Prawdziwa historia Jezusa
Kościół już nie zabrania czytania apokryfów, ale wciąż się ich boi. I trudno mu się dziwić – historia słusznych i niesłusznych ewangelii może niejednego człowieka słabej wiary pozbawić jej całkowicie.
Mateusz, Marek, Łukasz, Jan – czterej ewangeliści, ludzie, którzy towarzyszyli Jezusowi, spisywali jego słowa i czyny. Każdy z nich opowiedział je po swojemu, jednak tworzą wspólną historię życia i śmierci Jezusa z Nazaretu. Tak mniej więcej przedstawia się wiedza na temat Nowego Testamentu, jaką dysponuje przeciętny katolik.
W tych dwóch zdaniach są co najmniej cztery nieścisłości. Przede wszystkim Jezus nie pochodził z Nazaretu ani z Betlejem. W momencie gdy się urodził, a więc około szóstego–siódmego roku przed naszą erą (przed narodzeniem Chrystusa?), tereny dzisiejszego Betlejem i Nazaretu nie były zasiedlone. Te miejscowości pojawiają się po to, by można było dopasować postać Jezusa do proroctw zawartych w Starym Testamencie.
Poza tym twórcy ewangelii, ludzie, którzy ją spisywali, prawdopodobnie nie widzieli Jezusa na oczy, a całą opowieść znali jedynie z ustnych przekazów. Apostołowie nie mogli sami opisać dziejów Jezusa, ponieważ... nie umieli pisać.
– Najbliżsi uczniowie Jezusa, podobnie jak on sam, wywodzili się z uboższych grup warstwy średniej, głównie rzemieślników – wyjaśnia profesor Zbigniew Mikołejko, kierownik Zakładu Badań nad Religią w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. – To w większości byli prości ludzie, którzy znali tylko język aramejski i nie umieli czytać ani pisać lub robili to tylko w podstawowym stopniu.
Dwaj ewangeliści
Autor najstarszej ewangelii, Marek, był towarzyszem świętego Piotra i według tradycji spisał wiernie jego opowieść. Większość naukowców zgadza się, że ewangelia jest faktycznie jego dziełem. Łukasz, grecki lekarz, uczeń świętego Pawła, też prawdopodobnie jest autorem „swojej” ewangelii oraz Dziejów Apostolskich.
Natomiast ewangelie Mateusza i Jana zostały spisane przez anonimowych autorów, a imion apostołów użyto dla uwiarygodnienia dzieł. Warto zwrócić uwagę, że w żadnej z kanonicznych ewangelii autor nie pisze o wydarzeniach w pierwszej osobie. Wszędzie mamy narrację trzecioosobową, jakby opisywano wydarzenia zasłyszane od kogoś. Zresztą nazwy wszystkich czterech pism powstały dopiero w II wieku, kilkadziesiąt lat po ich powstaniu.
Jednak największym szokiem dla osoby wierzącej może być informacja, że ewangelie kanoniczne absolutnie nie są opowieściami historycznymi. Naukowcy nie kwestionują istnienia Jezusa, ale zwracają uwagę na to, że powstające kilkadziesiąt lat po jego śmierci pisma w założeniu nie miały być kroniką historyczną.
– Ewangelie są po prostu podręcznikami dla katechumenów. Ich zadaniem jest przeprowadzenie ludzi wstępujących do Kościoła przez drogę kolejnych etapów wtajemniczenia – mówi profesor Mikołejko. – W przypadku trzech wcześniejszych ewangelii droga ta zajmowała rok, w przypadku późniejszej Ewangelii świętego Jana – trzy lata. To dlatego posługują się one językiem symboli, i to symboli zrozumiałych dla ludzi żyjących w zupełnie innymi miejscu i czasie.
Współczesny Kościół traktuje Stary Testament jako zbiór symboli i nie oczekuje dosłownej wiary w stworzenie świata, potop i Noego czy pożarcie Jonasza przez wieloryba. Tymczasem ewangelie przedstawiane są jako ścisły opis faktów historycznych z życia Jezusa, niemal kronika wydarzeń.
Jak skończył Judasz?
Takie podejście prowadzi do wielu nieporozumień, bo Nowy Testament jest pełen faktograficznych sprzeczności. Ot, choćby śmierć Judasza. Na pytanie, jak zginął, niemal wszyscy odpowiadają zgodnie: powiesił się po tym, jak zwrócił swoje 30 srebrników. Faktycznie, tak przedstawia los nieszczęśnika Mateusz, a raczej autor, który podpiera się jego autorytetem (Mt 27,5). Ale już w innym piśmie należącym do kanonu, Dziejach Apostolskich, możemy przeczytać, że Judasz „za pieniądze, niegodziwie zdobyte, nabył ziemię i spadłszy głową na dół, pękł na pół i wypłynęły wszystkie jego wnętrzności” (Dz 1,18). Zresztą owe 30 srebrników to też tylko symbol.
