Wenus z Willendorfu
W Dolnej Austrii, między miastami Melk i Krems, znajduje się jeden z najbardziej uroczych zakątków nad brzegiem tylekroć opiewanego Dunaju. Między wydłużonymi, bogato rozczłonkowanymi grzbietami górskimi rzeka płynie wąskim, lecz głębokim korytem. Na stromych zboczach przeplatają się lasy i kwitnące winnice, a liczne ruiny zamków spoglądają z wysokich skał w dół ku Dunajowi. Prastary szlak wędrówek prowadził lewym brzegiem przez Wachau. Tędy przechodzili bajeczni Nibelungowie w swej drodze do kraju króla Etzela. Tędy, wiele tysięcy lat przed nimi, ciągnęli łowcy epoki lodowej. Ale ta okolica za ich czasów wyglądała całkiem inaczej. Nie był to kraj uprawny, brak też było gęstych lasów, ponieważ klimat był zimny i niegościnny. (...)
Dwadzieścia kilometrów w górę rzeki od Krems, naprzeciw ruin Aggsteinu, leży inna sławna ze znalezisk miejscowość: Willendorf. Od ubiegłego stulecia kilka cegielni korzystało tam z ogromnych pokładów lessu, przy czym stale natrafiano na kości i obrobione krzemienie. Prahistoria zaczynała wtedy dopiero raczkować, toteż nie doszło do szerokich i systematycznych wykopalisk. Stopniowo Willendorf I, jak nazwano później miejsce prastarego obozowiska, ulegało coraz większej dewastacji. Kopalne kości były wyrzucane na śmietniska lub trafiały w ręce prywatnych kolekcjonerów. Robotnicy natomiast cieszyli się z pięknych narzędzi kamiennych, które dobrze im służyły do krzesania ognia. Kiedy w roku 1907 budowa kolei w Wachau zagroziła całkowitym zniszczeniem prehistorycznego stanowiska, Naturhistorisches Museum w Wiedniu poleciło prahistorykom Szombathy'emu, Bayerowi i Obermaierowi podjęcie planowych wykopalisk w okolicach Willendorfu. W rezultacie starannego badania lessu stwierdzono ogółem na zboczach szerokiej doliny siedem miejsc ze śladami łowów na dzikiego zwierza. Gdy 7 sierpnia 1908 roku dokonywano oględzin najwyższej, dziewiątej warstwy kulturowej stanowiska Willendorf II, jeden z robotników podniósł nagle z ziemi małą figurkę kamienną. Uczeni z ciekawością tłoczyli się wokół niego.
Była to ni mniej, ni więcej tylko dobrze zachowana statuetka nagiej kobiety! Ze zdumieniem przyglądali się odkrywcy drastycznemu realizmowi jej pełnych kształtów. Wśród kolegów po fachu wywołałoby to nie lada sensację! l tak też się stało. „Jest to figurka wysokości 11 cm, wykonana z delikatnego, porowatego wapienia", informował Josef Szombathy zaintrygowanych badaczy pradziejów, „doskonale zachowana, z nierównomiernymi śladami czerwonej farby. Przedstawia dojrzałą, grubą kobietę o dużych piersiach, z wydatnym, sterczącym brzuchem, pełnymi biodrami i udami, ale bez właściwej fałdy tłuszczowej w tylnej części ciała. Genitalia są silnie zarysowane, tylna część prawidłowa pod względem anatomicznym, wyposażona w wiele prawdziwych szczegółów. Włosy na głowie wyobrażone są przez pewną liczbę zgrubień ułożonych w koncentryczne kręgi na większej części głowy, twarz jest całkiem pominięta. Oczy, nos, usta, uszy i podbródek nie zostały w ogóle zaznaczone. Ramiona są zredukowane, przedramiona i ręce wyobrażono jedynie jako płaskie, reliefowe paski nad piersią. Kolana są bardzo dobrze ukształtowane, podudzia mają wprawdzie łydki, jednak silnie skrócone, przednią część stóp opuszczono zupełnie. Na figurce nie ma śladu odzieży ani ozdób z wyjątkiem grubo nacinanej bransolety na każdym przedramieniu".
