Z wyjątkiem Etrusków i Kreteńczyków nie ma chyba w starożytności innego ludu, który byłby równie fascynujący, zagadkowy i opromieniony magią romantycznych legend, co Scytowie. Ci wolni najeźdźcy i pasterze zamieszkiwali w VII w. p.n.e. rozległe obszary stepowe Europy i Azji, począwszy od Karpat aż hen do Pamiru i Ałtaju.
Lud scytyjski składał się z licznych plemion, rządzonych przez królów dziedzicznych lub wybieralnych naczelników. Należały one do wielkiej rodziny ludów indoeuropejskich, jakkolwiek w Azji stwierdzono wśród nich mongolskie i chińskie domieszki. Mimo wielkich odległości łączyły ich jednak wspólne związki kulturalne, zbliżone obyczaje i te same wyobrażenia religijne.
Scytowie nigdy nie mieli pisma i monet. Z tych powodów aż do chwili, kiedy historii przyszła w sukurs archeologia, nie wiedziano o nich nic ponad to, co przekazali nam w swoich zapiskach starożytni dziejopisarze i podróżnicy. Z relacji Herodota, Strabona i Plutarcha wiemy, że Scytowie byli groźnymi wojownikami, nomadami i pasterzami, że w kunszcie jeździeckim nie mieli sobie równych, że plemiona mieszkające nad dolnym Dunajem, Dniestrem, Bohem, Dnieprem i Donem, jak też na Krymie — plemiona określane mianem „Scytów Królewskich” — utrzymywały ożywione stosunki handlowe na północnym wybrzeżu Morza Czarnego. Ich podstawowym artykułem wymiany była pszenica, stąd wniosek, że niektóre warstwy społeczeństwa scytyjskiego, a może raczej ujarzmieni autochtoni, zajmowały się rolnictwem.
Gdy władca perski Dariusz I gotował się do wielkiej zbrojnej wyprawy wojennej na Greków, postanowił odciąć im dostawę pszenicy ze Scytii i zmusić ich głodem do kapitulacji. Z tą myślą, jak donosi Herodot, przeprawił się przez Bosfor na moście zbudowanym przez greckiego inżyniera Mandraklesa, przemaszerował Turcję i sforsował Dunaj.
Jazda scytyjska nie stanęła jednak do walnej rozprawy. Cofała się w głąb bezkresnego stepu, pozostawiając za sobą kraj obrócony w perzynę, zatrute studnie i zniszczone zapasy żywności. Armia perska, nękana podjazdami i głodem, traciła stopniowo pewność siebie.
Dariusz miał tylko jedno wyjście z ciężkiej sytuacji: wymusić na nieprzyjacielu rozstrzygającą bitwę. Chcąc sprowokować króla scytyjskiego, wyszydził go przez posła, że ucieka przed nim z tchórzostwa. Ale buńczuczny wódz odpowiedział, że stanie do rozprawy, kiedy mu będzie to odpowiadało. „My, Scytowie — dodał jeszcze — nie mamy ani miast, ani uprawnej ziemi, żeby zbyt spieszno nam było wdawać się z wami w walkę, w obawie, że miasta nam zajmiecie, a pola spustoszycie” (przykład S. Hammera).
Kiedyś wydawało się, że dojdzie wreszcie do decydującego spotkania. Jeden z oddziałów scytyjskich stanął w ordynku bojowym naprzeciwko Persów. Oczekiwano lada moment sygnału do ataku. Naraz między wojskami ukazał się zając. Wojowników scytyjskich poniosła żyłka łowiecka. Zapomniawszy o Persach i szyku bojowym, ruszyli wśród gromkich okrzyków i śmiechu w pogoń za uciekającym szarakiem. Dariusz, słysząc ten tumult, rzekł zrezygnowanym głosem: „Ci ludzie bardzo sobie nas lekceważą” — i dał hasło do odwrotu.
o Scytach, Herodot zebrał sumiennie wszystkie dostępne sobie informacje źródłowe. Udał się nawet w daleką podróż do Olbii, miasta założonego przez kolonistów greckich na wybrzeżu Morza Czarnego przy ujściu Dniestru. Mieszkańcy Olbii płacili Scytom daninę, ale równocześnie stali się zamożni, prowadząc z nimi handel wymienny. Znali oni, rzecz jasna, swoich partnerów w rzemiośle kupieckim bardzo dobrze i dlatego mogli Herodotowi dostarczyć sporo autentycznych faktów z zakresu ich ustroju, obyczajów, wierzeń religijnych i historii.
Scytowie, jak to już wspominaliśmy, wywozili głównie pszenicę. Ponadto sprzedawali Grekom sól, mięso, mleko, sery, skóry, futra, miód, ryby i niewolników. W zamian za to otrzymywali szlachetne tkaniny, przedmioty ze złota i brązu, klejnoty oraz artystyczną ceramikę. Zamożna arystokracja scytyjska, posiadając ogromne ilości złotego i srebrnego kruszcu, zamawiała nawet u złotników greckich wyroby wymagające specjalnego kunsztu, jak wazy z figuralnym reliefem, biżuterię i paradne zbroje.
