Jak świat wielki i jak długo istnieje, zawsze i wszędzie niepokój budziły jakieś tajemne moce, usiłowano spojrzeć w przyszłość, wyjaśniać niezwykłe — jakoby — zjawiska przyrody, usiłowano tłumaczyć niepokojące sny, pojawianie się „duchów" osób zmarłych. Nie inaczej było i w Grecji: wróżbici, wieszczki, wyrocznie — wszystko pod znakiem i patronatem bóstw, przede wszystkim Apollina, cieszyły się zaufaniem i uznaniem, i zarówno w sprawach prywatnych jak i publicznych, państwowych szukano u nich rad i porad. Sztuka wróżbiarska —
— cieszyła się ogólnym zainteresowaniem i szacunkiem, ale też były różne jej poziomy. Dzisiaj, kiedy znów modną staje się parapsychologia, mogą rozpocząć się nowe badania nad antyczną manteją, ale jeżeli już w starożytności były trudności z odróżnieniem prawdy od fałszerstwa, to tym bardziej nie uda się ocenić działalności owych wróżbiarskich instytucji po wiekach, ani rozstrzygnąć, czy byli istotnie ludzie o jakichś szczególnych zdolnościach, o „szóstym zmyśle", czy też wszyscy osławieni „magicy" byli po prostu sprytnymi oszustami, stosującymi różne sztuczki szalbierzami.
Pliniusz Starszy, korzystając oczywiście z różnych źródeł, które znów swój początek mają zapewne w epoce hellenistycznej, kiedy to usiłowano odszukać wynalazców każdego zjawiska, podaje (nie licząc się z tym, że źródła te sięgają do mitów), że „wróżby z lotu ptaków wymyślił Kar, od którego wzięła nazwę Karia - wróżby z innych zwierząt dodał Orfeusz, wróżby z wnętrzności zwierząt ofiarnych — Delfos, wróżenie z ognia — Amfiaraos, wróżenie z wnętrzności ptaków — Tebańczyk Tejrezjasz, objaśnianie dziwnych zjawisk i snów — Amfiktion" (
Hist. Nat. VII 202). Dane te mogą jedynie wskazywać na pochodzenie sztuki wróżenia. Tak powołanie się na pochodzenie wróżb z lotu ptaków z Karii, wskazuje, że Grecy przyjęli ten rodzaj wróżb ze wschodu; imiona innych „wynalazców" łączą się przeważnie z bogiem wyroczni i wróżb, Apollinem; Delfos — syn Apollina, któremu przypisywano założenie wyroczni w Delfach; Amfiaraos — również syn Apollina, czczony jako heros w Beocji; Amfiktion — miał zorganizować radę Amfiktionii delfickiej; najprawdopodobniej imię to wyprowadzono od amfiktionii"; już bowiem w Grecji archaicznej
amfiktiones — państewka sąsiadujące z Delfami — stworzyły ośrodek religijny, ustalając zasady zapewnienia gminie delfickiej niezależności i neutralności, co zapobiegało zawładnięciu skarbami świątyni przez dalszych sąsiadów i wykorzystywaniu jej wpływów, które były niemałe i odgrywały wielką rolę w życiu politycznymi państw greckich.
Kto był, czy mógł być wróżbitą, jeżeli odrzucimy określenie przypisywane im: „syn Apollina?" Wieszczek, wróżbita —
mantis, nie musiał posiadać jakiegoś wrodzonego daru przewidywania, zdolności wyjaśniania niezwykłych zjawisk, odczytywania wróżb z różnych znaków czy zachowania się stworzeń, lecz musiał mieć odpowiednie wykształcenie formalne, i wiadomości z wielu dziedzin, potrzebnych przy wykonywaniu obrzędowych czynności. Zawód ten pozostawał w jednej rodzinie, był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Zasadniczo dzielono wróżenie na naturalne —
atechnos, polegające na wyjaśnieniu zjawisk zsyłanych jakoby przez bogów, a więc interpretacja snów czy' wyjaśnianie pojawiania się zjaw, duchów zmarłych itp. i wróżenie sztuczne —
entechnos, które polegało na odczytywaniu wróżby z różnych, ustalonych daną gałęzią wróżenia znaków. Wróżbici mieli pewne ustalone sposoby odczytywania tych znaków, ale mogli także dowolnie je interpretować, i niewątpliwie dopuszczali się nieraz fałszowania wróżb. Wróżenie sztuczne obejmowało różne metody i sposoby:
ornitomanteja — wróżenie z lotu ptaków wieszczych (wieszcz —
mantikos); pojawienie się jednych ptaków uważano za wróżbę pomyślną, jak tych, które były związane z jakimś bóstwem, np. orzeł — był posłańcem Zeusa, kruk — Apollina, sowa, wrona — Ateny itp. i te przynosiły dobrą wróżbę. Były jeszcze i okoliczności, w których znak zmieniał swe znaczenie. Pojawienie się sowy w dniu ślubu zapowiadało nieszczęście. Zależało także, z której strony ptaki się pojawiały; wróżbita znał także nasilenie głosu ptaków, gdyż i ono miało jakieś, wróżbicie tylko znane, znaczenie.
