Leon XIIIZa początek nauczania społecznego Kościoła przyjmuje się encyklikę
“Rerum novarum” (O kwestii robotniczej) Leona XIII z 1891 r. Do głównego nurtu zalicza się również m. in. encykliki:
“Quadragesimo anno” Piusa XI (O odnowieniu ustroju społecznego, 1931),
“Mater et Magistra” (O współczesnych przemianach społecznych w świetle nauki chrześcijańskiej, 1961) oraz
“Pacem in terris”“ (Pokój na ziemi, 1963) sygnowane przez Jana XXIII, a także
“Populorum progressio” Pawła VI (O popieraniu rozwoju ludów, 1967).
Jan Paweł II ogłosił trzy encykliki społeczne:
“Laborem exercens” (O pracy ludzkiej, 1981),
“Sollicitudo rei socialis”“ (O społecznej trosce Kościoła, 1987) i
“Centesimus annus” (W setną rocznicę
“Rerum novarum”, 1991).
Złośliwi twierdzą, że katolicka nauka społeczna nie istnieje. Ukuli nawet sarkastyczne stwierdzenie: “Największa tajemnica Kościoła”. Inni utrzymują, że to zbiór frazesów albo pobożnych życzeń. Kto zechce wdać się w polemikę, zyskał nowy oręż:
“Kompendium nauki społecznej Kościoła”, opublikowane przez Papieską Radę Iustitia et Pax.
Kard. Joseph Ratzinger zwykł mawiać, że posoborowy Kościół przypomina plac, na którym każdy budował, gdzie i co chciał. Zresztą biorąc pod uwagę tempo rozwoju cywilizacyjnego, niemal każdy rok stawia przed Kościołem nowe pytania. Przykłady można mnożyć: zaledwie trzy lata po zamknięciu soborowych obrad przetoczyła się przez świat intelektualna i obyczajowa rewolta. Z kolei lata 80. i 90. przyniosły szereg przełomowych, zarazem sprzecznych z katolicką antropologią eksperymentów w biotechnologii. Dlatego za pontyfikatu Jana Pawła II nadeszła pora – sugerował przed kilkoma laty prefekt Kongregacji Nauki Wiary – aby uporządkować chaos. Jednym z pierwszych sygnałów było ogłoszenie długo oczekiwanego nowego “Kodeksu Prawa Kanonicznego” (1983), kolejnym – publikacja “Katechizmu Kościoła Katolickiego” (1992).
Pytań bez liku
Ogłoszono także wiele encyklik, adhortacji, deklaracji i leksykonów, które jednoznacznie przypominały bądź od podstaw wyznaczały katolickie stanowisko w kwestiach teologicznych czy społecznych. O niektórych, np. o
“Instrukcji o chrześcijańskiej wolności i wyzwoleniu” (1986) czy
“Dominus Iesus” (2000), było głośno. Inne, jak opracowany przez Papieską Radę ds. Rodziny
“Leksykon terminów niejasnych i dyskusyjnych odnoszących się do rodziny, życia i kwestii etycznych” (2003), przeszły bez echa.
Kompendium nauki społecznej Kościoła Pod koniec minionego roku zaprezentowano w Polsce nowe watykańskie dzieło: “Kompendium nauki społecznej Kościoła”. 385 stron tekstu głównego podzielono na dwanaście rozdziałów:
“Zamysł miłości Bożej wobec ludzkości”,
“Posłannictwo Kościoła i nauka społeczna”,
“Osoba ludzka i jej prawa”,
“Zasady nauki społecznej Kościoła”,
“Rodzina – żywotna komórka społeczna”,
“Praca ludzka”,
“Życie ekonomiczne”,
“Wspólnota polityczna”,
“Wspólnota międzynarodowa”,
“Ochrona środowiska”,
“Upowszechnianie pokoju”,
“Nauka społeczna i działalność Kościoła”.
Całość opatrzono poręcznym indeksem, który pozwala odszukać szczegółowe zagadnienia.
W zamyśle autorów, ich “Kompendium”, podobnie jak “Katechizm”, jest adresowane nie tylko ad intra, ale także ad extra – do chrześcijan wszystkich Kościołów, wyznawców innych religii, niewierzących.
