Pierwszą wiadomością, jaką mamy o Mieszku, jest opis jego postrzyżyn i cudownego przywrócenia ślepemu od urodzenia dziecku wzroku. Kronikarz Anonim-Gall, który barwnie i obszernie opisuje to legendarne wydarzenie, dorzuca tu, jakoby objaśnienia świadków tego wydarzenia, że uszczęśliwiony tym cudem ojciec chłopca Ziemomysł, jak i obecni widzieli w tym wróżbę, iż chłopiec jest przeznaczony przez los do wielkich czynów, że jak on cudownie przejrzał, tak i kraj, którym ma rządzić w przyszłości, cudownie się zmieni i przejrzy. Że jest to aluzja do znacznie późniejszego przejścia do chrześcijaństwa, nie może ulegać wątpliwości.
W pojęciach duchownych chrześcijańskich poganin czy społeczeństwo pogańskie byli ślepi. Dopiero wiara chrześcijańska przywracała im wzrok, wzrok duszy oczywiście, którym mogli oglądać prawdę, oglądać Boga. Tak też legenda, antycypując fakty, "ślepego poganina" już w wieku lat 7 obdarzyła wzrokiem, którym jako dorosły człowiek miał swą prawdę poznać i miał nią "ślepych pogan" zrobić widzącymi chrześcijanami. (...)
Pierwszą datą, którą się zwykle wymienia, gdy mowa o Mieszku, zatem też pierwszą datą z dziejów Polski, jest r. 963. Trzeba jednak zaznaczyć, że data ta jest tylko kombinacją badaczy i to prawdopodobnie błędną. Różnica, błąd nie będąc duże, może rok lub dwa, ale zapewne należy r. 963 wykreślić z obliczeń historycznych. Opowiada nam bowiem Widukind w swej historii saskiej, że w r. 963 markgraf Gero swego krewniaka hrabiego Wichmana, buntownika i mocno skompromitowanego wobec cesarza i księcia saskiego Hermana, odesłał do barbarzyńców,
Słowian. Ten zatem Wichman, do spółki razem z owymi Słowianami, a było to lutyckie plemię Redarów, rozmaitych “dalej siedzących barbarzyńców częstymi wyprawami wojennymi trapił". Między innymi “Mieszkę króla, w którego władzy byli Słowianie, którzy nazywają się Licykawiki (Licikaviki), dwukrotnie zwyciężył, brata tegoż Mieszka zabił, wielką zdobycz od niego wydusił".
Z tekstu tego nie wynika zupełnie, by w roku, w którym Wichman został przez Gerona odesłany do Redarów, miała miejsce — i to dwukrotna — wyprawa Wichmana na Mieszka i dwukrotna jego klęska. Również nie jest wiadome, czy śmierć tego brata Mieszkowego zaszła podczas pierwszej czy drugiej wyprawy Wichmana. Powodem zamieszania jest tu przekaz o pół wieku
późniejszego Thietmara, który korzystał z kroniki Widukinda i — streszczając swe źródło niestarannie — połączył wiadomość Widukinda o Mieszku z wiadomością, którą podał ten sam kronikarz o zaborze w r. 963 przez Gerona Łużyc i kraju Słupian (Selpuli). (...)
Dobrawa
Jeżeli lata 963 i 964 nie mogą być uznane bez zastrzeżeń za pierwsze znane nam daty z dziejów Mieszka I i Polski, to pewne są lata 965 i 966. Jest to czas, w którym bawił w Niemczech po długoletnim pobycie we Włoszech cesarz Otto I i wówczas musiał być zadzierzgnięty stosunek zależności trybutarnej pomiędzy Mieszkiem a cesarstwem. W tych latach także zaszły dwa zdarzenia pierwszorzędnej wagi, które zapisały polskie źródła, roczniki, krótkimi słowy; pod r. 965:
“Dubrowka venit ad Miskonem", Dobrawa przybyła do Mieszka, a pod r. 966:
“Mysko dux baptizatur", książę Mieszko się ochrzcił. Dwie te daty oznaczają największy przewrót, jaki się dokonał w dziejach Polski. Polska, nawiązując swe stosunki z cesarstwem, zjawia się z tą chwilą jako od początku ważny i poważny czynnik polityczny w Europie,
a przez przyjęcie chrześcijaństwa staje się Mieszko I i dynastia piastowska twórcami procesu, którego skutki i następstwa żyją po dziś dzień, lat zatem bez mała tysiąc.
