„Tam, w dymie wznoszącym się nad głowami snują się jeszcze stare obrzędy, nucą się dziwne śpiewy i wśród pląsów prostoty odzywają się imiona bogów zapomnianych. W tym górskim zmroku dostrzec można świecące im trzy Księżyce, trzy Zorze Dziewicze, Siedem Gwiazd Wozowych. Tam Zorza Lelowa zbliża się do Młodego Miesiąca, miłość nowożeńców i Gody zwiastuje, tam zorze księżycem odgrodzona lub zawojką nakryta ślubną przysięgą tłumaczy. Dotąd jeszcze trzy rzeki płyną pod sień lubowników, udzielają świętej wody do Korowaja i Kołacza."
Takimi to słowami określał romantyczny badacz zamierzchłej przeszłości — Z. Dołęga-Chodakowski, relikty starosłowiańskiej obrzędowości występujące w naszej kulturze ludowej z początków XIX w. Od napisania tych słów upływa już 180 lat i nasza wiedza w danym przedmiocie uległa znacznemu rozwinięciu, a mimo to nadal mamy trudności z nakreśleniem względnie pełnego obrazu obrzędowości naszych praprzodków wczesnośredniowiecznych.
W czym tkwi istota zagadnienia? Dysponujemy obecnie takimi materiałami, jak: drobne fragmenty, o wątpliwej niekiedy wartości, rodzimych i obcych źródeł historycznych, stosunkowo bogata dokumentacja z wykopalisk archeologicznych oraz dość dyskusyjna faktografia etnograficzna i etnoreligioznawcza z XIX i XX w. Materiały te w rzeczywistości pozwalają jedynie na podejmowanie bardzo hipotetycznych prób rekonstrukcji takiego obrazu. Tak więc i przedstawiony poniżej opis ma podobny charakter, jest jedną z takich prób.
Ludy słowiańskie, osiadłe (przypuszczalnie w początkach wczesnego średniowiecza) w dorzeczu Odry i Wisły oraz na terenach przyległych, charakteryzowały się osiadłym trybem życia rolniczo-hodowlanym i zorganizowane były w ramach wspólnot rodowo-plemiennych, z których — w końcowej fazie tego okresu (VII—IX w.) — powstawały drobne państwa wczesnofeudalne o demokratycznym charakterze władzy zwierzchniej. Podstawową natomiast komórkę społeczną stanowiła rodzina patriarchalna funkcjonująca w ramach rodu. Ród był zwartym organizmem opartym na więzach krwi i symbolice wspólnego praprzodka; jego rola i znaczenie społeczne ulegało stopniowemu zanikowi w strukturze organizacji państwowej. Dany model życia społeczno-produkcyjnego legł u podstaw ukształtowania się określonych form obrzędowych. Przypuszczalnie w ówczesnym społeczeństwie słowiańskim występowały ich dwa rodzaje, a mianowicie:
1. Obrzędy społeczno-rodzinne (czy nawet rodowe) posiadające ścisły związek z ważnymi wydarzeniami zachodzącymi w życiu rodziny (rodu) oraz poszczególnych jej członków. Szczególne w tym względzie miejsce zajmowały obrzędy podkreślające czynnik wspólnotowy i egzystencjalny, a posiadające związek z narodzinami dziecka, jego inicjacją społeczną, zawarciem związku małżeńskiego czy śmiercią członka wspólnoty.
2. Obrzędy i święta doroczne.
„Jest rzeczą oczywistą — pisał J. S. Bystroń — że Polacy przed przyjęciem chrześcijaństwa mieli własny kalendarz obrzędowy; rok podzielony był na okresy, których wyznacznikami były rozmaite święta, mniej lub bardziej uroczyście obchodzone. Święta te oczywiście nie miały ściśle ustalonego terminu ani formy obrzędowej; nie było tu żadnej władzy, która by tego pilnowała, nie było prób systematycznego ujęcia - całego roku kalendarzowego, poszczególne praktyki łączyły się więc z takim czy innym terminem i sama obrzędowość ulegała łatwo zmianom. Niemniej jednak w tym zmiennym wciąż kompleksie praktyk możemy wyróżnić pewne zasadnicze typy świąt. Mamy tu więc przede wszystkim do czynienia ze świętami wyznaczającymi pory roku; świętem zimy, świętem nadchodzącej wiosny i początku lata, ze świętami wegetacyjnymi, których pierwotnym sensem było utrzymanie ciągłości wegetacji zbóż i drzew owocowych, dalej ze świętami miłości, w którym to okresie łączyły się młode pary i których przeżytkiem są dzisiejsze zwyczaje w okresie Zielonych Świątek i w wilię św. Jana, wreszcie święta poświęcone pamięci zmarłych, zapewniające tym, którzy odeszli, spokój na tamtym świecie i zarazem broniące żywych od nawiedzania ich przez powracających na ten świat nieboszczyków, którzy zjawiać się mogli jako istoty groźne i niebezpieczne."
