Fragment książki
Karen Armstrong - "Historia Boga - 4000 lat dziejów Boga w judaizmie, chrześcijaństwie i islamie"
Wstęp
W dzieciństwie żywiłam szereg głębokich przekonań religijnych, lecz niewiele było we mnie wiary w Boga. Istnieje bowiem różnica między przeświadczeniem o prawdziwości różnorodnych twierdzeń a wiarą, która pozwala pokładać w nich ufność. Bez zastrzeżeń wierzyłam w istnienie Boga, nie wątpiłam też w rzeczywistą obecność Chrystusa w eucharystii, skuteczność sakramentów, możliwość wiecznego potępienia i obiektywne istnienie czyśćca.
Jednakże przekonanie o prawdziwości tych doktryn religijnych, dotyczących istoty najwyższej rzeczywistości, nie napawało mnie szczególną ufnością w pomyślność czy dobrodziejstwo ziemskiego bytowania. Rzymski katolicyzm mojego dzieciństwa był wyznaniem dość przerażającym. James Joyce dał jego prawdziwy obraz w Portrecie artysty z czasów młodości - i ja wysłuchałam porcji kazań na temat mąk piekielnych.
W istocie piekło wydawało się rzeczywistością bardziej przemawiającą do przekonania niż Bóg, gdyż można je było sobie wyobrazić. Bóg natomiast rysował się nieco mgliście, bardziej w kategoriach intelektualnych abstrakcji niż obrazów. Gdy miałam osiem lat, musiałam nauczyć się na pamięć z katechizmu odpowiedzi na pytanie: "Czym jest Bóg?" "Bóg to Najwyższy Duch, jedynie on istnieje sam w sobie i jest najwyższą wszechdoskonałością". Nic dziwnego, że niewiele zrozumiałam z tej definicji, która nadal nie wzbudza we mnie żadnych uczuć. Zawsze uważałam, że jest wyjątkowo oschła, pompatyczna i arogancka. A pisząc tę książkę doszłam do przekonania, że jest również nieprawidłowa.
Kiedy dorosłam, zrozumiałam, że religia nie zasadza się tylko na strachu. Przeczytałam żywoty świętych, wiersze poetów metafizycznych, T.S.Eliota i trochę mniej skomplikowanych pism mistyków. Wzruszało mnie piękno liturgii i choć Bóg nadal pozostawał postacią odległą, poczułam, że można do niego dotrzeć i że jego wizja przemieni całą stworzoną rzeczywistość. By to osiągnąć, wstąpiłam do klasztoru i jako nowicjuszka, a potem młoda zakonnica, dowiedziałam się znacznie więcej o wierze. Zgłębiałam apologetykę, Pismo święte, teologię i historię Kościoła.
Pogrążyłam się w studiach nad historią życia zakonnego i prowadziłam dyskusje na temat reguły mojego zakonu, której musiałyśmy nauczyć się na pamięć. O dziwo, Bóg zajmował w tym wszystkim niewiele miejsca. Całą uwagę poświęcano drobiazgom i mniej ważkim aspektom religii. Zmagałam się ze sobą podczas modłów, usiłując umysłem dotrzeć do Boga, lecz nadal jawił mi się jako srogi nadzorca, którego oku nie uszło najmniejsze uchybienie regule, lub też dręczył mnie swą nieobecnością. Im więcej czytałam o ekstazach świętych, tym dotkliwiej odczuwałam swoją porażkę. Unieszczęśliwiała mnie świadomość, że swoje skromne przeżycia religijne niejako sama sobie wypracowałam, kształtując uczucia i wyobraźnię. Czasami nabożne wzruszenie rodziło się we mnie jako reakcja na piękno gregoriańskiego śpiewu i liturgii. Ale w gruncie rzeczy nie stało się ze mną nic za przyczyną zewnętrzną.
Nigdy nie miałam wizji Boga wedle opisów proroków i mistyków. Jezus Chrystus, o którym rozmawialiśmy dużo częściej niż o "Bogu", jawił się jako postać czysto historyczna, na zawsze osadzona w późnym antyku. Zaczynałam też żywić poważne wątpliwości co do niektórych doktryn Kościoła. Skąd na przykład pewność, że Jezus jest wcieleniem Boga, i co owa wiara oznacza? Czy Nowy Testament naprawdę naucza skomplikowanego - i w znacznym stopniu wewnętrznie sprzecznego - dogmatu Trójcy Świętej, czy też, jak wiele innych artykułów wiary, jest to dzieło teologów, które powstało setki lat po Śmierci Chrystusa w Jerozolimie?