Przyjdzie przeto splot wypadków przypadających na te lata przełomu rozpatrzyć dokładniej. Żeby sprawy te wyrozumieć, trzeba sięgnąć głębiej, w wielu wypadkach poruszyć zagadnienia pozornie mające mało związku ze sprawą małżeństwa z Dobrawą i ochrzczeniem się Mieszka.
Musimy pamiętać, że przy ocenianiu przez nas wysiłków i rezultatów pracy, działalności, jak i tendencji politycznych naszych pierwszych Piastów X i XI w., zbyt mało bierze się pod uwagę, jak to względnie duże państwo mogło być ze sobą wewnętrznie spojone, skoro zostało ono nie tak dawno stworzone z odrębnych jednostek plemiennych czy szczepowych. Nie jest nam prawie znany poprzedni okres, przedmieszkowy, kiedy to pierwsi Piastowie — zapewne w krwawych zapasach — łączyli ze sobą poszczególne plemiona i szczepy lechickie. O sposobach wiązania ich między sobą nie wiemy nic. Wolno tu wywieść, raczej na postawie rozumowej, że okres ten nie znał innych sposobów wiązania ze sobą takich części czy cząstek, jak siłę i gwałt. Krew była cementem w budowie. Nie istniały wówczas jeszcze ani urządzenia administracyjne, ani prawne, które by przyspieszały proces asymilowania się i łączenia organicznego zmuszonych do współżycia części składowych.
Tak ostatecznie sprawa zjednoczenia musiała być pozostawiona czasowi, który miał
Mieszko I
dopiero powoli wytworzyć bliższe związki, poczucie pewnych wspólnych interesów, wspólnych korzyści. Bo nawet wspólna mowa, obyczaj mało i słabo łączą ludzi i ludy tych czasów, a poczucie wspólności narodowej kształtuje się bardzo wolno i zjawia się dopiero na pewnym poziomie kultury, zwykle po wiekach współżycia. Proces ten musiał być długi, wolno działający, hamowany choćby ustawicznymi podziałami, wyznaczaniem dzielnic apanażowych, nietrwałością państw średniowiecznych. Ta słabość wewnętrzna, organiczna, tłumaczy nam tak rzucające się w oczy okresy wytężonej działalności i następujące po nich okresy zastoju i osłabienia. (...)
Jeżeli takie były braki organiczne państwa średniowiecznego, w danym wypadku państwa piastowskiego, to istniała jedna spójnia, którą można było takiemu organizmowi narzucić, a tym była religia, i to religia chrześcijańska, z całym jej aparatem administracyjnym, kościelnym, wyrobionym od wieków. Ten czynnik porządkujący życie był zatem czynnikiem nie tylko religijnym, moralnym, ale i czynnikiem cywilizacyjnym, kulturalnym, stapiającym w jedną całość te pierwiastki pierwotnej kultury narodowej, które wykształciły u siebie poszczególne narody, z tą cywilizacją, której piastunem był kościół oparty o tradycję czy to grecką, bizantyńską, czy łacińską, rzymską. W niemałym też stopniu okazywało się chrześcijaństwo i jego ustrój ważnym również czynnikiem politycznym.