Wokół rzeźby, wkrótce po jej odkryciu, rozgorzał gwałtowny spór. Jedni ze względu na bujne kształty i rzekomo nabożne pochylenie głowy i ułożenie ramion uważali ją za boginię matkę, inni przywiązywali większą wagę do zaakcentowanych szczegółów i tłumaczyli, iż figurka była bezsprzecznie erotycznym ideałem ludzi epoki lodowej, nadając jej dlatego pochlebne imię
Wenus z Willendorfu. Pod tą nazwą rzeźba weszła do literatury. Trzeba przyznać, że świadczy ona o niezwykłej pewności w kształtowaniu formy. Jest to zdumiewające zważywszy wiek znaleziska. Jedna próba 14C wykazała bowiem dla warstwy czwartej z Willendorf II wiek 31 840 ± 250 lat, dla warstwy piątej 32000 ± 3000 lat. Wenus liczy więc sobie około 32 000 lat. (...)
W tym czasie znano już liczne inne oryniackie i perigordzkie figurki kobiece z Europy zachodniej i wschodniej, które nasunęły wiele pytań o znaczenie tych osobliwych dzieł. Szczególną sensację wzbudziły figurki
Wenus z Brassempouy w departamencie Landes w południowo-zachodniej Francji. Natrafiono tam w roku 1880 na dwie groty, które nazwano Grotą Papieża i Grotą Hien. Grota Papieża zawierała ważniejsze znaleziska. Jak w wielu innych miejscach, zamieszkiwali w niej łowcy oryniaccy, solutrejscy i magdaleńscy. Tym, który pierwszy wbił tu łopatę i komu przypadły zdumiewające odkrycia, był znów Piette. W roku 1894 informował swych przyjaciół o jednym z najpiękniejszych dzieł sztuki paleolitycznej: główce kobiety wspaniale wyrzeźbionej w kości słoniowej. Ma ona tylko 3,5 cm wysokości, ale fotografia w dużym
Wenus z Brassempouy
powiększeniu podkreśla, że to małe popiersie kobiece wykonano mistrzowską ręką. Pierte nazwał ją „głową w kapturze". Przypuszczalnie jest to jednak nie nakrycie głowy, lecz misterna fryzura, jaką poznaliśmy już, choć w innym rodzaju, u Wenus z Willendorfu.
Co dziwne, główka ma zaznaczony wyraźnie nos i brodę, brak natomiast oczu i ust. Zapewne pierwotnie były namalowane farbą. Odnosi się wrażenie, jakby przedstawiono tu „portretowo" określoną osobę. Jest to godne uwagi, ponieważ w większości całkowicie zachowanych rzeźb kobiecych ze starszej epoki kamienia twarz nie jest dokładnie zaznaczona. Czyżby rzeźba miała przypominać kobietę, która odgrywała wybitną rolę w życiu rodu? W Brassempouy musiano przypisywać kobiecym figurkom duże znaczenie, gdyż stopniowo wydobyto z warstw oryniackich siedem takich rzeźb.
Szczególnie interesującą figurkę kobiecą z ciosu mamuta miał okazję wydobyć Piette już w roku 1892. Choć przetrwała w złym stanie, jednak nie można nie dostrzec podobieństwa do Wenus z Willendorfu. Jędrne uda i zwisający spiczasty brzuch świadczą o tym samym szacunku i podziwie artysty dla pełnych kształtów. Ale znaczenie tej figurki polega nie tylko na tym. Nad masywnymi udami i na ukos przez podbrzusze biegną dwa rzędy linii, które z pewnością miały oznaczać tatuaż.
