Z klątwą im do twarzy
Klątwy towarzyszą ludzkości niemal od samego jej początku. Po co samemu zabijać wroga, skoro można – zachowując czyste ręce – skorzystać z dobrodziejstwa uroku? Niekoniecznie osobistego
Niespełna rok temu mieszkańcy Bytomia zwrócili się do arcybiskupa z prośbą o interwencję u papieża. Chodziło o to, by Benedykt XVI zdjął z miasta klątwę, nałożoną w 1367 roku po straceniu dwóch miejscowych duchownych, a której skutkiem miałby być trwający do dziś upadek miasta. Jakieś 40 tys. lat wcześniej w jaskini Montespan grupa paleolitycznych myśliwych tańczyła tzw. taniec okrężny wokół upolowanego zwierzęcia, usiłując uspokoić jego duszę, a tym samym uniknąć przekleństwa, jakie mógłby wywołać nieuzasadniony mord. Musieli robić to często i w podobnym układzie choreograficznym, skoro na glinianej podłodze jaskini do dziś można oglądać ślady ich stóp.
PRZEKLEŃSTWO STWORZENIA
Jak widać, dziesiątki tysięcy lat nie mają większego wpływu na ludzkie schematy myślenia. I zabobonni Ślązacy, i uzbrojone w dzidy paleoantropy założyli istnienie siły wyższej – ale nie wszechmocnej, boskiej – lecz tej innego kalibru. Takiej, którą w określony sposób można nagiąć do swoich potrzeb. Nie tylko zresztą oni. Niezależnie od stopnia złożoności systemów religijnych, liczby czczonych w nich bogów czy subtelności teologicznych konstrukcji na ich temat, przekonanie o obecności ponadzmysłowych sił, które wpływają na ludzki los, było jądrem religijności wszystkich znanych kultur, a próby zdobycia nad nimi kontroli lub przynajmniej zapewnienia sobie ich życzliwości – impulsem do stworzenia zrytualizowanych religii.
Magia fundamentem religii? Brzmi to jak myśl godna stosu, ale w rzeczywistości myślenie magiczne z łatwością da się wyłowić zarówno w syberyjskim szamanizmie, jak i współczesnym chrześcijaństwie; przesiąknięte są nim archaiczne rytuały Aborygenów, ale nie mniej jego elementów wiruje do dziś w judaizmie i islamie. Wszędzie też – w każdym czasie i miejscu geograficznym – spotykamy się z najpotężniejszym magicznym orężem, czyli klątwą.
Czym więc właściwie jest klątwa? Cofając się w głąb historii, znajdziemy ją czasem w roli obiektywnej siły kosmicznej, niemal zasady stwórczej niezbędnej do ukształtowania znanego nam świata. Kiedy indziej jako karę za naruszenie pewnych społeczno-religijnych norm, ale przecież równie często jako możliwe do kupienia za pieniądze narzędzie małej ludzkiej złośliwości. Czasem jest nieuchronna, w innym miejscu i czasie z łatwością można się jej przeciwstawić odpowiednimi słowami, gestami czy przedmiotami. Obszar znaczeniowy słowa klątwa jest tak szeroki, że nie istnieje wyczerpująca jej definicja. Chociaż wszystkie mity kosmogoniczne różnią się od siebie w mniej lub bardziej istotnych szczegółach, mają to do siebie, że w przytłaczającej większości opisują powstanie świata, a często też człowieka, jako skutek konfliktu.
Na Słowiańszczyźnie rosyjscy etnografowie odnotowali schrystianizowaną wersję starszego mitu, w którym ziemia tworzy się i rozrasta pod stopami ganiających się w tę i z powrotem Boga i demona. W starożytnej Mezopotamii Ziemia i Niebo powstają z ciała bogini Tiamat zabitej w wyniku długotrwałej walki z młodszym bogiem Mardukiem. W Indiach – jak czytamy w „Rygwedzie” – bóg Indra przez samo tylko zwycięstwo nad wężem Wrytrą (uosobieniem chaosu) stworzył słońce, niebo, jutrzenkę, a wśród plemion germańskich Odyn, Wili i We z ciała zabitego przez siebie olbrzyma Yrmira zrobili ziemię, a z jego czaszki sklepienie niebieskie.
