Świat homerycki
Świat homerycki wydaje nam się maleńki.
Homer wyobraża sobie ziemię jako tarczę o promieniu jakichś dwóch tysięcy kilometrów i powierzchni około dwunastu i pół miliona kilometrów kwadratowych - mniej więcej dwadzieścia trzy razy tyle, ile wynosi powierzchnia Francji.
Grecja znajdowała się oczywiście pośrodku tej tarczy, tak że świątynię w Delfach, uważaną z kolei za środkowy punkt Grecji, nazwano później „pępkiem świata”. Granice lądu stałego przebiegały w przybliżeniu wzdłuż brzegów Atlantyku, Morza Bałtyckiego, Morza Kaspijskiego, północnych wybrzeży Oceanu Indyjskiego i południowych granic Nubii.
Ocean - głowa z Villi Hadriana Tarczę ziemi otaczać miała ogromna rzeka o potężnym nurcie, która była granicą świata. Za nią, na jej przeciwległym brzegu otwierały się bramy Erebu, świata cieni, podziemnego królestwa zmarłych, nad którym władzę sprawowali Hades i Persefona. Było to państwo Kimeryjczyków, czy raczej niewątpliwie Chimeryjczyków, tj. mieszkańców krainy wiecznej zimy, gdzie ląduje Odyseusz po przebyciu Oceanu w czasie swej wizyty w państwie umarłych, w jedenastej pieśni Odysei.
Homer odmalowuje ich w ponurych barwach:
Tam jest lud i gród Kimeryjczyków, okryty mgłą i chmurami. Nigdy tam nie docierają promienie świetlistego słońca ani gdy się ono wznosi ku niebu gwiaździstemu, ani gdy z nieba znowu zmierza ku ziemi, lecz noc zabójcza rozciąga się nad nieszczęsnym narodem.
Jeśli dobrze rozumiemy ten tekst, wynika z niego, że Homer i jego współcześni wyobrażali sobie słońce jako tarczę, której świetlista strona zwrócona jest ku centrum ziemi, a strona ciemna w stronę zaświatów. Kiedy słońce wynurza się z Oceanu na Wschodzie lub pogrąża na zachodzie, na zewnętrznych brzegach wielkiej rzeki okalającej ziemię zapada ciemność. W swoim całodziennym obiegu, w najwyższej części niebios, oświetla ono ludzi i bogów, a przynajmniej bogów niebieskich. Poza tą sferą drogi słonecznej rozciąga się obszar wiecznej nocy.
Ów Ocean, uważany przez Homera za ojca bogów, daje początek wszystkim wodom ziemi. Z jego upustów poczynają się „wszystkie rzeki, wszystkie morza, wszystkie źródła i głębokie studnie”. Jest istotą boską, małżonkiem Tetydy, którą zresztą od dawna wzbrania się przyjąć w swym łożu. Jest nade wszystko główną siłą natury, prymitywnym elementem świata.
Tarcza ziemi, której Ocean wyznacza granice, dzieli się na trzy strefy.
Ku północnemu wschodowi, skąd powstaje Boreasz, wiatr burz zimowych, rozciąga się kraina zimy, słońce ślizga się tylko po niej swymi skośnymi promieniami. Homerycki biegun nocy i zimna znajdowałby się tedy na południowych wybrzeżach naszego Morza Północnego, w ziemi dla współczesnych Homera odległej i tajemniczej, która nie miała dla nich zresztą nic przerażającego. Ich potomkowie, d których dotarły przynajmniej wieści o długich letnich dniach krajów północnych, chętnie wyobrażali sobie nawet, że jest to przybytek światła zamieszkały przez szczęśliwy i sprawiedliwy lud Hiperborejczyków. Nie jest to pogląd homerycki.
Autor Iliady wie już jednak o prostych i szczęśliwych ludach, przemierzających północne równiny, które dostrzegali z daleka żeglarze płynący wzdłuż wybrzeży Morza Czarnego. Są to Hippemolgowie (pierwszy poetycki pseudonim scytyjskich nomadów) żywiący się mlekiem i mięsem klaczy, oraz Abiowie, którzy, podobnie jak ich hiperborejscy następcy, również byli najsprawiedliwszymi z ludzi.
