Milczenie Ojca Historia: Pius XII wobec zagłady Żydów: dyplomata czy biurokrata?Gdy pod wpływem informacji o masowych morderstwach pod rządami Hitlera coraz bardziej oczywiste było, że papież powinien wyrazić słowa protestu, pewien watykański prałat napisał w 1942 r. w notatce służbowej, iż jest mało prawdopodobne, by „szaleńców dało się zatrzymać”. I właśnie dlatego grzech zaniechania, jakim było lękliwe milczenie papieża Piusa XII, pozostanie dyskusyjny.Słabe słowa – raczej skargi niż oskarżenia – jakie Pius XII wypowiedział w swym orędziu na Boże Narodzenie 1942 r. o setkach tysięcy ludzi „skazanych na śmierć ze względu na swą narodowość lub swe pochodzenie”, były rezultatem przede wszystkim pisemnego raportu włoskiego kapelana wojskowego Pirro Scavizziego z 7 października 1942 r. „Wytępienie Żydów poprzez masowe morderstwa jest niemal całkowite. Nim zostali deportowani lub zamordowani, zostali skazani na pracę przymusową”.
Scavizzi sześć razy podróżował po Europie Wschodniej pociągiem szpitalnym. Dopiero w 1964 r., krótko przed swoją śmiercią, ten osiemdziesięciolatek, który swego czasu służył papieżowi jako spowiednik, przyznał, że w 1942 r., „całkiem prywatnie” ustnie przekazał swą relację: „Widziałem go płaczącego jak dziecko...”
Polski ambasador w Watykanie przekazał papieżowi 19 grudnia 1942 r. informację „ze sprawdzonego źródła”, że liczba zamordowanych Żydów przekroczyła milion; że liczbę wymordowanych w getcie warszawskim można ustalić według liczby kartek żywnościowych: 1 stycznia – 120 tys., a 1 października – 40 tys. Równocześnie dotarły do Watykanu telegraficzne prośby o pomoc ze strony gmin żydowskich, zwłaszcza z Ameryki, a w wieczór wigilijny również od brytyjskiego głównego rabina Josepha Hermanna Hertza: „W imieniu religijnego światowego żydostwa z najwyższym szacunkiem prosimy Waszą Świątobliwość o interwencję, aby uratować Izrael Europy Wschodniej przed zniszczeniem. Odwołujemy się do ojcostwa Boga, i braterstwa człowieka, by ratować cierpiący lud”.
Pius XII czytał to wszystko jeszcze w Wigilię i na kartce papieru przekazał wytyczne monsignore Montiniemu (późniejszemu Pawłowi VI): „Nadawcom tego i innych, podobnych do niego, telegramów w miarę możności ustnie dać jakąś odpowiedź: Stolica Apostolska robi, co może...”
Cóż jednak mógł, nie robiąc tego zarazem? Wątpliwości pojawiały się po wszystkich stronach frontów. „Głos Ojca Świętego powinien przerwać śmiertelne milczenie”, pisał 2 stycznia 1943 r. do papieża polski prezydent Władysław Raczkiewicz i z podaniem miejsc relacjonował „naukowo zorganizowany masowy mord na Żydach”, na przykład „w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu”. Na tę informację Pius XII zareagował uwagą, że Polakom „nie tylko brak wiedzy, ale i uznania” dla tego, co Stolica Apostolska dla nich zrobiła i robi. A w liście z 19 lutego 1943 r. papież zapewnia, że o wszystkim co złe jest poinformowany, ale jego krytyczne słowa „nie znalazły niestety żadnego echa”.
