Religia Bałtów
Religia dawnych Bałtów Zachodnich reprezentuje stosunkowo słabo zaawansowany w rozwoju etap systemu wierzeń o skromnym zasobie form kultu. Wierzenia ludów bałtyjskich osiągnęły etap animistycznego kultu sił przyrody w formie wiary w niezliczone zastępy zróżnicowanych hierarchicznie duchów, z których grona zaczęły się powoli wyłaniać odosobnione bóstwa.
Kult ożywionej przyrody, cześć oddawana zwierzętom, roślinom, kamieniom, rzekom, ciałom niebieskim i zjawiskom atmosferycznym były odbiciem codziennych zajęć Bałtów uprawiających ziemię, hodującym bydło, zajmujących się rybołówstwem i zbieractwem. Według XIV-wiecznych źródeł Bałtowie czcili słońce, księżyc, gwiazdy, grom, ptactwo i zwierzęta, wśród nich ropuchę i węże. Zapełniali oni środowisko leśne i wodne duchami zwanymi welami. Inne drobne duszki, zwane kaukami, miały opiekować się domem. Aitwary były duszkami opiekuńczymi doglądającymi spichlerza, karmione regularnie kaszą i jajecznicą, za co wywdzięczały się staranną troską o dostatek gospodarstwa. Jeszcze inne duszki o daleko posuniętej specjalizacji i podziale kompetencji miały pieczę np. nad bydłem, nad polem (żem-pat - duszek ziemny), nad zbożem (łaukosargi), nad pszczołami, ogrodami, rzekami, rybami i różnymi zajęciami gospodarskimi człowieka oraz nad jego ogniskiem domowym.
Ponad tę masę drobnych duszków, będących dawnymi, animistycznymi wyobrażeniami, zaczęły wyrastać istoty nadprzyrodzone odgrywające ważniejszą rolę w produkcji rolniczej dawnych Bałtów. Do tych istot wyrastających do rangi bóstw należy zaliczyć Kurkę i Perkuna. Kurkę był bogiem wegetacji, zboża, urodzaju, występujący pod postacią ostatniego zżętego uroczyście na polu, przybranego i obnoszonego snopa zboża, opiekujący się plonami i zapewniający ich obfitość. Perkun, bogato poświadczany przez średniowieczną toponomastykę, był personifikacją pioruna, a więc zjawiska atmosferycznego w postaci błyskawicy i grzmotu, będącego dla rolnika symptomem burz obfitujących w życiodajny dla plonów deszcz lub nawałnic zagrażających płodom rolnym.
Źródła pisane informują o istnieniu u ludów bałtyjskich osobnej grupy kapłanów rozwarstwionej na wiele szczebli hierarchii. W pruskiej Nadrowii, w dorzeczu górnej Pregoły znajdowała się miejscowość Romowe, będąca ośrodkiem kultu religijnego, gdzie kapłan o imieniu (nazwie) Krywe (Criwe) strzegł wiecznie płonącego ognia i zwoływał za pomocą puszczonej w kurs z ręki do ręki krzywuli (zakrzywionej laski) ogólnoplemienne wiece Prusów i ich są siadów. Ogień płonął wiecznie w świętym gaju każdego bałtyjskiego plemienia. Mieszkał przy nim, strzegł go i odprawiał obrzędy oraz wróżby najważniejszy kapłan plemienia. Razem z nim przebywali przy ogniu jego pomocnicy, uczniowie i niewolnicy przekazani bogom w ofierze.
Wszystko wskazuje na to, że u Jaćwingów władza kapłańska była łączona ze świecką, a wymieniany w kronice halicko-włodzimierskiej Skomand był zarówno kapłanem jak i wo dzeni drużyny plemiennej. Koncentracja w jednym ręku władzy świeckiej i religijnej jest zjawiskiem typowym dla ustroju demokracji wojennej jaki panował we wczesnym średniowieczu u plemion bałtyjskich.
Według źródeł z połowy trzynastego wieku Bałtowie Zachodni nie budowali świątyń a ofiary składali w lasach (świętych gajach). Oprócz świętych gajów istniały również nietykalne, wyłączone z codziennego użytkowania pola i rzeki poświęcone bóstwom i chronione specjalnym tabu, gdzie nie ścinano drzew, nie uprawiano ziemi, nie zbierano plonów, nie łowiono ryb, nie pito wody i nie kąpano się. Dowodami obecności w danym miejscu bóstwa były osobliwe znaki zauważone w danym miejscu.