Wreszcie z żalem porzuciłam praktyki religijne i strząsnąwszy z siebie brzemię klęski i zawiedzionych nadziei, czułam, jak niepostrzeżenie opuszcza mnie wiara w Boga. Nigdy nie wkroczył w moje życie, choć robiłam, co mogłam, by mu to umożliwić. Teraz, gdy uwolniłam się już od poczucia winy i niepokoju wobec niego, wydał mi się tak odległy, że aż nierzeczywisty. Nie straciłam jednak zainteresowania religią i przygotowałam szereg programów telewizyjnych na temat wczesnej historii chrześcijaństwa oraz istoty przeżycia religijnego. Im więcej dowiadywałam się o dziejach religii, tym większe uzasadnienie zyskiwały moje wcześniejsze wątpliwości. Prawdy, które bez zastrzeżeń uznawałam w dzieciństwie, w istocie okazały się wielowiekowym dziełem człowieka. Wiedza wyeliminowała pojęcie Boga-Stwórcy, a uczeni bibliści udowodnili, że Jezus nigdy nie uważał się za istotę boską. Jako epileptyczka, miewałam przebłyski wizji, lecz zdawałam sobie sprawę, że wywołał je defekt neurologiczny. Czy zatem wizje i ekstazy świętych to również tylko majaki umysłu?. Bóg w coraz większym stopniu wydawał się aberracją, czymś, z czego ludzkość już wyrosła.
Mimo lat spędzonych w klasztorze nie uważam, aby moje doznanie Boga było czymś szczególnym. Moje pojęcie Boga ukształtowało się w dzieciństwie i nie dotrzymywało kroku rosnącej wiedzy w innych dziedzinach. Zrewidowałam swoje prościutkie poglądy na temat świętego Mikołaja, z większą dojrzałością i zrozumieniem niż przedszkolak podchodzę do zawiłości ludzkiego losu. Jednakże moje dawne niejasne wyobrażenia o Bogu nie uległy zmianie ani nie udoskonaliły się. Ludzie nie mający tak szczególnej przeszłości religijnej jak ja również dochodzą do wniosku, że ich pojęcie Boga ukształtowało się w najmłodszych latach. Ale potem odkładamy zabawki i odrzucamy obraz Boga z najwcześniejszego okresu naszego życia.
A jednak moje studia nad historią religii wykazały, że istoty ludzkie są stworzeniami duchowymi. Można by próbować udowodnić, że homo sapiens to zarazem homo religiosus. Mężczyźni i kobiety zaczęli oddawać cześć bogom, gdy tylko nasz rodzaj nabrał cech wyraźnie ludzkich, stworzyli religie w tym samym czasie, gdy zaczęli tworzyć dzieła sztuki. I nie czynili tego tylko dla zjednania sobie potężnych mocy - owe wczesne wierzenia są wyrazem zadziwienia i poczucia tajemniczości, które zawsze stanowiły zasadniczy czynnik człowieczego doświadczenia w tym pięknym, lecz przerażającym świecie. Podobnie jak sztuka religia zawsze była próbą odnalezienia sensu i wartości życia pomimo cierpień, jakim podlega ciało. Jak z wszelkiej działalności ludzkiej, tak i z religii można zrobić niewłaściwy użytek, lecz tak czyniono zawsze. To nie królowie i kapłani swymi manipulacjami narzucili ją zasadniczo świeckiemu człowiekowi - religia jest istotom ludzkim przyrodzona.
Nasza współczesna etyka świecka to w gruncie rzeczy zupełnie nowe doświadczenie, bez precedensu w dziejach ludzkości. Przyszłość pokaże, jakie skutki przyniesie. Faktem jest także, że nasz zachodnioeuropejski liberalny humanizm nie jest nam wrodzony; podobnie jak umiejętność właściwej oceny dzieła sztuki czy poezji trzeba go wykształcić. Humanizm sam w sobie jest religią bez Boga - nie wszystkie religie są przecież teistyczne. Nasz świecki ideał etyczny przemawia do określonych sfer serc i umysłów, dając ludziom możność odnalezienia wiary przez nadanie najwyższego znaczenia ludzkiemu życiu - co niegdyś zapewniały bardziej tradycyjne religie.