W żadnym z tych mitów nie pada słowo klątwa – żadne antropomorficzne czy choćby upostaciowione bóstwo nie przeklina świata i zamieszkującego go stworzenia. A jednak owa klątwa nieustannie wisi w powietrzu. Zabicie starszych bóstw, symbolizujące przełamanie pewnych odwiecznych zasad, obarcza młodsze pokolenia bogów i, rzecz jasna, ich dzieło przekleństwem. Mircea Eliade odnajduje taką myśl w przytoczonym już sumeryjskim micie o Tiamat i Marduku. Otóż, gdy ze związku Tiamat i Apsu narodzili się młodzi bogowie, w niebie zapanował nieznośny gwar. Zirytowany nim Apsu rzekł do Tiamat: „Chcę ich zniszczyć! Swawolę ich ukrócić, aby cisza zapanowała, byśmy mogli wreszcie spać”. Eliade jest przekonany, że „w strofach tych odczytać można tęsknotę materii za pierwotną nieruchomością, sprzeciw wobec wszelkiego ruchu”. Cóż, Apsu wkrótce został uśpiony – nomen omen magicznymi inkantacjami – i zabity. Przeklęty świat już bez przeszkód wkroczył w nową erę.
KOPIUJĄC NIEBO
W archaicznych wyobrażeniach wszystko, co działo się na Ziemi, było jedynie odtworzeniem wydarzeń mających miejsce w świecie boskim. W australijskim plemieniu Wunambalów inicjacyjne obrzezanie chłopców tłumaczy się tym, że w Czasie Snu (czas mityczny) jeden z przodków, dokonując na sobie tej czynności, stworzył błyskawicę i ogień. Wszystkie mezopotamskie miasta zbudowane były na planie architektonicznym, dostarczonym – jak przekonują mity – bezpośrednio przez bogów opiekujących się danym miastem i będących dokładnymi kopiami ich niebiańskich siedzib.
Przykłady można mnożyć, ale wszystko sprowadza się do tego, że granica dzieląca sacrum od profanum była w dawnych wiekach bardzo nieostra, a życie społeczne postrzegano jedynie jako aspekt życia boskiego. Stąd już tylko krok do uznania praw, zasad społecznych, pewnych przestrzeni i gestów za uświęcone. Kara za ich złamanie ściągała na sprawców klątwę boską. Oczywiście im głębiej w historię, im bardziej archaiczne są struktury, na jakich opiera się dana społeczność, tym bardziej święta przestrzeń zwiększa swój zasięg, a zakazy stają się bardziej rygorystyczne. Wśród licznych plemion Australii, Oceanii i Afryki zakazane jest jedzenie zwierzęcia totemicznego, gdyż uważa się, że jego ciało jest tożsame z ogółem plemienia. Konsumpcja takiego zwierzęcia byłaby więc de facto aktem kanibalizmu.
Osoba przekraczająca to tabu podlega klątwie, która jeszcze w XIX wieku bywała całkiem śmiertelna. Andrzej Szyjewski w „Religiach Australii” przytacza przykład niejakiego McAlpine’a, który zatrudniał w latach 1856–1857 młodego Kurnaja. „Był młody i silny. Kiedy pewnego dnia tubylec ten okazał się być jednak chory, wyjaśnił swemu panu, że zrobił coś, czego nie powinien był robić. Ukradł samiczkę oposa, chociaż nie wolno mu było jej jeść. Zostało to odkryte przez starszych. Wiedział, że już nie urośnie. Położył się, można powiedzieć pod wpływem tej wiary, i nie podniósł nigdy więcej; umarł po trzech tygodniach”. Riedel przytaczał historię młodego, świeżo nawróconego na chrześcijaństwo Polinezyjczyka, który za namową misjonarza wykąpał się w jeziorze. A było to zagrożone karą śmierci. Pechowy amator kąpieli wkrótce po tym zachorował i zmarł.
Można tu wdawać się w dyskusję o psychologicznym podłożu tych śmierci. Tyle, że w tym przypadku nie ma to żadnego znaczenia – czy dosięgła ich ręka bóstwa, czy zmarli z przerażenia własnym czynem. Jak się przekonali – dla nich klątwa była realna. Przekleństwo wywołane złamaniem tabu często tłumaczy też mizerną kondycję człowieka – od zawsze mającego dość niskie mniemanie o swoim życiu. Najbardziej znana na świecie historia dotyczy oczywiście wygnania Adama i Ewy z raju, a tym samym skazania ich, a wraz z nimi wszystkich ludzi, na śmiertelność i wszelkie możliwe nieszczęścia. Jakiekolwiek były przyczyny zakazu zrywania owoców z Drzewa Poznania Dobra i Zła – zakaz istniał, a pierwsi rodzice go złamali.
