Jak już mówiłem, tekst Nowego Testamentu kopiowany był w zasadniczo ujednoliconej wersji przez cały okres średniowiecza, zarówno na Wschodzie (tekst bizantyński), jak i na Zachodzie (łacińska Wulgata). Dopiero wynalezienie przez Jana Gutenberga prasy drukarskiej przyniosło epokową przemianę w technice reprodukcji ksiąg, w tym oczywiście i Biblii. Drukowanie ksiąg przy użyciu ruchomej czcionki dawało pewność, że wszystkie egzemplarze będą identyczne. Skończyła się zmora różnic w tekście i czasy, kiedy każdy kopista tworzył odmienną wersję tego samego tekstu, czy to nieumyślnie, czy z wyrachowania.
Wydać tekst drukiem znaczyło niemal tyle, co wyryć go w skale. Co więcej, księgi, skoro już nie trzeba było przepisywać ich litera po literze, można było teraz wytwarzać o wiele, wiele szybciej, a do tego ich produkcja stała się znacznie tańsza. Chyba żaden inny wynalazek nie miał tak rewolucyjnego znaczenia w dziejach nowożytnego świata jak prasa drukarska, być może dopiero komputer zyska porównywalny (a z czasem może się nawet okazać, że większy) wpływ.
Pierwszym ważnym dziełem, które odbito na prasie Gutenberga, była oczywiście wspaniała edycja łacińskiej Biblii — Wulgaty, drukowana w latach 1450-1456. Do końca XV wieku w różnych drukarniach Europy przygotowano niemal pięćdziesiąt edycji Wulgaty.
Z pozoru to dziwne, że w pierwszych dekadach druku nikt nie zdecydował się na wydanie greckiego Nowego Testamentu, ale w sumie można było się tego domyślić —jak już wspominałem, europejscy uczeni, włączając w to biblistów, mieli ponad tysiąc lat, by przyzwyczaić się do myśli, że Biblią Kościoła jest Wulgata Hieronima (podobnie jak dzisiaj w krajach anglojęzycznych za „prawdziwą" Biblię uznawana jest Biblia Króla Jakuba—
King James Bibie), Biblia grecka była obca zarówno w wymiarze teologicznym, jak i edukacyjnym, a ponadto na łacińskim Zachodzie kojarzono ją z greckim prawosławiem, uznawanym za ruch schizmatycki, który odłączył się od prawdziwego Kościoła.
Poza tym jedynie nieliczni uczeni Europy zachodniej znali grekę. Trudno się więc dziwić, że na wydanie drukiem Biblii po grecku trzeba było trochę poczekać. Pierwszym, który powziął taki zamiar, był hiszpański kardynał Francisco Ximenez de Cisneros (1437-1517). Pod jego kierownictwem grupa uczonych, w tym niejaki Diego Lopez de Zufiiga (Stunica), przygotowała wielotomowe wydanie Biblii. Była to edycja kilku języczna, jako że obejmowała tekst Biblii w trzech językach — Stary Testament opublikowany został w hebrajskim oryginale, w wersji łacińskiej (Wulgata) i greckiej (Septuaginta).
Polyglotta Kompluteńska Księga złożona została w trzech równoległych kolumnach, a taki układ typograficzny wydawcy wyjaśnili w przedmowie—otóż ukazywać on miał Chrystusa (reprezentowanego przez Wulgatę) ukrzyżowanego pomiędzy dwoma złoczyńcami, fałszywym żydem (Biblia hebrajska) i schizmatyckim Grekiem (Septuaginta).
Dzieło to wydrukowano w mieście Alcala, ale ponieważ z łacińska zwie się ono
Complutum, edycja Ximeneza znana jest jako
Polyglotta Kompluteńska.
Tom zawierający Nowy Testament, choć nosił numer V, wydrukowany został jako pierwszy. Wolumin ten obejmował tekst grecki oraz słownik grecko-łaciński, a prace nad nim ukończono w roku 1514. Księga nie została jednak wprowadzona samodzielnie do obiegu, ponieważ ukazać się miało jednocześnie wszystkie sześć tomów (szósty obejmował gramatykę i słownik hebrajski, mające stanowić pomoc w lekturze tomów I-IV).