Po drugiej stronie, w kierunku południowo-wschodnim, za ziemią egipską znaną już w tym czasie kupcom i piratom helleńskim, których zapędzały tam wiatry etezyjskie, rozciągają się spalone słońcem ziemie Nubii, ojczyzna „pobożnych” Etiopów. Etiopowie ci, o „obliczach ciemnych” od słońca, które rzuca tam prawie prostopadłe promienie, zamieszkują według Odysei krańce ziemi. Do nich to z reguły przybywają w gościnę bogowie, znęceni obfitymi ucztami, jakie im zastawiają sumienni i pobożni mieszkańcy. Ale jeszcze dalej niż oni, na południowych krańcach ziemi, nad samym brzegiem Oceanu, mieszczą się, według Iliady, siedziby ludu Pigmejów, karłów nękanych każdej zimy przez wędrowne żurawie uciekające z północy przed surowym klimatem.
Między tymi dwiema przeciwległymi strefami, położonymi na krańcach ziemi, ze wschodu na zachód rozciąga się strefa śródziemnomorska, o klimacie umiarkowanym, lecz zmiennym, w zależności od położenia drogi, jaką słońce przebywa na niebie.
Grecja znajduje się w samym sercu tego mikrokosmosu.
W kierunku pionowym rozmiary świata są tego samego rzędu co rozmiary tarczy ziemskiej.
Najwyżej nad ziemią znajduje się Uranos, spiżowe sklepienie nieba, od którego odrywają się gwiazdy i które od góry stanowi granicę przestrzeni przemierzanej przez słońce i wszystkie ciała niebieskie. Przestrzeń ta - to eter, oddzielony od ziemi warstwą powietrza, chmurnej atmosfery, na której granicy w zasadzie poruszają się bogowie niebiescy; niekiedy lubią oni zasiadać z boku, na szczytach wysokich gór, skąd przypatrują się ziemskiemu widowisku. Na tej granicy znajdują się też ich siedziby, które Homer umieszcza na szczycie Olimpu.
W samej głębi ziemi mieści się Tartar, a nad zalążki ziemi i morza. Jest to kraina ciemności i gęstych oparów, więzienie pokonanych Tytanów, otoczone spiżowym murem, w którym znajduje się brama sporządzona przez Hefajstosa.
Hades z Cerberem - Gortyna Według Teogonii Hezjoda Tartar jest nieprzebytą otchłanią, której krańce osiągnąć można dopiero po roku bezustannej wędrówki wśród wichrów i burz. Tam to według Iliady (oo prawda w jednej z partii najpóźniej włączonych do poematu) Zeus strącić ma bogów, którzy sprzeciwiają się jego woli.
Między tymi dwiema krańcowymi warstwami, między przejrzystym eterem i wypełnionym oparami Tartarem, rozciąga się strefa pośrednia, domena bogów niebieskich i bogów podziemnych, ludzi i zwierząt, żywych i umarłych. Powierzchnia ziemi i wód dzieli ją na dwie połowy: z jednej strony góry i powietrze, i chmury pędzone wiatrem; z drugiej strony głębie morza i ziemi, gdzie znajduje się Hades, zaludniony zmarłymi, którzy wiodą tam życie cieni.
Hezjod chciał dać wyobrażenie o grubości tej warstwy pośredniej, w której rozgrywa się dramat ludzi i bogów: Spiżowe kowadło spadające z nieba leciałoby dziewięć dni i dziewięć nocy, by spaść na ziemię dopiero dziesiątego dnia o świcie. Spadając z ziemi potrzebowałoby jeszcze dziewięciu dni i dziewięciu nocy, by dosięgnąć Tartaru.
Spójność i równowagę tak rozplanowanej całości zapewniają gigantyczne słupy wznoszące się, jak się zdaje, na brzegach Oceanu, tkwiące głęboko w ziemi i podtrzymujące sklepienie niebieskie. Dzięki nim, powiada Homer, Uranos wznosi się nad ziemią. Pilnuje ich Atlas, którego imię zdaje się wskazywać na starożytne bóstwo kolumny i który w Odysei występuje jako ojciec nimfy Kalipso.