Sprawa przyjęcia chrześcijaństwa przez Mieszka I rozpatrywana jest zwykle pod ciasnym kątem widzenia małżeństwa księcia polskiego z Dobrawą i stosunków Polski z Czechami i Niemcami. Wczesne, bo tylko o lat pięćdziesiąt późniejsze, już anegdotyczno-legendowe opowiadania Thietmara i o półtora wieku późniejszego Anonima-Galla, zaciemniają nam raczej obraz tego wydarzenia, przenosząc go na płaszczyznę spraw wyłącznie religijnych, kiedy to Mieszko pod wpływem pobożnej małżonki przyjął nie tylko chrzest, ale i zmusił cały pogański naród do wyrzeczenia się pogaństwa i przyjęcia wiary chrześcijańskiej.
Dobrawa
Już dawniej (Wł. Abraham w pracy o Organizacji kościoła w Polsce do połowy XII wieku) zwrócono, ogólnikowo co prawda, uwagę, że warunki przejścia w owym czasie Polski na wiarę chrześcijańską musiały być wyjątkowo korzystne i że nie mogło się to stać wyłącznie dlatego, że taką była wola monarchy.
Inicjatywa księcia i zgoda narodu musiały posiadać jako swe tło warunki pozwalające chrześcijaństwu zakorzenić się w Polsce.
Jest rzeczą zastanowienia godną, że chrześcijaństwo w Polsce przyjmuje się nie znajdując wyraźnego oporu. Wiemy z licznych przykładów, że jeżeli władca jakiś jest zmuszony przyjąć chrzest warunkami politycznymi, np. poniesioną klęską na polu bitwy, a w społeczeństwie brak jest zrozumienia dla takiej zmiany, to albo sam monarcha po krótkim czasie porzuca przyjętą wiarę, albo też bywa wypędzany z kraju przez własne, przywiązane do wiary ojców, społeczeństwo.
Niczego podobnego nie widzimy w Polsce. Pisze co prawda o pierwszym polskim biskupie Jordanie Thietmar, że
“...multum cum eis sudavit", że bardzo się napocił, ale jest to ogólny, banalny frazes. Każdy biskup “bardzo się poci", by grzeszne swe owieczki wprowadzić do winnicy pańskiej. Ale w Polsce nie słychać nic o oporze przeciw chrześcijaństwu. Nie zrywa się pogaństwo do walki o swe istnienie w chwili, kiedy Mieszko chrzest przyjął, ani wtedy, kiedy po śmierci Ottona I oswobadza się ten książę na wiele lat z zależności od Niemiec.
Nie słychać nic o elemencie pogańskim wtedy, kiedy w najbliższym Polsce sąsiedztwie wybucha wielkie powstanie pogańskie w r. 983, skierowane przeciwko Niemcom i chrześcijaństwu. Przeciwnie, Mieszko I i Bolesław Chrobry nie wahają się zwalczać osobiście i skutecznie tego ruchu i to w łączności z cesarstwem.
Nie wybucha siła pogaństwa w Polsce, kiedy w pierwszych latach po śmierci Mieszka I Bolesław walczy z macochą i przyrodnimi braćmi o jedność państwa. Nie korzysta ono z wielkich i wyczerpujących siły wojen Chrobrego, kiedy pogańscy Lutycy walczą po stronie Henryka II. Nie ma śladu, by za Mieszka II element pogański skorzystał z przykładu ruchu antychrześcijańskiego u zachodnich Słowian, by wykorzystał walki tego króla z braćmi, klęski jego polityczne czy wojenne. Przeciwnie, wszystko, co wiemy o tych czasach, przedstawia nam Polskę jako kraj chrześcijański.
Zaprowadzenie chrześcijaństwa - Jan Matejko
Skierowywanie misji Wojciecha czy Brunona do Prus, nie na działanie wewnętrzne, świadczyłoby również o tym. Pisma Brunona nie zdają się też świadczyć o istnieniu jakiegoś silniejszego, rzucającego się w oczy obozu pogańskiego w Polsce, a w czasie walk z Niemcami i Lutykami obrońcy oblężonego grodu wystawiają krzyże, jako najskuteczniejszą obronę, z tej strony fortyfikacji, gdzie siedzą ze swymi bożkami lutyccy poganie. Tak samo jako arcychrześcijańskiego monarchę traktuje Mieszka II szwabska Matylda.