Realizacja projektu zabrała sporo czasu, niemniej całość prac udało się ukończyć przed rokiem 1517. Ponieważ była to edycja kościelna, niezbędne było jeszcze uzyskanie zgody na rozpowszechnianie od papieża Leona X. Ta udzielona została ostatecznie w roku 1520, ale wystąpiły jeszcze inne komplikacje i ostatecznie
Polyglotta Kompluteńska znalazła się w obiegu dopiero w roku 1522, pięć lat po śmierci Ximeneza.
Jak już pisałem, w tym czasie istniały dosłownie setki greckich manuskryptów (tzn. kopii rękopiśmiennych) Nowego Testamentu, wykorzystywanych w kościołach prawosławnych i czytanych przez teologów chrześcijańskiego Wschodu. Na jakiej podstawie Stunica i jego współpracownicy zdecydowali, który z tych licznych manuskryptów wybrać? Jakie manuskrypty mieli w ogóle do dyspozycji?
Niestety, na te pytania uczeni nigdy nie byli w stanie udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi. W dedykacji Ximenez dziękował papieżowi Leonowi X za wypożyczenie greckich kopii z „biblioteki Apostolskiej". Wskazywałoby to, że stanowiące podstawę wydania manuskrypty mogły pochodzić ze zbiorów Watykanu. Niektórzy badacze podejrzewali jednak, że były to raczej manuskrypty, do których wydawcy mieli dostęp na miejscu.
Około dwustu pięćdziesięciu lat po ukazaniu się
Polyglotty duński uczony Moldenhawer wybrał się nawet do Alcali, aby przejrzeć zbiory tamtejszej biblioteki i rozwikłać zagadkę źródeł. Na miejscu nie odnalazł żadnych greckich manuskryptów Nowego Testamentu, ale przekonany, że biblioteka musiała niegdyś posiadać jakieś rękopisy biblijne, nie ustawał w poszukiwaniach. W końcu wydusił z jednego z bibliotekarzy, że przechowywane tu niegdyś starożytne greckie manuskrypty Nowego Testamentu zostały w roku 1749 sprzedane producentowi petard, niejakiemu Toryo, Jako bezużyteczny pergamin", świetnie jednak nadający się do produkcji sztucznych ogni.
Później historycy poddali tę wersję w wątpliwość. Niemniej liczyć się trzeba z tym, że badania manuskryptów Nowego Testamentu to wybuchowy temat.
PIERWSZE WYDANIE NOWEGO TESTAMENTU PO GRECKU
Mimo iż
Polyglotta Kompluteńska obejmowała pierwszą drukowaną edycję greckiego Nowego Testamentu, nie to wydanie trafiło do obiegu jako pierwsze. Jak już wiemy, interesujący nas tom
Polyglotty wydrukowano w roku 1514, ale do rąk czytelników trafił dopiero osiem lat później.
W międzyczasie wybitny uczony holenderski, intelektualista i humanista Erazm z Rotterdamu, zdołał opracować i opublikować Nowy Testament po grecku i jemu to przypadł zaszczyt wydania tzw.
editio princeps (takie miano nosi pierwsza edycja drukiem). Erazm zajmował się Nowym Testamentem oraz innymi wielkimi dziełami literackimi antyku przez szereg długich lat i już wcześniej rozważał wydanie Nowego Testamentu, jednak dopiero podczas wizyty w Bazylei w sierpniu 1514 roku dał się przekonać tamtejszemu drukarzowi Johannowi Frobenowi do realizacji od dawna zamierzonego projektu.
Zarówno Erazm, jak i Froben wiedzieli, że prace nad
Polyglotta Kompluteńska już trwają, więc spieszyli się, aby opublikować grecki tekst jak najszybciej. Erazm był jednak zaabsorbowany innymi zajęciami, które nie pozwalały mu w pełni poświęcić się temu zadaniu, i dopiero w lipcu 1515 roku zdołał udać się do Bazylei w poszukiwaniu manuskryptu, który mógłby stanowić podstawę dla wersji drukowanej. Wprawdzie nie wyszukał zbyt wielu rękopisów, najwyraźniej jednak to, co znalazł, wystarczyło. Wykorzystał najczytelniejsze manuskrypty późnośredniowieczne, po których kreślił tak, jakby przygotowywał maszynopis do druku, i na tej podstawie Froben przygotował swój skład.
