Nasi odlegli przodkowie odkryli, że kiedy przygotuje się i spożyje konkretne rośliny, można stłumić głód, uśmierzyć ból, doznać przypływu nieoczekiwanej energii, nabyć odporności wobec rozmaitych patogenów i rozwinąć różne formy aktywności poznawczej. Dzięki tym odkryciom udało się nam wyruszyć w długą podróż ku samopoznaniu. Kiedy ludzie stali się stworzeniami wszystkożernymi, umiejętnie posługującymi się narzędziami, ewolucja nabrała gwałtownego przyspieszenia, przenosząc się z płaszczyzny drobnych modyfikacji fizycznych w przestrzeń form kulturowych, wraz z jej wyrafinowanymi rytuałami, językami, pismami, zdolnościami mnemonicznymi oraz technologiami.
(...)
Szamanizm jest praktyką pochodzącą z górnego paleolitu, będącą pochodną tradycji uzdrowicielskiej wróżbiarskiej i ceremonialnej, odwołującej się do magii przyrody, której podstawy rozwinęły się w okresie od pięćdziesięciu do dziesięciu tysięcy lat temu.
Mircea Eliade, autor Szamanizmu: archaicznych technik ekstazy, czołowy autorytet współczesnego religioznawstwa, wykazał że we wszystkich czasach i rejonach świata szamanizm utrzymywał zadziwiającą wewnętrzną spójność praktyk i wierzeń, w związku z czym na przykład praktyki szamanów arktycznych z plemienia Inuit oraz szamanów Witoto z górnej Amazonii wyglądały bardzo podobnie. Jednym z głównych ich aspektów była ekstaza. Omówiłem tę kwestię w książce napisanej z moim bratem, noszącej tytuł The Invisible Landscape:
Ekstatyczny aspekt tradycji szamańskiej nieco trudniej zanalizować, ponieważ jest on zależny od stopnia podatności danego nowicjusza na stany transu i ekstazy; nowicjusz może popadać w zmienne nastroje, być kruchy i chorowity, wieść żywot samotnika, a także (choć jak przyznają niektórzy autorzy wcale niekoniecznie) popadać w epilepsję lub katatonię.
Niezależnie od tych predyspozycji, stanowią one tylko punkt wyjścia do inicjacji. Nowicjusz, mając na swoim koncie chorobę psychosomatyczną lub pewne, mniej lub bardziej wyraźne psychologiczne aberracje, zapada w końcu na chorobę inicjacyjną, podczas której leży niczym ktoś martwy lub przez wiele dni jest pogrążony w głębokim transie. W tym czasie nachodzą go we śnie duchy pomocnicze, od których może otrzymać wskazówki.
Jedna rzecz jest niezmienna. W trakcie tego przedłużonego stanu transowego nowicjusz przechodzi epizod mistycznej śmierci i odrodzenia. Może postrzegać siebie jako szkielet, na który nakłada nowe cielesne szaty. Zdarza się też, że widzi, jak jego ciało gotuje się w kotle i jest pochłaniane przez duchy zanim stanie się ponowną całością. Niektórym nowicjuszom przydarzają się i inne wizje. Mogą na przykład wyobrazić sobie, że są operowani przez duchy, które usuwają ich narządy i w ich miejsce wkładają rozmaite „magiczne kamyki".
Eliade wykazał zasadniczą niezmienność ogólnej struktury szamanizmu. Według niego, chociaż niektóre motywy szamańskie mogą różnić się pod względem kulturowym i indywidualnym, nowicjusz szamański zawsze przechodzi symboliczną śmierć i odrodzenie. Mamy tu do czynienia z przebiegiem radykalnej transformacji człowieka w nadczłowieka. Szaman posiada dostęp do nadludzkiej płaszczyzny rzeczywistości, skąd kontroluje stany ekstazy, podróżuje po świecie duchów i, co najważniejsze, leczy i wróży. Jak zauważyliśmy w The Invisible Landscape:
Krótko ujmując, po dokonanej inicjacji szaman przechodzi ze stanu świeckiego w stan uświęcony. Udaje mu się nie tylko uzdrowić samego siebie, lecz również leczyć innych ludzi świeżo pozyskaną mocą. Niesłychanie istotne jest zrozumienie, że szaman nie jest ot, takim sobie zwykłym chorym lub szalonym człowiekiem, ale kimś, kto sam siebie wyleczył i jest zmuszony do praktyk szamańskich, jeśli zamierza pozostać wyleczonym.
Warto tu zauważyć, że Eliade celowo posługiwał się pojęciem „profana" dla wyraźnego odróżnienia profanicznego świata codziennego doświadczenia, od sakralnego świata, który jest „Całkowicie Inny".
