Voodoo to religia większości mieszkańców Haiti. Samo słowo oznacza "duch" , "boskość" w języku afrykańskiego Beninu. Co ciekawe, jest ona w ścisłym związku z Katolicyzmem oraz europejskimi magicznymi
grimoires, choć według jednej z teorii wywodzi się od dwunastowiecznej sekty gnostyckiej
Waldensów albo
Vaudois. Ze względu na to, że szybko zyskała złą sławę, wkrótce we Francji zaczęto nazywać ich czary
vauderie, skąd późniejsza nazwa Voodoo. Możliwe również, że słowo to pochodzi od
vodun, co w zachodnioafrykańskim języku oznacza bóg, duch, święty przedmiot. Zgodnie z tą teorią korzenie Voodoo zwanego także
Vodoun i Sevi Lwa sięgają dawnej afrykańskiej krainy Dahomej, na terenie obecnej Nigerii, Togo i Beninu, gdzie żyły plemiona Joruba, Kongo i Fou. Stamtąd na początku XVIII wieku brytyjscy kolonizatorzy pozyskiwali niewolników do pracy na Haiti.
Kult Voodoo wyłonił się prawdopodobnie z rytuału nocnych tańców, zwanych
calendas. Mimo zakazu, korzystano z nich w ukryciu, przemieniając je w jeden z najważniejszych elementów haitańskiej religii.
Tajemniczym obrzędom i opętaniom towarzyszą znane wszystkim ceremonie i znaki Krzyża Świętego. Ponadto w większości świątyń Voodoo znajdują się wizerunki katolickich świętych, których identyfikowano z poszczególnymi bogami i boginiami. Przykładowo święty Patryk, który wypędził węże z Irlandii to
Damballach, bóg - wąż, a Jan Chrzciciel to
Shango, bóg pioruna. Haitańczycy mają również odpowiednik Jezusa w postaci krzyża
Baron Samedi, mrocznego pana cmentarzy i czarnej magii, którego święto przypada na Wszystkich Świętych.
Wyspa zamieszkiwana jest w 90% przez Murzynów. Już w XVI w. Hiszpańscy plantatorzy przewozili ich jako niewolników, czyniąc z nich darmową siłę roboczą. Dla pojmanych ludzi biały człowiek stanowił potężną siłę.
Wg wierzeń tubylców, najwyższy bóg
Mawu, nazywany także
Bon-Dieu lub
Olorun, który jest władcą całego świata i sprzyja białym. Stąd też wynikła chęć przyjmowania chrztu wśród niewolników. Poprzez ten rytuał chcieli stać się równi białym, zyskać ich moc i siłę.
Od 1664r. istniał obowiązek chrzczenia niewolników, co zapadło głęboko w tradycję ludu. Przez lata czerpali wiele z rytuałów kościoła katolickiego, pozostawiając jednocześnie wiarę w duchy.
W 1793r. zniesiono niewolnictwo, co doprowadziło do stopniowego zerwania kontaktów z Afryką. Jednak zakorzenione wśród tubylców wierzenia pozostały w ich kulturze.
Voodoo opiera się na kulcie
loa, co oznacza "tajemnica" - bóstwa czterech żywiołów: ziemi, powietrza, ognia i wody.
Generalnie istnieją dwa loa:
Loa Rada, które istniały pierwotnie w religii plemion afrykańskich i
Loa Petro, które zostały dodane później.
Żywioły i dusze zmarłych są manifestacjami boga
le Gran Maintre, który jest pośrednikiem w ludzkich sprawach.
Duchy loa to mściwe, potężne i groźne duchy, które pomagają tylko ludziom, którzy im służą, lub obiecują służyć. Wzywa się je, kiedy chce się sprowadzić na kogoś nieszczęście, składając odpowiednie ofiary, nierzadko z ludzi. Całkiem niedawno , bo we wrześniu 1994 roku , na krótko przed inwazją USA na Haiti , w kwaterze głównej rządzącej junty wojskowej miały się odbywać trzydniowe obrzędy Voodoo, podczas których sprawujący władzę nad krajem prosili złe duchy, aby zapobiegły inwazji Amerykanów. Podobno w trakcie ceremonii złożono w ofierze trzynastu ludzi , w tym młodą ciężarną kobietę.