Scytowie chętnie utrzymywali stosunki handlowe z Grekami, strzegli się jednak, by nie ulec wpływom kultury i obyczajowości greckiej. Szczególną niechęć żywili do miast i urbanizacji swojego kraju. Nieodłączną cechą prawdziwego męża scytyjskiego było w ich mniemaniu umiłowanie swobody stepowej, konnej jazdy, łowiectwa, swego łuku i lassa do chwytania zwierząt. Jako mieszkanie wystarczył im namiot, który zresztą pięknie przyozdabiali makatami i dywanami, a najwyżej jeszcze drewniana chałupa kryta słomą. Kto ulegał pokusie miast greckich, narażał się na zarzut przeniewierstwa, a nawet zdrady.
Starożytni dziejopisarze przytaczają dwa przykłady, obrazujące w sposób dramatyczny przywiązanie Scytów do zwyczajów plemiennych. Jeden z nich dotyczy króla scytyjskiego Scylesa, który do tego stopnia rozmiłował się w greckim sposobie życia, że w tajemnicy przed swoimi poddanymi wybudował sobie w Olbii pałac ozdobiony sfinksami i gryfonami. Jego własna straż przyboczna, gdy przydybała go w świątyni greckiej podczas misteriów dionizyjskich, zasiekła mieczami jako renegata i zdrajcę narodu.
Drugi przykład to historia księcia Anarchasisa, brata króla scytyjskiego Sauliosa. W 589 r. p.n.e. przybył on do Aten jako poseł i zaprzyjaźnił się z Solonem. Podobno ze szkodą dla swojej misji poselskiej poświęcił się z zapałem studiom filozoficznym i władał tak pięknym językiem greckim, że Ateńczycy nazwali go „krasomówcą scytyjskim”. Tradycja utrzymuje poza tym, że on wynalazł koło garncarskie i kotwicę.
Łucznicy scytyjscy, złota aplikacja z Kul-Oba
Gdy wracał do Scytii, obrał drogę okrężną, by poznać jak najwięcej krajów. W Kyzikos, greckim mieście nad Hellespontem, wziął udział w misteriach eleuzyjskich. Obwieszony podobiznami „Matki bogów” Kybeli i jej kochanka Attisa puścił się wraz z innymi wtajemniczonymi w taniec rytualny uderzając w bęben, który zawiesił sobie na szyi. Opuszczając miasto ślubował bogini, że złoży jej hołd w Scytii w podzięce za szczęśliwy powrót do domu. Pewnego dnia wymknął się potajemnie z obozu swego brata i następnie pod niebem gwiaździstym odprawił te same obrzędy, które poznał w Kyzikos. Ktoś jednak podpatrzył go i król Saulios, ujrzawszy gorszącą scenę, oburzył się do tego stopnia, że przeszył zakałę swego rodu strzałą z łuku. Tak zginął książę stepów, który nie oparł się czarowi greckiej kultury i greckiej religii.
Scytowie nie zadowolili się olbrzymimi obszarami, jakie wzięli w posiadanie w południowo–wschodniej Europie i w Azji. Już w IX w. p.n.e. napadli na spokojnych rolników chińskich. Asyryjskie kroniki donoszą o ich pojawieniu się w 722 r. p.n.e. w Mezopotamii po zajęciu Azji Mniejszej. W Armenii archeolodzy odkopują mury obronne, w których tkwią charakterystyczne, trójkątne strzały napastników scytyjskich. Dzięki ich pomocy Asyryjczycy uwolnili w 626 r. p.n.e. Niniwę, oblężoną przez Medów. Niektóre plemiona scytyjskie zajęły Syrię, Judę i w 611 r. p.n.e. dotarły do Egiptu, gdzie jednak rozgromił je faraon Psametych I. Resztki tych napastników pomieszały się w Azji Mniejszej z tubylcami i utworzyły w ten sposób naród Partów.
Ślady pobytu Scytów znajdujemy dziś również na Węgrzech, w Bułgarii i Rumunii w postaci licznych kurhanów wyposażonych w zdumiewającą ilość przedmiotów ze złota, bursztynu i srebra. Dotarli oni nawet do Polski. Jak świadczą przedmioty z brązu pochodzenia scytyjskiego, znalezione w osiedlach obronnych z lat 550—400 p.n.e., napadli oni na Strzegom na Śląsku i na osiedla w Kruszwicy i w Kamieńcu koło Torunia. W Biskupinie znaleziono jeden przedmiot uzbrojenia scytyjskiego. W Witaszkowie koło Gubina odkryto grób księcia scytyjskiego ze wspaniałymi złotymi przedmiotami.
W IV w. p.n.e. przekroczyły Don plemiona Sarmatów i w zaciętych walkach pokonały Scytów. Zwycięstwo zawdzięczały one wynalazkowi żelaznego strzemienia, które umożliwiało im zorganizowanie ciężko uzbrojonej jazdy i rzucanie jej do natarcia w zmasowanych, zamkniętych szykach. Scytowie zostali następnie powoli wchłonięci przez miejscowy element ludowy.