Według zgodnych relacji kronikarzy krzyżackich Prusowie i Jaćwingowie niechętnie wycinali drzewa. Zgodnie z ich wierzeniami każde drzewo rosnące osobno lub w zbiorowisku mogło być miejscem przebywania duszy zmarłego przodka, bóstwa-opiekuna każdego żyjące go mieszkańca ziemi lub nawet siedzibą duszy człowieka, który miał się narodzić. Ponieważ jednak drzewo było człowiekowi niezbędne w codziennym życiu, przed każdym wycięciem ^, drzewa odmawiano modlitwę, prosząc mieszkającego w nim ducha, by zachciał wybaczyć postępek i przenieść się do przedmiotu, który zostanie z wyciętego drzewa zrobiony. Drzewa rosnące poza świętym gajem były w zasadzie wolne od duchów, choć nigdy nie było całkowi tej pewności czy jakiś duch nie upodobał sobie drzewa wyrosłego poza miejscem świętym, a pozbawiony siedziby błąkał się po ziemi. Drzewa nie można było bezmyślnie nacinać ani obdzierać z kory, nie wolno było dla zabawy łamać gałęzi, gdyż tak jak człowiek drzewo cierpiało, krwawiło z odniesionych ran i chorowało długo, aż do uschnięcia. Drzewa stare, zwłaszcza lipy i dęby, otaczano szczególną czcią jako świadków wydarzeń dziejących się od niepamiętnych czasów.
Ofiary bóstwom składano zarówno indywidualnie jak i wspólnie. Ofiary indywidualne, skromniejsze, składane w imieniu własnym lub co najwyżej rodziny, pod drzewem, na kamie niu, ograniczały się do kilku jaj czy wylanego na ziemię napoju. Ofiary zbiorowe, publiczne, składane przez całą grupę (np. wioskę) sprawowano uroczyściej. Najważniejszymi okazjami do takich ofiar była wiosna (według źródeł szesnastowiecznych - 24 kwietnia) - dla zapewnienia urodzaju i lato (po zbiorze plonów). Ofiarnik z wieńcem kłosów na głowie zabijał ko zła uważając przy tym, by krew zwierzęcia nie spłynęła na ziemię i kropił uczestniczących w obrzędzie krwią ofiary. Kobiety warzyły mięso ofiarowanego zwierzęcia, a mężczyźni piekli pszenne pieczywo na ucztę obrzędową, podczas której posiłek zapijano piwem. Wśród zwierząt ofiarnych, najczęściej czarnej maści, należy wymienić poza kozami, kury, świnie a nawet byki.
Wśród krwawych ofiar, zdarzały się także ofiary z ludzi, nie tylko jeńców wojennych palonych żywcem na koniu, ale i z dziewcząt uwieńczonych kwiatami i rzucanych na stos. U Pru sów panował także zwyczaj pozostawiania na pastwę losu lub zabijania niemowląt płci żeń skiej tuż po urodzeniu. Źródła archeologiczne daj ą także dowody na istnienie rytualnego ludo żerstwa we wczesnej epoce żelaza.
Szczególną rolę w społeczeństwie sprawowali kapłani - znachorzy, którzy chodzili po całym terytorium plemiennym od zagrody do zagrody i leczyli ludzi, udzielali rad i wstawiali się do bogów o pomoc w konkretnych sprawach. Kapłanów tych nazywano zigo (chodzący) lub zigonutas (kroczący) od ich trybu życia. Kapłan taki kroczył też na czele zbrojnego oddziału i jego obowiązkiem było zadanie wrogowi pierwszej rany. Zigo był także wróżbitą chodzącym wraz z wyprawami zbrojnymi i na podstawie różnych znaków na bieżąco przepowiadającym losy prowadzonej akcji.
Ważną rolę w praktykach religijnych Bałtów odgrywało wróżbiarstwo. Specjalną kategorię kapłanów-wróżbitów stanowili ci, którzy umieli zaklinać węże, a w razie potrzeby wróżyć ze sposobu ich zachowania. Zaklinano i wróżono na podstawie zachowania węża, który od dawna zadomowił się w gospodarstwie domowym. Kapłan zwany Żaltonisem wywabiał węża z legowiska, a jeżeli wąż pełzając docierał do zastawionego stołu, dotknął znajdujących się na nim potraw i wrócił spokojnie do swego kąta, oznaczało to pomyślność dla całego gospodarstwa. Jeżeli natomiast mimo zaklęć kapłana wąż nie ruszył się z legowiska, wszyscy wpadali w rozpacz w przewidywaniu wielkiego nieszczęścia.