Dopiero w lat siedemdziesiąt po przyjęciu chrześcijaństwa, po urzędowym przyjęciu chrztu przez Mieszka I, w czwartej już z kolei generacji książąt chrześcijańskich, w okresie zupełnego załamania się władzy naczelnej za Kazimierza Odnowiciela, podczas ruchu rewolucji społecznej, która kraj ogarnęła, przyszedł do głosu także i czynnik pogański, jednakże jako tylko dodatkowy współczynnik ruchu socjalnego. Był to jednak już ostatni błysk gasnącej lampy polskiego pogaństwa. Więcej o poganach w Polsce nie słyszymy, chociaż sądzić wolno, że istnieli i tylko powoli roztapiali się w chrześcijańskim żywiole coraz to przybierającym na sile. Bądź co bądź manifestacja pewnej żywotności elementu pogańskiego w Polsce miała miejsce wcale późno, w lat siedemdziesiąt po chrzcie Mieszka I.
Trzeba stąd przyjąć, że jeżeli ten żywioł pogański nie wystąpił od początku czynnie do walki o swe istnienie, jeżeli pozwolił W tym czasie na zorganizowanie dwu prowincji kościelnych w Polsce i odpowiedniej liczby biskupstw, jeżeli dopuścił do wystawienia setek kościołów i kaplic, klasztorów i eremów, jeżeli Polska wchodzi w bliższe stosunki z papiestwem, a społeczeństwo nabiera cech społeczeństwa chrześcijańskiego, to widocznie nie było w tym społeczeństwie polskim X w. sił, które byłyby zdolne przeciwstawić się chrześcijańskiemu kursowi polityki Mieszka I i brakowało też takiego czynnika, który by był w stanie zorganizować silniejszy opór woli książęcej. Są zatem do przewidzenia dwa problemy — jednym z nich jest słabość polskiego pogaństwa, a drugim, zresztą z pierwszym blisko złączonym, jest brak organizacji czy jej nieudolność do ratowania
dawnej religii.
Mieszko I
Powodem osłabienia polskiego pogaństwa było zapewne to, że Polska ówczesna X w. była już dość mocno przetkana elementami chrześcijańskimi w tych warstwach przede wszystkim, na których opierać się musiał Mieszko I. W samej dynastii w przeszłości chrześcijaństwo nie mogło być czymś obcym. Trudno przypuścić, by Mieszko na długo przed swym małżeństwem nie był o nim uświadomiony.
Imię Świętopełka, które zjawia się między synami Mieszka I, żywo wskazuje na jakieś bliższe stosunki, które łączyły w przeszłości dynastię piastowską z wielkomorawskimi Mojmirowicami, chrześcijanami zatem. Może babka lub prababka Mieszka I była córką Świętopełka wielkomorawskiego. Byłaby więc gdzieś w końcowych dziesięcioleciach IX w. już jedna z księżnych polskich chrześcijanką. Czy przez nią chrześcijaństwo nie zyskało w dynastii, względnie w kołach do dynastii zbliżonych, swych wyznawców, jawnych czy utajonych, byłoby próżno i daremnie dochodzić.
Kim mogła być matka Mieszka, a żona Ziemomysła, nie wiemy. Późniejsze, może mało budzące zaufania, wiadomości o córce jej Adelaidzie głoszą, że była wykształcona, a wykształcenie uzyskać by mogła jedynie przy matce chrześcijance i od duchownego przebywającego na dworze, kapelana matki. Stąd można by przypuszczać, że - i Mieszko - mógł znać zasady wiary, którą przyjął w r. 966, i nie potrzebował być o nich pouczony przez Dobrawę.
Zwraca też uwagę fakt, że Mieszko, rzekomy poganin i barbarzyńca, zaraz w początkach swej chrześcijańskiej kariery tak łatwo obraca się w kulcie świętych, czy to św. Lamberta, czy św. Udairyka, jakby to nie był dwór świeżo ochrzczonego poganina, lecz jakby to czynił od wielu pokoleń chrześcijański książę niemiecki czy francuski hrabia.