Sarmaci, także pochodzenia indoeuropejskiego, a nawet blisko spokrewnieni ze Scytami, są dla nas o tyle ciekawi, że z nimi wiąże się grecka legenda o Amazonkach. Wykopaliska wykazały, że Sarmaci zachowali przeżytki ustroju matriarchalnego. W przeciwieństwie do kobiet scytyjskich, które całkowicie podlegały woli mężczyzn, kobiety sarmackie były równouprawnione, a nawet jeździły konno i brały udział w walkach. Scytowie nazywali je z tych powodów szyderczo „władczyniami mężczyzn”. W kurhanach sarmackich centralne miejsce zajmują zazwyczaj zwłoki kobiet z mieczem u boku. Niedaleko od Tbilisi odkryto słynny grobowiec Amazonki sarmackiej, którą pochowano z całym uzbrojeniem w pozycji siedzącej. Istnieją poszlaki, że poległa ona w walce.
Zobaczymy teraz, jak archeolodzy radzieccy na podstawie olbrzymich skarbów znalezionych w kurhanach scytyjskich, skarbów nie ustępujących świetnością odkryciom w grobowcach faraonów, nie tylko potwierdzili przekaz Herodota, ale nawet wzbogacili naszą wiedzę o Scytach szeregiem dodatkowych, nader zdumiewających informacji.
Dziwy kurhanów scytyjskich
Rozległe tereny Związku Radzieckiego pokryte są dużą ilością kurhanów scytyjskich, między którymi bywają nawet istne wzgórza czy kopce. Dlatego wydaje się dziwne, że przez tyle wieków nie zwrócono na nie specjalnej uwagi. Byli jednak ludzie pewnego autoramentu, którzy okazywali kurhanom bliższe zainteresowanie: mianowicie rabusie grobowi. Dzięki ich przedsiębiorczości archeolodzy zbyt często przekonują się dzisiaj, że odkopany przez nich kurhan został już ogołocony z cenniejszych przedmiotów grobowych. W jednym z grobowców znaleziono szkielety złodziei, których zasypała ziemia, a przy wylocie podziemnego szybu pozbierane już do wyniesienia skarby ze złota i srebra.
Paradoksalnym zbiegiem okoliczności na dobro właśnie tych złodziejaszków trzeba zapisać, że wreszcie Scytowie przestali być wyłącznie legendą. Pod koniec XVII w. do Petersburga dotarły wieści, że w południowej Syberii między Uralem i Ałtajem grasują bandy rabusiów, które wykopują z kurhanów bajeczne skarby w złocie i srebrze. Piotr Wielki wydał rozkaz ukrócenia tego procederu i odesłania wykopalisk do Petersburga. Ta znakomita kolekcja, zwana „złotem syberyjskim” stanowi obecnie chlubę leningradzkiego Ermitażu.
Składają się na nią liczne przedmioty artystyczne, odlane w szczerym złocie, jak klamry do pasów, bransolety, naszyjniki, naramienniki, a przede wszystkim wytrybowane w złotej blasze płaskorzeźby rozmaitych zwierząt, służące do ozdoby uprzęży końskich. Te fascynujące klejnoty sztuki złotniczej zdradzają ogromną dojrzałość artystyczną i znajomość zwierzęcego świata, realizm i równocześnie umiejętność finezyjnej stylizacji.
Wóz scytyjski z kurhanu w Pazyryku - Muzeum Ermitaż
Zwierzęta scytyjskie słyną dzisiaj na całym świecie jako okazy poczucia piękna, jakże niepospolitego u ludów, które żyły w stepach w prymitywnych warunkach pasterskiego i koczowniczego bytowania. „Złoto syberyjskie” Ermitażu stało się olśniewającą rewelacją archeologiczną, ale upłynęło sporo jeszcze czasu do zbadania kurhanów w sposób naukowy i systematyczny. Aż do końca XIX w. tylko sporadycznie rozkopywano tu i ówdzie jakiś kurhan, zawsze z wynikiem pomyślnym. Dopiero od 1940 r. począwszy archeolodzy radzieccy wszczęli na wielką skalę prace wykopaliskowe przy zastosowaniu wszelkich najnowszych zdobyczy i metod naukowych. Warto tu zaznaczyć, że badaniem kurhanów na Ukrainie zajmował się także archeolog polski z Krakowa Gotfryd Ossowski.
W roku 1929 nastąpił sensacyjny zwrot w naszej wiedzy o Scytach. Uczony radziecki prof. S.I. Rudienko zorganizował ekspedycję antropologiczną, która udała się na Syberię. W niedostępnej dolinie Pazyryku, znajdującej się w głębi gór Ałtaju, odkrył on nekrolog scytyjski liczący 40 kurhanów różniących się między sobą zarówno wielkością, jak i też kształtem, Niektóre były okrągłe, inne znowu owalne. Nad nimi górowało jednak wysokością pięć kurhanów, zawierających zwłoki potężnych władców scytyjskich. Rudienko rozkopał jeden z tych kopców i stwierdził z oszołomieniem, że dokonał odkrycia archeologicznego nie ustępującego świetnością i wagą historyczną ani grobom faraonów, ani też grobom królewskim w Ur i w Mykenach. Niestety musiał wówczas zaniechać dalszych prac wykopaliskowych; podjęto je na nowo dopiero w 1947 roku.