TECHNIKI EKSTAZY
Nie wszyscy szamani upajają się roślinami psychoaktywnymi w celu osiągnięcia ekstazy, ale każda praktyka szamańska zmierza ku ekstazie. Bębnienie, techniki oddechowe, poddawanie się rozmaitym próbom, stosowanie głodówek, iluzjonistycznych sztuczek czy abstynencji seksualnej - wszystko to służy wprowadzeniu się w stan transu, bez którego praktyka szamańska nie jest możliwa. Tym niemniej, żadna z tych metod nie jest tak stara, potężna i skuteczna jak posługiwanie się roślinami zawierającymi konkretne składniki chemiczne wywołujące wizje.
Dla wielu ludzi Zachodu praktyka ta może wydawać się dziwna i obca. Dzieje się tak, ponieważ w naszym społeczeństwie substancje psychoaktywne mają opinię niebezpiecznych lub frywolnych i jeśli już z pełnym błogosławieństwem można je stosować, to tylko w medycynie, w leczeniu pacjentów psychiatrycznych, na których nie podziałały inne metody. W potocznym wyobrażeniu uzdrowicielem jest zawodowy lekarz w kitlu, który dzięki posiadanej przez siebie wiedzy potrafi leczyć. Tyle że ów lekarz posiada dostęp wyłącznie do wiedzy klinicznej, wyzutej z dramaturgii choroby. Ta zaś ma inny przebieg u każdej osoby.
W przypadku szamanizmu mamy do czynienia z innym podejściem. Tu sam lekarz, czyli szaman, aplikuje sobie substancje psychoaktywne. Zażywane przez niego rośliny nie mają na celu pobudzenia układu odpornościowego czy innych naturalnych zasobów ciała niezbędnych do wykorzystania w walce z chorobą. Rośliny mają pomóc szamanowi w podróży do niewidzialnej krainy, gdzie przyczynowo-skutkowa struktura zwyczajnego świata zostaje zastąpiona racjonalnością magii naturalnej. W tej krainie język, idee i znaczenie mają większą moc od zasady przyczyny i skutku. Przy pomocy poetyki wzmacnia się tam współodczuwanie, umiejętność wyczuwania rezonansu przedmiotów i intencji oraz własną wolę. Przywołuje się wyobraźnię, której formy czasami stają się namacalne. W ramach magicznego nastawienia umysłu szamana zwyczajne powiązania świata z prawami natury tracą na znaczeniu i są ignorowane.
ŚWIAT ZŁOŻONY Z JĘZYKA
Nasz świat składa się z języka. Zawdzięczamy tę wiedzę wielotysiącletniej tradycji szamańskiej. Choć wiedza taka kłóci się z oczekiwaniami współczesnej nauki, ta radykalna propozycja w gruncie rzeczy zgadza się z obecnym stylem myślenia o języku.
Misia Landau, antropolog z Uniwersytetu Bostońskiego, powiada że „Dwudziestowieczna rewolucja w lingwistyce polega na zrozumieniu, że język nie jest zwyczajnym narzędziem przekazywania naszych wyobrażeń na temat świata, ale przede wszystkim instrumentem, dzięki któremu świat może zaistnieć. Rzeczywistość nie jest po prostu „przeżywana" czy „odzwierciedlana" w języku, ponieważ w istocie jest przez niego stwarzana".
Z punktu widzenia szamana psychodelicznego świat bardziej przypomina opowieść, aniżeli skomplikowane struktury fizyczne, o których prawią współcześni arcykapłani. Dla szamana kosmos jest opowieścią, która nabiera cech prawdy w trakcie opowiadania. Taka perspektywa pozwala ludzkiej wyobraźni na kontrolę nad rzeczywistością. Wolność, osobista odpowiedzialność i docenienie prawdziwego rozmiaru i inteligencji świata może stanowić doskonały grunt dla przeżywania autentycznie neo-archaicznego życia. Oddawanie czci językowi i procesowi komunikacji oraz wiara w ich moc to fundamenty szamańskiej ścieżki.
Z tej właśnie przyczyny szaman jest odległym przodkiem poety i artysty. W odczuwanej przez nas potrzebie przynależenia do świata zawiera się konieczność wyrażania się poprzez twórczą działalność. Ostateczne źródło tej kreatywności kryje się w misterium języka. Ekstaza szamańska to akt poddaństwa, który uwierzytelnia zarówno jednostkowe „ja", jak i to, czemu się ono poddaje, czyli tajemnicę istnienia.
