Kultura duchowa Prusów
Kultura duchowa Prusów jest nam słabo znana. Prusowie jako lud niepiśmienny żadnych przekazów nie pozostawili. Ze skąpych danych i legend wyłania się jednak pewien obraz życia duchowego tego ludu. W wyobrażeniach Prusów cały świat roi się od niewidzialnych istot boskich, które szumią w powietrzu, zielenią się w liściach, pienią w wodzie.
Świat przyrody roi się od demonów, określanych ogólnie wspólną nazwą veles. Każdą izbę zamieszkują kauki – domowe, psotne duszki. Również każda zagroda ma swojego opiekuńczego bożka Żempatisa, któremu oddawano cześć w grudniu przy okazji święta zwanego isventinimas sodibes, czyli poświęcenia zagrody.
Losy człowieka są całkowicie zależne od niezrozumiałych dlań, groźnych zjawisk i sił przyrody. To one decydują o dobrobycie i urodzaju. W celu zapewnienia sobie obfitych zbiorów Sambowie i Jaćwięgowie musieli zyskać przychylność bogini Żeminele – Matki Ziemi, opiekunki „wszystkiego, co rośnie”. Inne plemiona pruskie czciły w tym samym celu boga zwanego Pergrubiusem.
Bóstwa płodności czczono na wiosnę lub latem. Wiosną obrzędy religijne miały uświęcić wydarzenia związane z rozpoczęciem prac polowych, takich jak na przykład pierwszy zasiew zboża. Również z okazji wypędzenia bydła na wypas odprawiano uroczystości ofiarne. Brali w nich udział wszyscy mężczyźni, którzy zgromadzeni w świętym gaju luksu, oddawali cześć bogu Baubisowi – opiekunowi stad bydła. Na obszarach przybrzeżnych wiosna była porą rozpoczynającą okres żeglugi i połowów. Ofiary składano tu Perdoytusowi – opiekunowi rybaków i żeglarzy.
Latem, tuż po żniwach obchodzono tzw. dożynki. Porządek ceremonii ofiar wiosennej i dożynkowej przebiegał w sposób bardzo do siebie podobny. Kościelna agenda pruska z 1530 roku, a za nią ksiądz łecki Jan Malecki w pismach o bałwochwalstwie starych Prusów, Litwinów i innych plemion, tak oto opisują przebieg tych uroczystości. W święto Jerzego (23 kwietnia) schodzą się do jednego domu ludzie ze wsi. Ofiarnik w prawej ręce trzyma kubeł piwa, wzywa bożka, wyśpiewując ku jego chwale. Chwyta kubeł zębami, wychyla go i przerzuca przez głowę. Uczestnicy podają mu następny kubeł, z którym ofiarnik postępuje tak samo jak z poprzednim, wzywając kolejnych bogów. Uczestnicy śpiewają w tym czasie, pląsają i „godują”. W ofierze składają kozła kupionego za wspólne pieniądze zebrane z czterech lub pięciu sąsiednich wsi. Ofiarnik (wurszajt, wurszajtis) z wieńcem włosianym na głowie, opasany torbą, kładzie ręce na kozła i wzywa bogów. Obecni trzymają w tej chwili zwierzę w powietrzu. Ofiarnik zarzyna kozła i skrapia obecnych krwią, po czym kobiety kozła ważą. W tym czasie mężczyźni rzucają placki przez ognisko tak długo, aż się upieką. „Godują” potem przez dzień i noc. Następnego dnia idą w miejsce oddalone od wsi i zakopują resztki z biesiady, aby nie dobrały się do nich dzikie zwierzęta.
Znakomita większość obrzędów odbywała się w miejscach jak gdyby uprzywilejowanych przez naturę. Piotr Dusburg wskazuje na istnienie świętych gajów, pól, rzek, gdzie „ani nie rąbano, ani nie orano, ani wody pito (…) dokąd niepowołany wejść nie śmiał. Gaje, pola i wody poświęcone są bogom powietrza, wody, ziemi i ognia, ciałom niebieskim, gromowi, ptactwu, zwierzętom czworonożnym i gadom”. W miejscach charakterystycznych, w których znajdowały się nietypowych kształtów drzewa, kamienie lub inne twory przyrody, ofiarnik utrzymywał święty ogień. Wierzyli Prusowie w oczyszczającą moc płomieni i dlatego tu właśnie składali ofiary swym bóstwom. Wurszajtis zwoływał wiernych krywą (laską) w celu dokonania większej, gminnej ofiary. Tutaj oddawano trzecią część zdobyczy wojennej. Liczba trzy oraz jej wielokrotności były liczbami magicznymi. Według niektórych źródeł wraz z łupami wojennymi palono żywcem również i „znakomitszych” jeńców. Rekrutowali się oni niejednokrotnie ze starych, zamożnych wojowniczych rodów. Na stos składano ich razem z koniem i całym uzbrojeniem. Jeńców wybierano prawdopodobnie losowo. Istnieje pewien przekaz, według którego w roku 1261 wybór padł na Hirzhalsa z Magdeburga. Dwa razy Henryk (Herkus) Monte ocalił go od stosu, zapewne ze względu na łączącą ich przyjaźń. Gdy los wskazał Hirzhalsa po raz trzeci, ten dobrowolnie poszedł na stos.