Przegląd starosłowiańskiej obrzędowości społeczno-rodzinnej rozpoczniemy od uroczystości związanych z zawarciem małżeństwa, które to wydarzenie pojmowano jako symboliczny akt kupna żony, zw. wianem. W czasach późniejszych termin ten uległ przewartościowaniu na wyprawę otrzymywaną od rodziców przez pannę młodą. Natomiast według ówczesnego zwyczaju oznaczał cenę ofiarowywaną przez kandydata na małżonka rodzicom przyszłej żony za nią samą.
Zawarcie związku małżeńskiego odbywało się za pośrednictwem osób trzecich zw. swatami (swat — swój człowiek) czy dziewosłębami. Byli to jakby pierwsi na ziemiach polskich urzędnicy stanu cywilnego, ponieważ w ich rękach spoczywało nie tylko skojarzenie młodej pary, ale również ogólne kierowanie całym obrzędem zaślubin. Kojarzenie małżeństwa rozpoczynano od omówienia przez swatów, występujących w imieniu kawalera, z rodzicami dziewczyny propozycji małżeńskiej i po dojściu do porozumienia ustalenie terminu tzw. zmówin czy zrękowin.
Włodzimierz Tetmajer - Zrękowiny
Następnie rodzice oznajmiali córce swoją wolę poślubienia przez nią przedstawionego jej kandydata. Zmówiny odbywały się w domu młodej i rozpoczynały się od ustalenia wysokości wiana. Następnie swat nakazywał połączyć dłonie młodym i obdzielał ich chlebem i serem. Po dokonaniu tej czynności wyznaczano termin przenosin młodej do domu przyszłego małżonka. Przenosiny stanowiły zasadniczy akcent obrzędowy aktu zaślubin i połączone były z całym szeregiem czynności i praktyk magicznych.
Pierwsza część przenosin miała miejsce w domu młodej i towarzyszyła jej suta biesiada, w której ważną rolę odgrywało specjalne pieczywo okolicznościowe, zw. kołaczem lub korowajem.
Już z samą czynnością jego wypieku związane były określone obrzędy i śpiewy mające zapewnić pomyślność i szczodrość w życiu rodzinnym małżeństwa. Ucztę rozpoczynano od posadzenia młodych (po raz pierwszy razem) na wywróconej włosem do góry skórze wilka (symbol płodności).
Natomiast w końcowej fazie biesiady następowały tzw. oczepiny: obcięcie młodej warkoczy i rzucenie ich w ogień na ofiarę dziękczynną duchom domowym za dotychczasową opiekę nad nią oraz nałożenie jej czepca (symbolu mężatki). Danemu aktowi obrzędowemu towarzyszyły różne przyśpiewki, których teksty nie zachowały się do naszych czasów. Najstarsza ze znanych pieśni oczepinowych pochodzi dopiero z początku XIV w. i brzmi następująco:
„Oj chmielu, chmielu, ty bujne ziele, Nie będzie bez cię żadne wesele...
Żebyś ty chmielu na tyczki nie lazł, Nie -robiłbyś ty z panienek niewiast...
Oj chmielu, chmielu, szerokie liście, Już (Marysieńkę) oczepiliście..."
Po oczepinach kropiono młodych wodą i przeprowadzano przez ogień celem ochrony przed złymi duchami, a następnie rozpoczynały się czynności pożegnania przez pannę młodą rodziców, domu, ognia domowego, opiekuńczych duchów rodziny itd. I teraz całym orszakiem udawano się do domu pana młodego. W drodze panna młoda miała twarz zakrytą w obawie przed urokami złych duchów, które to uczestnicy orszaku starali się odganiać za pomocą wrzawy, trzaskania z batów, uderzania w bębny itp.