Biorąc pod uwagę to, że nasze mapy rzeczywistości są w znacznej mierze produktem sytuacji, w jakiej się znajdujemy, posiadamy skłonność do pomijania wzorców czasu i przestrzeni występujących w większej skali. Możemy je zrozumieć jedynie wtedy, gdy uzyskamy dostęp do Transcendentalnego Innego. Szamanizm, za pomocą językowej brawury, zmierza do uzyskania oglądu na wyższym poziomie. Szamanem jest osoba, która osiągnęła wgląd w początek i kres wszelkiego istnienia i potrafi tę wizję przekazać. Racjonalny myśliciel nie jest w stanie tego zrozumieć, ale techniki szamańskie służą temu właśnie celowi i stąd czerpią swą moc. Większość z tych technik posługuje się roślinami halucynogennymi, magazynami żywej roślinnej gnozy, która spoczywa, niemal zapomniana, w naszej pradawnej przeszłości.
ŚWIAT WYŻSZYCH WYMIARÓW
Szaman, wkraczając do królestwa roślin, staje się w pewnym sensie uprzywilejowany względem pozostałych ludzi, ponieważ otrzymuje dostęp do wyższego wymiaru, z którego może przyglądać się doświadczeniu.
W potocznym rozumieniu językowi przypisuje się pewne w miarę stałe cechy, wspólne wszystkim ludziom, nawet jeśli uznaje się, że każdy z języków rozwija się w czasie i bywa zmienny. Skoro jednak zakładamy, że istnieje coś takiego jak wspólny nam wszystkim materiał językowy, jak to się dzieje, że język Indian Hopi nie posiada czasu przeszłego i przyszłego ani żadnych pojęć? Jakim więc sposobem świat Indian Hopi może przypominać nas własny? Co można powiedzieć o świecie Inuitów, których koniugacja nie posiada pierwszej osoby? Czy może być on podobny do naszego?
Dużo mówi się o języku, o jego wewnętrznych regułach, gramatyce. Niewiele jednak uwagi poświęca się kształtowaniu i określaniu przez język granic rzeczywistości. Być może, sam język łatwiej zrozumieć, kiedy postrzega się go jako coś magicznego, ponieważ w magii istnieje ukryte założenie, że świat tworzy się z języka.
Jeśli uznamy język za podstawowe źródło wiedzy, musimy przyznać, że my, ludzie Zachodu znaleźliśmy się w ślepym zaułku, ponieważ tylko w tradycjach szamańskich możemy odnaleźć odpowiedź na nurtujące nas pytania: kim jesteśmy, skąd pochodzimy, dokąd zmierzamy?
Nigdy wcześniej nie była ona tak istotna jak dzisiaj, kiedy dosłownie wszędzie widzimy, że nauka nie potrafi dostarczać strawy naszej duszy. Naszym udziałem staje się zatem chwilowa niemoc ducha, przejawiająca się pod postacią znudzenia. Jeśli nadal będziemy zachowywać się beztrosko, wejdziemy wnet w fazę krytyczną zbiorowego ciała i umysłu. Cóż jednak uczynić, skoro racjonalne, mechanistyczne i niechętne duchowi nastawienie naszej kultury uniemożliwia nam docenienie umysłowości szamana?
Pod względem kulturowym i językowym jesteśmy ślepi na świat pełen sił i wzajemnych powiązań, wyraźnie widocznych dla ludzi, którzy zachowali archaiczne podejście do natury.
(...)
SZAMANIZM A ZAGUBIONY ARCHAICZNY ŚWIAT
Mircea Eliade jest twórcą pięknej definicji szamanizmu, wedle której składają się na niego „archaiczne techniki ekstazy". Nie bez znaczenia jest zastosowanie w tym kontekście terminu „archaiczny", Eliade uczula nas bowiem na istotną rolę szamanizmu w każdym autentycznym odrodzeniu witalnych, archaicznych form bycia, życia i rozumienia. Szaman posiada dostęp do świata ukrytego przed mieszkańcami potocznej rzeczywistości. W tym innym wymiarze kryją się zarówno dobroczynne jak i złowieszcze moce. Kierują nim zupełnie inne reguły, aniżeli te, do których przywykliśmy w naszym świecie - prędzej przypominają one logikę rządzącą mitem i śnieniem.
Szamańscy uzdrowiciele twierdzą, że gdzieś tam, tuż obok naszego wymiaru, istnieje inteligentne królestwo, zamieszkałe przez duchy, dusze i inne bezcielesne istoty. Rzecz jasna, przyjęcie takiego światopoglądu przez naukę w nieuchronny sposób podważyłoby jej fundamenty. Szczególnie, jeśliby okazało się, że ów Inny od dawna zamieszkuje ziemską ekologię, będąc stale obecnym, choć niewidocznym powiernikiem globalnej tajemnicy.