Również biskup Berlina Konrad von Preysing został pouczony, gdy 23 stycznia 1943 r. uskarżał się na nuncjusza papieskiego w Berlinie Cesare Orsenigo, że ten karci katolików krytycznych wobec reżimu. Czy tego czcigodnego człowieka nie byłoby lepiej urlopować? – pisał pasterz Berlina do Rzymu, gdzie jego list bez żadnego komentarza odłożono ad acta, podobnie jak sześć tygodni później, 6 marca 1943 r., jeszcze ostrzejszy list Preysinga do papieża: „Trafia nas akurat tu w Berlinie nowa fala deportacji Żydów. Chodzi o wiele tysięcy ludzi, ich prawdopodobny los wspomniała Wasza Świątobliwość w orędziu radiowym na Boże Narodzenie. Czy nie byłoby możliwe, by Wasza Świątobliwość jeszcze raz spróbowała wstawić się za tak wielu nieszczęśliwych i niewinnych? To ostatnia nadzieja tak wielu i gorąca prośba wszystkich dobrze myślących”.
Dopiero 30 kwietnia 1943 r. Preysing otrzymał długą odpowiedź papieską (po niemiecku), z której przebijała cała frustracja głęboko niepewnego siebie człowieka: „Te nieludzkie wydarzenia, które od pewnego czasu docierają do naszych uszu, wręcz paraliżują i budzą grozę”. Aby duchowo sprostać tym wrażeniom (słowa: „aby się nie zadusić”, zostały wykreślone z rękopisu), papież ucieka w modlitwę. „To nie Nasza wina, że takie samo traktowanie spraw wojny na wszystkie strony zmusza Nas teraz, gdy Niemcy stały się częścią najbardziej cierpiącą z powodu ataków powietrznych, ostrożnie podejmować dzieło pośrednictwa”. A więc dla Piusa XII bomby zrzucane na Berlin i katedrę św. Jadwigi są gorsze niż masowe morderstwo Żydów?
„W sprawie tego, co na terenach pod władzą niemiecką dzieje się obecnie z niearyjczykami, wypowiedzieliśmy się w Naszym orędziu na Boże Narodzenie” pisze papież do najwyższego pasterza w Berlinie zapewniając go, że trzeba będzie „ponownie zabrać głos na ich rzecz – w zależności od tego, co okoliczności będą nakazywać lub umożliwiać”. Po czym powtarza swój główny motyw wystylizowany dla samouspokojenia: „Ad maiora mala vitanda – aby zapobiec większemu złu. W tym kryje się jedna z przyczyn, dlaczego w Naszych oświadczeniach sami sobie nakładamy ograniczenia”; jest to droga „coraz bardziej zawiła i ciernista”.
Polski biskup Karol Radoński powątpiewał w dość ostrych słowach, pisanych 15 lutego 1943 r. z londyńskiej emigracji, a skierowanych do sekretarza stanu kardynała Maglione, czy milczeniem można zapobiec czemuś jeszcze gorszemu: „Fakty dowodzą, że prześladowania codziennie stają się okrutniejsze również dlatego, że najwyższy Pontifex milczy. Teraz nawet dzieci są odrywane od swych rodziców i masowo deportowane... Jeśli popełniane są takie zbrodnie wołające o pomstę do nieba, to – dla tych, którzy nie znają motywów – niewytłumaczalne milczenie najwyższego nauczyciela Kościoła, musi się stać duchową ruiną”.
Do Rzymu wciąż docierają informacje. Nawet jeśli nie zawsze są możliwe do sprawdzenia, to ich zgodność jest wstrząsająca. „Straszliwe położenie Żydów”, notuje papieski sekretariat stanu 5 maja 1943 r. Z czterech i pół miliona Żydów pozostało w Polsce szacunkowo mniej niż sto tysięcy. Od miesięcy nie ma żadnych wiadomości od deportowanych. Powstały „speciali campi di morte”, obozy śmierci, jak na przykład w Treblince pod Lublinem. „Mówi się, że są setkami zamykani w komorach, gdzie są gazowani”.