Wiele wskazuje zresztą, że Erazm posłużył się głównie jednym dwunastowiecznym rękopisem zawierającym Ewangelie, i drugim, z tego samego stulecia, w którym znalazły się Dzieje Apostolskie oraz Listy, acz porównał je z kilkoma innymi kopiami i wprowadził pewne poprawki.
Jeśli zaś chodzi o Apokalipsę św. Jana, musiał pożyczyć manuskrypt od swojego przyjaciela, niemieckiego humanisty Johannesa Reuchlina. Niestety egzemplarz był miejscami nieczytelny i brakowało mu ostatniej strony z sześcioma końcowymi wersetami. Erazm bardzo się spieszył, żeby skończyć przygotowania i zacząć druk, wziął więc łacińską Wulgatę i przełożył brakujące wersety z powrotem na grekę, przez co właściwie stworzył wersję, której próżno by szukać w jakimkolwiek manuskrypcie greckim. (Warto dodać, że właśnie na tym wydaniu Nowego Testamentu bazowali w sto lat później tłumacze angielskiej
King James Bibie).
Novum Instrumentum omne (1516)
Erazma z Rotterdamu Wydanie Erazma zostało oddane do druku w październiku 1515 roku i już po pięciu miesiącach tom był gotowy.
Edycja obejmowała pospiesznie zredagowany tekst grecki i poprawioną wersję łacińskiej Wulgaty, ułożone w równoległych kolumnach (do wydania drugiego z 1522 roku i wszystkich następnych Erazm wprowadził na miejsce Wulgaty własne tłumaczenie łacińskie, co wywołało oburzenie wielu współczesnych teologów, którzy uważali Wulgatę za „właściwą" Biblię Kościoła). Księga wyszła potężna, liczyła niemal tysiąc stron. Mimo to, jak przyznał później sam Erazm, była ona „raczej pognana niż wydana" (po łacinie brzmiało to:
praecipitałum uerius quam editum).
Wydanie Erazma stało się, jak już wspomniałem, editio princeps greckiego Nowego Testamentu. Fakt ten należy odnotować nie jako historyczną ciekawostkę, ale przede wszystkim z tego powodu, iż właśnie to wydanie (było jeszcze pięć „dodruków", wszystkie oparte na pierwszym, tak pospiesznie wykonanym) stało się standardową wersją tekstu greckiego i tę właśnie wersję zachodnioeuropejscy drukarze wypuszczali spod swoich pras przez ponad trzysta lat.
W późniejszych latach z inicjatywy innych wydawców — ich imiona są świetnie znane badaczom zajmującym się tą dziedziną; byli to między innymi Stephanus (Robert Estienne), Theodore de Beze (Beza) oraz Bonawentura i Abraham Elzevierowie) pojawiło się wiele nowych edycji. "Wszystkie opierały się jednak w mniejszym bądź większym stopniu na wydaniach poprzednich, a ostateczną instancję stanowił zawsze tekst Erazma.
Tymczasem tekst ten roi się od błędów — wszak jego podstawą, jak pamiętamy, było zaledwie kilka manuskryptów (gorzej nawet: miejscami tylko dwa, jeden, albo, w przypadku końcowego fragmentu Apokalipsy, żaden!) — i to w dodatku pochodzących z późnego średniowiecza. Mimo to większość oficyn nie poszukiwała starszych i wartościowszych manuskryptów mogących umożliwić ponowną redakcję tekstu. Praktycznie wszyscy reprodukowali tę samą wersję Erazmiańską, wprowadzając jedynie drobne poprawki.
Nie zmienia to faktu, iż dla biblistyki niektóre z tych wydań mają wielką wagę. Na przykład wydanie trzecie Stephanusa z roku 1550 jest pierwszym zawierającym noty wskazujące na różnice pomiędzy manuskryptami stanowiącymi podstawę tej edycji, a o rok późniejsze wydanie czwarte jest może jeszcze ważniejsze, bo w tym tomie po raz pierwszy grecki tekst Nowego Testamentu podzielony został na wersety, do tego czasu bowiem drukowany był jako całość, bez żadnego podziału.