Po przybyciu na miejsce, należało znowu dokonać szeregu czynności magiczno-kultowych mających na celu oddanie panny młodej pod opiekę nowych duchów domowych oraz ognia i wody. Przed wejściem obsypywano młodych ziarnami zbóż, aby życzyć im żywotności i licznego potomstwa. Po czym panna młoda musiała być wniesiona do izby, ponieważ nie wolno jej było samej przekroczyć progu — ulubionego miejsca przebywania opiekuńczych duchów domowych.
Swobodnie mogła ona przechodzić przez próg dopiero po przedstawieniu się danym duchom poprzez złożenie im określonych ofiar. I była to pierwsza czynność, jaką musiała wykonać na nowym miejscu swego pobytu.
Zakończeniem przenosin były tzw. pokładziny stanowiące akt zapoczątkowania wspólnego życia małżeńskiego. Pokładziny obudowane były także szeregiem praktyk magicznych, które ostro zwalczane były przez duchowieństwo rzymskokatolickie jako przejawy sprośności i lubieżności.
Płodność kobiety Słowianie uzależniali od działania opiekuńczych duchów domowych, które mogły sobie upodobać jedne niewiasty i obdarzały je płodnością, inne natomiast karały bezpłodnością za niedokładnie czy nieszczerze złożone ofiary lub za jakieś inne przewinienia.
Opiekunami rodzących kobiet były Rody i Rodzanice, tj. duchy rodzinne. Ku ich czci też urządzano po narodzeniu się dziecka ucztę połączoną z ofiarą tzw. oczyszczenia matki i dziecka. Wówczas to kobieta z dzieckiem wychodziła z ukrycia, w którym była izolowana na okres połogu i składała obiaty swoim duchom opiekuńczym.
Jednak obrzęd oczyszczenia nie przekreślał dalszych knowań złych duchów. Dlatego też dla zmylenia ich czynności nadawano noworodkom mylne imiona, jak też symulowano ich wykradanie czy sprzedaż. Szczególną wesołością witano narodziny syna. Fakt ten podnosił jednocześnie rangę kobiety w rodzinie; odtąd była ona już żoną w pełnym tego słowa znaczeniu, miała prawo zabierania głosu w obecności obcych w domu itd.
Każde dziecko po urodzeniu musiało być oficjalnie uznane przez ojca. Najbardziej uroczyście odbywało się uznanie syna pierworodnego. Ojciec — w obecności całej rodziny i przyjaciół — sadzał go na dłoni i unosił w górę, zwracając twarzą kolejno w cztery strony świata. Stanowiło to symboliczne stwierdzenie, iż on właśnie jest jego pierworodnym następcą i spadkobiercą, kontynuatorem jego egzystencji.
Opieka nad dziećmi stanowiła domenę matki, przy czym chłopcy po ukończeniu siedmiu lat przechodzili pod opiekę ojca. To ważny w życiu dziecka moment zw. postrzyżynami lub mianowinami. Był to jakby obrzęd wprowadzenia dziecka do wspólnoty rodzinnej i poddania go władzy ojcowskiej. Połączony był on z urządzeniem sutej biesiady i złożeniem ofiar opiekuńczym duchom domowym.
Po dokonaniu postrzyżyn nadawano dziecku imię albo też publicznie zatwierdzano dotychczas używane w gronie rodzinnym. Wyglądało to w ten sposób, iż najstarszy wiekiem uczestnik obrzędu wygłaszał okolicznościowe przemówienie, w którym po raz pierwszy wymieniał imię chłopca. Nie posiadamy natomiast danych źródłowych wskazujących na stosowanie obrzędu postrzyżyn wobec dziewcząt. Na znaczenie tego obrzędu "wskazuje m.in. fakt, iż według legendy początek panowania dynastii Piastów wywodzi się z obchodu postrzyżyn syna Piasta-Kołodzieja, na które to mieli przybyć dwaj aniołowie (według innej wersji — św. św. Cyryl i Metody). Oni to dopełnili obrzędu symbolicznie poddając tym samym chłopca pod władzę Boga, którego byli reprezentantami.
