych fanatyków jeszcze trzy lata broniła się na górze Masada na Pustyni Judzkiej, gdzie dokonali zbiorowego samobójstwa, a właściwie zostali wymordowani przez swoich towarzyszy, którzy potem popełnili samobójstwo. Żydzi przedstawiają drugie zburzenie świątyni jako kolejne, nie dające się ogarnąć ludzką myślą świętokradztwo. Rzymianie wcale jednak nie podpalili przybytku, by zniszczyć żydowskiego ducha. Winni temu nieszczęściu są raczej zeloci, którzy bronili się w jej wnętrzu. Świątynia spłonęła podczas walk, a nie po nich. Po wybuchu pożaru wzniecionego w ferworze bitwy legioniści ratowali z jej wystroju co tylko się dało. Wcale zresztą nie po to, aby zachować żydowskie skarby dla potomności, ale by pochwalić się nimi podczas triumfalnego pochodu ulicami Rzymu. Można go do dziś oglądać na reliefach kolumny Trajana w Wiecznym Mieście.
I znów nauka niezbędna dla zrozumienia współczesności. W czasach rzymskich ekstremiści sprowadzili na swój naród zagładę i sprowokowali zburzenie świątyni. Wśród dzisiejszych Izraelczyków także są grupy gotowe podpalić świat - głównie zresztą własny - byle tylko obronić żydowskość świątyni. Dziś radykalny odłam tak zwanych
syjonistów-mesjanistów uznał, że skoro odrodził się Izrael, należy też odbudować świątynię, ale wcześniej trzeba zniszczyć stojące na jej terenie meczety. Konsekwencje takiego czynu nietrudno sobie wyobrazić, dlatego policja izraelska obserwuje uważnie mesjanistów, a w przeszłości nie wahała się przed aresztowaniami potencjalnych zamachowców.
3. Uważa się dość powszechnie, że chrześcijanie w okresie rzymsko-bizantyńskim nie bardzo interesowali się wzgórzem. Czy aby głosicielom tego poglądu nie zależało na wyłączeniu wyznawców Chrystusa z grupy spadkobierców świątyni? Historycy architektury zauważyli, że
Al-Aksa, drugi z meczetów stojących na wzgórzu, ma typową strukturę rzymskiej bazyliki i sugerują, że zbudowano go w 536 roku na rozkaz cesarza Justyniania jako kościół Świętej Marii. Arabowie nazywają zresztą dolinę Cedronu, która oddziela Wzgórze Świątynne od Góry Oliwnej -
Wadi Sitt Maryam, czyli doliną Naszej Pani Marii. Wygląda zatem na to, że właśnie chrześcijanie po ponad 450 latach od zburzenia świątyni znów uczynili ją miejscem kultu jedynego Boga.
Po krótkim i tragicznym dla wyznawców Chrystusa interludium perskim, Jerozolima i wzgórze wpadły w VII wieku w ręce muzułmanów, którzy kontynuowali tradycje chrześcijańskie. Na wzgórzu stanęły dwa meczety: właśnie
Al-Aksa (który został raczej rozbudowany) i
Meczet Skały, nazywany też błędnie
Meczetem Omara (bo wcale nie zbudował go kalif Umar - zwany niekiedy Omarem - zdobywca Jerozolimy).
Kopuła nad Skałą (Meczet Skały) na Wzgórzu Świątynnym
Jego złotą kopułę widać na większości pocztówek z panoramą starej Jerozolimy. Przykuwa wzrok, jest punktem centralnym, osią, wokół której wyrosły inne zabytki Świętego Miasta. Błyszczące w lewantyńskim słońcu złoto rzuca wyzwanie doczesności świata, wszak obleczono nim kopułę nie po to, by pokazać swoje bogactwo, ale na chwałę tego miejsca. Władcy świata muzułmańskiego uznawali za wielki honor przyozdabianie meczetów. To, co dziś możemy tam podziwiać, jest efektem hojności kalifów z dynastii Umajjadów, emirów, a przede wszystkim tureckiego sułtana Sulejmana Wspaniałego.
Ofiarną skałę Abrahama przykrywa dwuwarstwowa kopuła - przestrzeń między warstwami jest pusta. Po wewnętrznej stronie kopuły na wiele metrów ciągnie się pas epigraficzny na cześć Jezusa. Wnętrze meczetu i zewnętrzne ściany zdobią ceramiczne kafelki, niewątpliwie jeden z cudów sztuki islamskiej. Kopule Meczetu Skały wyraźnie ustępuje pokryta srebrem kopuła meczetu Al-Aksa i niewielka Kopuła Łańcucha - niewielki budyneczek ustawiony w miejscu, gdzie Salomon zawiesił łańcuch łączący niebo z ziemią. W dniu Sądu Ostatecznego ci, którzy go chwycą - ocaleją.
Wzgórze do dziś pozostało w rękach muzułmanów. Utracili nad nim kontrolę tylko podczas wypraw krzyżowych, kiedy powstało Królestwo Jerozolimy. Król Baldwin rezydował wówczas w meczecie Al-Aksa, podobnie jak templariusze. Meczet Skały zwieńczono ogromnym krzyżem i zamieniono na kościół. Znów, jak w czasach Salomona i królów Judei, na wzgórzu stała świątynia i pałac władcy. Saladyn przywrócił jednak panowanie muzułmańskie w Jerozolimie i krzyż z kopuły runął w dół. Na ten widok tysiące Franków, mieszkańców Jerozolimy, którzy przyglądali się profanacji, wydało głośny jęk rozpaczy - jak odnotowali kronikarze.