Z podziałem na wersety łączy się zresztą zabawna anegdota.
Otóż syn Stephanusa napisał później, że ojciec zdecydował się wprowadzić podział na wersety, „podróżując konno". Bez wątpienia chciał przez to powiedzieć, że pracował w drodze—pewnie wieczorami, kiedy zatrzymywał się na postój, wpisywał numery wersetów. Ponieważ jednak napisał dosłownie, że Stephanus dokonał owego podziału, Jadąc konno", niektórzy złośliwi badacze stwierdzili, że istotnie musiał robić to „w siodle", a ilekroć koń niespodziewanie wierzgnął, podskakiwało też pióro, bo tylko tak można wyjaśnić dość niezrozumiały miejscami podział — zresztą dokładnie ten, który stosowany jest w naszych współczesnych przekładach Nowego Testamentu.
Nie zatrzymujmy się jednak na anegdotach, bo zniknie nam z oczu problem znacznie szerszy. Otóż, jak już wiemy, wszystkie kolejne wydania, wliczając w to edycję Stephanusa, ostatecznie bazowały na
editio princeps Erazma, która z kolei powstała w oparciu o dość późne i nie zawsze godne zaufania manuskrypty greckie, jakie udało się Erazmowi znaleźć w Bazylei, oraz ów pożyczony od Reuchlina.
Właściwie nie ma żadnego powodu, by przypuszczać, że rękopisy te były szczególnie dobrej jakości; raczej po prostu Erazm wykorzystał to, co miał pod ręką. Zresztą i tak, skoro mowa o kopiach przygotowanych jakieś jedenaście wieków po powstaniu oryginałów, trudno mieć wygórowane oczekiwania.
Na przykład manuskrypt, którego Erazm użył jako źródła dla tekstu Ewangelii, zawierał zarówno opowieść o kobiecie cudzołożnej (u Jana), jak i ostatnie dwanaście wersów Marka, a więc fragmenty, które, jak już wiemy, nie należały pierwotnie do tych ksiąg.
Znalazł się jednak jeden bardzo ważny fragment, którego zabrakło w manuskrypcie służącym Erazmowi za podstawę. Mam tu na myśli fragment Pierwszego Listu św. Jana 5,7-8, nazywany przez biblistów
Comma Johanneum.
Pojawia się on w manuskryptach łacińskiej Wulgaty, lecz generalnie brak go w większości manuskryptów greckich.
Fragment ten jest szczególnie ceniony przez teologów, ponieważ jako właściwie jedyny werset w całej Biblii jasno wyraża doktrynę Trójcy Świętej: istnieją trzy osoby boskie, ale Trójca jest jednym tylko Bogiem* W Wulgacie fragment ten brzmi następująco:
Trzej bowiem dają świadectwo: w niebie Ojciec, Słowo i Duch Święty, a ci trzej są jednością. I trzej są, którzy dają świadectwo na ziemi: Duch, woda i krew, a ci trzej w jedno się łączą.
To zadziwiający ustęp, stanowiący nieocenione wsparcie dla tradycyjnego nauczania Kościoła o „Trójjedynym Bogu". Bez tych zdań doktrynę Trójcy trzeba by wywodzić w oparciu o szereg wersetów, które dopiero łącznie uznać można za dowód, że Chrystus jest Bogiem, tak jak Duch Święty i Ojciec, ale mimo to jest tylko jeden Bóg. Tylko w tym miejscu doktryna Trójcy wyrażona została w sposób tak jasny i stanowczy.
Erazm jednak nie znalazł tych słów w manuskrypcie greckim. Jego źródło zawierało jedynie słowa; „Trzej bowiem dają świadectwo: Duch, woda i krew, a ci trzej w jedno się łączą". Gdzie się podziali „Ojciec, Słowo i Duch Święty"? Nie było ich ani w podstawowym manuskrypcie, z którego korzystał Erazm, ani w żadnym z pozostałych, z którymi porównywał tekst, dlatego najzwyczajniej je opuścił.