Długo jeszcze po wprowadzeniu chrześcijaństwa występowały postrzyżyny jako jeden z głównych obrzędów rodzinnych. Kościół rzymskokatolicki przeciwko temu nie oponował, a nawet podejmował starania o nadanie temu obrzędowi charakteru chrześcijańskiego; ułożono nawet specjalny ceremoniał liturgiczny dla odbywania go w kościele. Wzmianka o takich kościelnych postrzyżynach występuje w
„Legendzie o św. Wacławie", gdzie czytamy: „Urosło pacholę, że można było ująć włosy. I wezwał książę Wrocisław biskupa z klerem i gdy odśpiewali mszę w kościele NP Marii, postawił biskup pacholę na stopniu przed ołtarzem i pobłogosławił je i inni księża je postrzygli."
Oczywiście w tym przypadku mamy już do czynienia ze zjawiskiem przekształcenia postrzyżyn z obrzędu rodzinnego w sakralny obrzęd poświęcenia chłopca bóstwu. Jednakże w konwencji obrzędu rodzinnego postrzyżyny praktykowane były jeszcze w XVIII w. o czym wzmiankuje W. Potocki w
„Poczcie herbów Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego" następującymi słowami: „Zwyczaj był w Polsce w siedem lat strzyc czupryny i zwano to — sprawiwszy bankiet — postrzyżynami."
Z kolei literatura etnograficzna z XIX i początków XX w. ujawnia funkcjonowanie licznych jeszcze reliktów tego obrzędu. Np. w Radomskiem istniało przekonanie, iż strzyżenie włosów w siódmym roku życia chroniło od późniejszego ich wypadania itp.
Wkroczenie zjawiska śmierci w krąg życia rodzinnego posiadało również określone formy obrzędowe. Zmarłych Słowianie najczęściej palili na stosie, a dym grzebalnego ognia unosić miał duszę zmarłego w zaświaty. Zwyczaj ten zachował się do X—XI w. i zastąpiony został chrześcijańską formą grzebania zwłok zmarłych w ziemi.
Sam obrzęd spalania zwłok poprzedzały liczne czynności, jak: obmycie i ubranie nieboszczyka, opłakiwanie jego śmierci itd. Noc przed spaleniem zwłok nazywano „pustą nocą" lub „głuchą nocą". Poświęcona ona była czuwaniu przy zwłokach, co stanowiło wyraz symbolicznego pożegnania przez najbliższych. Następnego dnia wynoszono ciało i układano na stosie, który — przy zawodzeniu kobiet-płaczek i okazywaniu oznak żalu przez Todzinę (rwanie odzieży, włosów, drapanie sobie twarzy czy piersi) — podpalano.
Spalone kości wraz z węglem i popiołem składano bezpośrednio w jamach ziemnych (griby jamowe), względnie uprzednio umieszczano je w naczyniu gliniastym, zw. popielnicą (groby popielnicowe) i dopiero potem składano do ziemi z wszelkimi przystawkami (naczynia z jadłem i napojem, ozdoby, broń itp.). Wszystko to przysypywano ziemią tworząc tzw. rękawkę (mogiłę).
Niejednokrotnie na tych miejscach stawiano pomniki w postaci dużych głazów kamiennych bądź wysokich kopców zw. kurhanami. Te ostatnie rozpowszechnione były zwłaszcza na terenach Słowiańszczyzny wschodniej. Rękawka czy kurhan osoby znamienitej stawały się miejscem centralnym placu grzebalnego. Wokół niego powstawały kolejne mogiły.
Troska o zmarłych nie kończyła się samym obrzędem pogrzebowym, pamiętano o nich stale, uważając, iż dusza posiada takie same potrzeby co żywy człowiek. Wobec tego na mogiłach stawiano naczynia z kaszą i miodem, urządzano — zwłaszcza jesienią i zimą — specjalne uczty zw. wspominkami, na które zapraszano „duchy najbliższych". W dniach tych palono ogniska na rozstajnych drogach, aby wędrujące dusze mogły się przy nich ogrzać.
Jeszcze w XVIII i XIX w. znane były obrzędy zaduszkowe zw. dziadami, których celem była pomoc błądzącym i tułającym się po świecie duchom w znalezieniu właściwej drogi w zaświaty.
Inny nieco charakter miała obrzędowość związana z dorocznym cyklem przemian zachodzących w otaczającej człowieka przyrodzie, jak również jego zależnością od „wędrówki słońca po niebie". Granice poszczególnych faz owej „wędrówki" wyznaczały okresy świętowania. Nadmienić tu należy, iż kult słońca połączony był w wierzeniach słowiańskich z kultem ognia oraz płodności stanowiącej rezultat działania słońca i ognia.