alektryomanteja — wróżenie z zachowania się kur przy jedzeniu.
ichtyomanteia — zasadniczo były to wróżby z zachowania się ryb w wodzie, ale rozszerzano ten rodzaj wróżenia na inne stworzenia: węże, jaszczurki, myszy, pająki i inne.
hieroskopia — wróżenie z wnętrzności zwierząt; wróżbita potrafił odczytać na nich szczególne znaki dane przez boga; szczególnie ważną była tu wątroba.
pyromanteja — wróżono ze sposobu palenia się drewna, z płomieni, kierunku, w jakim unosił się dym itp.
hydromanteja — wróżono z wody; odbywały się te wróżby przy źródłach, obserwowano ruchy kawałków drewna lub włosów, które wrzucano do wody, albo w domu wrzucano do miski z wodą, niekiedy zmieszanej z mlekiem, różne przedmioty i pomyślny lub niepomyślny znak zależał od tego, czy te przedmioty utrzymywały się na wodzie czy tonęły.
meteoromantęja — wróżenie ze znaków atmosferycznych (błyskawice, grzmoty itp.).
kledonomanteja — obserwowano odruchy człowieka, poszczególne słowa, a nawet — dzwonienie w uszach lub kichnięcie.
kleromanteja — wróżenie z ruchów przedmiotów, z ruchów kosza zawieszonego lub pierścienia zawieszonego na nitce (sposób znany i dzisiaj), a także z kostek do gry.
chiromanteja — która utrzymała się do dnia dzisiejszego — wróżenie z linii dłoni; i dzisiaj mamy chiromantów i chiromantki.
arytmomanteja — wróżenie z cyfr, liczb, z ich układów; początki kabalistyki, której korzenie tkwiły w Babilonii; Horacy przecież przestrzegając adresatkę pieśni, by nie starała się poznać przyszłości mówi: „nie badaj liczb babilońskich". Były cyfry szczęśliwe — jak siódemka, liczba Apollinowa a potem pitagorejska, a także trójka i dziewiątka. O stosunku starożytnych do „trzynastki" — nic nie wiemy.
Główną gałęzią wróżb naturalnych było wyjaśnianie snów,
onejromanteja — które przyszło podobno z Egiptu i przetrwało do wieku dwudziestego, oraz — również nieobca późniejszym wiekom — sztuka wywoływania duchów poprzez magiczne zaklęcia przy grobie zmarłego. Wróżbita — dowiadywał się od ducha o przyszłości osoby zainteresowanej i potem przekazywał jej zebrane wiadomości od mieszkańca zaświatów.
Szerszy zasięg miały wyrocznie, które były przy świątyniach, głównie Apollina, do których zwracano się i w sprawach prywatnych osobistych, ale także w sprawach państwowych; wysyłano nawet do wyroczni oficjalne poselstwa. Najstarszą grecką wyrocznią była wyrocznia Zeusa w Dodonie, gdzie kapłani formułowali wróżby wsłuchując się w szum liści dębu świętego, w szum wody źródła u stóp dębu i w odgłosy, dźwięki brązowej misy, ustawianej w pobliżu na kolumnie. Obok, na drugiej kolumnie był posążek chłopca, uderzał w nią prętem, który poruszał się pod wpływem podmuchu wiatru. Z tonów, jakie się odzywały, potrafili kapłani odczytać wróżbę.