Ofiary składano bogom w podzięce lub w ramach prośby – wtedy łączyła się z wróżbą na przyszłość. Wróżba mogła wypaść niepomyślnie, gdy np. krew z żyły ofiary nie wytrysnęła obficie albo układ kości czy wnętrzności był „niepoprawny”. Wróżono też z piany piwnej i różnego rodzaju płynów. W tych uroczystościach mógł uczestniczyć każdy mieszkaniec lauksu. Ich udział w ceremonii polegał na dorzucaniu gałązek chrustu do ognia oraz na spożywaniu resztek z ofiar bydlęcych. Najczęściej w ofierze składano byka, kozła, świnię lub kurę (koguta) – wszystkie barwy czarnej, wyjątkowo innej – byle by nie czerwonej. Źródła odnotowują pewne lokalne różnice na tle zasad dotyczących rodzaju składanych ofiar: „(…) jedni wystrzegają się czarnego konia, inni innej maści”. Różnice te mogły wynikać z typu hodowli określonych gatunków zwierząt.
Istnieje szereg ofiar niewymagających wielkich ceremonii. Polegały one na przykład na odlaniu odrobiny napoju pod drzewo lub na ziemię i izbie czy dotknięciu ziemi odrobiną chleba. Charakterystycznym rysem pruskich wierzeń są wyobrażenia o życiu pozagrobowym i związani z tymi wyobrażeniami obrzędy pogrzebowe. Główną rolę odgrywali w nich śpiewacy. Źródła stawiają ich na równi z kapłanami i nazywają tuliszami albo ligaszami. Ligasz opisywani są jako znachorzy, opiekujący się chorymi a ich nazwa wywodzi się od pruskiego słowa „liga”- choroba. Tulisze natomiast to ludzie obdarzeni umiejętnościami objaśniania znaków wróżebnych (od pruskiego „tul” – tłumaczyć). Niektórzy badacze wskazują jednak na inny źródłosłów tych nazw. Według nich tulisz znaczy tyle co szerzyciel, mnożycie, głosiciel sławy, ligasz zaś jaj „rozstrzygaczem”, sędzią. Ligasz i tulisz wysławiali u stosu lub podczas stypy czyny zmarłego: ilu chrześcijan zabił, złupił lub podszedł, jak srogo mścił zniewagę własną i rodową, jak wielką odwagą wyróżniał się podczas polowań, jak umiejętnie władał bronią, jak szanował przodków, wiarę i zwyczaj, jak hojnymi ofiarami czcił własnych bogów i jak stronił od bogów obcych…
Gdy już lista czynów nieboszczyka była zamknięta, śpiewak patrzył w górę, gdzie oto nad stosem ukazywał mu się duch zmarłego w błyszczącej zbroi, pędzący ze wspaniałym orszakiem do innego świata. Tam spotka się ze swoimi przodkami i bogami.
Kremacja była poprzedzona stypą (sarmen). Uroczystość tę organizowano w domu zmarłego. Traktat chrystburski przekazuje, że ciało nieboszczyka wraz z jego majątkiem leżało nawet do pół roku. W tym czasie żałobnicy biesiadowali, roztrwaniając przy okazji dobytek zmarłego. Pozostałą resztę dobytku układano później na długości mili i urządzano wyścigi. Biorący w nich udział starali się zebrać jak największą ilość rozłożonych przedmiotów. Igrzyska te były ostatnim etapem stypy. Tera dopiero można było rozpalić stos, na którym wraz z nieboszczykiem płonęły jego żony, konie oraz niewolnicy. Wyznawano zasadę, że na stos należy złożyć przedmioty, które były niezbędne za życia. Wojownikowi składano, więc przede wszystkim broń i sługi, niewolnikom zaś narzędzia pracy.
Barwnym składnikiem pruskich wierzeń było przekonanie o możliwości doskonalenia się duszy. Według Kadłubka „jest powszechnym obłędem pruskim, że dusze po wejściu w ciało przechodzą w nowonarodzonych, inne zaś zwierzęcieją, przechodząc w zwierzęta. Szlachetna śmierć odrodzi ich jeszcze szlachetniejszymi”.
Tylko powierzchowny obserwator wierzeń pruskich nazwie je prymitywnymi. Prusowie uformowali sobie pewien dualistyczny obraz rzeczy i idei. Wierząc, że każda żyjąca istota, każdy przedmiot, rzecz ma swe duchowe, idealne odbicie, swój cień – duszę.
Agnieszka Chrostek
www.pruthenia.strefa.pl