Wyrażało to się także w symbolice określonych znaków kultowych, jak równoramienne i łamane krzyże oraz trigwersy (krzyże trójramienne). Stąd też wynikała wiara w coroczną reinkarnację słońca; rodziło się ono w okresie zimowego przesilenia dnia nad nocą i cały rok był przedstawieniem obrazu jego kolejnej egzystencji. Wiosna oznaczała młodość słońca, które w tym okresie pokonywało złą zimę i ożywiało całą przyrodę. Lato — jego wiek męski przyczyniający się do bujnego rozkwitu roślinności, a jesień — wkraczanie w okres późnej dojrzałości, kiedy to oddawało ono ludziom plony ich pracy i szykowało się do zimowego zamierania wraz z całą przyrodą.
Można przypuszczać, iż owe mitologiczne ujęcie żywota słońca stanowiło podstawę dla kalendarzowego roku słowiańskiego, który rozpoczynał się w momencie narodzin słońca, tj. między 21—23 grudnia. Występują również poglądy przesuwające zarówno sam moment narodzin słońca, jak i święto nowego roku na początek okresu wiosennego, tj. między 19—21 marca. W każdym razie kalendarz polskiego świętowania posiada swój odległy rodowód i swoimi korzeniami tkwi głęboko w starosłowiańskim podglebiu.
Pod koniec grudnia obchodzono święto zimy, znane też pod nazwą godowych świąt. Trwało ono kilkanaście dni (około 2 tygodni). Na temat starosłowiańskich form obchodu tego święta nie posiadamy źródłowej dokumentacji historycznej. Natomiast liczne badania ludoznawcze i etnograficzne ujawniły występowanie wielu obrzędów i praktyk magicznych (niechrześcijańskiego pochodzenia) w ludowych modelach świętowania tzw. oktawy Bożego Narodzenia.
Na tej podstawie można przyjąć hipotezę, iż starosłowiańskie święta godowe zawierały w swych treściach dwa elementy: agrarny i zaduszkowy. Urządzano wówczas uczty połączone ze śpiewami, pląsami i wróżbami dotyczącymi pomyślności w plonach, szczęścia osobistego, zamążpójścia itd. Pozostałością owych obrzędów były zachowane w kulturze ludowej zwyczaje stawiania w rogu izby snopa wigilijnego czy słania siana lub słomy pod obrus na stole wigilijnym.
Jeszcze w XVII w. kaznodzieja protestancki Gdacjusz uważał ten ostatni za zwyczaj pogański „...i ta jest rzecz nagany godna, że niektórzy, kiedy w wilię jeść mają, na stole słomę rozpościerają, a na owę słomę obrus kładą, a potem oną słomą drzewa sadowe wiążą."
Z dawnych wróżb dość długo zachowało się „ciskanie kop", czyli wróżenie za pomocą kutii (potrawy wigilijnej z pszenicy, miodu i maku), jakiego należy spodziewać się urodzaju w nadchodzącym roku.
Obchody godowych świąt związane były również z kultem zmarłych, co wyrażało się m.in. w pozostawianiu wolnych miejsc przy stole wigilijnym dla dusz przodków, przygotowywanie dla nich specjalnych potraw (np. chleb nie solony czy wzmiankowana już kutia). Na stole wigilijnym nie wolno było kłaść żadnych przedmiotów żelaznych (wiara w magiczną moc żelaza odstraszania istot duchowych). Zapraszano też na tę wieczerzę zwierzęta (wygłaszając specjalne zaklęcia przed drzwiami domu), a szczególnie wilka dla ochrony przed jego szczególną agresywnością.
Wierzono, iż przez cały okres godowych świąt duchy przodków przebywają razem z żywymi, przeto pod koniec świętowania stosowano praktyki zmuszające je do powrotu w zaświaty. Dokonywano tego poprzez czynienie wielkiego rumoru i hałasu, a w późniejszych czasach wprowadzono tu również akcenty chrześcijańskie, jak: kropienie całego obejścia wodą święconą, okadzanie święconym kadzidłem czy wypisywanie na drzwiach domów święconą kredą inicjałów Trzech Króli.
