Orfeusz i orfizm
Orfeusz jest mglistą, lecz interesującą postacią. Według niektórych istniał on naprawdę, według innych był bogiem lub mitycznym bohaterem. Jak głosi tradycja, podobnie jak Bachus przybył on z Tracji, bardziej jednak prawdopodobne jest, że Orfeusz (czyli ruch związany z jego imieniem) przywędrował z Krety.
Jest pewne, że orfickie doktryny zawierają wiele elementów, których pierwotnym źródłem wydaje się być Egipt, a to właśnie głównie za pośrednictwem Krety Egipt oddziałał na Grecję. Orfeusz był rzekomo reformatorem, który został rozerwany na strzępy przez oszalałe Menady, popchnięte do tego przez bachiczną ortodoksję. Jego namiętność do muzyki nie ma tak dużego znaczenia w starszych wersjach legendy, jakiego nabrała później. Był on przede wszystkim kapłanem i filozofem.
Niezależnie od tego, na czym polegała doktryna Orfeusza (o ile istniał), doktryna orfików jest dobrze znana. Wierzyli oni w wędrówkę dusz; uczyli, że po śmierci dusza może osiągnąć wieczną szczęśliwość bądź cierpieć wieczne lub czasowe katusze, odpowiednio do jej sposobu życia tu, na ziemi. Dążyli do osiągnięcia „czystości”, częściowo dzięki ceremoniom oczyszczania, częściowo dzięki unikaniu pewnych rodzajów skalania. Najbardziej ortodoksyjni spośród nich nie jedli mięsa poza sytuacjami, gdy spożywanie go było częścią rytuału.
Wierzyli, że człowiek po części pochodzi z ziemi, po części zaś z niebios; dzięki życiu w czystości część niebiańska ulega zwiększeniu, ziemska zaś — zmniejszeniu. W ostateczności człowiek może zjednoczyć się z Bachusem, a wtedy nazywany jest „jednym z Bachusów”.
Istniała rozbudowana teologia, zgodnie z którą Bachus narodził się dwukrotnie, raz ze swej matki Semele, drugi raz zaś z uda swego ojca Zeusa.
Auguste Alexandre Hirsch (1833 - 1912) - Kaliope uczy muzyki Orfeusza
Mit Dionizosa ma wiele wersji. Jak głosi jedna z nich, Dionizos był synem Zeusa i Persefony; gdy był jeszcze chłopcem, został rozerwany na strzępy przez Tytanów, którzy zjedli całe jego ciało prócz serca. Według niektórych Zeus dał to serce Semele, według innych sam je połknął; tak czy inaczej, w ten sposób Dionizos narodził się po raz drugi.
Rozdzieranie dzikiego zwierzęcia i spożywanie surowego mięsa przez wyznawców Bachusa miało na celu ponowne odegranie pożarcia Dionizosa przez Tytanów, zwierzę było więc w pewnym sensie wcieleniem boga. Tytani byli zrodzeni z ziemi, lecz po spożyciu boga mieli w sobie iskrę boskości. Człowiek zaś jest częściowo ziemski, częściowo niebiański, bachiczne rytuały dążyły więc do uczynienia go niemal całkowicie boskim.
Wyznanie, które Eurypides wkłada w usta orfickiego kapłana, jest pouczające:
Dziecię fenickiej Europy
I Dzeusa wielkiego, władco Krety stugrodnej!
Przybywam z przeświętej świątyni,
Którą pokryły pnie zrąbanych na miejscu
Siekierą chalybską drzew I klejem wołowym złączony
W ścisłych spojeniach cyprys.
Święty żywot wiedziemy, od kiedy
Zostałem niystą Dzeusa z Idy
I wolarzem nocą czczonego Dzagreusa,
I ucztę spożywszy z surowego mięsa,
I dla Matki Górskiej uniósłszy pochodnię
Okrzyknięty zostałem Uświęconym bachantem Kuretów.
Szaty mam śnieżne — unikam
Narodzin śmiertelnych i urny z prochami
Nie tknę, a spożywania Pokarmów zwierzęcych się strzegę...
W grobowcach odnaleziono orfickie tabliczki, instruujące duszę zmarłej osoby, jak ma radzić sobie w przyszłym życiu i co ma powiedzieć, by udowodnić, że jest godna zbawienia. Są one połamane i niepełne; najbardziej kompletna z nich (tabliczka z Petelii) głosi:
Po lewej ręce od Domu Hadesa znajdziesz źródło
A obok niego rósł będzie biały cyprys.
Do tego źródła nie podchodź zbyt blisko.
Odnajdziesz jednak inne przy jeziorze Pamięci,
A bić będzie zeń zimna woda i strzec go będą Strażnicy.