Wiemy również, że około r. 875 dotarło chrześcijaństwo do tzw. ziemi Wiślan, tj. do późniejszej Krakowszczyzny. Nie znany nam z imienia książę Wiślan czynił “zbytki" chrześcijanom, oczywiście przede wszystkim własnym, bo o chrześcijan wielkomorawskich upomniałby się nie Metody, lecz Swiętopełk.
Adalbert z Magdeburga
Wiemy też, że książę ten Wiślan, pobity przez Swiętopełka, został zmuszony do przyjęcia chrztu po niewoli, jak mu to przepowiedział Metody. Zabytki też archeologiczne stwierdzają, że kult chrześcijaństwa w Krakowie musiał być wcale silny i dawny. Toteż kiedy w r. 960 Adalbert, późniejszy arcybiskup magdeburski, wyprawiał się z polecenia Ottona I na Ruś, obrał drogę przez księstwo libickie Sławnika, zatem przez Czechy, stąd zaś zapewne przez Kłodzko, Kraków, Sandomierz zwykłą drogą do Kijowa. Nie użył krótszej niewątpliwie drogi przez Łużyce, bo ta, w przeddzień walk w tych stronach markgrafa Gerona, mogła nie być dostatecznie bezpieczna. Za to droga, którą obrał, mogła być tym łatwiejsza dla biskupa — misjonarza, że po stu latach infiltracji w tych stronach chrześcijaństwa mogła przedstawiać znaczne dogodności, jeżeli na niej spotykał większe czy mniejsze skupiska chrześcijańskie.
Od r. 949 granica biskupstwa braniborskiego opierała się o Odrę i tędy, na wiele lat przed przyjęciem chrztu przez Mieszka, mogły przenikać wyprawy misyjne. Mogły się one również przedostawać w głąb Polski od strony Braniborza, za czasów księcia Tugomira, i od strony Czech z księstwa libickiego, jak wreszcie i od strony Krakowa. Chrześcijańskie elementy mogły również przenikać przez kupców, bo nie wszyscy kupcy byli żydami, czy mahometanami, przez rzemieślników, których i w tych czasach potrzebowano i sprowadzano, przez wreszcie emigrantów politycznych, takich, jakim był u Słowian połabskich graf Wichman. Emigranci ci szukający schronienia, przygód lub poprawy losu mogli być liczni i mogli również odgrywać pewną rolę w tym skomplikowanym procesie wnikania chrześcijaństwa w pogański ustrój Polski.
Zapewne zatem — obracamy się tu w kole tylko pewnych prawdopodobieństw — zarówno na dworze książęcym, w wyższych warstwach społecznych, jak i w ważniejszych ośrodkach istniała już pewna ilość wyznawców chrześcijaństwa, obok nich byli tacy, którzy z chrześcijaństwem i chrześcijanami się już zetknęli, tacy, którzy byli chrześcijaństwu życzliwi albo wobec chrześcijaństwa obojętni. Nie można twierdzić, by byli oni liczni, w każdym razie zapewne dość liczni i znaczni, by książę mógł się na nich opierać, i dość wpływowi, by mieć ich skuteczną pomoc lub zapewnioną neutralność. Należy także podkreślić, że takiej żywiołowej nienawiści, jaką pałali do chrześcijaństwa, wprowadzanego między Łabą a Odrą przez Niemców, zachodni Słowianie, nie mogło być nad Wartą i Wisłą, i stąd to uczucie mogło tylko słabo działać na polskim terenie. Mogła to być raczej pewna, zrozumiała zresztą, forma ksenofobii.