Na cześć święta umieszczano w izbie snop zboża (służył on także do różnych czynności wróżbiarskich) oraz tzw. podłaźnik czy sad — był to czubek lub gałąź jedliny barwnie udekorowana kolorowymi wstążkami. Zwyczaj ten w późniejszych czasach (XVIII—XIX w.) przekształcił się w strojenie symbolicznych drzewek zw. choinkami. Przyjęty on został od narodów germańskich i dość szybko uległ adaptacji w kulturze szlacheckiej oraz ludowej.
Centralnym natomiast akcentem obchodu świąt wiosennych zw. jarymi świętami było topienie zimy-śmierci symbolizowanej w postaci kukły słomianej. Było to ogłoszenie końca panowania zimy i rodzenie się nowego życia w przyrodzie. O tradycjach funkcjonowania tego obrzędu świadczy wiele wzmianek historycznych.
Już Synod Poznański z 1420 r. nakazywał duchowieństwu: „Nie dozwalajcie, aby w niedzielę, którą zwie się Laetera (...) odbywał się zabobonny zwyczaj wynoszenia jakiejś postaci, którą śmiercią nazywają i w kałuży topią." Również J. Bielecki w swojej ,,Kronice" (XV w.) podaje, iż za jego pamięci „...był on zwyczaj u nas na wsiach, że (...) w poście topili bałwana, jeden ubrawszy snop konopi albo słomy w odzienie człowiecze, który wszystką wieś przeprowadził, gdzie najbliższe było jakieś jeziorko albo kałuża, tam zabrawszy z niego odzienie wrzucali do wody śpiewając żartobliwie: śmierć się wije u potoku szukający kłopotu, potem co prędzej do domu od miejsca tego bieżali; który albo która się wówczas powaliła albo powalił, wróżbę tę mieli, iż tego roku umrze; zwali tego bałwana marzanną."
W okresie XVII—XVIII w. podejmowane były próby chrystianizacji tego obrzędu. Duchowieństwo zaczęło propagowanie praktyk topienia bądź zrzucania z wieży kościelnej, w środę przedwielkanocną — kukły mającej wyobrażać zdrajcę Judasza. Była to koncepcja włączenia starosłowiańskiej marzanny do obrządków kościelnego obchodu tzw. Wielkiego Tygodnia. Próba ta jednakże nie powiodła się i obrzęd marzanny, ulegając różnym przemianom,
dotrwał do czasów współczesnych.
Z obchodami jarych świąt były związane także liczne praktyki magiczne mające zapewnić płodność gleby. Istniał np. zwyczaj oblewania się wodą czy obdarowywania się jajkami. Oblanie kogoś wodą stanowiło dość swoistą formę życzenia, aby pola jego nie ucierpiały od suszy. Natomiast jajko w wierzeniach słowiańskich — podobnie zresztą jak i wielu innych ludów — było symbolem rodzącego się życia, symbolem nieznanej bliżej siły witalnej. Jajka przeznaczone do obdarowywania były bogato barwione i ozdabiane kultową symboliką słońca i płodności.
W procesie chrystianizacji ziem polskich starosłowiańska pisanka — równolegle ze starojudejskim barankiem — stała się elementem symboliki wielkanocnej.
Do zwyczajów symbolizujących jare święta należało też obnoszenie przez młodzież ze śpiewem tzw. gaika lub maika (zielonej gałęzi przystrojonej barwnymi wstążkami), majenie izb zielenią itp. Na zakończenie okresu wiosennego świętowania zakopywano na miedzach resztki jadła i napojów biesiadnych dla spowodowania zwiększenia płodności gleby. Była to jakby ofiara dla bóstwa wiosennego słońca i dobrych duchów ziemi.
Noc Kupały stanowiła kulminacyjny obchód słowiańskich świąt letnich i przypadała w najkrótszą noc w roku, tj. 23—24 czerwca. Święta letnie, w odróżnieniu od pozostałych dorocznych świąt słowiańskich, usuwały ze swoich form obrzędowych elementy agrarne na plan dalszy. Na czoło natomiast wysuwano kult ognia, będący symbolem miłości i życia rodzinnego.
W „...dzień św. Jana bylicą się opasać, a całą noc koło ognia skakać" — oto Noc Kupalna, czyli Świętojańska według Reja z Nagłowic.