Powiedz: „Jestem dzieckiem Ziemi i gwiaździstego Nieba;
Lecz pochodzę z Nieba (jedynie). O tym sami wiecie.
I oto wysycham z pragnienia i ginę. Dajcie mi prędko
Zimnej wody płynącej z jeziora Pamięci”.
A oni sami dadzą ci się napić ze świętego źródła,
Po czym spoczniesz w chwale pośród innych bohaterów“.
Na innej tabliczce czytamy: „Bądź pozdrowiony ty, który cierpiałeś... Ty z Człowieka stałeś się Bogiem...”. Na innej znów: „Szczęśliwy i Błogosławiony, będziesz Bogiem, a nie śmiertelnikiem”.
Źródłem, z którego dusza nie powinna pić, jest Leta, która przynosi zapomnienie; drugim źródłem jest Mnemosyne, pamięć. O ile dusza ma osiągnąć zbawienie, w przyszłym życiu nie powinna zapomnieć, lecz przeciwnie, osiągnąć pamięć przekraczającą to, co naturalne.
Orficy byli sektą ascetyczną; wino było dla nich jedynie symbolem, podobnie jak później w sakramentach chrześcijańskich. Upojeniem, do którego dążyli, był „entuzjazm”, unia z bogiem. Wierzyli, że w ten sposób osiągają mistyczną wiedzę, do której nie da się dotrzeć zwykłymi środkami.
Ten mistyczny element wszedł do greckiej filozofii dzięki Pitagorasowi, który był reformatorem orfizmu, podobnie jak Orfeusz był reformatorem religii Dionizosa. Za pośrednictwem Pitagorasa orfickie elementy weszły do filozofii Platona, dzięki Platonowi zaś do przeważającej części późniejszej filozofii, która była w jakimś stopniu religijna.
Pewne zdecydowanie bachiczne elementy przetrwały wszędzie tam, gdzie orfizm miał jakieś wpływy. Jednym z nich był feminizm, wyraźnie obecny w myśli Pitagorasa, który u Platona przybiera na tyle skrajną postać, że skłania go do przyjęcia całkowitej równości politycznej dla kobiet. „Kobiety jako płeć — mówi Pitagoras — są w naturalny sposób bardziej skłonne do pobożności”.
Innym bachicznym elementem był szacunek dla gwałtownych uczuć. Grecka tragedia wyrosła z rytuałów poświęconych Dionizosowi. Zwłaszcza Eurypides oddawał cześć dwóm głównym bogom orfizmu, Dionizosowi i Erosowi. Nie poważa on chłodnych, fałszywych, dobrze wychowanych ludzi, na których urażeni bogowie często zsyłają w jego tragediach szaleństwo lub inne klęski.
Tradycyjnie sądzi się, że Grecy byli ludem pogodnym, co pozwalało im kontemplować namiętności z zewnątrz, dostrzegając związane z nimi piękno, samemu zachowując przy tym olimpijski spokój. Jest to bardzo jednostronny pogląd. Stosuje się on być może do Homera, Sofoklesa i Arystotelesa, z całą pewnością jednak nie jest prawdziwy w odniesieniu do tych spośród Greków, na których bezpośrednio lub pośrednio oddziałały bachiczne lub orfickie wpływy.
W Eleuzis, gdzie odprawiano misteria, będące najświętszą częścią ateńskiej religii państwowej, śpiewano następujący hymn:
Ze swą czarką wina w uniesionej dłoni,
W dzikiej zabawy pogrążony szale,
Do tonącej w kwiatach doliny Eleuzis
Zstępujesz, o Bachusie, Pajanie — Tobie chwała!
W Bachantkach Eurypidesa chór Menad cechuje mieszanina poetyckości i dzikości, która jest całkowitym przeciwieństwem pogody ducha. Sławią rozkosz rozdzierania dzikiego zwierzęcia na strzępy kawałek po kawałku i pożerania go od razu na surowo:
Słodko jest temu, kto w górach,
Znużony tańcem w kręgu,
Padnie na ziemię odziany
W świętą nebrydę, złowionego
Kozła krew pijąc i gryząc surowe mięso,
Gdy rusza w góry Frygii i Lidii
Bromios, nasz wódz, euoja.
(Bromios to kolejne z wielu imion Dionizosa.) Taniec Menad na zboczu góry był nie tylko dziki; był on ucieczką od brzemienia i trosk cywilizacji, ucieczką w świat nie-ludzkiego piękna i wolności wiatru i gwiazd. W mniej szalonym tonie Menady śpiewają:
Czy w tańcach przez noc całą
Będę pląsać białą stopą
W korowodach Bakcha,
Odrzuciwszy głowę w tył, w powietrze wilgotne od rosy?