Można też sądzić, że strony zachodnie ówczesnej Polski były bardziej z chrześcijaństwem obyte i liczące więcej osób, którym chrześcijaństwo było bliskie, niż wschodnie, do których dostęp chrześcijaństwa był utrudniony. Jak opornie w te odległe strony wdzierało się chrześcijaństwo, przykładem może być tu Mazowsze, nie mówiąc o etnograficznie różnych terenach Prusów, Jaćwingów czy Litwy, terenach tak jałowych przez wieki dla działalności misji chrześcijańskich.
Mieszko I
Nie jesteśmy prawie zupełnie poinformowani ani o podstawach i formach pierwotnego kultu pogańskiego wśród plemion polskich, ani o tym, czy była lub jaką być mogła tego kultu organizacja. Wszystko, co nam o tym mówi o pięćset lat późniejszy zacny Jan Długosz, nie może mieć jakiejkolwiek wartości dla X czy XI w. Możemy mieć o tych sprawach jedynie jak najogólniejsze wyobrażenia.
Jeżeli najbliżsi nasi pobratymcy, Słowianie połabscy, mieli swój kult religijny wcale wysoko rozwinięty i wyrobiony, jeżeli dla tego kultu istniały świątynie, jeżeli istnieli kapłani, jeżeli stosowano ustalone zwyczajem obrzędy, jeżeli niektóre z tych plemion wytworzyły formy życia teokratyczne czy teokratyczno-republikańskie, to można przypuszczać, że religia szczepów lechickich i jej formy organizacyjne były zapewne do tamtych zbliżone, chociażby były prostsze, prymitywniejsze, mniej wyrobione i rozwinięte. Otóż wiemy, że powaga stanu kapłańskiego na Połabiu i formy teokratycznetam wyrobione były jedną z przyczyn, jedną z głównych trudności dla stworzenia silniejszych form państwowych, dla wytworzenia tam władzy zwierzchniej, dziedzicznej, a z tym zrodzenia się idei złączenia i zlania rozbitych a pokrewnych sobie plemion, samodzielnie żyjących, w całość polityczną, zdolną do życia i do utrzymania niezależności. Obraz ten jest przeciwny temu, co widzimy w Polsce.
W Polsce ród piastowski przez kilka pokoleń, zapewne w obrębie więcej niż stu lat (znamy zaledwie, koniec tego okresu), w krwawych niewątpliwie i okrutnych zapasach przeprowadza swój program złączenia wszystkich plemion i szczepów lechickich pod władzą Piastów. Wśród tych walk tępią wszystko, co było wyrazem partykularyzmów szczepowych czy plemiennych.
Giną rody zarówno drobniejszych czy większych dynastów, jak ich popleczników, a z tym zapewne i przedstawiciele tego kierunku, który w zachodniej Słowiańszczyźnie tyle znaczył w ustroju, t j. teokratyczny stan kapłański. Nie podcinało to jeszcze religii, ale osłabiało organizację i utrudniało opór w jej obronie. W chwili, kiedy Mieszko przeprowadzał swą reformę religijną, nie stawało już tego czynnika, który by był powołany i był w możności zorganizować opór i stanąć na czele zapewne jeszcze licznych zwolenników starego porządku. To tłumaczyłoby fakt, że ruch antychrześcijański zbudził się do walki dopiero wtedy, kiedy podjęto walkę pod hasłem społecznym. Ale w tej walce odgrywało już pogaństwo drugorzędną rolę. Element pozbawiony od dawnych czasów kierownictwa i więzi organizacyjnej już w połowie X w. nie miał dość sił, by się opierać skutecznie wkraczającemu chrześcijaństwu. Tak prawdopodobnie na tego rodzaju zmaganiach nie tylko z partykularyzmami, ale i z elementami zachowawczymi, do których zaliczyć należy w pierwszym rzędzie ustrój religijny pogański, budowały się podwaliny państwa piastowskiego. Jest to oczywiście tylko przypuszczenie, oparte o pewne analogie i pewne możliwości, sądzić można jednak, że nie powinno być ono zbyt dalekie od rzeczywistości.
Fragment książki: Stanisław Kętrzyński -
Polska X-XI wieku