Świat więc, ogólnie biorąc, pomyślany jest jako ogromna, sklepiona budowla oparta na kolumnach, do połowy wpuszczona w ziemię. Wypełnia ją materia częściowo stała, częściowo ciekła, przy czym jej warstwę najbardziej delikatną tworzy eter. Rys godny uwagi: przestrzeń jako taka, to abstrakcyjne pojęcie, z którym oswoili nas geometrzy i matematycy, wydaje się wymykać wyobraźni Homera i jego współczesnych. Dla nich istnieją tylko rzeczy rozciągłe. Świat Homera nie znajduje się w przestrzeni. To, co my nazywamy przestrzenią, łączy się u niego z pojęciem rzeczy. Homer nie rozumie nieskończoności, zna tylko rzeczy nie dokończone. Pojęcie próżni, nieskończonej przestrzeni, umysłowość grecka i cała ludzkość przyswaja sobie ostatecznie dopiero w w. V, po Demokrycie.
ŚWIAT HOMERYCKI - ŚWIAT OŻYWIONY
Ten świat Homera, skończony i zamknięty, niewielki rozmiarami, ponieważ jego średnica sięga ledwie jednej dziesiątej obwodu kuli ziemskiej, różni się od naszych wyobrażeń jeszcze jednym rysem, być może równie istotnym.
Nasz świat jest mechanizmem rządzonym przez prawa niewzruszone jak wzór matematyczny. Świat Greków homeryckich jest w swojej istocie tworem żywym. Nie dlatego, że sam tworzy organizm obdarzony życiem, ale dlatego, że wszystkie jego materialne składniki mają dostrzegalne lub tajemnicze oblicze istoty żywej.
Uranos - to nie tylko spiżowe sklepienie, to także istota boska, którą Hezjod wprowadzi niedługo do swoich genealogii, ale której imię, obok Gai, Ziemi, i wód podziemnego Styksu, już teraz pada w uroczystych przysięgach bogów. Wielka rzeka, Ocean, tworzy stadło z Tetydą. stadło zresztą niedobrane, od dawna poróżnione, a Hera w Iliadzie udaje, że chce je pogodzić. Hades jest podziemnym przybytkiem zmarłych, ale także bogiem, który wraz z Persefoną kieruje ich losami.
To wzajemne przenikanie się, to splecenie rzeczy i bóstw najlepiej charakteryzuje opis wędrówki Latony wzdłuż wybrzeży Morza Egejskiego w hymnie ku czci Apollona Delijskiego, utworze pochodzącym z czasów, być może, równie odległych, jak najsędziwsze partie homeryckiego eposu.
Latona szuka schronienia, by wydać na świat swego syna Apollona. Odwiedza po kolei siedziby egejskie prosząc nie ich mieszkańców, ale samą ziemię o przyjęcie nowo narodzonego boga. Wszystkie odmawiają. Latona przybywa w końcu na Delos, gdzie znowu przedkłada swą prośbę. Wyspa waha się, w obawie, by przyszły bóg nie wzgardził jej jałową ziemią i uniesiony gniewem nie pogrążył jej w morzu. Latona uspokaja ją składając wielką przysięgę bogów. Apollon rodzi się na Delos. Tak więc każdy zakątek ziemi jest żywą istotą obdarzoną indywidualnością, uczuciem i wolą, W tym samym stopniu co ludzie, zwierzęta i rośliny, i - rzecz jasna - sami bogowie.
Apollo Kitharoidos - Pompeje W gruncie rzeczy świat nie jest niczym innym, jak społeczeństwem istot ożywionych, zaludniających ziemię, morze i niebo i łączących się z tymi żywiołami w nierozerwalną całość. Czy istot boskich? Tak, do pewnego stopnia, co jest zresztą zmienne i trudne do określenia, gdyż nie wszystkie rzeczy są nieśmiertelne.
Społeczeństwo to rządzi się ponadto prawami hierarchii podobnie jak ugrupowania ludzkie. Hierarchii jeszcze nieskładnej, podlegającej przewrotom, zakłócanej przez spory, namiętności, zazdrości i rywalizacje, którą jednak wkrótce już Hezjod będzie się starał uporządkować i poddać zwierzchniej władzy Zeusa, dawcy „godności”, czyli dzierżaw i kompetencji, Zeusa stojącego na straży porządku i sprawiedliwości.
Ludzie epoki homeryckiej ściśle i bezustannie, przynajmniej w wyobraźni, obcują z tym światem boskim i quasi-boskim. Stąpać po ziemi, kąpać się w rzece - znaczy wejść w kontakt z jakąś cząstką tego świata. Gdy Odyseusz dociera do ujścia małej rzeczki na wyspie Feaków, prosi ją, by go przyjęła.