Od antropologa i etnologa Hermanna Klaatscha wiemy, że kobiety tubylców australijskich zdobią małymi bliznami piersi i ramiona. Prastary zwyczaj przetrwał zatem aż do naszych czasów u ludów stojących na niższym stopniu cywilizacji. Akcentowanie niezwykłej obfitości kształtów prowadziło już ongiś do osobliwych stylizacji. Klasyczny tego przykład stanowi figurka z Lespugue w departamencie Haute Garonne. Wskutek uderzenia łopatą przez odkrywcę figurka została znacznie uszkodzona na piersiach, brzuchu i z lewej strony. Jednakże Renę de Saint-Perier, szczęśliwy znalazca, wzorując się na zachowanej części zrekonstruował całość. Uderzające wrażenie sprawia widok bardzo szerokich bioder i balonowatych, obwisłych nad wydętym brzuchem piersi, na których spoczywają chude przedramiona. Ramiona ledwie
Wenus z Lespugue
wyróżniają się z ciała; dyniowata głowa, na
której brak rysów twarzy, jest lekko pochylona do przodu, jakby w pozie nabożnego skupienia. Włosy z tyłu głowy zwisają kosmykami aż na ramiona, które widziane z boku wydają się nienaturalnie szczupłe. W środkowej części figurki brzuch, biodra i piersi kuliście spiętrzają się jedne nad drugimi. Całość dźwigają mocne uda i ostro zbiegające się łydki bez stóp.
Cóż za wymyślne ukształtowanie ujawnia rzeźba, gdy oglądamy ją z przodu! Górna i dolna część ciała są niemal symetryczne. Półkoliste biodra wyznaczają środek postaci i jej największy obwód. Od tyłu figurę przedzielają pośladki Niezwykły "listek figowy", który sięga u dołu aż za zgięcie pod kolanami, nie miał zapewne niczego zasłaniać, lecz służył prawdopodobnie jako ochrona przed zimnem podczas siedzenia, jeśli nawet nie miał znaczenia wyłącznie kultowego. O tym, że już wówczas znano się na przygotowywaniu i obróbce skóry, dowodzą setki igieł, które niekiedy tkwią w prawdziwych igielnikach z obrobionych rurkowatych kości Prahistoryczne gospodynie zważały, aby w ich gospodarstwie nic nie zginęło.
Podobnie jak rzeźby z Willendorfu lub Brassempouy, także
Wenus z Lespugue można uznać jedynie za owoc długiej tradycji. Na korzyść wystylizowanej formy artysta zmienił naturalne proporcje kobiece. Owa skłonność do myślenia abstrakcyjnego w tak zamierzchłych czasach wydaje się niewiarygodna, jednak potwierdzi ją jeszcze wiele innych zdumiewających przykładów. (...)
Pramatka i Pani Zwierząt
Odkąd w roku 1861 znaleziono pierwszą kobiecą figurkę ze starszej epoki kamienia, hipotezy na temat jej znaczenia wyrastały jak grzyby po deszczu. Wielu uczonych zgadzało się z antropologiem Hermannem Klaatschem, który w obfitych kształtach statuetek dopatrywał się ówczesnego "ideału erotycznego".
Wenus z Dolní Věstonice
Wskutek częstego spożywania mięsa, twierdził on, znacznie zwiększył się popęd płciowy paleolitycznych łowców, a kobiece rzeźby nie były niczym innym, jak ideałami seksualnymi. Inni specjaliści wyjaśniali powstanie małych rzeźb samą radością tworzenia artystycznego. Ten pogląd jednak w zbyt dużym stopniu wywodził się ze współczesnego sposobu myślenia i nie mógł zdobyć uznania.
Zyskiwała natomiast coraz większą przewagę opinia, że wizerunki korpulentnych kobiet z mocno zaakcentowanymi cechami płciowymi wyobrażały bóstwo płodności lub macierzyństwa jak Magna Mater, Wielka Matka Ziemia, którą czczono w rozwiniętych rolniczych kulturach orientalnych. Przede wszystkim uczeni radzieccy zwracali uwagę na to, że przy wyjaśnianiu sensu tych posążków trzeba uwzględnić współczesne im warunki ekonomiczne i społeczne. Uświadomienie sobie, że ludzie epoki lodowej w sprzyjających okolicznościach prowadzili osiadły tryb życia, umożliwiło nową interpretację ich dzieł sztuki.
