[...]
Przez długie wieki papież był dla katolików nie tylko Namiestnikiem Chrystusa, którym pozostał dla nich do dziś, ale również, a pod niektórymi względami - przede wszystkim - był władcą co najmniej równym monarchom, a w ciągu stuleci historii Europy - najpotężniejszym wśród nich.
Potęga papiestwa nigdy nie była wyłącznie rezultatem siły Państwa Kościelnego, obejmującego w okresie swej największej świetności około 1/3 terytorium obecnych Włoch. Od czasu zwycięskiej rozgrywki Grzegorza VII z królem niemieckim (od 1084 r. cesarzem), która zakończyła się w roku 1077 wędrówką wyklętego Henryka IV do Canossy, papież uznawany był przez cały świat chrześcijański za dawcę władzy królewskiej. Władza ta, według koncepcji przyjętych ze starożytności przez średniowieczną filozofię katolicką, pochodziła od Boga. Było więc oczywiste, że Namiestnik Chrystusa, czyli papież, stoi ponad monarchiami, nie mówiąc juz o tym, że w bardzo wielu państwach Europy, jak choćby w Polsce czy wcześniej na Węgrzech, koronacja na królów książąt sprawujących władzę, często bardziej plemienną niż państwową, wiązała się z przyjęciem przez nich wiary chrześcijańskiej. Dopiero wówczas wręczano władcom insygnia władzy królewskiej, włączając ich do grona moznych "cywilizowanego" świata i sankcjonując ich prawo do suwerennej władzy na okreslonym terytorium, prawo chronione co najmniej teoretycznie autorytetem moralnym i potęgą polityczną Rzymu. Wyrażając w imieniu Boga zgodę na koronację władców, papież powodował międzynarodowe uznanie nowych państw reprezentowanych przez tych monarchów i włączenie ich do "koncertu cywilizowanych narodów", by użyć dziewiętnastowiecznego określenia.
W wielu sprawach władza duchowna, a więc kościelna, uważała się i była uznawana przez władców chrześcjiańskich za stojącą ponad władzą świecką, królewską. Niezależnie od sił Państwa Koscielnego papiesteo w ciągu wielu stuleci posiadało olbrzymie wpływy wynikające z nadrzędnej pozycji papieża w stosunku do władców świeckich, pozycji, która często spotykała się z kontestacją, a stanowiła podstawę uznanego porzadku miedzynarodowego.
Jednocześnie Kuria Rzymska i sam papież sprawowali zwierzchnictwo nad Kościołem - dysponyjącym znaczną częscią władzy państwowej w całym świecie chrześcijańskim i w okresie średniowiecza niemal całością kadry inteligencji, mającym przez wieki niemal pełny monopol na naukę, oświatę i wychowanie, w pewnych okresach podporządkowujacym sobie całą niemal działalność artystyczną (sztuka sakralana), sprawującym sądownictwo w kwestiach rodzinnych, a w wielu krajach, nie wyłaczając Polski, uczestniczacym bezpośrednio w sparwowaniu rządów.
W okresie niezwykle silnych podziałów dzielnicowych, a nierzadko plemiennych, tam gdzie państwa powstały wcześniej niż plemiona przekształciły się w narody, w okresie bardzo słabych i doraźnych kontaktów międzynarodowych, w czasie licznie prowadzonych wojen, Kosciół katolicki był jedyną w Europie organizacją o zasięgu ponadpaństwowym, organizacją w pewnym zakresie uniwersalną. Ten fakt połączony z centralizmem władzy kościelnej, uznawany
nolens volens przez władców świeckich, dawał papiestwu dodatkową siłę i znaczenie czołowego arbitra w życiu międzynarodowym Europy.
I wreszcie jeszcze jeden czynnik potęgi papiestwa: olbrzymie bogactwo napływające do Rzymu z całego katolickiego świata. Kosciół nagromadził w ciągu wieków nieprzebrane dobra, stanowiące własność poszczególnych biskupów, klasztorów czy parafii. Przypomnijmy, że całe Łowickie należało do prymasów polskich, że ziemia pułtuska stanowiła dziedziczną własność biskupów płockich, liczne dobra należały do biskupów krakowskich.
Daleka od antyklerykalizmu szlachta polska, pragnąc ograniczyć stały wzrost majątków kościelnych, powodowoany m.in. zapisami, uchwala na sejmach juz od początku XVI wieku szereg ograniczeń w przekazywaniu Kościołowi dóbr ziemskich.
Na podstawie szczegółowych zasad ustalonych przez papieży i ściśle realizowanych przez nuncjuszy, czyli ambasadorów papieża przy poszczególnych dworach, część zysków z dóbr koscielnych kierowana była do Rzymu. Jednocześnie, zgodnie z uznawanym powszechnie, choć niepisanym prawem, część podatków ściąganych przez króla d szlachty, kupców, rzemieślników i chłpów przysługiwała papieżowi. Sumy te, zwane świętopietrzem, były w niektórych okrasach historii olbrzymie. Według danych opracowanych przez historyków amerykaskich i brytyjskich na podstawie archiwów watykańskich papiestwo otrzymało w wieku XVI w formie świętopietrza i innych świadczeń zagranicznych około 2 mld dolarów rocznie w złocie. Gdyby przeliczyć to na dzisiejsze dolary - według wartosci waluty USA z 1986 roku - Rzym okresu renesansu otrzymywał z zagranicy co roku około 25 mld dolarów, i to przez wiele dziesięcioleci. Wielkie świadczenia ponosiły m.in. Kosciół i państwo polskie. Tylko za panowania Zygmunta Augusta do Rzymu nadeszło z Polski i Litwy około 2 tys. wozów ze złotem i srebrnymi monetami.