Pięć dni po tej relacji, 10 maja 1943 r., na biurku kardynała Maglione ląduje list protestacyjny przeciwko zachowaniu papieża. W mocnych słowach zabrał głos monsignore, którego zajęciem było reżyserowanie pełnych namaszczenia gestów, Carlo Respighi, mistrz ceremonii Piusa XII. „Z tak wielu, wielu stron oczekuje się mocnego i uroczystego słowa Ojca Świętego w obronie człowieczeństwa. Wolno zakładać, że Stolica Apostolska działa kanałami dyplomatycznymi – bez jakichkolwiek, choćby pozornych, rezultatów, ale to nie uspokaja umysłów. Byłoby to pociechą, a dla Stolicy Apostolskiej prawdziwym zyskiem prestiżu – jeśli nie na dziś, to na jutro – gdyby cały świat wiedział, jak papież działa. Pozostaje smutne wrażenie w kontaktach z ludnością, która nie tylko jest zdziwiona, ale pełna obrzydzenia (disgustate) z powodu milczenia i jawnej bezczynności Stolicy Apostolskiej. Morze wrogości niestety przybiera, co również – ze względu na prestiż papieża – powinno dać do myślenia. Papież powinien przemówić, aby wszędzie zaprzestano niszczenia człowieczeństwa. Być może papież obawia się urazić rządzących i dlatego bez słowa protestu pozwala niszczyć człowieczeństwo, miasta, dzieła sztuki. Oczekuje się, że Stolica Apostolska z wielką odwagą zacznie działać na oczach świata. Być może natknie się wtedy – choć niekoniecznie – na niechęć rządów, ale na pewno znajdzie uznanie na świecie. Proszę mi wybaczyć, ale tak to właśnie jest”.
To jedyne w swym rodzaju, odważne wyrwanie się z potulnego rytuału ówczesnej biurokracji watykańskiej, było zaskoczeniem również dla czterech wydawców watykańskich tajnych akt z czasów II wojny. Robert A. Graham, najmniej zahamowany, przekonał swych kolegów, by ten list włączyć do wydanego w 1975 r. 9 tomu akt. I ten właśnie list zajmuje dziś szczególnie żydowsko-katolicką komisję historyków. Czy wywarł on wrażenie również na Piusie XII? Papież 2 czerwca 1943 r. znów ostrożnie wypowiedział się na forum kolegium kardynalskiego o „dręczonych ze względu na swą narodowość i pochodzenie” i przestrzegał „rządzących narodami”, by nie zapomnieli, „że nie mogą dowolnie dysponować życiem i śmiercią”. Jednak to jeszcze nie był koniec ani mordowania, ani milczenia.
Ze starych dokumentów mogą wynikać również nowe kłopoty. W omawianych jedenastu tomach tajnych akt Watykanu ilustrujących lękliwe milczenie Piusa XII w latach holocaustu znajdują się też dokumenty zadawnionych uprzedzeń, których nie rozwiewała nawet świadomość masowych morderstw. „Stolica Apostolska nigdy nie zaakceptowała planu utworzenia z Palestyny ojczyzny (home) dla Żydów. Palestyna jest teraz bardziej święta dla katolików niż dla Żydów” – taką notatkę zapisał papieski „minister spraw zagranicznych”, prałat Domenico Tardini (1888–1961), gdy 13 marca 1943 r. dotarła do niego z Londynu prośba syjonistycznych organizacji, aby Watykan zechciał wesprzeć starania o wizy wjazdowe u brytyjskich władz mandatowych w Palestynie dla dzieci żydowskich. Po sześciu tygodniach, 4 maja 1943 r., sekretarz stanu kardynał Maglione odpowiedział telegraficznie za pośrednictwem londyńskiego nuncjusza: „Watykan robi co może, by pomóc niearyjczykom”, ale „katolicy słusznie będą obawiać się o swe prawa, w wypadku, gdyby Palestyna miała przypaść wyłącznie Żydom”.