Gdy rozpoczęłam studia nad historią idei i doznawania Boga w trzech spokrewnionych ze sobą doznaniach monoteistycznych: judaizmie, chrześcijaństwie i islamie, przypuszczałam, że ostatecznie dojdę do wniosku, iż Bóg jest po prostu obiektywizacją ludzkich potrzeb i pragnień. Wydawało mi się, że będzie odzwierciedleniem lęków i tęsknot społeczeństwa na każdym etapie rozwoju. Moje prognozy częściowo potwierdziły się, lecz spotkało mnie też parę niespodzianek. Szkoda, że nie miałam o tym pojęcia przed trzydziestu laty, gdy rozpoczynałam życie religijne. Oszczędziłabym sobie wielu niepokojów, gdybym dowiedziała się od wybitnych monoteistów owych trzech wyznań, że, miast spodziewać się, iż Bóg zstąpi do mnie z wysokości, sama świadomie winnam wzbudzić w sobie poczucie Boga. Rabini, księża i sufi ostro by mnie zganili za założenie, że Bóg jest w jakimkolwiek sensie bytem istniejącym "gdzieś tam", i ostrzegliby nowicjuszkę, że nie doświadcza się go jako obiektywnego faktu, który można odkryć drogą zwyczajnego racjonalnego rozumowania. Dowiedziałabym się, że Bóg jest w znacznej mierze wytworem twórczej wyobraźni, jak poezja czy muzyka, które tak mnie inspirowały. Paru cieszących się wielkim poważaniem monoteistów oznajmiłoby mi spokojnie, lecz stanowczo, że Bóg w istocie nie istnieje - a jednak to "On" jest najważniejszą rzeczywistością świata.
Książka ta nie jest historią niewyrażalnej rzeczywistości samego Boga, który jest ponadczasowy i nie podlega zmianom; jej przedmiotem jest sposób postrzegania Boga przez ludzi od czasów Abrahama po dzień dzisiejszy. Idea Boga ma swoją historię, gdyż w różnych okresach znaczyła coś trochę innego dla różnych grup wyznawców. Koncepcja Boga, stworzona przez grupę ludzi jednego pokolenia może być pozbawiona wszelkiej wartości dla innego. Tak więc stwierdzenie "wierzę w Boga" nie ma obiektywnego znaczenia jako takie, lecz podobnie jak każde inne stwierdzenie znaczy coś jedynie w kontekście, gdy głosi je określona społeczność. A zatem nie istnieje jedna niezmienna idea zawarta w słowie "Bóg"; pod pojęciem tym kryje się cała gama znaczeń, czasem sprzecznych ze sobą lub wzajemnie się wykluczających. Gdyby kategoria Boga nie była tak elastyczna, nie przetrwałaby i nie przerodziłaby się w jedną z wielkich idei ludzkości. Gdy jedna koncepcja Boga traci znaczenie lub trafność, spokojnie odrzuca się ją i zastępuje nową teologią.
Fundamentalista nie zgodziłby się z tym, gdyż fundamentalizm jest ahistoryczny: głosi, iż Abraham, Mojżesz i późniejsi prorocy doznawali Boga dokładnie w ten sam sposób co ludzie dzisiejszej doby. Ale rzut oka na te trzy religie pozwala stwierdzić, że nie istnieje obiektywna wizja "Boga" - każde pokolenie musi stworzyć taki obraz Boga, jaki mu odpowiada. To samo odnosi się do ateizmu. Stwierdzenie: "nie wierzę w Boga" miało nieco odmienne znaczenie w różnych okresach dziejowych. Tak zwani ateiści odrzucali zawsze jakąś określoną koncepcję boskości. Czy "Bóg", którego nie uznają dzisiejsi ateiści, to Bóg patriarchów, Bóg proroków, Bóg filozofów, Bóg mistyków czy też osiemnastowiecznych deistów? Wszystkim tym bóstwom, jako Bogu z Biblii i Koranu, w różnych momentach historii oddawali cześć Żydzi, chrześcijanie i muzułmanie. Przekonamy się, że owe koncepcje Boga są od siebie całkowicie odmienne.
(...)
Mimo swojej pozaświatowości religia jest wysoce pragmatyczna. Ważniejsze jest, by dana idea Boga zaspokajała potrzeby wiernych, niż by odpowiadała kryteriom logiki czy nauki. Skoro tylko przestaje być skuteczna - ulega zmianie, czasami na coś krańcowo odmiennego. Nie przeszkadzało to większości dawniejszych monoteistów, gdyż mieli świadomość tego, że ich wyobrażenia o Bogu nie są święte i mogą być tymczasowe. Zrodziły się w umyśle ludzkim - nigdzie indziej powstać nie mogły - i są całkowicie odrębne od nieopisywalnego Bytu, którego symbol stanowią. Niektóre sposoby uwydatnienia tej różnicy wydają się dość śmiałe. Pewien średniowieczny mistyk posunął się do stwierdzenia, że o tym najwyższym Bycie - omyłkowo zwanym Bogiem - w Biblii w ogóle się nie wspomina.