KOBIETA Z KIJEM
Ciekawy mit, nieco podobny do biblijnej opowieści o wieży Babel, znamy z Ghany. Pewna kobieta dawno temu, bijąc fufu (lokalna potrawa), tak bardzo zamachnęła się swoim kijem, że aż sięgnęła Królestwa samego Boga – Niame Najwyższego. Wyrozumiały Bóg przesunął swoją siedzibę wyżej w niebiosa. Granica Ziemi i Nieba nie była wtedy jeszcze wyraźnie oznaczona, a ludzie byli nieśmiertelni. Ale ciekawska kobieta, przy pomocy innych gospodyń, ustawiła stępy (prymitywne moździerze – przyp. red.) jedną na drugą, próbując w ten sposób sięgnąć Królestwa Boga. Tak powstała wieża nie była wystarczająco wysoka. Kobieta postanowiła więc podwyższyć ją, używając stępy znajdującej się u podstawy.
Wraz z runięciem całej konstrukcji skończyło się też błogie i niemające kresu życie ludzi, a Królestwo Boże na zawsze oddzieliło się od ich Ziemi. Wszystkie przedmioty i miejsca w oczywisty sposób związane z kultem z natury rzeczy ściągały klątwę – karę boską – na chcących je zbezcześcić. Trudno tu powstrzymać się od małego skoku w świat średniowiecznej wyobraźni i sposobu jej artykułowania. Oto w jaki sposób Wincenty Kadłubek opowiada na kartach swojej kroniki o karze za próbę zbrukania świętości. Otóż pogańscy Pomorzanie postanowili pewnego dnia porwać dla okupu arcybiskupa gnieźnieńskiego Marcina, gdy ten odprawiał mszę w Spicymierzu. Wojownicy wdarli się do świątyni i chociaż nie udało im się dostać kapłana, gdyż ten „zaiste, tak już wzbił się wysoko w rozważaniu, tak też uniósł się w górę z ciałem”, nie uniknęli kary za wtargnięcie do świątyni. „Zarówno bowiem samych napastników, jak żony i dzieci ich porwał nagły jakowyś szał, tak że wzajemnie godzili na siebie to mieczem, to kamieniami lub kijami (...) Od tej zarazy przeważna część ich ginie wśród okropnego ryku i strasznego szamotania. I tak długo byli dręczeni, aż zrozumiawszy przyczynę kary i świętości odsyłają arcybiskupowi i przyrzekają, że taką samą ilość pieniędzy, jakiej przedtem żądali od arcydiakona, złożą za pogwałcenie nietykalności”. Ciekawe, że klątwa nie spadła na Bolesława Śmiałego za poćwiartowanie – wszak także przy ołtarzu – biskupa Stanisława. To już jednak zupełnie inna historia.
Klątwy miejsc i przedmiotów chyba najsilniej do dziś zapładniają wyobraźnię twórców i odbiorców popkultury. Horrory o nawiedzonych domach, powracający jak bumerang w literaturze motyw klątwy Tutanchamona, wszystko to najlepiej świadczy o popularności tego typu wątków. Twórcy literatury i filmów klasy B doskonale wiedzą, co najbardziej interesuje masowego odbiorcę.
PRYWATYZACJA ZAKLĘCIA
Pesymizm i przekonanie, że świat jest zły, a człowiek mały i prawie bezbronny, nie jest bynajmniej wynalazkiem Sorena Kierkegaarda i XIX-wiecznych egzystencjalistów. Podczas gdy dziś panaceum na targające nami nieszczęścia staramy się dostrzegać w nauce, w dawnych wiekach orężem do walki z nimi była, rzecz jasna, magia. Już neandertalczyk chował swoich zmarłych z zachowaniem odpowiedniego rytuału (ślady kwiatów i czerwonego barwnika – ochry – powszechnie symbolizującej krew, a więc życie), co zapewne miało zapewnić zmarłemu odrodzenie.
Z biegiem czasu rytuały stawały się subtelniejsze, a wraz z rozwojem mowy i języka dołączyły do nich zaklęcia, mające choćby na jakiś czas zakrzywić nieuchronne prawa natury. W celach najzupełniej prywatnych albo politycznych. Ze starożytnego Babilonu znamy na przykład sposób odwrócenia klątwy rzuconej na człowieka. Wystarczyło w odpowiedni sposób powiedzieć: „Moja czarownica i mój czarownik siedzą w cieniu stosu cegieł. Ona siedzi i rzuca na mnie czary, sporządza mój wizerunek. Ślę przeciwko tobie zioło haszu i sezamu. Rozpraszam twoje czary, wciskam ci twoje słowo z powrotem w usta. Czary, które na mnie rzuciłaś, niechaj obrócą się przeciwko tobie! Wizerunki, które sporządziłaś, niechaj będą użyte przeciwko tobie! Woda, której zaczerpnęłaś, niechaj posłuży przeciwko tobie! Twoje zaklęcia się mnie nie imają! Twoje słowa mnie nie dosięgną!”.