Z dyplomatyczną uprzejmością zaprotestował Watykan 5 maja 1943 r. przeciwko ustawom rasowym i deportacjom Żydów przez klerykalno-faszystowski rząd w Słowacji. I otrzymał odpowiedź, że w obozach „będzie się robić różnicę między Żydami ochrzczonymi i nieochrzczonymi”. Poniekąd ten właśnie protest wykorzystał kardynał Maglione jako moralne alibi, by podjąć wobec Amerykanów temat Palestyny. Nie był to prywatny list Piusa XII (jak niedawno twierdziła pewna izraelska gazeta), lecz pismo jego sekretarza stanu do przedstawicieli Watykanu w Waszyngtonie, którego tekst sześć tygodni później – 22 czerwca 1943 r. – został przekazany ambasadorowi pełnomocnemu prezydenta Roosevelta Myronowi Taylorowi. Były w nim tylko pokrótce wspomniane cierpienia tak zwanych niearyjczyków, potem jednak szeroko roztrząsano kwestię ojczyzny dla Żydów: „Katolicy z całego świata patrzą niewątpliwie z głębokim skupieniem i miłością na ziemię palestyńską, kolebkę chrześcijaństwa. Dlatego też mogliby jedynie być głęboko urażeni w swych religijnych uczuciach, gdyby Palestyna została oddana głównie Żydom. Jakże można stosować kryterium historyczne oddając narodom te tereny, na których mieszkały 19 wieków temu. Jeśli już chce się stworzyć ojczyznę dla Żydów, to wydaje się, że nietrudno znaleźć inne tereny, które bardziej się do tego nadają niż Palestyna. Pod władzą żydowską jedynie stworzyłaby ona nowe i ciężkie problemy międzynarodowe”.
Abstrahując od ostatniej – i niestety trafnej – obawy, powstaje wrażenie, że Watykan bardziej zajmował się problemem Palestyny niż swą wiedzą o holocauście. Ludobójstwo na europejskich Żydach jeszcze było w toku, gdy w następnym roku, 8 sierpnia 1944 r., brytyjski wysoki komisarz ds. Palestyny Lord Gore, a 23 sierpnia 1944 r. sam premier Winston Churchill odwiedzili papieża w wyzwolonym już Rzymie. Obaj usłyszeli z ust Piusa XII niemal literalnie ten sam tekst co Roosevelt. Tyle że w czasie audiencji dla Churchilla papież dodał: „W obecnych okolicznościach Stolica Apostolska nie ma żadnych zastrzeżeń przeciwko ciągłemu kierowaniu (continual dispatching) Żydów do Palestyny, ponieważ jest to uzasadnione niebezpieczeństwami, na jakie wystawieni są Żydzi w różnych krajach”.
Do tych „różnych krajów” należały również Włochy, tym bardziej że po obaleniu faszystowskiego Duce jesienią 1943 r. nawet Rzym przez dziewięć miesięcy był okupowany przez Niemców. Prześladowania Żydów osiągnęły punkt szczytowy w formie brutalnej łapanki z 16 października 1943 r., „że tak powiem pod oknami papieża”, który „na szczęście” publicznie nie zajmuje stanowiska. Tak (prywatnie do swojej matki) pisał niemiecki ambasador przy Watykanie, Ernst von Weizsäcker. Jeszcze tego samego dnia został poproszony do kardynała Maglione, którego odręczna notatka zachowała się w tajnych aktach. „Gdy dowiedziałem się, że Niemcy dziś rano przeprowadzili akcję przeciwko Żydom, poprosiłem niemieckiego ambasadora o wizytę u mnie i zażądałem od niego, by interweniował na rzecz tych biedaków. Odwoływałem się, na ile tylko mogłem, do człowieczeństwa i miłości chrześcijańskiej. Ambasador wiedział o aresztowaniach, wątpił jednak, by chodziło jedynie o Żydów, i powiedział mi najwyraźniej poruszony: wciąż oczekuję, że mnie eminencja zapyta, dlaczego jeszcze zajmuję to stanowisko! Wykrzyknąłem; nie, panie ambasadorze, ja po prostu zapytuję: czy ma pan tyle dobrego serca, by ratować niewinnych? To dla Ojca Świętego jest bolesne, niewypowiedzianie bolesne, że właśnie w Rzymie pod jego okiem tak wiele osób musi cierpieć tylko dlatego, że należą do określonej rasy”.
