Nauka wcale nie wyparła magii. Ta ostatnia ma się znakomicie, a współcześni czarodzieje to często inteligentni, odnoszący sukcesy ludzie. Jak to możliwe?
Prawdziwa magia to poważna sprawa. Żadnych spiczastych czapek, szklanych kul, różdżek, mioteł, czarnych kotów ani gotowanych przy pełni Księżyca wywarów z czarnej ropuchy. Zamiast tego laptop, dżinsy albo garnitur, sprawnie działające łącze internetowe oraz oszałamiająca niekiedy erudycja.
W wydanej właśnie przez Oxford University Press książce „Stealing Fire from Heaven. The Rise of Modern Western Magic” (Kradnąc ogień z nieba. Narodziny współczesnej magii Zachodu) wybitny australijski antropolog Nevill Drury mówi jednoznacznie: mamy dzisiaj do czynienia z odrodzeniem zainteresowania magią. Gigantyczna popularność, jaką cieszą się książki i filmy o Harrym Potterze, to tylko jedna z licznych oznak tego odrodzenia. Bynajmniej nie najważniejsza.
Znacznie bardziej frapująca i zagadkowa jest odpowiedź na pytanie, dlaczego wielu inteligentnych i świetnie wykształconych ludzi postanawia poświęcić się czemuś,
co dość powszechnie uchodzi za zabobon i relikt przeszłości, z pozoru atrakcyjny wyłącznie jako popkulturowy rekwizyt.
Tymczasem współcześni czarownicy są niezwykle aktywni. Spotykają się na konferencjach, wydają książki, organizują dyskusje, zakładają organizacje i strony WWW. Magia w stu procentach wypełnia ich życie. – Mam wrażenie – mówi prof. Henrik Bogdan z uniwersytetu w Göteborgu, jeden z najwybitniejszych współczesnych znawców historii magii – że magia to po prostu idealny światopogląd dla współczesnego mieszkańca Zachodu. Daje mu poczucie wpływu na swoje życie, pełnej odpowiedzialności za sukcesy i porażki,
a co najważniejsze: pozwala wybrać taką rzeczywistość, w jakiej chce on żyć. Magia mówi: twój świat, twój wybór. Dlatego właśnie dzisiaj na Zachodzie jest wielu ludzi, dla których magia jest sposobem na życie.
Jednak niełatwo do nich dotrzeć. Wielu kryje się za pseudonimami albo bardzo starannie chroni prywatność. Elita współczesnych magów nie ma nic wspólnego z występującymi w popularnych programach telewizyjnych wróżkami czy też dostępnymi z ogłoszenia specjalistami od różdżkarstwa albo zdejmowania uroków. Udało mi się porozmawiać z dwoma przedstawicielami tego zamkniętego środowiska – najbardziej chyba dzisiaj prominentnymi. Chciałem wiedzieć, dlaczego zajęli się magią i jak ją rozumieją. I czy naprawdę wierzą, że to działa?
Zarobić milion dolarów
Angielski okultysta Peter J. Carroll, autor wydanej także w Polsce książki „Psychonauta”, jest przez cytowanego na wstępie Nevilla Drury’ego wymieniany jako jeden z głównych architektów XX-wiecznego odrodzenia magii. O rozmowie z nim nie ma jednak co marzyć. Nie wiadomo nawet, czy Carroll to jego prawdziwe nazwisko. Raczej nie. Na e-mail odpowiada jednak błyskawicznie:
„Nie rozmawiam przez telefon ani tym bardziej przez Skype’a, nie upubliczniam też żadnych swoich zdjęć. Nie zależy mi na takiej sławie. Prowadzę własny biznes, mieszkam w niewielkiej, bogatej dzielnicy. Muszę dbać o reputację. Jednak bardzo chętnie odpowiem na wszystkie twoje pytania”.
To prawdziwy człowiek legenda. Wielki rewolucjonista i reformator. Prawie Mikołaj Kopernik magii, który wstrząsnął jej posadami i postawił wszystko na głowie. Jeszcze w latach 70., kiedy jako młody i biedny student chemii rozpoczynał magiczną podróż, postawił sobie jeden cel: do nieco już skostniałego i konserwatywnego czarodziejstwa wprowadzić powiew świeżości. A dokładniej – pogodzić magię z tym, co o świecie mówi współczesna nauka. Odrzucić przesądy,
wprowadzić wiedzę – to był główny postulat Carrolla. W ten sposób narodziła się tak zwana magia chaosu, pełnymi garściami czerpiąca z dokonań współczesnej fizyki i matematyki oraz z dwóch głównych tradycji, które odegrały największą rolę w historii XX-wiecznego okultyzmu – magii stworzonej przez zmarłego w 1947 r. skandalizującego czarownika i filozofa Aleistera Crowleya oraz w organizacji Ordo Templi Orientis (Zakon Świątyni Wschodu), której członkami byli m.in. David Bowie i Mick Jagger. Peter Carroll pisze: – Przeszkadzała mi w nich metafizyka, całe to czczenie egipskich bóstw i opowieści o jakiejś wielkiej woli, do której mag powinien się dostroić. Moje podejście jest stuprocentowo pragmatyczne. Chodzi mi przede wszystkim o rezultat.