Dzięki książkom Carlosa Castanedy i jego naśladowców od pewnego czasu mamy do czynienia ze swoistą modą na osiąganie „szamańskich stanów świadomości". Jakkolwiek wraz z nią trafia do powszechnego obiegu mnóstwo błędnych pojęć, przybliża ona kulturze masowej postać szamana, dotychczas znajdującą się na peryferiach podręczników antropologicznych. W ten oto sposób tworzą się podwaliny neo-archaicznego społeczeństwa. Choć sam szamanizm w jakimś stopniu oddziaływuje na zbiorową wyobraźnię, wiążące się z nim zjawiska paranormalne nie wywołują podobnego zainteresowania w świecie współczesnej nauki, nawet jeśli czasami, z rzadka przygląda się im psychologia i antropologia. Wytwarza to zdumiewającą lukę w naszej wiedzy. Okazuje się bowiem, że tak naprawdę nic nie wiemy na temat tego magicznego świata, który jest jeszcze dziwniejszy, niż się to nam wydaje.
Aby się o tym przekonać, nie trzeba się bardzo natrudzić. Wystarczy przytoczyć przykład szamana posługującego się roślinami w kontaktowaniu się z niewidzialnym królestwem, zamieszkanym przez nieludzkie, inteligentne istoty. Jego przeżycia stanowią znakomity materiał na rozkładówkę goniących za sensacjami brukowców, ale dla antropologów nie są niczym nadzwyczajnym, ponieważ towarzyszą im w ich codziennej pracy. Skąd się bierze aż tak wielka rozbieżność? Z naszego przekonania, że szaman interpretuje swoje narkotykowe przeżycia jako komunikację z duchami i przodkami, podczas gdy my sami, bardziej wykształceni od tego nieszczęsnego campesino dysponujemy sprawniejszym aparatem poznawczym i nie musimy uciekać się do tak prostych wyjaśnień.
Jakkolwiek postawę tę cechuje ksenofobia, wynika z niej dość pożyteczny wniosek. Sprowadza się on do następującego stwierdzenia:
„Pokaż mi swoje techniki ekstazy, a sam osądzę, czy są one dla mnie skuteczne". Jeżeli o mnie chodzi, zawsze wychodzę z założenia, że tylko w ten sposób można wyrobić sobie opinię na temat jakiejkolwiek teorii. Na podstawie tego, co odkryłem na własną rękę, nie waham się przed dość odważnym twierdzeniem, że świat szamanizmu, świat tajemnych sojuszników, świat przemiany wewnętrznej i walki magicznej jest o wiele bardziej realny, aniżeli jakiekolwiek konstrukty nauki, ponieważ w tej niezwykłej rzeczywistości można postrzegać i poznawać duchy naszych przodków i ich krainę.
Jeśli przyjrzymy się uważnie szamańskim roślinom halucynogennym, możemy odkryć coś głębokiego, nieoczekiwanego i niemal niewyobrażalnego. Coś, co dotyczy ognia tajemnicy, stale tlącego się w ludach nie znających zachodniej historii, bo przebywających w przedpiśmiennym czasie snu. Ludom tym należy się uznanie, bez którego nie będzie możliwe odrodzenie archaiczności.
Nie oznacza to wcale, że mamy podziwiać wszystkie zdobycze „ludów pierwotnych", zwodzeni kolejną wersją mitu „szlachetnego dzikusa". Każdy antropolog, który kiedykolwiek prowadził prace terenowe, doskonale wie, jakże często nasze oczekiwania odnośnie „prawdziwych plemion z tropikalnych lasów" rozmijają się z codzienną rzeczywistością plemienną. Jak dotąd jednak nikomu nie udało się zrozumieć tajemniczej inteligencji zawartej w roślinach ani implikacji idei mówiącej o tym, że natura komunikuje się przy pomocy prostego języka chemii, który choć nie jest przez nas uświadamiany, posiada bardzo istotne znaczenie. Jeszcze nie pojęliśmy, jak dochodzi do tego, że pewne nieświadome treści są przekształcane przez halucynogeny w objawienia świadomego umysłu. O ile bowiem ludy archaiczne potrafiły docenić swe intuicje oraz zmysły, posługując się wszelkimi dostępnymi sobie roślinami w rozwijaniu swych możliwości adaptacyjnych, o tyle nie zdołały już wypracować jakiejkolwiek filozofii. Dlatego też wszelkie implikacje istnienia w naturze tego umysłu, o którym donoszą wszelkie tradycje szamańskie, wciąż czekają na odkrycie.