Chcąc zrozumieć doniosłość tego odkrycia, trzeba zapoznać się z budową tych kurhanów. Właściwy grobowiec był zbudowany z grubych pniaków. Przykryto go potem wysokim nasypem żwiru, a na szczycie złożono ciężkie głazy, ważące nieraz po kilka ton. W miesiącach letnich, na skutek topnienia lodu i śniegu, woda dostawała się przez szpary kamieni do wnętrza, gdzie jednak panowała wieczna zmarzłota, gdyż ciepło krótkotrwałego słońca nigdy nie zdołało tam przeniknąć.
Wieczny lód okazał się wymarzonym środkiem konserwującym. Podczas gdy w kurhanach południowo–wschodniej Europy znaleziono tylko szkielety ludzkie, w Pazyryku zabalsamowane zwłoki zmarłych zachowały jak żywe swoje ciało, swoje stroje i ozdoby. Nie sposób wyliczyć wszystkich bogactw znalezionych w grobach. Były tam siodła i uprząż z artystycznymi okuciami ze złota, wzorzyste czapraki, wazy, broń, biżuteria wyjątkowej piękności, złote posążki i blaszki, którymi obszyte były tkaniny ubiorów. W jednym z kurhanów zachował się w wyśmienitym stanie czterokołowy wóz z dyszlowym zaprzęgiem na czwórkę koni. Ściany, podłogę i powałę kryły makaty wojłokowe, ozdobione barwnymi aplikacjami. Najcenniejszym jednak znaleziskiem był prawdziwy unikat, najstarszy na świecie aksamitny dywan, na którym w obramowaniu roślinnego ornamentu widnieją jelenie, gryfony oraz dwóch wojowników: jeden siedzący na siodle, a drugi prowadzący swego wierzchowca za uzdę. Znaleziono również chińskie jedwabie, służące jako pokrowce dla czapraków. Widzimy na nich wyhaftowane mityczne postacie sfinksów siedzących na gałęziach lub przelatujących między drzewami.
Władcy scytyjscy w całym majestacie swoich paradnych strojów i w splendorze przydanych im bogactw leżeli w drewnianych sarkofagach ozdobionych malowidłami lub też na marach, przykryci wzorzystą makatą. Leżeli w osobnej krypcie, w otoczeniu złotych naczyń z żywnością i napojami, podczas gdy w sąsiednich komorach, przedzielonych ścianami z pni drzewnych spoczywały oddzielnie zwłoki kobiet i mężczyzn. Wokoło drewnianej budowli pod kurhanem pochowano szereg wspaniałych wierzchowców, które zakonserwowały się do tego stopnia, ze można było rozpoznać ich wiek, płeć i kolor sierści.
Cała wstrząsająca prawda okazała się jasna jak na dłoni. Wielkim potentatom stepów towarzyszyły w zaświaty najbliższe osoby z ich otoczenia: jedna z małżonek, kucharz, koniuszy, posługacz i goniec; ponadto kilka lub kilkanaście, a na zachodzie nawet paręset wierzchowców ze stajni królewskiej. Ludzi duszono lub uśmiercano trucizną, a zwierzęta kładziono pokotem uderzeniem czekana w głowę.
W
Dziejach Herodota znajdziemy opis całego obrzędu pogrzebowego, który po większej części został potwierdzony przez wykopaliska. Zgodnie z koczowniczym trybem życia pasterzy, wędrujących z pastwiska na pastwisko, pogrzeby odbywały się u Scytów jedynie tylko na wiosnę i na jesieni. Z tych względów balsamowanie ciał było rzeczą nieodzowną, jakkolwiek niemałą rolę odegrała tu oczywiście również wiara Scytów w życie pozagrobowe.
Zwłoki wypełniano wonnymi ziołami i zaszywano. Układano je następnie na wysłanym makatami wozie. Żałobnicy, głównie członkowie plemienia, golili głowy, przycinali sobie uszy i strzałami przebijali lewą dłoń. Kondukt żałobny wśród płaczów i lamentów ciągnął przez okres czterdziestu dni od sioła do sioła, witany po drodze łomotem kotłów i piskiem fujarek.
Tatuaże scytyjskie z kurhanu w Pazyryku - Muzeum Ermitaż
Ciało składano wreszcie w kurhanie na marach lub w drewnianym sarkofagu. Naokoło ustawiono mnóstwo złotych naczyń z jedzeniem i piciem, a do narożników katafalku przymocowywano drzewce z godłem rodowym na szczycie w postaci któregoś ze zwierząt odlanych w brązie. Na końcu odbywała się ponura ceremonia uśmiercania ludzi i koni, towarzyszy zmarłego władcy w podróży do krainy duchów.
Herodot twierdzi, że żałobnicy po wszystkich tych ceremoniach pogrzebowych musieli przeprowadzić na sobie zabieg oczyszczającego okadzania. W małym namiociku z trzech żerdzi i osłony wojłokowej siadali w kucki rzucając na rozprażony kamień ziarna konopi. Ciekawe, że archeologia w całej pełni potwierdziła ową wersję, znaleziono bowiem w kurhanach owe trójnogi z żerdzi, na których rozwieszano wojłokowy namiot.