Od początku swego istnienia ludzkość miała świadomość wymiaru ducha, który wykraczał poza doczesny świat. Frapującą cechą umysłu ludzkiego jest zdolność do konstruowania pojęć przekraczających jego ograniczenia. Jakkolwiek zinterpretujemy owo człowiecze doznawanie transcendencji, jest ono jednym z podstawowych aspektów życia. Nie wszyscy uznają je za pochodzące od Boga. Buddyści zaprzeczają, jakoby ich wizje i intuicyjne przeczucia miały źródła nadprzyrodzone, uważają je za naturalne dla rodzaju ludzkiego. Jednakże wszystkie większe religie przyznają, że owej transcendencji nie da się opisać normalnym językiem pojęciowym. Transcendencję tę monoteiści nazwali "Bogiem", lecz obwarowali ją poważnymi zastrzeżeniami. Żydom na przykład nie wolno wymawiać świętego imienia boskiego, muzułmanie zaś mają zakazane tworzenie wizerunków boskiej istoty. Ograniczenia te przypominają, że bytu zwanego "Bogiem" nie można opisać dostępnymi człowiekowi środkami wyrazu.
Nie jest to też historia w zwykłym tego słowa znaczeniu, gdyż idea Boga nie wykształciła się w jednym punkcie, by następnie rozwijać się linearnie aż do swojej ostatecznej koncepcji. Tak ewoluują pojęcia naukowe, lecz nie idee artystyczne czy religijne. Podobnie jak ograniczona jest liczba wątków poezji miłosnej tak, mówiąc o Bogu, ludzie wciąż powtarzają to samo. W gruncie rzeczy istnieje uderzające podobieństwo między żydowską, chrześcijańską i muzułmańską koncepcją boskiej istoty. Choć zarówno dla Żydów jak i dla muzułmanów chrześcijańskie wypowiedzi o Trójcy Świętej i wcieleniu brzmią niemal bluźnierczo, wytworzyli oni własne wersje owych kontrowersyjnych teologii. Te uniwersalne tematy każdorazowo znajdują nieco odmienny wyraz, co świadczy o oryginalności i pomysłowości człowieczej wyobraźni, trudzącej się nad przekazaniem swego poczucia "Boga".
(...)
Wszelkie rozprawy o Bogu nastręczają niewyobrażalne trudności. Jednakże monoteiści mają bardzo pozytywne nastawienie do języka, odmawiając mu zarazem zdolności do wyrażenia rzeczywistości transcendentnej. Bóg Żydów, chrześcijan i muzułmanów to Bóg, który - w pewnym sensie - mówi. Jego Słowo ma zasadnicze znaczenie we wszystkich tych trzech wyznaniach. Słowo Boże ukształtowało historię naszej kultury. Do nas należy decyzja, czy słowo "Bóg" jeszcze coś znaczy we współczesnym świecie.
Na początku...
Na początku ludzie stworzyli Boga, który był Pierwszą Przyczyną wszechrzeczy oraz Władcą nieba i ziemi. Nie sporządzano jego wizerunków, nie miał świątyni ani kapłanów do posługi. Był zbyt wyniosły, by ułomna ludzkość mogła otaczać go kultem. Stopniowo uchodził ze świadomości swego ludu. Stał się tak odległy, że wierni już go nie potrzebowali. W końcu zniknął.
Tak przynajmniej głosi teoria, którą przedstawił ksiądz Wilhelm Schmidt w dziele D
er Ursprung der Gottesidee, opublikowanym w 1912 roku. Schmidt twierdził, że wielobóstwo poprzedzał prymitywny monoteizm. Pierwotnie ludzkość uznawała jedną Najwyższą Istotę, która stworzyła świat i z oddali rządziła ludzkimi sprawami. Temu Najwyższemu Bogu (czasami zwanemu Bogiem Nieba), nadal oddają cześć liczne plemiona afrykańskie. Wzdychają doń w modlitwie, wierzą że roztacza nad nimi pieczę i karze złe uczynki. Jednakże dziwnie brak go w ich codziennym życiu, nie jest otoczony żadnym kultem, nie istnieją jego wizerunki. Tubylcy powiadają, że jest on niewyrażalny i nie należy go kalać ziemskim światem. Niektórzy mówią, że "odszedł".