„A co Watykan zrobi, gdy to się nie zmieni?” – zapytał Weizsäcker. Gdy kardynał odpowiedział mu, „że Stolica Apostolska nie chciałaby być postawiona w sytuacji, w której wypowiedziałaby niechętne słowa”, Weizsäcker przestrzegał „przed konsekwencjami, jakie taki krok Stolicy Apostolskiej by sprowokował”. Wówczas sekretarz stanu przypomniał ambasadorowi, że papież jednak „był tak bardzo ostrożny, by nie wywołać w narodzie niemieckim wrażenia, że w czasie tej strasznej wojny chciał podjąć i podjął najmniejsze kroki (la minima cosa) przeciwko Niemcom”.
Czy ostrożność, ujawniająca się w takiej dyplomatycznej utarczce, tłumiła niszczycielską gorliwość pomocników Hitlera? Ich obawy, że papież jednak głośno zaprotestuje, były z pewnością nie większe niż ich pewność, że go zastraszyli. Z 1259 Żydów, którzy 16 października 1943 r. zostali w Rzymie ujęci, dwa dni później 1005 było w drodze poprzez Alpy do obozów zagłady. Setki tych, którzy uniknęli aresztowania – również dzięki dyskretnej pomocy Watykanu – ukryły się w klasztorach czy innych budynkach kościelnych Rzymu. Jednak w tajnych aktach Watykanu nie ma tego żadnych śladów.
List Davida Panzieri, rabina Rzymu, który został wysłany do Piusa XII dziesięć dni po łapance, odłożono ad acta bez żadnego komentarza. Ten list to wołanie o pomoc dla Żydów aresztowanych, ale jeszcze niedeportowanych: „Niemowlęta, dzieci w pierwszych latach swego życia, wiele kobiet, również ciężarne, sędziwi i starcy, zostali wyrwani ze swych łóżek. Lekko ubrani jakby było lato. Dla tych ludzi zaczyna się zima. Pomóż Ojcze Najświętszy, by tym wielu ludziom, nad których nieskończoną męką można jedynie płakać, ich ukochani mogli przynieść ciepły płaszcz. Najświętszy Ojcze, pomóż nam, a Bóg ten wielki i dobry Bóg może Waszą pomoc nagrodzić łaską, którą wybłagają nasze modlitwy”.
Równocześnie główny rabin Jerozolimy Izaak Herzog dwa razy – 22 listopada 1943 r. i 28 lutego 1944 r. – zwracał się do wysłanników Watykanu w Istambule z listami dziękczynnymi. Dobrze wie, pisał Herzog, że Pius XII „w głębi swej duszy” przeciwstawia się prześladowaniom, jakim naród żydowski „jest poddany z niesłychanym, w dziejach ludzkości bezprzykładnym okrucieństwem”. Żydzi „nigdy nie zapomną” wsparcia ze strony papieża i jego przedstawicieli. Powodem tej pochwały była oczywiście wizyta Herzoga u przedstawiciela Watykanu w Istambule Angelo Roncalli (późniejszego Jana XXIII), którego błagał o próbę uratowania 55 tys. rumuńskich i węgierskich Żydów, których czekała „deportacja”. Za tym słowem w informacjach, które dotarły do Watykanu, coraz częściej krył się Oświęcim.
Aby rozwiać ostatnie wątpliwości co do okropieństw, jakie tam miały miejsce, wystarczyłby jeden raport naocznych świadków napisany przez dwóch młodych Żydów słowackich, którym się udała ucieczka z obozu śmierci: podówczas dwudziestoletniego Rudolfa Vrby (dziś profesora w Kanadzie) i jego przyjaciela Alfreda Wetzlara. Jako pisarz w administracji obozu Vrba ustalił liczbę zamordowanych do wiosny 1944 r. na „około 1,75 miliona ludzi”. Raport oświęcimski wysłano do Watykanu dwa razy, 22 maja 1944 r. z Bratysławy, a 28 lipca 1944 ze Szwajcarii i dwa razy najpierw schowano go pod stół! Dowodzi tego 10 tom watykańskiej edycji tajnych akt (z 1980 r.). Dopiero po wielu miesiącach, w październiku 1944 r., papieski sekretariat stanu przyjął protokoły oświęcimskie do wiadomości dwulinijkową notatką. Dlaczego? Wydawcy akt sądzą, że tyle czasu potrzebowała poczta kurierska, by w warunkach wojennych dotrzeć ze Słowacji i Szwajcarii. Jednak inne dokumenty obalają tę tezę.
