Szkoła dla spowiedników
Rozmowa z ojcem Piotrem Jordanem Śliwińskim z krakowskiej prowincji zakonu braci mniejszych kapucynów, pomysłodawcą szkoły dla spowiedników.
Czy w szkole spowiedników są stopnie i egzaminy?
– (śmiech) Nazwę „szkoła” traktujemy z przymrużeniem oka. Szkoła działa we wsi Skomielna Czarna. Na uboczu, dlatego że to ma być nie tylko nauka na zasadzie kursokonferencji, ale czas modlitwy, spotkania, rozmowy. Nasi uczniowie mają się nie tylko uczyć.
Czy spowiedź nie jest przeżytkiem? We Francji niemal jej zaniechano.
– Na szczęście u nas jest duża potrzeba uczestniczenia w tym sakramencie. Ale wymagania wobec spowiednika są większe. Coraz więcej wiernych szuka stałego spowiednika, człowieka, którego znają, któremu ufają. Zmiany są tak dynamiczne, że trzeba się ciągle do nich dostosowywać. Spowiednik musi się ciągle uczyć, poznawać życie. I to widać na poziomie języka. Bywa, że język teologii, którym się posługujemy, jest zupełnie niezrozumiały dla osób przychodzących do spowiedzi. Dlatego czasem trzeba użyć języka młodych. Powiedzieć: słuchaj, wyślij jakby takiego SMS-a do Pana Boga.
Moja znajoma mówi, że denerwuje ją już sam wstęp – dlaczego musi uklęknąć przed spowiednikiem?
– Najpierw staje przed Bogiem, a pozycja ciała to jest akurat rzecz wtórna. Nasze konfesjonały w Krakowie to klimatyzowane pokoiki, w których można uklęknąć albo usiąść i to staje się coraz częściej regułą.
Szkoła spowiedników powstała, bo zmienili się ludzie. Czy spowiedź maklera giełdowego różni się od spowiedzi robotnika?
– I tak, i nie. Odwołajmy się do przykazania „Nie kradnij”. Makler może kraść inne rzeczy niż robotnik, ale istota grzechu jest taka sama. Żeby jednak do tych obu ludzi dotrzeć, na pewno trzeba używać innego języka.
Czy seminarium tego nie uczy?
– Uczy, i to przez lata. Jest psychologia ogólna i psychologia rozwojowa oraz psychopatologia w ramach wykładów seminarium, a obok tego są specjalne przedmioty poświęcone tylko spowiedzi, na przykład spowiednictwo. A więc kapłan jest przygotowany, i to nie tylko od strony psychologicznej. Ale świat jest w ciągłym ruchu.
Zmienili się ludzie, a ich świadomość grzechu?
– Obserwuję choćby zwiększoną wrażliwość na obowiązki wobec państwa, na przykład płacenie podatków, uczciwość w życiu społecznym. Świadomość postsowiecka, że wszystko, co wspólne, można brać, mija.
Niepłacenie podatków jest grzechem?
– Płacenie podatków jest obowiązkiem moralnym. Natomiast powiedzieć, że każde niepłacenie jest grzechem, to byłoby nadużycie, zawsze jest subiektywne podejście, trzeba to rozróżniać.
Z badań Pentora wynika, że z grzechów, które najczęściej popełniamy, spowiadamy się najrzadziej.
– Stojąc w obliczu konfesjonału, staramy się usprawiedliwiać. I to jest naturalne. Często w sakramencie pokuty te złudzenia opadają.
Jaką pokutę najczęściej ojciec zaleca?
– Zwykle o pokucie rozmawiam z penitentem. Proponuję na przykład lekturę odpowiedniego fragmentu Pisma Świętego. Ale najważniejsze jest dopasowanie pokuty do osoby. Jeżeli jest to człowiek zajęty, ciągle mówi, że nie ma czasu dla rodziny, to jako pokutę proponuję mu spacer z momentem medytacji. Jeżeli ktoś żyje w swoim świecie, myśli tylko o własnych kłopotach, to polecam słuchanie dziennika radiowego, żeby zrozumiał, że ten świat jest pełen problemów, że nie tylko te jego są najważniejsze. Jeśli ktoś ma tendencję do mówienia złych rzeczy, często radzę, żeby kogoś pochwalił, na przykład żonę.
Czy jest coś trudniejszego dla kapłana niż spowiedź?
– Spowiedź to najtrudniejsza posługa, bo dobrze spowiada ten, kto ma świadomość własnych słabości. Penitent wtedy czuje, że nie jest oceniany, odrzucany, nie jest ostemplowany.
Szczególnie trudne dla spowiednika wydają się grzechy związane z seksualnością. Ktoś może zadać pytanie: co ksiądz o tym wie?
– Nikogo nie zabiłem. To co? Nic nie wiem o zabójstwie i nie mogę rozmawiać na ten temat?
Zdarzyło się kiedyś bratu płakać w konfesjonale?
– Zdarzyło. Płakałem i ja, i spowiadający się.
rozmawiał Juliusz Ćwieluch
Przekrój - 33/2005