Bogowie, nawet najwięksi, nawiedzają nieraz śmiertelnych - ludzie mają takie wrażenie lub obawiają się tego. Każdy obcy spotkany na drodze, jeśli jest pięknej postaci, może być bogiem. Odys na widok Nauzykai pyta: „Kobietą jesteś czy boginią?” Niewątpliwie, dobra okazja do wspaniałego komplementu, ale jednocześnie wyraz zrozumiałej niepewności. W czasie takich odwiedzin bogowie mogą się pojawiać dosłownie w każdej postaci, nawet najbardziej nieoczekiwanej.
Można na przykład spróbować wyliczyć te, jakie w samej Odysei przybiera Atena. Zjawiwszy się na dworze Odyseusza, by rozmówić się z Telemachem, pod postacią księcia Tafijczyków Mentesa, po spełnieniu tej misji ulatuje jako ptak morski. Powraca w postaci starego Mentora, by towarzyszyć synowi Odyssa do Pylos, i po spotkaniu z Nestorem znika po raz drugi, również jako ptak. ale tym razem pod postacią orła bielika. Kiedy udaje się na wyspę Feaków i „jak powiew wiatru” przenika do komnaty uśpionej Nauzykai, zjawia się tam jako młoda dziewczyna, przyjaciółka księżniczki. Później, prowadząc Odyssa do miasta Feaków, przybiera postać małej dziewczynki z dzbankiem, na Itace zaś przyjmuje go jako młody pasterz. U Eumajosa jest postawną i piękną kobietą. Na dworze, w czasie rzezi zalotników, powraca do postaci Mentora, by wreszcie czuwać nad walką z sosrębu, zmieniwszy się w jaskółkę.
Zapewne, nie wszystkich śmiertelników łączy z bogami taka zażyłość, jak bohaterów epopei. A jednak każdy może spotkać jakieś większe czy mniejsze bóstwa na zakręcie drogi, na skraju lasu, we mgle poranka czy w zmierzchu wieczoru, na progu swojego domu. Trzeba je umieć rozpoznać na pierwszy rzut oka, właściwie ubłagać, a nade wszystko niezwłocznie obiecać dar czy ofiarę, jak to uczynił mądry Nestor zorientowawszy się, że pod postacią starego Mentora gościł Atenę, towarzyszkę Telemacha.
Zazwyczaj oczywiście bogowie, wyjąwszy bóstwa ogniska domowego, pól, źródeł czy lasów, nie utrzymują z istotami ludzkimi stałych i bezpośrednich kontaktów. Nie znaczy to jednak, że pozostają obojętni na ich los i zachowanie. Mają wiele sposobów komunikowania się z nimi. Kierują ludźmi, ostrzegają ich, radzą, a nieraz też zwodzą i pozbawiają zdrowego rozsądku. Wiele wydarzeń to znaki zesłane przez bogów. Wystarczy je rozpoznać i trafnie wytłumaczyć. Pewna grupa ludzi zresztą ma ten przywilej nadany - wieszczkowie, z którymi konkurują niekiedy laicy, mężczyźni lub kobiety, obdarzeni darem proroczym lub w momencie natchnienia.
Bogowie różnie przejawiają swą wolę. Grom, powiew wiatru, spadające gwiazda, cud, odlatujący ptak - wszystko to może być boską przestroga. Ponadto bogowie mają pewne uprzywilejowane formy porozumiewania się z ludźmi.
Najczęściej chyba posługują się snami. Homer pojmuje sny jako realne istoty, zdolne przybierać najrozmaitsze kształty, zarówno zwierząt jak ludzi, z reguły kogoś bliskiego osobie mającej sen, wobec której występują w roli posła. Sen, jaki na początku drugiej pieśni Iliady Zeus zsyła na Agamemnona, aby zwieść go fałszywą obietnicą zwycięstwa, zjawia się przed królem królów w stroju Nestora. Penelopę, co do losów syna, uspokaja we śnie jej siostra Iftime.
Sny poprzestają niekiedy na podsunięciu symbolicznej sceny, którą jedna z występujących postaci podejmuje się nawet wytłumaczyć. Świadczy o tym sen, jaki Penelopa opowiada Odyseuszowi: po rozgromieniu przez orła stada gęsi - wyobrażenie śmierci zalotników - orzeł ów siada na dachu i ludzkim głosem wyjaśnia jej znaczenie symbolu.