Podstawą działalności Voodoo jest uprawianie białej magii, mającej przynieść dobro i szczęście. Korzysta się z niej, prosząc liczne duchy o pomoc. Również kapłani
papaloa i kapłanki
mamaloa noszą specjalne grzechotki, które łagodzą rozgniewane duchy. Ludzie wtajemniczeni w religię,
hounsi składają ofiary oraz pielęgnują cmentarze znajdujące się przy domostwach, na których zwykle odbywają się ceremonie. Dla nich nieodłącznych elementem tradycji Voodoo jest bliski kontakt ze zmarłymi przodkami.
Wyznawcy Voodoo należą do grona katolików i praktykują wszelkie związane z tą religią tradycje, a ich kapłani należą często do przedstawicieli Kościoła. Zgodnie ze stwierdzeniem księdza Pere Clude,
"dziewięćdziesiąt procent mieszkańców to katolicy, dziesięć procent protestanci, a sto procent wyznawcy Voodoo."
Haitańczycy bowiem jednocześnie uczą się dodatkowych rytuałów, które odprawiają w połączeniu z wiarą chrześcijańską. Przykładowo po poświęceniu kościoła następuje cześć nieoficjalna, w której to składa się ofiary ze zwierząt i wprowadza ducha
loa do świątyni. Wyznawcy są chrzczeni, modlą się i żegnają znakiem krzyża. Jednocześnie oddają cześć przodkom, biją w bębny i odbywają rytualny taniec, którym wprowadzają się w trans.
Ceremonie Voodoo odbywają się z różnych okazji: narodzin, śmierci, są również ceremonie intencyjne. Biorą w nich udział kapłani i
hounsis - adepci studiujący Voodoo. W świątyni centralny punkt zajmuje
poteau - mitan, miejsce skąd Bóg
Mawu i duchy przemawiają do ludzi. Ołtarz otoczony jest płonącymi świecami, obrazami przedstawiającymi chrześcijańskich świętych oraz symbolami związanymi z różnymi Loa. W czasie ceremonii, po odmówieniu typowych dla religii Katolickiej modlitw, wierni łączą się z jednym z
loa.
Przed główną ceremonią odbywa się uczta, po której uczestnicy tworzą
veve, będący wzorem z mąki rozsypanej na podłodze. Jest to symbol danego bóstwa, czczonego podczas ceremonii. Czynnościom tym towarzyszy rytmiczne bicie bębnów oraz taniec kapłanów i ich uczniów. Trwa ono do momentu, w którym jeden z tancerzy upada, co oznacza, że w jego ciało wszedł Loa. Wybraniec traktowany z szacunkiem i poważaniem, a wszystko, co powie, przyjmowane jest jako przesłanie od ducha.
Ostatnim elementem rytuału jest złożenie ofiary ze zwierząt, które uśmierca się podcinając im gardło i zbierając krew do specjalnego naczynia. Gdy opętany tancerz napije się jej, oznacza to, że Loa został usatysfakcjonowany. Wtedy zabite zwierzę gotuje się i zjada.
Szczególne miejsce w tej dziwnej religii mają nawiedzenia czy też opętania. Zgodnie z filozofią Voodoo każdy człowiek ma przynajmniej dwie dusze. Jedna z nich,
gro bonans, podczas nawiedzeń jest usuwana. Wówczas opętany
czofe staje się medium, uzdrawiając innych i dając odpowiednie rady i wskazówki pozostałym.
Jednym z najczęściej zadawanych pytań dotyczących Voodoo jest pytanie o zombie, o to, czy jest to mit wymyślony dla potrzeb żądnych sensacji ludzi, czy też faktycznie istnieje sposób zamieniania ludzi w żywe trupy.
W 1988r. w wiosce na Haiti, mały chłopiec Wilfred Doricent zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Ponieważ jego ciało wydzielało straszny odór, pochowano go w pośpiechu. Po roku okazało się, że chłopiec żyje, tylko został zamieniony w "żywego trupa". Ludzie, którzy nienawidzili ojca chłopaka, zlecili czarownikowi
bokorowi podanie
coup poudre, trującego proszku, w skutek czego dziecko zapadło w śpiączkę. Po pogrzebie wykradziono ciało i po podaniu odpowiedniego leku, utrzymującego chłopca w stanie nieświadomości, uczyniono z niego niewolnika. Kiedy go odnaleziono chłopiec twierdził, że był w pełni świadomy, kiedy go chowano. Nie mógł jednak poruszyć nawet powieką, aby dać znać rodzinie, że żyje.