Antropologowie wysuwają teorię, iż stał się on tak odległy i wyniosły, że w rezultacie zastąpiły go pomniejsze duchy i bogowie bardziej przystępni. Przeto, twierdził Schmidt, również w starożytności w miejsce Najwyższego Boga pojawiły się bardziej przemawiające do wiernych bóstwa z pogańskiego panteonu. Zatem na początku był jeden Bóg. A skoro tak, monoteizm stanowiłby jedną z najwcześniejszych idei, jakie ludzkość stworzyła dla wyjaśnienia tajemnicy i tragedii życia. Teoria ta ukazuje również niektóre problemy, jakim bóstwo musiało stawić czoła.
Owych przypuszczeń w żaden sposób nie można dowieść. Istnieje wiele teorii pochodzenia religii. Wydaje się jednak, że ludzkość zawsze tworzyła bogów. Gdy jedna idea religijna przestaje odpowiadać wyznawcom, po prostu zastępują ją inną. Idee te zanikają niepostrzeżenie, tak jak koncepcja Boga Nieba - bez wielkich fanfar. W naszych czasach daje się słyszeć liczne głosy, że Bóg od wieków czczony przez Żydów, chrześcijan i muzułmanów stał się równie odległy jak Bóg Nieba. Niektórzy utrzymują wręcz, że umarł. Z pewnością znika z życia coraz większej liczby ludzi, zwłaszcza w Europie Zachodniej. W to miejsce w ich świadomości powstaje "dziura o kształcie Boga", gdyż choć w pewnych obszarach jego obecność w ogóle się nie zaznaczyła, jednakże odegrał kluczową rolę w historii ludzkości i stanowił jedną z wielkich idei wszechczasów.
Aby zrozumieć, co tracimy - jeśli w istocie Bóg znika - musimy przekonać się, jak funkcjonowali ludzie, gdy zaczęli tego Boga tworzyć, co dla nich oznaczał i jak go pojmowano. W tm celu trzeba nam się cofnąć do czasów starożytnych na Bliski Wschód, gdzie około czternastu tysięcy lat temu stopniowo poczęła wyłaniać się idea Boga.
Religia wydaje się dziś pozbawiona znaczenia między innymi dlatego, że sporo ludzi nie ma poczucia, iż otacza nas Niewidzialne. Scjentystyczna kultura obecnej doby kieruje naszą uwagę na rzeczywistość materialną, którą mamy przed sobą. Ta metoda oglądu świata przyniosła fenomenalne rezultaty. Jednakże w konsekwencji usunęliśmy pierwiastek "duchowy" czy też "świętości", który w bardziej tradycyjnych społeczeństwach przenika życie ludzi na każdym szczeblu, a niegdyś stanowił główny czynnik naszej wizji świata.
Na wyspach Mela- i Polinezji ową tajemniczą siłę zwą
mana; inni odbierają ją jako obecność czy ducha; czasami bywa odczuwana jako bezosobowa moc na podobieństwo radioaktywności czy elektryczności. Ma ona swoją siedzibę w osobie wodza plemienia, w roślinach, skałach i zwierzętach. Latynowie umiejscawiali
numona (duchy) w świętych gajach, ziemie Arabów zaś zaludniały dżiny. Naturalnie ludzie pragnęli nawiązać łączność z tą rzeczywistością i uczynić ją sobie podległą, lecz także chcieli po prostu ją podzielić. Gdy oblekli niewidzialne siły w kształty fizyczne i uczynili je bogami, związanymi z wiatrem, słońcem, morzem i gwiazdami, lecz obdarzonymi też cechami ludzkimi, wyrazili tym swe poczucie bliskości z Niewidzialnym, a także z otaczającym ich światem.
Niemiecki historyk religii, Rudolf Otto, który w 1917 roku opublikował ważną książkę
Świętość, utrzymuje, że owo odczucie "nadprzyrodzoności", "świętości", "bóstwa", (
numinosum) jest podstawowym składnikiem każdej religii. Potem dopiero pojawia się chęć wyjaśnienia początków świata oraz znalezienie podstawy postępowania etycznego. Człowiek odbiera tę nadprzyrodzoną moc rozmaicie: czasami wzbudza ona szalone, bachiczne podniecenie, czasem głęboki spokój, a niekiedy w obecności tajemniczej siły, nieodłącznie obecnej w każdym aspekcie życia, ludzie odczuwali lęk, grozę i pokorę. Gdy zaczęli układać mity i tworzyć bogów, nie szukali dosłownych wyjaśnień dla zjawisk nadprzyrodzonych.