“Kompendium” ma trafić do tych, którzy skonfrontowani z faktami politycznymi czy ekonomicznymi, pytają: co Kościół na to, a nie mają czasu na wertowanie encyklik czy tekstów watykańskich dykasterii. Istotnych pytań, na jakie odpowiada “Kompendium”, jest bez liku: czy Kościół, z natury instytucja niedemokratyczna, uważa demokrację za najlepszy z ustrojów? Kiedy mamy do czynienia z wojną sprawiedliwą? Czy katolik może wspierać tzw. wojnę prewencyjną, jak chociażby w Iraku? Kiedy katolicki parlamentarzysta powinien godzić się na kompromisowe rozwiązania prawne, np. dotyczące aborcji? Czy Kościół bez zastrzeżeń aprobuje gospodarkę wolnorynkową? Kiedy katolikowi wolno zastrajkować? Czy moralnie dopuszczalne jest wywozić dyrektora zakładu na taczkach? Czy Kościół zakazuje handlu w niedzielę?
Wolno mieć nadzieję, że tak syntetyczne opracowanie może wyklarować wiele z dotychczasowych nieporozumień i przekłamań. Pamiętam, jak w jednym z odcinków telewizyjnego “Warto rozmawiać” pewien publicysta zaperzał się, że Kościołowi obca jest zeświecczona kategoria społeczeństwa obywatelskiego. Dziś może otworzyć “Kompendium” na stronie 272. I przeczytać: “Wspólnota polityczna istnieje po to, aby służyć społeczeństwu obywatelskiemu, od którego pochodzi. Kościół przyczynił się do rozróżnienia pomiędzy wspólnotą polityczną i społeczeństwem obywatelskim przez swoją wizję człowieka, postrzeganego jako istota wolna, zdolna do nawiązywania relacji, otwarta na Transcendencję”.
Sprzeciw i pokrzepienie
Stanowisko Kościoła w kwestiach społecznych zwykło opisywać się w biegunowo różnych odcieniach. Mamy zatem Kościół rewolucjonistów i buntowników, kiedyś ucieleśniony w tzw. teologii wyzwolenia, ostatnio zaś widoczny, gdy katolikom maszerującym w antyglobalistycznych marszach błogosławił kard. Dionigi Tettamanzi. To wspólnota żywcem wyjęta z listu Piera Paola Pasoliniego do Pawła VI: “Z radykalnej, być może utopijnej czy eschatologicznej perspektywy jasno widać, co Kościół powinien uczynić, by uniknąć niechlubnego końca. Powinien przejść do opozycji. W takiej walce, która zresztą ma za sobą długą tradycję, łącznie z walką papiestwa przeciw świeckiemu imperium, mógłby Kościół skupić wszystkie siły, które nie chcą się ugiąć przed panowaniem konsumpcji”.
Ale jest i wizja Kościoła sytego, idącego krok w krok z establishmentem. To katolicyzm ma być, zdaniem niektórych, gwarantem status quo i hamulcowym reform.
Tymczasem społeczne nauczanie Kościoła odznacza się ostrożnością. W rozmowie z Peterem Seewaldem kard. Ratzinger mówił, że Kościół nigdy nie może przekształcić się w opozycję totalną: “musi dokładnie wiedzieć, kiedy powinien wystąpić ze sprzeciwem, a kiedy z pomocą, pokrzepieniem i wsparciem – kiedy musi powiedzieć »tak«, a kiedy »nie«”.
Dobrym przykładem jest kwestia, kiedy chrześcijanin zobowiązany jest do obywatelskiego nieposłuszeństwa, kiedy wolno mu – z bronią w ręku – obalić dyktaturę. W poszukiwaniu odpowiedzi “Kompendium” powołuje się na trzy dokumenty. Na “Katechizm Kościoła Katolickiego”: “Zbrojny opór przeciw uciskowi stosowanemu przez władzę polityczną jest uzasadniony jedynie wtedy, gdy występują równocześnie następujące warunki: 1 – w przypadku pewnych, poważnych i długotrwałych naruszeń podstawowych praw; 2 – po wyczerpaniu wszystkich innych środków; 3 – jeśli nie spowoduje to większego zamętu; 4 – jeśli istnieje uzasadniona nadzieja powodzenia; 5 – jeśli nie można rozumnie przewidzieć lepszych rozwiązań”. Na encyklikę “Populorum progresssio” (1967): walka zbrojna uznawana jest za ostateczny środek, by położyć kres “oczywistej i długotrwałej tyranii, naruszającej podstawowe prawa osoby ludzkiej i przynoszącej ciężką szkodę dobru ogólnemu jakiegoś kraju”. Oraz na instrukcję “Libertatis conscientia” (1987), opublikowaną przez Kongregację Nauki Wiary: drogę biernego oporu uważa się za “bardziej odpowiadającą zasadom moralnym, a równie skuteczną”. Wszystko jasne, nawet jeśli ocena politycznego położenia wedle wspomnianych kryteriów pozostanie indywidualną opinią konkretnego wiernego.