O różnych formach świętowania danej nocy występuje wiele wzmianek i opisów późniejszych. I tak np. Marcin z Urzędowa w wielkim zielniku z końca XVI w. wspominał, iż „...u nas w wilię św. Jana niewiasty ognie paliły, śpiewały, diabłu cześć i modły czyniąc; tego zwyczaju pogańskiego do tych czasów w Polszcze nie chcą opuszczać, ofiarowania z bylicy czyniąc, wieszając po drzwiach i opasując się nią, czynią sobótki, palą ognie krzesząc je deskami, aby była prawie świętość diabelska, śpiewając pieśni, tańcując."
Święto lata występowało w czasie pełnego rozkwitu przyrody i w atmosferze najgorętszego miesiąca roku. W dużej mierze wpływało to na silniejsze rozbudzenie pobudliwości płciowej. Stąd obrzędowość tego święta posiadała charakter symbolicznego wyładowania się tej pobudliwości. To z kolei stało się przyczyną silnego zwalczania przez Kościół rzymskokatolicki Nocy Kupały, jako „praktyk szatańskich".
Czy tak było w istocie? Noc Kupały rozpoczynano od rozpalania „świętych ogni" na polanach leśnych, a zwłaszcza nad brzegami rzek i jezior; gdy stosy płonęły już mocno wówczas ogień zalewano. Symbolizowały one płonący przez cały rok „święty ogień" w domostwach rodzinnych, który to jednakże uległ skalaniu przez człowieka. Stąd potrzeba „wykrzesania" (symboliczna rola wzmiankowanych deszczułek bądź krzemieni) nowego i czystego „świętego ognia".
Henryk Siemiradzki - Noc Kupły
Ten nowy ogień był również symbolem rodzących się w Noc Kupalną uczuć miłości u ludzi. Miał on moc oczyszczania ludzi, chronienia ich od chorób i nieszczęść oraz utrwalania instytucji rodzinnej. Tak więc po zagaszeniu starego ognia rozpalano na tym miejscu nowy i wierzono, iż równocześnie przenosi się on do poszczególnych siedzib ludzkich, by płonąć w nich do następnej Nocy Kupalnej.
Przez te ognie skakała młodzież w celu oczyszczenia się, przepędzano przez nie bydło dla ochrony od chorób i pomoru, a dziewczęta wrzucały do niego pęki ziół i kwiatów dla zapewnienia sobie wzajemności uczuć swoich wybrańców. Całonocne tańce i śpiewy wśród dymów palonych ognisk i upajającego zapachu przyrody tworzyły atmosferę sprzyjającą rozbudzeniu erotyzmu wśród młodzieży. Stąd Noce Kupalne przyczyniały się do powstawania nowych małżeństw, niejednokrotnie nawet drogą porywania od ognisk pląsających dziewcząt przez ich partnerów.
Niewątpliwie było to święto nieco swawolne o wybitnie ludycznym charakterze. Istnieją także ślady wskazujące na to, iż święto lata miało także charakter święta pasterskiego (np. okadzanie bydła, oprowadzanie go po miedzach pól itd.), ale głównie występowało to wśród Słowian wschodnich.
Rokrocznie we wrześniu oglądamy przeciągające ulicami naszych miast i miasteczek, barwne korowody dożynkowe z wieńcami uplecionymi z płodów naszej ziemi. W powszechnym mniemaniu dożynki stanowią tradycyjne święto ludowe, podsumowujące całoroczną pracę rolnika w postaci uzyskanych przez niego plonów. I niewątpliwie trudno byłoby nam dopatrywać się w tym obrzędzie echa dawnego słowiańskiego obrzędu ku czci duchów czy bóstw rolniczych.
Zakończenie okresu zbioru plonów dawało ludom słowiańskim zasłużone prawo do świętowania i odpoczynku, ale równocześnie związane było z czynnościami kultowymi ku czci określonych bóstw rolniczych.
Za przykład w tym względzie posłużyć się można opisem jesiennego święta plonów odbywanego w Arkonie na Rugii. Uroczystość rozpoczynała się w świątyni boga Światowida od złożenia symbolicznej ofiary z miodu; napełniano nim róg umieszczony w ręku bóstwa oraz ze złożenia darów z uzyskanych plonów.