W osadach rola kobiet musiała wzrastać. One przygotowywały pożywienie, obrabiały skóry i gromadziły zapasy na długie miesiące zimowe, one dbały o ogień i porządek w chatach. Od nich w znacznym stopniu zależało istnienie i bezpieczeństwo małej społeczności. Osiedlenie się wzmacniało więzi pokrewieństwa i prowadziło do otoczenia kultem matki plemienia. Ten zwyczaj mógłby, zdaniem prahistoryka Franza Hancara, tłumaczyć kilka zagadkowych obserwacji, "na przykład fakt, że wschodnioeuropejskie i północnoazjatyckie figurki kobiet znajdowały się zawsze blisko ściany chaty, nawet w odrębnych wnękach i zagłębieniach, co świadczy o ich szczególnie troskliwym przechowywaniu, co bardzo dobrze pasuje do otoczonego kultem wizerunku pramatki. Figurki o zaostrzonych końcach nóg można wetknąć albo w ziemię, albo ustawić na podstawce, co zgadzałoby się również z wyobrażeniem kultowym [...] Wychodząc z tego założenia staje się jasne, że w Kostienkach, gdzie ziemianki zostały porzucone niewątpliwie pod przymusem, a figurki wyglądają na porozbijane rozmyślnie, chodziło o zniszczenie należących do domu i chroniących go dotąd wizerunków pramatek.
Moim zdaniem, można interpretować troskę o przedstawienie fryzury i nakrycia głowy jako wyraz rodzenia się formacji rodowej, skoro wiemy, jak dużą rolę odgrywa fryzura w oznaczeniu przynależności do rodu u współczesnych ludów prymitywnych. Z tego punktu widzenia można przypuszczać, że «rysy portretowe» poszczególnych figurek, odtwarzanie różnorodnych typów budowy ciała, tatuowany pas na piersiach Wenus z Kostienek, jak i ogólne wrażenie świadczą, że stanowią one przedstawienia konkretnych kobiet. Pogląd ten wypowiadali Kuhn, Gierasimow, Zamiatnin i inni".
Figurki z Nebra
Pewne odkrycie w dolinie Unstrut przemawia za koncepcjami Hancara. W roku 1962 współpracownicy Landesmuseum w Halle odkopali w Altenburgu na północ od miasta Nebry resztki osady z okresu magdaleńskiego. O istnieniu domostw świadczyło jeszcze sześćdziesiąt jam po słupach, które odróżniały się na białym piasku czerwonawym zabarwieniem. Także tutaj znaleziono kobiece idole. Ich ciała wyobrażono jako smukłe pręty, natomiast przesadnie podkreślone są pośladki. Takie stylizacje są typowe dla młodszego okresu magdaleńskiego. Dwie rzeźby kobiet z tego samego okresu, odkryte w latach 1959 i 1963 w Oelknitz w dolinie Saali, są tak podobne do figurek z Nebry, że mógł je wykonać ten sam myśliwy epoki lodowej. Okoliczności znalezienia tych rzeźb zdają się wyjaśniać ich znaczenie.
Na miejscu osady w Nebrze w dwóch otworach po słupach tkwiły figurki Wenus, podczas gdy trzecia była ukryta w osobliwej jamie. Volker Toepfer donosił: „Owo zagłębienie, w odróżnieniu od pozostałych, nie było zbliżone do okręgu, lecz miało konstrukcję skrzyniową. Przylegało do monolitycznej, lekko wznoszącej się skały pstrego piaskowca i było częściowo sztucznie w niej wyżłobione. Sześć cienkich płytek piaskowcowych pionowo ustawionych tworzyło skrzynkę o bokach około 20 do 30 cm w świetle. Szczeliny między kamieniami wypełniono kośćmi, przy czym końską łopatkę w zachodnim narożniku umieszczono w ten sposób, że należy widzieć w tym zamierzone zamknięcie szpary w ścianie. Nad skrzynią znajdowała się poziomo leżąca płyta z piaskowca o wymiarach 60 x 70 cm, która niegdyś przykrywała całe wnętrze [...] Zgromadzono tam bardzo wiele kości i ich odłamków, przede wszystkim kości konia i renifera. Było około 40 ostrzy i odłupków krzemiennych, jak również 25 różnorodnych narzędzi.