Inna historia dotyczy małej dziewczynki z zamożnej rodziny, którą 4 dni po śmierci odnaleziono w jednym ze sklepów, gdzie ciężko pracowała. Dziewczynka miała przekrzywioną szyję, gdyż pochowano ja w za małej trumnie oraz ślady po świecy na nodze, które wytworzyły się, gdy ciało spoczywało w marach.
Również podobno w czasie reżimu zakończonego w 80-tych latach posądzano ówczesnego dyktatora, Tontona Macoutesa, iż w jego armii znajdowało się wielu zombie.
Hounsis i mambo nie stosują "czarnej" magii zwanej także "leworęcznym Voodoo", tylko zajmują się białą. Istnieją jednak kapłani - czarownicy
bokorzy, którzy poświęcają swą moc złu i przed których czarami tak naprawdę drżą wyznawcy Voodoo.
Osobie, z której
bokor pragnie uczynić zombie, podaje się specjalnie robioną truciznę. W jej skład wchodzą ludzkie szczątki, trujące rośliny, śmiercionośny jad miejscowych ropuch i trujące substancje z tropikalnych ryb. Jedna z nich,
tetrodotoksyna, jest około pięćset razy silniejsza od cyjanku. Już niewielka ilość tego składnika powoduje paraliż, a człowiek, który ją zażył, wygląda, jakby umarł. Trucizna jest tak toksyczna, że nawet niewielkie ilości, jakie dostaną się do organizmu przez skórę, wywołują śpiączkę. Ciekawostką jest to, że kapłani muszą odpowiednio odmierzać dawki, dobierając je indywidualnie do każdej osoby, aby nie spowodować jej natychmiastowej śmierci.
Po zaaplikowaniu trucizny, chory zapada w śpiączkę. Rodzina uznaje go za zmarłego i chowa. Kapłan musi w ciągu kilku dni wydobyć ciało, gdyż w przeciwnym razie dochodzi do trwałych uszkodzeń mózgu na skutek niedotlenienia. Najczęściej w przeciągu 12 godzin podaje mu tzw.
"ogórek zombie", będący specjalną miksturą sporządzoną z
bieluni dziędzierzawej, która likwiduje efekt działania trucizny, ale dzięki czemu utrzymuje go w stanie otumanienia i może nim kierować. Dlatego właśnie wielu z nich przetrzymywało się na plantacjach, stanowili idealnych niewolników.
Kapłani Voodoo twierdzą, że często zamieniają ludzi w zombie. Zdarza się jednak, że zatruci nieszczęśnicy umierają z niedotlenienia mózgu, gdyż trzyma się ich zbyt długo pod ziemią.
Ludzie, których udaje się odzyskać, są niechętnie przyjmowani przez mieszkańców wioski. Ludzie wierzą, że uprowadzeni posiadają wielką moc, że mogą dzięki niej robić krzywdę tym, którzy według nich na to zasługują.
Zombie w ich przeświadczeniu to również duchy pozbawione ciała, które posiadają magiczna moc. Dlatego też wielu mieszkańców przed pochowaniem swoich bliskich, ucina im głowy, aby przekonać się, czy na pewno nie wstaną z grobów.
Zgodnie z legendą, zombie można uwolnić ze stanu, w jakim się znajduje, jeśli poda mu się do picia słoną wodę lub słoną potrawę. Ponadto także zaklęcie można zdjąć, jeżeli
bokor, który rzucił czar, umrze. Bywają jednak podobno przypadki, kiedy po zażyciu słonego specyfiku, zombie wracają na cmentarz, by spocząć w mogile.
Podobno w 1918r. fabryka należąca do Haitańsko-Amerykańskiej Kompanii Cukrowniczej potrzebowała robotników, za dostarczenie których oferowała nagrodę. Przyjechał wtedy człowiek z Colombier, który przyprowadził dziewięciu mężczyzn, o oczach bez wyrazu, dziwnie otępiałych. Pewnego dnia nakarmiono ich posiłkiem z dużą ilością soli. Wówczas ludzie zrozumieli, że są martwi, poszli na cmentarz, odkopali groby i spoczęli w nich. Pytanie tylko, czy faktycznie sami zakopali się w grobach, czy może wybudzili się z tego dziwnego stanu, czy stanu, w jaki popadli po zażyciu trucizny i powrócili do swoich domów.