Najsłynniejszą, nie tylko w Grecji, była wyrocznia w Delfach z wieszczką-kapłanką Pytią. W początkach powierzano tę funkcję młodej dziewczynie, z czasem przejęły ją kobiety starsze; wybierano na Pytię kobietę pięćdziesięcioletnią, pochodzącą z zacnej rodziny, występowała jednak dla zachowania tradycji podczas pełnienia swych obowiązków w strojach, jakie nosiły młode dziewczęta. Pytania zadawano kapłanom, ustnie lub na piśmie, te z kolei oni przedstawiali Pytii. Przed udzieleniem odpowiedzi obowiązywał Pytię post i rytualna kąpiel w źródle Kastalskim. Następnie zasiadała na trójnogu, odurzana dymem palonych liści wawrzynu — lauru, a więc drzewa poświęconego opiekunowi wyroczni — Apollinowi. Tradycja przekazuje, że w trans wprowadzały ją także skalne wyziewy, wydobywające się ze szczeliny, która była w podziemiu świątyni. Pytia, będąc w transie, wypowiadała urywane, nie zawsze zrozumiałe zdania, a kapłani układali z nich odpowiedzi, układając je w rytmie heksametru. W epoce hellenistycznej udzielano odpowiedzi w prozie. Oczywiście w wielu wypadkach, zwłaszcza gdy chodziło o sprawy państwowe czy społeczne, kapłani odpowiednio dostosowywali odpowiedzi do sytuacji dobrze im znanej: mieli bowiem rozrzuconą własną służbę informacyjną i orientowali się dobrze w sytuacji politycznej i stosunkach społecznych.
Działała także wyrocznia boga Asklepiosa w Epidauros, o niej jednak mówimy tam, gdzie jest mowa o medycynie i lecznictwie. Obok oficjalnych, uznanych i szanowanych, wieszczków i wróżbitów pojawiali się ludzie obdarzeni jakoby szczególnym darem jasnowidzenia, robienia cudów itp. i wtedy powstawała trudność odróżnienia człowieka, który istotnie posiadał jakieś szczególne zdolności, od cudotwórcy — szalbierza. Ciekawą postacią był Apolloniusz z Tyany, filozof, jakoby cudotwórca, żyjący w czasach cesarstwa rzymskiego, uznawany przez niektórych za pośrednika między bogami i ludźmi. Apolloniusza otaczała legenda, w której trudno oddzielić prawdę od fantazji. Faktem jest, że był to człowiek wykształcony, autor dzieł filozoficznych, m.in. pisał
O wróżbach,
O wyroczniach. Dzieła Apolloniusza nie zachowały się, tylko tytuły wymienia księga SUDA. Natomiast zachował się żywot Apolloniusza pióra Filostrata (II/III wiek n.e.); autor mówi o nadprzyrodzonych zdolnościach Apolloniusza, który mówił kilkoma językami, chociaż się ich nigdy nie uczył, chodził po wodzie, latał w powietrzu, wskrzeszał zmarłych itp. Może więc Apolloniusz wykorzystywał swą wiedzę i używał jakichś „sztuczek", by zyskać sobie popularność, gdyż Lukian w dialogu
Aleksander albo rzekomy prorok mówi wprost o „szalbierstwach" Apolloniusza z Tyany. Lukian wspomina Apolloniusza, ponieważ bohater jego dialogu, ów Aleksander, kształcił się i wychowywał u jakiegoś „lekarza-kuglarza", jak go Lukian nazywa, który był w bliskich stosunkach z cudotwórcą — szalbierzem Apolloniuszem. Aleksander, o którym pisze Lukian, w szalbierstwach przeszedł mistrzów, a w każdym razie nic nie miał wspólnego z zainteresowaniami filozoficznymi. Aleksander znalazł godnego siebie wspólnika, a „kiedy — pisze Lukian — zeszły się ze sobą dwa śmiałki... do łotrostw pochopne, wykombinowali sobie bez trudu, że życiem ludzkim ci dwaj władają tyrani: Nadzieja i Strach, i że kto jedno i drugie wyzyskać potrafi w krótkim bardzo czasie do bogactw dojść może. Wiedzieli oni, że... zarówno dla bojącego się, jak i dla spodziewającego się znajomość przyszłości w najwyższym stopniu potrzebna jest, i pożądana, że w ten sposób i Delfy kiedyś porosły w bogactwa, i Delos, i Klaros, gdyż ludzie przez tyranów — Nadzieję i Strach — nękani świątynie te tłumnie nawiedzali, tu o przyszłość dowiedzieć się pragnęli i w tym celu hekatomby składali, złote szaty w ofierze znosili..." (
Aleksander albo rzekomy prorok 8).