Natomiast nie udało się sprawdzić najdziwniejszej bodajże opowieści Herodota. Ponieważ jednak grecki dziejopisarz okazywał się często prawdomówny, nie mamy powodu nie wierzyć mu także w tym wypadku. Chodzi tu o makabryczny zwyczaj ofiarowania w pierwszą rocznicę śmierci władcy pięćdziesięciu scytyjskich wojowników z jego straży przybocznej wraz z ich wierzchowcami. Ludzi i konie zabijano, wypychano trawą, a potem za pomocą palików ustawiano naokoło kurhanu. Ta upiorna straż konna stała w całym uzbrojeniu na stepie dopóty, dopóki nie rozpadła się lub nie została rozszarpana przez drapieżne ptactwo.
Kolorowi jeźdźcy
Za makabryczny zwyczaj zabijania żony i służby zmarłego władcy nie wolno nam potępiać całego ludu scytyjskiego. Scytowie bynajmniej nie byli barbarzyńcami. Znalezione w kurhanach przedmioty artystyczne, jak haftowane tkaniny, makaty zdobione aplikacjami z kolorowej skóry, wzorzyste dywany, wyroby złotnicze i ceramika są aż nadto przekonywającym dowodem, że był to lud mający duże poczucie piękna i harmonii, lud bynajmniej nie stojący kulturalnie niżej od innych współczesnych mu ludów. Ci wolni jeźdźcy rozległych przestrzeni budzą ponadto sympatię swoim poczuciem humoru i beztroską oraz zamiłowaniem do gorących kolorów, do muzyki i do otaczającego ich świata zwierzęcego, który nad podziw dobrze umieli obserwować.
Tatuaże na skórze zmumifikowanej w Pazyryku - Muzeum Ermitaż
Okrutny rytuał pogrzebowy stosowany był jedynie tylko w razie śmierci władców, a więc miał charakter wyłącznie dworski. Był on wyrazem buty despotów, którzy w ten wynaturzony sposób pragnęli zamanifestować swoje bogactwo i potęgę. Nietrudno wyobrazić sobie, jak kosztowny był pochówek takiego władcy. Ogromne skarby w złocie i srebrze złożone w krypcie zmarłego, poświęcenie na zatratę kilku pełnej krwi wierzchowców z wyborowej stajni dworskiej, budowa ogromnego kurhanu wymagająca pracy wielu ludzi i wielu miesięcy — to przecież wysiłek niebywały, przypominający do pewnego stopnia budowę piramid. Z upływem czasu krwawy zwyczaj pogrzebowy osiągnął formy wręcz patologiczne. Tak na przykład w niektórych kurhanach znaleziono po kilkaset zabitych koni. Były to co prawda raczej małe, kudłate tarpany rasy Przewalskiego, ale wśród nich znalazły się także wspaniałe wierzchowce krwi szlachetnej.
Różnice w wielkości i zaopatrzeniu kurhanów świadczą ponad wszelką wątpliwość, że w V w. p.n.e. z dawnego ustroju wspólnoty rodowej pozostały wśród Scytów chyba tylko formalne resztki, że nierówności majątkowe i społeczne były już ogromne. Władzę i bogactwa zagarnęła nieliczna opływająca w dostatki warstwa ludzi, którą można by określić jako arystokrację scytyjską. Przedstawiciele tej warstwy często występują na makatach w całej świetności swoich strojów. Na jednej z tkanin artysta wyhaftował scenę składania ofiar. Widzimy ołtarz, a po bokach postacie niewiast z profilu. Wyraźnie są zaakcentowane różnice: postacie kobiet arystokratycznych, przybrane w korony i welony, są duże, podczas gdy stojące za nimi w kornej postawie służebnice są o wiele mniejsze.
W potrzebie wojennej rody i plemiona łączyły się w związki plemienne, wybierając naczelnego wodza na okres przejściowy, z tego urzędu rozwinęły się z czasem dziedziczne urzędy królów i naczelników plemion, zmonopolizowane przez szczególnie bogate i wpływowe rody. Podobnie jak to bywało gdzie indziej, władcy szukali różnych sposobów, by znaleźć posłuch. Przede wszystkim lansowali wersję, że władza ich pochodzi od bogów. Na jednym z dywanów wojłokowych figuruje bogini–matka Api z kwitnącą gałązką w ręku, a przed nią znajduje się siedząca na koniu postać strojna ubranego jeźdźca. Symbolikę tej sceny nietrudno odczytać: jest to monarcha, który otrzymuje z rąk samej bogini władzę nad ludem scytyjskim. Drugi sposób to olśniewanie poddanych wspaniałością swojej osoby. Stąd bierze się ich wybujały zbytek, grający wszystkimi blaskami i kolorami, owa pogoń za okazałością wyrażająca się w nadmiernym bogactwie ozdób, w złotych cekinach, okuciach i przedmiotach codziennego użytku, w drogocennych strojach i wzorzystych, wielobarwnych tkaninach dekoracyjnych.
W Kul Oba, w niedużej odległości od krymskiego miasta Kercz, odkryto grobowiec jakiejś księżny scytyjskiej. Na pięknie rzeźbionych marach spoczywały zwłoki kobiety, a u podnóża czuwały uśmiercone służebnice, które miały wykonywać posługi przy swojej pani również po śmierci. Księżna połyskiwała od klejnotów, zdobił ją bowiem złoty diadem, naszyjnik przepięknej roboty, naramienniki i pierścienie, w krypcie leżało poza tym mnóstwo przedmiotów dużej ceny, między innymi lustro z polerowanego srebra i złota rzeźba wyobrażająca sarnę w pozycji leżącej.