Podobnie jak sny, również ptaki swym lotem oznajmiają ludziom wybór dokonany przez bóstwo w chwilach ważnych lub decydujących.
Cały świat homerycki wypełniony jest takim nieprzebranym mnóstwem utajonych istot, mniej lub więcej tajemniczych, władających i zamieszkujących przedmioty martwe, dobroczynnych lub niebezpiecznych, toteż pilnie trzeba się strzec, by ich nie podrażnić albo czymś nie urazić.
Są bardzo wyczulone, najmniejszy odruch, który na pierwszy rzut oka wydaje się niewinny i naturalny, istoty te mogą poczytać za obrazę. Hezjod nie szczędzi pod tym względem rad nieraz groteskowych, wywołujących uśmiech. Rano i wieczorem zaleca libacje dla Zeusa i innych bogów; ale - dodaje - „strzeż się to robić rano nie umywszy przedtem rąk”. Słońce obraża się, gdy człowiek zwrócony w jego stronę oddaje mocz; nocą „człowiek pobożny i przezorny" będzie unikał załatwiania tej naturalnej potrzeby na drodze i w polu, a zwłaszcza nie będzie unosił chitonu: stanie pod murem dziedzińca i przykucnie, ponieważ noc zaludniona jest „szczęśliwymi istotami”.
Rzeki są szczególnie drażliwe; przed przeprawa przez rzekę należy więc obmyć ręce w jej wodzie i zmówić modlitwę z wzrokiem ku niej zwróconym. Przede wszystkim trzeba się wystrzegać skalania jej ujścia, jakie nieuchronnie pociągnęłaby za sobą kąpiel w tym miejscu, lub, co gorsza, próba poszerzenia koryta. Rozszerzenie ujścia jest szczególnie obraźliwe dla źródeł. Trzeba uważać, by nieprzystojnie nie usiąść przed świętym płomieniem domowego ogniska.
Wiele z istot wymagających względów dosyć nieraz zaskakujących, wskutek dobrodziejstw, jakich się od nich oczekuje lub jakie dobrowolnie wyświadczają, zasługuje zresztą na taką cześć. Krajobraz homerycki usiany jest małymi rodzinnymi ołtarzami, jak ów przy źródle płynącym u wejścia do grodu Itaki, gdzie świniopas Eumajos, przechodząc, prosi nimfy źródlane o opiekę nad królem w nadziei jego rychłego powrotu.
W tym świecie o dwóch obliczach rozgrywa się podwójna tragikomedia, ludzka i boska, nierozerwalnie ze sobą splecione; w widowisku tym zdarzenia najbardziej prozaiczne, wypadki zgoła codzienne mogą nabierać znaczenia ostrzegawczych sygnałów, proroczych znaków lub nieoczekiwanej kary.
Prawdziwy „las symboli", ów świat homerycki jest w najbardziej suchym znaczeniu tego słowa pełen czarów.
LOS I PRZEZNACZENIE
Przeznaczenie bynajmniej nie rządzi się czystym kaprysem.
Homer i jego słuchacze mają rzeczywiście głębokie przekonanie, że na straży niezmiennego porządku świata stoi jedno fundamentalne prawo. Prawo to nazywają Przeznaczeniem, Mojrą, udziałem, częścią, losem. Ściślej biorąc, Przeznaczenie jest zespołem reguł, którym podporządkowane jest każde istnienie, zarówno ludzi, jak rzeczy czy bogów. Reguły te gwarantują niezmienność świata.
To Mojra obdarza ludzi takim czy innym stanowiskiem, każe im pełnić taką czy inną funkcję W społeczeństwie, czyni z nich władców lub niewolników, rolników, rzemieślników lub żołnierzy. To ona ustaliła raz na zawsze rytm życia ludzkiego, jego nieubłagany tok od dzieciństwa i lat młodzieńczych po wiek dojrzały, po starość i śmierć.
Każdemu wydziela jego liczbę lat, dni i godzin. Przeznaczeniem Achillesa jest umrzeć młodo i zaszczytnie; jego matka, bogini, wie o tym i nie może tego zmienić. Nawet Zeus, choć pragnie ocalić swego syna Sarpedona, któremu pisana jest śmierć z ręki Patroklosa, uchyla się od zmiany jego przeznaczenia; nie potrafi zakłócić porządku świata. Jego rola musi się ograniczyć do odważenia na szalach losu ludzkiego i do odczuwania wyroku, który ogłasza i któremu ulega; tak też postępuje, gdy wybija godzina śmierci Hektora. Oto słowa Ateny wyjaśniającej Telemachowi prawo Przeznaczenia: bogowie mogą wspomagać ludzi na drodze życia,
...lecz od śmierci, wszystkim jednakiej, nawet bogowie nie mogą obronić drogiego im męża, kiedy straszna Mojra powali go drętwą śmiercią.