– Taka cena za wydanie przywódcy spisku jest nierealnie niska – mówi Zbigniew Mikołejko. – To najmniejsza kara, jaką wtedy płaciło się za zabicie niewolnika. Ta kwota pojawia się w opowieści, by nawiązać do proroctwa z ksiąg Izajasza i Zachariasza.
Takich rozbieżności jest znacznie więcej. U Łukasza rodzice Jezusa pochodzą z Nazaretu, u Mateusza – z Betlejem. U Mateusza po narodzinach syna uciekają do Egiptu, u Łukasza już miesiąc później wracają do Nazaretu. Dlaczego o spisie ludności całego świata, który opisuje Łukasz, nie wspomina żadne inne źródło, włącznie z Mateuszem? Czy Jezus niósł krzyż całą drogę sam (J 19,17), czy pomagał mu Szymon Cyrenejczyk (Mk 15,21)?
Wyjaśnieniem tych nieścisłości jest historia powstania ewangelii. Badacze dziejów Pisma Świętego uważają, że trzy najwcześniejsze ewangelie (Marka, Mateusza, Łukasza) opierały się na wspólnym hipotetycznym tekście pierwotnym zwanym źródłem Q. Nigdy go nie odnaleziono, ale sądzi się, że mógł to być pozbawiony narracji spis wypowiedzi Jezusa i dialogów z uczniami. Z tego źródła korzystał zapewne Marek, pisząc swoją ewangelię. Fragmenty, które zawierają kontekst wypowiedzi, opowieści o czynach i cudach, zaczerpnął z tradycji ustnej. Problem w tym, że datowana na lata 65–70 naszej ery ewangelia posługiwała się opowieścią krążącą od ponad 40 lat wyłącznie w postaci ustnego przekazu. Można sobie wyobrazić, jak działał taki „głuchy telefon” przekazujący obrastającą mitami historię sprzed czterech dekad. Ewangelia Marka jest najkrótsza, napisana najprostszym językiem i pomija dzieciństwo Jezusa.
Jako druga powstała historia spisana przez Mateusza. W tym czasie nadal istniało źródło Q, była już gotowa Ewangelia świętego Marka, a w kręgu, z którego wywodził się autor, znane były ustne przekazy. Właśnie te trzy źródła złożyły się na nową ewangelię. Podobnie ze złożenia poprzednich ewangelii z tradycją i źródłem Q powstała historia Łukasza. To wyjaśnia, dlaczego niektóre wydarzenia opisane są niemal identycznymi słowami – po prostu kolejni autorzy ściągali całe opowieści od poprzedników.
Natomiast Ewangelia świętego Jana, zupełnie odmienna od pozostałych, powstała później i niezależnie od innych. Pojawiających się w niej historii nie znajdziemy w innych ewangeliach, a opowieści z tamtych pism nie są zwykle umieszczone u Jana.
Pisma na zamówienie
Ale skoro osoby nazywane dziś czterema ewangelistami spisały swoje wersje historii Chrystusa, to mogło przecież powstać wiele innych takich opowieści.
– Ówczesny Kościół nie miał struktury hierarchicznej – wyjaśnia profesor Mikołejko. – Był to zbiór niezależnych, często niekontaktujących się grup, z których każda miała własne tradycje i opowieści. Często też w każdej z nich funkcjonowały inne wersje spisanych dziejów życia Jezusa.
We wczesnych latach Kościoła istniało wiele rozbieżności doktrynalnych. Jednym z najważniejszych problemów była złożona zależność między boską a ludzką naturą Jezusa oraz jego pozycja względem Boga Ojca. Do czasów soboru nicejskiego, który odbył się dopiero w 325 roku, trwały spory, których wynikiem było powstawanie rozmaitych wersji opowieści o Jezusie i innych ludziach z nim związanych.
Wiele z nich, włącznie z przetłumaczoną niedawno Ewangelią Judasza czy wcześniej znanymi Tomasza, Filipa i Marii Magdaleny, powstało w tradycji gnostyckiej, która głosiła antagonizm świata materialnego i duchowego. Pisma te miały często za zadanie dowieść słuszności takiego poglądu, więc nie wahano się wkładać w usta Jezusa nauk zgodnych z pożądaną przez autora tezą. Wyznawcy innych poglądów stosowali do zwalczania religijnych przeciwników dokładnie tę samą metodę, wykorzystując czytane przez daną wspólnotę wersje ewangelii.