Dlatego zamiast skomplikowanych, drobiazgowych ceremonii magicznych Carroll postawił na dowolność i wyobraźnię. Ćwiczenia koncentracyjne, sporządzanie magicznych znaków z liter, z których składa się zdanie wyrażające konkretne życzenie (na przykład „Chcę zarobić milion dolarów”), oraz pełna dowolność w kreacji rytuałów – oto najważniejsze innowacje, jakie wprowadził do współczesnej magii.
Mechanika kwantowa i teoria chaosu, które kompletnie przeorientowały stabilną, opartą na przewidywalnych prawach XIX-wieczną wizję świata – dowodząc, że na najgłębszym poziomie rzeczywistość nie rządzi się żadnymi znanymi nam prawami – stały się dla Carrolla podstawowym źródłem inspiracji. Chociaż z drugiej strony nauka wydaje mu się niewystarczająco atrakcyjna. Skoro bowiem – pisze Carroll – elektron może być w dwóch miejscach jednocześnie, a obserwator – przez samą obserwację – wywiera wpływ na to, co obserwuje, to także magiczne działanie może w jakiś subtelny sposób wpłynąć na rzeczywistość i wywołać w niej pożądaną zmianę.
„Studiowałem chemię – pisze w e-mailu – ale nauka nie daje tak naprawdę żadnych odpowiedzi na najważniejsze pytania. Nie daje poczucia wolności, nie docenia tajemnicy. A co najważniejsze – nie daje tak skutecznych narzędzi oddziaływania na rzeczywistość jak magia”.
Warsztaty dla magików
Podobnie uważa David Beth, jedna z największych i wciąż wschodzących (urodził się w 1974 roku w Angoli) gwiazd współczesnej magii. Tłumaczy, że choć kariera uniwersytecka stała przed nim otworem – ukończył historię na uniwersytecie w Getyndze – nie zdecydował się na doktorat, a później profesurę. Wybrał życie w nieustającej podróży – między
Londynem, Stanami Zjednoczonymi, Afryką i Brazylią, gdzie obecnie mieszka. Jest założycielem i prezesem Stowarzyszenia Gnostyckiego Wudu i jednym z najchętniej zapraszanych na magiczne konferencje współczesnych ezoteryków i magów. Elokwentny, sympatyczny, bardzo inteligentny. Kiedy do niego dzwonię, przebywa właśnie w Teksasie, gdzie prowadzi warsztaty, podczas których uczestnicy poznają podstawowe techniki magiczne. Jakim cudem zajmuje się czymś, co w dzisiejszym świecie nie ma racji bytu?
– Współczesna nauka – tłumaczy –
kompletnie odarła człowieka z godności. Przestała się interesować człowiekiem, jego losem i indywidualnością. Przeniosła punkt ciężkości na materię. Nie ma w niej miejsca na duchowość czy raczej nie docenia ona wagi wewnętrznego doświadczenia. A to właśnie przez wewnętrzne doświadczenie, przez eksperymenty ze świadomością możemy docierać do głębokiej duchowej rzeczywistości. Wiedziały i wiedzą o tym wszystkie religie. Nauka natomiast próbuje nam wmówić, że życie jest pozbawione znaczenia i sensu. Że niczemu nie służy, może poza biologiczną reprodukcją gatunku. Za czasów Pitagorasa nauka była zupełnie inna – opisywała jedność świata i człowieka, nie bała się pytać o sens i cel życia. Dzisiaj jest niestety zupełnie inaczej. Dlatego zająłem się magią.
W magii nie ma cudów
– A ja zająłem się magią dlatego, że ona działa – twierdzi z przekonaniem Peter Carroll. – Kiedy zaczynałem, byłem biednym studentem. Dzisiaj mam wiele nieruchomości, własny biznes, dwie córki kształcące się w ekskluzywnych prywatnych uczelniach. W magii nie chodzi oczywiście o pieniądze. Koncentrowanie się na nich do niczego raczej nie prowadzi.
Ja na przykład wcale nie chciałem być biznesmenem dla pieniędzy. Chciałem po prostu być swoim szefem, doświadczyć tego, jak to jest. I dzięki magii osiągnąłem cel.