Przeznaczenie więc rządzi zarówno bogami jak naturą. W istocie jest ono formą, jaką w umysłowości Homera i jego współczesnych przybrało pojęcie prawa natury narzucające się na widok świata poddanego grze przypadku i narażonego na ciągłe kataklizmy.
To prawo natury zapewnia regularność ruchu słońca i ciał niebieskich, pojawienie się jutrzenki, następstwa dni i nocy, zmianę pór roku i kierunku wiejących wtedy wiatrów, i biegu rzek. Raz na zawsze zakreśliło ono zasadnicze ramy życia na tym świecie.
Lecz tylko ramy zasadnicze. Panowanie Przeznaczenie nie jest bowiem wszechwładne. Jego niezmiennie prawo pozostawia wszystkim żyjącym istotom, ludziom i bóstwom, zapełniającym świat niepoliczonym tłumem - ich cząstkę wolności.
Przede wszystkim oczywiście bogom, których wola splata się z nieprzewidzianymi zachciankami natury i którzy nie rezygnują z prawa ingerencji w sprawy śmiertelników ku ich radości lub rozpaczy. Achilles tłumaczy Priamowi, że zwłaszcza Zeus ma pod ręką dwa dzbany, pełne - jeden cennych, drugi zgubnych darów przeznaczonych dla ludzi. Niekiedy czerpiąc z obu obdarza tego czy innego śmiertelnika mieszaniną dobra i zła. A nieraz szafuje tylko samym nieszczęściem. Nie ma przykładu, by zesłał na kogoś same błogosławieństwa.
Ta wolność bogów, wolność czynienia dobra lub zła, daleka jest jednak od samowoli, ponieważ bogowie, by wieść swój żywot zgodnie z Przeznaczeniem, potrzebują ludzi w takim samym stopniu, jak ludzie potrzebują bogów. Pozbawieni darów, ceremonii, całego rytuału i ofiar ulegliby zagładzie podobnie jak ludzkość, gdyby sami z kolei odebrali jej światło, ciepło, plony, źródła dostatku.
Porządek świata i jego trwałość opiera się więc nie tylko na naczelnym prawie Przeznaczenia, ale także na stałej wymianie wzajemnych świadczeń, na nigdy nie zamkniętym rachunku „ma” i ,,winien". W pewnej mierze ów porządek i ta jego niezmienność wynikają z rodzaju kontraktu zawartego między osobami mającymi swobodę działania, kontraktu nieustannie odnawianego.
Ludzie bowiem również mają swoją cząstkę wolności, której używają z pożytkiem lub szkoda, nieraz wbrew wyraźnej woli bogów. Tak Ajgistos, zabójca Agamemnona, zawładnął tronem Argos za cenę cudzołóstwa i mordu, choć bogowie nie szczędzili wysiłku, by go powstrzymać od zbrodni. Ściągnął na swoją głowę karę, której mógł był uniknąć. Ludzie bowiem, jak przy tej sposobności głosi Zeus, „przez swoje szaleństwo wywołują nieszczęścia, które nie były im przeznaczone”. Człowiek, który, jak widzieliśmy, do pewnego stopnia wpływa na losy świata, jest też, przynajmniej po części, kowalem własnego losu.
Życie w czasach Homera jest nieprzerwanym współdziałaniem, dobrowolnym lub niechętnym, z całością żyjącego świata pojętego jako realne społeczeństwo. Niewątpliwie, społeczeństwo to, podporządkowane nieubłaganemu prawu Przeznaczenia, nie wyklucza nieposkromionych porywów buntu, wybuchów owej hybris, która sprawia, że człowiek zostaje sam, wydany na pastwę swoich ślepych, nieraz zbrodniczych namiętności. Mimo to tworzy ono całość kierowaną głębokim poczuciem wewnętrznej solidarności, koniecznej do utrzymania świata w równowadze.
*
Fragment książki:Emile Mireaux - Życie codzienne w Grecji w epoce homeryckiej