Poza zombie istnieje również
loup-garou, ruda kobieta wampir, która robi nacięcia między palcami stóp ofiary oraz baka, duchy czarnoksiężników, które pod postacią zwierząt polują w nocy na ofiary, które następnie pożerają.
Elementem równie mocno kojarzącym się z Voodoo, jak zombie, są lalki
Wangi - figurki o ludzkich kształtach przynoszące śmierć i nieszczęście. Pochodzą one ze starych afrykańskich obrzędów i umożliwiają zniszczenie danej konkretnej osoby, dla której są robione, bez względu na odległość. Ich istotą jest to, że muszą być przygotowane przez czarownika, który tworzy je z przedmiotów zachowujących wibracje osoby, którą chce zniszczyć. Przykładowo mogą to być osobiste przedmioty lub ubranie ofiary.
Wnętrze Wangi wypełnia się watą albo słomą, które miesza się z organicznymi substancjami przyszłej ofiary tj. paznokcie, ślina czy odchody, oraz moczy krwią zabitego stworzenia. Na koniec lalkę zszywa się białą bawełnianą nitką i nadaje się jej "moc", koncentrując się na przyszłej ofierze. Kiedy lalka jest gotowa, czarownik może w nią wbijać igły czy gwoździe. Musi jednak wbijać je w określone miejsca na lalce. Tych miejsc jest dziewięć: czaszka, serce, stawy ramion, kolana, ręce i brzuch. Dozwolone jest również uduszenie ofiary, jednak trzeba to zrobić czarną nitką. Ofiara ma odczuwać silne bóle dokładnie w tych częściach ciała, które czarownik przekłuwa igłą.
Wprawdzie istnieją udokumentowane przypadki działania Wangi, jednak jak dotąd nie odkryto mechanizmu, który napędza działanie lalki. Teoretycznie możliwe jest, że ofiara dowiaduje się, że ktoś chce ja zniszczyć i sama świadomość oraz strach przed nieznanym sprawiają, że czuje się źle i zaczyna chorować.
Z drugiej strony może zła energia, jaką emanuje czarownik, jego złe myśli skoncentrowane na ofierze, mające skrzywdzić daną osobę, uderzają z niewiarygodną siłą w tą osobę i osłabiają ją.
Wyznawcy Voodoo nie zdradzają swoich tajemnic, wiadomo jedynie, że trzeba bardzo uważać, gdyż czasami lalka obraca się przeciwko swojemu twórcy.
Jak to jednak w życiu bywa, mit i przerażająca legenda o mocy Wangi stały się przedmiotem handlu. Sprzedaje się gotowe, przygotowane wcześniej figurki, dołączając do nich instrukcje obsługi wraz z przepisem na przygotowanie wypełniacza do lalki. Jest to oczywiście trick zrobiony pod rządnych sensacji turystów. Przypadkowa osoba nie użyje swoich zdolności telekinetycznych i nie nada mocy szmaciance. Jednak popyt na Wangi sprawia, że ludzie nadal wierzą w ich niszczycielską moc.
Oficjalnie nie stosuje się czarnej magii w kulcie Voodoo, jednak kilka sekt rzekomo nadal je stosuje. Najczęściej wspomina się sekty
Bizango oraz
Cochon gris, które nadal mają składać ofiary z ludzi, wzywać duchy zmarłych do pomocy w walce z żyjącymi oraz zamieniać ludzi w zombie.
Najwięcej wyznawców Voodoo znaleźć można w głębi wyspy. Co ciekawe, Haitańczycy nie tyle boją się widoku zombie, co tego, że ktoś może ich w "TO COŚ" zmienić.
W 1947 roku amerykańska reżyserka Maya Deren wzięła udział w tańcu Voodoo. W trakcie obrzędu weszła w trans i prawdopodobnie została opętana przez
Erzulie, która jest skrzyżowaniem Afrodyty z Najświętszą Marią Panną. W trakcie tańca poczuła nagłe drętwienie nóg, uczucie, które nazwała potem białą ciemnością. Siła ta była tak potężna, że chciała rozsadzić jej czaszkę. Kiedy zaczęła się modlić o łaskę, usłyszała w swojej głowie chór krzyczący
"Erzulie". Potem straciła przytomność. Kiedy po kilku godzinach obudziła się, kapłan powiedział, że
"dosiadła jej Erzulie".