Wenus z Hohlen Fels
Oprócz figurki, szczególnym znaleziskiem w skrzyni był jeszcze rozłamany, miseczkowaty kawałek-wapiennego stalaktytu. Miał pierwotnie mniej więcej okrągły kształt o średnicy około 11,5 cm. Przeciętna grubość ścianki wynosiła 1,5 cm. Z płaskiej, szarej miseczki uchowały się tylko mniej więcej dwie trzecie. We wnętrzu lekkiego wklęśnięcia można zauważyć jeszcze cienkie, krzyżujące się ryte linie. Przedmioty tego rodzaju interpretuje się zazwyczaj jako lampy lub miseczki ofiarne. Najwartościowszym znaleziskiem w skrzyni była figurka Wenus. Leżała w południowej, dolnej części pod kamieniem ściany, który wtórnie przesunął się ukosem ku środkowi.
Konstrukcja skrzyni i jej zawartość pozwalają przypuszczać, że nie była to jama do umocowania żerdzi namiotu. W dodatku położenie na zachodnim skraju zgrupowanych tuż obok siebie jam po żerdziach wskazuje, że wzniesiona na skale piaskowcowej skrzynia znajdowała się niegdyś poza obrębem namiotu. Można więc sądzić, że prostokątna skrzynia kamienna stanowiła konstrukcję sakralną, skrzynię kultową, miejsce, gdzie przechowywano specjalne przedmioty rodu tub szamana [...] Usytuowanie figurek z Nebry w jamach po słupach namiotów lub w osobliwej «skrzyni kultowej» przemawia za ich związkiem z paleolitycznymi domostwami. Ten typ figurek obrazował widocznie wywodzącą się z ustroju matriarchalnego religijno-mitologiczną postać «Pani domowego ogniska», jak to wyraził S. A. Tokariew(1961)".
Figurki z Oelknitz
Rozmaite kobiece idole wiązały się zapewne z innymi pojęciami. Na syberyjskich stanowiskach Malta i Buriet odnaleziono w sumie pięć rzeźb wyobrażających kobiety w skórach zwierzęcych. Prawdopodobnie tygrysowate poprzeczne prążki miały naśladować skórę lwa jaskiniowego, który uchodzi w prostej linii za przodka tygrysa amurskiego. Na jednej ze statuetek widać wyraźnie z tyłu cienki, długi ogon zwisający ku dołowi. Etnologia zna liczne przykłady takiego przebrania. W stroju syberyjskich czarowników ogony zwierząt odgrywają ważna rolę. Ogony mamutów, które odkryto w Gagarinie, służyły zapewne również celom kultowym. W ten sposób można by też wyjaśniać tylny fartuszek Wenus z Lespugue. Na łupkowej płytce z Espelugues niedaleko Lourdes wyryty jest człowiek przystrojony rogami, z gęstą brodą i długim ogonem. Takie przybrania miały związek z magią łowiecką. Zdaniem uczonego radzieckiego Jefimienki brały w niej udział także kobiety. Ich znaczenie dla rodu rozciągałoby się również na
Wenus z Savignano
zwierzęta, dla których każda byłaby „Matką i Panią". Jedna z postaci kobiecych z Gagarina, która błagalnym gestem podnosi ręce, zdaje się wykonywać czynności kultowe. Podobne wyobrażenia są podstawą pewnego zwyczaju syberyjskich łowców reniferów.
Ostiacy, Goldowie, Jakuci i inni rzeźbią w drewnie modrzewia i osiki postaci kobiece, które nazywają Dżuli. Przechodzą one w spadku z pokolenia na pokolenie i uchodzą za duchy opiekuńcze
rodziny i plemienia. Im powierza się chatę wyruszając na polowanie. Po powrocie do domu karmi się je kaszą i tłuszczem mówiąc przy tym: „Spraw, abyśmy byli zdrowi, spraw, abyśmy zabijali wiele zwierząt!" Prawdopodobnie w figurkach paleolitycznych Wenus ucieleśniały się rozmaite wyobrażenia Pani zwierząt i terytorium łowieckiego, opiekunki rodu i gromady, pramatki i matki plemienia, w ogóle płodności.
Niezwykłe znaczenie kobiet w światopoglądzie ludzi paleolitu odzwierciedla się jednak nie tylko w małych dziełach plastycznych. Znalazło ono także artystyczny wyraz w południowo-francuskich schroniskach i jaskiniach. Po zrozumieniu tego rozpoczął się nowy rozdział w badaniach sztuki epoki lodowej.
* * * * *
Fragment książki: Rudolf Drössler -
Wenus epoki lodowej