Już nigdy więcej muzułmanie nie dali się wygnać ze wzgórza, nawet po zwycięskiej dla Izraela wojnie sześciodniowej, dzięki której Żydzi podbili wschodnią Jerozolimę wraz ze Starym Miastem. Wzgórze wyłączono spod jurysdykcji izraelskiej, a jego formalnym suwerenem pozostali haszymidzcy królowie Jordanii. Porządku na terenie świątyni pilnują arabskie służby. Izraelska policja tam nie wkracza.
Jest jednak jeszcze
Kotel, czyli żydowska
Ściana Płaczu. To - według tradycji - mur pozostały po drugiej świątyni, zniszczonej przez Rzymian, pod którym przez wieki żydzi gromadzili się - szczególnie 9 dnia miesiąca Av (lipiec/sierpień), kiedy zburzono świątynię - by opłakiwać zniszczenie miasta i domu Boga. Widoczna część ściany jest najprawdopodobniej późniejsza - zbudowano ją już w czasach arabskich. Archeolodzy są jednak zgodni, że pod ziemią niewątpliwie znajdują się resztki zewnętrznego muru drugiej świątyni, a jego fundamenty pamiętają jeszcze czasy Salomona. Żydzi modlą się po zewnętrznej stronie muru, a więc już poza obszarem świątynnym. Obecnie teren przed Ścianą Płaczu jest przystosowany do obchodzenia dużych uroczystości państwowych. Do muru może podejść każdy, o ile założy na głowę kippę lub cokolwiek innego.
4. Wzgórze Świątynne, dla Arabów -
Haram esz-Szerif, zajmuje jedną szóstą powierzchni Starej Jerozolimy. To 145 tysięcy metrów kwadratowych - jeden z największych obszarów sakralnych na świecie. Całość jest ogrodzona wysokim murem z piętnastoma bramami. W piątki - dzień muzułmańskich modlitw - dziedziniec pomiędzy meczetami: Skały i Al-Aksa wypełniają tysiące pielgrzymów. Wzgórze jest bowiem trzecim pod względem ważności - po Mekce i Medynie - świętym miejscem islamu. Według tradycji muzułmańskiej,
Mahomet został przeniesiony przez archanioła Gabriela do Al-Aksa, gdzie rozmawiał z Mojżeszem i Jezusem. Zachował się tam ponoć nawet odcisk stopy Jezusa, który jest muzułmańską relikwią. Prorok odszedł też z tego świata, unosząc się ku niebu właśnie ze skały Abrahama.
W ostatnich latach wzgórze znów obmyła krew ofiarna. W Muzeum Sztuki Islamskiej, położonym na prawo od wejścia do Al-Aksa można oglądać skrwawione koszule, koszulki i spodnie mężczyzn, kobiet i dzieci zabitych przez Izraelczyków na wzgórzu 22 października 1990 roku.
Często modły w Al-Aksa kończą się rozruchami. Młodzi Arabowie rzucają kamieniami w żydów modlących się pod Ścianą Płaczu. Policja, straż graniczna i wojsko odpowiadają wówczas ogniem z okolicznych dachów. Trafiają i rzucających, i zupełnie niewinne osoby. Każda ofiara staje się dla współwyznawców męczennikiem; zginęła wszak za wiarę, i to gdzie? Na świętym wzgórzu należącym do Boga.
Poza piątkami na teren dawnej świątyni może wejść każdy, nawet żyd - o ile złamie zakaz rabinatu. Zdarza się to zresztą dość często, szczególnie gdy chodzi o przyjezdnych z zagranicy. Muzułmanie udają wówczas, że nic nie widzą, choć w przedziwny sposób potrafią odróżnić żyda od chrześcijanina, nawet jeśli wyglądają oni podobnie. Może to ukryty gdzieś w oczach żydowskich gości lęk przed zemstą za przelaną tu krew?
5. Z jednej strony Góra Oliwna z chrześcijańskimi świątyniami kilku wyznań, z drugiej - stłoczone wzdłuż wąskich uliczek szare domy muzułmańsko-żydowsko-chrześcijańskiego miasta. Długo wierzono, że wzgórze jest centrum nie tylko Jerozolimy, ale i świata. Widok z tego miejsca zdaje się potwierdzać tę teorię.
To nie jest Izrael ani Palestyna, to miejsce Boga. Może gdyby społeczność światowa zdołała wymusić na izraelskim rządzie zgodę na utworzenie z Jerozolimy miasta o statusie międzynarodowym jak proponuje papież Jan Paweł II miejsca spotkania trzech religii powołujących się na biblijne korzenie, nie trzeba byłoby już rzucać kamieniami w modlących się żydów, nie trzeba byłoby strzelać do ludzi na świętym placu. Może wzgórze zerwałoby z krwawą tradycją sięgającą jeszcze czasów Abrahama. Wszak anioł powstrzymał rękę Patriarchy i nie pozwolił mu przelać w tym miejscu ludzkiej krwi.
Andrzej Talaga - 2000 - Nowe Państwo