W symbolicznych opowieściach, w jaskiniowych malowidłach i płaskorzeźbach usiłowali wyrazić zadziwienie i połączyć ową wszechobecną tajemniczość z własnym życiem. Podobne pragnienie jest wszak bodźcem dla wielu dzisiejszych artystów. Na przykład w okresie paleolitu, gdy rozwijało się rolnictwo, kult bogini-matki wyrażał przekonanie, iż płodność, przeobrażająca ludzkie życie, w istocie jest uświęcona. Artyści rzeźbili jej posążki, przedstawiające boginię jako nagą kobietę brzemienną; dziś archeolodzy odnajdują je w całej Europie, na Bliskim Wschodzie i w Indiach. Wielka Macierz opanowała ludzką wyobraźnię na wiele wieków. Podobnie jak dawnego Boga Nieba, wchłonęły ją późniejsze panteony, gdzie zajął miejsce obok starszych bogów. Zazwyczaj należała do najpotężniejszych bóstw, bez wątpienia ważniejszych niż Bóg Nieba, który był postacią dość mglistą. W starożytnym Sumerze zwano ją Inanną, w Babilonie Isztar, w Kanaanie Anat, w Egipcie Izydą, a w Grecji Afrodytą. We wszystkich tych kulturach jej rolę w duchowym życiu wiernych ukazywano w formie zadziwiająco podobnych opowieści. Mitów tych nie należy przyjmować dosłownie, są one metaforycznymi próbami opisu rzeczywistości zbyt skomplikowanej i nieuchwytnej, by można ją było wyrazić w jakikolwiek inny sposób. Owe dramatyczne, budzące silne emocje historie o bogach i boginiach pomagały ludziom uzewnętrznić swój stosunek do otaczających ich, potężnych, lecz niewidzialnych mocy.
Jak się wydaje, w czasach starożytnych ludzie uważali, że prawdziwe człowieczeństwo mogą zyskać tylko przez udział w życiu bogów. Życie doczesne najwyraźniej było kruche, przesłonięte cieniem śmierci, lecz gdyby wierni naśladowali czyny bogów, w jakimś stopniu udzieliłaby się im owa nadprzyrodzona potęga i skuteczność działania. Legenda mówi, że to bogowie nauczyli ludzi budować miasta, stanowiące jedynie naśladownictwo ich własnych siedzib w boskim królestwie. Uświęcony świat bóstw - przedstawiony w micie - to nie tylko ideał, ku któremu winni zmierzać śmiertelni, lecz prototyp ludzkiej egzystencji, pierwotny wzorzec, wedle którego winno przebiegać nasze doczesne bytowanie. Wszystko, co jest na ziemi, stanowi replikę czegoś w świecie nadprzyrodzonym i tym duchowym przeniknięta była mitologia, rytualna i społeczna organizacja większości kultur starożytnych, a także bardziej tradycyjnych społeczności naszej doby. I tak w starożytnym Iranie wierzono, że każda osoba czy przedmiot w ziemskim świecie
(getik), ma swój odpowiednik w archetypicznej sferze boskiej rzeczywistości
(menok). Obecnie trudno nam ocenić taką postawę, gdyż autonomię i niezależność uznajemy za najwyższą ludzką wartość.
(...)
*
Biografia Karen Armstrong
Urodziła się w roku 1945 w Wildmoor koło Birmingham. W wieku siedemnastu lat podjęła decyzję o służbie Bogu i wstąpiła do katolickiego klasztoru; opuściła go w 1969 roku. Po ukończeniu Oxford Uniwersity prowadziła przez kilka lat wykłady z literatury współczesnej. W 1981 roku ukazała się jej pierwsza książka "Przez wąską furtkę", autobiograficzna relacja z siedmiu lat, które przeżyła jako zakonnica. Wkrótce Armstrong osiągnęła pozycję jednego z najbardziej cenionych i popularnych brytyjskich ekspertów od spraw religii; wydała kolejne książki. Opublikowana w 1993 roku "Historia Boga" stała się międzynarodowym bestsellerem; krytycy uznali dzieło za najważniejszą książkę na temat religii ostatnich kilkunastu lat. Najnowszą pracą pisarki jest "Historia Jerozolimy".