Trudno nawet sobie dziś wyobrazić ogrom bogactwa papieża Juliusza II, który był jednym z głównych budowniczych bazyliki św. Piotra, czy jego nastepców. Na pozłocenie stropu przepieknej bazyliki Matki Boskiej Większej (śanta Maria Maggiore), stanowiącej do dziś jeden z klejnotów Rzymu, przeznaczono cały statek czystego złot, przysłany papieżowi z Meksyku przez Corteza po złupieniu przezeń legendarnych skarbów Montezumy. Na budowę i urzadzenie niejenego pałacu kardynalskiego w Wiecznym Mieście wydano więcej, niż wynosiły wówczas roczne wydatki niewielkiego królestwa. Rzym był więc stolicą świata chrześcijańskiego nie tylko jako siedziba najwspanialszego, najbogatszego, i w niektórych okresach, pierwszego pod względem intelektualnym dworu.
Od ostatnich stuleci średniowiecza, poprzez szczytowy rozkwit papiestwa w okresie renesansu, czasy kontrreformacji aż do rewolucji frncuskiej, po której potęga państwowo-polityczna papieży poczęła zdecydowanie chylić się ku upadkowi - w Rzymie zbiegały się nici wiekszości rozgrywek politycznych i dynastycznych. Tu znajdwał się jeden z czołowych, przede wszystkim w epoce renesansu, ośrodków intelektualnych świata, tu, dzieki mecenatowi papieża i jego kardynałów, ciągnęli artyści z całych włoch i z wielu innych krajów, tu kształtowała się wszelka moda, kanony dobrego smaku, tu za czasów Berniniego, Bramantego czy przede wszystkim Michała Anioła, nabierały materialnych kształtów najzuchwalsze i najwspanialsze zarazem wizje architektów i urbanistów.
Oglądając muzea watykańskie, patrząc na ogrom bazyliki św. Piotra czy na bogactwa rzymskich pałaców, których więcej w tym mieście niż gdzie indziej straganów, mało kto zastanawia się, skąd się to wszystko wzięło we Włoszech, dlaczego właśnie tu przez wiele wieków geniusz i myśl ludzka wzniosły sie tak wysoko, tworząc dzieła do dziś stasnowiące o randze kultury i cywilizacji europejeskiej, której my Polacy czujemy się współtwórcami i spadkobiercami zarazem.
Źródła wspaniałego renesansowego rozkwitu sztuki i myśli ludzkiej w Rzymie, Florencji czy innych ośrodków Włoch siagają oczywiście czasów starożytnych, są przejawem niewymiernej siły, jaką stanowi ciągłość kulturalna trzydziestu wieków, nie znam w tak żywej formie innym cywilizacjom. Jednakże potęga papiestwa, jego autorytet polityczno-moralny oraz bogactwo stanowiły przez wieki siłę utrzymującą tę ciągłość.
Powie ktoś - i słusznie - że papiestwo i Kościół były też przez wieki wielkim ciemiężycielem i cenzorem myśli nie mieszczącej się w ciasnych ramach katolickiej ortodoksji filozoficznej, wyznaniowej i obyczajowej. Przypomni ktoś, nie bez racji, procesy przeciw Galileuszowi uznane oficjalnie za plamę na historii Koscioła przez papieża Jana Pawła II, przypomni wpisanie na listę dzieł zakazanych prac Kopernika czy niezliczone procesy inkwizycyjne, których ofiary ginęły na stosie, nawet gdy nisiły szaty zakonne, jak choćby dominikanin Savonarola. Powie ktoś wreszcie, że twierdzenie o autorytecie moralnym papiestwa jest uproszczeniem, a wobec niektórych okrsów historii zwykłym kłamstwem, że rozpusta i zepsucie moralne papieża Aleksandra VI Borgii nie mają sobie równych, że w renesansowym Rzymie więcj było skrytobójczych morderstw dokonywanych na zlecenie kadrynałów Kurii niż gdzie indziej rozbojów na leśnych drogach. Do historii przeszło powiedzenie pewnego papieża, który przed powołaniem go na to pierwsze stanowisko w Kościele był biskupem w odległy mieście prowincjonalnym. Gdy zapoznał się on ze stosunkami i obyczajami panujacymi w Kurii Rzymskiej, oświadczył:
Roma veduta - fede perduta, co w wolnym tłumaczeniu na polski oznacza: Zobaczyć Rzym - to utracić wiarę.
Wszystko to prawda, nie wyłączając handlu relikwiami i odpustami, frymarczenie stanowiskami koscielnymi, a nawet uprawiania zbiorowych orgii w kościołach.
Największe jednak słabości i zbrodnie ludzi, którym urodzenie, majątek lub nawet przestępstwo, nie zaś kwaliwikacje czy poziom moralny zapewniały kardynalską purpurę lub biskupe fiolety, nie powinny być utożsamiane z instytucją Kościoła i papiestwa. Dla setek milionów ludzi, dla całych społeczeństw głęboko wierzących, szczególnie w średniowieczu, papież był i jest symbolem i ucieleśnieniem zarazem władzy Boga i nawyższym autorytetem moralnym, Watykan zaś materialnym wyrazem tego autorytetu.
[...]