Jednakże znaleziskiem, które zdobyło sobie później największą sławę na świecie, była bursztynowa waza z reliefem przedstawiającym szereg wojowników scytyjskich. Zmarła widać była do niej szczególnie przywiązana, gdyż krewni troskliwie złożyli ją na jej łonie, gdzie przetrwała do naszych czasów.
Antropolodzy zauważyli ze zdumieniem, iż występujący na wazie Scytowie bardzo przypominają brodatych chłopów Rosji carskiej. Z malowideł ściennych w grobowcach królewskich na Krymie wiadomo ponadto, że Scytowie byli przeważnie jasnymi blondynami. Oczywiście należy tu podkreślić, że nie oznacza to wcale, iż byli przodkami Słowian. Po prostu resztki niedobitków scytyjskich po inwazji sarmackiej rozpłynęły się w morzu ludności autochtonicznej, przekazując jej w spadku pewne cechy etniczne i anatomiczne.
Scytowie, jak sądzić można ze znalezisk i wizerunków, kochali się w barwnych strojach. Dla ich upiększenia posługiwali się najróżniejszymi technikami: aplikacją, haftem i okuciami. Ubrania szyli sobie ze skóry lub wojłoku i obrębiali często futerkiem. Nosili przeważnie tuniki i długie kaftany rozrzutnie haftowane, szarawary wpuszczane w miękkie buty bez podeszew i ze spiczastym nosem, wysokie futrzane kołpaki i szerokie pasy. Przypuszcza się, że oni byli wynalazcami spodni, nieodzownych dla ludzi, którzy całe prawie życie spędzali w siodle. Ponadto uzbrajali się w miecze, sztylety, toporki, czekany, tarcze i hełmy, a przede wszystkim w łuki, z których strzelali szybko i celnie.
Życie codzienne Scytów
U Scytów istniało wielożeństwo. Kobiety były społecznie bardzo upośledzone i całkowicie podporządkowane mężczyznom. W przeciwieństwie do Sarmatek (Amazonek z legendy greckiej) nie wolno im było nawet jeździć konno. Podczas wędrówek i bitew siedziały na wozach pilnując dzieci.
Złoty scytyjski grzebień
Nie znaczy to jednak, by nie dbały o swoją urodę. Ubierały się w bufiaste szarawary oraz w krótkie kaftany z długimi rękawami, które ozdabiały aplikacjami wyobrażającymi koguciki lub kwiaty lotosu i obszywały złotymi cekinami. Głowy nakrywały wysokimi, barwnymi kołpakami z wojłoku, obszywanymi cennym futerkiem. Buciki z miękkiej skóry z nosami i z niskimi cholewami pokryte były ornamentem ze szklanych paciorków lub złocistego kryształu pirytu; Kobiety, podobnie zresztą jak mężczyźni, obwieszały się mnóstwem złotej biżuterii: kolczykami, naszyjnikami, bransoletami i pierścieniami. Mężczyźni lubili ponadto ozdabiać całe swoje ciało gęstym tatuażem, wyobrażającym różne fantastyczne zwierzęta. Tego rodzaju tatuaże zachowały się do dziś dnia na nieboszczykach w kurhanach Pazyryku.
Scytowie, jak sądzić można z licznie znalezionych instrumentów muzycznych, lubili tańce i muzykę. Wśród tych instrumentów przeważają bębny i kilkustrunowe harfy. Widzimy więc, że kultura ich była wcale bogata i żywotna. Uczeni radzieccy, którzy podjęli się zadania skatalogowania zabytków scytyjskich i zanalizowania ich cech swoistych, stwierdzili silne wpływy kultury scytyjskiej na sztukę Wikingów, Celtów i Merowingów. Wpływ ten zaznacza się oczywiście również na obszarach Słowiańszczyzny. Nie jest na przykład wykluczone, że kolorowe, papierowe wycinanki ludowe mają swój rodowód w scytyjskich aplikacjach wycinanych ze skóry.
Wiemy już, że Scytowie rozporządzali zdumiewającymi zasobami cennych metali. Nie ulega dziś wątpliwości, że otrzymywali je z własnych kopalń, mianowicie z Kraju Zakaukaskiego miedź, znad Dniestru i z Gór Kaukaskich żelazo, a z Uralu i Ałtaju złoto. Nie wyjaśniono dotąd, w jaki sposób Scytowie Królewscy uzyskiwali te bogactwa: czy z tytułu ściąganego trybutu, czy też jako artykuł wymiany handlowej.