Byli wśród Prusów i Jaćwingów kapłani wróżący z szumu piany utworzonej na powierzchni nalanego napoju ( na przykład piwa czy mleka), zwani Putonei (puta - szum), byli tacy, którzy opanowali trudną sztukę brzuchomówstwa, a zwano ich Pilweysen lub Pilwitten (pilwas - brzuch), i było wielu innych. Nie każda wróżba wymagała obecności kapłana. Wszyscy wiedzieli, że spotkany na drodze wąż oznaczał pomyślność, złym znakiem było, gdy wilk przebiegł drogę, nieszczęście zwiastował przebiegający człowiekowi drogę zając. Kanie, jaskółki i sowy wróżyły szkody i pożary, natomiast dobrym znakiem był głos bociana, żurawia i dzięcioła. Wróżba ptasia zależała także od rodzaju wydawanego krzyku i strony, z której się go usłyszało. Często wróżono z kości kurzych.
Od złych przypadków człowiek mógł się uchronić nosząc stale przy sobie różnego rodzaju amulety. Zasuszona pszczoła przechowywana w zakamarku odzieży chroniła od bólu zębów, schowana w domu strzegła go od pożaru. "Seitai", czyli amulet, przyczepiano do pasa, na szyjnika lub bransolety na łańcuszku. Najbardziej popularnymi amuletami były kły dzika oprawione w srebro lub brąz.
Więź z przodkami przejawiała się w rozwiniętym kulcie zmarłych. Według bałtyjskiej tradycji pogrzebowej wraz ze zmarłym palono na stosie lub grzebano do ziemi jego konie, nie wolników, oręż, strój i narzędzia pracy. Jako przykłady można tu podać grób "księcia" i grób "rolnika" z cmentarzyska w Szwajcarii k/Suwałk oraz groby końskie na cmentarzy skach w Osowej, Korklinach i Szwajcarii koło Suwałk czy w Paprotkach Kolonii koło Giżycka.
Według trzynastowiecznych źródeł pisanych kapłani pogańscy zdolni byli oglądać w czasie spalania zwłok duszę zmarłego szybującą w zaświaty. W różnych porach roku na grobach składano zmarłym ofiary dla zjednania ich sobie i wyprawiano uczty na ich cześć. W czasie styp pogrzebowych kapłani zwani tulisze i Ugaszę sławili czyny nieboszczyka, którego mienie rozdzielano w nagrodę zwycięzcom obrzędowych wyścigów na cześć zmarłego. Obie nazwy kapłanów oznaczały najprawdopodobniej ludzi o tych samych funkcjach w czasie pogrzebu i nieco odmiennych rolach w życiu. Ligasze to zapewne znachorzy, ludzie opiekujący się chorymi i leczący rany. Nazwa ich powstała od pruskiego słowa liga , czyli choroba. Natomiast tulisze to ludzie obdarzeni umiejętnościami objaśniania znaków, jeżeli słuszne jest wywodzenie ich imienia od pruskiego słowa tul , co oznacza tłumaczyć. W czasie pogrzebu ich obowiązki były jednakowe, to znaczy prowadzili cały obrzęd intonując pieśni ku chwale zmarłego.
Wierzono, że dusza zmarłego mogła przejść w zwierzę (np. wilka lub niedźwiedzia) lub drzewo (kobiety w lipę, mężczyźni w dąb). W ogóle w kulcie zmarłych, ich dusze ucieleśnia ły się prawdopodobnie w wężu domowym, opiekunie gospodarstwa zapewniającym dobrobyt.
Bardzo ciekawym zjawiskiem być może wiążącym się z wierzeniami Prusów i Jaćwingów są przestawienia tak zwanych bab kamiennych, których kilkanaście sztuk znaleziono na pograniczu prusko-jaćwieskim. Są to z grubsza ociosane bryły granitu z zaznaczonymi elementami twarzy i wyrytymi zawsze takimi samymi atrybutami: trzymanym w dłoni rogiem do picia, mieczem u pasa i naszyjnikiem.
Bałtyjskie baby kamienne z Bartoszyc [po lewej] i Barcian [po prawej]
Baby kamienne są traktowane jako posągi bóstw lub posągi nagrobne. Analogie skandynawskie pozwalaj ą przypuszczać, że mogą to być rzeźby postaci wodzów szczególnie zasłużonych dla plemienia, którzy zginęli na obczyźnie. Ostateczne wyjaśnienie tej zagadki będzie prawdopodobnie bardzo trudne.
http://www.niemen.org.pl