Nieco inaczej ma się sprawa np. z lichwą. “Kompendium” poucza za “Katechizmem”: “Przez lichwiarstwo i chęć zarobku, powodujące głód i śmierć swoich współbraci, spekulanci pośrednio popełniają zabójstwo, za które są odpowiedzialni”. Gdzie jednak leży granica między lichwą i kredytem? Tego się z “Kompendium” nie dowiemy, choć mówiąc szczerze – śmieszne byłoby, gdyby Kościół wyznaczał w tym przypadku progi procentowe. Lepiej zaufać sumieniu wiernych.
Dlatego Kościół nie zamierza forsować konkretnych posunięć politycznych bądź ekonomicznych. Bzdurą byłoby upatrywać w jego nauczaniu złotego środka czy “trzeciej drogi” między socjalizmem i kapitalizmem. Kościół wie, że jego zadaniem jest przede wszystkim głosić Dobrą Nowinę. Kodeks Prawa Kanonicznego, chociaż jest tekstem z natury jurydycznym, w ostatnim, 1752. kanonie orzeka, że zbawienie dusz “zawsze winno być w Kościele najwyższym prawem”. Z kolei w ostatnim, 583. punkcie “Kompendium” umieszczono cytat: “Miłość stanowi największe przykazanie społeczne. Szanuje drugiego i jego prawa. Wymaga praktykowania sprawiedliwości i tylko ona nas do tego uzdalnia”.
Zresztą nieraz Kościół, chociaż podskórnie wyczuwa radykalny puls Ewangelii, woli poczekać, aż społeczna mentalność dojrzeje do zmiany. Za charakterystyczne można pod tym względem uznać nauczanie o karze śmierci. “Kompendium” idzie śladem “Katechizmu”: prawda, że doktryna katolicka nie wyklucza (zakładając całkowitą pewność co do tożsamości i odpowiedzialności sprawcy) stosowania kary śmierci, jeżeli “jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem”. Jednak lepiej sięgać po bezkrwawe metody, gdyż są “bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej”. Zaraz potem umieszczono wymowny cytat z “Evangelium vitae” (1995): przypadki, w których istnieje absolutna konieczność usunięcia przestępcy, są “bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale”. Autorzy “Kompendium” komentują: “Rosnący sprzeciw opinii publicznej wobec kary śmierci i różne posunięcia zmierzające do jej zniesienia, czy też zawieszenia jej wykonywania, są wyraźnymi przejawami wzrastającej wrażliwości moralnej”.
Morze cytatów
Jak na kościelne kompendium przystało, publikacja Rady Iustitia et Pax stanowi przede wszystkim esencję umiejętnie wyłowionych i zestawionych cytatów. Jednak sama ranga przytaczanych dokumentów, kształtujących społeczną naukę Kościoła, otwiera nieraz pole do sporów. Do papieskich encyklik należy dodać przynajmniej dwa dzieła soborowe (Konstytucję duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym oraz deklarację “Dignitatis humanae”), ale wysoką rangą odznaczają się również dokumenty publikowane po synodach biskupów, chociażby “De iustitia in mundo” (O sprawiedliwości w świecie, 1971).
Tymczasem kluczowe dla katolickiego nauczania społecznego okazały się również nie tak uroczyste wypowiedzi. Bo przecież trudno pominąć bożonarodzeniowe przemówienia radiowe Piusa XII albo wystąpienia Pawła VI czy Jana Pawła II na forum ONZ. Inny przykład znalazł się w samym “Kompendium”. Otóż w punkcie 228., dotyczącym prawnego zalegalizowania par homoseksualnych, zacytowano “Uwagi dotyczące projektów legalalizacji związków między osobami homoseksualnymi” z czerwca 2003 r., sygnowane przez Kongregację Nauki Wiary. Czytamy w nich: “Jeśliby z punktu widzenia prawnego małżeństwo między dwiema osobami odmiennych płci zostało uznane tylko za jedno z możliwych małżeństw, koncepcja małżeństwa uległaby radykalnej zmianie, z poważną szkodą dla dobra wspólnego. Stawiając związki homoseksualne na tej samej płaszczyźnie prawnej co małżeństwo albo rodzinę, państwo działa arbitralnie i wchodzi w konflikt z własnymi obowiązkami”.