Czy chciano chronić zachwianego w swej pewności siebie papieża? Gdy po wycofaniu się Niemców z Rzymu grupa Żydów, którym udało się przeżyć, 15 czerwca 1944 r. chciała mu „podziękować za jego dobroć”, to prałat kurialny Angelo Dell’Acqua przestrzegał ich: jeśli teraz rzymscy Żydzi „będą obwoływać zwycięstwo”, to może to zaszkodzić Żydom z innych krajów – „a także skompromitować Stolicę Apostolską”. I ten sam monsignore Dell’Acqua, który później nawet został kardynałem, 29 grudnia 1944 r. notował krytycznie, że niektórzy urzędnicy watykańscy „za bardzo, a nawet odważyłbym się powiedzieć: niemal przesadnie interesują się Żydami i popierają ich”.
Przy czym do rzymskiej centrali Kościoła docierały coraz bardziej alarmujące sygnały. „Coś trzeba zrobić” – napisał papież 17 września 1944 r. na wiadomość o masowych aresztowaniach słowackich Żydów. Nuncjusz papieski w Berlinie Orsenigo otrzymał 26 września 1944 r. wskazówkę, by „w formie jaką uzna za stosowną” wystąpił o ratunek 45 tys. polskich więźniów, którym groziła masakra w obozie w Oświęcimiu. Orsenigo odtelegrafował, że wciąż prosi o „łagodne traktowanie internowanych”, jednak berlińskie ministerstwo spraw zagranicznych mówi jedynie o „wrogiej propagandzie”, choć należy przyjąć, że „osławiona SS ma inne, bardzo daleko idące rozkazy”. Pięć dni później Piusa XII odwiedził amerykański ambasador pełnomocny Taylor i przypomniał telegram Światowego Kongresu Żydów w sprawie masowych mordów w Oświęcimiu, prosząc zarazem o „interwencję Waszej Świątobliwości poprzez publiczne wezwanie w imieniu człowieczeństwa”. Pełen goryczy i wstydu zanotował prałat kurialny Tardini 18 października 1944 r.: „Odpowiedzi Stolicy Apostolskiej powinny być obszerniejsze i gorętsze. Proste mówienie, że »robimy co się da«, zakrawa na biurokratyczny chłód. Im mniej można osiągnąć, tym bardziej trzeba pokazywać, że Stolica Apostolska się angażuje”.
Awłaśnie na to lękliwy monarcha nie potrafił się zdobyć. Chciał zachować swą „bezstronność” – wśród rozdartych dusz i umysłów. „Trudno było zajrzeć do dna jego duszy”, wyznał później jego niemiecki prywatny sekretarz, jezuita Robert Leiber. Jednak do dokumentów, jakie Pius XII po sobie pozostawił, historycy teraz zaglądają. A jego czwarty następca, papież z Polski, który stara się teraz wyspowiadać także z grzechów Kościoła, mógłby jedynie wybaczyć grzechy papieża Pacellego. Niemniej nawet ogłoszenie Piusa XII błogosławionym nie byłoby w stanie tych grzechów zatuszować.
HANSJAKOB STEHLEtłum. Anna KrzemińskaHansjakob Stehle, autor wydanej również po polsku „Tajnej polityki wschodniej Watykanu”, był w latach 60. korespondentem „FAZ” i „Die Zeit” w Polsce, uchodzi za jednego z najlepszych watykanologów. Niedawno ukazała się jego książka „Szare eminencje, ciemne egzystencje”. Od roku na emeryturze, mieszka w Wiedniu.