Jak sarenka igrająca na zielonej pysznej łące,
Kiedy się uda jej uciec
Przed goniącą ją obławą,
Wymknąć z mocnych pętli sieci.
Lecz goniący ją myśliwy
Krzykiem sforę psów pogania;
Ona w lęku gna jak burza,
Przez nadrzeczną gna równinę,
Cieszy się, że jest daleko
Od siedzib ludzkich,
W gęstwinie i cieniu lasu".
Zanim stwierdzimy ponownie, że Grecy byli „pogodni”, spróbujmy wyobrazić sobie matrony z Filadelfii zachowujące się w ten sposób, nawet w jakiejś sztuce Eugene’a O’Neilla.
Orfizm nie był ani trochę „pogodniejszy” od kultu Dionizosa sprzed reformy. Dla wyznawcy orfizmu życie na tym świecie jest cierpieniem i udręką. Jesteśmy uwiązani do koła, które obraca się bez końca w cyklu narodzin i śmierci; nasze prawdziwe życie jest wśród gwiazd, lecz my przykuci jesteśmy do ziemi. Jedynie dzięki oczyszczeniu, wyrzeczeniu i ascetycznemu życiu możemy wyrwać się z tego kręgu i ostatecznie osiągnąć ekstatyczną unię z Bogiem. Nie jest to wizja właściwa ludziom, dla których życie jest łatwe i przyjemne. Bardziej przypomina to murzyńską pieśń:
Opowiem Bogu o wszystkich moich troskach
Gdy wreszcie powrócę do domu.
Grecy — choć nie wszyscy — byli w znacznej części porywczy, nieszczęśliwi, skłóceni ze sobą, targani w przeciwnych kierunkach przez intelekt i namiętności, obdarzeni na tyle dużą wyobraźnią, by wymyślić niebo, lecz także uporem i apodyktycznością, z których rodzi się piekło. Istniało w Grecji powiedzenie „nic w nadmiarze”, w rzeczywistości jednak Grecy przesadzali we wszystkim — w czystej myśli, w poezji, w religii i w grzechu.
To właśnie owa mieszanina namiętności i intelektu była przyczyną ich wielkości w czasach rozkwitu. Żaden z tych czynników z osobna nie mógłby przeobrazić świata tak trwale i głęboko, jak oni to uczynili. Ich prototypem w mitologii nie jest olimpijski Zeus, lecz Prometeusz, który sprowadził z niebios ogień i został ukarany wieczną męką.
Jeśli jednak to, co powiedzieliśmy powyżej, potraktować jako opis Greków jako całości, byłby to wizerunek równie jednostronny jak ten, zgodnie z którym byli „pogodni”. W rzeczywistości istniały w Grecji dwie tendencje, jedna pełna namiętności, religijna, mistyczna, oderwana od życia, druga zaś radosna, empirystyczna, racjonalistyczna, zainteresowana zdobywaniem wiedzy o najróżniejszych faktach.
Herodot reprezentuje tę drugą tendencję; podobnie najwcześniejsi jońscy filozofowie; a także do pewnego stopnia Arystoteles. Po scharakteryzowaniu orfizmu Beloch pisze:
„Jednakże grecki lud był zanadto pełen młodzieńczego wigoru, by powszechnie przyjąć wiarę, która degraduje ten świat i umieszcza prawdziwe życie w sferze transcendencji. Dlatego też doktryna orficka pozostała własnością stosunkowo wąskiego kręgu wtajemniczonych, nie oddziałując w najmniejszym stopniu na religię państwową, nawet w społecznościach, które — tak jak Ateny — włączyły obrzędy misteryjne do rytuału państwowego i otoczyły je ochroną prawną. Musiało minąć tysiąc lat, by owe idee — co prawda w całkiem nowym teologicznym przebraniu — odniosły zwycięstwo w świecie greckim”.
Wydaje się, że ta opinia jest nieco przesadzona, szczególnie jeśli chodzi o misteria eleuzyńskie, które były przesycone orfizmem. Najogólniej mówiąc, ci, którzy mieli religijny temperament, zwracali się ku orfizmowi, racjonaliści zaś pogardzali nim. Można to porównać do roli metodyzmu w Anglii przy końcu XVIII i na początku XIX wieku.
Wiemy mniej więcej, czego wykształcony Grek uczył się od swego ojca, bardzo jednak niewiele wiemy o tym, czego w najwcześniejszych latach swego życia uczył się od swojej matki, która była w znacznym stopniu odcięta od cywilizacji, którą rozkoszowali się mężczyźni. Prawdopodobne jest, że wykształceni Ateńczycy, nawet w okresie największej świetności, jakkolwiek by byli racjonalistyczni w swych jawnych, świadomych procesach umysłowych, zachowali z tradycji i z dzieciństwa bardziej pierwotny sposób myślenia i odczuwania, który mógł łatwo wziąć górę w czasach kryzysu. Z tego też powodu żadna prosta analiza greckiego światopoglądu nie może być trafna.