W jaki sposób? – Tego do końca nie wiadomo – pisze Carroll. – Mechanizm działania magii jest niejasny także dla samych magów. W każdym razie w magii nie ma żadnych cudów. Nie polega ona na materializowaniu złota. Magia to raczej subtelne wpływanie na prawdopodobieństwo – powodowanie, że w rzeczywistości zachodzą te mniej prawdopodobne, ale bardzo przez maga pożądane sytuacje. I że można to osiągnąć poprzez subtelne, pozornie nic nieznaczące działanie – na przykład silną koncentrację na przedmiocie symbolizującym jakieś pragnienie. Oczywiście, pracowałem na swoją pozycję, magią się tylko wspierałem. Ale gdyby nie ona, na pewno nie miałbym tego, co mam.
– Naukowcom i krytykom magii kompletnie brakuje wizji i jaj – zżyma się Carroll. – Poza tym w ogóle nie o to chodzi, żeby naukowcy błogosławili magom. To działa w drugą stronę. Ja sam, kiedy już się przekonałem, że magia działa, zacząłem szukać dla niej bardziej naukowego uzasadnienia. Nie po to, żeby ją uprawomocnić, tylko z czystej ciekawości. Mam pieniądze, więc mogę się poświęcić zgłębianiu natury rzeczywistości. Dzisiaj żałuję, że nie studiowałem fizyki.
David Beth także nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że magia działa. – To dlaczego nie podróżujesz osobistym odrzutowcem i dlaczego nie masz na koncie milionów dolarów? – prowokuję. –
Rzecz w tym – tłumaczy Beth – że kiedy już uzyskujesz prawdziwe umiejętności magiczne, znajdujesz się na takim etapie duchowego rozwoju, że doskonale zdajesz sobie sprawę z kompletnej trywialności takiego podejścia. Pieniądze nie są ważne, materialne dobra nie są ważne. Potrzebujesz ich oczywiście do życia i zawsze się jakoś znajdują. Ale przecież nie używasz magii do ich zdobycia. Przecież w ogóle nie o to chodzi. – O co w takim razie chodzi? – dopytuję. – O poczucie sensu – mówi Beth. – O głębokie doświadczenie, że istnieje coś więcej niż tylko rzeczywistość, którą opisuje nauka. To może dać ci tylko magia.
Bezradność czarodzieja
Prof. Keith Thomas z University of Oxford, jeden z najwybitniejszych współczesnych historyków magii, autor klasycznej pracy „Religion and the Decline of Magic” (Religia i zanik magii), uważa, że
magia to jedna z najdoskonalszych technik psychologicznych, jaką ludzkość kiedykolwiek wynalazła. Z jednej strony tłumaczy świat, z drugiej daje złudne, ale silne poczucie kontroli nad nim. Niweluje poczucie bezradności wobec groźnego i nieprzewidywalnego świata, a co za tym idzie – daje poczucie bezpieczeństwa. Dlatego towarzyszyła nam od zawsze. Istniała i istnieje w każdej epoce i w każdej kulturze.
Upadek magii – która w cywilizacji Zachodu była niezmiernie popularna od samych jej początków – zaczął się w XVII wieku. Do tego czasu odgrywała ona właściwie taką rolę, jaką dzisiaj nauka. Magia – pod postacią alchemii czy astrologii – zastępowała współczesną fizykę, chemię, biologię i medycynę. I to właśnie pojawienie się tych dyscyplin w ich nowoczesnej postaci spowodowało stopniową utratę jej popularności. Okazało się bowiem, że wraz z rozwojem nauki ludzie uzyskiwali realnie skuteczne środki pozwalające oddziaływać na świat, rozumieć i przewidywać zdarzenia w nim zachodzące i – co za tym idzie – coraz bardziej go sobie podporządkowywać. W XVIII stuleciu, wieku oświecenia, rozwoju nauk i triumfu rozumu, wydawało się, że magia jest definitywnie skazana na nieistnienie.
Jednak w dzisiejszym świecie – kiedy nauka staje się coraz bardziej hermetyczna i elitarna, kiedy technologia wymyka się spod kontroli, a zachodnimi społeczeństwami zaczynają wstrząsać rozmaite kryzysy, od ekonomicznych po światopoglądowe –
magia znowu zaczyna wracać do łask. Im bardziej bowiem jesteśmy wobec świata bezradni, tym mocniej działa na nas magia.
Tomasz Stawiszyński - 04 października 2011 - Newsweek
źródło:http://nauka.newsweek.pl/jak-trwoga-to-do----magia-podbija-swiat,82545,1,1.html