Dziejopisarze greccy dzielili Scytów na rolników i koczowników. Uprawą ziemi zajmowali się przypuszczalnie ludzie najniższej warstwy scytyjskiej lub też obcoplemienni, ujarzmieni autochtoni. Ale nawet ci wolni Scytowie, którzy trudnili się hodowlą koni, bydła i owiec, nie byli koczownikami w ścisłym tego słowa znaczeniu. Pastwiska były tak obfite, że dalsze wędrówki były niepotrzebne. Wystarczyło przenosić się sezonowo z pastwiska na pastwisko sposobem rotacyjnym w zamkniętych granicach obszaru plemiennego. Scytowie wiedli przeto raczej życie osiadłe, tyle tylko, że mieszkali pod namiotami lub w szałasach pasterskich. Dowodem tego są choćby spotykane często w grobach realistyczne figurki kur i kogutów, których hodowla jest możliwa tylko przy stałej zagrodzie, jak i też ogromnych rozmiarów dzbany zasobnikowe, trudne do transportowania z miejsca na miejsce. Dzięki wiecznej zmarzłocie w kurhanach Pazyryku, gdzie na przykład znaleziono mięsiwa, napoje i sery w takim stanie, że można było wypróbować ich smak, znamy dokładnie sposób odżywiania się Scytów. Podstawą ich posiłków była oczywiście konina i baranina, urozmaicona raz po raz kozim mięsem, wołowiną i dziczyzną. Jadali poza tym ryby, przeważnie tuńczyki i jesiotry, cebulę, fasolę i czosnek. Pieczywo piekli z jęczmienia i pszenicy. Powszednim ich napojem był kumys, sporządzony ze sfermentowanego mleka kobyły. Sławny lekarz grecki Hipokrates, który żył w latach 460—377 p.n.e., a więc współcześnie ze Scytami, pisał o nich, że lubili dużo jadać i całe dni spędzać przy winie, tańcach i śpiewie. Uwaga odnosi się oczywiście do zamożnych warstw scytyjskich. Wzbogacone na handlu z czarnomorskimi Grekami, mogły one sobie pozwolić na sprowadzanie przednich win greckich.
Złoty wojownik z Izzyk
Jakie były wierzenia religijne Scytów? Nagromadzone informacje w tej dziedzinie są jeszcze nader skąpe. W znanej już nam anegdocie Herodota, w której król scytyjski odmówił Dariuszowi otwartego spotkania zbrojnego, powiada on jeszcze: „Ale spróbujcie zburzyć groby naszych ojców, wtedy zobaczycie, czy będziemy o nie walczyć”... Wynika z tego, że podstawą religii scytyjskiej, podobnie jak u Chińczyków, był kult zmarłych i wiara w istnienie życia pozagrobowego. Przemawiają zresztą za tym inne jeszcze odkryte przez archeologów szczegóły jak balsamowanie zmarłych i zaopatrywanie ich w małżonki, służbę, konie, jadło i sprzęt codziennego użytku.
Scytowie czcili najrozmaitsze bóstwa symbolizujące siły natury. Nad tą plejadą bogów górowała patronka Scytów, pani ognia i zwierząt, bogini–matka Api, której sylwetka często występuje na makatach Pazyryku. Jak świadczy rytuał okadzania po ceremoniach pogrzebowych, Scytowie wierzyli w złe duchy, demony, w magię i amulety.
Jako koczownicy i pasterze nie mieli świątyń i kapłanów. Posługiwali się jednak wróżbitami, którzy przepowiadali przyszłość. Byli to pewnego rodzaju szamani, których zawód przechodził z ojca na syna. Mówili oni — rzecz dziwna — dyszkantem i ubierali się w stroje kobiece. Zawód ich nie był zbyt bezpieczny, bowiem w razie fałszywego proroctwa w wypadkach doniosłych palono ich na stosie wraz z ich męskimi potomkami. Jak widzimy, u Scytów, podobnie zresztą jak u innych bliskich przyrodzie ludów, radość życia bezpośrednio sąsiadowała ze śmiercią.
Neapol scytyjski
Na peryferiach Symferopola znajdują się ruiny stolicy Scytów Krymskich zwanej przez starogreckiego geografa Strabona „Neapolem scytyjskim”. Miasto pochodzi z IV w. p.n.e., z okresu kiedy Scytowie stworzyli na Krymie silne państwo. Od roku 1945 ekspedycja archeologów radzieckich przeprowadza tam systematyczne prace wykopaliskowe. Ruiny zajmują obszar 160 hektarów. Uwagę zwracają przede wszystkim potężne mury obronne mające 12 metrów grubości. Był to bowiem okres dla Scytów bardzo niebezpieczny. Dzięki fortyfikacjom Neapol scytyjski zachował swą niepodległość aż do początków naszej ery, pomimo że w tymże samym czasie Scytowie mieszkający na północy ulegali najeźdźcom sarmackim i stopniowo ustępowali z widowni historii.