Po tych czynnościach przystępowano do ogólnej biesiady połączonej z tańcami i śpiewem. Wszyscy uczestnicy uczty wnosili swój wkład w naturze, a więc zwierzynę, ptactwo, miód itd. Utrzymywanie wstrzemięźliwości w piciu i jedzeniu podczas takiej uczty oceniane było negatywnie. Po kilkudniowym biesiadowaniu i zabawie kończono czas świętowania i powracano do swoich siedzib.
Trudno stwierdzić czy podobne formy świętowania występowały również wśród plemion słowiańskich, z których wykształtowała się nasza społeczność narodowa. Wysuwane są hipotezy odnośnie funkcjonowania u wszystkich ludów słowiańskich wyróżnionych bóstw rolniczych, a nawet duchów opiekuńczych prac żniwnych.
Relikty występowania tych ostatnich zachowały się również w naszej demonologii ludowej z przełomu XIX—XX w. Odnajdujemy w niej takie postacie demoniczne, jak: Życień, Raj czy Sporysz. Ponadto na rzecz danej hipotezy świadczy także znaczenie, jakie do dziś jeszcze przypisywane jest ostatnim kłosom zżętym na polu; z nich to splatane są wieńce dożynkowe, a ziarna z nich używa się do symbolicznego rozpoczęcia siewów. I dość szczególne też noszą one nazwy, np.: przepióreczka, koza, broda, pędek, luba itd.
Tak w bardzo ogólnym skrócie przedstawiała się obrzędowość starosłowiańska, na której podłożu kształtowały się nasze rodzime zwyczaje, obrzędy i formy świętowania.
W procesie chrystianizacji, jak pisał J. S. Bystroń, „... zaprzestano więc w różnych okolicach wcześniej czy później, pogańskich obrzędów (...), ale nawet po zniesieniu dawnych świąt pozostało jeszcze bardzo dużo praktyk zwyczajowych, których nie zapomniano tak prędko. Lud przecież wierzył, że od dokonania takich czy innych czynności zależy powodzenie w życiu, urodzaju, bezpieczeństwo od suszy czy gradu, spokój od dusz zmarłych."
Wśród ludowych, szlacheckich i mieszczańskich tradycji
Proces tworzenia zrębów polskiej obrzędowości dorocznej i społecznej rozpoczyna się na przecięciu dwóch kultur: autochtonicznej słowiańskiej oraz zachodniej chrześcijańskiej.
„W pewnym punkcie dziejów — jak pisała Z. Kossak — Kościół wkroczył w cykl kalendarzowy, narzucając własny rok liturgiczny (...) Stare wierzenia odeszły, zapadły w głąb podświadomości, gdzie wegetują utajone, lecz wciąż żywe."
W okresie średniowiecza, w rezultacie silnego oddziaływania Kościoła rzymskokatolickiego na całokształt życia naszego społeczeństwa, nastąpiło ukształtowanie się polskiego kalendarza obrzędowego. Ustanowione zostały wtedy święta o wybitnie sakralnym charakterze. Zaistniałe wówczas procesy tworzenia chrześcijańskiej obrzędowości dorocznej społeczeństwa polskiego wyrażały się: z jednej strony — w chrystianizacji dawnych świąt słowiańskich i związanych z nimi form obrzędowych oraz z drugiej strony — we wprowadzaniu do Polski nowych świąt o charakterze kultowym i związanych z nimi obrzędów liturgicznych.
Należy jednakże przyznać, iż te nowe święta, adaptowane w kulturach chłopskich, bardzo mocno obudowywane były lokalnymi formami obrzędowości tradycyjnej, najczęściej o charakterze, magicznym (wróżby) i ludycznym (zabawy, biesiadnictwo).
Prowadziło to w konsekwencji do wyraźnego osłabienia treści doktrynalnych tych świąt, co z kolei powodowało ostre niekiedy sprzeciwy ze strony Kościoła. Natomiast w późniejszym już okresie kontrreformacji nastąpiło dopiero znaczne rozwinięcie obrzędowości liturgicznej i paraliturgicznej oraz pewne umocnienie znaczenia świąt chrześcijańskich w życiu publicznym i rodzinnym społeczeństwa polskiego.
Począwszy zaś od połowy XIX w. występuje zjawisko stopniowej laicyzacji świąt wyznaniowych. Szczególne zaś nasilanie się tego procesu obserwujemy współcześnie, do której to kwestii powrócimy w toku dalszych rozważań.
Fragment książki: Leonard Pełka -
Rytuały, obrzędy, święta