Po tym przeżyciu kobieta odkryła w Voodoo prawdziwą religię o specyficznym światopoglądzie i pewnych wartościach. Podkreślała, że różni się jednak tym od innych, że wchodząc w trans, wyznawca Voodoo sam staje się bogiem czy boginią.
Niezależnie od tego, czy kapłani i czarownicy Voodoo potrafią przemieniać ludzi w zombie, a za pomocą przygotowanych przez siebie Wang, wyrządzać ludziom krzywdę, niewątpliwie posiadają jakąś moc. Nie wiadomo, czy chodzi o zdolności telekinetyczne, czy może coś innego, jednak wiele osób potwierdza, że zostały dotknięte klątwą Voodoo.
Na początku lat 60-tych XX wieku na Haiti stacjonował pewien pułkownik marynarki USA wraz ze swoją żoną. Kiedy kilka lat później powrócili do Stanów, małżonkowie napisali książkę, w której krytykowali ówczesne rządy na Haiti. W tym samym czasie haitański dziennik opublikował artykuł, w którym napisano, że pułkownik wraz z żoną zostali rytualnie przeklęci przez kapłana Voodoo. W efekcie mimo trzykrotnego przepisywania maszynopisu książki nie udało się jej opublikować (pierwszy szkic zaginął na poczcie, drugi trafił pod niewłaściwy adres, w czasie przepisywania książki po raz trzeci cały czas psuła się maszyna do pisania). Jakby tego było mało, pułkownik złamał nogę, a dziennikarz, który zamierzał przeprowadzić z nim wywiad, nie dotarł na miejsce, bo dostał ataku wyrostka robaczkowego i musiał być natychmiast operowany. Dodatkowo niedługo potem pułkownika pogryzł pies, który nie był szczepiony przeciwko wściekliźnie. Kiedy małżonkowie postanowili udowodnić, że to tylko zbieg okoliczności i spędzić wakacje na Haiti, kilka dni przed podróżą pułkownik zmarł na niespodziewany atak serca. Pytanie, klątwa Voodoo czy zwyczajny pech? Wobec takich historii ciężko odwrócić głowę i uznać opowieści o haitańskiej religii za wyssane z palca.
Należy jednak pamiętać, że wbrew powszechnym stereotypom, magia Voodoo nie służy wyłącznie czynieniu zła, ale przede wszystkim pomaga osiągnąć szczęście, poznać przyszłość, przyciągnąć miłość czy pieniądze, a także leczyć.
Wyznawcy Voodoo są święcie przekonani , że tajemnicze moce, w które wierzą, i zdolności, które posiadają, wywierają wpływ na wszystkich ludzi , niezależnie od tego, czy podziela ich wiarę, czy nie. Również nie jest ważne miejsce, w którym znajdują się w danej chwili, klątwa Voodoo może dopaść wszędzie.
Mimo wszelkich starań, kościół katolicki nie zdołał przekonać mieszkańców Haiti do tego, aby zaprzestali swoich praktyk. Początkowo po kryjomu, obecnie publicznie łączą swoją wiarę z dogmatami Kościoła, stosując wszystkie zakazane praktyki.
Wprawdzie oficjalnie nie składa się ofiar z ludzi, używając do swoich ceremonii krwi zabijanych zwierząt, jednak bojaźń, jaką wyznawcy w stosunku do
bokorów oraz strach przed ich czarami, czy zamienieniem w zombie, na długo będzie wykorzystywana przez pewne grupy ludzi, którym zależy na posłuchu ludu.
Nadal pozostaje zagadką, na ile kapłani korzystają z mocy, a na ile z ekstraktów i przygotowanych przez siebie specyfików, które zastosowane w odpowiednim momencie utwierdzają ludzi w przekonaniu, że Voodoo opiera się na potężnych mocach.
Jak dotąd nie było udokumentowanego przypadku przemienienia osoby w zombie, czy skrzywdzenia za pomocą Wangi, ale wokół każdej sprawy roztaczana jest aura tajemniczości. Być może kiedyś uda się przeprowadzić badania i rozstrzygnąć, co leżu u źródeł potęgi kapłanów Voodoo. Na razie pozostaje jedynie czekać, lub samemu podjąć decyzję o wierze lub niewierze w skuteczność i moc rytuałów wyznawców Voodoo.