Właśnie brak tych słów bardziej niż cokolwiek innego rozwścieczył współczesnych Erazmowi teologów. Natychmiast oskarżono go o przekłamywanie tekstu w celu podważenia doktryny Trójcy Świętej i jej derywatu: doktryny o boskości Chrystusa. Zwłaszcza Stunica, jeden z głównych wydawców
Polyglotty Kompluteńskiej, najpierw publicznie zrugał Erazma, a potem zażądał, aby w następnych wydaniach werset znalazł się na swoim miejscu.
Jak później donoszono, Erazm (być może w chwili roztargnienia) zgodził się włączyć inkryminowany tekst do następnych wydań greckiego Nowego Testamentu, ale pod jednym warunkiem: krytycy mają mu przedstawić grecki manuskrypt, w którym znajdzie się sporny fragment (manuskrypty łacińskie Erazm uznał za dowód niewystarczający).
Tak też się stało: istotnie okazano mu grecki manuskrypt. Tyle tylko, że ewidentnie manuskrypt ów powstał w tym tylko celu. Ktoś po prostu przepisał grecki tekst Listu, a kiedy doszedł do spornego miejsca, przełożył
Comma Johanneum z łaciny na grekę, nie omieszkując wprowadzić najbardziej użytecznej teologicznie wersji.
Innymi słowy, okazany Erazmowi manuskrypt powstał w szesnastym wieku i został przygotowany na zamówienie.
Pomimo wątpliwości Erazm dotrzymał słowa i włączył
Comma Johanneum do następnych wydań swojego Nowego Testamentu, te zaś, jak już mówiłem, stanowiły podstawę dla kolejnych edycji przygotowywanych przez uczonych takich jak Stephanus, de Beze (Beza) czy drukarze Elzevierowie, które z kolei służyły jako podstawa do przekładów na liczne języki narodowe57, w tym również tłumaczom najpopularniejszej w świecie anglosaskim King James Bibie.
Tak więc znany czytelnikom angielskich przekładów Biblii, od Biblii króla Jakuba aż po czasy współczesne, Nowy Testament zawiera zarówno przypowieść o kobiecie cudzołożnej, jak i ostatnie dwanaście wersetów Marka i wreszcie Comma Johanneum, acz fragmentów tych, jak już wiemy, nie ma w najstarszych i najlepiej zachowanych manuskryptach.
Opowieści te, jak widać, weszły w nurt kultury zachodnioeuropejskiej niejako za sprawą historycznego zbiegu okoliczności; w pewnym sensie tylko z tego powodu, że manuskrypty, na podstawie których swoje wydanie przygotowywał Erazm (oraz sprokurowany na jego użytek kodeks), akurat je zawierały. Liczne wydania greckiego Nowego Testamentu z szesnastego i siedemnastego wieku istotnie tak się do siebie zbliżyły, że można było sądzić, iż oto powstała wersja powszechnie zaakceptowana przez uczonych (i czytelników).
Po trosze istotnie tak się działo, choćby z braku jakiejkolwiek alternatywy. W wydaniu Abrahama i Bonawentury (skądinąd wuja i bratanka) Elzevierów z roku 1633 znalazła się często później cytowana inwokacja do czytelnika: „Teraz masz oto tekst przyjęty przez wszystkich, w którym nie podajemy żadnej zmiany albo zepsucia".
Zwłaszcza sformułowanie „tekst przyjęty przez wszystkich" świetnie znane jest biblistom, stąd bowiem wzięło się określenie
Textus Receptus (skracane jako T. R.), którym krytyka tekstu posługuje się dla oznaczenia wersji tekstu greckiego, opartej nie na najstarszych i najlepszych manuskryptach, ale na edycji opublikowanej przez Erazma i powielanej później przez ponad trzysta lat.
Tyle lat bowiem musiało minąć, nim bibliści uznali, że dla ustalenia oryginalnego tekstu Nowego Testamentu warto byłoby przebadać za pomocą metod naukowych najlepsze i najstarsze z zachowanych manuskryptów, zamiast zgodnie z utartym zwyczajem przedrukowywać wersje uznane. W każdym razie ów Erazmiański, wątpliwej jakości
Textus Receptus był podstawą dla nowożytnych tłumaczeń i edycji aż do końca dziewiętnastego stulecia.
***
Fragment książki: B. Ehrman - Przeinaczanie Jezusa