Jednak duża grupa pism, które ostatecznie nie weszły do kanonu 27 ksiąg Nowego Testamentu, powstała po to, aby zaspokoić zwykłą ludzką ciekawość.
– Dzieje Jezusa znamy dopiero od momentu, gdy rozpoczął działalność publiczną, a więc od chrztu w Jordanie – wyjaśnia profesor Zbigniew Mikołejko. – Tymczasem pobożni ludzie chcieli znać szczegóły z wcześniejszego życia Jezusa, Maryi czy apostołów. I proszę bardzo – jest konsument, jest zapotrzebowanie, więc powstaje tekst na tę potrzebę odpowiadający.
Do tej grupy należą choćby liczne ewangelie dzieciństwa, dla których wzorcowa jest Protoewangelia Jakuba. Na jej podstawie powstały między innymi ewangelie: Ormiańska, Gruzińska czy Arabska. Były one często tworzone na zasadzie analogii – pojawiają się w nich postacie znane z późniejszych dziejów Jezusa. Na przykład podczas ucieczki do Egiptu na Świętą Rodzinę czają się dwaj łotrzy. Oczywiście to ci sami ludzie, którzy później zawisną na krzyżach po dwóch stronach Jezusa.
Jedne z najdziwaczniejszych opowieści możemy znaleźć w Ewangelii Dzieciństwa Tomasza (chodzi o dzieciństwo Jezusa – Tomasz to rzekomy autor). Skoro bowiem Jezus czynił tak niezwykłe rzeczy, będąc człowiekiem dorosłym, to w młodych latach też z pewnością nie był przeciętnym dzieckiem. W tej jednej z najstarszych ewangelii apokryficznych pokazana jest działalność Jezusa między 5. a 12. rokiem życia. Roi się tu od cudów – mały Jezus z fantazją rozkapryszonego dziecka daje życie i uśmierca, okalecza i uzdrawia, przyprawiając świętego Józefa o liczne troski i narażając go na pretensje sąsiadów. Zanim tę ewangelię uznano za nieprawomyślną, była niezwykle popularnym i lubianym utworem, o czym świadczą liczne do niej odwołania.
– Mimo że większość takich opowieści nie weszła do kanonu, to właśnie na nich opiera się ogromna część praktyk i zachowań religijnych – mówi profesor Mikołejko. – Choćby cała obrzędowość Bożego Narodzenia: wiara w szopkę, osiołka, wołu – wszystko to pochodzi ze źródeł apokryficznych.
Co więcej, nawet w kanonicznych ewangeliach jest wiele fragmentów apokryficznych, które zostały dodane później do pierwotnych tekstów. Takiego pochodzenia jest opowieść o zwiastowaniu, trzech królach, narodzeniu Jezusa i całym jego dzieciństwie. Nie ma jej w uważanej za najwcześniejszą Ewangelii świętego Marka. Późniejsze ewangelie zaspokajały ciekawość wiernych, dodając własne szczegóły.
Cienka granica
Poza dziwnymi historyjkami apokryfy zawierają wiele szczegółów, które można uznać za prawdziwe. Zwłaszcza że część tych pism powstawała w tym samym czasie co pisma kanoniczne – na przykład najstarsza apokryficzna Ewangelia Piotra. Odnalezione jej fragmenty zawierają opis męki, ukrzyżowania i zmartwychwstania Jezusa. Sam tekst podobny jest do kanonicznej Ewangelii świętego Mateusza i tylko nieznacznie różni się od „oficjalnych” ewangelii. Został jednak wykluczony z kanonu, ponieważ dopatrywano się w nim fragmentów nawiązujących do poglądów gnostyckich.
– Jednak ostre rozróżnienie między tekstami prawowiernymi a gnostyczną herezją było niemożliwe – mówi profesor Zbigniew Mikołejko. – Tu można mówić tylko o ciągłości poglądów: od łagodnego gnostycyzmu świętego Klemensa po radykalny, na przykład kainitów.
Rozbieżności i wątpliwości dotyczące wyboru pism, jakie powinny zostać uznane za kanoniczne, ciągnęły się bardzo długo. Ostatecznie skład Nowego Testamentu, jaki znamy dzisiaj, ustalony został pod koniec IV wieku, a więc po ponad 300 latach od powstania tekstów. Był to wynik długich sporów, walk i konfrontacji rozmaitych wizji chrześcijaństwa. Często granica dzieląca apokryfy od pism oficjalnie uznawanych jest tak cienka, że trudno ją dostrzec nawet fachowcom.
Pozostaje wiara.
przekłady fragmentów apokryfów pochodzą z książki „Apokryfy Nowego Testamentu” pod redakcją księdza Marka Starowieyskiego (WAM 2003) oraz z Biblii Tysiąclecia
Piotr Stanisławski
Przekrój - 20/2006