Szamanizm prowadzi dialog z niewidzialnym światem po cichu i z dala od zgiełku historii. Może też stać się równoważącą mocą, która zwróci naszą uwagę na kolektywny los naszej biosfery. Z szamańską wiarą wiąże się bowiem przekonanie, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, że w świecie natury mamy wielu sprzymierzeńców. Niektórzy z nich mogą być pomocni w naszych zmaganiach o to, by stać się inteligentnym gatunkiem. Są jednak cisi i wstydliwi. Nie znajdziemy ich w latających spodkach, migoczących na nieboskłonie, ale tuż obok, w dziczy i na odludziu, w otoczeniu wodospadów oraz na łąkach i pastwiskach, na które coraz rzadziej zaglądamy.
(...)
CZYM SĄ HALUCYNOGENY ROŚLINNE?
Jeśli traktuje się jako prawdopodobne ich kluczowe znaczenie w ewolucji człowieka, pytanie o rolę mutagenów i ubocznych produktów metabolizmu dla samej rośliny, która je produkuje wydaje się jak najbardziej zasadne. Biolodzy zajmujący się ewolucją wciąż głowią się nad tą zagadką. Wywołuje ona liczne kontrowersje. Niektórzy z nich podejrzewają, że produkowane przez te rośliny składniki toksyczne i bioaktywne mają sprawiać, by były one niesmaczne, przez co chronić je przed zjedzeniem. Inni uważają coś całkiem przeciwnego. Ich zdaniem substancje te mają przyciągać owady i ptaki odpowiedzialne za zapylanie i roznoszenie nasion.
Nieco bardziej sensowne wydaje się założenie, że te składniki chemiczne roślin, które dotychczas uznawaliśmy za drugorzędne, wcale takimi nie są. Pewną przesłankę ku temu stanowi fakt, że największe ilości owych alkaloidów gromadzą się w tkankach pełniących najbardziej aktywną rolę w metabolizmie rośliny. Należą do nich również halucynogeny, które zamiast być produktem ubocznym rośliny, biorą dynamiczny udział w jej życiu. Skoro ich rola w metabolizmie roślin jest znacznie większa niż podejrzewaliśmy, nie można wykluczyć, że stanowią one część ich strategii samozachowawczej, chociaż nie wiemy, jaka jest ich rzeczywista funkcja.
Jedną z hipotez, jaką można by tu przyjąć, jest funkcjonowanie tych substancji jako egzoferomonów. Egzoferomony to przekaźniki chemiczne, które nie odgrywają żadnej istotnej roli w życiu wewnętrznym danej rośliny, lecz służą jej komunikacji z przedstawicielami innych gatunków. Niektóre egzoferomony potrafią nawet sprawić, że drobna grupa przedstawicieli danego gatunku dominuje cały biom.
Być może, założenie, że przyroda jest organiczną, planetarną całością, regulującą swój rozwój przy pomocy przekaźników chemicznych, brzmi za bardzo radykalnie. Nauczyliśmy się bowiem w dziewiętnastym wieku patrzeć na Naturę jak na pole wiecznej wojny, w której jedne gatunki, przy pomocy „kłów i pazurów" konkurują z innymi o przetrwanie. W świetle tej teorii konkurentem dla danego gatunku jest cała reszta natury. Tym niemniej biolodzy ewolucyjni od dawna uważają darwinowskie spojrzenie na przyrodę za cokolwiek niekompletne. Obecnie, przyjęło się uznawać, że świat natury to raczej niekończący się taniec dyplomacji. Dyplomacja zaś, to przede wszystkim kwestia języka.
Przyroda zachowuje się tak jakby chciała wyciągać jak najwięcej ze wzajemnej współpracy i realizować wspólne cele. Bycie niezastąpionym dla organizmów, z którymi dzieli się środowisko - oto strategia zapewniająca pomyślny chów i zachowanie gatunku. Oto strategia, w której ogromne znaczenie odgrywają komunikacja i wyczulenie na przetwarzane sygnały, czyli, w skrócie, umiejętności językowe.
Dopiero od niedawna badacze poważnie podchodzą do pomysłu, że natura może być organizmem, którego połączone składniki oddziaływują na siebie za pośrednictwem uwalnianych w środowisku sygnałów chemicznych. Warto jednak pamiętać o tym, że natura oszczędnie gospodaruje swoimi środkami i kiedy zauważy, że jakaś odpowiedź ewolucyjna na dany problem skutecznie go rozwiązuje, będzie stosować ją w kółko.
******