Wpływ religii, a zwłaszcza religii nieolimpijskiej, na grecką myśl do niedawna jeszcze nie był oceniany w sposób właściwy. Przełomowe dzieło Jane Harrison Prolegomena to the Siudy of Greek Religion („Prolegomena do badań nad religią grecką”) podkreśla zarówno pierwotne, jak i dionizyjskie elementy w religii przeciętnych Greków; książka F.M. Cornforda From Religion to Philosophy („Od religii do filozofii”) ma za zadanie uświadomić badaczom greckiej filozofii wpływ religii na filozofów, jednakże wiele zawartych w niej interpretacji, a także w ogólności jej antropologia, nie są całkowicie godne zaufania.
Najbardziej wyważone stanowisko, jakie znam, formułuje John Burnet w Early Greek Philosophy („Wczesna filozofia grecka”), szczególnie w rozdziale 2 zatytułowanym „Nauka i religia”. Twierdzi on, że w wyniku „religijnego ożywienia, które nawiedziło Helladę w VI wieku p.n.e.”, a także w wyniku przemieszczenia się centrum z Jonii na zachód, powstał konflikt pomiędzy nauką a religią.
„Religia kontynentalnej Hellady”, jak pisze „rozwinęła się w zupełnie inny sposób niż religia w Jonii. W szczególności kult Dionizosa, który pochodzi z Tracji i jest ledwie wspomniany u Homera, zawierał w zarodku całkowicie nowy sposób patrzenia na stosunek człowieka do świata. Z pewnością błędem byłoby przypisywanie samym Trakom jakichkolwiek wyrafinowanych poglądów; bez wątpienia jednak zjawisko ekstazy nasunęło Grekom myśl, że dusza jest czymś więcej niż tylko mglistym sobowtórem osoby i że tylko „poza ciałem” może ona ukazać swą prawdziwą naturę...
„Wydaje się, że grecka religia miała wkrótce wkroczyć w tę samą fazę, którą osiągnęły już religie Wschodu; i oprócz powstania nauki trudno dostrzec cokolwiek, co mogło powstrzymać tę tendencję.
Zwykle mówi się, że przed religią typu orientalnego uchroniło Greków to, że nie było u nich kapłaństwa; tym samym jednak bierze się skutek za przyczynę. Kapłani nie tworzą dogmatów, choć chronią je i przechowują, gdy te już istnieją; zaś na wcześniejszych etapach rozwoju ludy orientalne również nie miały warstwy kapłańskiej w sensie, o który tu chodzi. To nie tyle nieobecność kapłaństwa, co raczej obecność naukowych szkół ocaliła Grecję.
„Nowa religia — bowiem w pewnym sensie była ona nowa, choć w innym była tak stara jak ludzkość — osiągnęła szczytowy punkt rozwoju wraz z pojawieniem się wspólnot orfickich. Na ile nam wiadomo, ich ojczyzną była pierwotnie Attyka; rozpowszechniły się jednak niezwykle szybko, szczególnie w południowej Italii i na Sycylii. Były to przede wszystkim związki kultu Dionizosa; wyróżniały je jednak dwie cechy, które były nowe pośród Hellenów. Traktowały objawienie jako źródło religijnego autorytetu i były zorganizowane jako sztuczne wspólnoty. Wiersze zawierające ich teologię przypisywane były trackiemu Orfeuszowi, który sam zstąpił do Hadesu, był więc bezpiecznym przewodnikiem pośród niebezpieczeństw czyhających na oderwaną od ciała duszę na tamtym świecie”.
Burnet stwierdza następnie, że istnieje uderzające podobieństwo pomiędzy wierzeniami orfickimi a tymi, które dominowały w Indiach mniej więcej w tym samym czasie, choć jego zdaniem nie mógł istnieć między nimi żaden kontakt. Mówi też o pierwotnym znaczeniu słowa „orgia”, które przez orfików używane było na określenie „sakramentu”, mającego oczyścić duszę wiernego i umożliwić mu wyrwanie się z kręgu narodzin.
W odróżnieniu od kapłanów kultów olimpijskich orficy zakładali coś, co moglibyśmy nazwać „kościołami”, czyli religijne wspólnoty, do których każdy, niezależnie od rasy czy płci, mógł zostać dopuszczony drogą inicjacji. To dzięki ich wpływowi wyłoniła się koncepcja filozofii jako sposobu życia.
*
Fragment książki: Bertrand Russell - Dzieje filozofii Zachodu