Stolica scytyjska musiała być miastem okazałym. O jej przebrzmiałej świetności świadczą monumentalne budowle użyteczności publicznej, pałace, kolumny uwieńczone bogato rzeźbionymi kapitelami, mozaiki, płaskorzeźby, posągi z brązu i marmuru, rozległe place, fontanny i ulice. Wszystko, co wykopano na Krymie, świadczy o wysokiej kulturze miejskiej tamtejszych plemion scytyjskich, o żywych stosunkach, jakie one utrzymywały ze wszystkimi cywilizowanymi narodami ówczesnych czasów. W pobliżu murów Symferopola znajduje się glinianka, z której okoliczna ludność czerpała surowiec na cegły. Pewnego dnia jeden z bawiących się tam chłopców doniósł archeologom, że w dole glinianki natknął się na jakąś kamienną skrzynię. Przystąpiono natychmiast do kopania i oto po pewnej chwili ukazał się kamienny grobowiec. Pośrodku leżał szkielet mężczyzny, ułożony głową na zachód. Znaleziono przy nim trzy groty do oszczepu z pozłacanymi tulejkami na drzewce, dwa miecze ze srebrnymi rękojeściami i srebrnymi pochwami, żelazny hełm z brązowymi ozdobami, resztki skóry haftowanej złotą nicią i kaftan obszyty blaszkami z czerwonego złota. Razem wziąwszy znaleziono w grobowcu 800 przedmiotów ze złota, a więc nie mogło być żadnej wątpliwości, że natrafiono na szczątki jakiegoś króla scytyjskiego.
Zabrano się do przekopania całej glinianki i niebawem stało się jasne, że jest to większe odkrycie, niż przypuszczano. Okazało się, że w sąsiedztwie kamiennego sarkofagu spoczywało jeszcze 70 drewnianych trumien. Znaleziono w nich szkielety mężczyzn, kobiet i dzieci. Zmarli mieli oczy przykryte złotymi blaszkami i spoczywali wśród mnóstwa przedmiotów i kosztowności ze złota. Mężczyźni byli uzbrojeni w miecze, hełmy, topory, łuki, oszczepy, kołczany i strzały. Kobiety miały zwierciadła z polerowanego brązu, bransolety, pierścienie, kolczyki i tysiące paciorków z krwawnika, bursztynu, ametystu, agatu, kryształu górskiego i chalcedonu oraz wisiorki–amulety w kształcie figurek ludzkich i główek demonów. Dzieci ustrojone były w wianuszki ze złotych rozetek. Wszyscy zmarli mieli na sobie szaty bogato ozdobione złotym haftem i złotymi naszywanymi blaszkami.
Złoty scytyjski pektorał z kurhanu w Tolstaya Mogila
Drewno było oczywiście spróchniałe, ale szczęśliwy przypadek sprawił, że można było dokładnie odtworzyć okazały sarkofag królowej scytyjskiej. Zauważono bowiem jego dokładny odcisk w ścianach glinianki, na których odcisnęły się nawet resztki farb i pozłoty. Po dokonaniu odlewu gipsowego i pomalowaniu jego części odpowiednim kolorem okazało się, że sarkofag błyszczał od złota i malowideł. Spoczywał on na nóżkach drewnianych w kształcie sfinksów i gryfonów. Ściany opasywał szlak rzeźbionej girlandy z liści akantu i lauru, z szyszek i kwiatów słonecznika. Na narożnikach strażowały kunsztownie wystrugane lwy i sfinksy.
Archeolodzy radzieccy zadali sobie pytanie, w jaki sposób te trumny znalazły się w gliniance pod murami miasta? Sprawa wyjaśniła się, gdy spostrzeżono, że gliniankę otacza czworokątny mur fundamentowy z kamienia wapiennego. Zrozumiano, że na tym miejscu stało ongiś mauzoleum królów scytyjskich: na wapiennym fundamencie wznosiły się mury z nie wypalonej cegły, które w pewnej chwili zawaliły się do wnętrza. Pod wpływem deszczów cegły roztopiły się i otuliły trumny arystokracji scytyjskiej grubą bezkształtną masą gliny.
Wszystko przemawiało za tym, że nieboszczyk w kamiennej skrzyni stanowił w mauzoleum centralny ośrodek kultu. Stopniowo wokoło niego umieszczono innych zmarłych. Był to na pewno jakiś wielki król, otaczany wyjątkową czcią swego ludu. Należało go za wszelką cenę zidentyfikować, bo w ten tylko sposób można było ustalić datę powstania mauzoleum.
W tym celu przekazano czaszkę z kamiennej skrzyni radzieckiemu antropologowi M.M. Gierasimowowi, który wymodelował głowę króla pokrywając ją odpowiednią warstwą wosku. I wówczas archeologia mogła się poszczycić nieoczekiwanym sukcesem. Dumna głowa Scyty w starszym wieku zdradzała niezaprzeczalne podobieństwo z twarzą króla Skilura, znaną ze starożytnych portretów na płaskorzeźbach i monetach.
Tego króla scytyjskiego znamy wszyscy z anegdoty, jaką opowiada Plutarch. Na łożu śmierci Skilur przywołał swoich synów, podał im kilka razem związanych oszczepów i żądał, by je złamali. Synowie próbowali po kolei i gdy im się to nie udało, król rozwiązał oszczepy i połamał je każdy z osobna, a potem rzekł: „Jeżeli zachowacie zgodę między sobą, nikt was nie pokona. Jeżeli natomiast będziecie działali w pojedynkę, nie oprzecie się nikomu”.
Była to maksyma, którą Skilur wcielał konsekwentnie w życie: zjednoczył wszystkie plemiona scytyjskie nad Morzem Czarnym pod swoją władzą i dzięki temu mógł skutecznie odeprzeć najazdy Sarmatów.
* * * * *
Fragment książki: Zenon Kosidowski:
Rumaki Lizypa