.„Charakter owego Aleksandra — jak pisze Lukian dalej — był najdziwniejszą mieszaniną kłamstw, podstępów, krzywoprzysięstw, matactw; lekkomyślny, śmiały, ujmujący, budzący zaufanie, umiejący zręcznie maskować się... To pewne, że nie było człowieka, który by pierwszy raz zetknąwszy się z Aleksandrem, nie rozstał się z nim z przekonaniem, że jest to najzacniejszy z ludzi, najskromniejszy, a także najprostszy i bezpretensjonalny". Czyż nie są to cechy stałe, które utrzymały się poprzez wieki przy spryciarzach-oszustach?
Lukian szczegółowo opisuje szereg szalbierstw Aleksandra. Opisy te świadczą o bezgranicznej naiwności ludzkiej, która jest trwała i niezniszczalna. Oto kilka sztuczek Aleksandra. Chcąc zwrócić na siebie uwagę tłumów, odrywał rolę nawiedzonego świętym szałem, co na widzach robiło wrażenie czegoś nadnaturalnego, w takim udanym ataku toczyła mu się z ust piana; typowy objaw ataku, ale wywoływał ten efekt sztucznie „żując korzeń rośliny farbiarskiej,
strution": Ale urządzał i większe widowiska. Tak np. zrobił przy pomocy swoich wspólników głowę węża tak skonstruowaną, że wysuwał się z niej język — za pociągnięciem włosienia. W nocy, w fundamentach budowanej świątyni gdzie był jakiś zbiornik wody, zanurzył w niej wydmuchane gęsie jajo, do którego włożył małego ledwo wylęgłego węża. Następnego dnia wpadł na rynek, z rozwianym włosem, nagi, tylko z przepaską złotą na biodrach, wszedł na ołtarz i wezwał ludzi, żeby przyjęli nowego boga, którym miał być uzdrawiający Asklepios. Na oczach tłumu wziął naczyńko, zanurzył je w wodzie, wydobył jajko, głosząc, że już ma Asklepiosa. Zgniótł jajko i pokazał wszystkim na dłoni małego węża — jak wiadomo poświęconego Asklepiosowi. Wystarczyło to, by tłum oszołomiony uwierzył w cudotwórcę i jego kontakty z bogami. Po kilku dniach pokazywać miał już przygotowanego sztucznie wykonanego węża, którego głowie nadal nieco rysów ludzkich i głosił, iż to tamten znaleziony wąż tak szybko urósł. „A teraz — pisze Lukian — wyobraź sobie izdebkę maleńką, nie bardzo jasną, i napływający tłum ludzi podnieconych, przerażonych i nadziejami oszołomionych! Czyż nie musiało się im przy wchodzeniu do wnętrza czymś cudownym wydawać, że z małego co dopiero gada w ciągu kilku dni tak ogromny wyrósł wąż, i to o twarzy ludzkiej, łaskawy!... Przedstawienie takie nie raz jeden, ale kilkakrotnie podobno ohydny ten człowiek urządzał, zwłaszcza, gdy jacyś bogacze świeżo się pojawili". Występował również ów Aleksander w roli wyroczni: zbierał pytania wypisane na tabliczkach, zawiązanych i opieczętowanych. Miał sposoby, by pieczęć nieuszkodzoną usunąć i z powrotem nałożyć, więc też zainteresowani zastanawiali się: „Skąd by on mógł znać to, co ja mu dałem starannie ubezpieczone trudnymi do podrobienia pieczęciami, gdyby nie był naprawdę wszystkowiedzącym bogiem? Wyznaczona też była taksa za każdą wyrocznię: drachma i dwa obole. A nie myśl, że była ona niska, a dochód z tego mały. Dochodził on siedemdziesięciu do osiemdziesięciu tysięcy drachm rocznie, gdyż ludzie tak byli nienasyceni, że po dziesięć i po piętnaście zamawiali odpowiedzi. Aleksander wykazał także zdolności organizacyjne, gdyż — czytamy dalej — „zbierając zaś gotówkę, nie obracał jej jedynie na swój użytek ani też nie gromadził skarbów, lecz miał już wielu współpracowników, pomocników, agentów, układaczy proroctw, archiwistów, sekretarzy, urzędników i każdemu odpowiednią płacił pensję".