Za wyjaśnienie tych stwierdzeń posłużyło wygłoszone przez Jana Pawła II uzasadnienie sprzeciwu wobec tzw. małżeństw homoseksualnych: “Na przeszkodzie stoi tu przede wszystkim fakt, że obiektywnie niemożliwa jest płodność takiego związku polegająca na przekazywaniu życia, zgodnie z zamysłem wpisanym przez Boga w samą strukturę ludzkiej istoty. Przeszkodą jest też brak przesłanek dla relacji opartej na wzajemnym dopełnianiu się osób, jaką Stwórca ustanowił między mężczyzną a kobietą zarówno na płaszczyźnie fizyczno-biologicznej, jak i ściśle psychologicznej”. Tak ważne dla stanowiska Kościoła stwierdzenia nie padły w encyklice czy adhortacji, lecz w przemówieniu do pracowników i adwokatów Roty Rzymskiej, które Jan Paweł II wygłosił w styczniu 1999 r.
Na marginesie warto zwrócić uwagę na status samego “Kompendium”. W przeciwieństwie do “Katechizmu”, Papież nie złożył pod nim podpisu: otwiera je list sekretarza stanu, kard. Angelo Sodano, oraz przedmowa kard. Renato Martino (przewodniczącego Iustitia et Pax) oraz ks. Giampaolo Crepaldiego (sekretarza Rady).
Krąg bezimiennych pisarzy
O. Kenneth R. Himes, franciszkanin i autor “Odpowiedzi na 101 pytań o katolicką naukę społeczną” (WAM 2005), wymienia cztery, jeżeli nie uzasadnione, to warte polemiki zastrzeżenia wobec społecznego nauczania Kościoła.
Pierwszy zarzut odzwierciedla rozpowszechnione wśród wielu katolików przekonanie, jakoby niektóre role społeczne kobiet, np. gospodyni, miały charakter naturalny. To zaś oznacza – twierdzą krytycy – “traktowanie istniejącego porządku społecznego jako odbicia naturalnego prawa ludzkiego lub Bożego”. Tym samym, zamiast odczytywać znaki czasu wskazujące na Bożą wizję przyszłości, niejako kanonizujemy dominujący dziś światopogląd czy wizję porządku społecznego.
W “Kompendium” mowa jest o tym, że mężczyzna jest dopełnieniem kobiety, a kobieta – mężczyzny. Ich wzajemna relacja opiera się na odmienności i komplementarności. Abstrahując od tak ogólnikowych sformułowań, warto dodać, że “Kompendium” zdecydowanie broni prawa kobiet do zatrudnienia, a praca kobiety w domu “powinna być społecznie uznana i dowartościowana, także za sprawą odpowiedniego wynagrodzenia, przynajmniej dorównującego innym pracom”.
Drugie zastrzeżenie dotyczy faktu, że w katolickim nauczaniu społecznym “pojawia się niechęć do przyznania roli czemukolwiek innemu niż harmonijna współpraca”. Tymczasem Kościół nie powinien zapominać, jak twórczą siłę niesie w sobie konflikt, np. rozumiany jako konkurencja. W punkcie 347. “Kompendium” czytamy: “Prawdziwy rynek konkurencyjny jest skutecznym narzędziem do realizowania ważnych celów sprawiedliwości, jak: ograniczenie przesadnego zysku poszczególnych przedsiębiorstw; odpowiadanie na wymogi konsumentów; realizowanie lepszego wykorzystania i oszczędzania zasobów; nagradzanie wysiłku przedsiębiorców i umiejętności wprowadzania innowacji, wymiana informacji, tak aby stała się możliwa prawdziwa konfrontacja i sprzedaż towaru w ramach zdrowej konkurencji”.
Trzeci wątek krytyki wiąże się z postulatem sprawiedliwego podziału dóbr: katolicka nauka społeczna koncentrowała się głównie na pracownikach i “nie zawsze dobrze rozumiała rolę inwestorów, zarządzających i innych czynników życia ekonomicznego”. Faktycznie, w indeksie “Kompendium” do hasła “pracodawca” znalazły się tylko dwa odniesienia, do hasła “pracownik, robotnik” – trzydzieści dwa. Można by mówić, że Kościół powinien stać przede wszystkim po stronie społecznie słabszych, ale mimo wszystko dysproporcja jest zbyt wielka.
I wreszcie czwarty zarzut: mechanizm formułowania nauczania społecznego. O. Himes pisze: “Zbyt często był to proces, który miał mały wkład ze strony szerszego Kościoła i zawierał zbyt mało dialogu poza wąskim kręgiem często bezimiennych pisarzy – gości”. Można również – twierdzi zakonnik – zadać pytanie, czy długie encykliki, pisane trudnym językiem, są najlepszym sposobem upowszechniania katolickiego nauczania społecznego?
Zgoda, nie są. I dlatego dobrze, że powstało “Kompendium”.
Tygodnik Powszechny - Marek Zając/09.01.2006 06:00