Ale bynajmniej nie trzeba cofać się o 4 tysiące lat, by spotkać się przekonaniem, że odpowiednie formuły są w stanie zapobiegać złu. James Frazer w swojej słynnej „Złotej gałęzi” pisze: „Tak więc dowiadujemy się, że we współczesnej (koniec XIX wieku) Francji większość chłopów wierzy nadal, iż ksiądz posiada tajną i nieodpartą władzę nad żywiołami. Przez odmówienie pewnych modlitw jemu tylko znanych, i które tylko on ma prawo odmawiać, za co musi potem prosić o rozgrzeszenie, może w wypadkach grożącego niebezpieczeństwa wstrzymać lub odwrócić na chwilę działanie praw wieczystych świata fizycznego. Rozkazuje wiatrom, burzom, gradowi i deszczowi, które są mu posłuszne. Podlega mu również ogień i płomienie – pożary gasną na jego słowo”.
Niespełna trzydzieści lat temu Bob Marley i rozwijający się wokół niego rastafarianizm ostro zwalczał zwyczaje magiczne zakorzenione od wieków na Jamajce wśród czarnej populacji ludu Akan. Wierzy się tam mianowicie, że odpowiednio przygotowane osoby, obeahmani, są w stanie swobodnie manipulować jednym z trzech rodzajów duszy zmarłego, duchem duppy. Do tej samej kategorii należy karaibska mieszanina chrześcijaństwa i magii voodoo. W Indiach jeszcze na początku ubiegłego wieku powszechne było powiedzenie: Cały wszechświat podlega bogom. Bogowie zaklęciom. Zaklęcia braminom. Dlatego bramini są naszymi bogami.
ZEMSTA TEMPLARIUSZA
Ciekawego przykładu wykorzystania klątwy w celach doraźnych dostarcza historia chrześcijaństwa. Jeszcze w późnej starożytności, w czasach dyskusji nad kanonem Biblii i sporów chrystologicznych, biskupi nakładali ją lekką ręką na „heretyków”, w średniowieczu obkładano nią lekką ręką przeciwników politycznych, by wspomnieć tę najsłynniejszą, rzuconą przez papieża Grzegorza VII na cesarza Henryka IV. Oczywiście chrześcijaństwo nigdy nie przyznałoby się do stosowania zabiegów magicznych. Oficjalna doktryna klątwy – nazywanej też anatemą, a dziś ekskomuniką (w islamie jej odpowiednikiem jest takfir) – głosi, że jest ona po prostu wykluczeniem ze wspólnoty wiernych, odłączeniem od „ciała Chrystusa”, czyli Kościoła.
Nie przeszkodziło to oczywiście płonącemu na stosie mistrzowi templariuszy Jaques’owi de Molay obłożyć klątwą papieża Klemensa V i króla Francji Filipa IV. „Klemensie, sędzio niesprawiedliwy, powołuję ciebie przed Sąd Boży w 40 dni od dnia dzisiejszego – miał powiedzieć de Molay wśród płomieni – a ciebie królu Filipie, równie niesprawiedliwy, w ciągu roku jednego”. Klątwa okazała się bardzo skuteczna – obaj przeklęci zmarli w wyznaczonych przez templariusza terminach. Na razie nie zarejestrowano zgubnych efektów klątw, którymi trzy lata temu obrzucał Stany Zjednoczone kler islamski podczas ramadanu.
Nie sposób wyliczyć wszystkich przykładów rzucania klątw bądź zaklęć chroniących przed klątwami. Spluwanie przez lewe ramię, wieszanie amuletów, wizyty u wróżek czy stosowanie się do astrologicznych porad w pismach kobiecych lub choćby picie „magicznych” herbat jest dziś dokładnym powtórzeniem zachowań, które od czasów prahistorycznych demonstrowali nasi przodkowie. Paradoksalnie myślenie magiczne zyskało potężnego sprzymierzeńca w postaci nowoczesnych technologii. Kilka dni temu abonenci jednego z operatorów telefonii komórkowej otrzymali sms-em pytanie-ofertę następującej treści: „Rzuć klątwę na swoich wrogów, sprowadź na kogoś nieszczęście, zemścij się za doznane krzywdy!”. A na jednej z niezliczonych „magicznych” stron internetowych oferujących szeroki asortyment klątw pojawiło się ogłoszenie: „W związku z dużym zainteresowaniem nastąpiły opóźnienia w realizacji zleceń”.
Wojciech Lada
źródło : Focus - 08/02/2008
http://www.focus.pl/historia/artykuly/zobacz/publikacje/z-klatwa-im-do-twarzy/nc/1/