Aleksander działał na terenie Jonii, Cylicji, Paflagonii, Galacji, ale dotarł także do Italii i do Rzymu, gdzie miał odwagę urządzać „dla wtajemniczonych" nawet uroczystości związane z imieniem bogów Apollina, Asklepiosa i innych. Uroczystość otwierało wezwanie Aleksandra: „Jeżeli jakiś niedowiarek, chrześcijanin lub epikurejczyk przyszedł szpiegować obrzędy tajemne, niech się stąd zabiera, wierni zasię niechaj dla swego dobra biorą udział w świętych obrzędach boga!" Po czym następowało wypędzanie, które on inicjował słowami: „Precz z chrześcijanami"! A tłum wtórował mu krzykiem: „Precz z epikurejczykami". Uroczystości, na które składały się widowiska przedstawiające sceny z życia bogów, trwały kilka dni. A dalej czytamy u Lukiana: „Bezczelności nielada ze strony Aleksandra czyż i to nie jest poważnym dowodem, że zwrócił się do cesarza z żądaniem zmiany nazwy Abonuteichos na Jonopolis i wybicia nowej monety, przedstawiającej z jednej strony Glykona, a z drugiej Aleksandra z godłem dziada jego Asklepiosa..." Istotnie za rządów Werusa (od r. 161 n.e.) wybijano monety z napisem JONOPOLEITON I GLYKON! a podobizna węża z głową ludzką utrzymywała się na monetach do III wieku n.e.
Przepowiedział sobie Aleksander, że żyć będzie sto pięćdziesiąt lat, a zginie od pioruna. I ta jego przepowiednia nie spełniła się, gdyż zmarł w wieku siedemdziesięciu pięciu lat; śmierć jego uczcili jego zwolennicy i wielbiciele igrzyskami pogrzebowymi'. Poza wiarą we wróżbitów, wieszczków, wyrocznie — oficjalnie przez religię i państwo uznane i nawet nakazane, poza wiarą w cuda dokonywane przez szalbierzy — cudotwórców w rodzaju przedstawionego tu Aleksandra, która tłumaczy się psychologią tłumu,, pozostaje jeszcze zabobonność, często ludowa, lokalna, przechodząca z pokolenia na pokolenie wiara w moc uniknięcia nieszczęścia przez unikanie jakichś znaków albo przez zapobieganie im w naiwny, prymitywny sposób. I znowu możemy stwierdzić, zabobon jest wieczny, zabobon nie umiera. Teofrast ów doskonały znawca ludzi wśród różnych „charakterów" przedstawia i człowieka zabobonnego. Jest to ciekawy dokument, bo także dzięki niemu możemy stwierdzić, że coś niecoś przetrwało z tych zabobonów... do wieku XX.
U Greków złą wróżbą było, gdy przebiegła drogą łasica, w wieku dwudziestym zastępuje ją — kot; Grecy uważali za feralny czwarty i dwudziesty czwarty dzień miesiąca (prawdopodobnie nie wszędzie), w naszych czasach niektórzy unikają trzynastki. A o takich właśnie zabobonach pisze Teofrast: „Bez wątpienia uważać można zabobonność za lęk przed czynnikami nadprzyrodzonymi. A człowiek zabobonny to ktoś taki, kto np. w Święto Dzbanów po umyciu rąk i pokropieniu się wychodzi z świątyni z gałązką laurową w ustach i tak spaceruje cały dzień. Jeśli mu łasica przez drogę przebiegnie, nie ruszy się z miejsca, dopóki ktoś inny go nie wyminie albo dopóki trzech kamieni na drogę nie rzuci. Zobaczył węża w domu: jeśli to wąż brunatny, Sabadzajosa wzywa, jeśli zaś wąż święty, natychmiast stawia w tym miejscu ołtarz. ...Niech no mysz przegryzie dziurę w worku z mąką, już śpieszy do wróżbity, pyta, co ma robić. A skoro ten mu radzi, żeby dał worek załatać do rymarza, nie chce słuchać, tylko pędzi składać przebłagalną ofiarę. ...Kiedy gdzieś w drodze usłyszy wołanie sowy, przerażony „Atena potężniejsza" woła i uchodzi. A kiedy mu się coś przyśni, pędzi do wykładaczy snów i do wieszczków, i do tych, co z lotu ptaków wróżą, i zadręcza ich pytaniami, do którego boga się modlić albo bogini. ...Na widok obłąkanego lub epileptyka otrząsa się j spluwa w fałdy płaszcza" (Teofrast,
Charaktery XVI).
fragment książki:
Lidia Winniczuk
Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu